O 4.12 stali w otoczeniu podchmielonych i świętujących anarchistów. Przynajmniej tych, którzy mogli się jeszcze utrzymać na nogach. Sol wydawał jeszcze ostatnie wskazówki Zachowi, który przełykał zaskoczenie nagłym awansem. Noda tuliła do siebie zachlipaną Sashę i głaskała skołtunione włosy przeraźliwie chudej dziewczyny.
Brianna za to była w siódmym niebie, z czystą radością stając się nieoficjalną szefową dzieciarni. Ganiała przy tym to między Lucem to Solem to Nodą nie mogąc usiedzieć na miejscu. Dwie małe dziewuszki, nieco młodsze od Brianny i jeden chudzielec z wystającymi siekaczami trzymali niemowlęta okutane w szmaty. Dzieciaki wyczuwały podminowaną atmosferę i płakały. Ich ledwo odrośnięci od ziemi opiekunowie starali się jak mogli by uspokoić maleństwa.
Plac oświetlało ognisko ułożone nieco z boku placu by umożliwić AVce lądowanie.
Było gwarnie, czuć było oczekiwanie, a selpleniący anarch przyjmował zakłady wśród starszych chłopców czy Luc z bandą faktycznie odleci czy to tylko lipa i popierdówa.
O 4.15 atmosferę można było już kroić nożem, szczególnie, że na niebie oświetlonym pierwszymi rozbłyskami słońca, przelatywały pojedyncze drony z ostatniego “gęstego” patrolu.
Nixx stojąca z boku zachowywała pokerową twarz popatrując skrycie to na Heena to na niebo.
O 4.16 rozległy się w powietrzu krótkie i ciche pyknięcia, gdy trójka dronów nagle zawiesiła się w powietrzu by zlecieć spektakularnie i rozbić się w wybuchu pyłu w niedalekiej odległości od strażnicy.
O 4.17 zza muru wyłonił się świeżutki, połyskujący stalową warstwą lakieru antykorozyjnego, nieoznakowany stateczek:
Z gracją niemal w miejscu wyhamował, i wbrew prawom fizyki osiadł miękko na ziemi wzbijając w powietrze masę kurzu. Wszystko to przy okrzykach uradowanej i pijanej młodzieży, która niemal oszalała ze szczęścia i podniecenia.
Klapa pod kokpitem otworzyła się powoli i w jej okowach pojawiły się dwie postaci, w tym jedna wysoka i nie do podrobienia. Punczur zapalał właśnie fajka rozglądając się ciekawsko i strasząc samym swym wyglądem, wstrzymywał przy tym co odważniejszych do władowania się bez pytania do aerodyny. Drugaz postaci rozglądała się wokół ostrożnie, trzymając w pogotowiu
broń o jakiej mieszkańcy Chell mogli jedynie marzyć.
Wypatrzyła w końcu solosa w tłumie dzieciarni. Jej spojrzenie spoczęło na postaci Heena szybko szacując jego stan.
- Luc, to już? To naprawdę już? - Brianna pociągnęła Heena za nogawkę.
- Już… - Lucifer odpowiedział dziewczynce z mieszaniną ulgi i napięcia.
- Zach, weź dwóch typów i pomóż Edkowi z towarem jaki przywieźli. Sol, Sasha, wpakujcie Nixx. Brianna, ty ogarnij dzieciaki.
Zbliżył się do pojazdu.
- Pięknie wyglądasz kochanie… - powiedział do Mazz. Był trochę spięty, ale epatował też ulgą i radością.
- Strzałka Edi… Halo zmienił furę?
Mazz zanim odpowiedziała wypłaciła mu policzek.
Siarczysty.
Mocny.
Zaciśnięte zęby i usta wskazywały jak bardzo dziewczyna się siłuje z samą sobą.
Gdy Luc odwrócił głowę próbując pozbyć się gwiazdek pływających przed oczami, przygarnęła go mocno jedną ręką i pocałowała twardo, zachłannie. Nie po to by wzbudzić namiętność. Po to by uwierzyć, że jest cały.
I że jest w zasięgu ręki.
W tle Edek gaworzył radośnie obserwując przy tym dzieciarnię:
- A nie.. to pożyczone… Widzę, że ci się dobrze powodziło. Ale stary następnym razem weź daj jakoś wcześniej znać, że żyjesz. Nieco się martwiliśmy.
- Mazz, śmierdzę… - Heen nie bardzo wiedział co powiedzieć, więc tylko objął ją i oparł czoło o czoło.
- Nie dało się szybciej kontakt…
- Dobra, opowiesz przy dużej wódce. - Edek nie zawodził.
Mazz nic nie mówiła trwając bez ruchu jeszcze chwilę. Odsunęła się w końcu i odchrząknęła.
- No ruszać się. Nie mamy czasu! - pogoniła wyładunek i jednoczesny załadunek.
- Ładuj się Heen - mruknęła do solosa.
Edek rozglądał się wokół z zaciekawieniem i wygasił peta o piach.
Jako jedyny cieszył się całkiem sporą przestrzenią osobistą, gdzie rozkrzyczana dzieciarnia kotłowała się wokół samolotu.
Paczki i pakunki wytaszczane przy cieżkich posapywaniach, układane były w zgrabne stosiki na placu.
Noda nadzorowała rozładunek z daleka ale rudzielce i tak zmarszczyły nosy.
- O ja pierdolę… - mruknął Nożycoręki
- nie dziwię się. Traci się przy tym przytomność.
- Z bliska jest jeszcze gorzej. To nie były wakacje na Seszelach.
W końcu Nixx została usadzona w jednym z wygodnych foteli, a dzieciarnia usadowiona i zabezpieczona pasami. Niemowlętom Mazz nałożyła zatyczki na uszy i umieściła w specjalnie na ten cel przygotowanych pojemnikach unoszących się w powietrzu.
Brianna ciągle gadała do Sashy i Sola - buzia jej się nie mogła zamknąć. Heen mógł iść na zakład że mała padnie niedługo, gdy tylko poziom adrenaliny opadnie.
Edek klapnął ciężko obok solosa i zapiął pasy, podczas gdy Mazz dokonywała ostatniej inspekcji:
- Nikt więcej? - krzykneła w tłum nim zamknęła luk.
Z tłumku wydarła się jeszcze parka: chłopiec i dziewczyna. Mazz pomogła im wpakować się na pokład i pacnęła w panel by zamknąć śluzę. Przygotowała dzieciaki do lotu gdy ich srebrny rumak startował pionowo. Luc spodziewał się niejakiego kopa grawitacji, nic takiego jednak nie nastąpiło.
AV śmignęła w kierunku murów, wkrótce zostawili Chell za sobą