Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2018, 22:26   #13
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
3/12

Paul Carell - "Spalona ziemia"
Gatunek: wojenna, analiza, historyczna
Ilość str.: ok 500
Pierwsze wydanie: Niemcy 1966; polskie 2008





Fajna, ciekawa a nawet pasjonująca książka jeśli ktoś lubi czytać o szlachetnym, rycerskim i pomysłowym Wehrmachcie. A jakże na froncie wschodnim

Książka koncentruję się na środku i końcówce walk na froncie wschodnim. Głównie od 1942 do połowy 44-go roku. Ale różne wątki sięgają i operacji Barbarossa i innych frontów i lat. Autor "zalicza" w kolejnych rozdziałach naprawdę sporo bitew, walk i kampani od Leningradu po Kaukaz. I to mu się chwali bo naprawdę wiele tam tego jest. Sporo jest też mapek, na obecne komputerowo generowane, kolorowe mapki może prezentują się dość ubogo. Ale jak na standard z połowy lat 60-tych co ma na nich być przekazane to jest no a mapka pomaga się zorientować w każdym takim bitewnym klimacie.

Do tego plusem jest od groma relacji począwszy od generałów, marszałków, samego Hitlera aż na sam dół, po zwykłych szeregowców. Są to często sfabularyzowane przez autora scenki więc powinny być łatwiejsze do przyswojenia niż suche, nudne historyczne fakty.

No jak dla mnie trzecim atutem książki są różne, bietwniakowe scenki i scenerie. Świetnie się wpisują w półprodukty pod sesje RPG czy skrimish w realiach drugowojennych lub podobnych. Pod tym względem na pewno jest ładna inspiracja a przynajmniej ja tam wiele razy dostrzegłem, że to czy tamto świetnie by się nadawało na taką bitewną sesję/scenę.

Jednak co mnie zniechęca, irytuje lub nawet momentami wkurza to styl i język jakim posługuje się autor przez caluśką książkę. Jest to język czystej proniemieckiej propagandy albo bardzo do tego zbliżony. Bez patrzenia w akta tego faceta widać i czuć, że to Niemiec i do tego bardzo rozżalony Niemiec. Rozżalony tym, że ten dzielny i wspaniały naród z tym ich cudownym Wehrmachtem przegrał tą ostatnią wojnę. No po prostu dla mnie jako Polaka jest to irytujące/wkurzające.

Autor stosuje np. trik psychologiczny gdy niemieckie jednostki nazywa nie tylko po numerze np. 207 DP ale też indentyfikuje po nazwach regionów. Więc tam walczą sasi, tam frankowie, tam jednostka z Prus Wschodnich itd. Za to Armia Czerwona to zwykle jest omówiona armiami, korpusami, czasem dywizjami i jak już jakoś identyfikowalna to z dowódcami.

Biedne Niemiaszki wedle autora musiały walczyć z silniejszym, licznejszym przeciwnikiem do tego napchanym nowoczesną bronią i dokarmianym jeszcze surowcami i sprzetem przez tych aliantów zachodnich. To, że te biedne i poszkodwane Niemiaszki same zaczęły wojnę z tymi wszystkimi krajami jakoś nawet autorowi brewka nie zadrgała ani razu. A jakby co to zawsze jest uniwersalny chłopiec do bicia w tej książcę czyli wujek Aldi.

Autor bowiem do wodza III Rzeszy też ma bardzo elastyczne podejście. Póki Fuhrer prowadził naród niemiecki od zwycięsstwa do zwycięstwa czy to politycznego czy wojennego to autor nic do niego nie ma. Do niego, do NSDAP, do ich polityki zewnętrznej i wewnętrznej no nic. Wujek Aldi mu pasował. Dopiero jak "stracił instynkt który miał we wcześniejszych latach" czy jakoś tak to było z parę razy ujęte na łamach tej książki to wujek Aldi stał się w oczach Carella bad boyem tej opowieści. To przez jego wręcz dywersyjne zarządzanie krajem i wojną Niemcy nie wygrały tej wojny.

Bowiem autor promuje tezę, że "za mało, za późno, o jeden batalion, o jeden pułk ale za mało i za późno". Czyli, że może i Niemcy przygrywać w końcu zaczęły te wojny, walki, bitwy i kampanie no ale własnie o włos, i przez "cziterskie" zagrywki za plecami no i tych napakowanych kodami bojców z Armii Czerwonej.

Zbrodnie Wehrmachtu? Ani słówka. Nie ma tematu. Na froncie czy na terenach okupowanych no nic. Autor nie kłóci się, że coś było czy nie po prostu zbywa temat milczeniem. Trochę jest o radzieckich partyzantach ale też tylko jako część problemów z jakimi musieli borykać się biedne Niemiaszki.

Rozbawiło mnie podejście do rasputicy czyli jesienno - wiosennej niepogody w Rosji. Autor narzeka i klnie na ten brak dróg, błoto, słabą sieć komunikacyjną itd. I to w takim tonie jakby tem te 100 - 200 m dalej po radzieckiej stronie frontu Rosjanie mieli niemieckie autostrady a w ogóle to Majorkę.

A najzabawniejsze dla mnie i tak była postawia aliantów zachodnich. No rany. Ale to jest klika i banda cziterów ci alianci zachodni. No tu biedne Niemiaszki stawiają rozpaczliwy opór komunistycznym hordom na wschodzie a te anglo-amerykańskie nicponie nie dość, że ich dokarmiają na kazdym polu to jeszcze jakieś inwazje na niemieckim zapleczu robią!* Jak tak można?! Normalnie jakby jakąś wojnę z Niemcami mieli czy co...

Autor też bezrefleksyjnie podchodzi do kofiskat i niszczenia mienia z terenów z jakich wycofywał się Wehrmacht. Dziesiątki i setki zrabowanych pociągów i lokomotyw, wymontowanie urządzeń z fabryk rekwiracja bydła, koni, zboża jednym słowem wszystkiego co Niemcy zdążyli zabrać ze sobą. A co się nie dało to zniszczyć. Autor nazywa to taktyką spalonej ziemi i powołuje się jako usprawiedliwienie, że "zawsze tak było". Ale jak polski tłumacz ładnie i celnie zauważył facet nie dostrzega żadnej różnicy między niszczeniem własnego mienia by nie dostało się w ręce najeźdzcy jak choćby to czynili Rosjanie w 41-ym a kradzieżą i niszczeniem przez najeźdźcę/okupanta cudzego mienia by nie wróciło ono w ręce właścicieli. Trochę ten fragment mi się wydaje był przyczynkiem do nadania tytułu tej książcę.

Na koniec powiem też coś o polskim tłumaczu. Pan Kazimierz Szarski. Robi świetną robotę. Poza klasyczną robotą tłumacza dodaje też np. tłumaczenia stopni wojskowych czy nazw jednostek które nie zawsze są intuicyjne nawet dla kogoś zainteresowanego tematyką wojenną. Ale też w paru miejscach popisał ciekawe komentarze od siebie co do tego co i jak napisał autor i mi wygląda, że też musiał mu się parę razy brew do góry skoczyć jak poczytał te niemieckie peany pochwalne.



*Chodziło głównie o aliancką inwazję na Sycylię która była w zbliżonym czasie co bitwa nad Kurskiem (lato '43) a rok później inwazję w Normandii która toczyła się w zbliżonym czasie co radziecka ofensywa Bagration (lato '44).


---



Ocena 4-5/10. Ze względu na odrzucający styl i język dałbym pewnie 2-3/10. Ale jednak książka się ratuje tymi zaletami co wspomniałem wyżej więc dam trochę wyżej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem