Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2017, 18:09   #46
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
CB Graal




Strażnica Lugo w Chell, późnie popoludnie
Zdobyta przez anarchistów siedziba ojca Nixx była jednym wielkim chaosem. Jego ludzie ganiali się niemal w kotka i myszkę z chłopakami i dziewczynami Sola, chowając się i wciąż próbując wojować podjazdowo. Biorąc pod uwagę przewagę liczebną napastników wobec pozostałych przy życiu, rozbitych obrońców, przypominało to nieco sadystyczną wersję podchodów.
Dwóch ludzi Sola przekrzykiwało się wzajemnie odliczając “odhaczonych”. Gdzieś zza warsztatu rozległ się dziki wrzask pełen nieopisywalnego bólu i przerażenia. Chwilę wcześniej wbiegła tam trójka anarchistów. Lekko ranna w nogę dziewczyna miała tylko rozbitą butelkę, jej koleżanka kawał blachy falistej osadzonej na sztorc na kiju, a około trzydziestoletni typ ochoczo kuśtykający za nimi, ze śladem cięcia nożem na udzie, w rękach trzymał wiekowego obrzyna. Krzyk nie milkł przez jakiś czas, a jeżeli już to tylko dla zaczerpnięcia powietrza, aby ryknąć z większą mocą.
Jeden z odliczających dodał ‘kolejnego’ ze śmiechem i wnet uchylił się przed ostrzałem zza beczek z benzyną, gdzie schronił się inny cyngiel Lugo. Młodzież rozpierzchła się szukając osłon, jakiś kretyn nawet wystrzelił w kierunku obrońców, ale na szczęście nie trafił w pojemniki. Okazały się jednak puste. Widać to było po tym z jaką łatwością kilkoro ludzi Sola roztrąciło je dopadając niedobitka, gdy przeładowywał swój rewolwer.
Jego krzyki o litość splotły się z wrzaskami tego zarzynanego za warsztatem. Jeden z obrońców wolał nie czekać, aż znajdą go podczas “krwawego chowanego”. Odrzucił strzelbę i wyszedł z jakiegoś krzywo zbitego budynku, z uniesionymi dłońmi. Dostał w łeb kijem bejsbolowym i wzięto go na kopy, ale szybko znudziło się to “przyjmującym kapitulację” chłopakom. Ruszał się jeszcze niemrawo gdy go odstępowali, a ich miejsce zajęło kilkoro młodszych wiążąc obitego i szabrując jego rzeczy.
W porównaniu z kilkoma kolegami ten fagas podjął jak się okazało dobrą decyzję.
Ten za warsztatem wciąż wył, ale jakby słabiej.

Podjeżdżający łazik Luca zwrócił uwagę i wiwaty ludzi Sola, tuż po tym gdy wiezieni chłopcy wydarli się przeraźliwie:
- WOOOOOOOOT, WOOOOOOOOT!!
Solos miał dziwne uczucie, że wszystko idzie za łatwo.

Anarchiści w tym czasie, nie patyczkowali się i rozpoczęli błyskawicznie przeszukiwanie i dobieranie się do dóbr magazynowanych przez tatusia i córeczkę trzęsących do dzisiaj strefą.
- Czterdzieści kredytów się należy… - Solos odwrócił się i strzelił Lugo po policzku z otwartej, na wszelki wypadek gdyby ten się jeszcze nie obudził. - Z dala od strażnicy! - krzyknął do anarchistów i popatrzył znacząco na Zacha.
Chłopak wychylił się z łazika i uderzył kilka razy otwartą dłonią w dach pojazdu. Zagwizdał przeraźliwie na palcach.
- Ej!!! Najpierw ogarnąć okolicę! Wnętrza przeszukamy za chwilę. Nie dajmy skurwielowi powodów do radości!
Chłopcy i kilka dziewcząt ruszyło się by zacząć sprawdzanie terenu i by upewnić się, że nie ma pułapek. Zza budynku wyłonił się za to zadowolony i uśmiechnięty Sol. Pomachał radośnie do Heena.
- Po po poszło nienienieżle, co? - spytał.
- Nieźle… Nieźle. - Solos odruchowo spojrzał tam gdzie na ziemi leżało kilka ciał napastników szturmujących strażnicę z tuneli. Zupełnie inna mentalność.
Stratę jednego człowieka na Fili traktowali jak cholerną porażkę. Człowiek. Jaka różnica czy specjalista najmowany za tysiące kredytów tygodniowo, czy chłopak lecący do walki z rozbitą butelką. Tu życie było tanie, tam za ludzi umierały najczęściej drony.
A oni chcieli tu zostać.
Bo to dom.

Strzelił z otwartej jeszcze raz Lugo w twarz.
- Pobudka księżniczko - powiedział widząc, że ”szpetny” otworzył oczy. - Jak dzień? - spytał uprzejmie.
Lugo ocknął się, oczy miał całkowicie przekrwione, wyglądały jakby miały za chwilę same wypłynąć. Rozglądał się jakby nie jarząc gdzie i z kim jest. Szarpnął się jak ryba bez wody i charknął. Na ustach pojawiła mi się strużka krwi.
- Co… ? - wypluł zbierającą się mu w ustach krew.
- Zaminowałeś? - Lucifer nie uważał, że właściwym było pytać co.
Okaleczony uśmiechnął się lekko ukazując zakrwawione zęby.
- A .. jaak myś… - zachłysnął się i rozkasłał.
- Myślę, że tak. Gdzie i jak rozbroić?
- Nie… -
Lugo przymknął oczy - ...twoje ...niedoczekanie…
- Sol, masz tu w ekipie jakichś kolegów co… No nie bardzo interesują ich dziewuchy, jeżeli kumasz o co mi chodzi. -
Luc nie przestawał patrzeć na Lugo, wzrok mu stwardniał.
- Móóóówiiiiisz o homhomhomkach? - upewnił się chłopak. - Jeeeest jest tuuu killkillku. Aleee je-jego nienie ruruszą… zaza za passsskudny.
- Ruszą, ruszą. Tu chodzi o upodlenie gnoja, zawołaj ich. Niech ktoś załatwi trochę oleju i zdejmijcie mu spodnie. -
Lucifer uśmiechnął się. - Wiesz Lugo, nie wierzę w tortury. Szczególnie jak bloker bólu dawany jest w promocji do wszczepu neuroprocesora. Nie te czasy. A i ty wiele byś wytrzymał. Ale godność, pewność siebie maczo. Zaraz zgwałci cię tu każdy kto będzie miał na to ochotę. A uwierz mi, wiem to i jestem pewien, że skusi się na Ciebie i trochę hetero. Jak mówiłem, idzie o upodlenie, a ty im zalazłeś za skórę. Nixx nie zrobiłem tego co mówiłem przez krótkofalę, ale będzie to. Tu na tym placu, będziesz na to patrzył sam ruchany w dupę. Jak mi zaraz nie powiesz jak rozbroić Twoje niespodzianki.
Pojmany przez chwilę nic nie odpowiadał jakby albo nie dosłyszał, albo kalkulował.
- Chcę … zobaczyć… Nixx - wysapał przez strużki krwi.
- Noda miała ją zabrać z miejsca gdzie ją schowałem. Ale nie wiem, czy weźmie ją ze sobą tu jadąc. Telefon mi padł, nie przedzwonię. - Na twarzy Lucifera nie wykwitł uśmiech korespondujący z tanim żartem. - Ale zobaczysz. Rozjebałem jej tylko stópkę by nie hasała za mocno, zagoi się.
- To… leć po nią -
dyszał Lugo. - Potem ci powiem - dukał słowo za słowem.
- Nie słonko, panem sytuacji być już przestałeś. - Solos pokręcił głową i zapalił papierosa. Czekał na ‘homokolegów’ Sola.
- Nawet jak mnie tu wydupcą to i tak nie wejdziesz bez strat. Sporych. Sam możesz zginąć. - Lugo grał powoli cedząc słowa.
- Może, każdy kiedyś zginie. Ale pół Chell będzie miało radochę. O przecweleniu Lugo i Nixx ciągnącej jak automat, w przerwie wypluwającej wszy, będą sobie opowiadać nawet w nCatseray. Może przez pokolenia.
Do tej pory zamknięte oczy Lugo otworzyły się gwałtownie i mężczyzna spojrzał z nienawiścią na solosa.
- Przysięgnij, że puścisz ją wolno. - Spojrzał wokół na zebranych anarchistów.
- Zabieram ją z Chell, do nNY.
- Po co? -
Lugo był zaskoczony, nie spodziewał się tego zupełnie.
- Z początku zamierzałem opchnąć ją znajomemu z nCat, do wykorzystania. Wiesz jak. Niebrzydka. Ale to byłby zmarnowany potencjał. Zrobi coś dla mnie na zewnątrz. Za cenę wyciągnięcia stąd i ciebie. Potem, świat wasz. Zechcecie się mścić, to zabiję.
Lugo przez chwilę trawił informacje.
- Tylko tyle? - podejrzliwość dźwięczała w jego głosie.
- Tylko.
- Haczyki?
- Nie ma haczyków. -
Heen zbliżył twarz do poharatanego. - Istnieje ryzyko, że będziesz tu bruździł. Prościej byłoby cię zastrzelić, ale wtedy Nixx nie pójdzie na układ, a nie znam lepszej osoby do pewnego zadania. Zrobi co ma zrobić w Brazylii, jak się dobrze sprawi to wyciągnie cię stąd z moją pomocą. Byś tu nie bałaganił moim nowym znajomym. - Kiwnął głową w stronę Sola. - Nie ma kruczków. Alternatywę już znasz.
Lugo przymknął oczy.
Po chwili kiwnął głową i zaczął mówić o rozmieszczonych ładunkach.




Lucifer wraz z Solem i Zachem, oraz Sashą i dwoma anarchistami niosącymi Lugo wszedł do wieży gdy rozbrojono ładunki. Zerknął w stronę działka które narobiło tyle kłopotów, ale śmiercionośna broń stała cicha, koło niej zaś leżał trup operatora.
- Gdzie radiostacja? - spytał.
Lugo oddychał ciężko, najwidoczniej atak ludzi Sola spowodował więcej szkód niż było widać na pierwszy rzut oka.
- W drugim pokoju. - Wskazał ruchem brody kierunek “biura”, dopiero co rozbrojonego przez ludzi oddelegowanych przez Zacha.
Młodzi z trudnością kontrolowali podniecenie zwycięstwem. Jeden z asystentów palnął Lugo w tył głowy płaską dłonią.
- Jakim drugim pokoju, debilu? Tam nic nie ma więcej - wrzasnął rozzłoszczony gdy głowa niedawnego szefa Chell lekko odbiła w przód i tył. Mężczyzna szarpnął się ze złością, ale Luc nie reagował. Należało się i jednym i drugim. Zahukanym chłopakom rozpalonym największym osiągnięciem ich życia, oraz typowi co trzymał ich pod butem ostatni czas.
- Zabierz tego kmiota ode mnie.
- Trochę pokory, przyda ci się, zanim Nixx nie zrobi dla mnie czegoś i będziesz mógł wyjść. Przyzwyczajaj się. -
Solos uśmiechnął się lekko, a wściekły były szef zgrzytnął zębami pobladłszy. - A Wy spasujcie… - zwrócił się do trzymających go. - Nie bądźcie tacy jak on - dodał zaglądając do drugiego pokoju, które okazało się niewielkim, prawie pustym pomieszczeniem z kratami i siatką w niewielkich dwóch oknach. Radiostacja w zasadzie nie rozczarowała Heena, który wcześniej zamiast obiecywanego snajpa otrzymał przeżytek wykopany przez neoarchelogów.



Wielkie pudło stało niewinnie na niedużym stoliku. Wyglądało na rzadko używane, lekko zakurzone i niezbyt trudne w obsłudze. Big Al z pewnością by sobie z nią poradził w mgnieniu oka.
- A gdzie Cheechee? - spytał odwracając się jeszcze do Lugo.
- Chee - zapytany kaszlnął i wypluł grudkę krwi - Cheechee? A na co ona? - spytał ponownie przeciągając lekko słowa.
- Z ciekawości. Podobno była tu u ciebie. - Luc dał znak by usadzili jeńca na kanapie.

Sasha w trakcie ich rozmowy ruszyła pierwsza w kierunku czarnej skrzynki i wyciągnęła dłoń o obgryzionych i zaszłych brudem resztkach paznokci ku mikrofonowi na krótkim, grubym poskręcanym kablu.
- Hmm… ktoś wie jak to uży…. AUA!! - Cofnęła dłoń z krzykiem bólu, gdy między ciałem a radiostacją pojawiły się krótkie, skwierczące wyładowania elektryczności. - To jakaś lipa! - poskarżyła się majtając dłonią.
Lugo parsknął cicho.
- Jak to odbezpieczyć? - Heen spytał spokojnie pobliźnionego mężczyznę.
- Tu. - Wskazał na przełącznik światła na ścianie. Brianna, która się przypałętała za nimi, pisnęła z tyłu:
- Ja! - zaczęła podskakiwać by sięgnąć włącznika. Sol podsadził ją i dziewczynka z dumą klapnęła dłonią. - Teraz, Sasha. - zadowolone dziecko z dumą zadyrygowała śmeirdzącą nastolatką, która wydęła usta w lekkim grymasie i sięgnęła raz jeszcze drugą dłonią.
Tym razem iskier nie było.
- Co dalej? Luc, wiesz jak to obsłużyć? - rozczochraniec pochylił się nad ustrojstwem oglądając rzędy przycisków i kilka pokręteł.
- Nie mam zielonego pojęcia… a jak poprosimy o pomoc tego sukinsyna, to nas nakieruje na kanał swoich znajomków i będziemy mieli gości. Co nie Lugo?
Lugo nic nie odpowiedział bo i nie musiał. Nie odpowiedział również na wcześniejsze pytanie Heena, który zaczął kręcić gałką powoli by zejść z aktualnie używanego pasma i może trafić na kogokolwiek na jakimś innym.
- Wywołuj Sasha przez mikrofon, może ktoś odpowie.

Brianna podeszła do dziewczyny by razem z nią zająć się nową zabawką, Zach wrócił do wcześniejszego pomieszczenia i zaczął je przeszukiwać. Dość głośno. Zdaje się, że sprawiało mu to frajdę.
Dziewczyny zaś zaczęły na przemian przyciskać przełączniki i kręcić gałkami.
- Tu my! - Brianna pisnęła w mikrofon. - Hallo! To my! Mówcie coś! - Cieniutki głosik mieszał się z poszumem fal. - A co to jest ten przycisk? - spytała czupiradła, które bawiło się w lokalnego DJa.
- Nie wiem…
- Aha... -
Mała wcisnęła guzik na mikrofonie i linia aplitudomierza nagle podskoczyła w górę. - O! To coś robi!

Kilka chwil porykiwania, popiskiwania i białego szumu później, Brianna się znudziła.
- To nie działa… - oddała mikrofon Lucowi. - Idę zobaczyć co znaleźli na dole.
Sasha z zacięciem na buzi i poziomą zmarszczką na czole obserwowała w skupieniu maszynerię.
- Tu...e…Chell! - Naciskała mikrofon. - Wolniej Luc, za szybko… - ofuknęła solosa samozwańcza ekspertka, a on posłusznie dostosował się zmniejszając tempo kręcenia pokrętłem. - Jest tam kto? Hallo?
Odpowiedzią były jedynie trzaski i brzęczenie.
- To chyba nie działa. Albo jest zepsute? - Sasha spojrzała smutno na Luca i ze złością na Lugo, który siedział obecnie pod ścianą i wydawał się drzemać. - Albo jest zablokowane?
- Albo ciężko się wstrzelić, takich staroci prawie nikt już nie używa. Popróbujmy jeszcze. Może śmierdząca potrafi, polecieli po nią, za jakiś czas będzie. - Heen spojrzał na pielegniarko-radiofonistkę. - I tak dużo więcej do roboty tu na razie nie mamy.
- Mhm… -
Sasha uklękła przed stoliczkiem i zaczęła dalszą zabawę w CB-speca, jednak bez większego zapału. - Ale kogo my tak właściwie chcemy znaleźć? - dopytała jakby nagle doznała olśnienia.
- Kogokolwiek kto odbierze, byle nie znajomki Lugo.

Luc stracił poczucie czasu wsłuchując się w próby Sashki, anarchiści mieli bal stulecia rozgrabując znaleziska strażnicy, a były szef strażnicy odpływał i wracał do przytomności w mniej lub bardziej regularnych odstępach.
- Nie odpowiedziałeś co z Chee - zapytał go Lucifer w chwili gdy ten był akurat przytomniejszy.
- Na co ci ona? - W głosie ojca Nixx słychać było lekkie rzężenie.
- Potrzebuję by ktoś skoczył po gazety. Gdzie jest?
- Dostała nagrodę za lojalność. Która godzina? -
zmienił temat pozornie.
- Odpowiadaj. Dokładniej, podobno jechała do ciebie. Co było dalej?
- Zdecydowała się skorzystać z nagrody. Jak mi powiesz, która godzina to powiem Ci czy dasz radę ją jeszcze złapać -
oparł ciężko głowę o ścianę.
- Trzymajcie go. Mocno. Ty chwyć go za rękę i wystaw mu serdeczny palec. - Solos kiwnął głową na jednego z ludzi Sola. - Tak, tak, wiem. Bólem złamać się nie da. Kwestia tylko, że następny będzie kciuk, tylko poza Chell wstawisz sobie protezę, tu będziesz kaleką.
Lugo tylko zarechotał radośnie, a Heen odbezpieczył rewolwer i bez zbędnych ceregieli czy oczekiwania przyłożył lufę do palca i pociągnął za spust.
- Będzie koło szóstej po południu. - Odpowiedź zmieszała się najpierw z jękiem, a potem śmiechem Lugo.
- To - parsknął krwią - ma jeszcze jakieś 20 minut wolności.
- Dokładniej. -
Lucifer przycisnął mu rękę do kanapy i bez większych ceregieli pociągnął za spust odstrzeliwując tym razem kciuk. - Obwiążcie mu łapę…
Sasha odwróciła się od radia robiąc krótką przerwę.
- Pewnie wywalił ją za mur… drony zrobią resztę… - mruknęła, gdy Lugo zwijał się z bólu coraz ciszej się śmiejąc.
- Jest jakaś możliwość ściągnięcia jej z powrotem? - Tym razem pytanie nie było skierowane tylko do ojca Nixx.
- Na co ją z powrotem? Zdradziła. - Sasha nie miała większych skrupułów w sprawie Cheechee.
- A wcześniej pomogła. Obiecałem jej coś. Miała możliwość uwolnić Nixx z moich rąk, nie zrobiła tego.
- Nie wiem jaka -
rozczochraniec wzruszył bezemocjonalnie ramionami - szczególnie nie w dwadzieścia minut. Może być cholera wie gdzie.

W końcu do “biura” wpadł zdyszany Zach.
- Jadą! - rzucił do Heena. - Jak wam idzie? - dopytał w półobrocie do wyjścia.
- Złapaliście jakichś żywcem? - Luc spojrzał na obu przywódców anarchistów.
- Taaaa, dwóch. Reszta zwiała. To znaczy dwóch kolejnych. Dopadniemy ich i tak. Sol puścił za nimi ludzi.
- Mam prośbę… Ten zjeb ma pewnie jakieś specjalne miejsce do takiego “wyrzucania”. Ci dwaj mogą wiedzieć gdzie to jest. Są łaziki, może da się ją wydostać z powrotem. -
Spojrzał na jąkałę. - Gdyby nie ja, stracilibyście wielu ludzi na szturmie samej fabryki. Kto wie czy udałoby się wam tutaj z tym jebanym działkiem. Gdyby nie Cheechee, nie miałbym Nixx. Może i nie byłoby mnie. - Wspomniał speedhealery i opiekę, dzięki której był sprawny na wymianę towaru. - Zawdzięczacie jej coś.
- Mmmmm...oooże aaale oooon nieee wypuuuuszczaaa ludludludzi przeeez brabrabramę. -
Sol spojrzał na Heena. - Ooon wywywala przez mumur. Brabramy zazazazapieeeeczętowane. Própróby ototwarcia ściąściągają drodrony.
- Nie ma sprawnych poduszkowców po ataku na transport? Lugo tu nie ma jakichś? Kur… jeżeli jest pod murem line jej zrzucić?
- Jak jejest pod mumurem to momożna. -
Sol miał nieco podobne podejście na luzie jak Sasha. Zach w trakcie tej wymiany zleciał na dół. Zanim Heen zdążył jednak zareagować w pokoju rozległo się urywane:
- K… am? - pytane cienkim głosikiem. - Sł….nie?
- AAAAAAAAA! - Sasha wrzasnęła i jakoś odruchowo odrzuciła mikrofon. Głos z drugiej strony zagłuszył biały hałas.
- Sol, proszę, spróbuj chociaż dobra? - Lucifer spojrzał na przywódcę anarchistów spinając sie aby nie skoczyć w kierunku radiostacji. - To ważne.
Odpowiedź chłopaka zagłuszyło kolejne piśnięcie Sashy:
- Luc!!! Luc!!! - w tle przez szum i pisk nadal ktoś próbował połączenia. - Jak to ustawić na wyraźniej?! - Sasha zerwała się z kolan i po raz pierwszy odkąd Heen ją poznał wykazywała intensywniejsze emocje.
- Kuuurrrwwwa… - Luc wyrzucił z siebie cicho. - Zaraz! Sol…?
- Jaaaa nienie ww--www… - Chłopak z wrażenia utknął na ostatnim słowie i nie mógł go wykrztusić. Jednak wiadomość dało się odczytać z kręcenia głową. Chłopak nie wyglądał na znawcę technologii.
- Do cholery Sol, proszę cię idź jej poszukać z Zachem!!!
Nastolatek wybiegł z pomieszczenia nie odpowiadając więcej. Wiedział kiedy schorzenie go pokona.

Tymczasem Sasha z paniką próbowała kręcić i przyciskać wszystko po kolei na radiostacji. Luc rzucił się ku niej.
- HALLO?! HAAALLO??? - wrzeszczała już prawie na pełen głos.
- Kto mówi? - odezwał się cienki głosik nagle czysto i wyraźnie. - Hallo słychać mnie?
- Tak, słychać. Jestem Luc, a ty? -
Heen mówił drżącym lekko głosem do mikrofonu jaki wyrwał Sashy, która niemal wisiała mu na ramieniu, wbijając palce w biceps z nerwów.
- Jestem Hamilton Hayden - odpowiedział głosik z drugiej strony wyćwiczonym tonem.
Lucifer znieruchomiał. Rodzina Haydenów była jedną z bogatszych rodzin i dziedziców megacorp zajmujących się żywnością GMO. - Luc? Dziwne imię. To jakiś przydomek?
- Nie podoba ci się moje imię…? -
Solos starał się aby udawany żal był ponad zdenerwowanie.
- Nie wiem. Jest dziwne.- odparł Hamilton. - Długo zajmujesz się radiem? Jesteś moim pierwszym rozmówcą, a Ty brzmisz staro. Wiesz pewnie wiele o tego rodzaju połączeniach. Opowiedz. - Ni to poprosił ni to nakazał władczo.
- Niestety Hamilton, niewiele wiem. Uczę się dopiero, by móc porozmawiać z moim synkiem. Pomożesz mi? Coś mi się wydaje, że dużo wiesz o radiostacjach.
- Uczę się. Mój Slate pomaga -
odpowiedział Hayden junior. - A Ty nie masz swojego androida przy sobie? - zadziwił się mocno. Sasha miała minę zaskoczoną i wskazującą na zupełny brak zrozumienia o czym mówi chłopak.
- Nie mam. Wszystko padło - Luc zabrzmiał bezradnie. - Wysiadło mi połączenie z prądem, tylko radio działa jeszcze na starej baterii, nie mam nawet jak wezwać pomocy by ktoś to naprawił. Hej! - Lucifer jakby ożywił się jakby na coś wpadł. - A może Ty mi pomożesz Hamilton?
- To zależy? Długo to potrwać by miało? Za 10 minut muszę stawić się na kolacji.
- Nieeee, tylko jedną wiadomość wysłać do mojego przyjaciela co umie naprawiać, aby wszedł na swoje radio. Powie mi co mam robić by zrestartować generator energii. Wyślesz mu kilka słów i wystarczy. Mogę na ciebie liczyć Hamilton?
Przez chwilę po drugiej stronie trwała cisza, aż Sasha zaszeptała:
- Zerwało się! - Stała cały czas blisko gryząc z nerwów kciuk po dziecięcemu. Lucifer spięty jak cholera posłał jej ciężkie spojrzenie. Krótkie, bo wpatrywał się uporczywie w radiostację zagryzając zęby.
Ostatecznie jednak Hayden Junior się odezwał z lekkim westchnieniem:
- Mogę spróbować. Musiałem zaszyfrować połączenia wychodzące. Inaczej wiadomość by nie wyszła przez nasz domowy serwer - cienki głosik młodego stał w dużym kontraście do sposobu wypowiadania i tonu nawykłego do tego, że jego słowa traktowane były zawsze poważnie.
- Chciałbym aby mój syn był tak mądry jak Ty. Bezpieczeństwo domowej sieci to podstawa. - Heen mówił na bezdechu po tym jak odetchnął z ulgą. - To jak, mogę dać ci adres i treść wiadomości?
Gdy otrzymał potwierdzenie podał Hamiltonowi adres bocznej ale jednej z głównych skrzynek Halo.
I treść:

Cytat:
Pewnie monitorowałeś mój status i widziałeś jak ‘odcięło mi prąd’. Sytuacja jest poważniejsza niż mogłoby się zdawać, ale jakoś sobie z najgorszym poradziłem. Pomożesz mi wrócić do cywilizacji? Jestem na radiostacji. 27.325 MHz. Luc
P.S.
Mazz bardzo zła?
- Wysłałeś? - spytał napięty do granic wytrzymałości.
- Tak - odparł malec po drugiej stronie - A teraz przepraszam, muszę iść na kolację. Powodzenia z elektrycznością. Polecam domowe generatory mocy. Mogę spytać taty jakie są najlepsze i Ci powiedzieć. Do usłyszenia.
- Trzymaj się Hamilton - Lucifer lekko rozpłynął się na krześle, na którym usiadł. Napięcie przeszło w ulgę skutkującym tym samym jakby ktoś wstrzyknął mu rozluźniacze domięśniowo. - Super chłopak z ciebie i bardzo mi pomogłeś. Smacznego.
Spojrzał na rozczochrańca.
- Zapamiętaj Sashka to pasmo i niech cały czas będziemy na nim na odbiorze - powiedział nie zwracając uwagi, że dziewczyna na tym zna się tak jak on. Czyli wcale.
- Znaczy mam mówić coś cały czas? - Czupiradło wpatrzyło się w Luca z wypiekami na twarzy. - To ok, tylko muszę się odlać - stwierdziła rzeczowo.
- Leć, chwilę tu posiedzę. Pooddycham zanim Noda wdrapie się na górę.
Wziął mikrofon i co kilkadziesiąt sekund mówiąc do mikrofonu “tu Lucifer, Halo, odbiór”, zdecydowanie bardziej rozluźniony zaczął obserwować Lugo.
I czekał na nadejście niszczycielskiej aury.

Stękanie i ciężkie oddychanie połączone było z lżejszymi krokami Sashy, która najryważniej przechwyciła Nodę po drodze.
- No i co śliczny? - Dotarło Heena ochrypłe pytanie. - Już załatwiłeś wyjazd?
- Jestem w trakcie - łzawiły mu oczy - gdzie Nixx?
- Na dole, nie da rady chodzić pamiętasz? -
Staruszka machnęła ręką dając znać by Lucifer zwolnił jej miejsce na krześle. Lugo odpłynął niedługą chwilę temu i zdenerwowany solos zauważył, że zapadł w niebyt na coraz dłużej.
- Nie mogę, czekam na łączność - odpowiedział, choć jego ciało i duch rwały się na wyścigi aby faktycznie jej ustąpić i iść w kierunku podestu z działkiem. Na świeże powietrze.
Wstał i popchnął krzesło bliżej kanapy koło Lugo, aby tam usiadła.
- Potrzebuje jej. Mam dla niej deal.
Noda umościła się na krześle przy pomocy Sashy, która po chwili zbliżyła się do radiostacji.
- No to idź na dół, śliczny - odrzekła staruszka przyglądając się Lugo. - Co się mu stało? - wskazała na zakrwawioną dłoń mężczyzny okutaną na odczepnego jakąś szmatą.
- Miał wypadek samochodowy. A potem był niegrzeczny.
- Czyli norma… -
Noda się nie przejęła. - Ilu przeżyło? Wiesz?
- Czterech, dwóch jest tu, dwóch spieprzyło.
- No szkoda. Ludzi by się akurat przydało więcej… -
Westchnęła teatralnie i znieruchomiała na chwilę gdy radiostacja warknęła gniewnie:
- Luc skurwielu!!! Jesteś tam? - chyba nigdy wcześniej Ptasie Radio nie brzmiało tak słodko.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline