Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2015, 12:11   #58
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
- Jak myślisz, czy ta mikstura spowalnia chorobę?
Słowa odbijały się wewnątrz czaszki Denisa. Kto je wypowiedział - nie miał pojęcia. Zatracił poczucie czasu i przestrzeni.
- Wiesz może gdzie jest kamienny krąg Rahima? Twój znajomy Enzo w ostatnim wywiadzie mówił ciekawe rzeczy. Przeczytam ci.
Richard wstał i wyjął z kieszeni stronę z gazety. Nim zaczął wykładać jej treść, pojął że nie było sensu tego ciągnąć. Jego kompan pogrążył się w malignie. Klatka piersiowa lurkera spazmatycznie podnosiła się, to opadała. Można było go klepać, szarpać, polewać wodą. Nie reagował na żadne bodźce. Jedynie czasem mamrotał coś o ojcu lub wuju. Wewnętrzny świat kompletnie go pogrążył. Richard ostrożnie wyjął z jego kurty małą buteleczkę. Spojrzał na mętną zawartość, znów na Denisa. Wyglądało na to, że nie miał wyboru. Otworzył usta schorowanego towarzysza i jednym ruchem wlał płyn. Denis wnet zaczął się krzywić i krztusić. Zamachnął ręką, jakby walczył z niewidzialnym przeciwnikiem. Całe jego ciało obrosło grubymi kroplami potu.




Kroczył powoli, przygnieciony ogromem wody. Wokół niego rozpościerały się budynki stare jak łzy bogów. Miasto było zaiście przepiękne. Prawdziwa perła dawno minionych czasów. Denis cieszył oczy wspaniałymi pomnikami na rogatkach metropolii, rozległymi katedrami czy stacją, na której stała uśpiona lokomotywa. W powleczonych ciemnością witrynach sklepowych poruszały się sylwetki dawnych mieszkańców. Gdy tylko dłużej odwzajemniał ich spojrzenie, pierzchały jak gdyby zostały stworzone z dennego mułu.
Mógł pójść gdziekolwiek. To miejsce zapraszało go do siebie i na dobrą sprawę, wcale nie chciało się go opuszczać. Tylko odległy głos nawoływał jeszcze jego imię. Przypominał o czymś. O jakimś człowieku. Wysoko urodzony szlachcic. Skąd go pamiętał i czego mógł teraz chcieć?



Richard z niepokojem wpatrywał się w płytko oddychające ciało lurkera. Miał prawo rościć poważne wątpliwości co do jego szans na przeżycie. Dopiero po chwili zauważył, że w pomieszczeniu zjawił się ktoś jeszcze. To Jonas. Szedł od strony śluzy, okutany w długą warstwę materiału na wysokości nosa i ust.
- Można, szefie?
Podszedł bliżej i zerknął przelotnie na leżącego.
- Badałem jakiś czas tę próbkę. Czy pan… - spojrzał na pustą butlę i nie musiał już kończyć zdania - No cóż. Wygląda na to, że substancja zawarta w tym płynie pogrąża człowieka w stan niemalże katatonicznym. Wszystkie rezerwy odpornościowe organizmu zwalczają zewnętrzne związki krążące po ciele. Teoretycznie może go oczyszczać, ale jednocześnie wyjaławia układ immunologiczny.
Obszedł pomieszczenie z założonym za sobą rękami. Denis cicho jęknął.
- Nie znam się za wybitnie na medycynie, ale wiem jedno. Znaczenie podejścia do choroby i walką z nią są znamienne. Bez aktywnej woli ze strony chorego, możemy już go nie odzyskać. Widzi pan, teraz nasz gość znajduje się w stanie śpiączki. Być może słyszy co mówimy, ale będzie to filtrowane przez wytwory jego umysłu. Musimy do niego dotrzeć. Zmusić by się wybudził.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 11-10-2015 o 20:45.
Caleb jest offline