Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2018, 11:48   #315
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Ostatnie chwile na wyspie Jacob wykorzystał, aby odwiedzić tunel, którym cała grupa przybyła na miejsce walki. Jak tylko oddalił się, kątem oka dostrzegł kilku strzelców z Black Cross po obu swoich stronach. Mimo że zaawansowane pancerze powinny krępować ich ruchy, zdawali poruszać się niczym ulotne cienie. Konsekwentnie podążali aż do samej jaskini, gdzie zatrzymali się kilkanaście jardów za historykiem. Cooper został zmuszony zaakceptować ich obecność. Było jasne, że krzyżowcy nie zamierzali spuszczać z oczu żadnego gościa na swojej wyspie.
Starr przeszedł kilkakrotnie obok miejsca, gdzie ostatnio czuł tajemniczą obecność. Wyglądało jednak na to, że obca energia zniknęła, przynajmniej w tym momencie. Tunel zdawał się już całkiem zwyczajnym miejscem, co napawało pewną nadzieją. Dilithium rzeczywiście miało być skuteczną bronią.
Cooper wkrótce wrócił, a wraz z nim milczący ,,ochroniarze”. Na sam koniec zebrał kilka egzotycznie wyglądających chwastów oraz odłamki opalizującego kryształu.
  • fragment dilithium
  • roślina z wyspy Eliasza
Teraz był gotowy do odlotu.



Zeppelin przecinał grube pasma chmur, zmieniając je w fantastyczne kształty. Każdy, kto spojrzał przez bulaje, dostrzegał w gęstej bieli coś innego: ciała poległych, morskie stwory lub surowe oblicza bóstw. Bez względu na granice wyobraźni, jedno było pewne. Nadchodziły zmiany, a po wizycie na Wyspie Eliasza nic już nie miało być takie samo.
Denis, Richard oraz Jacob spotkali się najpierw ze swoją załogą. Kiedy La Croix zaoferował pracę dla swojej rodziny, większość pokiwała głowami. Po tym, co zobaczyli, trudno im było wyobrazić sobie większą szansę. Nie ulegało wątpliwości, że trójka stała się o to światowymi graczami.
Potem odbyli rozmowę we własnym gronie. Trzonem dyskusji było oczywiście Black Cross oraz dalszy plan działania. Nie zamierzali potulnie milczeć pod skrytym naciskiem krzyżowców. Snuli własne strategie, czasem wychodzące na wiele lat do przodu.
Lurker miał pozostać pracownikiem rodziny La Croix. Arcon posiadał umiejętności, doświadczenie, wreszcie właściwy sprzęt, na jaki większość poławiaczy musiała zarabiać całe życie. Dzięki temu mógł schodzić na o wiele niższe głębokości, niż regularni nurkowe. Przy jednoczesnym protektoracie szlachcica, wciąż posiadał swobodę działania. Po wielu stratach i przejściach wreszcie znajdował się w sytuacji wręcz idealnej. A przynajmniej byłoby tak, gdyby nie zagrożenie ze strony krzyżowców. Im bardziej był ambitny, tym więcej ryzykował. I choć ten specyficzny dreszczyk mógł go kiedyś zdradzić, to ostatecznie czynił jego profesję tak fascynującą.
Arystokrata planował utworzenie siatki wywiadowczej, która byłaby równowagą dla działań Black Cross. Czy Richard miał choćby szansę dorównania najlepszym agentom na świecie? O tym miał się dopiero przekonać. Jako człowiek pragmatyczny zamierzał nawiązać współpracę z Jacobem, a nawet von Tierem. Stare zwady musiały zejść na dalszy plan, szczególnie że potrzebował możliwie szerokich znajomości oraz wpływów. Starr ostatecznie zgodził się na układ oraz zamarkowanie konfliktu wewnątrz grupy tak, aby z daleka wyglądali na wrogów. Zwyczajowo dorzucił swoje warunki, a właściwie całą strategię działania. Sam szykował już własne pomysły, choć swoim zwyczajem zdradził jedynie ich skromną część. Dość powiedzieć, że w głowie historyka tliły się pewne nadzieje powiązane z postacią Zoi oraz Mushakarim.



Cooper stanął przed drzwiami kajuty Eloizy i zapukał, po czym wślizgnął się do środka z szelmowskim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Bez pytania usiadł na łóżku i przyjrzał się dziewczynie z przekrzywioną głową.
- Jak ci się podobało na wyspie?
Tamta dopiero teraz odwróciła w jego kierunku głowę. Wzrok miała jeszcze nieco zakłopotany, widocznie cały czas dochodziła do siebie.
- Tak szczerze, to w pewnym momencie nie liczyłam że przeżyjemy.
- To byli tylko pomagierzy. Mnie interesuje dorwanie ich szefa… albo szefów - machnął lekceważąco ręką wciąż się uśmiechając, lecz po chwili zapatrzył się w dal. - Będę musiał zniknąć. Nie jestem pewien na jak długo. Faktem jest jednak to, że nikt nie będzie mógł wiedzieć gdzie jestem, kiedy i ile czasu. Jest to w pewien sposób związane z tymi szefami - zamilkł na chwilę.
Spojrzał na Eloizę sprawdzając reakcję. Dziewczyna starała się utrzymać kamienną minę, lecz Cooper zdążył dostrzec cień wahania. Martwiła się o niego, choć nie chciała tego okazywać.
Wstał nagle i upewnił się, że nikt nie podsłuchuje. Dopiero wtedy wrócił na miejsce, chwycił dłoń Eloizy i zachęcił, by usiadła przy nim. Odgarnął jej włosy za ucho i zaczął mówić bardzo cicho. Tak, cicho, by przekaz słyszało wyłącznie jedno ucho, zaś drugie pozostawało głuche na przekaz.
- Pamiętasz ten notatnik, który ci dałem przed lądowaniem na wyspie? Teraz mogę powiedzieć co jest w środku. Dokładnie to, co widziałaś. Najgroźniejsza wiedza na świecie. Opis wszystkiego, co wiem o Black Cross i kulcie. Sporo tego było, a teraz mam jeszcze więcej. Znacznie więcej - rzekł z błyskiem w oku wyciągając drugi, notatnik w miękkiej, skórzanej oprawie związany grubym rzemieniem.
Dziewczyna powoli przeniosła wzrok na wskazany kajet. Z pewnością wiedziała jakie to wszystko ma znaczenie, a i tak potrzebowała dłuższej chwili na przetworzenie informacji.
Napięcie nie zawsze było widoczne jak na dłoni, lecz Jacob odczytywał nawet małe jego oznaki. Poczekał jeszcze moment, aż oddech Eloizy się uspokoi, a z jej oczu choć trochę zniknie przejęcie.
- Tutaj zawarłem znacznie więcej informacji o samym kulcie i Istotach. Dokonałem też przeformułowania, aby lepiej się czytało. Aby lepiej się rozniosło. To trochę jak bajka do straszenia niegrzecznych dzieci, która skuteczniej niż tamta zniszczy świat, jeśli dostanie się w niepowołane ręce. Nikt nie będzie wiedział, że rozprzestrzeniając tę chwytliwą, z pozoru niewinną historię przyłoży się do apokalipsy. A napisałem ją tak, by rozniosła się piorunem, gdy tylko dostanie ją choć jedna, przypadkowa osoba. Tak, żeby dostrzeżenie choćby małego fragmentu spowodowało katastrofę. Tak, mam w swoim posiadaniu coś, co może doprowadzić do globalnej zagłady przez utopienie - wyszczerzył się i roześmiał, po czym nagle spoważniał. - Gramy ostro. Bardzo ostro i bardzo ryzykownie, ale inaczej się nie da. Słyszałaś co powiedział Eliasz. Nie mają zamiaru wyeliminować tych Istot. Odsuwają w czasie nieuniknione. W końcu Istotom się uda. Tak jak poprzednio. Wspaniała cywilizacja szklanych domów, osiągnięcia technologiczne znacznie przewyższające nasze. To nic nie dało. Ale wiemy coś jeszcze. Szkielet w Yarvis. One umierają - zawiesił głos przyglądając się kobiecie z zaciętą determinacją i siłą wyzierającą z oczu. - A ja im w tym pomogę. Tylko muszę mieć czyste pole. Żadnych przeszkód ze strony Black Cross w zdobywaniu wiedzy. Muszę im przytknąć nóż do gardła. Bardzo prawdziwy nóż. Na nich nie podziała nic innego. Tylko to - pomachał zeszytem.
- Może Black Cross siedzi w ,,interesie” na tyle długo, że nie widzą innej opcji - Eloiza myslała głośno. - A może potrzeba właśnie świeżego podejścia.
Patrzyła teraz wprost na niego. Mniej lub bardziej świadomie, dawała mu znać, że potrzebuje zapewnienia, że tak właśnie powinno być.
- Człowiek prędzej umrze niż stanie się antytezą tego, czemu poświęcił życie. Ich sensem istnienia jest strzeżenie tej tajemnicy. Jeśli będą wiedzieć i wierzyć głęboko, że przy jakiejkolwiek próbie przeszkadzania bądź unieszkodliwienia rozproszonych po świecie notatek opublikuję je ja lub ktokolwiek inny, pat się utrzyma. Status quo w takim kształcie jest konieczne. Nie będą mogli zabić, gdy ja, Richard, Denis lub ktokolwiek z nas będzie działał w ramach tej kwestii, bo sami przyłożą się do aktu destrukcji. Śmiem twierdzić, że tego nie zrobią, a możesz być pewna, że twój brat ani ja tego nie zostawimy. To mój ostatni prezent dla rodu La Croix. Ochrona przed Krzyżowcami. Nietykalność. Będą obserwować, czekać na potknięcie, ale nic nie zrobią. Mimo wszystko wyeliminowałem wszystkie informacje o tej organizacji jako przejaw dobrej woli. Nie mam zamiaru im przeszkadzać. Są kruszącą się tarczą obronną, która wciąż spełnia swoje zadanie. Niech kupują mi czas. Dlatego chciałbym, byś była jednym z ogniw tego łańcucha - wyciągnął obie ręce w jej kierunku.
W jednej trzymał notes, zaś druga, pusta była prośbą o oddanie poprzedniej wersji. Jeśli Eloiza wahała się, to tylko przez moment, oddając mu zaraz dziennik.
- Wiesz co tam się znajduje, więc wiesz, że nie możesz powiedzieć nikomu, iż masz coś takiego. Nikomu. Nawet sobie szeptem w ciemności. Nikt nie może wiedzieć. Nikt nie może widzieć. Nikt nie może słyszeć ani czuć. Ale to musi istnieć, by zapobiec polowaniu na nas. Nie jesteś jedyną, którą o to proszę, ale każdy jest osobą zaufaną, inteligentną i sprytną. I daję to tylko tym osobom, które sobie poradzą. Pomimo wchodzenia w grę potencjalnie śmiertelną dla całej cywilizacji, nie chcę jej śmierci. Dlatego bardzo precyzyjnie dobieram osoby. Dlatego wchodzę w to. Nie dla siebie, tylko przyszłości kolejnych pokoleń. Jeśli ja tego nie zatrzymam, nikt tego nie zrobi. Tylko ja i wszyscy zaangażowani potrzebujemy swobody - podsunął zapiski bliżej dłoni Eloizy.
Przyjęła je, choć wydawało się jakby podejmowała ogromne jarzmo.
- Nauczyłam się paru rzeczy podczas naszej wyprawy - jej głos był tylko pozornie spokojny. - Nie jestem już głupią smarkulą, jaką byłam jeszcze jakiś czas temu. Ale ty już o tym wiesz, dlatego mnie wybrałeś. Rozumiem sytuację i nie widzę specjalnie innego wyjścia. Chcę tylko wiedzieć… powinnam to teraz przeczytać? Będzie to dla mnie groźne? Czy mówimy tu tylko o zabezpieczeniu tych notatek z możliwością wykorzystania ich w przyszłości?
- Możesz przeczytać i nic ci się od tego nie stanie. Nie powinno też wzmocnić Istoty. Większość i tak już wiesz. Opowieść ułożyłem w trzy akty: “Blazon Stone”, “Dead Man Tell No Tale” oraz “Eye of Storm”. Moim zdaniem wyszła doskonała historia, której nikt nie będzie musiał czytać. Mam nadzieję. Lub zrobi to dopiero, gdy nie będzie mogła już nikogo nakarmić. Bo tym właśnie są. Dokarmianiem bestii poprzez dostarczanie nowych osób myślących o nich w sposób bezpośredni lub, co gorsza, wyznających ich. Tu masz instrukcje ochrony umysłu. Zapamiętaj i spal tuż po zapamiętaniu - włożył w dłoń Eloizy niewielką karteczkę z instrukcjami przekazanymi mu kilka dni temu przez agenta Black Cross. Nie cofnął dłoni.
Dziewczyna schowała kolejny podarunek. Wyglądała na spokojniejszą. Cooper natomiast drążył dalej.
- Przeglądałaś dokumenty, które ci dałem? - zmienił temat, a łobuzerski uśmiech wrócił na jego twarz.
- Tak. Tyle, ile zdążyłam. To robi wrażenie i teraz jeszcze lepiej rozumiem, że informacja może być bronią - dziewczyna patrzyła na niego czujnie, lecz nagle jej wzrok nabrał hardości. - Zebrałeś to wszystko sam? Czasem mam wrażenie, że takie twoje umiejętności jak twoje, może posiadać tylko robot. Przeraża mnie to, ale i ciekawi - ostatnie słowo powiedziała cieplejszym tonem.
- A te… najświeższe? Z wyspy - uśmiechnął się bardzo, szeroko.
Eloiza pokręciła głową. Potrzebowała chwili, aby zrozumieć czego Jacob od niej oczekuje.
- To ten dokument, który dałeś Deborah - wyjęła rzekomy akt i zaczęła go analizować. - Przecież wiem, co jest na nim…
Podniosła wzrok, dopiero teraz rozumiejąc jaka treść znajdowała się na jej kopii. Drobne usta zadrżały w akcie już nie zwątpienia, ale szoku.
- Ja… nie wiem czy mogę to przyjąć.
- Zdecydowanie możesz i powinnaś. Biednej staruszce już miesza się w głowie i z dobroci serca postanowiła dokonać pierwszego życzliwego gestu w jej życiu. Takiej chwili nie wolno rujnować. Poza tym Richard może na samym początku potrzebować lekkiego wsparcia finansowego. A nie jest dobrze, gdy w jednym ręku znajduje się więcej niż jeden rodzaj władzy. To pokazuje historia - rzekł rezolutnie.
- Aczkolwiek… Wszystkie dobra materialne i niematerialne Barnesów są już twoje, więc możesz z nimi zrobić co chcesz. Umowa jest skonstruowana tak, żeby pozostawić caluśki ród z niczym. Od ciebie będzie zależało jak będziesz zarządzała tą fortuną. Oczywiście początkowo będzie trudno, bo nigdy się tym nie zajmowałaś. Pomyślałem o tym. Przepisz to sobie swoimi słowami - wyszczerzył się wciskając jej w dłoń kolejny świstek papieru.
- Oryginał do zwrotu. To zestaw porad na początek w celu wprawienia. Możesz się do nich stosować albo nie. O pomoc i poradę możesz zwrócić się do mnie zawsze, ale generalnie moim celem jest to, byś była samodzielną właścicielką. Dlatego będę się wtrącał raczej rzadko i preferował będę przedstawienie różnych opcji ze wszystkimi wadami oraz zaletami, jakie widzę.
Eloiza długo milczała. Co chwila zerkała to jeden dokument, znów na drugi. Powoli godziła się ze świadomością bycia dziedziczką wielkiej fortuny. Wiedziała, że to właściwy krok. Pozostawienie pieniędzy w rękach spadkobierców Kamiennego Herbu było zwyczajną głupotą.
- Dziękuję ci. To bardzo wiele dla mnie znaczy - jej twarz rozpromieniła się wreszcie. - Nie tylko ze względów finansowych, ale z powodu zaufania. Nie zawsze się zgadzaliśmy i do teraz część twoich wyborów uważam za… hm, kontrowersyjne. Jednak tym prezentem sprawiasz mi dużą radość.
Dziewczyna wstała i wyciągnęła spod swojej szafki drewnianą skrzyneczkę. Otworzyła ją numeryczną kłódką, aby włożyć komplet papierów do środka. Spojrzała ponownie na Jacoba.
- Będę musiała zastanowić się nad paroma krokami, choć mam już jakiś pomysł. Jeszcze kilka miesięcy bym tego nie powiedziała, ale myślę że dam sobie radę.
Starrowi to wystarczyło. Dziewczyna wyraźnie dojrzała i zmieniła się pod wpływem licznych wydarzeń. Przeznaczone jej fundusze mogły być naprawdę dobrą inwestycją.
- Jest jeszcze jedna kwestia, o którą chciałbym cię poprosić. Za jakiś czas Richard ogłosi, że połowę artefaktów rodu przekaże muzeum w Rigel. Gdy tylko o tym usłyszysz, przyjdź do niego i powiedz, że przychodzisz zgodnie z umową. Będzie wiedział o co chodzi. Nie rób tego ani wcześniej, ani później. Twój brat wyjaśni ci o co chodzi - uśmiechnął się słodko i przejechał palcem po policzku kobiety.
Tamta odwzajemniła gest. Pod wpływem chwili nachyliła się i pocałowała go delikatnie w usta. Był to jednak ruch wykonany bez większej namiętności. Eloiza czuła wdzięczność, zapewne również przywiązanie, lecz jej mowa ciała nie wyrażała miłości.
- No, no - sparodiowała jego łobuzerski uśmiech, aby rozluźnić sytuację. - Więc jednak się dogadaliście. A ja już myślałam, że na koniec się pozabijacie.
Historyk zaśmiał się cicho.
- Tak, w pewnym sensie. Helena może pochodzić wyłącznie z dobrych zamtuzów - odparł i zebrał się do powstania, lecz nagle rozmyślił się.
Z jedną dłonią wplecioną we włosy kobiety oraz drugą muskającą szyję pocałował ją krótko ze znacznie większym uczuciem niźli otrzymał, a następnie wstał gwałtownie. Miniona chwila jeszcze przez mgnienie oka mogła być dostrzegalna dla Eloizy na twarzy mężczyzny. I nie wyglądała na coś przelotnego. Wyglądała na wskroś prawdziwie. Chwilę przed tym jak wyraz ten skrył się pod maską radosnego uśmiechu, w krótkim skurczu mikroekspresji pojawiło się… zdziwienie i obawa? Być może.
- Do zobaczenia - z psotną miną posłał jej całusa i zdecydowanym krokiem ruszył do wyjścia.



Dzień przed lądowaniem w Rigel Jacob zniknął ze statku. Prawdopodobnie użył jednej z kapsuł ratunkowych podczas zniżania lotu. W przypadku ucieczki z klasycznego zeppelinu taka próba oznaczała natychmiastową katastrofę i śmierć. Nowoczesny sprzęt działał jednak na jego korzyść, dzięki czemu mógł zrealizować karkołomny plan.
Richarda oraz Denisa całe zajście niespecjalnie zaskoczyło. Taka była też umowa, aby Cooper wysiadł po drodze w ramach rzekomego konfliktu. Większą niespodzianką mogło być źródło konspiracyjnej waśni. Jako pierwszy zarejestrował to jeden z technicznych, który wyskoczył na mostek jak oparzony. Przez chwilę nie mógł zaczerpnąć tchu i tylko wskazywał kierunek zamykanych śluzami cel.
Okazało się, że Starr wziął ze sobą Deborah. Dopiero po dwóch kwadransach odnaleziono skrytki pod obluzowanymi deskami podłogi, także w pomieszczeniu, gdzie przebywała lady Barnes. Zniknęła również część zapasów oraz kilka strojów. Czy zatem nie baczono na działa Coopera? Mimo że sterowiec był ogromny wszyscy mieli okazję widzieć go dość często. Swoim zwyczajem myszkował po statku i po kolei odwiedzał ważniejszych członków załogi. Podczas rozmów zależało mu głównie na potwierdzeniu wspólnej wersji przed Cesarzową Yamamoto. Zdążył napisać do niej również list, który potem przekazał gwardzistom.
Słowem, Jacoba nie dało się zignorować. Można było wręcz odnieść wrażenie, że będzie snuć swoje sieci do momentu, aż sam Noas zgasi słońce boskim palcem. A jednak zniknął, przepadł jak kamień w wodę. Może więc część załogi przymknęła na jego działania oko? Starr dostał tak naprawdę jedną, wyraźną barierę dla swoich działań i była nią Eloiza. La Croix i Arcon potrzebowali z kolei dobrego powodu dla ostentacyjnej waśni. Ostatecznie, mimo dzielących ich różnic, przeszli razem naprawdę sporo i trudno byłoby uwierzyć, że nie posiadają już wspólnych interesów. Jak było naprawdę, to już wiedzieli tylko pozostali członkowie konspiracji.

Ostatecznie Deborah miała zostać znaleziona wiele miesięcy później. Błąkała się wtedy na ulicach Wolnego Miasta o nazwie Hatysa. Jeden z przechodniów zwrócił uwagę straży na dziwnie zachowującą się kobietę. Osamotniona i pozbawiona jakiejkolwiek protekcji Deborah była po prostu bezbronna. Po kwadransie znalazła się na lokalnym komisariacie. Stamtąd czekała na nią już długa i dotkliwa droga ku właściwemu wymiarowi sprawiedliwości. Tym działaniem Jacob w istocie wyrządził “niegroźne, acz dość dotkliwe działanie”, lecz naprawił wyrządzoną szkodę, po czym zniknął na dobre.

A skoro już o przyszłości mowa...
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 09-01-2019 o 21:18.
Caleb jest offline