Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2017, 14:05   #45
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
The Battle for Chell




Fabryka Nixx w Chell, popołudnie
Sol nie wnikał zbyt długo w stan przedzawałowy Luca, roztrząsającego “snajpa” i jego przydatność dla planowanej akcji. Wydzielił niewielki oddział młodocianych bojowników o lepsze jutro, po czym przywołał Briannę i skinął na Sashę.
- Pój..pój..pój...dzieeeecie znim, okkk-kej? - pogładził małą, powtarzając już wcześniejsze ustalenia. - I mamamamacie o nieeeeego dbadbać. Oooononon nienietuuutejszy. Jakjakjakby coś, wrawrawracacie do nas i głogłowy nie nie wyśśśśśściubiacie. Zro-zro-zrooozumiano?
Mała kiwnęła łepetynką, Sasha podobnie choć z mniejszym entuzjazmem.
W międzyczasie oddział składający się z ośmiu chłopców w różnym wieku ruszyła ku strażnicy Lugo oraz po Nixx i Nodę.

Sol został na miejscu z trójką dodatkowych ludzi.
Gdy Luc się nie ruszył, jeden z chłopców wyruszających do Lugo zawrócił i machnął na niego.
- No idziesz? Czy zaproszenie słać, księżniczko?
Solos nie zareagował na zaczepkę.
- Muszę wziąć łączność - odpowiedział wstając. Spojrzał raz jeszcze na “snajperkę” i ruszył do gabinetu Nixx po krótkofalówkę.




Okolice strażnicy Lugo w Chell, późne popołudnie
Młodzi półbiegiem, półskradaniem się gnali poprzez śmietnisko przed siebie. Solos przyznał się sam przed sobą, że gdyby miał wskazać kierunki świata w Chell, doświadczyłby sromotnej klęski. Obok mała Brianna gnała ile sił w krótkich nóżkach, posapując przy tym zawzięcie.

Dzieciaki poprowadziły Heena pomiędzy spiętrzonymi śmieciami wskazując mu po cichu miejscówkę jaką ich zdaniem mógłby zająć. Faktycznie w pewnej odległości od strażnicy było przewężenie jakie pamiętał Luc ze swej podróży do fabryki z Cheechee. W teorii służyło Lugo jako dobry punkt obronny terrytorium wokół jego bazy. Gorzej przedstawiało się znaczenie taktyczne w przypadku jej opuszczenia.
Jeden z jego przewodników odwrócił się i wyseplenił:
- Tutaj planujemy sasackę. Ty wybies miejscófkę, dostosujemy do Ciebie. - Spojrzał w górę w twarz solosa.
- Nie ma nic dobrego bliżej? - Heen spojrzał na okolicę i na wyczucie zmierzył odległość od strażnicy widocznej w oddali. Na oko wyglądało, że stanowisko wskazywane przez dzieciarnię jest jakiś kilometr od strażnicy.

- Podejś blisej mosna, ale tam jego patrole choco więc nie bęcies kryty.
- Noż do kurwy nędzy!!! -
solos wyglądał na mocno wkurwionego. - Czy Sol leci sobie w… - Dopiero po chwili ogarnął się, że jest z dziewczyną i dzieckiem. To było śmieszne biorąc pod uwagę kim były Sasha i mała Brianna, oraz gdzie się wychowały, Lucifer jednak odruchowo zmełł dalsze bluzgi w ustach.
- Brianna, leć do tego matoła powiedz że wstrzymujemy akcję.
- Aha… -
Mała pokiwała zaczerwienioną buźką. - A czemu? - dopytała już w półobrocie.
- Bo to za daleko od strażnicy. Mówiłem, żeby zasadzić się tuż obok, bo nas kuta… bo nas sukinsyn minie inną drogą.
- Aha … -
mała zaczęła bieg powrotny, ale sepleniący przywódca postukał Heena w ramię.
- Ej… jak chces się sasadzać tus obok? Capkę niefidkę mas? - Wskazał na okolice strażnicy, wokół której rozciągał się piaszczysty teren oczyszczony z większych wysypisk śmieci. - Psecies to najlepse miejsce na sasackę.
- No ja pierdolę… -
Heen spojrzał na chłopaka zmęczonym wzrokiem. - A jak on pojedzie inną drogą, bo cwany skurwiel będzie wolał na zimne dmuchać, to jak go tu rozwalimy? I jak zdążymy do fabryki gdy on zmotoryzowany, a my z buta?
- To tseba mu odciąć inna drogę. -
Młody wzruszył ramionami. - Mosna na psykład ładunki sałosyć, albo odstafić któregoś s nas do sutu mołotofem. Tes śle?
- Wiesz jaki zasięg ma to działko, które on ma tam na strażnicy? Może napieprzać nim srogo i do woli w zasięgu wzroku. Ja z tego gówna operatora z tej odległości nie sięgnę. A jak obstawimy powiedzmy trzy różne drogi, to jadąc jedną on po prostu wyrżnie tę trzecią część sił co będzie tam na niego czyhać.
- Nie ma nas tylu, seby fsystkie drogi obstafić. Dlatego tunele f fykosystanie musą isć. I zagonić go w odpowiednią trasę.


Lucifera wiele kosztowało to, aby nie roześmiać mu się w twarz. Planowanie kurwa na stopniu taktycznym. Miał ochotę się rozpłakać. Plany według których działała ta banda opierały się na rdosnych 50%. Uda się, albo nie.
- No ja pier… - Bezsilnie zacisnął ręce w pięści. W końcu podniósł głowę. - A rób kurwa co uważasz… - Zaczął rozglądać się czy nie znajdzie lepszej pozycji niż ta wskazana mu przez Briannę. Do takich akrobacji ważna była też pora dnia i położenie słońca.
- Co sukas? - zapytał jeszcze chłopak by się upewnić w działaniach Luca.
- Miejscówki gdzie się przyczaić.

Sepleniący gwizdnął na odbiegającą Briannę. Nie czekając na powrót małej, podzielił szybko grupę na dwie. Jedna miała rozłożyć się w niewielkim wylotowym gardle, druga miała przekraść się ku drugiej odnodze, którą Lugo mógł wybrać jako najbardziej przewidywalną trasę alternatywną. Brianna, która dobiegła już całkiem zadyszana, dostała przykaz, by czekać przy ostatniej hałdzie, w której były stworzone tunele.

W międzyczasie, Luc widział z daleka ludzi Lugo kręcących się po placyku wokół strażnicy.
- To będzie rzeź… - mruknął do siebie patrząc na siedzibę "szefa Chell". - Sasha, dobry masz wzrok?
- Nie wiem. A co? Widzę, ślepa nie jestem.
- Rozczochraniec spojrzał na Lucifera. - Ty nie widzisz czegoś?
- Potrzebuję obserwatora. -
Wskazał dyskretnie na wieżę strażnicy. - Tam na podeście jest działko, a ja z początku będę skupiał się na wyjmowaniu celów tutaj. Potrzebuje błyskawicznej informacji kiedy ktoś tam pojawi się za tą big-giwerą aby przenieść ogień i go wyjąć. Inaczej albo nas tym powystrzela, albo będę musiał skupiać się cały czas na wypatrywaniu tam i nie wspomogę ogniem zasadzki. Rozumiesz?
- Aha -
pokiwała głową chudzina - czyli cały czas mam oglądać i mieć działko na uwadze. A mam iść tam bliżej? - Sashka najwyraźniej nie była przyzwyczajona do podejmowania decyzji.
- Musimy podejść bliżej, tu jesteśmy za daleko. Brianna, skocz przodem i wypatruj patroli Lugo oraz jakiejś dobrej miejscówki.
- Dobra. Lecę -
mała stęknęła cichutko nabierając powietrza i pogalopowała ile sił w krótkich nóżkach.
Sasha zapatrzyła się za nią na chwilę, po czym zaczęła przemykać wolniej jej śladem.
- Idziesz? - szepnęła jakoś odruchowo do Heena.
Kiwnął głowa i skulony, wręcz zgięty wpół zaczął iść pomiędzy śmieciami bacznie obserwując teren. Naprawdę chciał przerwać akcję i średnio wierzył w sukces. Spojrzał na stary sfatygowany karabin…

Tylko najlepsi specjaliści na najnowszym sprzęcie, sprzęgach i specjalistycznej amunicji osiągali trafienia celów odległych między dwa, a trzy kilometry. Sprzęgi, i dobra broń pozwalały śrubować zasięg skuteczny i do półtora kilometra dla karabinów nie będących bronią snajperską i wyborową. Solos wątpił by ktokolwiek był w stanie oddać z tego “dziadka” skuteczny strzał na więcej niż kilometr. A może i nawet połowę tego. Na przestrzelanie broni i choćby sprawdzenie w jakiej jest kondycji nie było ani czasu ani pocisków. Z nieznanego sobie starego sprzętu Lucifer strzał na kilkaset metrów oceniał jako więcej niż ryzykowny nawet z cyberware, dlatego zbliżenie się do strażnicy było konieczne.
A tam patrole.
Cholera jasna…

W ciszy wraz z Sashą przemykał śladem niewielkiej sylwetki dziewczynki, która pokazywała się jedynie krótkimi błyskami, gdy jej ciemne włoski na chwilę pojawiały się to tu to tam. Ostatecznie dobiegli truchtem niemal na całkowitą granicę obstawianego przez ludzi Lugo terenu. Z każdym krokiem bliżej ryzyko wpadki rosło coraz bardziej. W końcu zauważyli Briannę, która wspięła się na spiętrzenie i schowała się niemal na jego szczycie.
- Zobacz. - Sashka wskazała palcem kucając i kuląc się. - Tam dobrze?
Miejscówka wybrana przez małą znajdowała się niemal po środku obszaru między trasami obstawianymi przez młodych anarchistów. Nieco na prawo od strażnicy Lugo, więc solos musiałby lekko zmieniać pozycję. Jedynym minusem była wielkość spiętrzenia. Tam gdzie kilkuletnie dziewuszka schowała się z łatwością, dorosły mężczyzna byłby łatwiejszy do zauważenia dla uważnego obserwatora.
- Zmieścisz się?
- Będę musiał -
uśmiechnął się do małej - dobre miejsce.
Przez kilka minut starał się wygodnie umościć i składał się do różnych pozycji strzeleckich oraz wykonywał z każdej po kilka, kilkanaście przełożeń na cel znajdujący się na strażnicy aby wyrobić odruch. Trochę to trwało, ale Lucifer nie chciał odpuścić należytych przygotowań. Cel był bardzo daleko, a reagować nań należało jak najszybciej. Dopiero po jakimś czasie sięgnął po krótkofalówkę i zaczął próby wywoływania Lugo.

Pierwsze reakcje nadeszły po szóstej czy siódmej próbie. Usłyszał chrakterystyczne trzaski i przerywane zdania, które ledwo rozpoznał.
Połączenie wymagało powolnego dostrojenia by w końcu usłyszał:
- ...u Straż...ica jeden… strażnica jeden - głos po drugiej stronie wyostrzył się i pod koniec był już całkiem wyraźny: - odbiór.
- Tu fabryka, muszę mówić z Lugo. Odbiór.
- Kto mówi? Odbiór. -
zdziwienie w głosie odbiorcy było słyszalne nawet przez staroć.
- Ochroniarz Nixx. Musze mówić z Lugo. Odbiór.
- Ochroniarz… -
Głos chwilowo ucichł. - … Chwila. Nixx cała? Odbiór.
- Cała. Lugo.
Przez chwilę słychać było szmery, przebicia, trzaski aż ostatecznie w słuchawce odezwał się sam cappo di tutti cappi.
- Lugo. Odbiór.
- Lucifer. Jak z Twoją pamięcią Lugo? Odbiór.
- Zajebiście. Daj Nixx.
- Nie da rady chwilowo. Zapomniałeś mi powiedzieć co ona ze mna zrobi gdy przyjmę fuchę ochroniarza?
- Gdzie Nixx? -
Lugo nie skomentował retorycznego pytania.
- Zarabia. Za pół porcji protożarcią sprzedaję ją na godzinkę. Myślę, że do północy zerżnie ją nawet ta część jej ekipy co się wciąż broni w sekcji laboratorium. Kto by nie chciał? Kto by odpuścił okazję? Jak myślisz Lugo? Też chcesz?
- Coś ty skurwielu zrobił? -
Lugo wrzasnał tak głośno, że wokół przyczajonego Luca poszło echo.
- Jeszcze nic, ja na końcu. Przewiduję zabawę z palnikiem.
- Jeśli spadnie jej włos z głowy, pożałujesz, że się urodziłeś jebańcu -
głos szefa Chell przypominał warkot.
- Spadnie, trochę więcej niż włos. Jednak może żyć. Nie będzie z tego szczęśliwa za każdym razem gdy spojrzy w lustro..., ale hej! Życie to życie, nie? Jak przyjmiesz moją ofertę.
- Jaką ofertę? Dorwę Cię to pożałujesz, że w ogóle się urodziłeś!
- Nie cwaniakuj. Chodzi o jej życie, więc obaj wiemy, że będziesz chodził jak piesek na sznurku. Przeproś za swoje niewychowanie i skupmy się na interesach.
- Gadaj co za oferta i pamiętaj, że jeśli coś jej zrobisz, zrobię to tobie w trójnasób skurwielu.
- To fizycznie niemożliwe Lugo. Ot szczegóły anatomiczne budowy mężczyzny i kobiety. Miałeś przeprosić.

Lugo rozłączył się.
Lucifer, odłożył krótkofalówkę i zaczął obserwować strażnicę i plac, gdzie po chwili zaczął się zwiększony ruch. Ludzie ojca Nixx zaczęli przygotowywać się do czegoś, co najwyraźniej zażyczył sobie ich szef. Kilkunastu chłopa zostało na warcie, reszta przygotowywała wozy, zbroiła się.
- Ojć - szepnęła Sashka leżąca obok Heena. - To tak miało pójść? - Spojrzała na reportera niepewnie spod skołtunionych włosów.
- Mhm - potwierdził solos obserwując strażnicę. - Brienna, leć do miejsca zasadzki. Daj im znać, że powoli się zaczyna. Potem wróć tutaj, bym miał z nimi kontakt.
- Okej! -
pisnęła mała i zjechała ze wzgórka.
- To co dalej, Luc? Siedzimy tutaj? - dopytywała młodsza śmierdziuszka.
- Aha, miejsce nie najgorsze. Jest pole ostrzału i na wieżę i na miejsce zasadzki. Obserwuj strażnice tak jak mówiłem.
Sasha skinęła głową i obgryzając paznokcie wślepiła się w plac i wieżę przed nimi. Tam zaś trwały przygotowania. Lugo najwyraźniej wprowadził do swojej organizacji chociaż podstawy dyscypliny bo nie było tam latania bez sensu w kółko. Heen rozpoznał pewne elementy ze swoich czasów wojennych: ktoś wydawał broń, jakakolwiek by ona nie była, ktoś sprawdził pojazdy i dolewał benzyny. W sumie około dziesięciu ludzi wsiadło do trzech łazików. Ruszały powoli gdy w ostatecznym rozrachunku do środkowego pojazdu wskoczył jeszcze Lugo. Tego wskazała Lucowi sama Sashka z podnieceniem szarpiąc go za rękę.
- Jest, jest! - wykrzyknęła scenicznym szeptem.
- Mhm… obserwuj wieżę. - Solos zaczął śledzić wzrokiem jadącą mini-kolumnę przez lunetę aby upewnić się czy to na pewno sam szef dołączył do grupy ekspedycyjnej.Nie dało się pomylić tej zniekształconej twarzy z nikimi innym.
- Jestem, jusz jestem - dyszała za to mała bruneteczka, która wspinała się powoli po spiętrzeniu. - Są gotowi. Będziesz robił dziury? - zapytała radośnie.

Pojazdy ruszyły najpierw gęsiego a potem rozciągnęły się w jedną linię i nabierając szybkości zaczęły zmieniać szyk i rozjeżdżać się na dwie strony.
Najwidoczniej Lugo uznał szybkość za swój atut w pokonaniu wąskiego gardła wyjazdu.
- Dwójka na strażnicy, Luc! - mruknęła Sasha, która nie odrywała wzroku od wyznaczonego jej punktu.
- Obserwuj ich - odpowiedział sucho Heen wciąż śledząc nadjeżdżające pojazdy. Łazik Lugo zmierzał w przewężenie na którym rozłożyła się większa grupa czekających w zasadzce anarchistów, dwa kolejne kierowały się drogą na prawo od solosa by wielką hałdę na której się zaczaił objechać z drugiej strony. Nie mógł na razie strzelać do strażnicy, musiał sprawdzić najpierw broń na bliższym celu. z drugiej strony strzelanie zbyt szybko oznaczało możliwość zaalarmowania Lugo nim wjedzie w zasięg zaczajonych chłopaków. Zbyt późno i jedno pudło to brak możliwości poprawki i wydostanie się łazików z pola ostrzału.
Zagryzł wargę śledząc lunetą i lufą pierwszy z dwóch łazików objeżdżający go od prawej. Czekał.
- Brianna, wyjrzyj z drugiej strony i mów kiedy samotny łazik będzie w pozycji z której już nie ucieknie naszym. Sasha nie spuszczaj oka z wieży.
Bruneteczka przesunęła się nieco bliżej brzegu i przylgnęła do niego, Sasha zaś całkowicie nieruchomo śledziła punkt przed nią.
Sekunda, dwie, pięć... łaziki zbliżały się prując pełną parą. Te po prawej stronie gnały ścigając się same ze sobą, a pojazd “pod kontrolą” małej zbiżając się do przesmyku jeszcze przyspieszył.
- Jeszcze nie, jeszcze nie - powtarzała mała z zapartym tchem. - Jeszcze nie… teraz!!! - wykrzyknęła cicho chociaż wśród hałasu czynionego przez zbliżające się pojazdy i tak nie było jej słychać.

Dwa pojazdy w lunecie Luca też dotarły do miejsca rozdzielenia się i to tu wyskoczyli na nie anarchiści. Ludzie Sola nie próżnowali i z lewej strony Heena też rozległy się strzały. Lucifer pociągnął za spust, tylko po to by zarejestrowac zacięcie się zamka.
- KUUURWAAAAAA!!! - krzyknął siłując się z mechanizmem trochę na ślepo, bo nie odrywał oka od lunety, a tej od widocznego celu. W końcu puściło, na kolejne ściśnięcie cyngla padł oczekiwany strzał.
Pierwszy z trzech.
Pierwszy kierowca, drugi kierowca, operator działka na strzelnicy.
Z dopalaczem i sprzęgiem broni byłaby to rutyna. Pif, paf, paf, trzy trupy. Tu i teraz to już nie było takie proste. Solos przytrzymał lunetę na celu o jakąś sekundę dłużej niż było trzeba, aby dokładnie ocenić miejsce trafienia kuli względem wycelowania przez celownik optyczny. Tak jak podejrzewał, pamiętający chyba jeszcze druga wojnę światową złom znosił. Kierowca oberwał zachlapując krwią panel rozdzielczy, ale rozrzut był widoczny. I to na taką odległość… Gdy strażnica była kilkadziesiąt razy dalej.
- Działko, działko! - krzyknęła Sasha gdy tylko padły pierwsze strzały. Faktycznie, pozostawiony na strażnicy człowiek Lugo puścił pierwszą serię by ochraniać szefa. W tym samym momencie Lucifer rejestrował już eksplozję krwi na piersi kierowcy drugiego łazika. Uwzględniając defekt broni celował niżej, w korpus, bo zamierzał uwzględniać znoszenie pocisku, a chciał mieć pewność trafienia. Korekta sprawdziła się. Strzał był celniejszy gdy mierzyło się lekko w bok. Tylko na ile takie korygowanie celu mogło dać efekt na dalekim zasięgu…?

Pierwszy z łazików wpadł w poślizg nawet przyspieszając jeszcze przed hałdą odpadów, widocznie trafiony kierowca zblokował się w przedśmiertnym skurczu na przyśpieszeniu pojazdu. Drugi jechał lekkim zygzakiem wykazując brak kontroli. Pasażer próbował sięgnąć po stery, ale Luc tego już nie widział...
Wyćwiczonym i odmierzonym wcześniej ruchem przerzucił broń na strażnicę oszczędzając ułamki sekund w szukaniu jej w lunecie co byłoby pewne, gdyby bez sprzęgu zmieniał ostrzał o tak duży stopień. Zagryzł wargę niemal do krwi. W głowie szybowało mu sporo myśli obracających się tylko wokół tego jaką wziąć korektę celu na kilkaset metrów.
Na wszelki wypadek znów celował w pierś. Większy cel, większa szansa.



Słyszał oddechy dziewczyn, dobiegające go odgłosy strzelanin, huk łazików, wrzaski młodzików. on sam jednak znalazł się jakby w próżni, gdzie dźwięki przedostawały się jedynie częściowo, przytłumione. Nie wiedział, czy ktoś tam w górze miał go w opiece. Czy może to maniacka desperacja nimi kierowała. A może i wszystko na raz. Spięty do granic możliwości znów ściągnął spust mierząc do operatora działka orzącego właśnie hałdy śmieci morderczym ostrzałem.

Wypalił.

W chwili oczekiwania oprócz działka, kolesia i pocisku zarejestrował jedynie dwie krople potu spływające mu po skroni.

Zwolnione uderzenia serca...

I ratatata działka nagle ustało. Strzelec odgiął się nienaturalnie w tył, przez chwile podrygujac w agonii.

Lucifer odetchnął głębiej dopiero po kilku sekundach, ale nie poruszył się. Wedle logiki w takich przypadkach snajper powinien natychmiast zmienić pozycję niezależnie od sukcesu strzału, w przeciwnym przypadku za chwilę miał być martwym snajperem. Szczególnie w ostatnich latach wystarczyło by ktoś przyuważył skąd pada strzał, zaraz koledzy z naprzeciwka fundowali by sroga imprezę z użyciem dronów i skorpionów. Tu jednak Luciferowi to nie groziło. Przyczajony czekał z celownikiem wymierzonym w działko. Zazwyczaj bywało tak, że jeden trup nie rył przeciwnikowi jeszcze bruzd w zwojach mózgowych i starano się zastąpić zastrzelonego kolegę. Dopiero kolejny trup czy dwa na tym samym stanowisku ogniowym kreowały je jako “zadżumione”. Sasha mówiła o dwóch, Luc wciąż omiatał cel wzrokiem przez lunetę i szukał tego drugiego.
Po bokach trwały walki, anarchiści atakowali jak wściekłe zwierzątka ludzi Lugo i łazik samego szefa. W okolicach strażnicy rozpoczął się chaotyczny taniec, gdy cyngle okaleczonego próbowali podjąć walkę przeciwko wypływającej jakby znikąd fali anarchistów.
W końcu Luc się doczekał, cierpliwość popłaciła bo ciało zabitego ściągnął kolejny facet jak szmacianą kukiełkę lub jak puppetmaster swoją lalkę. Skulony wciskał się by zając pozycję, strzelając przy tym na oślep i bez mierzenia.

Solos znowu wstrzymał oddech, a chaos w poczynaniach operatora działka dał mu względny komfort braku pośpiechu. Odległość, poprawka na rozrzut… Powoli, delikatnie ściągnął cyngiel. Gdy padł strzał przeszło mu na myśl, że zostały mu już tylko dwa pociski. Niestety tym razem nie poszło tak jak planował. Strzał był niecelny, a “działkowiec” przytulił się bliżej i czulej do swojej ostoi.
Ruda obśmiałaby go jak norka. Ale tu bez sprzęgu i z takiej broni była to zupełnie inna walka. Wspomniał pudło które przytargała jako “bonus z roboty”. Ech, żeby mieć choć jedno z tych cacek…
Nie zmieniał pozycji.
- Sashka, Briann, po bokach w porządku? - spytał głośno by usłyszały go w jazgocie panującym dookoła i wciąż wypatrywał celu. Czekał aż facet za działkiem wychyli się by w ogóle coś widzieć.
- Walczą… - odparła rzeczowo Sasha.
- Dają radę ale daj mi gnata to im pomogę! - mruczała podeskcytowana Brianna.



Tymczasem koleś obsługujący działko skulił się niemal w kulkę obsługując broń i przeorał serią anarchistów walczących w okolicach strażnicy, którzy zaatakowali w międzyczasie wychodząc z tunelów. W chwili gdy odwracał się by ostrzelać nową grupkę napastników odsłonił swój bok. Luc miał okazję do strzału i natychmiast z niej skorzystał.
Nie wiedział, czy ma dziękować opiekuńczym duchom starych broni, ale tym razem staruszek “snajper” się nie zaciął. Pocisk pofrunał i Luc już wkrótce zobaczył rozkiwtającą plamę krwi na boku strzelca, który zwisł bezwładnie na działku.
Kilka chwil później, na wieżę wspięło się dwóch chłopaków Sola strącając zabitego w dół.

Brianna porzuciła swoją miejscówkę, zsuwając się i zjeżdżając po nasypie.
- Chodźmy, chodźmy! - pisnęła przez zgiełk nieco już przygasający. Walczących nie było zbyt wielu. - Zrobić mu dziury! - oglądała się na Luca i Sashę, która zerknęła na Heena:
- To już? Czy dalej mam patrzeć?
- Starczy, byłaś świetna. -
Lucifer podniósł się, ale odruchowo przylgnął do osłony, mimo że walka zdawała się dogasać. Stary karabin z ostatnim nabojem wziął w lewą rękę i wyciągnął rewolwer.
- Chodźmy, tylko ostrożnie. Brianna prowadź. - Wskazał miejsce gdzie w przesmyku chłopaki ‘sepleniącego’ spadli na Lugo w organizowanej zasadzce.
Dziewczynka zsunęła się z górki niemal ślizgając się lekko na stopach, skulona i w kucki. W ostatnim momencie zeskoczyła lekko i pobiegła szybko w stronę jatki jaka rozegrała się po lewej stronie. Załoga łazika leżała nieruchomo, dwóch anarchistów było rannych, dwóch przeszukiwało i wiązało Lugo.
- Nooo!!! - Briana miała szeroko otwarte oczka zachęcając Luca do “dziurowania”.
- Nie wierzę - szepnęła Sasha.
- Ja też… - mruknął solos z bronią gotową do strzału zbliżając się do pojazdu. - Kia Ora! Lugo… - odezwał się kucając przed ojcem Nixx.
Mężczyzna wyglądał na nieprzytomnego. Leżał twarzą ku ziemi, uwalony pod kolanami przyciskającymi go mocno i brutalnie do ziemi. Związany niczym baleron, właśnie był odwracany na plecy, gdy Luc pochylił się nad nim z czułym powitaniem.
- Chodźmy do strażnicy. Zach, dasz znać skunksowi by dojechała?
- Brianna, leć no daj znać w fabryce.
- Już lecę. Ale nie dziurawcie go beze mnie. Chcem zobaczyć! -
zastrzegła sobie czterolatka.
Solos oddał karabin, jakoś nie miał ochoty tego dłużej dotykać. Zajął miejsce za kierownicą.
- Ktoś oprócz brzydkiego łapie się na podwózkę?
- Pewnie! -
odpowiedział mu chórek radosnych głosów. - Ale najbardziej Ci dwaj. - Zach wskazał na dwójkę rannych - Reszta pomóc naszym!


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline