Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2018, 13:41   #227
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Historyk rozważał pobranie próbek gazu, jednak nie dość znał się na obsłudze statku, aby samodzielnie otworzyć cylindry. Możliwe było jednak, że substancja i tak osadziła się gdzieś na statku. Z tego powodu wysłano wkrótce trzech najemników, aby sprawdzili czy faktycznie sterowiec jest czysty od toksyny. Wybrano najniższych ludzi - tak aby mogli wcisnąć się w każdy zakamarek pojazdu. Mężczyźni najpierw zajęli się systemem wymiany powietrza. Potem jeden po drugim wpełzali do przejść kanalizacyjnych oraz szybów grzewczych.
Raport uspokoił wszystkich, o ile w tych okolicznościach można było mówić o jakimkolwiek spokoju. Choć filtry zeppelinu działały sprawnie, to przy niektórych pozostał łuszczący się nalot. Bez zwłoki został on zeskrobany do kilkunastu szklanych kolb. Doświadczony chemik mógłby ocenić przydatność takich próbek, jednak nikt z obecnych za takiego nie uchodził. Dlatego też ostatecznie zostały one zabezpieczone w ładowni za pomocą kilkunastu warstw papieru.

Obserwując trzy obozy, zarówno Denis, Jacob i Richard wysnuwali różne wnioski. Z grubsza zgadzali się jednak, iż nie powinno się wchodzić do akcji, tak długo, jak było to możliwe. La Croix podjął także plan zbliżenia się do wyspy od strony Kompanii Wilka. Tak też uczyniono - zeppelin przekierowano na zachodnią część wyspy. Nawet jeśli Von Tier ich dostrzegł, nic sobie z tego nie robił. Przez jakiś czas załoganci mogli więc dokładniej zaobserwować osobliwą marszrutę powykręcanych postaci na plaży. Richard już raz przekonał się jak ci odmieńcy potrafili być groźni. Przy skali ingerencji w ciałach agentów, jego własny implant był ledwie udogodnieniem.
W następnej kolejności sterowiec zmierzył ku osnutych obłokami wzgórz. To z kolei było pomysłem Arcona. Skryci tuż pod linią chmur, mogli obserwować wyspę. Pozycja ta dawała jakąś szansę na ucieczkę. Zawsze mogli po prostu wznieść się wyżej i kluczyć wśród szczytów oraz cumulusów wypełniających nocne niebo.
Z tej pozycji przyjrzeli się liczebności oraz uzbrojeniu obecnych na wyspie. Hanzytów było około pięćdziesięciu. Nie mieli wiele broni, co było akurat zrozumiałe, gdyż ich ciała same je stanowiły. Barnesowie posiadali podobną ilość przybocznych, z czego na większą część składali się strzelcy z muszkietami. Oddział Black Cross liczył dwadzieścia osób, a przynajmniej tyle dało się dostrzec w mroku nocy. Na stanie mieli karabiny oraz strzelby plazmowe, podobne do tych, które stanowiły wyposażenie sterowca.
Nadal brakowało zarówno piratów oraz zarażonych. To z kolei wykupywało ostatnie chwile załodze na załatwienie swoich spraw. Najważniejszą z nich był z całą pewnością stan fizyczny całej ekipy. Felczer po kolei wołał raz jeszcze tych, którzy nadal nosili jakieś rany i dwoił się, aby możliwie skutecznie ich połatać. (Wszyscy - pełnia zdrowia)
Cooper, który z reguły wychodził ze starć bez szwanku, odwiedził w tym czasie Manuel. Chciał, aby ta wyznaczyła mu kilku miejsc, które dotychczas odwiedzili. Pilotka zastanawiała się chwilę, szybko jednak uznając że jest w stanie mu pomóc. Ostatecznie nie była pierwszym lepszym pilotem, a starym wygą. Oczywiście “starym” w sensie zawodowym, bo nikt o zdrowych zmysłach nie użyłby tego określenia w innym kontekście. Szczególnie kiedy rudowłosa trzymała w rękach sporych rozmiarów lunetę.


Już wkrótce mapa była gotowa. Manuel nakreśliła na niej kryjówkę Reda czerwonym kolorem, "dziką" wyspę żółtą barwą, Eta Carinae czarnym okręgiem, a Wyspę Eliasza - na niebiesko. Ostatni punkt znajdował się tuż obok symbolu oznaczającym zagrożenie. W tym wypadku mogło chodzić o bardzo niskie temperatury lub możliwość wpłynięcia na lodową górę. Przede wszystkim jednak dało się zauważyć fakt co najmniej szokujący. Otóż od miejsca gdzie się znajdowali do Carinae, dzieliła spora ilość mil. Tymczasem tajemniczą strefę opuścili ledwie kilka kwadransów temu. Było to niemożliwe, aby przenieść się tak daleko w podobnie krótkim czasie, nawet dysponując nowoczesnym sterowcem. Co innego z kolei sugerowały urządzenia nawigacyjnie. Ich odczyty jasno wskazywały pozycję stosunkowo daleko na północy.
Tymczasem cierpliwość załogi miała właśnie się opłacić. O to bowiem na zza horyzontu wyłoniło się kilka pochyłych łajb. Za chwilę dołączyły do nich kolejne żaglowce i znów następne. Wszystkie były w tragicznym stanie. Miały butwiejące kadłuby, złamane maszty i przegniłe żagle. Lecz wciąż płynęły, a było ich coraz więcej. W milczeniu obserwowano jak zabiedzona flota przybija do południowego brzegu, a jej członkowie wychodzą na brzeg. Po ilości statków można było się spodziewać większego ugrupowania, lecz zniszczone ubrania i zielonkawa skóra szybko potwierdziły kim byli rzeczeni. Część zarażonych po prostu nie dotrwała do celu i pobratymcy musieli tychże wyrzucić za burtę lub zakończyć marny los.
W końcu, wśród uciekinierów, pojawił się także wyprostowany jak struna mężczyzna w masce. Ten jako jedyny posiadał pewny krok oraz swoistą krewkość w ruchach. Denis szybko go rozpoznał. Rozmawiał z tym człowiekiem, kiedy rozbił się na Serpens. Był w nim coś takiego, że zidentyfikowałby go nawet z dziesięciu mil.
Co interesujące, pozostałe obozy nie zareagowały specjalnie gwałtownie na ów fakt. Natomiast można było zaobserwować ruch jakiegoś gońca na karej klaczy, który popędził z terenu Black Cross. Najpierw obrał za cel Barnesów, potem Hanzytów, kończąc na ludziach Shagreena. W każdym miejscu chwilę rozmawiał z wydelegowanym reprezentantem, przekazywał jakiś pakunek, aby wreszcie zawrócić do swoich ludzi.
Śledzenie tego procesu przerwała radiostacja, która niespodziewanie ożywiła się. Z głośników doszedł pogłos trudnej do zrozumienia mowy. Malfoy czym prędzej podszedł do aparatury i spróbował złapać właściwą częstotliwość. Potem spojrzał na pozostałych.
- Ktoś próbuje nawiązać łączność. Są cwani. Jeśli nastroję to ustrojstwo tak, żeby czytelnie odebrać ich sygnał, od razu potwierdzimy swoją pozycję. Sygnał idzie bezpośrednio z wyspy - dodał, pytająco trzymając dłoń na klawiszu.
Spojrzeli w rzeczonym kierunku. Krajobraz wyglądał dokładnie tak, jak brzmiała radiostacja.
Śnieżyło.



 Dotychczasowe wydarzenia znacznie doświadczyły wszystkich bohaterów. Możecie dodać jeden punkt do wybranego atrybutu.
 
Caleb jest offline