McDonald na Manhattanie, wczesny wieczór
Chłopiec pochłaniał hamburgera zapijając nColą i majtał przy tym nogami nie sięgającymi podłogi. Był nieziemsko umorusany, aż kelnerka skrzywiła się na ten widok. Lucifer miał to gdzieś, przyszli zjeść, a nie robić za modeli, czy rodzinna reklamę fast fooda. Po krótkim biciu sie z myslami zadzwonił do Rudej.
- Hallo, Ropuszku. Jak tam sytuacja? - Radosny głosik Mazz dobiegł ze słuchawki. - Jak Al?
- Gdzie możemy sie spotkać?
- Hmm… a gdzie jesteś? Coś poważnie brzmisz - dziewczyna błyskawicznie również spoważniała - ok wszystko?
- Żyjemy. Jesteśmy w McDonald na dolym Manhattanie.
- Aha. - Nie wnikała na razie, po chwili przerwy dorzuciła: - A nie możecie wrócić do domu?
- Możemy - zgodził się - ale chcę by Ali przy kims był - ściszył głos by chłopiec majtający nogami i rozglądający sie po restauracji nie usłyszał. Były na to szanse, bo aktualnie zasłuchiwał sie w muzyce lecącej z głosników. - Możliwe, że na dzień czy dwa pójdę siedzieć. W najgorszej z opcji. Samego go nie zostawię w domu. Wpadniesz?
Ruda zdębiała najwyraźniej po drugiej stronie słuchawki.
- Luc… co Ty kombinujesz? Coś w sprawie...
- Będziemy u Ciebie za kwadrans.
Rozłączył się.
Mieszkanie Mazzy w Bronx, wczesny wieczór
Siedział na kanapie i patrzył w telewizor.
Wyłączony.
Alisteir właśnie buszował w sieci przy użyciu konsoli Rudej, zachęcony do tego przez ojca. Miał na mordce maskę z zestawem audio Heena używanym do nReportów. Solos nie zmienił profilu ozdoby sprzętu od akcji na przedmieściach, przez co chłopiec prezentował się… niepokojąco. Widok sześciolatka z zacięta minką i mającego na ustach zestaw profilowany na cyborgizacje “uśmiech rekina” potrafiłby wstrząsnąć każdym. Luc jednak nie wyglądał na poruszonego. Siedział i czekał.
Ruda wróciła z rozmachem otwierając drzwi i wpadając jak burza.
Obrzuciła obu Heenów spojrzeniem i spuściła powietrze. Cmoknęła Aliego w skroń i kiwnęla palcem na Luca wskazując kuchnię.
Wskoczyła na szafki i zapaliła papierosa.
- No to gadaj, lebiego. O co chodzi? - Wyciągnęła dłoń by przyciągnąć Luca do siebie.
- Nie lecimy do Rio. - Nie przybliżył się do niej ale uchwycił rękę.
- Co się stało? - Zeskoczyła i podeszła do Heena. Mocno zaniepokojona szukała spojrzeniem jego wzroku, próbując wykminić powód nagłej zmiany planów.
Bezbarwnym monotonnym głosem opowiedział jej o dzisiejszych wydarzeniach w Jersey. Wszystko, do ostatniego szczegółu. Alisteir wciąż siedział przy konsoli coś chyba knując, Lucowi przeszło na myśl, że może znów głosowo mailuje z D.
Mazz przez dłuższą chwilę nic nie mówiła.
Przeniosła wzrok na malucha i zapatrzona w niego dopytywała:
- Chcesz zrobić raport? - spytała domyślnie.
Przeczucia nie zawiodły reportera, bo już wkrótce otrzymał wiadomość-ducha ze zmapowanej skrzynki synka.
Cytat:
@Dorothy
Od: AlisteirVDHeeN
Temat: Mogę?Jestem w domu. Mogę przyjechać. Przywiozę żelki. I kawę.
Ali. |
Po radosnych obietnicach, mały wrócił do przeglądania netu.
- Nie mogę zostawić małego u Mo - Luc odpowiedział Mazz beznamiętnie.
- Nie mam gdzie. Dan… - wciąż wpatrywał się w telewizor w salonie
- Dan nie ucieknie, a zemsta dobrze smakuje na zimno. Tutaj… - obrócił w końcu głowę do dziewczyny, a jego twarz rozjaśnił przebłysk krańcowego wkurwienia.
- Miałem zamiar walnąć tych skurwieli na kasę, za to co zrobili z Kirą. Ale widzę, że to co odpierdalają… Wojna skarbie. Idziemy na wojnę z NYPD. Przynajmniej ja. - Luc… - Mazz zaniepokoiła się nie na żarty
- … to duża decyzja. Nie mówię, że nie. Ale… - wskazała na Ala.
- Prześpij się z tym. Zastanów. Co? Jak? Samotnie czy nawet we dwójkę? - Zaciągnęła się papierosem do czerwoności.
- Z Edim - wspomniał wyjście do Clockwork i reakcję na chłopaczka-policjanta
- z Kirunią - wspomniał rozmowę w nZoo…
- Z Halo, kto wie? Może z Hao? - Przed oczyma przebiegła mu twarz chłopaka trzęsącym jednym z poziomów nCat.
- Znajdą się i inni - wspomniał D.
- znajdą się skarbie. Dziś prawie straciłem syna bo zostawiłem go u przyjaciół i.. - jedno oko mu się zaszkliło
- i bawił się z innymi dziećmi. Wygrał z jakimś chłopcem z przedmieść we wchodzeniu na jakieś gówno. Gdyby mnie tam nie było może “przypadkowo” zastrzeliłaby go policja. I jest jeszcze Matrix. A ja… póki trwają negocjacje w sprawie akcji Kiry, mam kartę przetargową. Skoczymy do gardła skurwysynom. Dan poczeka.
Mazz przytuliła się instynktownie, by pocieszyć zdenerwowanego reportera.
- Mo cała? Dave senior i junior?
- Mo i mały w porządku. Dave’a nie było. Mam nadzieję, że nie wracał wtedy do… - urwał. Jebnął pięścią w szafkę.
- Posiedzisz z nim? Ja… ja muszę zrobić jedna małą rozpierduchę na jednym z posterunków.
Pokiwała głową.
- Przecież wiesz, że tak. Weź Edka? Nie idź sam.
W odpowiedzi Luc wyjął CityHuntera i położył go na lodówce. Sięgnął do kabury przy łydce i wyciągnął “Betkę”, położył ją obok ‘starszego brata’.
- Nie idę tam tak by Edi był potrzebny, nie jestem samobójcą. - Pocałował ją mocno.
- Jakby co, to kontaktuj się z Halo.
- A co z Twoim bratem? - Ruda pogładziła Luca po policzku i przyciągnęła raz jeszcze do pocałunku. Drepcząc obok odprowadzała go do drzwi.
Nie odpowiedział.
I wyszedł.
Dom Halo w La Rochelle, wieczór
Luc był spokojny, choć gdzieś tam z tyłu głowy buzowało. Oj buzowało.
- Właź - rozległo się w interkomie i drzwi bzyknęły charakterystycznie.
Halo wpuścił kumpla dopiero po odprawieniu znanego im obu rytuału skanowania. Chwilę to trwało aż runner kiwnął głową uspokojony i wskazał miejsce na sofie:
- Co tam? Piwo? - Zmierzył Heena spojrzeniem.
W odpowiedzi solos rzucił w niego puszką wyjęta z siatki, sam wyjął drugie, otworzył i pociągnął bardzo długi łyk. W końcu odstawił z trzaskiem wypite do połowy i sięgnął po fajka, odpalił go i zaciągnął się głęboko.
- Idę na wojnę Ptasiu.
- Wojsko Cię dopadło? Robili jakąś rekrutkę ostatnio? Polowali na białe wieloryby? - zakpił Halo, łapiąc pojemnik.
- Wojne z nNYPD. I nie chodzi o Kirę… no może nie tylko.
- Co się stało w przeciągu tych kilku godzin, które spędziliśmy oddzielnie? - Runner nie ukrywał zaskoczenia.
Heen przez dłuższa chwile milczał, po czym dopił piwo, otworzył następne. W pustej puszce zgasił niedopałek i sięgnął po kolejnego peta, którego dopalił i spojrzał uważniej na brata Mazz. Opowiedział o tym co było w Jersey, ze szczegółami. Dodał dokładne i szczegółowe powtórzenie tego o czym rozmawiali z Rudą.
- Znaczy… chcesz się bawić w Don Kichota… - Halo odchylił się w fotelu spoglądając na Luca spod wpół przymkniętych powiek.
- To brzmi jak niezła ironia losu. Ogarnąć NYPD na grubą kasę i finansować z niej walkę z ustrojem… - Cynizm runnera był wyrazisty.
- A jak planujesz tę wojnę prowadzić, Luc? - Cynizm zastąpiła ciekawość.
- A pozabijam ich wszystkich. Nie, nie całą policję, tylko szefów - Luc zakpił.
- Po pierwsze, to waham się czy lecieć w tę kasę, czy ujawnić to co odpierdolili. A by zniwelować straty zaocznej kasy, dogadać się z jakąś stacja na nReport przeciw PD.
Runner pokiwał łbem.
- Jest jeden problem - pochylił się, opierając łokcie na kolanach
- Ty “wybijesz” szefów, zrobi się afera, przetasowanie i w efekcie której przyjdą nowi. Nowe frakcje obsadzą nowych dupków. Myślisz, że na dłuższą metę coś pomoże? Wiesz… chodzi mi o to, że stawiasz na szale sporo. W tym rodzinę. - Halo spoglądał na reporta przyjaźnie.
- KURWA HALO - Luc zerwał się z kanapy
- STAWIAM NA SZALI RODZINĘ GDY ZOSTAWIAM JĄ U PRZYJACIÓŁ. SYNA CO BAWI SIĘ Z DZIEĆMI. - Pierdolnął prawie pełną puszką o ścianę. Zaraz sięgnął po trzecie z czteropaka.
- Bo prawie zastrzeliła go policja. Bo nie mogłem zostawić u jego matki. Bo policja zrobiła z niej dziwkę i wariatkę której strach zostawić chomika. Ja pierdolę Halo, nie chodzi mi o to byś mi pieprzył że to Don Kichot.
- Mhm - mruknął runner obserwując lot koszący puszki.
- A o co? Konkrety.
- Na razie potrzebuje Twojego mózgu i Twojej AV. Pierwsze: gdzie mam się udać, by mi wyciągnęli kulę z wozu i bym dostał dokumentację z ich profilem balistycznym. Taką by był to dowód w sądzie. Policja do mnie strzelała, kumasz, spokojnego obywatela, który może ich zaskarżyć za akcję z Rzeźnikiem.
Runner zachichotał pod nosem.
- Ok. Najlepiej udać się do autoryzowanego dealera. - Przysunął się do biurka i sięgnął po nakładki.
- Toyo-Chevrolet '17 Chevy … salon… - mruczał do siebie przebierając palcami podobnie jak niedawno Ali. No może nieco sprawniej.
- Dobra, najbliższy obsługujący to to… Brooklyn, 27 Hitchen’s street. Zrób fotki, do ubezpieczyciela, zgłoś szkodę od razu… - Halo zapalił papierosa.
- Masz jakiś bloker szumu? Zagłuszania? Chciałbym byś przyjmował transfer tego co odpieprzę na posterunku, przesłuchania i tak dalej.
- Prześlę Ci soft. Może być?
- Ok. Instalnę. To daje też spęd bloku łączności z siecią w trybie nNYPD?
- To jammuje wszystkie punkty w zasięgu. Jedyne obostrzenie to wydajność Twojej karty. Ta, która masz pozwoli na zjammowanie zakresu jakiejś dzielnicy a przy okazji pozwoli na dość mocną saturację wszystkich punktów jakie mogą mieć. - Spojrzał na solosa.
- Granulacja pozwoli na… - urwał.
Jammowanie, saturacja, granulacja… Heen kiwał głową dość ironicznie, runner z tej miny wiedział, że kumpel niewiele rozumie.
- Stary, luz. Nie gwałć mnie runnerką, nie moja to droga. Bądź w okolicy i nagrywaj przesył z mojego wyskoku na posterunek, plus daj mi motyw by mnie nie zblokowali z dostępem do sieci. Choćby i masturbacja. O to tylko proszę.
Runner pokiwał głową z politowaniem:
- Nie wiem po kim Ali ma ten dryg… spoko… a jak wrócisz to pamiętaj o rowerku, żeby Mazz mogła wodę nagrzać pod prysznic. - Wyszczerzył się.
- Rowerku? Drewnem sobie napali, nie? - Solos wstał, dopił piwo i skierował się do wyjścia.
- W kwestii wojenki, nie oczekuje nawet byś chciał się w to mieszać. Masz swój rozum, lepszy niż ja… a i ja wiem, że to szaleństwo. Wkurwili mnie Halo, nie zostawię tego.