Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2016, 21:06   #21
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Prepare for fun




Warsztat Mo w Jersey, wieczór
Zajechali na miejsce gdy Ali już spał na tylnym siedzeniu. Luc wziął go na ręce, przez co chłopiec się wybudził, ale nie przejawiał chęci łażenia na własnych nogach.
Za to raniona noga Lucifera rwała przez dodatkowy ciężar.
Wrota do warsztatu były wciąż otwarte. Luc wskazał różowego słonia nad budynkiem.
- Podobny do Ciebie, jeszcze kilka hamburgerów i będziecie tacy sami - rzucił do Kyle’a zaglądając do środka.
Brat poklepał się po płaskim brzuchu:
- Kochanego ciałka nigdy nie za dużo! - Wypiął się udając, że ma go więcej niż w rzeczywistości.
Wyjątkowo o tej porze muza nie ryczała. Warsztat wyglądał przez to zupełnie inaczej. A może to jedynie pozory? Światła główne były już przygaszone, tylko nad jednym “dołem” warowały reflektory a spod zaparkowanej “maskotki” Dave’a dobiegały odgłosy napraw i pogwizdywanie.
- Heeeej, jest tu kto? Mam małego do podreperowania. - Połaskotał Alisteira opuszczając go na ziemię. - Dave, przestań gwałcić ten samochód, tu są dzieci.
Marudny Ali nie dał się odgonić za bardzo, oparł się o ojca trąc oczka.
A Dave zaczął się wynurzać spod swojej zabawki.
- Dzieci? Jak szybko się rozmnażasz, Heen?
- Jedno moje, jedno Twoje, to już dwoje. -
Logując się przez sieć zamówił trzy pizze na adres Warsztatu. - Poznajcie się. To Dave, najwspanialszy krasnolud pod słońcem, a to Kyle, mój brat, choć w ZOO mówią inaczej. Gdzie Mo?
- Na górze. Usypia małego. Jak tam, Al. Coś taki markotny? -
Spojrzał na malucha po czym wyciągnął łapę ku Kyle’owi. - Miło poznać. Szkoda, że w takich okolicznościach - rzucił z uśmiechem.
- Okollicznościach? -
Kyle lekko zdębiał nie łapiąc o co chodzi mechanikowi.
- Mhm.. rodziny się nie wybiera. - Pokiwał Dave, udając żałość.
- Tak mi się coś zdawało, że słyszę znajome głosy - zachrypiała przepitym głosem Mo stając na szczycie schodów. - Ali, łóżko czeka. - Wyciągnęła dłoń w kierunku malca. - Piżamka, szczoteczka i spanko.
Mały ruszył do schodów, ale… bez plecaczka. Luc zajarzył, że nie miał go ładując się do auta.
- O kur… - Przeciągnął ręka po twarzy. - Muszę skoczyć po jego rzeczy zostały u tej dziewczyny. Zamówiłem Pizzę, będzie za piętnascie minut, postaram się być wcześniej. Ali, wytrzymasz do kolacji.
Kiwnięcie główką jakby katowanego męczennika świadczyło, że może się uda. Dave i Kyle w między czasie zaczęli rozmowę na temat modelu naprawianego auta.
- Leć, leć. Potem opowiesz jakiej dziewczyny. - Mo zaśmiała się chrapliwie. Ali ruszył w górę schodami do mieszkania małżeństwa.
- Dave, przestań podrywać mi brata i weź w międzyczasie prysznic. Impreza dziś powitalna tego jełopa, idziesz z nami. - Nie czekając na odpowiedź kulejąc wyskoczył do samochodu.




Strawberry Avenue w Jersey, wczesny wieczór
Podjechał pod zaułek po kilku minutach, śpieszył się jak diabeł. Zanim wysiadł wybrał numer D.
Tym razem odebrała dopiero po dłuższej chwili.
- Tak?
- Hej… zapomnieliśmy o jego plecaku. -
Wysiadł z samochodu kierując sie do drzwi. - Moge wjechać, czy go jakoś zrzucisz?
- Właź -
prychnęła jakoś oburzona samym pomysłem rzucania czegokolwiek.
Wpakował się do magazynu i wjechał na górę, znów ciekawie się rozejrzał. To była miejscówa jakiej mógłby zazdrościć Halo.
D. “odebrała” go z windy tym razem, bez swojej standardowej bluzy. Miała na sobie jedynie za dużą, podziurawioną koszulkę na ramiączkach, której kolor, kiedyś zapewne czarny, był sprany do cna. Nie miała też gogli zasłaniających pół twarzy, była na bosaka.
Dłonie zaciskała na plecaczku z dinkiem.
- Oto zguba. - Uśmiechnęła się ogarniając włosy za ucho. Blizny jakie szpeciły jej buzię nie ograniczały się jedynie do tej części ciała. Całe lewe ramię od barku po dłoń było pokryte sinawą linią. Oddała plecaczek Lucowi i cofnęła się o krok wciskając dłonie w kieszonki z tyłu spodni. Widząc zaciekawienie Heena zrobiła zapraszający gest.
- Chcesz to się rozglądnij.
- Chętnie, ale… -
Widać było że chciał. - Mały uśnie, a muszę mu poczytać. Może jutro?
D. nieco się spłoszyła i zarumieniła lekko.
- Jasne, jasne. - Zrobiła nerwowy gest wskazujący na windę, uśmiechnęła się raz jeszcze, by pokryć zmieszanie - Pozdrów Aliego. No i...eee… miłej lektury - dodała jak najlepsze życzenia.
- Pozdrowię. - Przez chwile przyszło mu na myśl czy nie zaproponować jej dzisiejszego wyjścia. Ale za przemycenie nastolatki do Clock Lady J. by go wykastrowała. I było ryzyko, że Kyle wziął by ja na celownik, bo była zaiste urocza. A nawet jak nie, to Halo dopatrywałby się czegoś, Ruda mogłaby coś rozkminiać, a… Dla tej niesmiałej dziewczyny noc w nightclub z Edim i Kylem…
- Zadzwonię jutro. Pa, śliczny aniele. - Wcisnął guzik windy i zjechał na dół.




Warsztat Mo w Jersey, wieczór
dojechał po kolejnej wariackiej podróży.
Wyładował się z plecakiem Aliego i ruszył do środka mając nadzieję, że mały jeszcze nie śpi.
Kyle i Dave pochłaniali pizzę rozprawiając na temat samochodów. Jedno pudło czekało nieotwarte.
- Ali jest na górze z Mo - mruknął Dave widząc Luca wtaczającego się do warsztatu. - Jak już jesteś to pozamykam. - Ruszył się od stołu-biurka.
- Spoko, za parę minut wracam. - Luc skierował się do części mieszkalnej garażu szukając Rockmanki i dinoszajbusa.

Wdrapał się na górę po schodach i wlazł do części mieszkalnej. Niewielkie mieszkanko jak na standardy burżuazji nNY, wielkie w skali nCatu, stanowiło swoistą świątynię wszystkiego co “muzyczne”. Salonik zawierał wszystko co potrzebne: wielką sofę, zbity z palet stolik kawowy oraz… całą armię instrumentów: gitary, banjo, wzmacniacze, skrzypce, grzechotki, tamburyny. Wszystko stało grzecznie poukładane czekając na swoją kolej. Cicho skrzypiąca podłoga przedpokoiku oświetlona była przez sączące się przez uchylone drzwi światło. Luc minął wejście do kuchni z niewielkim stołem i wlazł do pokoju, w którym stało łóżko niemowlaka, i łóżko Aliego, czyli dmuchany materac na czterech ulożonych na sobie paletach. Lampka świeciła się nad materacykiem. Mo siedziała obok chłopca i nuciła cicho melodię bez słów. Na podłodze obok nich leżało pudło pizzy. Ali rozkokosił się jednak widząc wchodzącego ojca. Mo z westchnieniem zeszła z łóżka.
- No to powodzenia. - Uśmiechnęła się i klepnęła reportera w ramię.
Ten zbliżył się do syna i położył obok.
- Zdążyłem! - powiedział cicho acz triumfalnie. - Umyty? Najedzony? D. prosiła by cie pozdrowić.
Ali był tylko w majteczkach i koszulce. Kiwał potakująco na pytania. Wtulił się w ojca i puknął książeczkę rozkazująco.
Lucifer otworzył ja i objął chłopca.
Zaczął czytać tak dobrze znany obu tekst wskazując przy tym obrazki. Jak zawsze. Wspomniał pierwszy raz w nNY, w mieszkaniu Nao gdy robił to samo starając się wbić w ścianę by być jak najdalej od niego. By go nie wystraszyć bliskością.
Uścisnął mocniej synka i wspomniał rozmowę z Mazz z rana.
Coś zapiekło go w oczach.
Czytał a Ali odpływał zmęczony kolejnym dniem pełnym wrażeń.
Zanim Luc skończył chłopiec spał już jak zabity i tak chyba dał z siebie dużo by wytrzymać do powrotu ojca.
Solos odłożył książeczkę i rozpiął plecak. Wyjął z niego pidżamkę i zaczął przebierać śpiącego głęboko chłopca.
W końcu okrył go termokocem i książeczkę zostawił obok.
Ucałował go w czoło przed wyjściem.
Zgasił lampkę i wyszedł.

Nim zszedł na dół przystanął i oparł czoło o ścianę. Stał tak przez chwilę zastanawiając się czy w ogóle iść tam dziś z nimi czy po prostu skulic się obok Aliego.
W końcu skierował się jednak na dół.
- To jak dziewczyny? Idziemy poszaleć? - rzucił z uśmiechem patrząc na Kyle’a i Dave’a.
W odpowiedzi w jego kierunku posypały się niedojedzone brzegi pizzy.
- A księżniczka gotowa? - spytał Kyle żartobliwie.
Wzrok jednak miał nieco zaniepokojony i widać było, że Luca czeka nieco dłuższa rozmowa z bratem. Zdawać by się mogło jednak, że rozmowa poczeka do następnego dnia. Teraz obaj z Davem podnieśli się, dumnie prężąc, gotowi na szaleństwa oferowane przez nNY.
- To chodźmy rozruszać troszkę to miasto. - Luc uśmiechnął się kierując się do wyjścia.




Clockwork Rosebud nightclub na Manhattanie, wieczór
Wypakowali się z samochodu Lucifera, który popatrzył na Kyle'a jakby ten kopnął go w twarz.
Ten aż się zatchnął.
- No co?! Jeszcze się nawet nie rozpakowałem a Ty już pretensje o coś?
Dave spojrzał na obu zupełnie zdezorientowany.
- Ten burger mi zafundował Al i moja dziewczyna. Ja nie wnikam, co wy żrecie w tych kopalniach, ale miało cie wbić w fotel i rozpieprzyć potem jeszcze gęby dwóch kumpli. A tyś to wpieprzył jak tchórzofretka. - Luc udawał dalej złość, ale nawet największy laik w aspekcie ludzkich emocji widziałby rozbawienie pod maska irytacji.
Kyle zaczął się śmiać.
Niekontrolowanie, głośno.
Rypsnał brata między łopatki.
- Mieliśmy kooka z Jamajki. Lubił eksperymenty i improwizacje, ale skala ostrości była tylko jedna: bardzo ostre - wykopane w kosmos ostre. - Nadal się chichrał i rechotał ocierając łezki rozbawienia.
- To zrobimy im inny numer. Ma być Ruda, Edi, Halo i mój znajomy z policji. - Luc spojrzał na Dave’a i brata. - Demokratycznie ustalamy, że ostatni stawia pięć pierwszych kolejek. Myślę, że ci co będą przed ostatnim się zgodzą. Hm?
- Pewnie. Ej... a ja znam tę Rudą? - Kyle błysnął swoim uśmiechem nr 1.
- Wątpię - solos odpowiedział niewinnie. - Ale jak będziesz próbował poznać ja bliżej… Dziś rano jadłem jajecznicę z kurzych jaj. Jutro zeżre Twoje. - Uśmiechnął się słodko.
- Czy Ty przypadkiem nie jesteś żonaty? - dociął mu Kyle z równie słodkim uśmiechem - Poza tym… czemuż miałaby się decydować na gorszą wersję van den Heenów? - Uśmiech poszerzył się.
Dave wysyłał smsa w między czasie.
- Z solą i pieprzem. Może będą zjadliwe.

Pod Clock czekał już Hao. Palił papierosa, stał skromnie z boku tłoczącego się tłumu. Wyglądał zupełnie nie na miejscu ze swoją chłopięcą urodą i imagem nastoletniego dandysa.
- Hej Hao. - Lucifer przywitał się z policjantem. - To Dave, nowo upieczony ojciec. A to Kyle, mój brat - klepnął starszego w plecy - dowód na to, że dzisiejsza technologia pozwala przemieniać małpy w ludzi. Wskazał detektywa. - A to Hao, szeryf naszego nNY, postrach przestępców.
- Witam - policjant wyciągnął delikatną dłoń w stronę Kyle’a i Dave’a. W porównaniu do nich dwóch, wyglądał… no cóż… wyglądał inaczej.
Rozmowa jeszcze nie do końca się kleiła, zdecydowanie zabrakło elementu łączącego: procentów.
W pewnym momencie Kyle zagwizdał cicho, na co Dave i Hao odwrócili wzrok by spojrzeć tam, gdzie patrzył bohater wieczoru.
Chodniczkiem nadchodziła Ruda, zachowująca się jakby chodniczek należał do niej.
Ubrana w obcisłe spodnie osadzone nisko na bioderkach, przylegające jak druga skóra, i króciutki czarny top kończący się tuż pod biustem. Krótka wojskowa kurteczka, ciemne okulary i buty na lekkim obcasie dopełniały ten gangsta look.
Ruda gdy chciała potrafiła postawić w stan gotowości szwadron facetów. Dzisiejszego wieczoru chciała. Podeszła do Luca i przyciągnęła go do powitalnego pocałunku od razu zaznaczając go jako swoje terytorium.
- Cześć Ropuszku. - Puściła oko, gdy się oderwała od niego.
Kyle chrząknął niecierpliwie, a Luciferowi gdy się od niej oderwał zaszumiało w głowie.
“Nie założę kiecy” - przebrzmiało mu w myślach.
- To Kyle, mój brat, staram się o weryfikacje. To Hao, nasz nowojorski szeryf, a to Dav… - urwał zaczynał znów racjonalnie mysleć i jego mózg zanotował mało znaczący fakt, że Ruda z Krasnalem się znają więcej niż dobrze. - A to Mazz, moja dziewczyna. - Spojrzał koso na Kyle’a.
Mazz przywitała się grzecznie. Wyjątkowo.
Kyle za to olewał spojrzenia Luca, przyglądając się solosce z nieukrywanym podziwem.
- Nie wiem, kto Cię zahipnotyzował, że z nim jesteś… Może przegrałaś jakiś zakład hm? - dopytywał cicho, prowokując Luca żartobliwie.
- Luuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuc! - dobiegł tubalny ryk przez pół ulicy. Niezaprzeczalny dowód na to, że właśnie dołączał do nich Edzio.
Wysoki punczur nie robił sobie wiele z tłumku oraz kolejki do klubu.
- No co tu tak stoicie, jak te cielęta? Idziemy do środka?
- Czekamy na Halo i jesteśmy w komplecie -
odpowiedział reporter. - To Edi, wypuścili go własnie z centrum braindance, Kyle, fan autokastracji - zazdrosnym wzrokiem spiorunował brata - i Hao, gwiazda NYPD. Jest plan. Ostatni stawia pięć pierwszych kolejek, ostatniego znamy. Aklamacja?
Luc uzyskał 100% zgodności obecnych. Edzio przy okazji sprezentował Kyle’owi tulaska i właśnie szykował się by tak samo przywitać się z Hao. Cień lekkiego przerażenia przemknął przez twarz policjanta, który skupiał się na ramieniu Rudego.
I tak zniknął na chwilę w uścisku.
Dave próbował wciągnąć detektywa w rozmowę na temat ilości wypadków i zgłoszeń akcji w nCatcie. Edek jednak przerwał to rubasznym kawałem i drugim i trzecim…
Przy czwartym, z dziesięciominutowym opóźnieniem pojawił się i runner.
- Noooo, idzie sponsor! - Edek już zaczął torować drogę do wejścia.
- Hej Halo, nasz dobroczyńco! - zgodnie zawołał Luc.
- Co? Jaki sponsor? Jaki dobroczyńca?
- Ja Ci to wszystko braciszku wytłumaczę -
Mazz wzięła Halo pod ramię prowadząc go w ślad za Edkiem…


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline