15/12
Wiktor Suworow - "Cień zwycięstwa"
Gatunek: historyczna z II WŚ i kilka dekad po.
Ilość str.: ok 360
Pierwsze wydanie: Wiktor Suworow 2002, wydanie polskie (II-gie): Wydawnictwo Adamski i Bieliński, Poznań 2012
- Kolejna książka Suworowa jaka wpadła mi w ręce. Tym razem koncentruje się na omówieniu biografi bodajże jednego z najsłynniejszych dowódców z czasów II WŚ czyli marszałka Gieorgija Żukowa. Postaci bardzo hołubionej w dawnym ZSRR a także obecnej Rosji, postaci rozpoznawalnej także poza Rosją jako właśnie jednej z najważniejszych dowódców II WŚ. Autor zdecydowanie odbrązawia mity jakie przez dekady narosły wokół tej postaci i widać prawie z każdej strony, że autor nie lubi tej postaci i strasznie go ona wkurza.
- Autor mniej więcej po kolei omawia kolejne lata, dekady i etapy w życiu Żukowa. Od jego dowodzenia w bitwie nad Chałchyn Goł po okres jego ostatnich lat życia w latach 70-tych. I tak jak Żukow sam ukuł o sobie slogan "Gdzie ja tam zwycięstwo" tak Suworow bierze te wszystkie mity za łeb i na tapetę gdzie się z nimi rozprawia. Tak jak to ma w zwyczaju, po kolei, metodycznie, nie jakimiś dywagacjami tylko posiłkując się zapisami z radzieckich archiwów, wspomnieniami i biografiami innych marszałków, generałów i osobiśtości. I po odbrązowieniu tych mitów kontrast uderza jak obuchem. Z genialnego wodza i stratego który prawie sam wygrał wojnę na froncie wschodnim pojawia się ordynarny, lebiega któremu strach byłoby powierzyć choćby kompanię wojska nie mówiąc o dywizji czy jednostkach wyższego rzędu.
- Z książki wychodzi obraz człowieka który trochę umiał wykorzystać koniunkturę swoich czasów świetnie się w nią wpisując ze swoim karierowiczostwem a trochę po prostu miał szczęście. I okazał się być odpowiednim człowiekiem, o odpowiednich kwalifikacjach (siania terroru bez zbędnych refleksji) którego Stalin w danym momencie potrzebował. Ale traktował jak użyteczne w danym momencie narzędzie, kompletnie nie miał poważania do Żukowa jako stratega czy dowódcy. Jak mawia Suworow "Od myślenia był Wasilweski" głównie w kontekście stalingradzkiej bitwy ale w szerszym rozumieniu właśnie, że od myślenia na pewno nie był Żukow.
- Autor zauważa też celnie, że ten największy geniusz strategiczny wszechczasów (w swoim mnemaniu) gdy się już wojna skończyła i czasy się uspokoiły, nie napisał twórczo żadnej swojej złotej myśli czy refleksji. Więc jak? Taki geniusz a nie miał nic do przekazania potomnym? Nie chciał by ktoś kontynuował jego dzieło strategicznego geniuszu? Co prawda podpisał swoim nazwiskiem swoją "autobiografię" wydaną ("Wspomnienia i refleksje" spisaną pod koniec lat 60-tych, pierwsze wydanie wyszło w 69-tym.) ale całą robotę odwalił kto inny a osobiście "autor" tej książkie nie napisał w niej ani literki. A nawet w takich wspomnieniach to jest uprawiany kult jednostki własnej osoby i nagminne sianie propagandy oczerniających wszystkich wokół siebie i właśnie gloryfikujący własną osobę.
- No ale oddam głos samej książce:
"Czy Żukow zastanawiał się nad tym, co sam będzie robił w trakcie wojny? Może i tak. Ale nic nie wymyślił. Wszystkie poczynania Żukowa w pierwszych minutach, godzinach i dniach wojny - to totalna improwizacja. Były to działania niezaplanowane a nawet nieprzemyślane." s.166-167 o roli Żukowa jako szefa sztabu generalnego czyli mózgu armii która powinna przygotować ją na nadchodzące działania. Jak wiadomo w lecie 41-go siły zbrojne ZSRR kompletnie nie były przygotowane do takiej wojny jaką im zaserwował wujek Adli. A, że były przygotowane do innej wojny to już insza inszość i to omówione jest w innych książkach tego samego autora
"Czas na krótkie podsumowanie.
Pod Stalingradem zostały wykonane dwa zadania.
Pierwszym z nich było powstrzymanie odwrotu wojsk radzieckich i utworzenie nowego frontu. To zadanie zostało zrealizowanie w lipcu i sierpniu 1942 bez udziału Żukowa.
Drugim zadaniem było przełamanie linii frontu nieprzyjaciela i okrążenie jego wojsk w rejonie Stalingradu. To zadanie zostało zrealizowane w dniach 19-23 listopada 1942 roku. I też bez udziału Żukowa. Zarówno podczas pierwszego jak i drugiego zadania Żukow szturmował Syczewkę." - s.237-238 o roli Żukowa w bitwie pod Stalingradem. Gdzie właśnie na polecenie Stawki (sztabu generalnego Armii Czerwonej) został przysłany na jesieni, właśnie pomiędzy tymi datami ale w tym rejone działano bez jego udziału a jego Stalin wysłał by miał terrorowe oko na to co się dało. Zasz firmową wręcz bitwą Żukowa mogłaby być właśnie owa wspomniana Syczewka o którą walki trwały prawie rok czasu i genialny strateg wszechczasów nie potrafił jej zdobyć nawet przy przytłaczającej przewadze sił i środków nad przeciwnikiem.
- Poza tym w książce jest bez żenady opisane sporo niezbyt chlubnych kart z historii Armii Czerwonej. Na przykład powszechne kradzieże mienia wszelakiego pod koniec i tuż po II WŚ. Na masową skalę występujące w pokonanych Niemczech okupowanej między innymi przez siły Armii Czerwonej. Zgadnijcie kto został naczelnikiem tych sił okupacyjnych? No pewnie, że nas główny bohater tej opowieści
I pod jego zarządzaniem kradzieże urosły do takiej fantastycznie masowej skali, że nawet inni dowódcy Armii Czerwonej byli tym oburzeni a przecież też nie mieli pod tym względem czystego sumienia i rączek
Jak udowadnia autor taki system działa jeśli są zamieszani wszyscy bo wszyscy biorą, są sprzedajni no albo właśnie kradną. Różnią się tylko skalą w hierarchii dziobania. Więc Gieorgij Żukow nie mógł nie wiedzieć o tym masowym procederze w którym musial uczestniczyć. Bo albo by był kompletnym idiotą nie mającym pojęcia co się dzieje poza oknami jego berlińskiej rezydencji co sam wielokrotnie przecież zaprzecza cytując własny geniusz i przenikliwość umysło no albo właśnie sam brał w nim udział dlatego wszystko grało pięknie w tym mechaniźmie kradzieży wszystkiego co tylko się dało.
- Ciekawie jest też opisany moment walki o władzy z Chruszczowem, już po śmierci Stalina i Berii. Gdy wśród wszystkich wilków na scenie zostali ci dwaj a władzę nad watahą mógł przejąć tylko jeden z nich. I po tylu dekadach "genialnego wodzowania" i brylowania na szczytach prawie powszechnie góra władzy, w sporej mierze także wojska, postawiła na Chruszczowa mając dość tego chamskiego okrutnika bez śladów strategicznego intelektu a momentami po prostu głupiego.
- Inną ciekawą tradycją jaką wprowadzili drugowojenni bohaterowie na szczytach Armii Czerwonej jest pranie oponenta po pyskach. Najlepiej przy wszystkich. To właśnie praktyka z lubością stosowana przez Żukowa. Danie podwładnemu po pysku. Stąd właśnie autor dopatruje się tradycji patologii wojskowej fali i podobnych zachowań w armi radzieckiej a potem rosyjskiej. Bo skoro tak zachowują się ludzie z masą orderów i tytułami, normalnie żywe legendy swoich i nie tylko swoich czasów to znaczy, że tak trzeba prawda?
---
Ocenia 8-9/10. Świetna książka. Jak kogoś kręcą tematy II WŚ a osobą Gieorgija Żukowa zwłaszcza, to powinien się z nią zapoznać. Suworow w pełnej swojej krasie.