Obolały i osłabiony Heen szybko stracił poczucie czasu pośród dobrodziejstw Chell. Orientacji w upływie czasu nie pomagał fakt, że w zatęchłej dziupli kobiet panowała wieczna noc. Mrok był jedynie rozpraszany sporadycznie zapalonymi lampkami naftowymi a to i tak na krótko. Gorączka ustąpiła po jakimś czasie – nocy, dwóch? Pływający wtedy z bólu umysł nie rejestrował takich rzeczy.
Śmierdziuszka i Kolorowooka karmiły go raz dziennie, dostał również niewielki kubełek do wykorzystywania jako toaletę. W pierwszym odruchu załatwianie potrzeb w ich obecności powodowało jeszcze cofkę. Po kolejnym razie przestało.
Solos miał wrażenie, że smród opadł i wżarł się mu w skórę, przesiąknął go na lewą stronę. Odrobina więcej czy mniej, co to za znaczenie.
Po pierwszym szczekliwym napadzie kaszlu, jaki niemalże pozbawił Heena przytomności z bólu, Sasha regularnie pracowała nad złamanym żebrem. Mimo jego początkowych sprzeciwów dziewczyna odwijała brudnawą owijkę i przesuwając palcami po boku reportera uciskając określone miejsca. Przypominało to prostą formę akupresury. I było skuteczne. Napady kaszlu zmniejszyły się a Heen mógł oddychać swobodniej. Ból jednak ciągle się tlił. Lecz i na to Sasha znalazła sposób – podając mu tutejszy samogon, który wypalał wnętrzności, wyciskał łzy i sprawiał, że oddech śmierdział nie gorzej niż Śmierdziuszka.
Przez większość czasu był pozostawiany sam sobie, bo staruszeczka i jej chuda pomocnica wychodziły na długo. Zazwyczaj wracały z jakimiś dobrami, które zrzucały na hałdę złomu w kącie pomieszczenia.
Tym razem wróciły zaaferowane.
Śmierdziuszka rzuciła się w swym szaleńczym, starczym pędzie do zapalania lampek. Z głębi korytarza prowadzącego do ich nory dobiegało zacięte stękanie i sapanie. I rumor jakby zgrzytania metalu o beton.
Sasha wtarabaniła się ciągnąc za sobą obładowaną dechę, która w latach swej świetności mogła być supernowoczesną hoverboard. Teraz była jedynie dużym kawałkiem metalu, ułatwiającym transport znalezisk w Chell. Na dodatek najwidoczniej nie działającym.
Dziewczyna wciągnęła swój załadunek do środka i padła na posłanie dysząc tak, że aż rzęziło jej w piersiach. - Wstawaj, rozładować to trzeba!
Gdy po pierwszym popędzeniu Sasha nie zareagowała, wciąż łapiąc powietrze, staruszka szturchnęła ją laską: - Wstawajże! Nie czas na wylegiwanie!
Kolorowooka zebrała się na zrzędzenie rozemocjonowanej staruszki i na czworakach podpełzła do tłumoku. Rozplątała skomplikowany system zabezpieczeń sapiąc i pokasłując. Buzia była pokryta brudem zmieszanym z potem. Oczy błyszczały pożądliwie.
Z tłumoka wypadły dobroci, jakie dziewczyna zebrała drżącymi rękoma i przycisnęła do chuderlawego ciała. Heen widział kolejne puszki zwierzęcej karmy, suszone ziarna soji, kilka na wpół zepsutych jabłek i papayę. Pojemniki z gotowym żarciem, gotowym do odgrzania w mikrofali, słoiczki z żarciem dla dzieci, niewielka paczka keebli – taka jaką rozdawano czasem w promocji w biedniejszych wersjach megamarketów – oraz karton wysokoproteinowej paćki jaką dawano zazwyczaj ludziom pracującym w ciężkich warunkach lub wojsku.
Upchnąwszy dobrodziejstwa w szafce, Sasha podała staruszce dziecięcy posiłek, a Heenowi porcję protomamałygi.
Sama rzuciła się na podobną saszetkę nie czekając na nic i na nikogo. - Jak zamierzasz tu kiblować, to musisz zarobić na utrzymanie. – wymruczała staruszka oblizując palce z żółtawej brejki. Zacmokała wzdychając głęboko z ukontentowaniem – Chodzić możesz, śliczny? To jutro z nami pójdziesz... – zagderała nawykłym do posłuchu tonem. Sasha zmarszczyła nos i zaczęła rozrywać saszetkę by wylizać do końca jej zawartość. – Mamy robotę dla Ciebie. Możesz zarobić więcej tego – zarechotała Śmierdziuszka spoglądając na reportera i kiwając głową w stronę szafki z zasobami – i uratować nas wszystkich. |