Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2017, 12:42   #50
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
In waiting




Strażnica Lugo w Chell, późny wieczór
Każdemu krokowi towarzyszyło zmęczenie, ból nogi i żeber. Każdy krok wypełniony był zacięciem i złością wynikająca z żalu i bezsilności. Lucifer wszedł na górę strażnicy ciężkim krokiem i wciąż lekko kulejąc. Zaciskając zęby rozejrzał się po pomieszczeniu i przystanął w bezruchu patrząc na oboje, ledwie widocznych jedynie w świetle księżyca, którego światło wpadało przez wyjhście na podest z działkiem. Nixx spała w najlepsze tuż obok Lugo, oddychającego zdecydowanie lżej i opatrzonego. Najwyraźniej Sasha pomogła i jemu i blondynie, z pewnością gderając, że to bez sensu w ich przypadku.
W aktualnym stanie i wskutek emocji buzujących w nim, Heen był skłonny przyznać jej rację.

Dwójka chłopców pilnowała ojca i córkę trzęsącymi do dziś Chell, rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami od czasu do czasu tęsknie spoglądając ku podestowi skąd dobiegały głosy radosnej zabawy ich kolegów i koleżanek. Zwycięzców zatracających się w świętowaniu triumfu. Na Lucifera ledwie zareagowali, jeden z nich niski blondyn, nawet popatrzył z wyrzutem. Dla nich najlepsza opcją byłoby zastrzelić oboje i mieć spokój, a tak musieli tu tkwić gdy impreza na dole przechodziła im koło nosa.
Nody nie było w wieży bo smród nie zabijał, wciąż jednak było czuć, że zaszczyciła to miejsce pozostawiając w nim swoją aurę. Była osobą, która nie potrafiła ukryć faktu swojej obecności gdziekolwiek się pojawiła. Dar naznaczenia. Piętno wręcz.
Jej nieobecność akurat Heenowi bardzo teraz pasowała.

W ciemności rozbrzmiał dźwięk odciąganego kurka rewolweru, który solos wyciągnął go z kieszeni brudnych bojówek. Kroki rozbrzmiewały w ciszy póki nie stanął przed kanapa. Tatuś i córeczka pozornie w spokoju wypoczywali po intensywnych rozrywkach jakie dał im ten dzień, żadne z nich nie zareagowało na nową osobę w pomieszczeniu.
Lufa rewolweru wcisnęła się mocno w czaszkę pokiereszowanego, a prawą dłonią Heen mocno i brutalnie spoliczkował śpiąca Nixx.
- Decy… De… Decyzja - wycharczał nieswoim głosem. Jego zająknięcia nie miały nic wspólnego z tym co prezentował Sol. W oczach Hena błyszczała żądza mordu i niema prośba. Prośba o to, aby Nixx zaczęła się targować, odrzuciła jego ofertę… albo by choć po prostu rzuciła kilka cynicznych i wyniosłych uwag. Tylko tyle, tylko tego chciał. Błagał o to wzrokiem, a spust rewolweru szeptał aby go docisnąć.

Przebudzona brutalnie Nixx była całkowicie zdezorientowana i próbowała się szamotać.
- Jaka kurwa decyzja? Przecież już mówiłam - wydukała drapiąc na oślep powietrze..
- Zrobisz… - Lucifer wręcz dyszał nienawiścią i chęcią zabijania. - Zrobisz co powiem? Tam... - Było wręcz jasne z całej jego mowy ciała, że ma desperacką nadzieję iż Nixx odmówi. To było Chell. Heen był teraz zwykłym, łaknącym krwi zwierzęciem.
Dwójka strażników niewiele sobie robiła z działań reportera. Anarchiści-nastolatki rozemocjonowani omawiali wydarzenia minionego dnia paląc szlugi i jedynie zerkając w stronę ‘przedstawienia’ na kanapie.
- Ile razy trzeba ci to mówić? - Nixx zaczęła się podnosić i cofać na łokciach. - Mózg ci wyruchałam czy co?
Przeniósł na nią wzrok.



I zaczął bić.
Brutalnie, aż do krwi własnych zbitych kłykci.
Wybijał zęby i łamał szczękę.
Lewą ręką ciągnął za włosy prawie je wyrywając, aby unosić jej twarz pod kolejne ciosy.
Bił za to co uczyniła ona, za to co z Chee zrobił jej ojciec.
Za to co myślał, za to że stawał się zwierzęciem.

Po czym zgwałcił.
Przemagając jej opór, brutalnie, jakby była przedmiotem, nie człowiekiem.



Jak Dan Kirę.

To było Chell.
Odbierało człowieczeństwo, wynosiło na wierzch najgorsze emocje.
Których w Luciferze było aż nadto.

Obaj chłopcy przestali rozmawiać i patrzyli tylko na dygoczącą sylwetkę, wciskającą lufę rewolweru w czoło nie śmiejącego się ruszyć lub choćby odetchnąć Lugo. Jakby były szef Chell doskonale wiedział co teraz dzieje się w głowie Heena i zdawał sobie sprawę jakie zwierze może zaraz z niego wyjść, na razie rzucając się na byle jak zbitą z przeżartych rdzą prętów klatkę.
Nixx też nie mówiła nic skulona w kącie kanapy, zdezorientowana i lekko przestraszona zupełnie niespodziewaną reakcją solosa.
On zaś przeżywał w myślach to co chciał zrobić.
I czego tak bardzo zrobić nie chciał by nie stać się jak Dan, albo jak tych dwoje.

Cofnął się w końcu i ciężko usiadł pod ścianą.
rewolweru z ręki nie wypuścił




Po około dwóch kwadransach do pomieszczenia wpatatajowała Brianna i przypadła do umordowanego Luca:
- No i słyszałam, że jedziemy rano. - Uśmiechnęła się słodziutko, jej czarne oczka błyszczały pośród brudu twarzy.
- Mamy ósemkę dzieciaków i trójkę niemowląt - dodała pojawiająca się w drzwiach Sasha. Przycupnęła przy Lucu podając mu paczkę protopapki i przejrzałego banana.
Lucifer kiwnął tylko głową.
Wciąż schodziła z niego wściekłość i żal, sięgnął po paczuszkę, ostatnio nic nie jadł.
- Kim jest dla was Sol? Dla waszej dwójki, nie że szef całej bandy - spytał przełykając pożywne świństwo.
- Bratem - mruknęła Sasha ale nie wydawało się by miała na myśli więzi krwi.
- Moim tatom - rzuciła Brianna opierając się poufale o Heena.
Znów kiwnął głową. Drugiego się spodziewał, pierwszego mniej.
- Zach jest sprytny, bystry i bardzo ogarnięty. Może Sol… To fajny chłopak, może gdyby choć spróbował tam, za murem…?
- Ale co spróbował? -
zainteresowała się czterolatka. - Żeby z nami jechał? - Oczka jej błysnęły ponownie gdy szczerzyła białe kiełki. - A może? - Spojrzała na Sashe i na Lucifera.
- Może. Może być ciężko przywyknąć tam, to lepszy świat, ale inny. Również inny rodzaj skurwysyństwa, które jednak jest i czycha wokół. Jeżeli wypaliłoby wyrwanie was stąd i danie tam startu, to fajnie byłoby zabrać stąd wszystkich. Wszystkich tych co siedzą tu nie ze swojej winy. Sol mógłby wiele pomóc działając z zewnątrz, choćby przekonując niepewnych, po tym co sam zobaczy. Że tam na zewnątrz może być im lepiej niż tu. - Solos spojrzał to na jedną, to na drugą. - I wam byłoby z nim chyba łatwiej, lepiej… Nie?
- Noo! Ja myślałam, że tylko dzieci zabierasz. A Sol nie jest dziecko przecież. -
Brianna oklepała radośnie udo Heena o jakie się opierała.
- No myślę, że brzmi to jak ok plan… ale nie wiem czy Sol się da przekonać. - Chuda nastolatka wzruszyła ramionami, spoglądając niepewnie na dwójkę anarchistów przy Lugo i Nixx.
- Nie wiem czy Sol da się przekonać. Mi. Wy macie większe szanse.
- A będziemy mogli mieć broń? Taką prawdziwą? Bo myślałam, że jak tak to można by te wszystkie drony wredne wystrzelać z drugiej strony - galopowała w planach bruneteczka - i wtedy wsyyyyyscy wyjdą. Co nie?
- Tam nie jest potrzebna broń. No przynajmniej nie wszystkim… Jak ktoś prowadzi normalne życie i nie pajacuje, nie robi sam rozpierduchy, albo specjalnie się w nią nie miesza, to broń zbędna. Są zasady, że nikt na siebie nie napada. Są ludzie, którzy stoją na straży tych zasad i bronią przed tymi co próbowaliby je łamać… Przynajmniej powinni. -
Przez twarz Lucifera przebiegł cień gdy myślał o policji. Z jednej strony ci w nCat, z drugiej Hao. - Tam drony takie jak za murem chronią ludzi przed agresją i napadami, by mogli żyć w spokoju. A powystrzelać wszystkich nie damy rady, lepiej przerzucać po cichu, jak rano. Albo sprawić by ci co kontrolują drony za murem sami wypuścili wszystkich co są tu zamknięci nie ze swojej winy. Jak wy. Ale nie wszystkich…
Spojrzał na Lugo i Nixx, która skulona na kanapie obserwowała czujnie Lucifera wstrząśnięta jego wcześniejszym, wręcz zwierzęcym wybuchem po powrocie z szukania Cheechee.
- Tacy jak oni… wiecie, że jest ich tu więcej. Oni powinni tu zostać, ale wyjdą bo są mi potrzebni. Pozostali skurwiele zamknięci tu za to co zrobili na zewnątrz nie powinni wychodzić. Dlatego nie wszyscy Brianna.
Mała słuchała słów solosa z uwagą i ciekawością.
- Mhm… no to ja będę na straży takich ludzi. I wyciągnę takich co nie są jak oni - Brianna zrobiła plany na najbliższą dwudziestolatkę, a Lucifera przeszły dreszcze.

Brianna w policji.



Narada na głównym szczeblu nNYPD za lat 30: Komisarz Brianna von Chell, przełożona działu przestępczości zorganizowanej Zuzu de nCat i szef komórki antyrunnerki Alisteir van den Heen. Niech opatrzność ma w opiece to miasto...

- Pogadam z Solem - mruknęła Sasha wydobywając Lucifera z przerażających myśli. - A tam będzie jakieś lokum dla niemowlaków? Czy mamy stąd zabierać rzeczy?
- Tylko jak jesteście z czymś mocno związane. Drobiazgi. Tam będzie wszystko co potrzebne. -
Solos zaczął się zbierać z ziemi. - A właśnie. Rzeczy… zbliżył się do radiostacji i zaczął wywoływać Halo na ustalonej częstotliwości.

Runner odpowiedział dopiero po kilkunastu minutach.
- Luc? - głos Halo przerwały szumy, po chwili jednak łączność się ustabilizowała.
- Jest jeszcze trochę czasu, a bez sensu by w tą stronę AV robiła pusty kurs. Nie wiesz czy Edek mocno zajęty?
- Nie wiem. Na razie jestem dość zajęty załatwianiem odbioru. A co potrzeba?
- Mam listę pasażerów. Jedna więźniarka, dwoje nastolatków, dziewięcioro dzieci i trzy niemowlęta. Po pierwsze trzeba ubrań, środków czystości i rzeczy dla najmłodszych. Na razie do mojego apartamentu w Concourse. Druga sprawa… Oni tutaj za broń mają szkło przymocowane do kija, w kwestii jakiegokolwiek innego sprzętu, wyżywienia, to najgorszy sort dostaw z zewnątrz. Pomyślałem sobie, że jak AV pusta, to można przewieźć kilka minikontenerów. Edek, Kirunia, Mo i Dave. Oni mieli by parę godzin by załatwić, na mój koszt.
- Emmm…. -
Halo zająknął się jak rzadko on - … stary, widzisz…. - miotał się nie bardzo wiedząc jak powiedzieć to co go męczyło.
- No mów, nie ma czasu.
- Pfff przed chwilą mówiłeś co innego -
wytknął runner bezlitośnie. - Dobra - zmienił zdanie - załatwię dostawę. Żarcie, ciuchy, środki higieny. Broń - to może być ciężkie. Nie chcemy raczej zbroić Chell, co?
- Nieeee, broń dałem jako przykład poziomu tylko na jakim tu żyją. Środki higieny też odpuść. Nie ma sensu. Ale np. prostą toy-elektronikę dla dzieciaków. Leki. Daj znać Mo. Nasza mama ogarnie. Edek i Kirunia pewnie pomogą jak ta druga dziś nie za barem. Daj im tylko cynk i więcej nie musisz nic robić.
- Mhm. Ogarnę. Coś jeszcze?
- Taaaaaak! -
pisnęła Brianna - Dla mnie taki rewolwer jak ma Luc!
Sasha odciągnęła małą gadułę.
- Hmm… jakieś twoje dziecko o którym nie wiedziałeś? - rzucił Halo. - Brzmi calkiem podobnie…
- Bardzo zabawne. 4.17 czekamy.
- No to święty Mikołaj może załatwi więcej prezentów… - Lucifer zwrócił się do obu gdy runner rozłączył się. - Ogarnijcie Sola, ja bym chciał pogadać jeszcze z Nodą. wiecie gdzie jest?
- Ogarnia porządki na dole z Zachem i Solem. I robi przygotowania do wprowadzki do fabryki -
odparł rozczochraniec i ruszył za Brianną, która na krótkich nóżkach już wybiegła na pogadankę z jąkałą.
Heen ruszył za nimi.




Z Nodą był ten plus, że nie było trudno ją znaleźć. Szło się po prostu tam, gdzie zmysł węchu coraz głośniej alarmował, że iść nie należy. Przez chwile Lucifer miał wyrzuty sumienia, że zabiera jej Sashę. Tutejsza dzieciarnia ją uwielbiała, anarchiści darzyli szacunkiem… ale znalezienie zastępstwa na dosyć bliską opiekę na pewno nie będzie łatwe. Z drugiej strony skazywanie dziewczyny na dożywocie w Chell w ogarnianiu tego skunksa…
Chyba dlatego Noda wręcz wypychała Sashkę do grupy ewakuacyjnej.

Staruszka rozmawiała właśnie z Solem, Zach stał kilka metrów obok ze śmiechem wymieniając uwagi z dwójką swoich ludzi.
- Noda? - Heen podszedł bliżej zmagając się z torsjami. - AV nie przyleci na pusto. Jak starczy czasu, to będzie dostawa. Jakiś kontenerek staffu.
- Dobrze, śliczny, dobrze. -
Uśmiechnęła się prezentując braki w uzębieniu. - Umacniasz pozycje świętego Mikołaja, hę? - dodała nawiązując do tego co wynikło pod strażnica dzieciaków gdy podjechał transporterem z częścią towaru z wymiany Nixx.
Sasha i Brianna odciągnęły Sola by z nim pogadać, Noda nawet nie zwróciła na to uwagi.
- Happy X-mas - Luc mruknął w odpowiedzi. - Przyda się. Szczególnie, że ucinając wymianę towarów za dragi skazujesz się i ogólnie Chell na standardowe dostawy protogówna. Bo zamierzasz to uciąć, nie?
- Chell da sobie radę -
staruszka wciąż się uśmiechała nie odpowiadając na pytanie. Z jej oka lekko przesłoniętego bielmem nie dało się odczytać nic.
- Nie liczcie na więcej. Skoro planuję wrócić tu po Lugi i resztę dzieciarni, to nie będzie można robić zwykłego kanału przerzutowego. Kapną się i zamkną tę opcję.
- A koszta zaopatrzenia to nie argument, co śliczny?
- Schowaj Lugo -
tym razem Luc nie odpowiedział na pytanie. - Jak prosiłem. Jeżeli Nixx uzna, że ma szansę wyrwać go sama, może mi bruździć. Odstrzeliłbym mu drugi kciuk, by nic już nie mógł robić, ale bez przesady.
- Dobrze, ale pamiętaj, że nie za darmo. Zaopiekujesz się Sashą i zapewnisz nam łączność.
- Mhm. Nie martw się o to. Zabieram też Sola. Jak się zgodzi.
- Zabieraj. Jak się zgodzi. Nikogo z nich na siłę tu nie trzymam, śliczny. -
Staruszka poruszyła się z zmęczonym westchnieniem.
- Sama też możesz wyjść. Medycyna na zewnątrz poszła daleko do przodu.
- I zostawić tych tutaj samych? -
pokręciła głową. - Nie, śliczny. Tam na mnie nic nie czeka. Tutaj mnie potrzebują.
- Spróbuję zlikwidować Chell. -
Solos spojrzał na Sola, Sashe i Brianne, po czym wrócił wzrokiem do Nody. - Kto wie. Oni mają władzę, ale jest i moc opinii publicznej, mediów. Może być i tak, że wypuszczą wszystkich co tu się urodzili lub trafili bezprawnie. Prawdziwych skurwieli przeniosą do nowoczesnych ośrodków, albo zafundują im braindance. Szanse niewielkie. Ale jak się uda to co, sama tu zostaniesz? Noda królowa pustego Chell?
- Jak będą zabierać dzieciaki, to pójdę. Aż tak na Chell mi nie zależy -
zarechotała a smród się nasilił.
- To trzymaj kciuki… Zaraz..., myślałaś, że chcę zabrać cię teraz? Dać się zamknąć z tobą w szczelnej AV?
- Nie. Myślałam, że tęsknisz za dzikim ruchankiem z Nodą
- zarechotała już całkiem w głos, ukazując pojedyncze, poczerniałe i starte zęby sterczące z napuchniętych i zaczerwienionych dziąseł.
Na sama myśl znów mu się cofnęło.
- W transporcie będzie trochę leków. Trzymaj się Noda. I dzięki.
- Pamiętaj, że jak będzie ci brakowało ciepełka, wiesz gdzie mnie znaleźć. -
Noda bawiła się wyśmienicie. - Powodzenia. I pamiętaj o przyrzeczeniu. - Pogroziła mu powykręcanym paluchem.
Kiwnął głową i skierował się na powrót do wieży strażnicy.




Był upiornie zmęczony po całym dniu atrakcji. Wspomniał jak obudził się przed świtem obok Cheechee, po sadogwałcie na nim ze strony Nixx i kilkudniowym dochodzeniu do siebie. Wobec tego ile się dziś wydarzyło, dla niego to było jakby tydzień temu.
Spać nie mógł mimo zmęczenia, między innymi z powodu imprezy na dole, jaka dopiero się rozkręcała. Anarchiści byli upojeni szczęściem i triumfem, od czasu do czasu słychać było wystrzały wśród śmiechów, śpiewów i totalnego rozgardiaszu. Nie było raczej opcji, że skończą przed ranem. Dodatkowy zamęt robiła dzieciarnia sprowadzona przez Sashe i Brianne z trzeciej strażnicy. Niemowlaki darły się na przemian w głównym pomieszczeniu Lugo, gdzie opiekowała się nimi ta dziwna pustooka dziewczynka i jeden z chłopców. Chory i bez sił na buszowanie po całej placówce Lugo, dodawał swoje kaszlem włączanym co kilka minut, albo i częściej. Bri i ferajna hałłakując po całym terenie czasem wpadały na górę, by zaaferowane dopytywać Lucifera o jakieś szczegóły.

W tych warunkach choćby krótki sen przed transportem był głęboką fikcją.
Nie tylko dla Heena zresztą, również dla Nixx i dla ustabilizowanego Lugo, którego wszystkie te hałasy wybudzały z drzemki w jaką co i rusz zapadał.
Ich ochrona się zmieniła. Ani Sol, ani Zach nie mieli serca tych dwóch poprzednich anarchów trzymać bez przerwy na górze, gdy reszta szalała w najlepsze. Zastąpiła ich już jawnie pijana parka, co było dodatkowym argumentem dla solosa aby mieć Lugo i Nixx na oku.
W mroku usłyszał pytanie:
- Ty, kim ty jesteś, co? - Ochrypły głos blondyny rozległ się niespodziewanie.
- Jak to kim? - odpowiedział w pierwszej chwili nie rozumiejąc pytania.
- No kim? Normalny kretyn nie ma takich zasobów ani pleców na zawołanie. - Nixx uniosła się na łokciu układając nieco wygodniej nogę.
- Widać nienormalny ze mnie kretyn. - Heen wzruszył ramionami. - Wiesz jaki był największy Twój błąd Nixx?
- Jaki? -
spytała nadal obserwując go. W ciemności błyskały białka jej oczu. - I kim jesteś?
- Cheechee. Mogła mnie zastrzelić gdy zatrzymaliśmy się po zasadzce, a przed dotarciem do Nody. Wróciły byście do fabryki, odparły ten szalony atak Sola, Lugo pozamiatałby resztę. Ale ty byłaś suką tak kurewskiego sortu, że nawet twoi ludzie niektórzy cię nienawidzili. Poharatałaś jej gębę, traktowałaś jak zwierzaka. Postąpiłabyś z nią inaczej, gniłbym pewnie na wysypisku, a ty siedziała za swoim komputerem pijąc Guinnessa. Mam po prostu przyjaciół, ludzi co mi pomogą się stąd wydostać… oraz byłem solo-of-war. Biłem się dla Saki na Filipinach z Militechem. Twoi ludzie dla takich jak ja to przedszkole, a na zewnątrz mam wsparcie. Ty zaś jesteś pieprznięta sadystka, co razem z tata wolała siedzieć jako szefowa w tym gównie, bo tamten świat to za wysoka liga. I spieprzyłaś nawet to Nixx.
- Tutaj nikt nie ma przyjaciół. -
Opadła na plecy i podłożyła ramiona pod głowę. - Myślisz, że ta gówniarzeria to twoi przyjaciele? Sprzedadzą cię za paczkę protopapki, jak sytuacja będzie tego wymagać. Naiwny jesteś jak myślisz inaczej - zaśmiała się krótko.
- Może i tak. Może nie. Gdybym tu został, to kto wie. Tam, nie będą miały komu i po co mnie sprzedać. Będą robić na własny rachunek.
- Zobaczymy. Do czasu, gdy ciebie przyjaciele nie wyruchają -
mruknęła i przestała się odzywać.
- To stąd to kurestwo? Ktoś ciebie, was tam wydymał i tu wrzucił, przez co masz taki stosunek do tego? - Solos zaciekawił się.
Nie odpowiedziała.
Lugo pochrapywał z cicha.
- Ten co go chcesz bym się zajęła, Kto to dla ciebie?
- Nie znam go nawet osobiście, ot ze słyszenia. -
Luc odpowiedział zgodnie z prawdą, choć srogo nią żonglując. - Nie musisz dawać mu dupy, ma cierpieć, mam to mieć nagrane. Nic więcej. Ale najprościej przyjdzie ci go po prostu wyrwać. Ładna jesteś, masz klasę, choć we łbie nasrane. Ja potem zrobię resztę.
- Mhmmm -
mruknęła. Nie wyglądała na zaciekawioną dalszą rozmową.
On też.

Czekali, a wokół Anarchiści bawili się w najlepsze.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline