Wielkie pudło stało niewinnie na niedużym stoliku. Wyglądało na rzadko używane, lekko zakurzone i niezbyt trudne w obsłudze. Big Al z pewnością by sobie z nią poradził w mgnieniu oka.
- A gdzie Cheechee? - spytał odwracając się jeszcze do Lugo.
- Chee - zapytany kaszlnął i wypluł grudkę krwi
- Cheechee? A na co ona? - spytał ponownie przeciągając lekko słowa.
- Z ciekawości. Podobno była tu u ciebie. - Luc dał znak by usadzili jeńca na kanapie.
Sasha w trakcie ich rozmowy ruszyła pierwsza w kierunku czarnej skrzynki i wyciągnęła dłoń o obgryzionych i zaszłych brudem resztkach paznokci ku mikrofonowi na krótkim, grubym poskręcanym kablu.
- Hmm… ktoś wie jak to uży…. AUA!! - Cofnęła dłoń z krzykiem bólu, gdy między ciałem a radiostacją pojawiły się krótkie, skwierczące wyładowania elektryczności.
- To jakaś lipa! - poskarżyła się majtając dłonią.
Lugo parsknął cicho.
- Jak to odbezpieczyć? - Heen spytał spokojnie pobliźnionego mężczyznę.
- Tu. - Wskazał na przełącznik światła na ścianie. Brianna, która się przypałętała za nimi, pisnęła z tyłu:
- Ja! - zaczęła podskakiwać by sięgnąć włącznika. Sol podsadził ją i dziewczynka z dumą klapnęła dłonią.
- Teraz, Sasha. - zadowolone dziecko z dumą zadyrygowała śmeirdzącą nastolatką, która wydęła usta w lekkim grymasie i sięgnęła raz jeszcze drugą dłonią.
Tym razem iskier nie było.
- Co dalej? Luc, wiesz jak to obsłużyć? - rozczochraniec pochylił się nad ustrojstwem oglądając rzędy przycisków i kilka pokręteł.
- Nie mam zielonego pojęcia… a jak poprosimy o pomoc tego sukinsyna, to nas nakieruje na kanał swoich znajomków i będziemy mieli gości. Co nie Lugo?
Lugo nic nie odpowiedział bo i nie musiał. Nie odpowiedział również na wcześniejsze pytanie Heena, który zaczął kręcić gałką powoli by zejść z aktualnie używanego pasma i może trafić na kogokolwiek na jakimś innym.
- Wywołuj Sasha przez mikrofon, może ktoś odpowie.
Brianna podeszła do dziewczyny by razem z nią zająć się nową zabawką, Zach wrócił do wcześniejszego pomieszczenia i zaczął je przeszukiwać. Dość głośno. Zdaje się, że sprawiało mu to frajdę.
Dziewczyny zaś zaczęły na przemian przyciskać przełączniki i kręcić gałkami.
- Tu my! - Brianna pisnęła w mikrofon.
- Hallo! To my! Mówcie coś! - Cieniutki głosik mieszał się z poszumem fal.
- A co to jest ten przycisk? - spytała czupiradła, które bawiło się w lokalnego DJa.
- Nie wiem…
- Aha... - Mała wcisnęła guzik na mikrofonie i linia aplitudomierza nagle podskoczyła w górę.
- O! To coś robi!
Kilka chwil porykiwania, popiskiwania i białego szumu później, Brianna się znudziła.
- To nie działa… - oddała mikrofon Lucowi.
- Idę zobaczyć co znaleźli na dole.
Sasha z zacięciem na buzi i poziomą zmarszczką na czole obserwowała w skupieniu maszynerię.
- Tu...e…Chell! - Naciskała mikrofon.
- Wolniej Luc, za szybko… - ofuknęła solosa samozwańcza ekspertka, a on posłusznie dostosował się zmniejszając tempo kręcenia pokrętłem.
- Jest tam kto? Hallo?
Odpowiedzią były jedynie trzaski i brzęczenie.
- To chyba nie działa. Albo jest zepsute? - Sasha spojrzała smutno na Luca i ze złością na Lugo, który siedział obecnie pod ścianą i wydawał się drzemać.
- Albo jest zablokowane? - Albo ciężko się wstrzelić, takich staroci prawie nikt już nie używa. Popróbujmy jeszcze. Może śmierdząca potrafi, polecieli po nią, za jakiś czas będzie. - Heen spojrzał na pielegniarko-radiofonistkę.
- I tak dużo więcej do roboty tu na razie nie mamy.
- Mhm… - Sasha uklękła przed stoliczkiem i zaczęła dalszą zabawę w CB-speca, jednak bez większego zapału.
- Ale kogo my tak właściwie chcemy znaleźć? - dopytała jakby nagle doznała olśnienia.
- Kogokolwiek kto odbierze, byle nie znajomki Lugo.
Luc stracił poczucie czasu wsłuchując się w próby Sashki, anarchiści mieli bal stulecia rozgrabując znaleziska strażnicy, a były szef strażnicy odpływał i wracał do przytomności w mniej lub bardziej regularnych odstępach.
- Nie odpowiedziałeś co z Chee - zapytał go Lucifer w chwili gdy ten był akurat przytomniejszy.
- Na co ci ona? - W głosie ojca Nixx słychać było lekkie rzężenie.
- Potrzebuję by ktoś skoczył po gazety. Gdzie jest?
- Dostała nagrodę za lojalność. Która godzina? - zmienił temat pozornie.
- Odpowiadaj. Dokładniej, podobno jechała do ciebie. Co było dalej?
- Zdecydowała się skorzystać z nagrody. Jak mi powiesz, która godzina to powiem Ci czy dasz radę ją jeszcze złapać - oparł ciężko głowę o ścianę.
- Trzymajcie go. Mocno. Ty chwyć go za rękę i wystaw mu serdeczny palec. - Solos kiwnął głową na jednego z ludzi Sola.
- Tak, tak, wiem. Bólem złamać się nie da. Kwestia tylko, że następny będzie kciuk, tylko poza Chell wstawisz sobie protezę, tu będziesz kaleką.
Lugo tylko zarechotał radośnie, a Heen odbezpieczył rewolwer i bez zbędnych ceregieli czy oczekiwania przyłożył lufę do palca i pociągnął za spust.
- Będzie koło szóstej po południu. - Odpowiedź zmieszała się najpierw z jękiem, a potem śmiechem Lugo.
- To - parsknął krwią
- ma jeszcze jakieś 20 minut wolności.
- Dokładniej. - Lucifer przycisnął mu rękę do kanapy i bez większych ceregieli pociągnął za spust odstrzeliwując tym razem kciuk.
- Obwiążcie mu łapę…
Sasha odwróciła się od radia robiąc krótką przerwę.
- Pewnie wywalił ją za mur… drony zrobią resztę… - mruknęła, gdy Lugo zwijał się z bólu coraz ciszej się śmiejąc.
- Jest jakaś możliwość ściągnięcia jej z powrotem? - Tym razem pytanie nie było skierowane tylko do ojca Nixx.
- Na co ją z powrotem? Zdradziła. - Sasha nie miała większych skrupułów w sprawie Cheechee.
- A wcześniej pomogła. Obiecałem jej coś. Miała możliwość uwolnić Nixx z moich rąk, nie zrobiła tego.
- Nie wiem jaka - rozczochraniec wzruszył bezemocjonalnie ramionami
- szczególnie nie w dwadzieścia minut. Może być cholera wie gdzie.
W końcu do “biura” wpadł zdyszany Zach.
- Jadą! - rzucił do Heena.
- Jak wam idzie? - dopytał w półobrocie do wyjścia.
- Złapaliście jakichś żywcem? - Luc spojrzał na obu przywódców anarchistów.
- Taaaa, dwóch. Reszta zwiała. To znaczy dwóch kolejnych. Dopadniemy ich i tak. Sol puścił za nimi ludzi.
- Mam prośbę… Ten zjeb ma pewnie jakieś specjalne miejsce do takiego “wyrzucania”. Ci dwaj mogą wiedzieć gdzie to jest. Są łaziki, może da się ją wydostać z powrotem. - Spojrzał na jąkałę.
- Gdyby nie ja, stracilibyście wielu ludzi na szturmie samej fabryki. Kto wie czy udałoby się wam tutaj z tym jebanym działkiem. Gdyby nie Cheechee, nie miałbym Nixx. Może i nie byłoby mnie. - Wspomniał speedhealery i opiekę, dzięki której był sprawny na wymianę towaru.
- Zawdzięczacie jej coś.
- Mmmmm...oooże aaale oooon nieee wypuuuuszczaaa ludludludzi przeeez brabrabramę. - Sol spojrzał na Heena.
- Ooon wywywala przez mumur. Brabramy zazazazapieeeeczętowane. Própróby ototwarcia ściąściągają drodrony.
- Nie ma sprawnych poduszkowców po ataku na transport? Lugo tu nie ma jakichś? Kur… jeżeli jest pod murem line jej zrzucić?
- Jak jejest pod mumurem to momożna. - Sol miał nieco podobne podejście na luzie jak Sasha. Zach w trakcie tej wymiany zleciał na dół. Zanim Heen zdążył jednak zareagować w pokoju rozległo się urywane:
- K… am? - pytane cienkim głosikiem.
- Sł….nie? - AAAAAAAAA! - Sasha wrzasnęła i jakoś odruchowo odrzuciła mikrofon. Głos z drugiej strony zagłuszył biały hałas.
- Sol, proszę, spróbuj chociaż dobra? - Lucifer spojrzał na przywódcę anarchistów spinając sie aby nie skoczyć w kierunku radiostacji.
- To ważne.
Odpowiedź chłopaka zagłuszyło kolejne piśnięcie Sashy:
- Luc!!! Luc!!! - w tle przez szum i pisk nadal ktoś próbował połączenia.
- Jak to ustawić na wyraźniej?! - Sasha zerwała się z kolan i po raz pierwszy odkąd Heen ją poznał wykazywała intensywniejsze emocje.
- Kuuurrrwwwa… - Luc wyrzucił z siebie cicho.
- Zaraz! Sol…? - Jaaaa nienie ww--www… - Chłopak z wrażenia utknął na ostatnim słowie i nie mógł go wykrztusić. Jednak wiadomość dało się odczytać z kręcenia głową. Chłopak nie wyglądał na znawcę technologii.
- Do cholery Sol, proszę cię idź jej poszukać z Zachem!!!
Nastolatek wybiegł z pomieszczenia nie odpowiadając więcej. Wiedział kiedy schorzenie go pokona.
Tymczasem Sasha z paniką próbowała kręcić i przyciskać wszystko po kolei na radiostacji. Luc rzucił się ku niej.
- HALLO?! HAAALLO??? - wrzeszczała już prawie na pełen głos.
- Kto mówi? - odezwał się cienki głosik nagle czysto i wyraźnie. - Hallo słychać mnie?
- Tak, słychać. Jestem Luc, a ty? - Heen mówił drżącym lekko głosem do mikrofonu jaki wyrwał Sashy, która niemal wisiała mu na ramieniu, wbijając palce w biceps z nerwów.
- Jestem Hamilton Hayden - odpowiedział głosik z drugiej strony wyćwiczonym tonem.
Lucifer znieruchomiał. Rodzina Haydenów była jedną z bogatszych rodzin i dziedziców megacorp zajmujących się żywnością GMO. - Luc? Dziwne imię. To jakiś przydomek?
- Nie podoba ci się moje imię…? - Solos starał się aby udawany żal był ponad zdenerwowanie.
- Nie wiem. Jest dziwne.- odparł Hamilton. - Długo zajmujesz się radiem? Jesteś moim pierwszym rozmówcą, a Ty brzmisz staro. Wiesz pewnie wiele o tego rodzaju połączeniach. Opowiedz. - Ni to poprosił ni to nakazał władczo.
- Niestety Hamilton, niewiele wiem. Uczę się dopiero, by móc porozmawiać z moim synkiem. Pomożesz mi? Coś mi się wydaje, że dużo wiesz o radiostacjach.
- Uczę się. Mój Slate pomaga - odpowiedział Hayden junior. - A Ty nie masz swojego androida przy sobie? - zadziwił się mocno. Sasha miała minę zaskoczoną i wskazującą na zupełny brak zrozumienia o czym mówi chłopak.
- Nie mam. Wszystko padło - Luc zabrzmiał bezradnie. - Wysiadło mi połączenie z prądem, tylko radio działa jeszcze na starej baterii, nie mam nawet jak wezwać pomocy by ktoś to naprawił. Hej! - Lucifer jakby ożywił się jakby na coś wpadł. - A może Ty mi pomożesz Hamilton?
- To zależy? Długo to potrwać by miało? Za 10 minut muszę stawić się na kolacji.
- Nieeee, tylko jedną wiadomość wysłać do mojego przyjaciela co umie naprawiać, aby wszedł na swoje radio. Powie mi co mam robić by zrestartować generator energii. Wyślesz mu kilka słów i wystarczy. Mogę na ciebie liczyć Hamilton?
Przez chwilę po drugiej stronie trwała cisza, aż Sasha zaszeptała:
- Zerwało się! - Stała cały czas blisko gryząc z nerwów kciuk po dziecięcemu. Lucifer spięty jak cholera posłał jej ciężkie spojrzenie. Krótkie, bo wpatrywał się uporczywie w radiostację zagryzając zęby.
Ostatecznie jednak Hayden Junior się odezwał z lekkim westchnieniem:
- Mogę spróbować. Musiałem zaszyfrować połączenia wychodzące. Inaczej wiadomość by nie wyszła przez nasz domowy serwer - cienki głosik młodego stał w dużym kontraście do sposobu wypowiadania i tonu nawykłego do tego, że jego słowa traktowane były zawsze poważnie.
- Chciałbym aby mój syn był tak mądry jak Ty. Bezpieczeństwo domowej sieci to podstawa. - Heen mówił na bezdechu po tym jak odetchnął z ulgą. - To jak, mogę dać ci adres i treść wiadomości?
Gdy otrzymał potwierdzenie podał Hamiltonowi adres bocznej ale jednej z głównych skrzynek Halo.
I treść:
Cytat:
Pewnie monitorowałeś mój status i widziałeś jak ‘odcięło mi prąd’. Sytuacja jest poważniejsza niż mogłoby się zdawać, ale jakoś sobie z najgorszym poradziłem. Pomożesz mi wrócić do cywilizacji? Jestem na radiostacji. 27.325 MHz. Luc
P.S.
Mazz bardzo zła? |
- Wysłałeś? - spytał napięty do granic wytrzymałości.
- Tak - odparł malec po drugiej stronie - A teraz przepraszam, muszę iść na kolację. Powodzenia z elektrycznością. Polecam domowe generatory mocy. Mogę spytać taty jakie są najlepsze i Ci powiedzieć. Do usłyszenia.
- Trzymaj się Hamilton - Lucifer lekko rozpłynął się na krześle, na którym usiadł. Napięcie przeszło w ulgę skutkującym tym samym jakby ktoś wstrzyknął mu rozluźniacze domięśniowo. - Super chłopak z ciebie i bardzo mi pomogłeś. Smacznego.
Spojrzał na rozczochrańca.
- Zapamiętaj Sashka to pasmo i niech cały czas będziemy na nim na odbiorze - powiedział nie zwracając uwagi, że dziewczyna na tym zna się tak jak on. Czyli wcale.
- Znaczy mam mówić coś cały czas? - Czupiradło wpatrzyło się w Luca z wypiekami na twarzy.
- To ok, tylko muszę się odlać - stwierdziła rzeczowo.
- Leć, chwilę tu posiedzę. Pooddycham zanim Noda wdrapie się na górę.
Wziął mikrofon i co kilkadziesiąt sekund mówiąc do mikrofonu “tu Lucifer, Halo, odbiór”, zdecydowanie bardziej rozluźniony zaczął obserwować Lugo.
I czekał na nadejście niszczycielskiej aury.
Stękanie i ciężkie oddychanie połączone było z lżejszymi krokami Sashy, która najryważniej przechwyciła Nodę po drodze.
- No i co śliczny? - Dotarło Heena ochrypłe pytanie.
- Już załatwiłeś wyjazd? - Jestem w trakcie - łzawiły mu oczy
- gdzie Nixx?
- Na dole, nie da rady chodzić pamiętasz? - Staruszka machnęła ręką dając znać by Lucifer zwolnił jej miejsce na krześle. Lugo odpłynął niedługą chwilę temu i zdenerwowany solos zauważył, że zapadł w niebyt na coraz dłużej.
- Nie mogę, czekam na łączność - odpowiedział, choć jego ciało i duch rwały się na wyścigi aby faktycznie jej ustąpić i iść w kierunku podestu z działkiem. Na świeże powietrze.
Wstał i popchnął krzesło bliżej kanapy koło Lugo, aby tam usiadła.
- Potrzebuje jej. Mam dla niej deal.
Noda umościła się na krześle przy pomocy Sashy, która po chwili zbliżyła się do radiostacji.
- No to idź na dół, śliczny - odrzekła staruszka przyglądając się Lugo.
- Co się mu stało? - wskazała na zakrwawioną dłoń mężczyzny okutaną na odczepnego jakąś szmatą.
- Miał wypadek samochodowy. A potem był niegrzeczny.
- Czyli norma… - Noda się nie przejęła.
- Ilu przeżyło? Wiesz?
- Czterech, dwóch jest tu, dwóch spieprzyło.
- No szkoda. Ludzi by się akurat przydało więcej… - Westchnęła teatralnie i znieruchomiała na chwilę gdy radiostacja warknęła gniewnie:
- Luc skurwielu!!! Jesteś tam? - chyba nigdy wcześniej Ptasie Radio nie brzmiało tak słodko.