Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2016, 10:23   #11
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Pact in nZOO



Central Park nZOO, popołudnie
Pierwsze co zrobili po wejściu w alejki pomiędzy wybiegami dla zwierząt, to napad na niewielką restauracyjkę w centralnej części nZOO. Jeden tost dla Aliego to mogło być za mało, a solos sam zaczął odczuwać głód. Góra frytek i pieczony kurczak pochłaniane przy piwie i soku pomarańczowym rozwiązywały sprawę.
Nażarli się jak bąki, ale to nie przeszkodziło Alisteirowi w celowaniu w kolejne żarcie. W pewnym momencie stanął jak surykatka wypatrująca niebezpieczeństwa. W oczach mu coś zabłysło…. Choć bardziej precyzyjnym określeniem byłoby: oczy rozjarzyły mu się niczym wojskowe lampy halogenowe montowane na AV nocnych grup uderzeniowych.
Stoisko z Watą cukrową stało się nagle większym celem zainteresowania ze strony chłopca niż drag store dla ćpuna.

Kilka minut później obaj krążyli pomiędzy wybiegami dla zwierząt. Luc czytał synowi ich opisy, sam bowiem niewiele znał się na faunie poza tą jaka lądowała mu na talerzu. nZOO miało sporo ‘eksponatów’ choć tylko trudna do oceny część wybiegów zawierała żywych przedstawicieli różnych zwierzęcych gatunków. Dostępna powszechnie zaawansowana technologia holograficzna, koszty utrzymania zwierząt, oraz specyfika nZOO w Central Parku, warunkowały użycie projekcji. Zabezpieczenia wybiegu, opieka, trzy tony mięsa rocznie, sam koszt sprowadzenia jednego z kilkudziesięciu ostatnich tygrysów syberyjskich? Można. A można zainwestować w holoprojektory i program odtwarzający zwierzę wraz z około kilkudziesięciotysięcznymi wariantami losowych zachowań projekcji od strzygnięcia uchem, po pozorowaną walkę dwóch hologramów. Również zresztą prowadzoną w tysiącach współzależnych, różnych odruchów obu projekcji szczepionych ze sobą. Nawet motyw karmienia był tutaj kwestią generowania doskonałej w jakości holoprojekcji wołowej półtuszy idealnie zgranej z holo pożerającego ją zwierzęcia.
Linijki kodu zamiast życia. Solos uważał, że całe Central Park nZoo może być ogarniane przez maksymalnie dwóch, trzech runnerów, a które zwierzęta były prawdziwe? To już była chyba najbardziej strzeżona tajemnica ogrodu. Każdy pracownik miał w kontraktach zapisane tak drakońskie kary za puszczenie choćby pary z gęby, że nawet myśli o tym odbijały się od mózgów. Oczywiście, po nNY chodziły urban legend, że “znajomy znajomego pracujący w cep’’n’zoo mówił…” ale były to zwykłe ploty. Nawet jak prawdziwe - nieweryfikowalne.
Raz jak na razie sytuacja (zdałoby się) wymknęła się spod kontroli. Było głośno w lokalnych wiadomościach gdy na karmienie tygrysów wpuszczono na wybieg zebrę. Ktoś się wybitnie postarał, jakiś wirtuoz od kodów musiał sporo posiedzieć, by motyw krótkiego polowania i pożerania wyglądał wręcz idealnie naturalnie. Ale rozpętał się syf, bo ciężko było uwierzyć, że dyrekcja sprowadziła żywą zebrę, by nakarmić pasiaste sierściuchy. Ale spore masy wciąż wierzyły, a sprzedaż biletów wstępu po incydencie wzrosła o 1300%. Ludzie tabunami przestawali pod wybiegami i lampili jak debile nawet po godzinę, szukając niuansów mogących pozwolić im rozwiązać zagadkę: holo czy życie?
Cybermarketing w wirtuozerskiej formie. Luc wątpił, by “przesada” w “zebrowej projekcji” była zwykłym logicznym niedopatrzeniem. Ot nZOO zdradziło tajemnicę poliszynela pod tytułem: “mamy tu holo zamiast zwierzaków”. W efekcie zainteresowanie sięgnęło zenitu, kasa się zgadzała bardzo mocno, a to które zwierzęta są prawdziwe wciąż pozostawało zagadką dla zwykłego szarego człowieka.

Aktualnie samica kłapała paszczą starając się zwędzić irytującą ją muchę. Trzy małe tygrysiątka tarzały się po trawie. A dorosły wielki samiec przechadzał się dość blisko pozornie wzmocnionego ogrodzenia, co chwila markując próbę wykonania na nie skoku i rycząc na zwiedzających. Mikrogłośniki rozmieszczone siatką punktową na całym wybiegu w odległości 20 centymetrów od siebie i kreujące dźwięk w technologii MobileSOUND nawet do pół metra od punktu jego nominalnego wyjścia, robiły resztę wraz z równie gęsto rozmieszczonymi generatorami widma edycji cieplnej i różnych fal. Możesz być sobie człowieku cwany i zerkać w podczerwieni, a i tak zobaczysz zwierze choć to tylko holo. Pracownicy byli profesjonalistami, nie zapominali o szczegółach nawet w przypadku projekcji już wykrytych przez opinię publiczną.
Oszustwo? Wciskanie kitu i jedynie technonamiastki kontaktu z naturą?
Może i tak. Ale piękne nie tylko pod względem oceny użytej technologii.
Gdy pod koniec zeszłego wieku dziadek zabrał Lucifera do Wellingtońskiego ZOO, były tam dwa żywe tygrysy bengalskie. Zwierzęta z krwi i kości. Oba notorycznie spały lub szlajały się bez celu smętnym krokiem. W lewo i w prawo. W lewo i w prawo.
Jakże to było różne od tych tutaj.
Pełnych życia (sic!) stworzeń.



Chłopaczyk- detektyw zadzwonił po około 40 minutach.
- Jestem pod aligatorami.
- Zaraz będziemy.
Rozłączył się i skinął na syna.
- Chodź. Pokażę Ci aaaaligaaatooory. - Zrobił gest dwoma dłońmi markując nimi otwierająca się i zamykająca paszczę.
Ali z wypiekami na twarzy i błyszczącymi oczkami, upaćkany watą cukrową większą od jego głowy plus głowy Crowa, pokiwał łebkiem. I kłapnął ząbkami zamykając paszczę na wacie, która przykleiła się mu do nosa.

Hao stał przy barierce z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
Luc szedł z misiem pod pachą jakiego chwilowo zabrał Aliemu, aby wygodniej mu było żreć gigantyczny cukrowy smakołyk. Trzymał chłopca za rękę i idąc powoli wskazywał coś od czasu do czasu.
- Tam, popatrz. - Wskazał wybieg gdzie dwa spore gady wygrzewały się w pięknie dopracowanym pseudobagiennym plenerze. - Co za paskudy. Nie? - Skierował chłopca lekko do przodu. - Obejrzyj sobie z bliska, ja będę tuż za Tobą - dodał dając znak policjantowi by ten się przybliżył.
Detektyw zgasił papierosa i podszedł powoli.
- Fajny dzieciak. - Kiwnął Heenowi głową. - Co sprawiło, że zmieniliście zdanie?
- Nic -
Lucifer przyznał się wzruszając ramionami. - Po prawdzie to nie rozmawiałem z nią o tym przedtem. Nie chciałem za szybko. Gdy mówiłem Ci ostatnio o tym, że nie jesteśmy zainteresowani tylko przewidywałem, że ona zechce odpuścić… Cóż myliłem się, bestyjka z niej mściwa. Chce w to wejść.
- Ok. Pierwsze pytanie: macie zaufanego prawnika, czy kogoś znaleźć? -
Hao trącił solosa łokciem wskazując na synka. Ali właśnie dostrzegł słaby punkt w ogrodzeniu do wybiegu i zamierzał się ustawić na najlepszej pozycji. Spomiędzy tłumku widać było już tylko wielki watowy kwiatek i wypięty, chudy tyłeczek.
Luc nie reagował, choć w czasie rozmowy nie patrzył właściwie na detektywa czujnie obserwując poczynania tego małego diabła. Bardziej cieszył go fakt iż chłopiec nie panikuje będąc w bliskim kontakcie z obcymi ludźmi stojącymi przy ogrodzeniu niż możliwość zagrożenia.
Ustawił się jednak tak, aby móc zareagować w razie potrzeby.
- Nie mam, nigdy nie potrzebowałem prawnika. Mogę sam znaleźć, ale jak masz kogoś dobrego, to świetnie. Ważne będą info jakie możesz… lekko wyczuć, lub masz wiedzę. W kogo jebnąć, na ile pozwolić sobie w negocjacjach… nie chcemy sprawy. Ugoda, na tym ma się skończyć. Hao, ona wylądowała w wariatkowie, jest źle. Publiczny proces to będzie gwóźdź do trumny jej psychiki.
- Nikt nie mówi o publicznym procesie. Znajdę kogoś. - Hao próbował ominąć temat wariatkowa. - Luc, posłuchaj - obrócił się do reportera - sprawa będzie przeciwko kancelarii detektywistycznej Juliena de la Seurre.
- Czemu? - Lucifer zdumiał się, że aż odwrócił głowę na chwile do Hao, ale zaraz znów wrócił czujnym spojrzeniem do syna, po którym właśnie został jedynie turlający się lekko po ziemi kwiatek. Z jakiegoś powodu alarm na ogrodzeniu nie zaczął pipać i malec zniknął zasłonięty tłumkiem. Solos nie czekał na odpowiedź i rzucił się między ludzi roztrącając ich by dobrać się do tego małego szatana.
Otoczyły go oburzone okrzyki:
- Hej, no co jest?!
- No gdzie się pchasz?

Mamusie z dziećmi, tatusiowie z wózkami, wszyscy wypełnieni po brzegi świętym oburzeniem. Żadne z nich nie zwróciło jednak uwagi na małego blondaska, przekładającego nóżkę pod dolną żerdzią ogrodzenia. Luca, który jako jedyny to zauważył stuknęło: “aligatory” vs. “dinozauromania”...
Doskoczył do chłopca, ale wciąż nie łapał go, nie odciągał. Nagłe ruchy, szarpanie… to nie był klucz do Aliego. Uklęknął przy nim tuż przy ogrodzeniu.
- Wybierasz się gdzieś BigAl? - zapytał zdławionym choć tonowanym na spokojny, głosem.
Zdziwiłby się bardzo gdyby akurat w przypadku aligatorów kierownictwo nZOO postawiło na żywe zwierzaki. Ciężkie w utrzymaniu, żrące sporo i zupełnie nieruchawe. Ale pewności nie miał, ryzyko było. Malec spojrzał na ojca a potem na zawartość wybiegu i zamarł w pół ruchu pokazując paluszkiem wielkie, pozornie rozleniwione gady. A potem koszulkę, której przód nosił czekoladowe ślady ze śniadania.
- To nie są dinozaury, to głupie aligatory. - Mógł powiedzieć co one mogą zrobić swoimi szczękami. Mógł przyrównać do tego co wykreował mały w teatrzyku w SH, lecz nie chciał go straszyć. - Nie wolno tam wchodzić, wiesz czemu?
Tłumek dla odmiany zafalował oburzeniem.
- No co za ojciec! Pozwala dziecku samotnie chodzić…
- A dziecko też niewychowane… Widziała pani? Przez ogrodzenie przełazi…
- Może pierwszy raz w Zoo? -
Słowom towarzyszył lekki chichocik.
- No to może odpowiednie miejsce, takie dzieciaczki lepiej w klatkach trzymać…
Ali zamarł i usiadł nie mogąc utrzymać dłużej przykucniętej na jednej nóżce pozycji. Pokręcił głową przecząco. Słysząc komentarze nieco się skulił.
Ton głosu Lucifera był spokojny, uśmiechnął się nawet do synka porozumiewawczo.
- Bo te wszystkie durnie naokoło też by wtedy chciały przejść i biedne zwierzaki by zamęczyli swoim jojczeniem, a zobacz jakie one nieruchawe i zmęczone. Chcą spać…
Mały zerknął raz jeszcze do środka i zaczął się powoli podnosić otrzepując lepkie od waty i nieco ufajdane od kurzu łapki. O spodnie.
Wyciągnął jedną z nich do ojca…
- Dobrze chodź, popatrzymy na pingwiny. - Zabrał malca nie patrząc na ludzi naokoło i ostentacyjnie mową ciała wskazując, że ma ich w dupie. Ruszył ku pingwinom dając znak Hao by ruszył za nim.
Gdy doszli do wybiegu dla antarktycznych ptaków ukucnął przy chłopcu.
- Tu też nie włazimy tak? Zwierzątka chcą mieć spokój. Jakby każdy chciał wchodzić, to by było im źle i smutno…
Ali pokiwał łebkiem i przylgnął do ogrodzenia. Tym razem nie musiał kombinować bo ta sekcja przyciągała mniejszą liczbę chętnych.

- Bo to jeden z ich ludzi skrewił… - Hao odpowiedział na wcześniej zadane pytanie gdy Heen zostawiając pogromcę aligatorów znów cofnął się do policjanta.
nReporter pomny tego na czym urwał policjant zaczął nagrywać.
Całe clue w XXI wiecznej randce ciała ze sprzętem polegał na tym jak aktywować cyberwszczepy nie działające permanentnie. Na rynku pojawiały się już prototypy cyborgizacji uruchamianej samą myślą, ot wychwycenie odpowiednich fal mózgowych przez neuroprocesor. Była to technologia nowatorska i droga jak diabli, do tego mocno ryjąca czerep. User sterował tu sprzętem z poziomu własnego mózgu jakby wszczep był naturalną częścią ciała, bytu, osoby... Cholernie łatwo było się zatracić Mogło odwalić jak cyberpsycholom jacy zainwestowali w o jeden sprzęt za daleko. Rozwiązanie to było nowatorskie raczej pod względem stosowania tego rozwiązania w przypadku cyborgizacji u których nie było takiej potrzeby. Wszak w niektórych przypadkach po prostu nie dało się inaczej. Złącze radiowe gwarantujące zdalny dostęp do sieci w oparciu o procesor neuralny wprowadzone zostało na rynek dopiero gdy sterowanie myślą zostało wprowadzone w obieg cywilny, po fazie testów. Tu się inaczej nie dało i z początku montowano je jedynie po przejściu odpowiednich testów psychologicznych. Lucifer je przeszedł, potrafił zapanować nad przyjmowaniem info prosto w mózg, lub odbieraniu obrazów z pominięciem zmysłu wzroku (jak w videopołączeniach telefonicznych). Mimo twardej psychiki solos i tak często gadał przez telefon jedynie głosowo, albo w przypadku odbioru wiadomości z sieci wspomagał się podłączaniem czytnika. Widział co się dzieje z ludźmi gdy im odpali.
Aktualnie sterowanie myślą przestało być już niszą, zapis o potrzebie testów psycho zarzucono, co prowadzić mogło do wysypu cyberpsycholi. Plus był taki, że na taka technologię mało kto mógł sobie na razie pozwolić.



Luc może i mógł, ale nie chciał, dlatego jego kamera, mikrofon, dopalacz neuralny, painkler i inne drobne wstawki sterowane były mięśniowo. Trzeba było jedynie podprogramować sprzet aby reagował na takie odruchy jakich człowiek nie robił przypadkowo. Pistolet strzałkowy w oku aktywowany poruszaniem płatkami nosa? Można, ale powstaje lekko makabryczny problem jak zdecydujesz się powygłupiać z pięcioletnią córką sąsiadów. Przy każdym takim wszczepie to było jak nauka chodzenia, ale było to lepsze rozwiązanie niż starsze warianty - aktywacja za pomocą czujników na ciele. Gdyby Luc miał włączyć teraz kamerę i mikrofon wypukując skomplikowany kod palcami na płytce-czujniku przy skroni...

- Czyli jazda po podwykonawcach, nie po tych co dali pomysł akcji? - spytał całkowicie neutralnym tonem rejestrując dźwięk i obraz na micropamięci telefonu. Bez emocji, jakby ustalał fakty.
- Nie. Jeden z ich ludzi to córka Seurre’a. To ona była pomysłodawcą i to ona była na dyżurze, gdy wcięło Kirę. Obecna żona Juliena pracuje w administracji nNYPD… - Hao kontynuował cicho.
- No to grubo. Smród ciężki… prywatna firma pokierowała policją. I to w taki sposób… I to z takim efektem… Przecież to jest medialny szafot dla jednych i drugich - Luc mówił jakby sam do siebie obserwując syna. - Pierdolona bomba.
Detektyw nie komentował. Nie było czego.
- Dlatego sam widzisz. Sprawa publiczna… nie wchodzi w rachubę.
- Problem gdzie indziej. Kira u czubków, a ja wyjeżdżam na trochę. Zostanie prawnik z pełnomocnictwem… kupią go, wykpią się groszem.
- Na ile wyjeżdżasz?
- Nie wiem. Tydzień? Dwa? Miesiąc?
- Hmmm -
policjant ewidentnie kminił - i nie masz nikogo zaufanego, żeby pokierował sprawą?
- Mam. Sukinsyna, który jest chciwy jak chcący wody ktoś umierający z pragnienia na pustyni. -
Luc pomyślał o Halo i pokręcił głową. - Ale on jest za inteligentny i chciwy jednocześnie. Przegnie. Weźmie to w swoje ręce, to postawi ich pod ścianą. A wiesz co wtedy robią szczury…
- Słuchaj, przemyśl, kto by się nadawał. Im szybciej zaczniemy, tym lepiej. Póki im się pali po zadami, tym więcej można osiągnąć. -
Hao sięgnął po kolejnego papierosa, obserwując przetaczający się niedaleko nich tłum…
Luc również zapalił.
- Pogadam z nim. Spróbuje utemperować… W razie czego masz 5% od tego co wynegocjuje w umowie.
- Nic nie chcę. -
Detektyw obruszył się. - Nie wydurniaj się, Heen. Daj znać jak najszybciej.
- Mam to w dupie czy chcesz, czy nie. Jak się co do Ciebie mylę (a wątpię), To będzie tu gliniarz jakiego ciężko przekupić patrząc co ma na koncie. A jak się co do ciebie nie mylę… to kasę na której jest mnóstwo krwi, możesz przekuć na fundusze operacyjne. Prywatnie. By gnoić zjebów w nNY. Przypomnij mi jak to było z plikiem-pułapką na Fergusa? Miałbyś na to cash? Inwestycja Hao. -
Luc wyciągnął rękę.
- Luc, nie mogę prywatnie nic przyjąć ani nawet nie chcę. Chcesz zrobić inwestycję, podam numer konta nNYPD, gdzie możesz zrobić przelew. - Hao nie zamierzał ustępować w tej kwestii.
- A Ty dasz mi numer fundacji na rzecz rodzin glin jakie zginęły w akcji, nie? - Heen oderwał wzrok od Aliego i spojrzał Hao w oczy.
- Tak. To mogę. - Azjata pokiwał głową. - To czekam na info od Ciebie i zaczynamy.
- Połowa na fundacje, połowa na konto nawet nie Twoje… ale do Twojej dyspozycji. Byś czasem miał… by się jakimś skurwielom rzucić do gardła -
odpowiedział solos i zaraz dodał sugerując, że ucina temat i to nie są negocjacje: - pogadam z tym znajomym. Skontaktuje was. On może odpłynąć w żądaniach na ugodę. Temperuj go w razie czego.
Hao pokiwał głową.
- Fajny mały - powiedział raz jeszcze i ruszył do wyjścia.
Heen odprowadził go wzrokiem i wrócił do Alisteira.

Po zniknięciu gliniarza łazili jeszcze jakiś czas po nZOO, załapali się między innymi na karmienie fok. Tu nie było mowy o projekcjach. Zwierzaki chlapały wodą godnie, kotłowały się w basenie wydzierając sobie ryby. Luc nie znał technologii potrafiącej tak płynnie kreować oddziaływanie na wodę w sprzęgu z projekcją. Wspomniał aligatory, tam też… Włosy stanęły mu dęba, gady były najwidoczniej prawdziwe.
- Ali dziś zanocujemy u Mazz, ok? - spytał odganiając złe myśli.
Alisteir odpowiedział zwyczajowym skinienim głowy. Po czym zasępił się mocno.
- Jesteś smutny z powodu mamy? - Luc ugryzł się w język gdy chciał spytać “co się stało”. Komunikacja z chłopcem wciąż pozostawiała dużo do życzenia.
Pokiwał blond łebkiem. Ale minkę nadal miał zatroskaną. Ukucnął. Brudny i zakurzony paluszek wsadził do buzi. Oblizanym czubkiem na chodniku zaczął rysować coś co przy sporym wysiłku i dużej dawce dobrej woli można było wziąć za… misia?
Spojrzał na ojca w górę z pytajnikami w oczach.
- Ach, Crow! - Podał małemu maskotkę. - Lepiej?
Mały zabrał miśka wciskając go pod pachę ale nie wyglądało jak “lepiej”. Otworzył paszczę błyskając drobnymi ząbkami i pokazał na migi wrzucanie czegoś i żucie.
Reporter roześmiał się.
- Dobra smyku, kupimy po drodze. Tylko trzeba z tym ostrożnie bo jeszcze parę dni i zjesz wszystkie żelki w nNY. - Spojrzał na synka. - Dobra, ale przybijamy układ. Nie wiem jak to załatwiałeś z mamą, ale musisz od tej pory mi mów… dawać jakoś znak co chcesz. Czy głodny czy… no wiesz, co byś chciał. Umowa stoi?
Rozbestwiony malec wyprostował się i wyciągnął do góry rączki. Gest znany milionom rodziców: “nieś mnie”.
- Nope młody. - Luc był dość asertywny, nie chciał zbyt pogrążyć się w walce o małego by nie przedobrzyć rozpuszczając go do granic koszmaru. Poza tym… - Jestem chory w nogę, zapomniałeś? - pomasował się po udzie. Wciąż jeszcze lekko utykał.
Skruszona minka świadczyć zapewne miała, że owszem. Zamiast tego wsunął łapkę w dłoń Taty i spojrzał w górę.
- Idziemy. Chcesz poznać brata Rudej?
Ali nie miał nic przeciwko. Majtając Crowem w te i we w te, ruszył koło ojca.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline