Czekali już na pozycjach dobre 10 minut, a na horyzoncie nie widać było nikogo.
Za to w oddali Luc zauważył dwójkę niewielkich postaci:
dziewuszkę i
chłopca niewiele od niej starszego.
Oboje byli młodsi od Aliego. Oboje też grzebali w resztkach złomu i śmietnisku, gdy z pokładów zalegających okolicę dziewczynka z radością wyciągnęła powyginany kabel.
Dzieci zaczęły kombinować jak poradzić sobie z długą rurą i w końcu udało się im połączyć oba końce. Dziewczynka właśnie przełożyła hula hop domowej roboty gdy Nixx traciła Luca:
- Nadlatują... oczy i uszy otwarte.
Faktycznie Heen usłyszał zbliżającego się „robala” dopiero, gdy Nixx zwróciła mu na dźwięk uwagę.
Niewielkich rozmiarów samolot, standardowo bezzałogowy z dużym przyspieszeniem i wysoką zwrotnością, przeznaczony był zazwyczaj do rekonesansu. Choć robale zazwyczaj nie były ciężko wyposażone, nadlatujący model najeżony działkami GIAT, lśniącymi poblaskami słońca. Nie posiadał żadnych oznaczeń. To jednak o niczym nie świadczyło, mógł mieć po prostu aktywowaną nano-maskę.
Solos mógł domyślić się dlaczego rendez-vous odbywały się co tydzień. Samolot nie był transportowcem wiec i porcje zabierane na pokład duże być nie mogły.
Lecący na niskim pułapie robal powoli wynurzał się ponad linię muru Chell i przygotowywał się do lądowania.
Luc zauważył Cheechee podjeżdzającą z wolna ku lądującemu robalowi. Sam i Korell podprowadzali bliżej swoje poduszkowce. Czwórka ludzi, która była do tej pory na ich pokładach, ruszyła pieszo w kierunku samolotu. Z pokładu tego ostatniego wysiadła dwójka ludzi w lekkich egzoszkieletach i maskach na twarzy.
- Zbieraj się... – warknęła Nixx wygrzebując się z kokpitu. Trzasnęła drzwiami a tuż za nią pojawili się Pedro i Narel.
Jeden z przyjezdnych ruszył kilka kroków w stronę Nixx. Ostrożność i miękkość jego ruchów była nieco stłumiona przez egoszkielet. Druga postać trzymała się wyraźnie z tyłu, nie maskując się z odbezpieczonym krótkim karabinkiem.
- Witam. – głos blondynki był podniesiony najwyraźniej po to by nadać jej władczości.
Zamaskowany przybysz jedynie machnął lekko ręką na powitanie:
- Zabierać się do roboty.– wydał rozkaz modulowanym głosem, zwracając się do Nixx, traktując ją jak to czym była: śmiecia z Chell. -
Nie mamy wieczności.
-
Oczywiście. – padła wysyczana przez zęby odpowiedź -
Gdy zobaczę dostawę z tego tygodnia.
Przez chwilę trwała patowa sytuacja, przerwana uniesioną w powietrze pięścią zamaskowanego. Na ten znak ochroniarz cofnął się jeszcze dwa kroki a z robala zaczęły wypływać pakunki unoszone na niewielkich przenośnikach hybrydowych.
Cheechee podeszła do losowo wybranego pakunku i sprawdziła zawartość. Uniosła szybko kciuk w górę ku Nixx, do zespołu wykonała lekki ruch dłonią, rozpoczynając tym samym przeładunek.