11/18
Salman Rushdie - Ojczyzny wyobrażone
ocena: 6,5-8/10
Cytat:
Ojczyzny wyobrażone są mistrzowskim zbiorem głębokich, żarliwych i przenikliwych esejów i tekstów krytycznych jednego z największych współczesnych pisarzy.
Czerpiąc z dwóch politycznych i kilku literackich ojczyzn, Salman Rushdie ujawnia w tym zbiorze niezwykłą wyobraźnię i zmysł obserwacji najwyższego lotu. Porusza w nim kwestie związane z polityką Indii i Pakistanu, cenzurą, brytyjską Partią Pracy, tożsamością palestyńską, a przede wszystkim z literaturą, prezentując frapujące spojrzenie na twórczość m.in. Umberto Eco, V.S. Naipaula, Grahama Greene’a, Juliana Barnesa, Johna le Carré i Philipa Rotha.
Autor występuje tu jako świadek i komentator wielkich spraw toczących się w świecie. Występuje tu także jako pisarz, na którego wydano wyrok śmierci za Szatańskie wersety. W porywającym eseju Tysiąc dni w balonie odnosi się do własnej sytuacji, broniąc powieści oraz wolności słowa. „Wolność słowa to samo życie” – pisze i zwraca się do czytelników: „Musicie zdecydować, ile wart jest pisarz, jaką wartość przedstawia sobą człowiek, który wymyśla dla was historie i w waszym imieniu spiera się ze światem”.
|
Pamiętacie jak pisałam, że nie rozumiem do końca książki "Wstyd" Salmana i że prawdopodobnie potrzeba klucza (np, kulturowego) by pojąć o co chodzi?
Cóż... ta książka jest właśnie tym.
Dzieło to jest całkiem przyjemne, choć czasy, kraje, pisarze i politycy do których odnoszą się felietony są mi całkowicie obce (no dobra... kilku reżyserów i pisarzy jakich wymienił znam :P).
Rozdziały są napisane prostym, lekko nacechowanym literacko, językiem z dużą dawką sarkazmu i autoironii. Salman nie owija w bawełnę i twardo przedstawia swoje zdanie na temat rasizmu, patriotyzmu, polityki, wojen, religii, sztuki czy etyki.
Co najważniejsze... jest brutalnie obiektywny (no... a przynajmniej stara się na takiego kreować, prawica, lewica, poprawność i fobiczność - nie szczędzi nikogo i niczego), obsmaruje każdego kto zachowuje się idiotycznie, oraz pochwali każdego, kto według jego zdania na uznanie zasługuje, niezależnie od tego czy to biały/czarny/gej/muzułmanin/żyd/Polak/Hindus/Amerykaniec/socjalista/komunista, itp.
Przedstawia sobą piękne założenie, że nie trzeba kogoś lubić, popierać, czy rozumieć, by docenić jego pracę, oraz, że można kogoś kochać, szanować i powierzać mu wszystkie swoje sekrety, ale dyskredytować jego co głupsze czyny. Mało jest takich ludzi na świecie, a tym bardziej u nas... w Polsce.
Polecam każdemu kto lubi felietony i jest otwarty na świat.