Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2018, 22:43   #44
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
12/12





Artiom Drabkin - "Ani kroku do tyłu."
Gatunek: reportaż/wspomnienia wojenne z II WŚ.
Ilość str.: ok 230
Pierwsze wydanie: Wydawnictwo Oskar, Gdańsk 2015


"Ani kroku... " ma podtyłuł - Wspomnienia żołnierzy walczących w batalionach karnych. Przynajmniej na okładce. Chodzi o bataliony karne Armii Czerwonej. Książka jest spisana jako reportaż przeprowadzony z ludźmi którzy służyli w takich karnych jednostkach. Reportaże przeprowadzono wiele lat po wojnie jak sądzę z opisów. Niemniej nadal jest to dla mnie pasjonująca lektura.

Każdy rozdział to opowieść jednego uczestnika. Zwykle zaczyna się od imienia, nazwiska i zdjęcia portretowego byłego sztrafnika czyli właśnie członka karnej jednostki.

Świetnie i bez upiększeń jest opisane, zwykłymi słowami, życie, relacje i realia nie tylko w karnych jednostkach ale i w Armii Czerwonej. Gdyby ktoś szukał materiałów np. do sesji w realiach Frontu Wschodniego, zwłaszcza z perspektywy czerwonoarmisty wówczas pewnie ta pozycja czytelnicza byłaby mu bardzo przydatna.

Co mnie zaskoczyło bo się niespodziewałem po tego typu jednostce, ale w tych jednostkach dało się przeżyć. Świadczy o tym choćby właśnie ta książka z relacjami tych którzy przeżyli. Relacje wewnątrz takiej jednostki, jak i relacje z sąsiednimi jednostkami regularnej Armii Czerwonej były o dziwo niezbyt odbiegające od tego co działo się powszechnie w Armii Czerwonej. Nawet wiadomość o "batalionach zaporowych" mnie zaskoczyła bo wbrew powszechnemu wizerunkowi nie stali z Maximem i Nagantem w dłoniach zaraz za plecami żołnierzy jednostek karnych i nie tylko a raczej gdzieś na drogach przyfrontowych wyłapując maruderów i dezerterów.

Za to do sztrafbatu (karny batalion lub sztrafrota - karna kompania) można było trafić z przyczyn najróżniejszych. Czasem przez zwykły, wojenny pech, pomyłkę, błąd, wykroczenie albo pijaństwo. Wspomnienia żałośnie obnażają jak mizerny jest taki ludzki okruch w starciu z wojną i jej machiną logistyczno - biurokratyczną.

- Co ciekawe do karnej jednostki można było się zgłosić samemu. Głównie jako oficer dowodzący taką jednostką bo płaca była podówjna (chyba) i liczono do emerytury też ponadstandardową wysługę lat w takiej jednostce. Więc bywało, że standardowi oficerowie zgłaszali się na ochotnika do dowodzenia taką jednostką. Może to trochę dziwić ale gdy zestawi się to z zadaniami i "gospodarką planową" wedle jakiej traktowano standarowe jenostki już tak dziwne to nie jest. Filozofia była mniej więcej taka: "Robimy prawie to samo, z takim samym ryzykiem ale tam płacą dwukrotnie lepiej."

- Też ciekawe jest, że wyroki skazujące na karną kompanie opisane w tej książcę nie były jakieś specjalnie długie. Zwykle 3 lub 6 m-cy. Mogło się przydarzyć, że cała służba w takim sztrafbacie upłynęła względnie spokojnie gdy front był dość stabilny. Inna sprawa była gdy ruszała któraś z radzieckich ofensyw. Wówczas nie tylko w karnych jednostkach robiło się gorąco. Ciekawe też jest opisany motyw zwolnienia ze służby w karnej jednostce prze terminem gdy ktoś został zraniony. Wówczas podpadało pod paragraf/zwyczaj "zmył krwią swoje winy" i traktowano zwykle jako przyczynę do wcześniejszego zwolnienia z karnej jednostki. Przy czym różnica przy wyrokach sądowych bywały ogromne. Jeśli komuś dawano wybór albo kilka lat (zwykle do 10 lat, tych z dłuższymi wyrokami chyba nie brano do takich jednostek) więzienia lub GUŁAGU a kilka miesięcy na froncie w karnej jednostce to wielu decydowało się na to drugie rozwiązanie.

I wyrwany z kontekstu fragment książki:

"Kto znalazł się w karnej kompanii? Było dwóch kursantów szkoły lotniczej, którzy poszli na samowołkę. Sierżant jakiejś kompanii, który zwinął dwa bochenki chleba dla domy, by nakarmić dzieci. Sanitaruszka z lazaretu któa do domu zabrała lekarstwo. Owszem kobiety też były. Były sanitariuszkami. Z jedną nawet się zaprzyjaźniłem.

Bardzo dużo było chłopaków którzy zwalniani byli z więzień. Bandytów nie było - tylko złodzieje, chuligani. Trzymali się razem w grupach. W kompanii było sześć plutonów w sile po około 50 - 60 ludzi. Razem było nas 320 ludzi. Dowódcy - dowódca kompanii, jego zastępca, dwóch zastępców do spraw politycznych, propagandzista, dowódcy plutonów - nie byli sztrafnikami. "
- s. 142 - Wołkow Anatolij Iwanowicz.



---




Ocenia 8-9/10. Świetna książka dokumentalno - wojenna. Opowiedziana słowami jej uczestników. Opowiada historie z tej wojny od dalekiego zaplecza po wyprawy po schwytanie języka na teren wroga i zdobywanie przyczółków. Jak to wyglądało z perspektywy jej uczestników. Życie codzienne jak i "wielkie rzeczy". Dla kogoś zainteresowanego taką tematyką czy szykującego sesję w klimatach drugowojennej Armii Czerwonej no ta książka jest jak znalazł.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem