Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2014, 03:52   #121
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
O DRODZE, WULKANACH I ZAKLĘCIACH


Jaskinie, w drodze do osady maurów

Wciąż pod wpływem bitwy i ciepła od ognistego wezwania, Shando Wishmaker, czarodziej wojenny myślał mniej o dziwnych sojusznikach, więcej zaś o otoczeniu, walce oraz wiszącej w powietrzu przyszłej potyczce z pająkokształtnymi potworami.
Jego ifiritowa krew grała w żyłach marsza wojennego i aż krzyczała o wykorzystanie. Ogień, ogień, ogień - oto najlepsze antidotum na wszelkie robactwo, o innych problemach nie wspominając.


Wędrowali tunelami, zastygłymi śladami po prehistorii, gdy płynęły tędy strumienie magmy, roztopionej skały gorącej jak samo piekło. To było coś nawet lepszego od ognia... gdyby Shando udało się tą moc okiełznać.
Ognisty Grot Kelgore'a był pierwszym krokiem - z garści popiołu czar formował malutkie wrota, przez które wyrywał z gorącego wnętrza ziemi okruch rozpalonej skały. Nieduży, przybierający formę i wielkość grotu do strzały, który tworzyli początkujący, aż do grotu porównywalnego z ostrzem partyzany (a od niedawna calimshanin wyczarowywał niewiele mniejszy, wielkości grotu włóczni!). Zręczni potrafili wyrwać rozpalone ostrze z ciała zanim narobiło poważniejszych szkód, ale czar był silny.
Szkoda tylko, że działa tylko na jednego wroga, pomyślał czarodziej. Nie było źle - silny dzięki ognistej krwi Wishmakera Ognisty Grot dobrze sprawdzał się przeciwko silnym, pojedyńczym celom. Ale wojna domagała się większej ilości krwi i zaklęć, które zabijać będą hurtowo. Czarodziej przypomniał sobie formułę.


Tak naprawdę mógł dodać linijkę i trochę zmodyfikować. Choć nie, to inwokacje wchodziły w grę, może przemiany. Korciło go, by podobnie jak zrobił to Kelgor, skorzystać z ulubionych Wywołań: zamiast tworzyć pocisk, wezwać go z planu ognia, gdzie wulkany wybuchają na okrągło. Jeden malutki okruch gorejącego wulkanicznego piekła. Jednak celność była by znikoma, więcej - nie byłoby celności.

Notatki Shando o wynajdywanym właśnie zaklęciu


Robocza nazwa: Magmowy atak

Uwagi:
Zaklęcie ma wezwać z planu ognia bombę piroklastyczną i kierować nią.

Plusy: Dzięki wykorzytsaniu siły wybuchu samego wulkanu fenomenalny zasięg (co najmniej 130 kroków, magią można wydłużyć nieco), gorące odłamki i krople płynej lawy spowodują rozległe poparzenia i podpalenia w promieniu 1,5 kroku od miesca uderzenia. Pospolity składnik.

Minusy: Moc destrukcyjna zaklęcia nie zależy do końca od siły samego maga.

Przewidywane problemy: Możliwe, że przyzwania będą zbyt kapryśne w kierowaniu i ostatecznie zaklęcie będzie inwokowane. Siła zaklęcia wydaje się nieco przekraczać możliwości Shando.



Site Rụọ nke ugwu mgbawa Nna-mụrụ n'etiti ụmụnna!
Na anwụrụ ọkụ, sọlfọ, ojii isi okpukpu akwusila!
N'okpuru jikọrọ ọnụ na esi nkume sọrọ!
Ọkụ n'ihi na ịm gaakpọ - Akụ mmiri i-gwé!
Z trzewi Ojca-wulkanu zrodzona wśród braci
Z dymu, siarki, ognia czarny warkocz ciagniesz
Pod bazaltu skorupą, wrząca skała pływa
Zwiastunko pożogi - Ja wzywam, przybywaj!


Molten Strike – Spell – D&D Tools




_______________________________________________


O TRUDACH ZDOBYWANIA WIEDZY
albo
CHOLERNA PÓŁNOC II


W rozmowie udział wzięli: Shando, Kostrzewa, Kibor, Burro.

Wybuchająca gorącą magmą kula, to coś, co trzeba będzie inwokować ręcznie. Ale to wymagało konsultacji, w końcu zachowanie lawy, jej emanacje... to nie w kij dmuchał.
Dlatego czarodziej Shando Wishmaker podszedł do pewnej zrzędliwej druidki i przyjaźnie zagadał.
- Urodziłaś się w górach, dużo o nich wiesz sama, a jeszcze więcej od innych druidów z kręgu. Co wiesz o opadach piroklastycznych?


Nikt nie oddaje wiedzy łatwo, ni darmo...

Kostrzewa uniosła brwi na słowo "piroklastycznych". Zapowiadała się długa i ciężka rozmowa…
- Piroklastyczne…? - powtórzyła, a potem zmrużyła oba oczy; w zdrowym zatańczyły iskierki - Tak, to powszechna wiedza. W moim kręgu karmiliśmy je z ręki… Bardzo towarzyskie i mleczne, ale wełny mało dają.
Wishmakera zwyczajnie zatkało. Ciężko było mu stwierdzić, czy druidka kpi - co byłoby do niej podobne - czy po prostu coś pomieszała. Postanowił spróbować prościej, ale tak by się nie obraziła.
- Dobrze wiedzieć - mina na siłę neutralna - A teraz drugie pytanie. Już od kilku tygodni pracuję nad zaklęciem, ideą jest kula płynnej lawy zamknięta w cienkiej bazaltowej skorupie. Normalnie zawezwuję odpowiedni materiał, ale w tym przypadku czar musi to stworzyć od zera, dlatego przydałaby mi się wiedza.
Jak szybko stygnie lawa? Czy formacje takie jak opisana geoda... wróć - kula istnieją, i w jakich warunkach powstają? To wiedza o naturze, wulkany i lawa to jej część. Jeżeli coś Ci wiadomo, podziel się. W zamian opowiem ci o zwierzętach i roślinach z Planu Żywiołu Ognia.


... choć zdobywanie jej potrafi być nie raz zabawne...

Tym razem brwi podjechały druidce tak wysoko na czoło, że aż podniosły się jej włosy. Przez chwilę wpatrywała się w Shando nic nie rozumiejącym wzorkiem, a potem wybuchnęła głośnym śmiechem, aż wydawało się, że zatrzęsły się ściany tunelu.
- Magu... - zaczęła i uśmiechnęła się łagodnie; przez jej wredne oblicze przemknął zadziwajaco łagodny wyraz, jakby matka uśmiechała się do psotliwego dzieciaka - Mądrość płynie z serca, nie z umysłu. Czy muszę znać imię każdej gwiazdy na niebie, wiedzieć gdzie sięgają korzenie każdego drzewa i śledzić lot orła, by móc je pojąć? Ludzie pragnął zawłaszczyć i nazwać każdy kamień, jaki spotkają na swojej drodze. Ja wiem, że ten głaz ma także duszę i tyle mi wystarczy, by żyć i go poczuć
- Zdajesz sobie sprawę, że gadasz głupoty jak sprzedawca parchatych wielbłądów? - Shando skrzywił się, słysząc słowa druidki - i w dodatku jak on wierzysz, że klient to kupi?
Wishmaker skrzyżował ręce - Wszystko mi jedno, skąd mądrość płynie, byleby płynęła. A takich co wygadują farmazony o sercu, duszach oraz "Czy muszę" w calimshanie zwiemy "Czubkami" lub "Filozofami", w zależności od tego czy to biedak, czy bogacz.
Mówisz, że nie znasz się na mięśniach i skórze, a mimo to zakładasz sprawnie opatrunki? Nie znasz się na górach, ale udzielasz porad jak w nie ruszać? Gdy się zastanowisz sama zobaczysz, że to bez sensu. Nie myślę, żeś tępa. Tylko pewnie jakiś elfi druid-filozof napieprzył Ci głupot do głowy i w nie wierzysz. Elfy w tych pierdołach najlepsze i jako żywo takiego mi przypominasz. Tylko nie gębą. Bez urazy.

Kostrzewa wzruszyła ramionami.
- Na innych ludzi zwykle działa, żeby dali spokój z dalszym pytaniem - wyszczerzyła się - Sprawdzona metoda, żeby nikt potem łba głupotami nie zawracał. I szyszkojady w tym celują, prawda; sami mnie takimi gadkami zbywali. Ale wiesz co? - zmrużyła zdrowe oko i wślepiła się w Shando tym pokrytym bielmem - Ty mi potłumaczysz jak czarujesz? Raczej nie. Po prostu to masz w sobie. Ja *wiem* co należy czynić, kiedy chwile się wsłucham w to, co mnie otacza. Nie opowiem ani nie wskażę, bo i nie wiem tego sama. Dlatego bez niczego zostają druidami, magami czy kapłanami… a inny choćby wiele ksiąg przeczytali, wciąż pozostaną jedynie nadętymi uczonymi.

Shando Wishmaker, czarodziej wojenny (wkrótce!), uczeń Saladina Bromstone'a i doświadczony zabijaka spojrzał na Kostrzewę swoimi groźnymi, ukrytymi pod masywnymi brwiami na obtłuczonej, paskudnej gębie. Na dnie oczu zamigotała magia... a może nie? Chyba że to był...
Przez korytarze poniósł się śmiech. Nawet nie śmiech, tylko rechot. Niczym dwunożna ropucha, Shando skulił się i śmiał. W końcu spoważniał (z trudem), otarł łzy i przybrał swoją zwyczajną maskę.
- Moja droga Kostrzewo - zaczął powoli cyzelując każde słowo, jakby śmiech wciąż szukał szpary, przez którą mógłby się uwolnić - Pierwsze zaklęcie, które rzuciłem, polegało na sięgnięciu przez przestrzeń do miejsca, w którym jest żrący płyn, mistrz powiedział potem mi że chyba były to trzewia żuka-bombardiera, ale pewien nie był. Ściągnąłem stamtąd ledwie kilka kropel, którymi wypaliłem kleksa-dziurkę w tarczy łuczniczej. Ten szczyt możliwości osiągnąłem po czteroletniej nauce teorii i ćwiczeniu na sucho kierowaniu prądami magii gestem i słowem. Poprzednie dwa zajęła mi nauka płynnego smoczego języka, w którym zaklęcia są zapisywane. A ów pierwszy czar studiowałem dwa tygodnie zanim mi się udał.
A więc - Shando skrzyżował ręce - droga druidko, zechciałabyś mi powtórzyć, bo jestem pewien, że nie usłyszałem poprawnie. To o "zostawaniu bez niczego magami i innymi takimi"?

... i przynieść wiele wspomnień ...

Tym razem to druidkę zupełnie “wmurowało”, aż zatrzymała się gwałtownie, budząc drzemiącą na jej ramieniu Wredotę, która zakrakała burkliwie i znów zapadła w drzemkę. Kostrzewa aż odchyliła głowę, jakby sprawdzała, czy mag nadal jest koło niej i się z niej przypadkiem nie nabija.
- U mnie zaś tak było, że jak takim o bajtlem byłam… - pokazała gdzieś przy kolanie - To się w klanie chowałam, pospołu z resztą dziecków, choć mnie już wtedy szamani wprowadzali do terminu. Kiedyś zeszliśmy niżej, w ciepłe doliny, gdzie rosły olbrzymie, rozłożyste paprocie. Bawiliśmy się tam w chowanego i pierwszy raz widziałam tam świetliki… - druidka się zadumała - Lśniły jak klejnoty albo pochodnie, a wielkie były jak moje piąstki. Myślałam o nich cały czas. A że wieczorem była uczta i się piwa opiłam… - wzruszyła ramionami - Tedy wiadomo, natura wzywa. Noc ciemna była, choć oko wykól. Więc tak se błądziłam za obozem, aż pomyślałam, że akuratnie taki świetlik by mi się teraz przydał, co by w jakiś dół nie wpaść, jak będę biegać z podkasaną kiecą. Rękę wyciągnęłam, naiwnie myśląc, że jakiegoś zwabię… bardzo tego chciałam. I palce nagle same się rozjarzyły światłem, wypisz wymaluj jak z robaczego tyłka. - zarechotała szczerze - Potem jak poparzona leciałam do starszego plemienia, żeby mi tą łapę ugasił… - odkaszlnęła - No. Samo jakoś przyszło, co więcej mówić. A im dłużej żyję i bardziej się z Matką i Ojcem zżywam, tedy i więcej mogę od nich prosić. Nie takie trudne, jak się w ten rytm i ich ciągły szept wsłuchasz.
Czarodziej słuchał uważnie - stanowczo wolał "taką" Kostrzewę, przypominającą tą samą arogancką i władczą babę, którą spotkał w infirmirerii polowej w Ybn. No cóż, postawa tępej drzewolubki pewnie trwale do niej przylgnęła, jak zawszawiony łachman do dziada żebraka, więc nie raz pewnie to usłyszy. A tym czasem...

... to ostatecznie pycha i żądza utrudniają wszystko.

- Pośmialiśmy się, powspominaliśmy - odrzekł Shadno z życzliwym uśmiechem - a teraz poważnie. Po części miałaś rację. Z magią czasem tak jest, że niektórzy zostają ją ot tak. Zwiemy ich zaklinaczami, i to co robią "zaklinaniem" co jest inne od Prawdziwej Magii - Pycha przewinęła się przez twarz Wishmakera, zapewne wpojona mu przez wuja-nauczyciela i księgi, pisane przez magów. "Prawdziwa Magia"... niemal było słychać jak wypowiadał wielkie litery w tym mianie.
- Nie lubimy ich. Znaczy zaklinaczy. Mówimy, że ich magia jest groźna, bo jej nie kontrolują. Mówimy też, że są ograniczeni, gdyż mimo że mocy starcza im na wiele czarów, to są one ograniczone do kilku-kilkunastu rodzajów. Ale tak naprawdę oni władają magią tak jak magiczne stwory. Bazyliszek magicznie zamieni w posąg wroga, ale nie uczył się tego. Urodził się z tym. Zaklinacze też. Dostają to, na co my, magowie, musimy harować latami.
Złość i ból pojawiły się na twarzy czarodzieja. I coś jeszcze, może smutek? Shando wspominał słowa wuja, opowiadającego o magii zaklinaczy, o różnicach i podobieństwach. Gdyby spojrzał teraz w lustro, zobaczyłby na swojej twarzy to, co ogniś u Saladina.
- Całe szczęście nie jest z nami tak źle, Kostrzewo - powiedział - Dzięki temu, jak traktujemy magię, jesteśmy w niej lepsi. I nie ma tu dumy. To jak porównać kowala, któremu z nieba spadły umiejętności kucia gwoździ do takiego, który musiał się tego nauczyć. Ten pierwszy musi liczyć na to, że kiedyś spadnie mu znowu jakaś umiejętność i nie wie nawet co. Ten drugi nauczy się robić noże, podkowy, miecze, topory, w końcu może i zbroje. A jak się poszczęści to wyuczy się kucia admantu czy mithrillu, a ogranicza go tylko limit jego wiedzy, czas i determinacja. Zaklinacze są przydatni, Kostrzewo. Mamy tu takich - Shando kiwnął głową w kierunku kolumny - Burro coś dostał od natury, Mara jest blisko zmarłych i moce takie idą przez jej dłonie. Ale to ja jestem czarodziejem i znam więcej zaklęć niż oni oboje razem wzięci. I poznam więcej. Bo jestem zawzięty jak głodny ghul.

Wishmaker zacisnął dłoń, aż chrupnęło, co Kostrzewie przypomniało o pewnej nieprzyjemnej szarpaninie pod wieżą pewnego maga...
- Teraz już rozumiesz, dlaczego potrzebuję wiedzy o lawie? - uniósł pytająco brwi.
- Teraz rozumiem, czemu jej ci nie dać. Nawet jakbym ją miała - w glosie druidki zabrzmiały twarde nuty - Spójrz wokół. Te tunele pobudowała Natura i ostają się przez pokolenia. A to, co człowiek, gnom czy nawet krasnolud stworzy rozpadnie się w pył i proch, kiedy góry nawet nie drgną. Wiedza? Odkrycia? To tylko nieudolne naśladowanie tej perfekcji, jaką ma w sobie nieujarzmiona przyroda. Tacy mędrkowie wyuczą się kilku imion i nazw, a już zda się im, że oto dorównali bogom. Jak ten trupolub, cośmy go w Czarnym Lesie spotkali. Może i “moja” magia jest dzika i niezadbana. Ale za to w harmonii z naturalnym porządkiem; nie bierze więcej niż się należy. Ptaki latają, krety ryją w ziemi; każda istota ma swoje przypisane miejsce i swoją małą dziuplę w wielkim drzewie natury. Zmieniać to, to więcej niż grzeszyć pychą; to… - zamyśliła się na chwile, szukając odpowiednio dobitnego wyrażenia - ...to samemu wykluczyć się ze świata. I stać się odciętą od melodii życia aberracją.
- Elfie gadanie. Melodia życia, aberracja - sama tego nie wymyśliłaś, co? Słyszałem już takie głosy - kiwnął głową Shando - ludzi krzyczących że rzemiosło jest złe, ale jednocześnie noszących ubrania z wełny i lnu, mających żelazne noże i sakiewki z pieniędzmi. Czy twoje ubranie nie jest nieudolnym naśladowaniem pieknych zwierzęcych okryć? A wiedza? Dziś dowiedziałaś się że zaklinaczom magia jest dana naturalnie, a czarodzieje ją żmudnie wyrywają "naturze". Uważasz, że to wiedza bezwartościowa, choćby dla oceny? Nawet wiedza, by nie dzielić się ze mną zbyt łatwo mądrością jest cenna dla ciebie, choć upierdliwa dla mnie. Ale kpisz z wiedzy i odkryć. Nie obchodzi mnie, czy moc jest dzika, czy niezadbana. Ma być skuteczna. Twoja jest. Potrzebujesz mądrej głowy - czy serca, skoro mówisz, że nim myślisz - by jej używać. Myślisz, że jak coś jest z roślinek lub ptaszków, to jest bezpieczne? Wywołasz deszcz w niewłaściwym miejscu i karpieńce wyklują się przedwcześnie i zechną na piasku, nim złożą jaja. Ciąg dalszy sobie dopowiedz. Ale nie, nie musisz wiedzieć - Shando prychnął - natura Ci powie. Użyj głowy. Porównaj. Czarodzieje są jak większość ludzi - rzemiosłem wyrywają naturze, co najcenniejsze. Bo to rzemiosło, tylko zamiast żelaza czy drewna używamy słów w smoczym, gestów i ingridjencji. Budowniczy na początku uczy się glinę na cegły robić i ziemię sznurkiem mierzyć. Ale kiedyś nauczy się budować zamki i katedry. Ja umiem wystrzelić rozżarzoną skałę, uczę się sztuki ciskania lawą. A pewnego dnia, Kostrzewo, ma magia przebije się przez glebę i skałę świata, wyrwie stamtąd płomień i mrok i zrzuci je na czyiś wrogów. A ja zainkasuję za to wiele skrzyń złota i jakąś baronię. I siedząc sobie na wygodnym tronie, będę dalej patrzył jak grupka ludzi - czy nieludzi - krzywi się na zmienianie świata. I wiesz co jest najlepsze? - Shando zapytał poważnie druidki - Najlepsze jest to, że nieważne ile zmian i zniszczenia wywołają czarodzieje, twoja ukochana natura dalej będzie istnieć. Ale tylko dlatego, że umie się zmieniać. Acha, no i jest potężna jak wszyscy sułtani ifirytów razem wzięci z tuzinem smoków na dokładkę.

A czasem wystarczy spojrzenie z boku...

- Shando, nie wiem gdzie dokładnie znajduje się Calimshan, ale zgaduję że daleko stąd. Po jakiego demona aż tutaj przybyłeś, skoro w owym Calimshanie te baronie i skrzynie złota na ciebie czekają? - Tibor nie wytrzymał, słysząc pierdolety jakie wygadywał mag ognia. Słuch miał dobry, kłótnia nabierała rumieńców, a marsz tymi wszystkimi tunelami i waga stropu nad głową znacznie umniejszyły jego wyrozumiałość dla takiego filozofowania.
- Jak bym nie ruszył mojej wishmakerowskiej dupy z Calimshanu, to miałbym nielichy problem z wyuczeniem się magii tak dobrze, by owe baronie i skrzynie zdobyć. Podróże kształcą - kpiąco czarodziej uśmiechnął się do kapłana.
- Wyuczyć… zabrać wam te księgi i już jesteście jako dzieci we mgle - mruknął Oestergaard.
- Co tam mruczysz? - zainteresował się Shando.
- Modlę się do Pana Poranka byś wyuczył się tego co ci tam potrzebne do tych skrzyń złota i włości - Tibor uprzejmie podniósł głos.
- Doskonale! - ucieszył się czarodziej - Za to lubię kapłanów. Zawsze chętni do pomocy. Módl się módl, jak wymodlisz, to hojnie ze skrzyń datkiem sypnę.
- Nie zapomnij też sierocińców wesprzeć - podsunął chłopak, ledwo kryjąc ironię.
Czarodziej zarechotał wesoło - Najpierw - śmierć, ogień i zniszczenie. Potem datki. A jedno plus drugie jak nic daje w równaniu sierociniec. A skoro o równaniach mowa - Kostrzewo, jak myślisz co groźniejsze dla natury: Czarodziej wymyślający zaklęcie od podstaw i metodą często prób i błędów, czy taki który robi to na podstawie solidnych informacji? Od razu podpowiem, że wśród czarodziejów kretyni giną w trakcie terminu, Ci, którzy przeżyją wynajdują czary bez ryzyka dla siebie, czego nie można rzec o otoczeniu.
- Kretyni, którzy mylą dar z narzędziem i przeto nie znają umiaru. Ci są najgroźniejsi. - druidka skrzywiła się na bombastyczne słowa maga. Kiedy wchodził na tematy związane ze “prawdziwą sztuką” stawał się nadętym, nieprzyjemnie zadufanym - i krótkowzorczym - mędrkiem. Gorszym nawet jak Tibor w swym przekonaniu o swojej zesłanej przez boga wszechwiedzy, a to już był pewien wyczyn, biorąc pod uwagę niezachwianą pewność siebie młodego kapłana.
- Zastanawiam się… - udała namysł - Czy nasza wyprawa czasem nie jest przez przypadek pokłosiem bajzlu, jaki pewien Wielce-Uczony-Mag narobił w Dekapolis? Ale ty wziąłeś w niej udział, bo ci się pewnie w tym łysym łbie uwidziało, że przy okazji jakiś sekretów sztuki tego pokręceńca nauczysz, prawda? Nie to co my, głupie, dzikie i ciemne jak tabaka w rogu pospólstwo, co to polazło w zagrożenie śmiertelne po to, żeby takie błahe rzeczy chronić jak dom swój czy bliskich. - wykonała ręką zamaszysty gest, obejmujący resztę drużyny - O, posiąść sztukę pętania i wzywania dawno umarłych, bezczeszczenia grobów, trucia wody i ziemi, mordowania i dręczenie żywych oraz spaczania przepływów mocy… oto spełnienie marzeń dla przybysza z obcej ziemi. Magia z ksiąg w postaci swej najwspanialszej, szczyt kunsztu w Sztuce Prawdziwej - wytknęła Shandowi, a jej oko ciskało gniewne iskry - Ino teraz nie wiem, co mnie jeszcze powstrzymuje, coby w ten czerep pusty nie przywalić raz a porządnie i w tej jaskini zostawić, żeby rozumu nabrał książkolub w żołądź kopany… - wymruczała z gniewną pasją, aż siedzący na jej ramieniu kruk nastroszył pióra i zawtórował druidce, drąc się w kierunku Shanda - Kre..kre..kreeetyn!!
- Może to, że raz próbowałaś, a miałaś jeszcze Thoga do pomocy i średnio wam wyszło. Średnio... to może źle powiedziane, siniaki były pięknie tęczowe, a Thog jeszcze przez parę dni chodził jak pijany.

Shando Wishmaker zwyczajnie lubił być twardszy od innych magów. Po prostu. Jego chowaniec wiedział to, dlatego pod Shandowym ubraniem podpełzł aż do karku, wystawił na zewnątrz łeb i jakieś dwie stopy ciała i zaczął syczeć na Wredotę. Gdy ta zaś wychyliła łeb, by przyjrzeć się nowemu dziwu, Kaszmir rozszerzyła gwałtownie kaptur i zasyczała przeraźliwie.


- A poza tym skąd wiedziałaś, że chętnie położyłbym łapy na księgach innych czarodziejów? - spytał Shando, ignorując rozrywki chowańców - Na księgach Albusa mi się nie udało bo skubany był za mocny i wciąż żywy... ale ma moc rośnie. Dorwiemy delikwenta od nekromantycznych sztuczek, i zamierzam przy tym być. I położyć łapki na jego księgach.
Calimshanin pogrążył się w marzeniach o magicznych grymuarach, pełnych tak zwanej "złej" magii. Zła magia, co za bzdura!
- I coś się tak "złej magii" uczepiła? Moja magia to właśnie narzędzie, nie dar. Wyuczone narzędzie, czuję do niego respekt. No, to teraz rozgryź problem "Halabardy":
Laik może zrobić więcej szkody niż pożytku halabardą, bo brak mu biegłości i respektu do broni. Może skrzywdzić towarzyszy, porozbijać własność miejscowych...
Idąc za tym - coś jest złe. Czy halabarda, będąc zbyt skomplikowaną dla nowicjusza? Czy nowicjusz, biorący się za coś czego nie rozumie?
Bo halabarda, droga Kostrzewo, w odpowiednim ręku może ugodzić aberrację w łeb, odepchnąć kilkoro gapiów nie robiąc im krzywdy, lub nawet pomóc zerwać z drzewa owoce. Tylko co wtedy jest dobre - ten, kto jej używa, czy halabarda? Śmiało, posercuj nad tym.

- Czy tobie Shando czasem sufit na łeb się nie spadł? - Tibor znowu nie wytrzymał. - Przypomnij sobie co “delikwent od nekromantycznych sztuczek” wywołał i spróbuj wrócić do rzeczywistości.

Niziołek przysłuchiwał się rozmowie i kilkakrotnie chciał się wtrącić, ale jakoś mu było niesporo. Zainteresowała go kwestia jaką wygłosił Shando, dlatego na jego słowa pokiwał głową.
- To odwieczny problem nad którym mądrzy inaczej filozofowie się głowią. Nóż dobry jak smarujesz nim chleb a zły jak ci ktoś nim gardło podrzyna? Czy nóż to po prostu nóż. Woda dobra jak gasi pragnienie a zła jak się w niej topić, czy po prostu woda. - Uśmiechnął się lekko.
- I wiem ja dobrze że wy wielcy magowie nas naturszczyków nie lubicie. No jak tu nas lubić? Wy nad księgami musicie siedzieć, formułki wkuwać, uczyć się a studiować. Kurz z tomiszczy wdychać za młodych lat, kiedy to wojaczka, piwo i dziewczyny smakują najlepiej. A my po prostu myślimy o sztuczce i jakoś samo tak się robi. Co jest lepsze? To jak z tym nożem i wodą chyba. Albo zależy kto na to patrzy, albo jednakowe właśnie. AAa no i nie zapominajcie o maluczkich. Bo są tacy co sztuczek nie używają by posiąść moc i potęgę, ale by sobie drogę w krzaki oświetlić. - zaśmiał się i mrugnął do Kostrzewy.
- Muszę ci powiedzieć droga Wiedź… Wiedząca, że tuż przed wyjazdem moja mała Milly, idąc w nocy do kuchni też takie światełko sobie zrobiła.
Kucharz zamilkł na chwilę, uśmiech błądził mu po twarzy.
- A ja tak myślę sobie, że magia to magia. Ani zła ani dobra. Albus był nekromantą i robił złe rzeczy bo to zbzikowany dziad. Co nie znaczy że wszyscy co się tą szkoła zajmują są tacy sami.
Łypnął okiem na Marę i uśmiechnął się szerzej.

...i wszytko się układa. Choć inaczej, niż zaplanowano na początku.

- Widzicie, takie to małe, a tak mądrze gada - druidka wypogodziła się nieco na słowa kucharza - Takiego to słuchaj, magu, a nie jakiś bezzębnych mistrzów, całkiem już zgrzybiałych - zwróciła się do Shanda - Może ci w tym twoim dalekim i strasznym kraju głupcy jacyś dziwnych prawd do głowy nakładli, ale tu, na Północy, ludzie z szlachetniejszej gliny są lepieni. Kilka zim tu przeżyjesz, a rozum przewietrzysz i na lepsze ścieżki myśli naprostujesz. Bo każdy, nawet prosty, kto na Krańcu Świata się chował, to mądry jest - nie tą wiedzą pustą z ksiąg bezdusznych czerpaną, ale tą prawdziwą, która prosto z ziemi do serca płynie. - zakończyła, kiwając głową dla podkreślenia absolutnej pewności swoich słów.
- Zrozumiałaś w końcu, co? - uśmiany w duchu Shando obserwował Burra, jak mówi to, co chciał Kostrzewie wbić do głowy, a potem ją samą, jakby owo cudo odkryła - Tylko trzeba było Burra, by Ci to wyłożył. Czarodzieje są dobrzy i źli, a magia... to magia. Ja nie jestem zły, tylko chciwy i żądny potęgi. Ale nie cudzym kosztem, nie będę zabijał braci czarodziejów, by dorwać ich księgi... ale jak jakiś zły to zabiję. Jak człowiek złego człowieka, nie czarodziej drugiego dla księgi. A że zostanie po nim wiedza? Po bandycie też zostaje mieszek i miecz. A złe nie są, bo to w końcu narzędzia.
A zresztą, mniejsza o to. Wygląda na to, że jesteśmy na miejscu!


Cholerna Północ!
Shando Wishmaker, Czarodziej z Calimshanu.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 14-09-2014 o 22:45.
TomaszJ jest offline