Pac! – na obrzeżach wybudzającej się ze snu świadomości, Luc zarejestrował lekki plaskacz na policzku.
Pac! – kolejny, niezbyt mocny cios wylądował na drugim policzku Heena.
Dwa małe paluszki zaciskające mu nos, blokowały dostęp powietrza.
W końcu cichy pomruk frustracji i szelest małego ciałka zsuwającego się z łóżka, a po nim plaskanie bosych stópek o podłogę.
I szum lejącej się nieprzerwanie wody, przerywający ciszę w apartamencie...
Sunny Hill nawet o wczesnej porze wyglądało jak podczas oblężenia. Siąpiący deszcz nie pomagał niwelować przyciężkawej atmosfery okolicy.
Samochody stacji TV, kręcący się i przekrzykujący się paparazzi, reporterzy wciąż węszący za ofiarą i próbujący wyszarpać jakieś resztki dla siebie, błyski fleszy, dźwięki spuszczanych migawek, brzęczenia dronów, pojazdy nNYPD – wszystko to, nie stanowiło oprawy zachęcającej do korzystania z usług fundacji.
Zapewne dlatego zapełnione zielenią i fantazyjnie przyciętymi krzakami i drzewami wejście do fundacji, zostało oddzielone od ulicy nieprzeźroczystymi ekranami wytłumiającymi dźwięki. Na ekranach tych wyświetlano niezobowiązujące pejzaże czy też kolorowe ujęcia kwiatów i zwierzątek. Sam wjazd na parking był również dyskretnie oddzielony by zapewnić maksimum dyskrecji pacjentom. Monitorował go oddział niezobowiązująco ubranych WeGuard. Wjeżdżający byli legitymowani a ich wizyty sprawdzane w systemie przed wpuszczeniem na parking. Luc czuł w tej trosce rękę Eve.
W recepcji również nastąpiły niewielkie zmiany: dodano nieco więcej roślin oraz dodano przyjazną muzyczkę. Luc poznał młodego recepcjonistę, z którym rozmawiał podczas pierwszej swojej wizyty w Sunny Hill. Mężczyzna również rozpoznał Heena i uśmiechnął się lekko:
- Witamy ponownie!