Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2016, 17:05   #15
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Sweet, Sweet VR



Punkt VR na Manhattanie, późny ranek
Wyszedł wkrótce po tym jak robiąc szalony raban dwójka świrów zmyła się na ten zaplanowany basen. Skierował sie do punktu VR i juz niedługo potem śmigał po sztucznej rzeczywistości pod nowym awatarem. Za kazdym razem co wchodził logował się pod innym wizerunkiem. Wcześniej kwi, potem diabełek teraz tygrys.
Szedł na dwóch łapach podmiałkując jakąś melodie wchodząc w strefę hakerki, która prawie wypaliła ostatnio mózg Halo. Rozglądał się ciekawie po jej VRDomain i kręcił głową.

Miejsca w VR dzieliły się na czasowe i stałe, oraz na lokalne i spięte. Każdy z dostępem do specjalnych konsol i łącz mógł wykreować sobie miejsce wirtualne wedle własnego widzimisię, choć uzależnionego od umiejętności projektowania.
Tropikalna wyspa? Proszę bardzo
Środek średniowiecznej bitwy? Czemu nie.
Przebieralnia po konkursie mokrego podkoszulka? Co kto lubi.
Tu można było wszystko, tu można było być kim się chce. Tu można było skonfigurować VRBotyy w skali zachowań nie odróżnialnego od usera. Pewnie nawet połowa userów wpasowywała się w "temporary local porno".
Jak nie więcej.
Zazwyczaj projektowaniem zajmowali się specjaliści robiąc to wedle wytycznych klienta. Doświadczony VRRunner potrafił wykreować sporą domene w kilkanaście minut i stąd wzięły się punkty dostępowe. Wszak taki John Smith mógł sobie zamontować wejście z poziomu domowej konsoli, ale samemu zbudować sesję? Nie bardzo.
Takie wejścia najczęściej dotyczyły sesji lokalnych ze sztucznym światem nie podpiętym do globalnej sieci VR. Nie miało to sensu gdy klient chciał po prostu odprężyć się w danym scenariuszu i nie potrzebował do tego buszujących w sieci ‘gości’. Czasem (jak Luc) klienci nie mając stacji dostępowej w domu przychodzili by pohulać po miejscówkach istniejących permanentnie w równoległym do Internetu VRWorld. Ale byli i tacy co tworzyli własne spersonalizowane domeny i podpinając je w sieć utrzymywali ciągle. Było to stosowane tylko przez niezłych VRRunnerów, bo utrzymywanie swojego światka 24/7/365 z dostępem dla buszujących gościach w skali globalnej…
Cóż, ludzie to są mendy.
Takie działanie było jak neon ogłaszający: “Hej, popsuj mi tu coś jak potrafisz”.
A żeby chcieć popsuć coś tutaj, nie trzeba było być nawet złośliwcem. To prosiło się o wymazanie miejscówki Cathy z globalnej VRNet.



Niebo było ślicznie błękitne, a zieloniutka trawa przetykana kwiatuszkami w kolorze tęczy, drzewka liście miały w różnych odcieniach różu. Sporo motywów z Hello Kitty przetykanych mokrym snem amatora mangi. Człowiek w takich warunkach wariował żeby nie oszaleć. Wszystko razem sprawiało wrażenie jakby wyrzygał to jednorożec. Pod jednym z drzewek siedziała Emily the Strange tak bardzo kontrastująca z klimatem, że aż bolało. Mystery, Miles, Sabbath, Nee-Chee patrzyły spode łba na Luca-tygrysa. Albo goth-dziewczynka i jej koty były botami strażniczymi, albo jakaś goth-userka zapragnęła rozerwać się w trochę odmiennym klimacie niż zwykle.
- Spadaj - powiedziała marszcząc nos.
Raczej bot. Czyli Cathy już zapewne wiedziała o intruzie, jednak nie zjawiła się w swojej słodkiej domenie. Mimo to, gdy Luc zszedł z obrzeży i zbliżył się ku centrum terytorium VRRunnerki, rozległo się wysokie, nieprzyjemne brzęczenie. Zygzakowa linia ukazała się na horyzoncie, szybko zbliżając do jego avatara. Od wirtualnego podłoża w górę zaczynała piąć się cienka ściana, połyskując błękitną poświatą.
Nie bardzo orientując się w zabezpieczeniach przystanął i padł na cztery łapy. Zaczął wywoływać Cathy the Cat z poziomu interface usera jaki rozbłysł na wezwanie wirtualnego avatara. Kicia w końcu pojawiła się przechodząc przez błękitną ścianę i przysiadła tuż przed Tygrysem pacając czubek jego nosa łapką.
- Co?
- Dziękuję za pomoc. Wymyśliłaś co chcesz na rewanż? -
Luc przekrzywił swój holograficzny łeb drapieżnika.
- Na razie nie potrzebuje niczego… w zasadzie jest wszystko ogarnięte, ale mam Cię w pamięci. I nie ma za co. Pomogło? - spytała dociekliwie.
- Pomogło. Bardzo. Fajny i pomocny jesteś kot. - Tygrys zawahał się. - Jest szansa na jeszcze jakieś zlecenie dla ciebie?
- Hmm… a co potrzebujesz? Głównie info?
- Ktoś chce mnie zabić, zlecenie. Potrzebuję info by się obronić. Wtedy przysługę dla ciebie będę miał większą. Jak się nie uda, cóż… dużo nie zrobię będąc już tylko w Twojej pamięci.
- Masz kontrakt na siebie? Na ile? -
Sam pomysł ją rozbawił nieco.
- Pół bańki kredytów.
- Hmmm…. -
mruknęła - … coś więcej wiesz? - sondowała delikatnie. - Dlaczego, po co? - Ogonek poruszył się nerwowym drgnieniem.
Rozkojarzony Lucifer dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo się wpieprzył. Jedno źle sformułowane zdanie. Zamiast “ktoś kogoś zabić” to “ktoś mnie zabić” i nagle okazało się, że jest w ciężkiej dupie.
Kicia z pewnością widziała jego wahanie
- Cholera… spieprzyłem… - Zdał sobie sprawę, że Kicia może w to wejść na inny sposób. Kumając się z zabójcą za info. - Ty nie wiesz kim jestem nie? - Usiadł na tylnych łapach a jego ogon zaczął majtać się na różne strony.
- Hmmm… - Poddreptała nieco bliżej, siadła na przeciwko przekrzywiając łebek. - Jesteś znajomym tego hakera… Lucifer coś tam… - Oblizała wąsiki nastroszone. - I co… masz sekrety? Każdy ma.
Złożył łeb miedzy łapy zastanawiając się przez chwile. W sieci chronił go Halo, a dla tej kici Ptasiek był totalnym neptkiem, wręcz się jej bał. Gdyby chciała sie wziąć za rozpracowanie nReportera… Niewiele tracił, ot najwyżej trochę czasu. Wspomniał rozmowę z Runnerem i to co mówił o niej, o wrażeniach.
Ech, pieprzone ryzyko.
- To ja zabiłem tego sukinsyna co mordował dziewczyny na ulicach. Nie kłamałem, dorwał moją żonę. Nie żałuję. Ale miał chyba wykupioną polisę. Wiesz, taki “kontrakt na mego zabójcę”. Niektórzy tak czasem robią. Podobno największe szanse są, że zlecenie podjął Nightcrawler lub Rochelle… - Patrzył czujnie na avatara Kici, która zakręciła się jakby za swoim ogonkiem w miejscu.
- I dobrze - powiedziała z jakimś zacięciem - że dorwałeś.
Główkowała przez chwilę.
- Jeśli uda mi się zdjąć to z Ciebie… - zawahała się i zjeżyła futerko - ... to pomożesz mi z jedną sprawą. Przeprowadzką - dorzuciła.
- Jasne. Kiedy?
- Jakieś 10 dni. Potrzebuję … powiem Ci przed terminem.
- Dobrze, chętnie Ci pomogę. -
Pokiwał holołbem. - Ale… wyjeżdżam, dorwać kogoś jeszcze i by być z dala od mojego chłopca póki jest ryzyko. Nie wiem czy 10 dni starczy.
- Ty jesteś hitmanem? -
Zdziwiła się nieco.
- Nie, ja zabijam tych co chcą krzywdzić. Mnie, bliskich… - Zastanawiał się przez chwilę. Ośmieliło go zacięcie “Kici” przy tym jak mówiła, że dobrze iż dorwał “Rzeźnika”. Również jakaś taka nieporadność emocjonalna runnerki przebijająca przez dojrzałość w tym fachu jakim się zajmowała. Sięgnął ku nagraniu jakie skopiował z dysku na pamięć wewnętrzną i puścił zapis w VR. Było to mocniejsze niż holo. VR dostosowała się obok nich, byli jakby wewnątrz obrazu.
Danny, Ali… gwałtu na Kirze runnerce oszczędził. Zastopował.
- Jadę po niego. - Wskazał zawieszonego i zfreezowanego Danny’ego z uniesioną ręką.
Rozszerzone ślepka Cathy w końcu mrugnęły.
- To Twój synek? - skoncentrowała się na czymś innym niż mógł się spodziewać.
- Tak.
- Aha. A ten koleś to kto?
- Były mojej żony. Ją też lał. Uciekła tu, trafiła na rzeźnika. Dorwałem tamtego, chce jeszcze tego. Jest w Brazylii, uciekł tam. Muszę go znaleźć, pokombinować… to korpo, nie chce się wystawiać i wpaść bo mam kim się opiekować. Oni mnie potrzebują. Dlatego nie wiem czy 10 dni starczy. Normalnie, bym był na Twoje zawołanie kiedy ustalisz termin.
- Hm dobra. Spoko. Załatwiaj, co masz załatwiać. A jak Cię łapać w kwestii kontraktu? Mail?
- Tak. Albo przez Halo. On chyba Cię lubi. A na pewno podziwia.

Kicia miauknęła cicho i zaczęła ruszać w drogę powrotną.
- Będę w kontakcie. - Odbiegła lekkim truchcikiem. Nie wiadomo, czy miała dość szczerości Luca czy może przestraszyła ją ostatnia nowina.
- Pa. - Lucifer stanął na cztery łapy i chwile patrzył za cyberkotkiem.
W końcu ruszył skokiem ku strefie logout.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline