Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2019, 11:18   #330
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Osada Poszukiwaczy
15-16 Marpenoth

Podczas gdy Trzewiczek biedził się nad elfowymi znaleziskami Marduk podszedł do gospodarza pytając o Melune.
- Panna, hę? Wyszła gdzieś…? Rupert do niej teges, może na siano poszli? - odparł obojętnie właściciel przybytku, rozglądając się po sali. Przy stołach piło już tylko dwóch brodaczy; reszta poszła spać ze względu na późną porę. Albo przestraszyli się trzewiczkowych machinacji, kto wie? - Albo w alkierzu kima, jak pani kapłanka Garaele była to żeśmy dla niej przepierzenie zrobili… - Karczmarzowi do głowy nie przyszło, że ktoś mógł pójść sobie w śnieg, mróz i noc.

Marduk słuchał jednym uchem. Zajęty rozmową z niziołkiem nie zauważył późnej pory; zresztą tu na Północy ciemniło się wcześnie, więc w pewnym momencie robiło się już wszystko jedno. Zajrzał do sali sypialnej i “alkierza”, ale półelfki nie było. Narzucił płaszcz i przeszedł do stajni. Niby powinni się minąć jakby szła się gzić na sianie, ale kto tam wie, drugie wejście było z gospody. Tu jednak nikt nikogo ani nie gzi, ani nie gwałcił, jak czasem w takich przybytkach bywało. Marduk wyszedł więc na zewnątrz, kuląc się gdy śnieg zaczął zacinać mu w oczy. Guzik było widać. Ani Tori, ani śladów, ani światełka w ciemności. Sam nie wiedząc czemu kapłan obszedł dolinę i wyjścia z niej nawołując Melune. Jazgotliwe szczekanie psa uciszone stanowczym wrzaskiem było jedyną odpowiedzią. Śnieg szybko zasypywał ślady, więc przemoczony Marduk wrócił do gospody, klnąc na barbarzyńską Północ i głupie baby, które szlajają się nie wiadomo gdzie.

Wewnątrz budynku czekały go przynajmniej miłe wieści, gdyż niziołek rozszyfrował działanie pierścienia, a upewniwszy się, że Marduk dysponuje gotówką na kolejną identyfikację podał również właściwości szamańskiego kostura. Od niechcenia rzucił również, że pas wydaje się zabezpieczony przed użyciem go przez osoby o stabilnym kompasie moralnym. Potem ziewnął i dokończył pakowanie dziwacznych utensyliów. Nocleg na cienkich siennikach, na które rzucili swoje posłania nie byl szczytem marzeń, lecz i tak był lepszy niż nocowanie na dworze. Wyczerpany walkami i wielodniową wędrówką Marduk szybko zapadł w sen, a Stimy jeszcze długo przewracał się z boku na bok, dumając czy ścigać smoka z Mardukiem i Jorisem, czy wracać do Phandalin i wkupić się w łaski Omara, by uzyskać dostęp do podziemi i Vigogla. W końcu stwierdził, że pomyśli jutro i również zasnął.

Rankiem obu obudziły głosy prospektorów i drwali, zbierających się do roboty. Stimy przypomniał sobie, że część z nich pracuje w kopalni i elf może się z nimi zabrać gdyby chciał.

A Torikhi jak nie było tak nie było. Skonsternowany jej nieobecnością Marduk wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się po okolicy. Wszystko pokryte było białym puchem; blask aż raził w oczy. Ale przynajmniej mógł przyjrzeć się miejscu, w którym ostatnio był tylko przelotnie.

Osada Poszukiwaczy, zwana ostatnio trochę na wyrost Górniczą Osadą, mieściła się w niewielkiej, wietrznej dolinie. Płynął nią szeroki potok, z którego część poszukiwaczy z niewielkim powodzeniem wypłukiwała cenne kruszce. Prowizoryczne jednoizbowe chaty postawiono wyraźnie tam, gdzie akurat było równo (albo wkopano gdzie trzeba), lub przyklejono do skał w miejscach, gdzie była zdatna do zamieszkania jaskinia. Te ostatnie wyglądały bardziej jak wiaty osłaniające wejście niż pełnoprawne budynki. Marduk naliczył dziesięć takich budowli, z gospodą włącznie. Z pewnością w każdej mieszkało po kilku mężczyzn, osada liczyć mogła dwudziestu czy trzydziestu chłopa, ale teraz wiele wyglądało na opuszczone.

Zapytany karczmarz Adalbert, który wyszedł za elfem by wylać kuchenne resztki na śnieg, jak to każdy w tym fachu chętny do ([D&D FR, 18+] Phandalin. Zaginiona Księga)rozmowy, wyjaśnił, że część prospektorów i drwali sypiała w gospodzie dla ciepła i towarzystwa, a w związku z doniesieniami o orkach - także dla bezpieczeństwa. Pośpiesznie budowane sadyby nie nadawały się do zamieszkania w zimowych miesiącach, toteż większość mężczyzn planowała przenieść się do Phandalin. Obecność szlachciców dawała perspektywę zarobku, a także wiktu i opierunku w chudych zimowych miesiącach. Gdyby nie choróbsko, które zmogło wielu to pewnie wyruszyliby przed pierwszym śniegiem. Pozostać miało tylko pięciu ludzkich pracowników Rockseekerów oraz kilku myśliwych. - A tam mamy grzebowisko, cmentarz znaczy się - mężczyzna wskazał na kupę śniegu na skraju doliny, nie różniącą się niczym od innych wokoło. - Rockseekerów brat tam leży - Marduk przypomniał sobie, że faktycznie przecież Czarny Pająk zabił średniego z braci - i jeden drwal, co do potoka się ślizgnął i makówką o kamień huknął. No. - pokręcił głową i wrócił do wnętrza gospody.

Przyklejona do skały parterowa gospoda nie miała co się równać ze Stonehill Inn, choć i tamten przybytek nie był przecież pierwszej klasy. Podzielona na dwie sale - jadalną i sypialną (z wydzielonym przepierzeniem i kotarą) małym alkierzem na okoliczność obecnosci kapłanki) pachniała jeszcze bardziej żywicą ze świeżych pni niż dymem i niemytymi ciałami gości. Aczkolwiek dym zaczynał przeważać; palenisko nie miało zbyt dobrego ciagu. Stoły zbite z bali i prowizorycznie oheblowanych desek, duży kominek, w którym źle położona glina przepuszczała dym tu i ówdzie, lada leżąca na dużych beczkach, a za nią niewielki regał mieszący ubogi wybór innych niż piwo i bimber trunków. Sufitu nie było; ściany płynnie przechodziły w dach. Może to i dobrze, bo duchota byłaby straszna. Na belkach powieszono kilka łojowych lamp, ale większość blasku szła od ognia. Malutkie, zakryte rybimi pęcherzami (a na noc krzywymi okiennicami) okna prawie nie przepuszczały światła. Wychodka nigdzie nie było, co w zimowej aurze stanowiło niejaki problem, jeśli prawie-że-publiczne załatwianie się do nocnika stanowiło dla kogoś problem.

Z jaskini na tyłach urządzono stajnię, stodołę, drewutnię, kurnik z trójką niosek i kogutem oraz magazyn… Słowem upychano tam wszystko co nie mieściło się w gospodzie. Prócz szerszego wejścia dla koni można się tam było wcisnąć i od strony kuchni. Pewnie po jaja, choć ilość kur wskazywała, że właściciel hoduje je głównie dla siebie.

Maruduk porozglądał się jeszcze, ale równy śnieg skalany był jedynie żółtą plamą zrobioną przez jazgotliwego kundla i śladami psich łap. Torikhi ani widu, ani słychu.


Góry Miecza
16 Marpenoth

Tymczasem Joris wiedząc, że tego dnia dotrą już do cywilizacji postanowił poszukać miejsca z którego padlinożercy ściągali jedzenie. Ciekawość ciekawością, ale bezpieczeństwo kopalni oraz Osady też miał na względzie. Uznał to nawet Hans Maruda. Znalezienie zasypanych przez nocny opad śniegu tropów nie należało do łatwych, traperzy raz po raz gubili ślad, ale w końcu się udało.

Płaski fragment wzgórza był obozowiskiem, najpewniej orków, niepokojąco już blisko kopalni. Ze względu na śnieg ciężko było powiedzieć kto kogo zaatakował i w ile osób, tyle tylko, że ktoś zaszedł obozujących z dołu, zupełnie wbrew normalnym zwyczajom przeprowadzania ataku. Pewne było, że zginął z tuzin istot. Wokół walały się szczątki, rozerwane przez zwierzęta kawałki skórzni, jakieś liny i przedmioty codziennego użytku, z których traperzy wybrali sobie kilka co lepszych. Nie było za to broni i zbroi, widać napastnicy odarli trupy z wartościowych rzeczy. Na jednym z drzew Swen znalazł krzyżowe nacięcie, podobne do tego, jakie Joris robił po drodze z podziemi. Nieopodal znaleźli kolejne, skierowane w stronę doliny. Wyglądało to nieco niepokojąco.
- Wracamy - zarządził Joris. Chwilę zastanawiał się czy by nie iść tropem znaków, lecz znany traperom szlak był wygodniejszy i znacznie bezpieczniejszy niż lezienie na przełaj przez las. Nie dajcie bogowie jakby któryś w ukryty pod śniegiem wykrot wpadł i złamał nogę. Myśliwy aż się wzdrygnął na myśl o taskaniu rannego przez śnieg. Zebrali graty, minęli niewielką jaskinię i wrócili na szlak, kierując się na kopalnię Phandelver.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 15-01-2019 o 13:38.
Sayane jest offline