Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2017, 19:19   #42
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Hi boys! vol. 1




Fabryka Nixx w Chell, popołudnie
Sasha dreptała obok Luca bez słowa prowadząc go w stronę siedziby Nixx opłotkami. W zasadzie reporter sam stracił orientację co w tej okolicy jest śmietniskiem, a co skrótem. Po kolejnym piętrzącym się wysypisku zdał się w pełni na swoją przewodniczkę.
Rozczochraniec w końcu przystanął i wskazał za róg kolejnego zakrętu.
- Tam. - Spojrzała na Heena spod nastroszonej szopy sztywnych włosów. - Iść z tobą?
- Zostań tu i czekaj na resztę. Znają Cię. Jak będziesz ze mną to mogą coś podejrzewać.
- Ok -
zgodziła się dziewczyna kiwając głową. - Bądź ostrożny - dodała jakoś płasko.
- Taaa... - Luc był sceptyczny. - Tylko nie spóźnijcie się… - Wspomniał informacje o Cheechee u Lugo i komunikacji między strażnicą, a fabryką. - Trzymaj się Sasha.
Wyszedł za róg i zaczął iść w kierunku fabryki.

Zaszedł nieco dalej niż podejrzewał czy planował w tej misji kamikadze nim obstawa Nixx go namierzyła i rzuciła się ku niemu. Dwójka ludzi ostrożnie rozglądając się wokół ruszyła lekkim truchtem w kierunku nadchodzącego solosa. Przystanęli około pięciuset metró przed wejściem do fabryki z wycelowaną w niego bronią, na co on uniósł ręce lekko by były na widoku i dalej szedł ku nim tym samym tempem.
- Zatrzymaj się! - padło polecenie od jednego ze strażników. - Gdzie Nixx? Cheechee? Reszta?
- Z Nixx okey, Cheechee nie wiem. Spierdoliliśmy przy ataku. Kto wrócił? Macie wody? -
Luc nie zwolnił.
- Gdzie Nixx? - pierwszy powtórzył pytanie.
- Zatrzymaj się! - drugi rzucił ponownie zdecydowanie mniej opanowanym tonem. - Bo strzelam!
Luc patrzył na obu oceniając ich emocje. Zwolnił, ale nie zatrzymał się.
- Ochujeliiście do szczętu? - Wydawał się być zdziwiony. - Mam się z nią skontaktować z fabryki. Kto wrócił z zasadzki po wymianie?
- Gdzie? Jest? NIXX? -
poddenerwowany ochroniarz wykrzykiwał pytania.
- A skąd mam kurwa wiedzieć? - warknął Lucifer. - Wyjebała mnie z transportera bym obczaił kto wrócił z tej jatki przy silosie i dał jej raport zdalnie z fabryki. Ma krótkofalówkę w robalu. Pewnie pojechała do Lugo, lub nie wiem gdzie. Ja tu jestem kurwa parę dni dopiero. Macie wodę?
- Ok, ok -
drugi ze strażników nieco spokojniejszy łagodził sytuację słysząc wyjaśnienia Heena. - Co z transportem? - pytał jeszcze wciąż celując w reportera.
- No jechał… nie oberwaliśmy. Spierdoliłem jak tylko się zaczęło i napierdalali w poduszkowce. Przyczepa odpadła, ale jak idzie wam o ładunek na nim, to był cały jak się rozstawaliśmy.
- Czyli Nixx zabrała go do Lugo? -
dopytywał jeszcze ale prostował się z wolna i opuszczał broń. Dawał przy tym sygnał swojemu zjeżonemu koledze.
- Tak mi sie wydaje, nie spowiadała się - Heen skrzywił sie lekko. - Lepiej wiecie czy ma jakieś inne kryjówki w Chell. - Heen powoli zaczął znów iść w ich kierunku. - Chyba niepokoiła się, czy jak jebli w transport gdy większość ludzi była w nim, to czy nie pizdnęli ledwo bronionej fabryki. Może być u Lugo, może czekać na kontakt by wrócić tu, mam jej powiedzieć na krótkofali co tu się dzieje. Kurwa dajcie wody idę z godzinę.
- Dobra. Chodź. Woda jest w kantynie. -
“Spokojny” zabezpieczył broń i wsunał za pasek. Jego kumpel jednak wciąż łypał nieufnie na Luca.

Obaj zaczekali tak by zrównał się z nimi i wzięli go pomiędzy siebie.
- Ilu ich było? - wypytywał “Spokojny”.
- Nie wiem, jakbym ogarniał to pewnie byśmy tam zostali… - Solos pokręcił głową. - Pierdolony bałag… - Spojrzał zaskoczony na tego spokojniejszego. - Zaraz… Chcesz mi powiedzieć że nikt nie wrócił?!?!
- Nie. -
Pokręcił głową zaniepokojny sytuacją. - Pospiesz się. Trzeba skontaktować się z Nixx.
Pociągnął Heena za ramię by przyspieszyć.

Resztę dystanu pokonali niemal truchtem. Przy wejściu do fabryki dołączyła do nich kolejna dwójka i cała seria pytań powtórzyła się na nowo.
Tym razem przerwał ją “Spokojny” nakazując podać Lucowi wody.
- Masz. - Podrzucił mu pojemnik z płynem. - Chodźmy. - Wskazał Heenowi znaną drogę do biura blondyny.
Heen zaczął łapczywie pić. Nie udawał faktycznie pił ostatnio dopiero przed akcją.
- Ilu nas zostało w tym pierdolniku? - spytał gdy odessał się w końcu od wody.
- Tyle samo co zawsze. - Spokojny ruszył ku schodom wymuszając na reporterze ruch. - Lugo powinien przysłać posiłki. - Pokręcił głową jakby sam do siebie.
- Może przyśle, może nie? - Heen wzruszył ramionami. - To już między nim a Nixx, ja się wolę w ich akcje nie wpieprzać.
- Dobra -
pokiwał głową - właź i nawiązuj kontakt z Nixx.
Strażnik stanął przed drzwiami do gabinetu blondyny.
- Jak? Ja się nie znam na tym sprzęcie! Ktoś musi ją wywołać czy nacelować, czy jak to się tym robi.
Facet zaklął.
- Kurwa! Nie wyjaśniła Ci? - zapytał z niedowierzaniem, otwierając drzwi do gabinetu. Po skroni zaczęły spływać mu krople potu. - Ja pierdolę…

Podszedł do biurka i zaczął je przeszukiwać otwierając zamaszyście szuflady.
Wyciągnął wielką krótkofalówkę z przedostatniej z nich. Przez chwilę wpatrywał się z sprzęt z niejakim obrzydzeniem wymalowanym na twarzy.
- Nie ma tu nikogo kto potrafi to obsługiwać? Kurwa… mogła pomyśleć że potrafię - solos powiedział lekko zrezygnowany podchodząc do ‘Spokojnego’ i wyciągając lewą rękę do niego po krótkofalę. Urządzenie miało jak to krótkofalówki, kilkanaście przycisków, jakieś pokrętło i krótką, rozkładaną antenkę.



- Nie wiem. Raczej nikt. - Spokojny próbował myśleć, ale stres zaczynał go najwyraźniej zjadać.
- No dobra… - Lucifer wyciągnął rewolwer i wycelował mu w głowę. - Na mój strzał ze dwudziestu typów zrobi tu rozpierduche. Albo zginiesz i zacznie się teraz, albo przeżyjesz, a ja wezmę jeszcze paru Twoich kumpli żywcem zanim się zacznie.
- CO JEST KURWA GRANE?! -
Spokojny przestał być spokojny do imentu. Krople potu zrosiły gęsto jego czoło. - COŚ ZROBIŁ NIXX? - wydarł się wściekle gdy dodał paranoicznie dwa do dwóch.
- Żyje. - Lucifer ustawił się tak, by mieć pod kontrolą drzwi. - Nikt nie musi ginąć. Broń na stół, łapy w górę, morda w kubeł. Albo kula w łeb. Masz trzy sekundy.
- Ja pierdolę, ja pierdolę -
były Spokojny zaciął się na jednej myśli. Powoli sięgnął po broń by odłożyć ją na biurko drżącymi rękami. - Wiesz, że się z tego nie wywiniesz? - Spojrzał na Heena gęsto mrugając gdy pot spływał po skroni w kierunku kącików oczu.
- Zapewne. Kładź się na ziemi twarzą do gleby.
- Jeszcze masz szansę przemyśleć co robisz. -
Próbował przekonać reportera drżącym głosem. - Nixx nie pozwoli Ci zrobić krzywdy - mruknął gdy układał się na ziemi.
- Aha. - Luc pochylił się i pieprznął kolbą rewolweru w jego łeb by go ogłuszyć. Nie był delikatny, uważał tylko by nie przesadzić i nie zabić.
Szybko skrępował go jego własnym paskiem po czym wziął leżącego na biurku glocka i wsadził za spodnie z tyłu rewolwer na powrót wkładając do kieszeni. Poprawił koszulkę by zakrywała gnata, wziął krótkofalówkę w rękę i wyszedł z biura kierując się do laboratorium.

O dziwo, nikt go nie zatrzymywał.
Dotarł do drzwi labu przeskakując po dwa stopnie na raz.
Ze środka dobiegły dźwięki otwierania zamka i w drzwiach pojawiła się sylwetka ochroniarza, jakiego Luc widział w tym samym miejscu odwiedzając je kilka dni temu z Cheechee.
- Czego? - zapytał wdzięcznie zawalidroga.
- Lab w porządku Nixx - Luc powiedział do krótkofalówki. - Chujnia jest - odezwał się do ochroniarza. - Jakaś jebana rewolucja w Chell. Pracownicy nic nie odpierdalali?
- Nie -
ochroniarz omiatał niespokojnym spojrzeniem Heena. - Gdzie Nixx?
- U Lugo, po ataku na konwój pojechała do tatka. Dobra, lecę dalej. Miej oko na tych tutaj, anarchy mogą mieć wtyki. -
Luc odwrócił się od ochroniarza kierując się do schodów.
Strażnik zaklął.
- Widziałem… - mruknał. - Dobra, co z resztą? Nie spieprzyli?
- Na razie jeszcze usta mamy wyżej poziomu gówna. Nie spuszczaj oka z lab, Nixx pierdolca dostaje na tym punkcie -
Luc rzucił wychodząc. - W sumie się nie dziwię - mruknął jeszcze by ochroniarz go słyszał. Skierował się ku schodom w dół.
- Czemu się nie dziwisz, co? - Ochroniarz wystąpił kilka kroków poza lab.
- Nooo... - solos obrócił się jakby zaskoczony - lab, towar, wymiana…? Przecież jakby tu coś jebło to masakra jakaś.
- A… -
strażnik wyglądał na rozczarowanego. - Tak… no dobra. A, słuchaj! - zatrzymał jeszcze Heena. - Nixx mówiła, kiedy przyjedzie z posiłkami?
- Naradza się z Lugo -
solos uniósł krótkofalówkę wymownym gestem - mam czekać na info. - Zaczął schodzić po schodach idąc na zewnątrz.

Wyszedł spoglądając na trzech strażników rozglądających się czujnie. Byli mocno spięci i nabuzowani.
- Panowie jest źle… - Potarł krótkofalówką czoło. - Anarchy jebły transport, to pewnie wiecie, właśnie oblegają Lugo. Nixx mówiła by iść mu na pomoc, ilu mamy ludzi?
- Nie ma jak! -
rzucił jeden - nie mamy tyle ludzi! Jeśli wyślemy do Lugo, nie zostanie tutaj więcej niż dwóch!
- Nie ma opcji. To może być pułapka…
- Jeśli tutaj zostaniemy to odetną nas zaraz po tym jak załatwią Lugo.

Trójka zaczęła dyskusję między sobą.
- Kurwa, panowie! - Lucifer jęknął. - Ja też wolałbym tu siedzieć niż wyściubiać nos. - Wskazał na krótkofalę. - Są tam w strefie jebanej wojny, skurwiele rzucili na strażnicę chyba wszystko. Nie wiem, Nixx mówiła o odprawie za kilka minut. Zbierzcie wszystkich z parteru w kanciapie, tam zdalnie z nią sie naradzimy. Jeden niech zostanie tu. Jak walą w Lugo nam chwilowo nic nie grozi.
- Dobra, a Ty co? -
Ruszyli by spełnić polecenie. Nawykli najwyraźniej do roli wykonujących rozkazy niż głównodowodzących. - Za ile będziesz?
- Odpryskam się i spróbuję tu nawiązać łączność. Lepszy zasięg. Jak złapie tu to nie zerwie w budynku. Fale są słabsze na parterze. Pewnie dlatego Nixx biuro zrobiła na piętrze. -
Lucifer spojrzał na krótkofalę. - Niby Sheefdorf pisał że to nie ma znaczenia, ale z drugiej strony De Faucalt pierdolił o momentach stykowych fal… - solos zastanawiał się nad czymś przez chwilę.
Ochroniarze mieli miny jak zobaczyli obcego.
- Co? Jakie fale?
- Dobra nie pierdol, jebako, zabieraj się do roboty! -
ponaglił najmniej cierpliwy z całej trójki. - My idziemy.

Lucifer faktycznie odsikał się na pryzmę smieci, po czym gmerając w krótkofali zblizył sie do pozostałego na zewnątrz strażnika.
- Jak ten czas leci… ile minęło zanim tu wpadłem? Mnie się zdaje przy tym mętliku jakby to było z godzinę.
- Wpadłeś? Że wróciłeś? -
Ostatni z obecnych z obstawy Nixx sprawiał wrażenie ospałego osiłka. Nie był typem myśliciela.
- Ta, jak wróciłem.
- Nie. Godzinę nie. Parę minut. -
Zastanowił się wpatrując w niebo. - Jakiś kwadrans czy coś koło tego. - Znowu spojrzał na Heena.
- No kurwa, a dzieje się, że jakby godzina. Masz fajka? Jak mi dasz to zanim wyjdziemy przemycę ci Guinnessa z lodówki Nixx, pójdzie na mnie.
Prostolinijny koleś nie miał zbyt wielkich wymagań.
- Chuj wie, co za chwilę się podzieje w tym syfie. - Wyciągał zmiętą paczkę fajek Lucky Strike, a Luc zacisnął dłoń na lufie rewolweru w kieszeni. Nagle wskazał coś krótkofalówką na przedpolu fabryki, korzystając z tego, że typ gmerał w poszukiwaniu fajek.
- Ty, to jeden z naszych? Z konwoju?
Fan ciemnego piwa odwrócił się gwałtownie we wskazanym kierunku przysłaniając oczy dłonią.
- Gdzie? - zaczął obserwację próbując odnaleźć zagubionego człowieka.
- W dupie… - rzucił Heen przypieprzając mu z całej siły w skroń kolbą wyciągniętego rewolweru.
Wielki chłop zamajtał się na nogach wahadłowym ruchem ale ustał próbując zogniskować spojrzenie na Heenie:
- Co...kurwa…. - spytał jeszcze próbując ruszyć na reportera lekko zamroczony.
Ten poprawił drugim ciosem zaskoczony tym, że sukinsyn nie padł jak kłoda. Już wcześniej nie patyczkował się uznając, że w razie czego jedna ofiara śmiertelna nie będzie większym problemem. Teraz uderzył już bez żadnych kalkulacji.
Tym razem usłyszał głuchy trzask i w miejscu uderzenia rozkwitła plama krwi. Ochroniarz wpatrywał się w niego tępo przez chwilę by zwalić się bezwładnie z niejakim zaskoczeniem na twarzy. Paczka Lucky Strike’ów upadła niedaleko jego dłoni.
Luc kątem oka zaś dojrzał niedaleko niedużą postać wystawiającą ciemny łebek zza zwalonych śmieci. Schylił się po upuszczoną paczkę fajek, wyciągnął jednego i odpalił.
- Wołaj resztę Bri, jest w porządku, siedzą w jednym pomieszczeniu.
Bruneteczka zniknęła.

Po chwili przemykając ku wejściu fabryki pojawiła się ekipa Sola.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 26-02-2017 o 11:54.
Leoncoeur jest offline