Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2016, 19:00   #89
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jacob wszedł do pomieszczenia wyposażonego w najnowocześniejszą technologię, jaką kiedykolwiek widział. Nie miał pojęcia do czego służą te wszystkie sprzęty, ale wiedział skąd pochodzą.

Xanou. Ani Corvus, ani Wolne Miasta, ani tym bardziej Andromeda nie posiadały taki rozwiniętej myśli technologicznej.

- Piękny statek. Pierwszy raz płynę pod wodą w ten sposób. Jak głęboko może się zanurzyć? - zapytał spoglądając z ciekawością na komputery.
Choć nie wiedział nawet w jakim miejscu znajduje się zaginione, zatopione miasto wiedział, iż okręt Zoi może się przydać do eksploracji. Tylko w ten sposób mógłby zobaczyć to, co widzą lurkerzy. Zazwyczaj tego nie potrzebował, ale ten przypadek był inny. Całego miasta w nienaruszonej formie nie wydobędą.

- Sto trzydzieści i pięć stopni… oh, nie zauważyłam cię - mina Zoi nie wyrażała kompletnie niczego - Nautilus może zejść na pięćset metrów. Ale w związku z całą tą chryją nie zdążyliśmy ze wszystkimi testami.

Stanął obok Zoi lekko wspierając się o obudowę jednego z komputerów.
- Tak, dość szybko zrobiło się gorąco na Rigel. Jeden zarażony, a tyle problemów. Zastanawia mnie tylko, skąd on się wziął. Nie wierzę, że uciekł sam z nieźle izolowanej zony, przebył taki kawał i dotarł do Rigel. Dlaczego nie na Betelgezę czy Alnitak? Albo na Qin. Niezależnie skąd płynął, Rigel nie jest po drodze. Jak myślisz, kto mógł to zrobić? - zapytał opierając również głowę, by móc lepiej widzieć rozmówczynię.
Zdało się jakby Zoi chciała coś powiedzieć, ale w połowie decyzji zamknęła usta. Spojrzała raz jeszcze na jaskrawy ekran z dziesiątkami punktów i przecinających się linii. Podjęła jakąś decyzję. Dla Jacoba było to widoczne jak na dłoni. Pilnowała się by nie wyjawić zbyt wiele.

- Zarażeni uderzają w różnych miejscach. Polują na rodzinę Barnes. Zaraz rozpęta się medialna burza na ten temat. O ile już się to nie stało. Pomniejszej szlachty z rodu jest mnóstwo. Pewnie gnilce idą po nitce do kłębka i szukają ważniejszych głów. A może chodziło o tę panienkę? Wygląda na ważną nie tylko dla ciebie. Jedno jest pewne. Bez pomocy postronnych, zdrowych ludzi chorzy nie dostaliby się do żadnej aglomeracji.

Jacob zmarszczył brwi.
- Zaraz, zaraz. Mówisz, że zarażeni uciekli z Andromedy, by dorwać producentów najnudniejszej biżuterii na świecie? Powiedz mi, dlaczego to ma sens? - zapytał zainteresowany.

- Ma sens jeśli przyjmiemy wersję że nie są jubilerami.

- Kim są Barnesowie? - ponownie zapytał, choć miał już kilka podejrzeń. Pierwsza możliwość prezentowała ich jako bardzo wpływową szlachtę, która nadepnęła na odcisk pewnym równie wpływowym osobom. Mógł być to wywiad z Corvus lub Xanou, agenci Hanzy lub Black Cross. Więcej podejrzanych nie miał. W myśl teorii, jaką miał, najmniej pasowała Hanza jako dość prawdopodobni organizatorzy ucieczki zarażonych z Andromedy i likwidatorzy zabójców z Black Cross. Logicznym byłoby wtedy przypuszczenie, iż jubilerzy są Krzyżowcami. Niemniej były to tylko przypuszczenia. W rzeczywistości nie mógł odrzucić nawet Hanzy, której związek z uciekinierami był jedynie hipotetyczny, choć bardzo prawdopodobny.
W końcu Hanza to żeglarze.

- Myślisz że jeśli ty nie masz pojęcia, to wiem cokolwiek więcej?

Przez chwilę nie mówił nic. Tylko uśmiechał się bezczelnie.
- Tak, myślę, że wiesz i się droczysz.

Dwójka mierzyła się wzrokiem. Odeszli kawałek, aby pracownicy nie słyszeli rozmowy.
- No dobra. I tak nieprędko się spotkamy, a szanuję cię i nie potrafię kłamać w żywe oczy. Musisz wiedzieć że… podjęłam kilka złych decyzji. Tego dnia, kiedy Enzo ostatni raz był w Rigel, najpierw udał się do mnie. Miał tę szkatułkę z Yarvis i chciał ją u kogoś przechować. Odbyliśmy dość nerwową dyskusję. Uznał że ja się nie nadaję, bo moja gildia woli otaczać się artefaktami zamiast je badać. Nazwał mnie psem ogrodnika. Potem stwierdził że lepiej wykorzysta to Ferat. Wkurwiłam się. Wiedziałam że szukają go krzyżowcy i dobrze płacą za każdą informację. A ja wiedziałam gdzie dalej rusza Castelari, bo sam mi to powiedział - na wody Qard. Nie obchodziło mnie czego od niego chcą. Zrozum, odmówił mi, właścicielce jednej z największych gildii lurkerów w trzymaniu pieczy nad artefaktem z Yarvis. Tej pieprzonej, legendarnej wyspy o której strzępek informacji wielu dałoby się pociąć na kawałki. Black Cross dało mi sporo sprzętu z Xanou za samo zdradzenie jakie są dalsze plany Enzo. Nie wiedziałam dla kogo pracują, dopiero przy następnych spotkaniach padło nazwisko Barnes. Z ich lakonicznych wypowiedzi wynika, że rodzina zajmowała się testowaniem broni dla Wolnych Miast.

Zagryzła wargi i uderzyła pięścią w metalową barierkę.
- Byłam głupia i teraz narażam wszystkich tak bez słowa uciekając z Rigel. Uznają mnie za swojego wroga, dezertera. Ale nie mogłam dłużej żyć z świadomością, że moja ambicja kogoś zabiła a ja spijam z tego soki. Teraz rozumiesz dlaczego nie chcę abyś mi towarzyszył. Odstawię was na Antiguę, a ciebie tylko proszę o jedno. Również gdzieś się schowaj, przepadnij. Gramy z lepszymi od siebie.

Starr przez chwilę nie odzywał się. Przetwarzał.

- Aha. To o to chodzi. Wolne Miasta zaprzęgły do roboty Black Cross, by ci drudzy dostarczyli broń. Agenci Hanzytów spisali się całkiem nieźle. Wyprowadzili biologiczne uderzenie wyprzedzające cios technologiczny ze strony Wolnych Miast. A właściwie to jedynie wzięli zamach. Dlatego zarażeni polują na rodzinę jubilerów - powiedział w zamyśleniu.

- Tylko jak połączyć z tym Yarvis? Do czego Black Cross wiedza o Yarvis? Ja również poszukuję tego miejsca. Od niedawna, ale tempo przyrostu informacji jest dość zadowalające. Enzo miał trochę racji. To miejsce trzeba zbadać, ale bez naruszania. Wyciągnięty pomnik nie powie aż tyle, co stojący we właściwym miejscu. Proponuję spółkę - uśmiechnął się Cooper.

- Myślę, że oboje chcielibyśmy zobaczyć to miejsce takim, jakie jest. Nautilus nadaje się do tego celu doskonale. Ja zapewniam informację, ty sposób dotarcia tam. Co ty na to? Musiałabyś wtedy powiedzieć jak będę mógł się z tobą skontaktować, gdy już się tego dowiem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline