Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2017, 20:14   #26
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
3/12
Komornik, Tom 1 - Michał Gołkowski

****** (fajnie się czytało)

Gatunek: Sakralne postapo/Gołkowski style/dark cheeki-breeki
Ilość stron: 496

Ja to widzę tak.
Gołkowski w ortalionowych spodniach w 3 paski i skórzanej kurtałce siedzi w słowiańskim przykucu na skraju czarnobylskiej Zony. Czyta sobie Kossakowską - Zbieracza Burz dajmy na to. Kończy. Ciepie książkę w przysłowiowe “f pizdu”, ciągnie łyk samogony i mówi:
-No ładna ta apokalipsa, ładna... taka milusia… już ja Wam to prawilniej napisze, taka wasza mać…
No i wziął, siadł i napisał. A że pióro ma lekkie i jara się wszystkim co robi, to wyszło jak zwykle tak, że ja pierdziu… prawie.

Ale od początku.
Długo się zbierałem do Komornika. Raz, że uwielbiam pióro Meeshy i jego stalkera ale jakoś tak ta “w cholerę biblijna” apokalipsa na początku mi nie podeszła. Bałem się ze to będzie z jajem bardziej, albo nie na poważnie - no tak w stylu Sztywnego. I nie, nie mam nic do Sztywnego - książka bajera - ale jakoś nie miałem ochoty na cheeki breeki przez pewien czas. Ot wsiąkłem w S-F, cyberpunki itp.
Ale tu naprawde mamy apokalipsę rodem z biblii, taką z końcem czasu, ziemią która staje w miejscu i zastępami niebieskimi, które zstępują na Ziemię i dostaje atomówką między oczy. Ano tak - święci i prorocy, serafini i demony u Gołkowskiego sobie nie dali rady.
No bo Anioły na ognistych rydwanach z mieczami i włóczniami mają trochę problem jak ugryźć 6 miliardów ludzi z czego większość jakoś tak nie chce iść łaskawie pod sąd boży, a jeszcze do tego potrafi się ostrzeliwać z broni palnej i kryć po ruinach.
Niby wszystko nowe, takie brand new i w ogóle, ale po Siewcy Wiatru Kossakowskiej żadne Anioły nie będą już takie same. Tak mi się zdawało. Aż poszedłem z Komornikiem do łóżka - zacząłem czytać i nagle zdałem sobie sprawe że przeleciało mi 100 stron, wszyscy domownicy śpią, ja chce jeszcze ale jutro do roboty trza wstać. Damn you Michał…
Tylko że im dalej w las tym - dla mnie osobiście trochę gorzej.
Ot po zawiązaniu akcji, nakręceniu głównego wątku i ciekawym zwrocie akcji Misha serwuje nam trzy side questy.

No dosłownie, no. Główny heros bierze się za inne zlecenia - bo musi. No rozumiem, że ciężki jest chleb człowieka na usługach Niebios który musi eksterminować grzeszników bo Anieli dali pupy.
Rozumiem idee pokazania świata i bohatera w różnych sytuacjach. Wreszcie rozumiem że nasz Autor kochany ma tak w piz… dużo pomysłów że pisze pierdyliard książek na minutę ale kolejny raz czytanie X powieści w jednej książce mnie trochę zniechęciło.
Bo i w Ołowianym świcie miało się wrażenie, że autor miał w szufladzie 500 opowiadań stalkerskich wybrał kilka “da best” zrobił spójny i logiczny wątek główny, ale bohater jednak w międzyczasie robi rzeczy z dupy.
I w “Błocie” Stalowe Szczury miotają się po polu walki robią to sramto i owamto, zanim dojdą do konsensusu, że trochę w połowie Komornika chciałem powiedzieć Meeshy nie.
Powiedzieć: - Panie nie rób mi tu jak Philip K. Dick - nie miej ramy dla każdej książki w której tylko - po mistrzowsku, co prawda - wkładasz bohatera i NPCów opisując inne światy i inne przygody (nawiązania RPG tutaj też na miejscu bo czułem jakby Ezekiel Siódmy czyli nasz komornik był postacią z RPGa robiącym dodatkowe questy w wielkiej kampanii Boskiego MG).
To wszystko jest świetne, ale wyzbądź się ramy Michał - błagam!

Na szczęście jednak doczytałem do końca. Kolejny twist akcji, melancholijne smaczki i zakończenie wystrzeliwujące książkę wysoko do góry sprawiło, że chcę więcej.

Tylko nie opalajcie się tak bardzo. To wciąż literatura akcji, jest tu trochę przemyśleń na temat Boga, opuszczenia ludzi przez Stwórce, sensu istnienia i melancholii (włączyć podkład muzyczny “a kiedy przyjdzie po mnie Zegarmistrz światła purpurowy...”) - ale tylko trochę - tak dla smaku. Ot łyżka dziegciu w beczce miodu. Bo Komornik to jednak nie filozof a twardy zawodnik od spuszczania wpierdolu.
Więc jeśli lubisz szybkie pióro Michała Gołkowskiego, nietypową wizje apokalipsy i Boga - to książka w stylu “Must have”. Gwarantuje, że się łatwo nie oderwiesz od Komornika.

Jeśli nie - to będzie dla Ciebie czytelniczy fast food. Teksty napalonych fanów o orgazmie czytelniczym wsadź sobie daleko w poważanie.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline