Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2014, 15:27   #91
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Delegatura - lochy

Pod potęzną machną biurokracji przybraną we spaniałe granitowe ozdoby znajdował się całkiem inny świat. Delegatura miasta Rigel zaadoptowała ponad 500 letni budynek. Budynek, który powstał w czasie pierwszych wojen niepodległościowych w Archipelagu Oriona. W czasach gdy nie każda wyspa była niezależnym miastem-państwem. Wtmiały wtedy dość często miały miejsce mniejsze bądź większe wojny między wyspami. Budynek w którym przebywał aktualnie Richard powstał w tamtym okresie jako główny sztab wojska. Spełniał tę funkcję kilkaset lat. Dopiero działania Hanzy skłoniły Wolne Miasta do powołania Delegatury, która budynek zaadoptowała do swoich potrzeb. Co jest dość logiczne, jeśli wziąć pod uwagę to, że wolne miasta nie mogą posiadać regularnego wojska. Właśnie kilka set lat temu powstały sieci lochów i katakumb pod budynkiem. Podobno na najniższym poziomie znajdują się korytarze minerskie, które pozwoliłyby w przypadku oblężenia miasta na wysadzenie kluczowych struktur.

Rodzina La Croix’ów była związana z wojskową tradycją Rigel od samych początków miasta. Właśnie za osiągniecia wojskowe admirał Degir La Croix został awansowany do stanu szlacheckiego przez lokalnego diuka. Otrzymał wtedy również herb, złotą czaszkę przebitą mieczem na krwawoczerwonym tle. Admirał dowodził flotą Rigel w czasie bitew, które doprowadziły do tego, że Rigel było wolnym miastem. Było, bo Hanza jest najgorszym wrogiem jakiego kiedykolwiek miało ich miasto. Hanza stosuje biurokrację i dyplomację zamiast arma i okrętów. Zwykły mieszkaniec miasta nawet nie ma pojęcia, że każdego dnia w Delegaturze toczona jest wojna o jego los. Wojna w której miecze zastąpiły pióra, a doświadczonych strategów sztaby prawników. Richard jednak z całego serca wiedział, że jego miejsce jest właśnie tam, gdzie może bronić swojego państwa.

Z Lionelem Uberthonem Richard spotykał się często ze względu na piastowaną pozycję. Choć W samej Delegaturze szlachcic nie był wysoko postawiony, to Uberthon jako zwierzchnik delegatury uwielbiał być dobrze poinformowany. A najwięcej informacji zawsze przynosili terenowi przedstawiciele Delegatury. Zazwyczaj spotykali się w biurach Lionela kilka pięter wyżej. Już raz zdarzyło się im spotykać w lochach. Tym razem jednak przesłuchiwany podmiot był w dużo lepszym stanie niż poprzednio. Richard przyjął to z ulgą, chociaż i tak ucieszył się, że nie jadł śniadania.
- Amator - powiedział Lionel podchodząc do Richarda.
- Cóż, wiem jak cenisz sobie pracę z profesjonalistami, tymbardzej ubolewam. - Pokłonił się lekko swojemu przełożonemu. Po czym szybko dodał - Nie przyszedłem tutaj zabierać czasu, więc postaram się jak najszybciej przedstawić zaistniałą sytuację.
Lionel przystanął w półmroku. Z pozycji, gdzie znajdował się Richard ciężko było powiedzieć czy w ogóle na niego patrzy.
- Chodzi o moją osatnią misję. Nie wiem kto autoryzowałał przydzielenie mnie do pozyskania owsa, ale uważam to za nadzwyczajne marnotrawstwo srodków Delegatury. Fakt ten nasuwa mi podejrzenia, że zostałem celowo posłany w pułapkę. Na miejscu spotkaliśmy Kompanię Wilka. Ciężko określić ich liczebność, ale aktualnie są tak wyposażeni w różnego rodzaju wszczepy, że jedna średniozbudowana kobieta w walce wręcz zabiła kilku doświadczonych w boju korsarzy. - wziął głęboki oddech - Są wyposażeni w łódź podwodną. Kompania Wilka, nie korsarze. Ponieważ wysłanie łodzi podwodnej oraz oddziału najemników z wszczepami najwyższej klasy do przejęcia owsa również w mym mniemaniu jest marnotrawstwem środków, koncypuję, że cała sytuacja miała znamiona ukartowanego zamachu. - Richard zamilknął czekając na reakcję Ubertona.
Ten milczał kilka dłuższych chwil. La Croix wiedział, że bynajmniej nie w celu przetrawienia informacji. Lionel miał już w głowie gotową odpowiedź. Mimo to, jak zawsze zdawał się z niczym nie śpieszyć.
Delegat przeszedł parę kroków i zatoczył koło.
- Rozkaz przyszedł depeszą z Betelgezy.
Zastygnął bez ruchu, jak gdyby tym razem faktycznie się zastanawiał.
- Przekaż Casimirowi, że dokonamy starań, by znów miał na czym żeglować. Kwestią straconej części owsa zajmę się ja. Sztuką jest rozpoznać, których sytuacji drążyć nie należy. Sprawę uznaję za zamkniętą.
Richarda zamurowało. Tym razem on zamilkł. Nie miał gotowej odpowiedzi, za to miał masę pytań, które same cisneły się na usta. Lionel miał szpiega wśród jego służby. To było oczywiste. W końcu jak mawiał pewien dawny dyktator kontrola stanowi podstawę zaufania. Ale świadomość o szpiegu Delegatury w domu jego rodzeństwa spowodowała dreszcze na plecach szlachcica. Wzmianka o tym, że pewnych sytuacji nie należy drążyć dodatkowo pogłębiła nagły przypływ strachu.
- Czy moja rodzina jest bezpieczna? - wypalił w końcu. Postronny obserwator pewnie by tego nie odnotował, ale tak doświadczony Delegat jak Uberton musiał usłyszeć jak Richardowi zadrżał głos na początku zdania.
Jeniec mamrotał pod nosem. Dało się słyszeć z jego ust ciche ,,nie, nie”. Uberton skwitował to gorzkim uśmieszkiem. Richard spojrzał na delegata, zdając sobie sprawę, że w jakiś sposób się go obawia. Nie jako oprawcy rzecz jasna. Grali w jednej drużynie. Lionel budził uzasadnioną trwogę poprzez aurę władzy jaką wokół siebie roztaczał. A także tego co wiedział, ale powiedzieć nie zamierzał; nawet w podziemnych kazamatach.
- Poczucie bezpieczeństwa to pierwszy krok do bycia nieuważnym.
Podszedł do cebrzyka z wodą i nagłym ruchem wylał lodowaty strumień na pojmanego. Mężczyzna wybudził się gwałtownie, począł szarpać krępujący go sznur.
- Ja decyduję kto w tym mieście jest problemem.
Te słowa być może miały uspokoić szlachcica. W przeciwieństwie do człowieka na krześle.
Richard skinął głową. Wiedział, że w tym miejscu rozmowa musi się zakończyć. Wiedział, że Uberton mu sprzyja, bo miał pewność co do lojalności szlachcica. Jednak wiedział również, że jeśli zacznie przejawić niezdrowe zainteresowanie sprawami wykraczającymi poza jego kompetencje, to przychylność naczelnego delegata może zniknąć nagle niczym pękająca bańka mydlana.
- Mój sterowiec powinien być gotowy do wylotu w ciągu trzech dni, jakie dalsze rozkazy? - Richard wiedział, że jeniec nigdy nie opuści lochów delegatury, a jeśli nawet opuści to jego stan psychiczny nie pozwoli mu na przekazanie komukolwiek jakichkolwiek informacji. Dlatego mówił swobodnie. - No i pozostaje kwestia Casimira. O ile się orientuje, to niedługo zacznie na własną rękę szukać von Tiera. Proszę o wytyczne w sprawie postępowania z korsarzem.

*dialog z doca*
 
Mi Raaz jest offline