Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2015, 07:53   #67
Redone
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Podziemia, Wilczy Las
15 Tarsakh, Rok Orczej Wiosny
Późny ranek


Trójka zwiadowców przecisnęła się przez wąskie wejście do tunelu. Dziura jak dziura - z osypującą się na głowy ziemią, zwisającymi korzeniami w niższych partiach, zapachem gleby, wilgoci i niepokojącą wonią padliny, która nasilała się tym bardziej im niżej schodzili. A może ludziom tak się tylko wydawało? Gergo nie zwracał na nią uwagi; bardziej interesowały go potencjalne pajęczaki. W swoim klanie słyszał niejedną opowieść o pająkach wielkich jak woły i konie, które z łatwością chwytały małe (i duże) koboldy, owijały je przędzą a potem zjadały żywcem po kawałku, rozpuszczając swoim jadem… czy czymśtam. Nawet biorąc poprawkę na straszenie małych koboldziątek to perspektywa nadal była nieciekawa.


Tunel biegł dość ostro w dół, potem rozwidlał się, ponownie obniżał i poszerzał. Po minięciu skrzyżowania ludzie mogli się już wyprostować, a nawet iść obok siebie. Trasa wydeptana gadzimi łapkami była dość wyraźna, więc najemnicy nie obawiali się, że zagubią się w plątaninie korytarzy, która robiła się coraz większa. Chyba koboldzi jeniec mówił prawdę i gady nie zapuszczały się w boczne odnogi. Wszyscy nasłuchiwali, lecz prócz okazjonalnego trzaskania knota lampy, dźwięku własnych oddechów i kroków nie słyszeli nic - tylko smród brudu, gnijącego mięsa i ekstrementów nasilał się coraz bardziej. W połączeniu z obezwładniającą ciszą, ciemnością i klaustrofobicznym uczuciem, że miękka ziemia zaraz obsunie się na wędrowców, a zza rogu wyskoczą na nich widzące w ciemnościach stwory… dość, że im dalej najemnicy szli tym bardziej mieli ochotę wracać.

W końcu, za kolejnym zakrętem korytarz znów się rozszerzył, smród nasilił, a Sinara dosłyszała jakieś posapywanie czy pochrapywanie… Natychmiast stanęła i położyła rękę na ramieniu Gero, który szedł tuż przed nimi. Przyłożyła palec do ust w geście uciszenia i nasłuchiwała dalej. Co to za dźwięk, skąd dochodził? Gergo początkowo nie wiedział o co chodzi Sinarze, ale po chwili usłyszał jakiś miarowy odgłos. Ostrożnie zakradł się jeszcze bliżej, nasłuchując. Jeśli uszy go nie zwodziły, słyszał dwa, może trzy śpiące koboldy. Wrócił do towarzyszy i przekazał im informację. W ręku Sinary od razu pojawił się nóż.
- Jeśli jest tylko trójka, to po jednym na osobę, zrobimy to po cichu. Trzeba zerknąć i sprawdzić, bo może trzech śpi, a dziesięciu siedzi w ciszy. Jest ciemno, więc chyba Ty będziesz musiał sprawdzić Gergo.

Kobold pokiwał głową i powolutku krok za krokiem skradał się w kierunku odgłosów. W razie jakichkolwiek kłopotów był gotowy uciekać ile sił w nogach. Na szczęście koboldy spały jak zabite… co może nie było na chwilę obecną najlepszym porównaniem. Wśród licznych posłań cztery wydawały się zajęte, aczkolwiek Gergo wypatrzył też dwa boczne korytarze.

Gergo po cichu wrócił do swoich towarzyszy.

- Czwórka - wyszeptał - ale widać też boczne odnogi tunelu, nie wiem co tam jest. Poderżnijmy im gardła, nawet jak jeszcze kilka czai się w bocznych odnogach, tych śpiących szybko się pozbędziemy.

Evan prawdę powiedziawszy miał dylemat. Z jednej strony skrytobójczy atak mógł szybko wyeliminować czterech dodatkowych wrogów, a z drugiej strony gdyby coś poszło nie tak to byliby w nielichym kłopocie i straciliby element zaskoczenia. W końcu jednak postanowił że najlepiej będzie iść za radą Marva, który mówił że trzeba wywabić stworki z podziemi. Mimo że zabijanie śpiących budziło w nim obrzydzenie to szeptem wydał rozkaz. - Podkradamy się jak najbliżej i ich zabijamy, najlepiej celować w gardło. Gdyby pojawiło się ich więcej to wiejemy z powrotem na powierzchnię.

Sinara skinęła głową na znak zrozumienia.
- Ktoś musi wziąć na siebie dwójkę, mogę w sumie ja.

- Dobrze - odpowiedział Evan. - Będę cię asekurował w razie czego.

Sinara ponownie skinęła i powoli zaczęła skradać się w stronę odgłosów chrapania. Miała zamiar zostawić światło w pewnym oddaleniu, żeby nagła zmiana nie obudziła śpiących, ale żeby ona i Evan cokolwiek widzieli. Młody kapitan najemników ruszył za nią ostrożnie, starając się by zbroja nie brzęczała. Gergo wydobył sierp i ruszył za towarzyszami. Wstrząsnął nim dreszcz, podekscytowania i strachu jednocześnie.


Jama była brudna i śmierdząca, czego zresztą można było się spodziewać. Podłogę zaścielały fragmenty zbroi, śmieci i jedzenia, ale zdeterminowanym najemnikom udało się przekraść do koboldzich posłań nie budząc żadnego z potworów. Trzy szybkie ciosy nie były może popisem skrytobójczych umiejętności, jednak spełniły swoje zadanie. Rzecz jasna charczenie duszących się własną krwią pobratymców obudziło czwartego gada, który zerwał się z posłania, mętnym wzrokiem ogarnął sytuację i na czworakach rzucił się do ucieczki w stronę prawego korytarza. Sinara skoczyła za nim; Gergo również. Kobold wrzasnął raz i drugi gdy dosięgły go ciosy najmitów, po czym padł martwy. Trójka napastników zamarła, jednak z sąsiednich korytarzy nie doleciał ich żaden dźwięk.

- Gergo, myślisz, że któryś z tych wrzasków to był wrzask nawołujący kolegów? - Spytała Sinara. Gergo pokręcił przecząco głową, więc zwróciła się do Evana. - Co dalej?

- Musimy zbadać kolejne pieczary - odpowiedział Evan. Miał dziwne przeczucie że była tylko jedna grupa łapaczy, ale mimo tego wolał się upewnić że nie nadzieją się na setkę rozwścieczonych koboldów.

Korytarz po lewej szybko zaprowadził najemników do kolejnej, mniejszej groty, w której również był śmietnik zwany sypialnią. Ponieważ teraz ludzie mieli więcej światła i czasu bez trudu zauważyli na podłodze sporo ogryzionych kości, zarówno długich na metr, jak i zupełnie małych. Te małe mogły należeć oczywiście do sarny czy wilka, lecz wyobraźnia - w połączeniu z zeznaniami martwego już jeńca - podpowiadała zupełnie inne, bardziej koszmarne obrazy. Gergo nie miał oporów przed grzebaniem w śmieciach koboldów - obozowiska jego klanu wyglądały tak samo. No, może z wyjątkiem resztek po pysznej ludzinie. Znalazł sporo rzeczy codziennego użytku trochę broni i dość czystych ubrań - zapewne należących do porwanych leśników; dwie liny oraz hak, siekierę, trochę bełtów, a także mieszek z miedziakami i jednym małym kamykiem, który wyglądał na cenny.

Gergo schował kamyczek zanim ktokolwiek zauważył - resztę przedmiotów ściągnął na stos i wskazał je Evanowi.

Młody wojownik zabrał tylko hak i mieszek z miedziakami. Na razie nie chciał się zbytnio obciążać, hak jednak mógł się przydać w komplecie do liny, natomiast miedziaki będą do podziału lub zakupu wspólnego ekwipunku dla grupy w przyszłości.

Drugi korytarz ciągnął się przez dobre kilkaset metrów… a przynajmniej tak się wydawało. W końcu najemnicy doszli do kolejnej groty, tym razem zakończonej ślepo i znacznie czystszej niż pozostałe. Leżało tam trochę broni i zapasów. Najciekawsza jednak - przynajmniej dla Gergo, któy lepiej orientował się w takich warunkach - była ściana na wprost wejścia. Choć pozornie wyglądała zwyczajnie, zaklinacz po prostu czuł, że z jej fragmentem jest coś nie tak. Jego przyzwyczajone do mroku oczy rozróżniały fakturę ziemi, korzenie, kamienie, a tu… po prostu tego nie było. Dodatkowo gleba w tym miejscu jak gdyby pochłaniała światło. Gergo, zafrapowany dziwnym wyglądem ściany, zaczął się jej dokładnie przyglądać. Spędził w swoim marnym życiu trochę czasu w rozmaitych dziurach i jamach, do tego widział w ciemności równie dobrze jak w świetle dnia i coś mu się tu nie zgadzało. Podszedł bliżej - coś tu musiało się kryć. Zaczął pukać, pchać, macać, przesuwać pazurami i skrobać, a jego łapki szybko zagłębiły się w ścianę jak gdyby była powietrzem. Iluzja? Nie… Gergo w swoim życiu cyrkowca widział wiele iluzji, niektórych nawet można było dotknąć… ale to nie było to. Gdy łapa przeszła na wylot poczuł na niej wyraźnie powiew zimnego wiatru, choć w jamie powietrze było zastałe i dość ciepłe.

Kobold z nagłym szczeknięciem odskoczył od ściany.
- Tam nic nie ma - zaalarmował towarzyszy.

- Jak to, nic? - zdziwiła się Sinara i sama też przyłożyła rękę. Ściana jak ściana, taka sama jak w innych miejscach tuneli, którymi szli. Kobold popatrzył na nią zdumiony, po czym ponownie włożył rękę w ścianę, pokazując Sinarze o co mu chodzi. Sinara bezskutecznie próbowała zrobić to samo. W końcu chwyciła dłoń kobolda i spróbowała przełożyć rękę razem z nim. Tym razem się udało i również Sinara poczuła powiew chłody na dłoni.

Evan czekał jak powiedzie się eksperyment ze wspólnym przechodzeniem przez ścianę. Chłopak słyszał różne opowieści o magii i dedukował że musi być to jakaś bariera, pozwalająca jednak przepuszczać osobniki określonego rodzaju, w tym przypadku chyba tylko koboldy. Niemniej jednak gdy dłoń dziewczyny zniknęła w litej ścianie wytrzeszczył w zdumieniu oczy. Słuchać wspomnień mentora to jedno, widzieć - coś zupełnie innego.

- Stójcie! - zawołał Evan na wypadek gdyby Sinara i Gergo chcieli przejść przez “ścianę” - Wracamy po resztę.

Mimo wszystko ciekawość popchnęło Gergo do wepchnięcia łba w ścianę. Przeszli taki kawał drogi, szkoda było chociaż nie zerknąć na drugą stronę. Kobold poczuł się dziwnie, jak gdyby wsadził głowę do głębokiej wody. Zrobiło mu się niedobrze, zakręciło w głowie… i nagle znalazł się po drugiej stronie “ściany”. Przestraszony rozejrzał się, lecz nie zobaczył nigdzie koboldów z obcego plemienia. Stał w lesie pomiędzy dwoma drzewami cienioczubów, pomiędzy którymi niezgrabnie upleciono z witek coś na kształt bramy. Zawiewał zimny wiatr, przeganiający po niebie ciężkie od deszczu chmury. Gergo wzdrygnął się, lecz nie z zimna. Wydawało mu się, że ktoś go obserwuje.

Gergo starał się zapanować nad postępującą paniką. Nie mógł stracić głowy. Był odcięty od ludzi, z którymi czuł się coraz bezpieczniej i do tego wylądował prawdopodobnie na terytorium obcego klanu. Jeśli wpadnie na koboldy, rozczłonkują go w kilka sekund, nic tak nie wzbudza agresji w jego rasie, jak obcy kobold na terytorium plemienia... Może poza pysznymi gnomami.

Trzęsącymi się rękami zaczął macać drzewa, bramę i ziemię, w poszukiwaniu przejścia powrotnego. Musiał wrócić, jeśli chciał przeżyć… Miał wrażenie, że spojrzenie “ktosia” przewierca go na wskroś. W panice udało mu się kilka razy nie trafić w bramę; w końcu potknął się i przekoziołkował przez portal z powrotem do środka ziemi. W ostatniej chwili zdawało mu się, że między drzewami zauważył niewysoką postać ludzkiej samicy.

- Co tam jest? Co się stało? - zapytał Evan podnosząc małego druha. Sam był bardzo zaniepokojony, bo obawiał się wykrycia przez koboldy znajdujące się prawdopodobnie w obozie wojennym za portalem. Zresztą magiczne wrota były też niepokojące same z siebie.

- Drzewa, brama, trawa - wybełkotał. - Chyba widziałem jakąś wysoką?


- Przeprowadź mnie, może ta kobieta potrzebuje pomocy - rozkazał kapitan. Sinara zdecydowała się zostać w tunelu, by powiadomić drużynę o tym co znaleźli gdyby Evan i Gergo nie wracali… zbyt długo.


Evan ujął pazurzaste łapy kobolda w swoje duże dłonie i razem przedostali się przez magiczne przejście. Młodemu fechmistrzowi zrobiło się lekko słabo; Gergo lepiej znosił działanie magii, choć i dla niego nie było to przyjemne doświadczenie. Kilka sekund później stali już pośrodku lasu, który nie zmienił się od czasu wizyty zaklinacza kilka minut temu. Wojownik nikogo nie widział, ale kobold nadal czuł na sobie to SPOJRZENIE. Może był po prostu bardziej wyczulony, bo od wyczucia wrogich spojrzeń - zwłaszcza wysokich - zależało zwykle jego życie? Mimo towarzystwa Evana pod ciężarem wzroku niewidzialnego człowieka Gergo czuł się malutki jak pchła… albo nawet mniejszy.

- Tam! - syknął nagle Evan. Obok drzewa gdzie - byli pewni - jeszcze przed chwilą nikogo nie było stała teraz niewysoka dziewczyna - kobieta raczej. Z pewnością nie była ona porwaną wieśniaczką (zresztą najmici nie wypytali nawet kto dokładnie został uprowadzony). Ubrana w dopasowane do sylwetki spodnie, wysokie skórzane buty, bawełnianą koszulę, haftowaną kamizelkę i ciepły, podbity lisiurą płaszcz, z ufryzowanymi włosami i kolczykami w uszach (które wydawały się bardzo kosztowne) wyglądała bardziej jak szlachcianka na polowaniu niż zagubiona w głuszy dziewczyna. U pasa wisiał jej rapier; w dłoni trzymała naciągniętą kuszę skierowaną niedbale grotem do ziemi. Prócz broni i dwóch sporych mieszków u plecionego pasa nie miała przy sobie żadnego bagażu. W milczeniu zmierzyła stojących przed “bramą” najmitów taksującym spojrzeniem, z którego nie można było wyczytać żadnych emocji.




Evan podniósł dłoń w geście pokoju.

- Kim jesteś pani? - zapytał nieznajomą.

Kobieta w milczeniu raz jeszcze spokojnie otaksowała go wzrokiem.

- Dobre wychowanie wymaga, byś najpierw sam się przedstawił - odparła wreszcie.

- Przepraszam pani, jestem Evan. Evan z wysp - najemnik przedstawił się, lekko się kłaniając.

- A to…? - kobieta przeniosła wzrok na Gergo.

- To jest Gergo pani - odpowiedział chłopak. - Kobold i przyjaciel.

- Widzę, że to kobold - rzekła nieznajoma. - Ja jestem… - umilkła na chwilę, patrząc gdzieś w dal. - Tillit. Może być Tillit - usmiechnęła się lekko jakby powiedziała coś zabawnego.

- Pani, szukamy ludzi, które uprowadziły gdzieś tutaj koboldy. - Chłopak był ostrożny w rozmowie z nieznajomą i nie wyjawiał prawdziwego celu. - Nie wiesz może coś o tym? I czy nie obawiasz się podróżować w tej okolicy sama?

- We dwójkę? - Tillit spojrzała kpiąco na parę najemników, ignorując drugie pytanie.

- Może tak, może nie, pani. - Evan uśmiechnął się i wzruszył ramionami.

Kobieta wydała z siebie rozbawione Och! i zamikła. Wygladało na to, że miała wprawę w toczeniu pojedynków na milczące spojrzenia. Albo po prostu nie była gadatliwa.

Gergo nie miał nic przeciwko przeprowadzeniu Evana z powrotem przez portal. Z wysokim Evanem czuł się zdecydowanie pewniej i sam był ciekawy czyj wzrok odczuwał na sobie. Kobieta którą tu zastali jednak wcale mu się nie spodobała. Najpierw pogardliwe “to”, później dziwna maniera rozmowy. Poza tym co ona robiła w tym miejscu? Przecież to przejście wojowników koboldów. Może to jakaś zmienokształtna bestia kontrolująca koboldy, albo podstępny demon. Umysł Gergo rozpędzał się wymyślając coraz bardziej nieprawdopodobne scenariusze, które mógł dopasować do tej wysokiej. Schowany za nogą Evana wpatrywał się w kobietę przymrużonymi ślipiami.

- Pani, my powiedzieliśmy co tutaj robimy - Evan się zniecierpliwił. - Możesz nam powiedzieć co ty tutaj robisz?

- Stoję - zgodnie z prawdą odparła kobieta. Kobold prychnął pod nosem.

- W sensie jaki masz cel, pani? Jesteś przyjacielem czy wrogiem? - wypytywał dalej wojownik.

- Waszym? - upewniła się kobieta. - Chyba mi wszystko jedno. Na razie. Możecie sobie szukać tych ludzi, nie będzie to zbyt trudne - wskazała wgłąb lasu. Rzeczywiscie, gdy Evan powiódł wzrokiem za jej dłonią zobaczył wydeptaną ścieżkę do portalu. Może nie byłaby tak wyraźna, ale widać było, że coś nią również ciągnięto, więc miejscami ściółka była wytarta, a krzewy połamane.

- Dzięki pani, choć dziwna mi się wydaje twa obecność tutaj. Możesz nam powiedzieć coś o naturze tego magicznego przejścia, poza tym że mogą przez nie przechodzić koboldy i istoty które dotykają?

- Hmmm… - kobieta znów popadła w zadumę, testując krótką cierpliwość fechmistrza. - Wiecie co? - oświadczyła z nagłym entuzjazmem. - Pomogę wam odnaleźć tych ludzi. Aczkowiek nie wiem co chcecie osiągnąć we dwójkę… czy też nie dwójkę. Koboldów w osadzie jest teraz… może z pięćdziesiąt?

- Jak zapewne się domyśliłaś pani jest nas więcej, no i oprócz ratunku, chcemy też doprowadzić do tego by koboldy nie nękały dalej ludzkich wiosek - powiedział w końcu Evan. - Chętnie przyjmiemy każdą pomoc, pytanie tylko czego oczekujesz w zamian?

- W zamian… zastanowię się - uśmiechnęła się Tillit. - Na pewno niczego, czego nie moglibyście mi dać. Póki co wystarczy mi ta odrobina rozrywki jaką zapewniacie. Nieoczekiwany element… - zachichotała dźwięcznie. Potem spoważniała. - Jak już mówiłam koboldów jest około pięćdziesiąt. Reszta wyprawiła się… zresztą tę część chyba znacie lepiej ode mnie - wskazała na portal. - Co do jeńców nie wiem ilu jeszcze żyje i przebywa w obozie. Sama osada jest otoczona czymś na kształt płotu, aczkolwiek koboldy nie wystawiają straży. Chcecie tam teraz pójść? - zapytała z lekkim usmiechem.

- Jeszcze nie pani, musimy wrócić po resztę. A jak możesz nam pomóc skoro jesteś sama, czyżbyś była potężną czarodziejką? - Evan chciał wyciągnąć od nieznajomej jak najwięcej informacji. Nie ufał jej do końca i obawiał się pułapki.

- Powiedział mężczyzna, który również jest tutaj… prawie sam - odpaliła Tillit. - Potężną czarodziejką… Niektórzy mogliby mnie tak nazwać - uśmiechnęła się ponownie, ale jakoś smutno. - Poza tym nie powiedziałam, że pomogę wam w walce, a w odnalezieniu porwanych.

- Masz rację pani. Pójdziemy teraz z Gergo po resztę, choć nie wiem czy zgodzą się na twą pomoc. Są bardzo nieufni, znaczy moi towarzysze są nieufni. Przyznam że przydałby się nam jakiś dowód zaufania, choć nie mam pojęcia jaki - Evan zawahał się chwilę i zapytał wskazując na portal - A może przejdziesz z nami?

- W nieznane miejsce gdzie czeka nieznana liczba koboldobójców… a może koboldzich przyjaciół? - zakpiła Tillit, wskazując na Gergo. - Cóż, wybór należy do was; ja nic nie tracę nawet jeśli się nie zgodzicie. W dowód zaufania mogę tutaj po prostu poczekać - świecę, dwie? Ile czasu wam potrzeba na sprowadzenie posiłków?

- Myślę że góra dwie świece o ile się zdecydują. Tak czy siak bywaj pani. Miło było cię spotkać. Do zobaczenia możliwe że wkrótce.

- Oby - skinęła głową Tillit. Evan uścisnął łuskowatą dłoń Gergo i znów pociągnął go do portalu.

Grupa zwiadowcza postanowiła w końcu wrócić do reszty. Przed wejście do jamy czekało na nich kilka osób, które pewnie się już nieźle zamartwiały.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher

Ostatnio edytowane przez Redone : 27-05-2015 o 08:00.
Redone jest offline