Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2016, 03:20   #13
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Mazzy



Mieszkanie Mazz w Bronx, wieczór
Zrobiwszy po drodze trochę zakupów pojechali do Rudej. Lucifer wziął kilka opakowań chińszczyzny na wynos, którymi zaraz zaopiekował się Alisteir. Holoopakowania zdawały się go fascynować. Zmienne kolory nazwy baru i danych kontaktowych, oraz wizerunki potraw oferowanych przez tę jadłodajnię były na razie doskonale widoczne. Technologia holo n’Paper była stosunkowo tania, a korzystała z ciepła emitowanego przez potrawę. Żywsze kolory świadczyły o tym, że masz ciepłe żarcie w pudełku, brak emisji wskazywał, że należy to jednak podgrzać. Chłopiec wodził palcem po opakowaniu co chwila strzelając wzrokiem na tylne siedzenie, gdzie w hermetycznym pojemniku na zakupy spoczywało kilka paczek żelków. Crow pilnował siedząc na zakupach.

W mieszkaniu rozpakowali sprawunki. Luc wziął dwie porcje i piwo sadowiąc się na sofie. Upił łyk i włączył nTV. Telewizor zajmował większą część jednej ze ścian i był skalibrowany wielkością do dwóch okien jakie posiadał salon. Była to zasadniczo jedynie rama wypełniająca się obrazem za pomocą wiązek z kilkudziesięciu tysięcy emiterów. Obrazem bliższym bardziej technologii projekcji niż wyświetlania. Halo trochę podkręcił system zwiększając jego czystość i kreując możliwość wyświetlania różnych obrazów równolegle, przy jednoczesnym połączeniu z konsolą. Kilkanaście projektorów w suficie ukierunkowanych na okna, pozwalało wyświetlać zaprogramowany obraz na zasunięte żaluzje. Mazzy lubiła wykorzystywać to aby wyświetlać na Telewizorze widok z różnych części świata, podczas gdy konsola wyświetlała projekcje na okna z tego samego miejsca, a innych ujęć. Efektem było czasem poczucie jakby przebywało się w trzyokiennym apartamencie na przykład w centrum Paryża. Może nie była to technologia tak zaawansowana jak wyświetlanie holoobrazu w powietrzu lub zamienienia w wyświetlacze całych powierzchni okiennych (jak często robiła high class w apartamentowcach Manhattanu), ale i tak sprawiało to mocne wrażenie.



Lucifer włączył po prostu kanał informacyjny, trwała tam właśnie debata o nReporterze. Wszak minęły dopiero 2 dni, więc media wyciskały temat do suchej nitki. Dwóch gości kłóciło się ze sobą. Jeden wskazywał, że to najpewniej po prostu działania policji sfrustrowanej niemożnością eliminowania przestępców w zakresie litery prawa. Drugi z uporem maniaka upierał się, że to nSekta z nCatseraju przy cichym wsparciu rządu morduje psycholi z klasy wyższej. Prowadzący nie włączał się w to na razie dając kłótni dojrzewać. Jego szefowie zapewne ozłociliby go, gdyby tak pokierował ‘dyskusją’, aby obaj goście chwycili się za łby. Oglądalność by skoczyła. Solos kątem oka spojrzał na logo. To była ta sama stacja co transmitowała kaźń Della.
Cóż za cynizm.
Upił kolejny łyk piwa i zamarł z widelcem przy ustach.
Czuł się obserwowany.
Obrócił powoli głowę muskając jedynie wzrokiem nierozpieczętowane opakowanie z porcją Alisteira.

Chłopiec stał obok konsoli Mazz. Miał lekko naburmuszoną minę i jakby na coś czekał. Heen westchnął, odstawił żarcie i puszkę po czym wstał ciężko. Mina Ala rozjaśniła się lekko, raz jeszcze niecierpliwie spojrzał na sprzęt.
W zakresie technologii komputerów osobistych Ruda była bardziej tradycjonalistką. Konsola była nowej generacji, ale trzy dotykowe ekrany były modne może z dekadę temu. Odpalił system logując się na personalną platformę sieciową umieszczoną w Internecie wg technologii nOpenCloud. Sprawdził wiadomości przychodzące, oraz kompilacje newsów wychwytywanych w sieci wedle skomplikowanego i spersonalizowanego algorytmu. O ile maile jeszcze odbierał za pomocą neurozłącza radiowego DataTermu, to w innych celach mobilnie i z poziomu mózgu z sieci korzystał jedynie gdy była paląca potrzeba.
Teraz przejechał jedynie po nagłówkach widząc podekscytowanie syna.
Pokręcił głową z uśmiechem. Panna D. uderzyła chłopcu do głowy. Patrząc z jaką pasją patrzył na dłubanie w sprzęcie u Halo i na rozbebeszone samochody u Mo i Dave’a, Ali zapowiadał się na świetny materiał na technika. O ile mu nie odbije. Tak czy owak droga lepsza niż taty.

Pod własną platformą sieciową otworzył nową sprzężoną z nią. Oparta była o stworzony log mailowy “AlisteirVDHeeN”. W skoku technologicznym ostatniej dekady system wymiany informacji przez sieć zmienił się mocno, ale poczta elektroniczna wymyślona pół wieku temu oparła się pędowi i nie odeszła w nicość. Oczywiście było wiele zmian, protokół SMTP został zastąpiony czymś innym (Luc nie miał o tym większego pojęcia…) ale banglało. Wielu ludzi używało innych systemów łączności tekstowej, a czasem osoby posiadające neurozłącze korzystali z systemu ITI (InfoToInfo), gdzie mózg kreował i wysyłał wiadomości z pominięciem konwertowania go na tekst lub inny system danych. To ostatnie Luc uważał za prosta drogę ku pandemii cyberszaleńców. I przypominało to po prostu telepatie w większym stopniu niż komunikowanie się ‘head to head’ za pomocą neurozłącz radiowych i info tekstowych.
Ale nMaila miał każdy, nawet taki wariat sieciowy jak Halo.

Lucifer wyjaśnił młodemu w jaki sposób logować się na skrzynkę i jak włączać odczyt tekstu konwertowanego na fonię (malec czytać jeszcze nie umiał). Działało to i w drugą stronę, ale tu Alisteir musiałby mówić… Luc niby obiecał chłopcu, że będzie pisał za niego, ale nie drążył oczywistego tematu, że musiałby wiedzieć co on chce napisać. Przez mózg solosa przepłynęła myśl, że to może być świetna terapia by zaczął mówić. Wszak już przy Mazz wypowiedział kilka krótkich zdań, a tu miałby odzywać się jedynie do sprzętu. Mógł to być mały-wielki krok w doprowadzaniu go do normalności.
Jako admin platformy nadrzędnej miał dostęp do poczty malca. Prywatnośc prywatnościa, ale pozostawienie sześciolatka samemu sobie w sieci bez kontroli byłoby absurdem. Zdublował na jego mail system zabezpieczeń jakie Halo skonfigurował na skrzynce solosa, zrobił przekierowanie otrzymywanych wiadomości na własny mail i zainstalował potrzebę autoryzacji wiadomości wychodzących z poziomu admina. Za wyjątkiem (na razie) adresu D., Matta, Amandy, Sue, Kyle’a, Ozzy’ego i Mayi. Wprowadził przy tym te adresy w skrzynkę Ala tłumacząc, że może tez wysyłać wiadomości do dziadków, wujków i cioci.
Nie wiadomo, czy się tym przejął, bo jego paluszek zaraz wskazał pierwszy z wprowadzonych adresów. D.
Solos poszedł po swoja maskę jakiej używał do nReportów i wytłumaczył chłopcu zasadę działania. Sprzęt nie przepuszczał dźwięku na zewnątrz kierując go na linie radiowe, lub przez podpięte kable.
- Nikt Ci nie każe mówić, ale jakbyś chciał, to nikt tego nie usłyszy, nie domyśli się nawet, a komputer zmieni to w wiadomość do D. Jak nie będziesz chciał to zastanowimy się nad innym pomysłem. - Pogłaskał chłopca po jasnej czuprynie i zostawił na razie samego z konsolą i maską podłączoną do sprzętu.


Około kwadransa po 22:00 zachrobotało przy drzwiach i system pipnął, gdy zamek został zwolniony. Drzwi stanęły otworem, a przez nie, ciągnąc jakieś wielkie pudło wszedł wypięty zadek Rudej.
- Luuuc, jesteś? Pomożesz? - wrzasnęła od progu nawet nie oglądając się. Zaparta wciągała pudło do środka.
Wstał i podszedł do drzwi patrząc to na Mazz zszokowany jej nowym image to na wielki pakunek.



- Zleceniodawca nie zapłacił i teraz siedzi w tym pudle? - spytał biorąc się z jednej strony. Syknął gdy oparł ciężar odruchowo na rannej nodze. - Kochanie… tak ciężko było? Osiwiałaś?
Puściła pakunek, wyprostowała się i podparła rękoma o biodra.
- A co? Nie podoba się? - prychnęła, spoglądając wyzywająco na reportera.
- Tego nie powiedziałem. - Pochylił się by ja pocałować.
Choć patrzył na włosy jakoś tak dziwnie.

Pudło było zajebiście ciężkie.
Na szczęście nie tykało.
- Dostałam upominek. - Uśmiechnęła się radośnie.
- Wybuchowy? Od kogo?
- Od klienta. -
Z radosnym wyrazem twarzy bęcnęła na kolana i zaczęła majstrować przy zamku cyfrowym. - Patrz!
Było na co.
W środku piętrzyły się Wyvern-05, G3-SG1, Knight-Armament SR-25.
- A jeszcze zobacz to!
Odsunęła zabawki i uniosła przedziałkę pudła ukazując Cyberdyn-AMR20.
- I co? - Wciąż klęcząc przy pudle z zabawkami wpatrzyła się rozanielona w Heena.
- Ale… jak to? Wywołujemy wojnę Militechowi? Upominek? - Luc nie wiedział co powiedzieć.
- Nie, tak - odpowiedziała kolejno.
- No to ostry upominek.
Ali wturlał się w końcu do salonu, zaglądając ciekawie. Trochę przystopował widząc Rudą nie-rudą.
- Cześć, Ali! - Mazz odłożyła snajperkę i na czworaka podeszła do małego. - A gdzie pizza? Mam nadzieję, że nie zeżarłeś mi całego sera?
Ali pokręcił przecząco łebkiem z niewielkim uśmiechem. Zdecydowanie bardziej korciła go zawartość pudła.
- Pizzy nie było wzięliśmy chińszczyznę. Jest porcja dla Ciebie. Piwo? - Nie czekając na odpowiedź skierował się do kuchni.
- Tak, pewnie. - Ruda zebrała się z podłogi, wyściskała młodego i zamierzała skoczyć Heenowi na plecy ale wyhamowała. Zamiast tego się w niego wtuliła.
- Ej… - wbiła podbródek w łopatkę reportera - …tęskniłam łazęgo. - Wyszczerzyła się. - Jak tam, co słychać? - dopytywała sięgając po fajka.
- Sprawa zakończona, Kira w wariatkowie - mówił cicho ale raczej tylko by Ali go nie słyszał w tej ostatniej kwestii. Odwrócił się przytulając ją. - Ot parę spraw jeszcze załatwiam. A co to za zlecenie było? - Podał jej piwo, sam otworzył sobie i upił łyka.
Również śladem Rudej wyciągnął papierosa.
- Pamiętasz to najnudniejsze zlecenie świata w knajpie? - spytała między siorbnięciami piwa. - To była część druga. A to dostałam jako extra do wynagrodzenia. Chociaż i tak za sam sprzęt bym wzięła robotę - ćwierkała zadowolona. Przysunęła się do Luca opierając się o blat w kuchni biodrem. - Co z ASAP? - zmarszczyła brwi. - Przecież było “ok”?
Ali zmył się boczkiem, boczkiem w kierunku salonu, na co solos stanął w wejściu i oparł się o framugę. Chciał mieć chłopca na oku, bo coś mu w duszy mówiło, że ten skieruje się ku pudłu z zestawem śmiercionośnej broni za 3… 2… 1…
- Nie wiem, odpaliło jej wzięli ją na obserwację do zakładu zamkniętego. Fajne zlecenie - uśmiechnął się.
Heen jr. przykucnął ostrożnie przy pudle. Na razie łapki trzymał przy sobie ale szyjkę wyciągał jak czapla. Przykucnięty zrobił jeszcze jeden kroczek bliżej. Powoli wyciągnął łapkę z wyprostowanym paluszkiem by toćnąć broń. Wyvern i Ali wpatrywali się w siebie. Łapka chłopca zawisła nad gunem, a buzia uformowała w okrągłe O.
Luc chrząknął znacząco.
Mały cofnął się nieco ale nadal przykucnięty z tym samym wyrazem buzi wskazał pudło patrząc na ojca.
- Yyych - stęknął cicho i patrząc na Luca bezczelnie znowu przysunął do pudła.
- Ali. - Luc zmarszczył brwi.
Mały skopiował jego minę. Ze zmarszczonymi brwiami podniósł się i wcisnął łapki w kiszonki bluzy. Zawisł nad pudłem.
- Tych giwer dotykać nie można. Ok?
Mazz przełknęła uśmiech i podeszła do swego “upominku”.
- Nie można. Jak będziesz starszy to Cię nauczę ich używać. Ale musisz urosnąć aż taki. - Pokazała dłonią mniej więcej do swojego ramienia. - Umowa stoi?
Ali nie wydawał się zachwycony opcją czekania tak długo. W miedzy czasie niezrażona grymaszeniem malca dziewczyna zamknęła pudło i zakodowała je na powrót.
- Dobra, ja i Ali mamy dla Ciebie prezent stań przed lustrem w łazience i poczekaj chwilę.
- Prezent? -
Zdziwiła się, a uwaga Aliego została skutecznie odwrócona. - Jaki? - Pochyliła się do malucha jakby chciała z niego wydobyć tajemnicę.
Mały Heen rozłożył łapki i zrobił smętną minkę.
- Jasssne już Ci wierzę - prychnęła nie dając się nabrać. Idąc tyłem ruszyła do łazienki.

Naszyjnik leżał zapakowany w szafie ukryty pomiędzy sprzętem używanym do nReportów. Luc wyjął go i kiwnął na Alisteira.
- Powinno się jej to spodobać. Każę jej zamknąć oczy a Ty jej założysz? - szepnął mu na ucho gdy malec zaciekawiony się zbliżył.
Pokiwał łebkiem oglądając błyskotkę.
Luc pokazał mu kilka razy jak działa zaczep i jak go zamknąć. Po czym we dwóch ruszyli do łazienki.
- Przodem do lustra i zamknij oczy - zakomenderował solos.
- Co wy kombinujecie? - burknęła powstrzymując chichot i ciekawość. Odwróciła się tyłem do obu Heenów. Zamknęła oczy, po czym uchyliła jedno.
Ali mruknął ostrzegawczo patrząc na ojca.
- Nie podglądaj - prychnął Heen i wziął Aliego na ręce. Po czym dał mu naszyjnik do ręki.
- No nie podglądam!
Ali z zagryzioną dolną wargą zaczął majstrować przy zapięciu, ale okazało się, że naszyjnik założył odwrotnie. Z zmarszczonymi brewkami zaczął przekładać i zapinać ponownie. W końcu po kilkunastu zezłoszczonym sapnięciach udało się mu. Popatrzył na Tatę.
- Brawo. Możesz oczy otworzyć Mazz - Przejechał jej dłonią po pośladku.
- Co wyście… - Otworzyła oczy ze śmiechem i nagle zamarła wgapiona w odbicie. Dotknęła naszyjnika lekko opuszkami palców. Wargi zaczęły jej się trząść, w oczach stanęły świeczki. Podniosła spojrzenie z naszyjnika na odbicie Luca w lustrze i wpatrzyła się mu w oczy.
- To ten? - wycisnęła z siebie, bo gula w gardle nie pozwalała mówić.
Nie czekała na odpowiedź.
Nie musiała.
Odwróciła się twarzą do Luca i zamknęła mu usta pocałunkiem.
Obejmowała przy tym obydwu Heenów próbując powstrzymać płacz. Ali odchylił się w uścisku ojca zaalarmowany, na co Lucifer pogłaskał go po ramieniu uspokajającym gestem. Przyglądał się ich dwójce. Mazz oparła czoło o pierś Luca:
- Dziękuję…
- Wiesz, to może mniejszy podarek niż ten co dostałaś od szefa… ale cieszymy się, że Ci się podoba. - Uścisnął ją i pocałował w środek głowy.
- Ten jest cenniejszy. Jest od mojej Mamy a teraz… od was dwóch. - Mazz usilnie walczyła z łzami nie chcąc pokazać słabości nawet teraz. Zapewne gdyby Luc kiedyś publicznie o tym wspomniał, skończyłby w pudle razem z bronią.
- Od trzech. Halo dorzucił się do prezentu - poprawił ją popychając w kierunku salonu. - Zaprowadź ją tam, ja zaraz przyjdę - zwrócił się do Alisteira stawiając go na podłodze, a gdy ten prowadził ją ku sofie, Heen poszedł po otwarte piwa i pudełko chińszczyzny, które jej kupili gdy zaopatrywali się w kolacje.

Dołączył do nich podając jej żarcie i puszkę. Sam rozwalił się na sofie z nogami na stoliku i pociągnął łyk piwa.
- Jesteś śpiący Al?
Nie-ruda Ruda siedziała po turecku w naszyjniku za mini-fortunę wcinając chińszczyznę z pudełka i chlipiąc piwo z puszki. Mały na wpół siedział, na wpół leżał oparty o nią i przeżuwał końcówkę żelków. Niemrawo pokiwał jasnym łebkiem. Widać było, że zaczyna mieć dość aktywnego dnia.
- Zmykaj pod prysznic i spać. Śpisz na łóżku Rud… Siwej. My tu. I nie zapomnij o umyciu zębów.
Synek popatrzył oburzony na reportera. Zrobił gest otwierania czegoś.
- Książeczka została w domu… poczytałbym Ci, ale jej nie mam. Pojedziemy po nią jutro?
Kiwnięcie głową i zwlekanie się z sofy nastąpiło niemalże w tym samym momencie.
- Pomóc Ci, Ali?
Mały pokręcił główką przecząco i poczłapał do łazienki.
- Zawo… puknij w drzwi jak będziesz chciał by Ci pomóc, wytrzeć. - Wspomniał jak robiła to Nao.
Mazzie korzystając z tego przysunęła się do Heena opierając się o niego plecami.
- Co z Tobą? - spytała odpalając papierosa.
- A co ma być? - Zdziwił się tym pytaniem.
- Zostawiłam Cię outniętego. Nie jesteś zły?
- Miałaś zlecenie -
odparł wymijająco. - Zresztą nie zostawiłaś, byłaś. - Dotknął pacami skroni pukając w nią lekko. - Cieszę się, że wszystko poszło okey.
- Hej… -
złapała jego dłoń i przełożyła ramię tak by ja obejmował - myślałam, że wrócisz do niej. - dodała nie spoglądając na Luca. - I tak poszło ok. Może to będzie coś stałego. Zobaczymy.
- Jak to wrócę?
- No, ona out ze szpitala, macie małego. Nie jestem -
westchnęła - naiwna, Luc.
- Skoro tak myślałaś, to niezbyt sprawiałaś wrażenie przejętej. - Pocałował ją w kark.
- Hmm… oczekujesz, że będę się o Ciebie bić? - Uśmiechnęła się zaczepnie.
- Nie diable. Zależy mi Mazzie.
- Wiem. Mi też. Ale ją kochasz i macie syna i … w gruncie rzeczy jesteś porządnym facetem. Byłam pewna, że do niej ruszysz. Więc wzięłam zlecenie.

Jakoś nie trzymała się jednak na dystans.
- Kiedy Rio? - zmieniła temat.
- W ciągu paru dni. Trzeba tu pozałatwiać jeszcze kilka spraw, muszę przyzwyczaić małego do tego, że zostanie u Mo, Kyle przyleci i można poginać.

Rozmowę przerwało bębnienie w drzwi łazienki.
- Zaraz wracam. - Heen zwlókł się z sofy i podążył za odgłosami pukania. Otworzył drzwi zerkając na chłopca.
- Co tam trzeba smyku?
Ali stał w środku lekkiego sajgonu. Zachlapana podłoga i ręcznik zawinięty wokół chudego ciałka. Nie mógł dosięgnąć szczoteczki do zębów. Wskazał na nią rączką.
Podał mu ją, a gdy malec czyścił zęby dokładnie go wytarł znajdując mocniej zaczerwienione miejsce w okolicach łopatki.
- Co sobie zrobiłeś? - spytał dotykając leciutko okolic zaczerwienienia. Nie przypominał sobie aby tego dnia zdarzyło się coś co mogło odpowiadać za stłuczenie.
Ali z zapaćkanymi ustami pianą, spojrzał na ojca i wzruszył ramionami.
“Rozmowy” z synem były ciekawym doświadczeniem za każdym razem. Luc nie mógł przyzwyczaić się by zadawać pytania na które odpowiedzi można było udzielić “Tak” lub “Nie.
A i to niewerbalnie.
Ukucnął przy malcu i spojrzał mu w oczy. Przypomniał sobie jego reakcję po tym jak pytał o zachowanie Kiry.
- To… Mama?
Mały popatrzył na Heena jakby to on się urwał z księżyca. Pokręcił przecząco głową i wypluł pianę. Jakimś cudem udało mu się również opluć lustro.
- Ktoś Cię uderzył?
Ponowne pokręcenie głową.
Ali odsunął się i podszedł do drzwi. Odwrócił się do nich plecami i potem gwałtownie odwrócił przodem.
- Uderzyłeś się o coś?
Pokiwał łebkiem. Rzucił szczoteczkę na umywalkę i ruszył do wyjścia.
- Ali! - Luc wstrzymał go głosem. - To było dziś?
Zatrzymał się w drzwiach z miną zmęczonego człowieka i pokiwał łepetynką.
- Co tam? - głos Mazz dobiegł z salonu.
- Zaraz przyjdę - odpowiedział głośniej, aby usłyszała. - Gdzie, w tym miejscu co dziś robiłeś teatrzyk? - z powrotem zwrócił się do chłopca.
Synek wyglądał na zniecierpliwionego, przestąpił z nogi na nogę, stopą podrapał łydkę. Pokręcił przecząco główką.
- Wcześniej? Przewróciłeś się w łazience rano? - Luc wyglądał jakby miał w dupie zniecierpliwienie Alisteira, choć żywo interesował się tym co mu się stało.
Kolejne przeczenie i głębokie westchnienie. Mały pomyślał chwilę. Po czym zrobił ruch rączką jak Luc gdy podłączał się do auta.
- U brata Mazz? - To było pierwsze co przyszło mu do głowy.
- Wszystko ok? - nie-Ruda dopytywała bez popędzania.
Mały zaś machnął łapką za siebie. A potem… przyłożył Crowa do chudej klatki piersiowej jak dziecko z miną wielce zasępioną.
- Tak, wszystko okey - odkrzyknął. - U brata Mazz? - powtórzy pytanie spokojnie.
Ali tupnął nóżką ze złością i pokręcił przecząco.
Powtórzył wolniej ruch z Crowem.
- U cioci Mo? W warsztacie? - Luc dopytywał dalej.
Dziedzic rodziny Heen pokiwał potwierdzająco.
- Jak tam będziemy jutro, to uważaj na siebie bardziej, ok?
Kiwnięcie blond główką i synka wymiotło z łazienki. Podreptał w kierunku sypialni Mazz ciągnąc za sobą wielki ręcznik.

Solos zostawił go w spokoju, poszedł do łazienki, wziął dwa piwa i wrócił do salonu.
Klapnął koło Mazz, dopił jednym duszkiem otwarte i otworzył nową puszkę. Zapalił papierosa przy tym by w końcu ciężko oprzeć się o oparcie. Objął Rudą gładząc ja po żebrach.
- Co się stało? - Pogładziła go odruchowo po udzie. - Mały dał radę?
- Taaaa, dzielny smyk. Po prostu nie mam siły. Kocham go strasznie, ale… -
Pociągnął znów piwa i zaciągnął się. Milczał ze skrzywioną miną.
- Hej, pogadamy jak zaśnie - rzuciła niby niedbale szeptem. - Może… sam weź prysznic a ja ogarnę nam legowisko?
- Plan świetny. -
Zaciągnął się raz jeszcze.
Długo.
W końcu ledwo w mniej niż połowie spalonego fajka zgasił w popielniczce.

Stał oblewany wodą z czołem przyciśniętym do ściany.
“Myślałam, że do niej wrócisz”
Wrócił, ale czy chciał “wrócić”?
Teraz gdy była zamknięta w zakładzie i nie było pewne, czy wróci do świata normalnych jawiło się to prosto. To była Kira, ale już nią nie była, nie taka jaką kochał. Nie taka do jakiej desperacko tęsknił każdego dnia. A gdyby wyszła z tego? Czy wracając do niej znów przez całe życie nie tęskniłby do Mazz?
Pierdolenie, wiedział, że tak.
Przez chwilę stał tak zdając sobie sprawę, że czego by nie wybrał - byłoby źle.
Przy Kirze, bez Rudej.
Przy Mazz, bez żony.
W obu wariantach unieszczęśliwiający trzy osoby, bo przecież to kobiety. Czuły by to.
Gdyby Kira nie wyszła z wariatkowa - byłby jak wypalona skorupa z poczuciem, że był tak blisko odzyskania miłości swego życia i przegrał.
Gdyby w jakiejś fuszce dla solo ktoś odstrzelił Mazz - byłby jak zombie po utracie czegoś… kogoś najwspanialszego kto przytrafił mu się w życiu.

I w tym wszystkim jeszcze mały sześciolatek z traumą, potrzebujący go.
Al go potrzebował.
Kira go potrzebowała.
Mazz go potrzebowała.
On potrzebował i chciał Aliego, Mazz i Kiry.
Pierdolnął głową w ścianę, z frustracją, nie za silnie by się otrzeźwić.
Choć wydawało mu się jakby przebijał się na drugą stronę.
Woda wciąż ściekała po nim szumiąc tyleż kojąco co szyderczo.



Wyszedł owinięty w ręcznik kierując się ku sofie. Po myślach jakie przelatywały mu w łazience znów musiał zapalić.
Mazzy faktycznie zdążyła rozłożyć barłóg chociaż z sofy łoża małżeńskiego nie udało jej się zrobić. Siedziała na rogu paląc fajka i przeglądając wiadomości na wyciszonej fonii.
- Bierzesz jakieś przeciwbóle?
- Tak, mam zestaw prochów. Brałem.

Wskazała legowisko i dygnęła.
- Wasza wysokość… - Uśmiechnęła się wskazując na poduszkę i termokoc. - Sprawdzę co z małym i skoczę pod prysznic. Za 10 minut wracam. - Po drodze podeszła i cmoknęła przelotnie ramię Lucifera. Popatrzył za nią aż zniknęła najpierw w sypialni, a po dłuższej chwili w łazience. Znów się napił, znów zapalił i tępo patrzył przy tym w wyłączony telewizor.
W końcu zdusił niedopałek i zwinął się na posłaniu w kulkę, choć nawet nie zamykając oczu.

Faktycznie wróciła po 10 minutach, gasząc za sobą światła cichymi poleceniami. Najwidoczniej synek już zasnął umordowany dniem pełnym wrażeń.
Ukokosiła się blisko Luca wciskając w kulkę podciągając kolana pod brodę. Do swojego standardowego podkoszulka do spania nadal miała ubrany naszyjnik.
- Do czego nie masz siły? - wskoczyła w rozmowę jakby nigdy jej nie przerwali.
Skinął tylko głową w kierunku sypialni.
- Mały śpi już. Nie masz siły do niego? - Toćnęła Luca bosą stopą.
- Kocham go. Ale mnie to przerasta. Tęskniłem ten cały czas, a teraz, w takich sytuacjach oddałbym czasem rękę by być gdzie indziej.
- Hej… to tylko jeden dzień. -
Uśmiechnęła się. - Jak zaczynaliśmy służbę, też nie było wesoło na początku, nie? Potem się samo ułożyło…
- Jak zaczynaliśmy służbę i później, to Gruby był zaje kompanem. A po ostrzale pod Manila, jak miał podejrzenie, ale nie stwierdzone dokładnie PTSD, to sama na fajka z koszar chodziłaś za wysypisko by Cię nie wyhaczył. Choć najwięcej serca z nas do niego miałaś po tym jak mu odjebało.
- Aha… -
stwierdziła krótko. - Chcesz się kochać? - dodała ni z gruszki ni z pietruszki z diabelskim uśmieszkiem.
- Chcę - odpowiedział podobnym uśmiechem. - Ale nie przy nim.
- Przecież śpi… w sypialni... -
pPochyliła się i zawisła z ustami nad ustami reportera.
Chciał.
Tęsknił.
Mały faktycznie spał po jakże męczącym dniu. Tak innym od ostatnich, gdy głównie siedział u Nao i jedyną rozrywką było czytanie książeczki.
Luc chyba znienawidziłby go totalnie gdyby nie mógł…
Wpił się w jej usta, kładąc dłoń na jej pośladku i zaciskając ją mocno.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 04-08-2016 o 15:46.
Leoncoeur jest offline