Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2020, 20:09   #119
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wstęp

Post zawiera spoilery - głównie w dalszej części. Mnóstwo spoilerów - czytasz na własną odpowiedzialność

Muszę się niemalże w 100% zgodzić z Bardielem. I również uważam, że uczynienie Ciri i Yennefer na równi z Geraltem jest słabym pomysłem. Rozumiem, że główny bohater nie dostanie 100% czasu antenowego w serialu, ale to jest zupełnie co innego niż sztuczne tworzenie bohaterów pierwszoplanowych (dopiero saga doczekała się drugiej głównej bohaterki w postaci Lwiątka z Cintry - w opowiadaniach był nim tylko Geralt).
Moim zdaniem "Constantine" był super pod tym i nie tylko pod tym kątem. Polecam serdecznie (jeszcze zanim Matt Ryan zagościł w tym chłamie jakim jest CW - bardzo lubię DC i boli mnie jak oni masakrują to uniwersum). "Drakula" (najnowszy) jest świetny (pomijając ostatni odcinek).

Wiem, zgodność "Drakuli" z oryginałem nie jest najlepsza, ale akurat w przypadku jednego z najbardziej znanych wampirów, tak jak mówił Tadeus, dobrze spojrzeć na jakieś nowe podejście. Problem w tym, że hrabia doczekał się wielu odsłon - od bardzo zgodnych do bardzo niezgodnych z materiałem źródłowym.
Nie można tego powiedzieć o "Wiedźminie". Nigdy nie doczekał się wiernej ekranizacji tylko jakichś słabych wiatrów (Zwracam uwagę, że "wiatr" jest pojęciem meteorologicznym. "Wiatry" - nie.) dlatego chciałbym zobaczyć choć jedno porządne odwzorowanie. Jedno.
HBO przelało "Grę o Tron" wiernie (przynajmniej 1 tomosezon) z budżetem daleko różniącym się od budżetów kolejnych sezonów. Nie poprawiali tego tego, co było bardzo dobre. I wielki sukces. Nie wiem czy można określić książki Martina jako super trudne. Wiem, że książki Sapkowskiego nie były trudniejsze, więc nie ma co mówić, że to serial dla mas, dlatego są spłycone (Swoją drogą jak to w końcu jest? Widz masowy jest głupi, więc trzeba spłycić fabułę czy widz nie jest głupi i połapie się w chaosie linii czasowych?). Chcę powiedzieć, że książki Pandżeja miały potencjał wypełnić lukę w serialach fantasy, jaką zostawiła "Gra o Tron". Potencjał ten został zmarnowany przez nędzną ekwilibrystykę scenarzystów, którym pomimo usilnych starań nie udało się zepsuć wiedźmińskiego świata do końca.
Tak właśnie do tego serialu podchodzę. Serial rozszedł się z takimi opiniami, bo bazował na świetnej, choć groteskowo zdeformowanej historii. Sukces pomimo tego co zrobili, a nie dlatego, że tak zrobili.

Wiem, wstęp jest przydługi. Już kończę. Chciałbym zdementować jeszcze jedną kwestię. Serial nie jest tworzony dla fanów książek ani gier. Takie bzdury, jakie zostały zaprezentowane w "Wiedźminie" Netflixa mogą łyknąć głównie osoby nie znające świata. Moja reakcja jako fana wyglądała tak.

Do tego Rewik ma rację, ale tylko połowicznie: opowiadania i saga nie są mroczne, ale definitywnie nie są też baśniowe. Są brudne.
Fabuła natomiast nie pozostała względnie bez zmian, tylko została przenicowana i rozszarpana.


Ludzie

Problem zaczyna się już na poziomie obsady, gdzie reakcja jest podobna jak w linku powyżej. O niektórych bohaterach wypowiem się nieco obszerniej, o innych mniej. W głównej mierze niech przemówią cytaty:

Cytat:
Napisał Geralt z Rivii
"Ależ ja mam paskudny uśmiech, pomyślał Geralt, sięgając po miecz. Ależ ja mam paskudną gębę. Ależ ja paskudnie mrużę oczy. Więc tak wyglądam? Zaraza."

"Jestem plugawy odmieniec, a moja nieurodziwa twarz nie rokuje żadnych nadziei na poprawę."
~Miecz Przeznaczenia
Nie mówię tu, że wybór Cavilla był zły. Przeciwnie. Wiem jak przygotowywał się do roli Supermana, więc od początku uważałem angaż jego osoby za rewelacyjny pomysł. Tu zawaliła charakteryzacja. Nie chcę tu powiedzieć, że trzeba z Cavilla zrobić brzydala, bo każdy ma nieco inne wyobrażenie o tym bohaterze. Chcę powiedzieć, że oczekiwałem takiej charakteryzacji, żeby ten aktor w serialu mógł powiedzieć: "Ależ ja mam paskudną gębę" i żeby nie było to groteskowe. Przykładowo, żeby wyglądał tak. Oczywiście pomysł brody pochodzi od REDów, ale to tylko przykład, że da się zrobić bardziej wiedźmińskiego niż legolasowego Geralta.

Cytat:
Napisał Yennefer z Vengerbergu
"Mnóstwo czarnych loków, blada trójkątna twarz, fiołkowe oczy, lekko skrzywione wargi, ładne ramiona, zgrabna szyja, na szyi czarna aksamitka z gwiaździstym, skrzącym się od brylantów klejnotem."
~Ostatnie Życzenie
Nic dodać, nic ująć.

Cytat:
Napisał Cirilla Fionna Elen Riannon
"Miała jasne, mysiopopielate włosy i wielkie, jadowicie zielone oczy. Nie mogła mieć więcej niż dziesięć lat."
~Miecz Przeznaczenia
Nie więcej niż 10 lat podczas pierwszego spotkania Geralta z Ciri mającego miejsce w Brokilonie. Dopiero po wydarzeniach z opowiadań (w serialu tylko opowiadania), w Kaer Morhen dostała pierwszych miesiączek. Charakteryzacja zwaliła robotę (znowu). Widząc Freyę Allan widziałem Ciri. Szczególnie tu (nie powinno być blizny). Mysiopopielate włosy. Można powiedzieć, że REDzi też się tego nie trzymali, ale nie do końca tak jest, ponieważ: "Geralt spojrzał na Ciri. I omal nie zawył z wściekłości, widząc na jej szarych włosach bielutkie i lśniące jak srebro pasemka. Opanował się. To nie był czas na złość.", zaś Cirilla miała wtedy kilkanaście lat (nie chce mi się liczyć, ale da się). W "Dzikik Gonie" miała, na oko, ponad 25 (też da się policzyć). Zatem włosy Pani Czasu i Przestrzeni mogły zbieleć.

Cytat:
Napisał Calanthe
"Jak dawniej ozdabiała się szmaragdami pasującymi do zielonej sukni. I do koloru oczu. Jak dawniej, nosiła wąską, złotą obręcz na popielatoszarych włosach."
~Miecz Przeznaczenia
Zatem wygląd mamy za sobą. To nie miejsce na charakter.

Cytat:
Napisał Druid - hierofant Myszowór
"Znowu widać było drogę, a na drodze stał siwy koń, a na siwym koniu siedział jeździec – potężny, z płową, miotłowatą brodą, w kubraku z foczej skóry przepasanym na skos szarfą z kraciastej wełny."
~Miecz Przeznaczenia
Sami sobie porównajcie.

Cytat:
Napisał Fringilla Vigo
"I Fringilli Vigo, tej młodszej, sympatycznej, naturalnie wdzięcznej i skromnie eleganckiej, o zielonych oczach i włosach czarnych jak włosy Yennefer, ale mniej bujnych, krócej ostrzyżonych i gładko zaczesanych."
~Chrzest Ognia

"I blada iście śmiertelną, chorą, upiorną wręcz bladością."
~Pani Jeziora
Już pierwszy opis bardzo wyraźnie sugeruje kolor skóry Fringilli. Konkretnie to zielone oczy raczej rzadkie u czarnoskórych. O poprawności politycznej jeszcze będzie.

Cytat:
Napisał Stregobor
"Stregobor zawsze wyglądał tak, jak wedle wszystkich prawideł i wyobrażeń winien wyglądać czarodziej. Był wysoki, chudy, zgarbiony, miał wielkie, siwe, krzaczaste brwi i długi, zakrzywiony nos. Na dobitkę nosił czarną powłóczystą szatę z nieprawdopodobnie szerokimi rękawami, a w ręku dzierżył długaśny posoch z kryształową gałką. Żaden ze znanych Geraltowi czarodziejów nie wyglądał tak jak Stregobor."
~Ostatnie Życzenie
Tak, rzeczywiście. Serialowy Stregobor nie wygląda podobnie do innych czarodziejów.

Cytat:
Napisał Renfri
"Włosy koloru słomy nosiła nierówno obcięte, nieco poniżej uszu. Stała opierając się jedną ręką o drzwi, w obcisłym aksamitnym kaftaniku ściągniętym ozdobnym pasem. Jej spódnica była nierówna, asymetryczna – z lewej strony sięgała łydki, z prawej odsłaniała mocne udo ponad cholewą wysokiego buta z łosiowej skóry."
~Ostatnie Życzenie
Dalej.

Cytat:
Napisał Foltest
"Foltest był szczupły, miał ładną – za ładną – twarz. Nie miał jeszcze czterdziestki, jak ocenił wiedźmin."
~Ostatnie Życzenie

"Foltest, pan Temerii, Pontaru, Mahakamu i Sodden, a od niedawna senior protektor Brugge, demonstrował wszystkim swój szlachetny profil, odwracając głowę w stronę okna."
~Krew Elfów
Tego jest bardzo, bardzo dużo. Triss Merigold o kasztanowych/ryżych włosach (Yennefer w Pani Jeziora mówi do Triss, że powyrywa jej te ryże kudły - REDzi wcale nie są w swojej wizji tak odlegli od pierwowzoru). Kompanię Yarpena i jego samego pominę uprzejmym milczeniem z racji tego, że już byli wspomniani. Podpowiem też, że stwierdzenie, iż Civril jest "czarniawy" nie oznacza, że jest murzynem. Borch to nie stary, siwy dziadek. Myślę, że wszyscy wiedzą już co chcę powiedzieć. Już na poziomie obsady i wyglądu postaci Netflix pojechał jak skejt na lodzie. Powiecie: no, ale serial jest ogólnie spoko, więc można przymknąć na to oko. Doprawdy?

Charaktery, mówiąc oględnie, nie zgadzają się. Henry Cavill wkłada serce w Geralta, ale musi mówić to, co ci geniusze napisali w scenariuszu. Więc jest jak jest. Moim zdaniem to mocny punkt serialu.
Yennefer jest jest inna niż pierwowzór - wystarczy poczytać kilka dialogów. Wyniosłość, nie agresja. Ciri też nie jest dobrze odwzorowana, ale już Calanthe czy Foltest... to już niebo a ziemia. Calanthe jest w opowiadaniach bardzo inteligentna i agresywna, ale na zimny, dworski sposób. Nie wypowiada gróźb jak tani oprych w nędznej karczmie. Nie wpada na zorganizowaną przez siebie biesiadę spóźniona, a już tym bardziej nie zakrwawiona w zbroi. Nie zachowuje się jak niewykształcony najemnik. To królowa. Dama o wielkiej władzy. A Foltest... to prywatnie równy chłop. Wystarczy wspomnieć jak oficjalnie rozgłaszał, że interesuje go tylko odczarowanie Addy, a nieoficjalnie powiedział Geraltowi, że jeśli zabije w obronie własnej, to pokrzyczy, wywali z zamku i nic mu nie zrobi. A zapłacą mu inni.
No ale przecież uzgodniliśmy, że serial jest spoko, więc możemy przymknąć oko i na to. Jest sobie jakąśtam wizją kilku "geniuszy" i żyje jako odrębny twór. Na pewno?

Tak jak Bardiel wspomniał, strasznie kosmopolityczne są te Królestwa Północy, co jest całkowicie niezgodne z klimatem książek. Zostały one zbudowane na fundamencie średniowiecza z domieszkami innych epok. Jeśli miałbym strzelać jak wygląda planeta, na której znajduje się Kontynent, to powiedziałbym, że odpowiednik naszego równika jest na wschodnio południowym wschodzie. Temperatura bardzo szybko rośnie w kierunku wschodnim, o czym świadczy np. Pustynia Korath. Jest też Zerrikania, Ofir czy Zangwebar. Niekoniecznie w tej kolejności. Zdaje się, że wraz posuwaniem się w kierunku południowym także klimat się ociepla, ale wolniej, o czym może świadczyć Toussait i sama stolica Nilfgaardu - Nilfgaard. Z kolei na zachodzie i północnym zachodzie jest zimno. Nie bez powodu Kovir i Poviss ma stolicę letnią i zimową (odpowiednio Pont Vanis i Lan Exeter).

Porównajmy sprawę z nadchodzącą Diuną. Oczywiście filmu nie można oceniać po obsadzie, ale obsada jest częścią składową filmu. Widzimy tutaj cztery "Frakcje". Widać tutaj obsadę całkowicie zgodną z książką, choć Frank Herbert nie opisał koloru ich skóry. Wygląd był określany z kontekstu. Dlatego Fremeni żyjący na niegościnnych pustyniach będą mieli ciemniejszą karnację niż przyjezdni na Arrakis. Oby tacy byli wszyscy Fremeni. Yueh natomiast nigdy nie został opisany jako Azjata, ale była jedna, maleńka przesłanka, by tak uważać. Obwisłe wąsiki kojarzące się z naszymi dalekowschodnimi przyjaciółmi.

Co więcej, Sapkowski garściami czerpie z mitologii celtyckiej, germańskiej, skandynawskiej czy też słowiańskiej. Szczególnie mit arturiański jest tu mocno widoczny. Co to oznacza?
Czas akcji to odpowiednik średniowiecza (tym śmieszniejsze jest to, iż prymitywne pod względem technologicznym driady posługują się tak nowoczesnym sprzętem jak kusza, a łuków, z których były znane, raczej nie było za wiele) z domieszkami innych epok (dostępnych wyższym sferom w szerokim tego słowa rozumieniu: naukowcy - wieczyste ruchadło, czarodziejki - genetyka).
Miejsce akcji to odpowiednik mniej więcej środkowej Europy. Skąd zatem taka wielorasowość? Tego nie wie nikt, ponieważ nie da się tego wyjaśnić pozostając w zamkniętym, izolowanym od naszego wiedźmińskim uniwersum.
Taki fakt da się wyjaśnić wyłącznie ingerencją ideologii producentów w wiedźmiński świat.
To strasznie smutne, że mając książki o tak antyrasistowskim i feministycznym wydźwięku poprzez wykręcenie fabule rąk zmniejszają na to nacisk i wrzucają zamiast tego poprawność polityczną nie pasującą do świata. Wyważają otwarte drzwi. Nie, przepraszam. Rozwalają ścianę, żeby przejść obok pustej futryny tworząc tym samym brzydką wyrwę.


Świat

Świat nie trzyma się kupy na wielu poziomach. Pamiętacie walkę Geralta z kikimorą? Była wielka. Jakiej wielkości stwora przywiózł Geralt na Płotce? Przyjrzyjcie się.
Dol Blathana, Dolina Kwiatów, kraina urodzaju. A widzę piaszczysty, wyschnięty teren. Serio? Podpowiem, że żyzną glebą jest czarnoziem, nie piach.
Odcinek ze strzygą jest jedną, wielką karykaturą. Foltest chce, żeby odczarowano Addę, ale nie pozwala wiedźminowi spróbować. Ba! Wystawia straże stojące nocą tyłem do dworu, gdzie przebywa potwór, żeby Geralt nie spróbował zdjąć klątwy. Ten z kolei potwór wyłazi nocami i grasuje po CAŁYM KRAJU (?!), a potem wraca w ciągu tej samej, jednej nocy do dworzyszcza? Ma dziewczynka tempo. Oczywiście omijając strażników.
Yennefer walcząca mieczem jest śmieszna. Nie dlatego, że aktorka nie dała rady z choreografią (jeśli to była ona). Po prostu czarodzieje nie są biegli w walce bronią białą. Oni niszczą armie czarami i śmieją się z wiedźmińskich znaków. Więc tym bardziej groteskowe jest to, że czarodziejka walczy i mówi wiedźminowi kiedy Geralt ma użyć swojego śmiesznego (dla czarodziejów) znaku, a nie korzysta z własnej potęgi.
W leży smoczycy wypadają na bohaterów Rębacze z Crinfrid, którzy po drodze się rozmnożyli, zaś smok w tym czasie siedzi na grzędzie i nie robi zupełnie nic oprócz spalenia jednego człowieka, gdy tylko dwie postacie walczą w obronie jaj. Ajajaj...
Eyck z Denesle jest rycerzem. Mam wrażenie, że Netflix nie rozumie kim jest rycerz i jakie ma wartości. Pojęcie etosu rycerskiego jest im obce. Nie wspominając, że to całkiem niezgodne z charakterem tegoż konkretnego rycerza.

Cytat:
Napisał Eyck z Denesle
"- Nie, panie Kennet - powtórzył rycerz. - Chyba, że po moim trupie. Nie dopuszczę, by obrażano w mojej obecności honor rycerski. Kto odważy się złamać zasady honorowego pojedynku...
Eyck mówił coraz głośniej, egzaltowany głos łamał mu się i drżał z podniecenia.
- ...kto znieważy honor, znieważy i mnie, i krew jego lub moja popłynie na tę umęczoną ziemię. Bestia żąda pojedynku? Dobrze więc! Niechaj herold otrąbi moje imię! Niech zadecyduje sąd bogów! Za smokiem siła kłów i pazurów, i piekielna złość, a za mną...
- Co za kretyn - mruknął Yarpen Zigrin.
- ...za mną prawość, za mną wiara, za mną łzy dziewic, które ten gad..."
~Miecz Przeznaczenia
Bitwa dowodzona przez Calanthe to tragedia. Dwie armie biegnące na siebie. W tym jedna z kawalerią. Nic tylko klaskać geniuszowi taktyczno-strategicznemu dowódców. Niby pierdoła, ale diabeł tkwi w szczegółach. A płatek do płatka i robi się lawina.
Zbroje Nilfgardczyków o bardzo zagadkowym zastosowaniu. Nie wiem jakim, ale z pewnością nie obronnym.
Geralt wyprawiający się na połów dżina na siatkę, bo nie może zasnąć. Wyeliminujmy mysz podpalając spiżarnię. Skąd wiedział, że tam jest dżin? Dlaczego nikt go nie wydobył?
W każdym odcinku znajdzie się jakiś ekspert pouczający Geralta o przeznaczeniu. To nie jest temat, który pojawia się w każdej konwersacji jak pogoda. W szczególności, że o prawie niespodzianki łączącym Geralta i Ciri wiedzieli nieliczni (do pewnego czasu).
Ciri rzucająca się na szyję człowiekowi, którego pierwszy raz widzi na oczy. W szczególności jest to bardzo wiarygodne po niedawnych przejściach z dopplerem.
I tu już nie można się zasłonić wizją. To są niezgodności na poziomie logicznym. Nie trzeba być tu znawcą książek Sapkowskiego. Każdy świat musi być wewnętrznie spójny. Paradoksalnie w szczególności fantasy.

Jak już wspominałem, fabuła została całkowicie przenicowana. W szczególności ta niezwiązana z wątkiem fabularnym Geralta. Przykłady? Proszę bardzo.
Weźmy sobie Yennefer. Pomińmy mało istotny fakt, że nie została sprzedana tylko oddana i przejdźmy do grubej sprawy. Do magii. W świecie wiedźmina energię magiczną czerpie się z żywiołów, a nie węgorzy. O nie, skończyły mi się węgorze, nie mogę czarować!
Żywioł ognia był najbardziej chaotyczny i najtrudniejszy do kontrolowania. Dlatego Ciri nie mogła za bardzo rzucać zaklęć opartych na żywiole wody, gdy była na Pustyni Korath, ale kiedy rozpaliła ognisko, mogła do niego sięgnąć. Chyba, że ma się na usługach dżina (wiem, dżin jest powietrzny, a marid wodny). Wtedy bardzo potężne źródło mocy chodzi z czarodziejem, który może przestawiać góry, bo zasłaniają mu widok z jego wieży. I tu odbija nam się wszystko brzydką czkawką oraz wiatrami. To dlatego Yennefer chciała schwytać dżina. W pogoni za potęgą, nie macierzyństwem. Była w stanie poświęcić całe Rinde, żeby zdobyć więcej mocy. To nam stawia Yennefer w innym świetle, nieprawdaż? Taka była Yennefer z Vengerbergu.

To prowadzi do kolejnego absurdu. Czarodziejki były sterylizowane przez magię. Wiedźmini zdaje się, że też. Taka jest cena mocy, którą ludzie godzą się płacić (lub zostają do tego zmuszeni). Usunięcie jajników nie prostuje garba, zaś Tissaia magicznie poprawiła wygląd naszej czarnowłosej czarodziejki w niedługim czasie po próbie samobójczej.

Z Yennefer jest związana jeszcze jedna, olbrzymia pomyłka istotna z punktu widzenia sagi. Teleportacja przy Tor Lara, czyli Wieży Mewy (nazwanej w pewnym miejscu - całkowicie niepoprawnie - Wieżą Jaskółki). Chaotyczny, niebezpieczny portal w Tor Lara (prowadzący właśnie do Tor Zirael - Wieży Jaskółki) wypaczał wszystkie portale tworzone przez czarodziejów. Nie dało się stamtąd teleportować. Dopiero Ciri się udało przeniesienie i to korzystając z teleportu w Tor Lara, który to eksplodował niszcząc Vilgefortzowi pół twarzy.

Skoro jesteśmy przy Vilgefortzu, to jest to jedna z największych pomyłek serialu. Czarnoksiężnik grający pierwsze skrzypce w II bitwie o wzgórze Sodden (nie, nie była to Yennefer), człowiek potrafiący zneutralizować antymagiczne właściwości dwimerytu, który rozłożył Geralta lewą ręką w pojedynku na broń białą został zmiażdżony przez Cahira. Dramat.

Płynnie przechodząc do Cahira, to w żadnym wypadku nie był fanatykiem Nilfgaardu. Dostał zadanie od samego Emhyra: sprowadź Ciri żywą. Nie udało mu się, przez co stracił na znaczeniu na dworze. Koniec pieśni. Potem, w sławetnej bitwie o most, walczył przeciwko Nilfgaardowi. Ogólnie to był miły człowiek, nie fanatyk urządzający obławy z Fringillą Vigo, co ma znaczenie, bo w końcu przecież dołącza do Geralta.

A skoro już przy Fringilli, to spodziewałbym się, że będzie uczyła się w Loc Grim w Nilfgaardzie (lub innej akademii). Ewentualnie u Artoriusa Vigo, rzeczywiście jej wuja. Nie chodziła do Aretuzy i nie była szkolną koleżanką Yennefer. "Poznały się" na wzgórzu Sodden. Wyrafinowane czarodziejki nie wróżą z jelit. Bardziej wioskowi wróżbici. I to ze zwierzęcych.
Bardzo duże znaczenie tutaj ma fakt, że Nilfgaard bardzo krótko trzymał swoich czarodziejów. Dlaczego to ma duże znaczenie? Już wyjaśniam. Ponieważ pewien czarodziej obłożył Emhyra klątwą. Kiedy udało się ją zdjąć, władca ten stał się bardzo cięty na magów. Nawet usuwano portrety, żeby przyszłe pokolenia nie wiedziały jak ci ludzie wyglądali. To sprawiło, że przegrał II bitwę o Sodden. Nie miał odpowiedniej kadry czarodziejów, a Królestwa Północy tak. Zatem w żadnym wypadku Fringilla nie mogła być osobą dowodzącą. A już na pewno nie ładnie ubierającą się, co jest napisane w książkach wprost.

Co ciekawe, nie istnieje żadne Bractwo Asasynów... tfu... Czarodziejów. Istnieje Kapituła i Rada rozwiązana po rebeliach Falki, a przywrócona w bliżej nieokreślonym czasie. I z pewnością nie należy do niej Stregobor.

Trzymając się potężnych czarodziejów: Tissaia de Vries rozłożona przez Fringillę. Błagam. Na Thanedd znajdował się pałac - Garstang. Tam czarodzieje obradowali, a żeby nie dochodziło do incydentów, Nina Fioravanti, potężna czarodziejka i mistrzyni władania żywiołem ziemi obłożyła to miejsce silną aurą antymagiczną. Zajęło jej to rok. Tissaia zdjęła tą barierę jednym zaklęciem.

Zostawmy magików. Przejdźmy do Pani Czasu i Przestrzeni. Kiedy zagrożenie ze strony Nilfgaardu stało się realne, Calanthe nie machnęła ręką jak w serialu, zaczęła kombinować nad wzmocnieniem pozycji Cintry. Dlatego chciała zaręczyć Cirillę z Kistrinem z Verden. Ta uciekła i wpakowała się do Brokilonu. Driady tymczasem miały problem z ludźmi. Strzelały do każdego, kto zbliżył się za bardzo ponieważ ludzie wyrzynali Brokilon. Najpierw strzał ostrzegawczy, potem ten śmiertelny. Geralt został wpuszczony tylko dlatego, że znał się z Eithne (o srebrnych włosach...). Tam poznał Ciri. Tam uratował Ciri. I nie było wtedy zimy. Raczej okres letni. Stamtąd ta dwójka się znała. To bardzo duża zmiana.
Tym dziwniejsze, że nagle doppler (którego w książkach nie było) wmaszerował sobie do Brokilonu i nikt nic nie zauważył. Szczególnie mężczyzna. Tam były tylko kobiety. Elfom nie była podawana Woda Brokilonu. Była podawana tylko dziewczynkom, żeby zapomniały o swojej przeszłości i w pełni stały się driadami.
Ciri wróciła potem do Cintry, a nie szukała Geralta, który to właśnie do Cintry ją odesłał poprzez wydanie jej Myszoworowi.

Przejdźmy do najlepszego. Geralt. Przyznaję, że pierwszy odcinek był bardzo niezgodny, ale szkielet fabularny pozostał. Dalej było tylko gorzej.
Geralt spotkał Jaskra w Gulecie, a nie nieopodal Dol Blathanna, ale to nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Tą przygodę wykastrowano zanim zabrano się za resztę. Niby ten szkielet jakoś człowieka przypomina, lecz jakby za mało kości ma. To było jak przeczytanie streszczenia książki. Niby najważniejsze fakty są w porządku. Problem w tym, że tu nie wybrzmiał dramat elfów. Niby Filavandrel coś sobie pogadał, lecz to nie o to chodzi, żeby walnąć sobie jeden dialog i uznać, że sprawa odfajkowana.
Wyzimskiej przygody nie będę komentował. Tam jest tak dramatyczny rozjazd. Prawie nic się tam nie zgadza.
Biesiada w Cintrze. Już na początku opowiadanie dostało w twarz. Czytając je zastanawiałem się: co robi Geralt w tym miejscu i dlaczego ma się podawać za Ravixa z Czterorogu? Tu przyprowadza go Jaskier (którego nota bene nie było), żeby Geralt go chronił... Napięcie buduje się powoli, Calanthe próbuje wciągać wiedźmina we własną intrygę, zmusić, by zrobił to, co królowa chce. Tu królowa wpada jak najemny zbir. Opowiadanie błaga o litość, ale masakra jeszcze się nie kończy. Pojawiają się goście, w tym Jeż z Erlenwaldu. Tu (kilkukrotnie) ujawnia się przebiegłość Calanthe. Wywiązuje się walka, ale jej zakończenie nie spuszcza powietrza. Czytelnik czuje, że to nie był punkt kulminacyjny. Myszowór (poznany przez Geralta dopiero tutaj) komunikuje się z wiedźminem, bo obaj to czują. I wtedy następuje punkt kulminacyjny. Zamek grozi zawaleniem. Co dostaliśmy? Walkę spuszczającą parę, a potem nieciekawą eksplozję. Opowiadanie się już nie rusza, ale kopać dalej trzeba. Myszowór grał pierwsze skrzypce w walce z Pavettą. Tutaj robił... nie wiem... coś. I nie jestem pewien dlaczego. Tam reagowali, ponieważ zamek groził zwaleniem się wszystkim na głowy. Tutaj Duny i Pavetta uroczo latali sobie w powietrzu. Ale groza... Zieeew...
O odcinku z dżinem już pisałem, więc możemy przejść dalej. Co nie oznacza, że to wszystko...
Resztę omówię w skrócie. Kolejny odcinek wykręca fabule rękę i kładzie ją na glebie. Biedna fabuła już nie tyle stuka, co wali w ziemię, by netflixowy sadysta przestał. Ten ani myśli. Geralt po pewnym czasie od powyższej uczty przybywa do Cintry i bynajmniej nie jest to tuż prze inwazją, a jeszcze przed wydarzeniami w Brokilonie. Przychodzi po dziecko niespodziankę, ale tak bez przekonania. Calanthe prezentuje mu zestaw chłopców i mówi, że jak trafi we właściwego, to może go wziąć. Geralt załapał, że Dziecka Niespodzianki tu nie ma i odszedł. Kaniec filma. Nawet nie wiedział, że to dziewczynka. Dowiedział się w Brokilonie. I nie było go w Cintrze podczas pogromu.
Coś takiego jak bitwa o wzgórza Sodden miała miejsce. Były nawet dwie. Jedna sromotnie przegrana przez Królestwa Północy (to ta z Eistem ze strzałą w oku), a w drugiej byli czarodzieje. Bitwy nie następowały jedna po drugiej. Były to wojny armii. W serialu armii nie było widać, za to nieistniejące w książkach zamczysko już tak.
Czarodziejów z Północy było czternastu pod dowództwem Vilgefortza z Roggeveen, na której to bitwie wybił się tak mocno, że zapewnił sobie miejsce w Kapitule (nie żadnym Bractwie). Czarodziejów po stronie Nilfgaardu było znacząco mniej. Nie zdziwiłbym się, gdyby było ich ze 2-3, ale może była tylko jedna. Fringilla Vigo. Jeśli chodzi o Geralta z tego odcinka, to nawet w prostym opowiadaniu udało się szanownej pani Hissrich coś zepsuć, choć przyznaję, że nie aż tak dużo.

Podsumowując, przygody są tu płytkie. Są omówione na szybko, jakby twórcy wypisali sobie kilka punktów, które muszą się znaleźć, po czym po białośluzówkowym trakcie pomknęli ku krainie jednorożców. Gdzie pan DeMayo zapędził się tak mocno, że trafił do Ponylandii gubiąc po drodze prawie wszystkie wypisane punkty.


Technikalia

Irytowała mnie nic nie wnosząca do serialu nagość. Jestem zwolennikiem zastosowania jej w konkretnym celu. Można to rozwinąć. Jestem zwolennikiem idei, że wszystko, co dzieje się w filmie ma mieć jakiś cel. Jeśli można jakąś scenę wyciąć i nic to nie zmieni, to należy się jej pozbyć, a wstawić coś użytecznego. Może to przedstawienie świata, jakiejś ważnej akcji... cokolwiek. Mnóstwo scen z Ciri dałoby się wywalić, zaś serial by nie ucierpiał.

Serial jest w miarę równy tylko dlatego, że dobre historie z Geraltem zostały do pewnego stopnia zepsute. Dzięki temu sceny z Yennefer i Ciri wyglądają znośnie. Gdyby tak nie było, kontrast byłby uderzający.

Nie jestem fachowcem od robienia filmów. Widzę obraz i mnie "uwiera", ale ciężko mi określić co w nim jest nie tak. Dysponując fachową wiedzą można precyzyjnie wskazać te elementy. Człowiek tworzący kanał "Na Gałęzi" właśnie to robi. Zapraszam do zapoznania się, bo jest to spojrzenie na "Wiedźmina" od kuchni.
Inscenizacja, oświetlenie, grading kolorystyczny. O tym traktuje powyższy link.

Ścieżka dźwiękowa była dla mnie nijaka. Potrafi ktoś coś zanucić? Ja nie. Nie tworzyła mi klimatu i nie zapadła mi w pamięć. Dobrze, że nie była zła, lecz definitywnie poniżej oczekiwań.
Od razu zaznaczam, że z powyższego wyłączony jest "Toss a coin to your witcher" w dowolnej wersji językowej.


Podsumowanie

Netflix wyłożył się na prawie wszystkim, na czym mógł się wyłożyć. Serial, według mnie, bronił się tym, że materiały źródłowe były świetne i nawet ich nieudolne streszczenia są dość interesujące.
Ostatnim stojącym jest Henry Cavill. Kawał dobrej roboty, mnóstwo serca, przygotowań i umiejętności. Tona poświęcenia. Mam wrażenie, że starał się być Geraltem, a nie go grać. Chapeau bas.
Jeśli chodzi o Anyę Charlottę, to w innej roli byłaby w porządku. Nie chcę tu powiedzieć, że to zła aktorka - w żadnym wypadku. Po prostu nie pasuje mi jako Yennefer i trochę rozminęła się z charakterem postaci.
W przypadku Ciri to, niestety, nawet jakby Freya Allan zaczęła klaskać rzęsami stojąc na nich, to z pustego i Salomon nie naleje. Biedną dziewczynę pokarało takim a nie innym zespołem scenarzystów, reżyserów i innych profesjonalistów. Sceny z Ciri były tragikomiczne, ale nie ze względu na Freyę. Jak dla mnie zrobiła dobrą robotę na słabych fundamentach. Samo to zasługuje na uznanie.

Każdy odcinek oglądałem blisko 4h, bo co kilka sekund był jakiś absurd i niespójność. Zatem...

Świat jest niespójny. Nie tylko z prozą Sapkowskiego, ale też wewnętrznie, co jest olbrzymim zarzutem.
3/10

Wygląd postaci jest nietrafiony w dużej mierze przez ideologię producenta, co jest karygodne (1/10). Ich charakter w części przypadków jest skrajnie różny od pierwowzoru bez wyraźnego powodu. Ot tak sobie. Wszelkie zmiany były nieudane. Ani jedna postać nie jest przez zmianę lepsza niż w książkach, przeciwnie (4/10). Całokształt psuł mi immersję.
2,5/10

Fabuła została w najlepszym wypadku lekko zniekształcona. W większości wypadków jednak jest poważnie zdeformowana i pozbawiona głębi. Adepcie, nie poprawiaj dzieła mistrza (wiem, porównanie trochę słabe, bo mimo wszystko z Sapkowskiego mistrz raczej nie jest). Zmiany i tu wyszły na złe. W powieściach wszystko trzymało się kupy. Tutaj nie zawsze tak jest.
4/10

Warstwa techniczna to najlepsza strona serialu. Świat nie wygląda na brudny poza pierwszym odcinkiem, jednakże wygląda ładnie. W pozostałych brakowało mi tej szarości i brudu, dynamiki scen czy oświetlenia ukrywającego niedoskonałości. Wprowadzanie postaci jak z karabinu maszynowego sprawiło, że na śmierci patrzyłem obojętnie. Nie przywiązałem się do nich. To kolejny minus. CGI nie będę się czepiał, bo wyszło solidnie. Złoty smok był niezgodny z książką, bo miał szczątkowe przednie łapy, ale to mniejsza kwestia. Sceny walk bardzo mi się podobały. Były niezgodne z książką - walka ze strzygą, niestety, leży na poziomie logiki. Geralt potrzebował miejsca na swobodne poruszanie się, a tutaj był w jakimś korytarzu. Niemniej walki definitywnie na plus. Światłem nie zagrali prawie w ogóle.
6/10

Zatem ocena ogólna to (zaokrąglając w górę): 4/10.
Jeśli ktoś chce serialowego fast fooda, który tylko przyjemnie się ogląda, to będzie zadowolony.
Jeśli ktoś chce obejrzeć kawał solidnej roboty czy może nawet dzieło, to nie ten adres. Definitywnie nie jest to coś, co może się mierzyć z "Grą o Tron".

A jeśli ktokolwiek wciąż myśli: ale to przez budżet, to ostatecznie wyprowadzę go z błędu. Budżet Netflixa na 8 odcinków "Wiedźmina" to około 70-80 mln dolarów. Budżet HBO na 1 sezon "Gry o Tron" to około 60 mln dolarów na 10 odcinków.
Wystarczy nie psuć materiału źródłowego.


P.S.

Tu macie mapę. Z kalendarium wziętym z... serialu. Czy muszę dodawać jak bardzo jest kanoniczna? Wygląda ładnie. Tyle.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 11-01-2020 o 20:50.
Alaron Elessedil jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem