Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2017, 14:46   #44
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Hi Boys! vol. 2




Fabryka Nixx w Chell, popołudnie
Spojrzenie Lucifera przesunęło się po sojuszniczej hordzie.
- Opatrzcie tego wielkoluda na zewnątrz i jak będzie możliwość to chciałbym zakończyć to bezkrwawo - szepnął wlepiając spojrzenie w Sola.
- Aaa-ha - chłopak skinął głową - a-aa-aa jak? Za-za zaśpiewasz im?
- Niegłupie - mruknął Heen w odpowiedzi. - Broń w pogotowiu. I zabezpieczcie schody, na górze w laboratorium jest jeden typ.
Zbliżył się do drzwi kanciapy i uchylił je aby zajrzeć do środka, nie wchodził jednak spoglądając jedynie na ludzi Nixx. Dwójka siedziała przy stoliku, rozmawiając dość swobodnie i wymieniając się co chwila otwartą konserwą, której zawartość wydłubywali łakomie nożem.
Jeden facet, najstarszy, siedział okrakiem na siedzisku i wydmuchiwał smętnie siwy dym. Kolejnych dwóch siedziało opodal żując coś z zacięciem jakby na wyścigi i wpatrując się z uwaga w podłogę. Kolejny rzut oka ukazał dwa karaluchy pełznące pomiędzy ścieżkami śmieci.
- Ok, najważniejsze to zachować zimną krew. - Stojąc w drzwiach solos zwrócił się do czekających na nowe wieści cyngli Nixx. - Reagowanie impulsywne bez przemyślenia sprawy to najkrótsza droga do wyłapania kulki. Także chillujemy. Mam coś do przekazania - Luc niezobowiązująco machnął krótkofalówką - ale ważna sprawa, w spokoju wysłuchacie do końca, tak?
- Jakiej kulki?
- Co to za pierdoły?
- Przekazania od kogo? -
konkretne pytanie padło od kolesia-samotnika.
Dwójka od konserwy wstała bez słowa porzucając najwyraźniej rzadki przysmak. Ruszyli powoli w stronę Heena przypominając nieco dwa automaty.
Solos wyciągnął szybkim ruchem rewolwer i wycelował w jednego z nich.
- Bez zbędnych ruchów, nikt nie musi ginąć. Mam Nixx, tylko ja wiem gdzie ona jest, a tu jest dwudziestu kolegów-anarchistów. Na strzelanie się będzie czas jak taka wola, najpierw chce przedstawić propozycję.
- Co?! -
Dwójka fascynatów karluszych wyścigów wywaliła oczy na Lucifera. Przez chwilę widać było, że walczą w nich zaskoczenie i niedowierzanie. - Jak to masz Nixx? Pojebało cię od nadmiaru miłości szefowej? - zarechotali radośnie.
- Skąd by się tu anarchiści wzięli? Na główkę upadłeś?

Pozostała dwójka wstrzymała się na chwilę by ruszyć na boki, rozchodząc się nieco.
- Co to za propozycja? - zaśmiał się cicho samotnik.
- Wychodze z Chell, tą kurwę zabieram ze sobą. Rozjebanie jej ryja i przetrącenie nóg to za małe podziękowanie za jej amory. Zapewnię jej atrakcje w nNY. Lugo jak będzie mądry to przeżyje ten pucz. - Solos cofnął się nieco uważając na tych dwóch co z początku na niego ruszyli. - Poddacie się to będziecie żyć i któryś z was przejmie nadzór nad fabryką w miejsce szefowej. Będziecie chcieli na ostro, to wrzucimy tu parę granatów, a chłopaki tu mają w razie co broń automatyczną. Ot krótka piłka.
- I to jest propozycja? - zakpił jeden z karaluchowców. - Albo zginąć teraz, albo zginąć później? Zawsze większa szansa, że wyciśniemy z ciebie, gdzie jest Nixx.
- Taaa, jeśli faktycznie ją masz a nie jest u Lugo.

Dwójka znów ruszyła powoli w stronę Heena, Samotnik się podniósł nieco kolebiąc na boki.
- Mam ją. Stój kurwa w spokoju. - Spojrzał na jednego ze ‘spacerowiczów’. - Nie chcę was zabijać, ale starczy mi że choćby próbowałem załatwić to bezkrwawo, reszta to wasza decyzja. Jeden związany na górze. Duży dostał w łeb na zewnątrz mam nadzieję, że się wyliże. Kolo w laboratorium sam, pewnie się podda. Ktoś jeszcze chce przeżyć, to broń pod ścianę i wychodzić pojedynczo. A jak nie to pierdolę to, jeszcze krok i kula w łeb.

Heen nie spodziewał się aż tak gwałtownej reakcji. Dwójka najbliżej nieco się powstrzymała, za to dwójka od robali nie wyglądała na przekonaną. Twarze mężczyzn wykrzywił strach i determinacja. Sięgnęli ku broni i wycelowując ją w solosa sięgnęli po siedziska by skryć się za nimi.
- Stójcie! - ostrzegawczy okrzyk samotnika przeminął bez echa.
Przynajmniej echa w reakcji na jego słowa, bo końcówka krzyku zlała się z wystrzałem. Kula z rewolweru Lucifera trafiła jednego z sięgających po broń. Czy śmiertelnie tego solos już nie zarejestrował bo równocześnie z oddaniem strzału rzucił się w tył chroniąc się za progiem w który walnęły dwa pociski kolegi postrzelonego.

- Przygotujcie się i dajcie mi karabin - Luc przyklejony do ściany rzucił do Sola.
Ekipa spięta i skoncentrowana, ustawiona była po dwóch stronach drzwi tuż za nReporterem. Nie trzeba było im powtarzać dwa razy. Zastępca Sola podał Heenowi krótki karabinek, jednocześnie zezując w kierunku wejścia za którym ludzie Nixx kreowali spory rozgardiasz.
- Na trzy? - spytał podniesionym szeptem, gdy z kanciapy dobiegały wściekłe krzyki bólu i próby ustalenia pozycji napastników.
- Co na trzy? - Luc spytał przeładowując. - Uważajcie na tego w laboratorium.
Nie ryzykował wychyleniem się, zamiast tego włożył jedynie karabinek do środka i puścił po wnętrzu, na ślepo, na wysokości pasa, długą dziesięcio-pociskową serię. Od równolegle do ściany, na szeroko, aż po widoczną z jego perspektywy część pomieszczenia.
Z wewnątrz poleciały przekleństwa i odgłosy padania, gwałtownego przesuwania sprzętów. Szybko jednak ucichły. W powietrzu przebrzmiały też odgłosy wystrzałów.
Dwójka ludzi Sola bez słowa ustawiła się za kolegami obstawiającymi schody na poziom I.
Sol wskazał Heenowi gestem by obserwował i miał go na oku. Pokiwał swojemu kumplowi i obaj w niewygodnym pół przysiadzie posunęli się ku drzwiom. Najwyrażniej planowali szybki rzut okiem za róg pomieszczenia.
- Nie wychylajcie się, bo was postrzelą - wycedził solos, po czym krzyknął do środka kanciapy: - Kurwa, ja nie żartuję. Ostatnia szansa, potem was zajebiemy. Popierdoliło was jebani samobójcy?! Broń pod ścianę!
- Nie Ty to Lugo -
zabrzmiało w odpowiedzi. - Jakie gwara…. - pytanie zostało przerwane wystrzałem w środku. Sol spojrzał zaskoczony na Luca. Machnął na zastępcę, który przekazał mu granat i z uśmiechem wzruszył ramionami spoglądając na Heena.
Odbezpieczył, wziął zamach…
Solos nauczony doświadczeniem wstrzymał chłopaka gestem. Granaty miały to do siebie, że dowcipnisie będący celem mogli czasem pokusić się o odrzucanie wybuchowych prezentów. Wystawiając palce lewej ręki Lucifer poruszał ustami w bezgłośnym “raz… dwa… trzy...” po czym dał znak by Sol wrzucał prezencik do środka.
Uśmiechnięty jąkała zatoczył ręką oszczędny łuk od dołu tak by nie wystawić się na potencjalny strzał. Granat potoczył się z lekkim grzechotem i zakręcił. Wybuch zabrzmiał chwilę po tym jak Sol zasłaniając głowę wrócił na swoją początkową, przykucniętą pozycję.



W normalnych warunkach to co miało nastąpić dalej to rutyna.
Odpalało się ‘Sandiego’ jeszcze przy zwalnianiu zawleczki i wparowywało zaraz po eksplozji dobijając klientów krótkimi seriami sprzęgniętej broni złączem. Dla dwóch operatorów Arasaki rozsmarowanie w ten sposób nawet całego plutonu stacjonującej w koszarach, regularnej milicji na Filipinach było czymś zupełnie zwyczajnym. Problem w tym, że Lucifer nie mógł liczyć ani na dopalacz neuralny ani na sprzęg z karabinem.
Działać jednak musiał, chwila była kluczowa.
Wychylił się lekko zza progu aby szybkimi trzypociskowymi seriami omiatać sylwetki zdradzające jakąkolwiek chęć do zbyt żwawych ruchów. Takich chętnych jednak było już niewielu. Został jeden, który wyraźnie był równie wytrzymały co jego ulubione zwierzątka domowe. Wymierzył w Luca chowając się przykucnięty za jednym z prowizorycznych siedzisk, solos był jednak szybszy. Trójpociskowa seria rozbrzmiała w skatowanym granatem pomieszczeniu i przeszyła ramię i bark obrońcy fabryki, który wystawił się zbyt mocno. Wrzask bólu i wściekłości wypełnił na chwilę kanciapę. Niedaleko od strzelającego Heena leżał kolejny mężczyzna, jego kaszel zlał się z wrzaskami postrzelonego.
Koleś, który odruchowo upuścił rewolwer, schował się za swój punkt ochrony kilka sekund przed tym nim do środka wpadł Sol i jego zastępca, ostrzeliwując pomieszczenie niskimi pociągnięciami.
- Wstawaj. Powoli! - warknął Heen do postrzelonego wciąż skulony i czujny, gotowy do strzału, jednocześnie dał znaki anarchistom by uważali, ale nie dobijali rannych.
- Nic… nie rozumiesz - odkrzyczał z bólem. - Nie.. nie.. nie ma odwrotu.
- Jakiego. Kurwa. Odwrotu? -
solos wycedził ze złością. - Wstawaj. Powoli.
- Lugo albo Nixx… wszy...stko jedno, które. Za..zabije mnie. -
za siedziskiem rozległo się szuranie.
Sol cmoknął niecierpliwie gotowiąc się do strzału.
- Pieee...eeee.przee-enie!
- Nope. Nie zabiją. -
Luc przestawił ogień na ciągły i zaczął pruć w kierunku skrzyni za która krył się cyngiel Nixx, szedł przy tym w jego kierunku. Ostatnie kule władował już w łeb człowieka widoczny przez roztrzaskana osłonę.
Aż do kliku oznajmiającego koniec amunicji.
- Głupio by było, gdyby przeżył akurat ten co to sprokurował - mruknął rzucając pusty karabinek zastępcy Sola. - Sprawdźcie czy któryś z nich żyje.
Anarchiści błyskawicznie rozpełźli się po kanciapie by w końcu zawołać, gdy jeden z nich stanął nad niedawno kaszlącym rannym.
- Jest jeden. - Al stał nad rzężącym przygotowując się do strzału. Solos zbliżył się z odbezpieczonym rewolwerem na który zamienił oddany automat. Przyklęknął przy mężczyźnie.
Z kącika ust rannego sączyła się krew z pęcherzykami powietrza. Spojrzał nieprzytomnie na solosa, spojrzenie mu pływało.
Chrapliwy, płytki oddech nie pozwalał na wiele.
- Sasha! - Luc zawołał w kierunku drzwi i spojrzał na Sola. - Opatrzcie go, postarajcie się go skleić do kupy, gdzieś tu powinny być jakieś speedhealery, Cheechee skądś wytrzasnęła dla mnie. Ja skoczę do tego w lab.

Czupiradło podeszła do leżącego i przyjrzała się mu kucając obok. Gwałtownym ruchem rozdarła koszulę na pacjencie.
Zanim Luc wypadł z kanciapy dotarło do niego jej krótkie ”Hmmm”.
Za reporterem ruszył jeden z młodszych dzieciaków, oddelegowany przez Sashę bez słowa.
- Na cholerę Ci on? - krzyknał za solosem zastępca jąkały. Heen odwrócił się powoli do niego z pochmurnym obliczem.
- A co kurwa? Za mało krwi? Wy tu do cholery aż tak się zezwierzeciliscie, że byście mordowali wszystko jak leci?
- Wszystko nie, tylko to co gówno warte -
odburknął hardo chłopak. - Szkoda na niego medipaku i szkoda na niego wysiłków Sashy. Święty się znalazł zaraz po tym jak zajebał czwórkę.
Lucifera świerzbiło mocno, ale zdzierżył. Wyszedł z pomieszczenia kierując się ku schodom na poziom piętra, ku laboratorium.



- Ej, jesteś tam? - krzyknął przez drzwi na wszelki wypadek stojąc za ścianą poza linią framugi.
Nie odpowiedziano mu.
- Czterech twoich kumpli nie żyje bo chcieli pokazać jakimi są twardzielami. Dwóch w stanie ciężkim, przez to samo. Tylko jeden leży cały i spokojnie bo dał się związać. Pytanie co wybierasz ty, kierowniku.
- Co z Nixx? Przejmujesz fabrykę? Co z Lugo?
- Lugo dostosuje się do sytuacji, albo zginie. Na tą chwilę przejmuję. Serio… daj spokój. Miałem nadzieję, że wszyscy będziecie żyli, nie psuj mi dnia do końca.
- Nixx żyje? -
upewniał się facet za drzwiami.
- Tak. Póki potrzebna. Jest w pełni pod kontrolą.
- To nigdy nie jest prawda. -
Heen nie przekonał ochroniarza labu. - Gdzieś ją zamknąłeś? Ukryłeś? Z resztą nie ważne… jeśli żyje, ktoś zawsze jej pomoże.
Powoli zatrzasnęły zamki i drzwi do wnętrza się uchyliły na kilka milimetrów.
- Wiesz, że tu są ludzie. Nie atakuj.
- Wyrzuć broń i powoli wyjdź z uniesionymi rękoma, to nikomu nie stanie się krzywda.

Kilka chwil później drzwi się uchyliły i wypadła broń. Otoczony kilkoma robotnikami, pojawił się ochroniarz.
- Co teraz? - dopytywał.
- Zwiążemy cię i posiedzisz, poczekasz co dalej. Ktoś przyniesie żarcie i jakieś piwo. Nacieszysz się mądrą podjętą decyzją. - Solos dał znak jednemu z anarchistów wskazując głową stróża laboratorium.

Gdy chłopaki Sola spętali go, Lucifer polecił im mieć oko na robotników gdyby któremuś miało coś odpalić, sam zaś ruszył z powrotem na dół w poszukiwaniu lidera anarchistów. Jąkała wciąż przebywał w pomieszczeniu w którym doszło do jatki, rozmawiając o czymś zaaferowany z Alem i Zachem, Sasha wciąż klęczała przy rannym.
- Sol, spróbuję nawiązać połączenie z Lugo, znacie miejsce na trasie od jego strażnicy do fabryki, którędy mógłby jechać, gdzie najlepiej się na niego zasadzić i gdzie będziemy pierwsi?
- Jejejest takkkkie miejsce -
chłopak pokiwał głową - nie-niedaleko od od… - znowu się zaciął próbując wydusić z siebie kolejne słowa wypowiedzi. W końcu po wysiłku, napięte mięśnie szyi puściły i chłopak wydyszał ciurkiem: - od jego miejscówki. Mniej niż w połoooowie drr..rrrogi tu.
Spojrzał na Ala.
- Onnnn ci-cię zapro.ro.rowadzi. - Uśmiechnął się znowu szeroko z ulgą.
- Ty jesteś ich szefem i lepiej znacie się na zasadzkach w Chell, więc ufam, że dobrze przygotujecie miejsce. Ale sugerowałbym zostawić tu ze czterech ludzi by pilnowali, a ze dwóch odesłać Nodzie by wydobyła Nixx i przyjechała tu z nimi. My jebniemy gnoja gdy będzie jechał tutaj. O ile się ruszy ze strażnicy… mam nadzieje. Pasuje?
- Pasuje - wypruł z siebie Sol. Al zaczął wydawać rozkazy i drobnica anarchistów rozpierzchła się. Solos wstrzymał jeszcze jąkałę chcącego wyjść ze swoimi ludźmi. Prócz nich dwóch w pomieszczeniu została Sasha i ranny. Dziewczyna odwróciła się do Heena i pokręciła przecząco głową ze smutną miną.
Podniosła się i podeszła do Luca.
- Nie pomogę mu. Nie dam rady - stwierdziła nieco smętnie, nieco obojętnie.
- Głupio wyszło… - Heen ukucnął przy rannym spoglądając na niego. - Może zasłużyłeś, ale nie planowałem, że tak się skończy. - Odpalił papierosa zaciągnął się i podał leżącemu mężczyźnie.
- Ma przebite płuco, nie mam jak mu tego no.. naprawić. - Dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę gdy ranny oddychał szybko i płytko. Próbował pociągnąć fajka ale nie był w stanie. Zostawił jedynie lepki ślad krwi na palcach Luca, który spojrzał na Sashę.
- Pogadaj z robotnikami z labu, może któryś ma o tym pojęcie, jakieś ambulatorium, nie wiem… - Odwrócił się do Sola. - Niepokoi mnie jedna sprawa, Lugo będzie mobilny jeżeli ruszy się ze swej dziury. Zaczaimy się przed połowa drogi, ale jak wybierze inną to nas minie i będzie tu pierwszy na kilku twoich co zostaną przypilnować. Ni chuja go wtedy nie dogonimy by choć próbować powstrzymać i stracimy fabrykę.
- Alboo tam, alboo tu - mruknął Sol. - Tu.. tu chujjjjowo. Moż..żna na miejjscu wy- wy-wymiany?
- Albo przy strażnicy… - Lucifer zmrużył oczy. - Macie ten karabin antysprzętowy, macie tunele. Jak zacząć mu rozpieprzać obstawę po pięćdziesięciu metrach od wyjazdu z jego leża… tam się spodziewać nie będzie niczego. Będzie pod ciężkim ostrzałem, tymczasem wy z tuneli odetniecie mu powrót do strażnicy. Otoczony w polu, bez opcji zaszycia się w swej twierdzy, rozpieprzany ogniem z dala. co myślisz, Sol?
- Le...epiej. Brz...rzmi le-epiej. Do-obra, powie...powie...powiedz Luuuuugo, że Niksssss jest u nas. Usta..usta..wimy l-luludzi i po...po..poślemy maluchy na czuj-czujki.

Sol uśmiechał się radośnie i kiwał ogoloną głową jakby zapominając o leżących wokół trupach.
- Trze..eba tu zabez..zzzzzz..pieczyć, żebybyby nie stra...acić terenu. - jednak skinął znacząco głową.
- Ok, to proponuje taki plan. - Lucifer zapalił papierosa. - Czwórka tu zostanie i umocni się, oraz zaminuje fabrykę. Na wszelki wypadek. Dwójka do Nody po Nixx i wraz z tym starym skunksem dołączą do tych co zostaną tutaj. Czwórka w Twoim miejscu zasadzki by mogli pieprznąć kogokolwiek kto wyrwie się ze strzelaniny przed strażnicą. Odcięci od niej zapewne będą próbować przebić się tutaj, a po jatce nie ogarną możliwości ewentualnej drugiej zasadzki. Wasza pozostała dziesiątka tunelami zaatakuje strażnicę i siły Lugo ją opuszczające. Będę potrzebował dobrej miejscówki snajpera z oglądem na teren przed strażnicą. Najlepiej na wzniesieniu. Przydziel mi też Sashkę i Briannę.
Chłopak wysłuchał uważnie planu Luca lekko pochylając głowę i przysuwając ucho bliżej mówiącego.
- Naa...aaa co Brr..rrrianę? - zmarszczył brwi zaskoczony.
- Na łącznika z resztą. Małe toto, szybkie, pewnie zna skróty w śmietnisku jak nikt inny.
- Mhm… -
pokiwał ponownie ze zrozumieniem. - Słuuuchaj jaja jaaa bym daaał pią-ą-ą-tkę na Lugo aaa-aaalbo i sz-sz-sz-szóstkę.
- Tylko? Według mnie trochę mało jak na tego skurwiela.
- Nniee, mówię o je-je-jego tyłach.
- Hm, sześciu ludzi na opanowanie strażnicy i pociśnięciu go od tyłu? -
Luc wydawał się sceptyczny, ale patrzył jakby zachęcając jąkałę do rozwinięcia swego pomysłu.
- Ttttak. Lu-ugo nie jeeeest głu-głupi. Mooże kogkogkogoś zosssstawić.
- Och, na pewno zostawi -
solos uśmiechnął się - przynajmniej przy tym pieprzonym działku. Dlatego potrzebuje obserwatora by się przałączać na ogień z pojazdów na wieżę. Ech normalnie starczyłby cybeware… - Pokręcił głową. - Spoko, znasz lepiej teren, przeciwnika i jesteś szefem. Podziel jak uważasz.
Sol klepnął Heena w ramię i ruszył wydawać rozkazy.
Po kilku dłuższych chwilach mała Brianna przypatoczyła się do solosa.
- No co jest, duszy? - uśmiechnęła się zaglądając niewinną kokieterią w oczy Luca.
- Nic mała, pójdziesz ze mną i Sashką. Zrobimy temu szpetnemu gnojowi parę dziur w dupie.
- Ok. Ale ja nie mam broni. Nikt mi nikty nie daje -
zakręciła noskiem drobiąc ku wyjściu.
Nie skomentował udając się za nią.

Na zewnątrz zobaczył Sola, Ala i Zacha rozprawiającego nad planem z częścią innych anarchistów. Tą częścią, która nie zaczęła szabrować fabryki.
- Jest coś jeszcze… trzy sprawy. - Luc podszedł do całej grupy zwracając się do wszystkich. - Lugo może nie złapać przynęty, wtedy może trzeba będzie zaatakować. Nie szarżujcie. Jak będzie jakiekolwiek ryzyko, że można oberwać, lepiej się wycofać. On i tak już jest w dupie, stracił ostatnio 4 ludzi i całą grupę Nixx. Lepiej rozwalać ich po trochu bez ryzyka dostania kulki, niż szarżować na wariata i rozbić w jednym ataku przy dużych stratach. Po wszystkim potrzeba nam będzie wszystkich ludzi na kolejna awanturę… A to prowadzi do innego problemu. - Heen skrzywił się. Wiedział, że łatwo tego nie przyjmą. - Jak się uda to jak najwięcej ich wziąć żywcem. Mogą być potrzebni.
- Pojebało Cię?
- Ochujał…

Solos nie przeliczył się. Czułe wykrzyki poleciały w jego kierunku niemal w tym samym momencie, gdy skończył mówić.
- Nia-nia-niańczyć mamy? Wy-wy-wykorzysssstają okazję by-by wbić nam-nam nóż w pleeeecy.
- Nie, dostaną broń i razem z nami będą napierdalać kogoś innego. We wspólnym interesie. -
Lucifer uśmiechnął się odpalając kolejnego papierosa.
- Brroń. - Sol spojrzał na solosa jak na raroga. - Gdy-gdyby chcieli, to to to by dołłł-ączyli do naaaas duż-żo wcześniej… - Pokręcił przecząco głową. - Ni-ie widzę te-ee-ego.
- Oj tam pieprzysz Sol. Weź się zastanów… do kogo dołączyć? Do czego? Po kiego chuja? Lugo i Nixx dawali im poczucie władzy, status, moc, wszelakie dobra z wymiany prochów. Zabraknie tej rodzinki, zabraknie tego co mieli, to co zrobią? Mówiliście o tej snajperce przeciwsprzętowej, chcę ją wypróbować na Lugo, jego pojazdach, strażnicy. Jak ją opanujemy to przejmiemy też to jego fikuśne działko. Takie zaplecze siły ognia i ze trzydziestu uzbrojonych ludzi na osłonę wymiany z zewnątrz. Każda lufa się będzie liczyć, by stąd spierdalać. Nie pojedynczo. Całym Chell. Myślisz że będą wtedy pajacować i nie przyjmą oferty? Nie będa mieli wyboru.
- Gdddzie spier-rrr-rdalać? -
Sol wybałuszył oczy a uśmiech spełzł z jego twarzy. - Jaaak? - Zbliżył się do solosa. - Co-co to za…
Wokół zaszumrały głosy pozostałych młodych.
Sol pociągnął Luca za ramię odchodząc nieco dalej.
- Daaaj se spo-spokój - rzucił napiętym głosem. - Co ty-ty sss-sssobie do cho-olllery my-my-my-myślisz? Hm?
- Nie rozumiem… Wy nie macie chęci się stąd wydostać?
- T-t-to nasz do-om. Wyyy-yydostać? -
Napięta twarz Sola lekko się spięła. - Ggg-dzie?
Tym razem solos lekko zbaraniał.
- Nooo… na zewnątrz. nNY czy kto gdzie będzie chciał. Sol ty byłeś kiedyś na zewnatrz czy się tu urodziłeś?

Chłopak przez chwilę milczał.
Gdy cisza się przedłużała, Sol westchnął w końcu.
- Ni-ie byłem. Wwwwię-ę-ększo-ość tu-u się ro-ro-rodziła. - Kiwnął głową w kierunku, z którego przeszli, a gdzie stały pojedyncze osoby z jego ekipy. - N-nie ma do-okąd. I ppppo co.
- Ja pier… -
Heen aż przysiadł i ścisnął rękoma głowę. - Ja pierdole... - Patrzył oszołomiony to na przywódcę anarchów to na resztę. - To…, to we łbie się nie mieści.
- Beeez prze- prze-przesady. Do-obra, szkoooda czasss-u, zbier-zbieramy się. Lu-ugo nie-nie będzie bez-bezczynnny.

Lucifer nie odezwał się pokiwał tylko głową, przygaszony i bez emocji.
- Pójde po krótkofalówkę, gdzie macie snapa?
Sol zagwizadał przez zęby.
- Zaach, daj-daj gnaata - Skinął głową na Heena. - Zbi-ierz resz-sz-sz-tę i ru-ruszajcie.

Zach wrócił wkrótce z dumną miną dzierżąc “snajperkę”.
Wyciągnął go ku solosowi oburącz unosząc brew:
- Wiesz jak się obchodzić z taką bronią?



Drewniany korpus i rękojeść karabinu z metalowymi elementami i ostrym zakończeniem, będącym przedłużeniem lufy wyglądała jak coś co Lucowi pokazywał czasem na hologramach dziadek. Snajperka miała ręczny magazynek z dziwną wypustką. Miała też i celownik przykręcany śrubkami, z wytartymi już od ciągłego dokręcania gwintami.
- No? - Zach ponaglił Luca.

“Działko snajperskie…” - pomyślał Heen.
- Działko!? Snajperskie!? - spytał, bezwiednie wyciągając rękę po stary karabin.

Trzymał go w rękach jakby bojąc się to popsuć, ten egzemplarz miał pewnie ze sto lat. Ostrożnie przeładował tak jak to oglądał na filmach, które oglądał z dziadkiem jeszcze jako szczeniak w Wellington.
- Działko… Noż kur…
- Coś nie tak? -
Zach zmarszczył brwi. - O co chodzi, stary?
- Nic, spodziewałem się czegoś innego. Jakiejś przeciwsprzętówki z końca ubiegłego wieku. To tylko szok. -
Luc wpatrywał się w zabytek i nie wiedział czy ma zawyć ze śmiechu czy usiąść i zacząć płakać. - Będzie trudniej, pojazdów tym nie wyłączymy.
- Tu masz naboje. -
Zach wygrzebał kilka pocisków i wyciągnął dłoń ku Heenowi. Nie zauważył ironii w wypowiedzi Luca. Może to i lepiej?

Nabojów było sześć…
Solos nie skomentował i tego.
Zasadniczo czego mógł się spodziewać w świecie gdzie ludzie lali się po łbach kijami z przymocowanym do nich szkłem. Jednak słowa o działku snajperskim rozbudziły w nim nadzieje.
Nadzieje zgaszoną tak brutalnie i bestialsko.
Bezlitośnie.

Pokiwał jedynie głową czekając aż reszta będzie gotowa.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 26-02-2017 o 11:54.
Leoncoeur jest offline