Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2011, 22:15   #1
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
[Wampir: Maskarada] - W noc taką jak ta... [Warsztaty]

Słońce kilkadziesiąt minut temu schowało się za starymi kamieniczkami pilźnieńskiego rynku. Ciepły, majowy wieczór skłaniał do spacerów, do wypicia jeszcze jednego piwa w licznych ogródkach piwnych przytulonych do restauracji i pubów. Ludzie leniwie podążali do domów, zatrzymywali się przy wystawach, spacerowali trzymając się za ręce, szukali wolnych stolików... Na łączeniach granitowych płyt rynku zagrały kółka deskorolki. Ubrany na młodzieżowo mężczyzna zeskoczył z deski i zręcznie podniósł ją z ziemi. Usiadł przy jednym ze stolików i gdy tylko pojawiła się kelnerka zamówił colę. Kilka osób siedzących przy pobliskich stolikach, w większości tej piękniejszej płci, zwróciło na mężczyznę uwagę, on jednak wydawał się bardziej zainteresowany okolicą i budynkami niż ludźmi, którzy go otaczali.

Fasadę galerii Visio, znajdującej się dokładnie na przeciwko deskorolkowca, rozświetliły reflektory ukazując jej nietypową architekturę.

.

******


Książę nie miał w zwyczaju zapraszać na rozmowę; w ostatnim okresie nie miał nawet w zwyczaju bywać w PIlźnie - praktycznie cały czas spędzając w Pradze. Z Rodziną spotykał się w zasadzie tylko przy okazji przyjęć i wernisaży. Czasami jednak sprawiał wręcz wrażenie, że te spotkania go nużą i uczestniczy w nich tylko dlatego, że tak wypada. Zaproszenie jakie otrzymałeś tuż po obudzeniu było więc sporym zaskoczeniem. Informacja była zdawkowa, jeżeli nie lakoniczna:

Cytat:
Naszym życzeniem jest spotkać się z Panem dzisiejszej nocy o godzinie 23:00 w Elizjum.
Poniżej widniał tylko zamaszysty, aczkolwiek wyraźny podpis.

Czasu pozostawało niewiele - trochę ponad godzinę. Tylko tyle, aby załatwić najpilniejsze sprawy i dotrzeć do Elizjum.


******


Na miejscu - w Elizjum - zastajesz zdziwionego i nieco zdenerwowanego ghoula Zvielitkowej, który prowadzi Cię do jednej z sal Elizjum. Zauważasz, że nie jest ona przygotowana do spotkania - jest to zaskakujący fakt, nie przypominasz sobie, aby kiedykolwiek wcześniej sala nie była przygotowana. Na dostawionym stoliku ustawiono odtwarzacz DVD i rzutnik podpięte przedłużaczem do odległego gniazdka; ekran rozwieszony jest niechlujnie - wszystko sprawia wrażenie rozstawianego w pośpiechu i w ostatniej chwili. Prócz Księcia jest tutaj jeszcze kilku innych Spokrewnionych, właściwie wszyscy, którzy (poza Primogenami) w mieście się liczyli, tym samym - foteli w saloniku nie starczy dla wszystkich, co tylko wzmaga wrażenie “spotkania zwołanego w ostatniej chwili”.




Książę rozparty wygodnie w fotelu powiódł wzrokiem po zgromadzonych i powiedział z typową dla siebie manierą:
- Wezwaliśmy was tutaj, ponieważ sytuacja - uważamy - wymknęła się spod kontroli. Domena, taka jak ta; w której szanuje się prawo i tradycje, nie może działać w ten sposób. Prawo Maskarady zostało pogwałcone i nie możemy tego tolerować. Liczyliśmy, w swej naiwności, na jakieś otrzeźwienie Szeryfa jednak widzimy, że ono nie nastąpiło. - Książę przerwał na chwilę podnosząc efekt tego co powiedział i jednocześnie zostawiając chwilę na przemyślenie i dopisanie sobie własnych interpretacji - Morderstwa, które mają miejsce w mieście są dziełem jakiejś istoty nadnaturalnej. Tutaj znajduje się dowód - przesunął płytę DVD po bocznym stoliku - zapis z kamer miejskiego monitoringu. Sprawa musi zostać rozwiązana. Maksymalnie szybko, zanim zatuszowanie wszystkiego stanie się całkowicie niewykonalne. Nie musimy wspominać o tym, że Praga jest zaniepokojona tutejszymi wydarzeniami i życzy sobie natychmiastowego rozwiązania sprawy? Otrzymacie rozsądne wyposażenie i wsparcie z naszej strony, a szybkie zakończenie również zostanie przez nas nagrodzone. Czy są pytania? - zakończył wstając i właściwie nie dopuszczając żadnych pytań, odmów czy utyskiwań. Spojrzał na zegarek i dokończył: Nasz sługa Hans, którego tu zaraz przyślemy, zajmie się tymi sprawami.

Markus, z wdziękiem i dumą transatlantyka wśród rybackich łódeczek, zmierzał ku drzwiom wyjściowym z pomieszczenia.
 
Aschaar jest offline  
Stary 02-10-2011, 11:55   #2
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Po przebudzeniu Aljur jak zwykle wstał z łóżka i ruszył do łazienki. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Ubrał szlafrok i poszedł otworzyć. W drzwiach stał jego sekretarz Radko, z dość dużą paczką w rękach.
-Paczka do Pana.- powiedział lekko zdyszanym głosem. Aljur wpuścił go do środka
-Nadane wczoraj, prosto z Pragi...chyba coś ważnego- wyjaśnił Radko wchodząc do środka i kładąc paczkę na podłodze
-Otworzyć?- zapytał wpatrując się w wampira, Aljur kiwnął twierdząco głową. Radko otworzył paczkę i wyciągnął kartkę papieru
-Tylko tyle...- powiedział zdziwionym głosem, Aljur wziął kartkę do ręki. Był na niej tylko zapisany tekst „Naszym życzeniem jest spotkać się z Panem dzisiejszej nocy o godzinie 23:00 w Elizjum.” oraz znajdujący się pod nim podpis księcia. Na kartce znajdowały się również znaki wodne przedstawiające jakiś herb, Radko też nie wiedział czyj on jest, więc Aljur przypuszczał, że może to być herb księcia. Odprawił swojego sekretarza i przemyślał raz jeszcze znaczenie tego listu.


Wiadomość ta wprawiła Aljura w dobry nastrój. Od dłuższego czasu zastanawiał się już jak przedostać się zgrabnie do towarzystwa księcia. A tu okazja sama się trafiła. Miał jeszcze nieco ponad godzinę do spotkania. Musiał skrócić swoje spotkanie z przewodniczącym rady miasta.. Był w tak dobrym humorze, że postanowił zaspokoić swój głód krwi po powrocie ze spotkania z księciem. Postanowił więc, że nie ma na co czekać. Ubrał się w jeden z swoich najelegantszych garniturów i będąc pewnym, że wygląda dobrze wyszedł z domu i wsiadł do swojego auta.


Po jakichś dziesięciu minutach pukał już do drzwi przewodniczącego rady miasta Milosza Brny. Ten powitał go z otwartymi ramionami. Aljur z wrodzonym sobie sztucznym uśmiechem uściskał swego znajomego. Traktował to spotkanie czysto zawodowo, chciał poznać jakie decyzje ma podjąć rada przy najbliższej sesji i ,gdyby te decyzje nie odpowiadały Aljurowi, nakierować pana Milosza tak aby załatwił to po myśli Aljura. Był zaproszony kolację, jednak spotkanie z księciem spowodowało skrócenie jego wizyty.

Przez niecałą godzinę rozmawiali z Miloszem na temat projektów jakie rada będzie uchwalać. Aljurowi udało się zmienić zdanie przewodniczącego w paru najważniejszych kwestiach, na resztę po prostu nie miał czasu. Wychodząc umówił się z Miloszem na partyjkę w bilarda w przyszłym tygodniu, po czym opuścił dom przewodniczącego i wsiadł do auta

Gdy stanął przed drzwiami Elizjum spojrzał na zegarek- 22:50, „idealnie” pomyślał i zadzwonił do drzwi. Otworzył mu ghoul opiekunki Elizjum. Aljur zmierzył go niechętnym wzrokiem, wyglądał nieco dziwnie i sprawiał wrażenie zdenerwowanego
-Ja na spotkanie.- powiedział krótko, poprawiając swój garnitur. Ghoul bez słowa ruszył przed siebie, Ghorelk poszedł za nim. Zatrzymali się przed drzwiami do jednej z sal. Wokół nich stało jeszcze parę, znanych Aljurowi z widzenia, wampirów.

-Można wejść.- powiedział ghoul, po czym odszedł. Aljur kiwnął grzecznie głową na powitanie oczekującym wampirom, po czym rozglądając się nacisnął klamkę i wszedł .W środku zauważył dwa fotele ustawione na środku pokoju. Pomiędzy nimi stolik, na którym ustawiono projektor, skierowany na krzywo rozstawiony. Jedne z nich zajmował już książę. Ten zerknął na nich i nie witając się odwrócił wzrok z powrotem na ekran. Aljur, mimo to, ukłonił się z szacunkiem i stanął na lewo od księcia. Po wejściu wszystkich, książę zaczął krótką przemowę. Przedstawił im ich zadanie, a mianowicie rozwiązanie zagadki tajemniczych morderstw. Wydawało się jak by nie bardzo miał ochotę tutaj być. Dało się słyszeć, że się śpieszy. Nawet bardzo. Po przekazaniu informacji dotyczących zadania wstał szybko i bez pożegnania ruszył w stronę drzwi wyjściowych.
 
Aronix jest offline  
Stary 02-10-2011, 13:59   #3
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Loki otworzył oczy. Zdjęcie na suficie przypominało mu codziennie że stracił pociąg seksualny już na zawsze. Nie był tym zmartwiony, po prostu lubił popatrzeć na świetnie wykonany akt.

Często nie mając nic do roboty leżał na łózku i gapił się na niego. Jego nauczyciel nie potrafił zrozumieć jak można trzymać jedno i to samo zdjęcie przez tak długi czas. Osiemdziesiąt lat w Pilznie i nigdy go nie wyrzucił, można nawet nazywać to nałogiem.
"Dobra, czas ruszyć ten mój martwy tyłek" Ociężale podniósł się z posłania. Rozsunął trzy warstwy kotar i otworzył okno. Nigdy nie lubił rolet czy zabijania otworu deskami. Lubił patrzeć na powoli szykujące się do snu osiedle. Powiew wiatru wcisnął mu kosmyk włosów do ust.
"Popieprzona sprawa z tymi kudłami. Tniesz i tniesz a i tak ci odrastają. Zobaczmy czy dziś ktoś mnie kocha" Wziął z szafki telefon. Odczytał wiadomość, a pokój wypełniły przekleństwa.
Szybkie stukanie w komputerze i pospieszne ubieranie się wymieszane zostały z mruczeniem do siebie. Gdyby ktoś stał przy szafie bądź biurku dosłyszał by jak to Loki kocha cały świat i rządzących.
Wpadł do kuchni spodziewając się zastać tam Honzę. Popierdolona sprawa mieć współlokatora który nazywa się tak samo jak jeden z primogenu... Akurat szykował sobie popcorn. "A w dupę z dominacją" Loki odchylił mu głowę i szybko wbił się w jego kark. Honza krzyknął jednak jak zwykle nie szarpał się z powodu ataku. Loki stwierdził że wmówi mu jakąś bajeczkę po powrocie. I tak znając życie młody student będzie miał codzienną sesję pornoli więc nie zaśnie tak szybko, a nawet jeśli to wybudzony ze snu będzie łatwiejszy do manipulacji.
Loki ocierając usta chustką zabrał z korytarza długi nóż jeszcze z czasów jego pierwszej pracy i powiewając płaszczem oraz nucąc melodię wybiegł na autobus.
- Kurwa! - krzyknął gdy kierowca zamknął mu drzwi przed nosem. Spojrzał na zegarek. 40 minut do spotkania. Z wściekłą miną rozpoczął bieg do najbliższego przystanku tramwajowego.
- Co też chce ten dziadyga ode mnie. Miałem wpaść do Anezki, a nie wysłuchiwać o problemach jego książęcej dupy. Popierdolony początek nocy, a miałem się ze spokojem wykąpać. Niech go cholera weźmie. Będę musiał wszystko poprzekładać. - Z takimi słowami Loki dobiegł i wskoczył do pierwszego lepszego tramwaju jadącego w stronę Elizjum.
* * *
Rynek jak zwykle o tej porze był zatłoczony. Postać Lokiego niczym taran rozpychała potencjalny pokarm. Nagle, tknięty jakby przeczuciem Tremere wysilił swe zdolności lepszego postrzegania. "Samuel, też gdzieś zmierza, chyba mnie nie widzi. O, a tam jakiś zboczeniec w płaszczu, pewnie ekshibicjonista. Kuźwa, ile ludzi, zaraz kogoś przewrócę, a tamten mały to chyba coś przeskrobał, śmieszny, tyłek mu się pali jakby się zesrał. Cholera, minuta do spotkania. Jest, to tutaj, ale ludzi chyba będzie więcej niż się spodziewałem. To dobrze, nie tylko mi księciulo rozbabrał plany na wieczór"
Loki w pośpiechu minął ghula rzucając w jego stronę nożem i wpadł do sali. Trzask drzwi chyba świadczył o tym że przybył jako ostatni. Uśmiechnął się krzywo gdy książe zaczął monolog odnośnie problemów. "Dziadyga ewidentnie ma nas dupie, przyjeżdża nie wiadomo skąd, wywraca wszystko do góry nogami a teraz pierdzieli coś o niesubordynacji i konsekwencjach." Loki przez całą przemowę spokojnie stoi przy wejściu przepuszczając księcia po jej zakończeniu. Ze spokojem podszedł do płyty i wyświetlił zawartość dla wszystkich.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.

Ostatnio edytowane przez Smirrnov : 05-10-2011 o 17:44.
Smirrnov jest offline  
Stary 02-10-2011, 21:47   #4
 
Lechun's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skał
Antonin Kandera wieczór rozpoczął nie inaczej niż zwykle. Po przebudzeniu z letargu, przeciągnął się. Nie musiał tego robić, ale jednak to robił. Dlaczego? Po prostu uwielbiał te chwile, gdy przy pomocy małych gestów mógł się poczuć jak zwykły, nic nie znaczący śmiertelnik. Nie musiał też zapalać światła, ale i tej małej przyjemności nikt mu nie odebrał. Założył okulary z zerowymi szkiełkami na nos(podobno dodają mu uroku intelektualisty) i dopiero po tym rytualne leniwie zwlekł się z łóżka.
- Dobry wieczór, moja droga... - mruknął wręcz zalotnie do pięknej blondwłosej kobiety znajdującej się na drewnianym krześle obok łóżka. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że owa piękność została zredukowana do pozbawionej oczu i języka głowy umieszczonej w wielkim słoju z octem. - Jak Ci minął dzień?
Zresztą, kobieca głowa nie była osamotniona w sypialni stylizowanej na dom Eda Gleina. Na stole stał słój z głową młodego mężczyzny, kolejny stał na regale z książkami o tematyce okultystycznej(gdzie tytuły prawdziwych znawców tematu przeplatały się z dziełkami paranaukowców, którzy nawet nie ocierali się o prawdę) i figurkami przedstawiającymi afrykańskich bożków.
Obok łóżka, na szafce nocnej stała lampa, której abażur został wykonany z ludzkiej skóry, z tego samego materiału zostało też wykonane obicie jedynego fotela w pomieszczeniu. Na ścianach wisiały maski wykonane z ludzkich twarzy, natomiast na biurku(które bardziej przypominało biurko stolarskie, niż zwykłe, gabinetowe) leżały cztery czaszki. Prawdę mówiąc, jedynym normalnym meblem, było duże łóżko znajdujące się pod zasłoniętym grubym kocem oknem. Antonin odsłonił je, by przez chwilę napawać się wieczornym krajobrazem miasta, które od 50 lat było jego domem.

W końcu postanowił się ogarnąć i zrobić cokolwiek, bo zupełna stagnacja już mu się znudziła. Wyszedł więc z sypialni i zamknął za sobą drzwi na klucz. Podszedł do regału, którego półki wręcz uginał się pod ciężarem książek popularnonaukowych, albumów popularnych plastyków i przycisnął go(o ironio!) "Drakulą" Brama Stokera. Salon, który wyglądał jak żywcem wyciągnięty z czasów świetności pop-artu, wyglądał, jakby go zaprojektował sam Andy Warhol. Kandera zatrzymał się i krytycznym okiem rozejrzał się po pomieszczeniu.

- Trzeba będzie coś dokupić. Słyszysz, Alice? - powiedział głośno w stronę zamkniętego pokoju. - Później coś ładnego wybierzemy.

Ubrawszy się w zwykłe jeansy i białą koszulę, złapał za swojego uniwersalnego pilota i włączył wieżę stereo. Rozsiadł się wygodnie na kanapie z kieliszkiem wina w ręku i z zamkniętymi oczami wsłuchiwał się w kojący głos Franka Sinatry.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8L1sg7RImyM&feature=related[/MEDIA]
Dopiero, gdy muzyka się skończyła, westchnął cicho i podszedł do telefonu, by odsłuchać pocztę głosową.
- Masz cztery nowe wiadomości. - rozległ się nieprzyjemny głos automatycznej kobiety. - Wiadomość pierwsza: Dzień dobry. Telekomunikacja pragnie przypomnieć, że termin opłaty za telewizję i telefon kończy się za dwa dni. Liczymy na uregulowanie wpłaty i mamy nadzieję, że jest pan zadowolony z naszych usług. BIIIIIP. Wiadomość druga: Chcesz wygrać nowy samo... - zniecierpliwiony Toreador nawet nie wysłuchiwał wiadomości do końca. Po prostu ją skasował. - Wiadomość trzecia: Cześć, Antonin... Tutaj Janna. Potrzebuję Twojej pomocy, wrócił mój były... Groził mi. Nie wiem, co robić. Zadzwoń, gdy tylko będziesz mógł.
- Cholera. - mruknął pod nosem, drapiąc się po głowie. "No nic, trzeba będzie się tym zająć, nim ten psychol czegoś nie zrobi." Wampir mimowolnie spojrzał na zdjęcie Janny stojące obok telefonu.

W sumie nie wiedział, co czuł do tej dziewczyny. Na pewno nie miłość, bo minęły lata, gdy ostatnio mógł śmiało powiedzieć, że gokoś pokochał. Jeśli kiedykolwiek. Ale lubił ją. Uwielbiał spędzać z nią czas, rozmawiać z nią na setki różnych tematów, albo nawet i bez żadnego tematu. A i ona go lubiła, mimo dziwnego stylu życia, mimo licznych kłamstw i wymówek. Rzecz jasna, z oczywistych powodów nigdy nie zaprosił jej do domu, ale ona to rozumiała. W końcu paskudni sąsiedzi to nic przyjemnego... Antonin czuł się przy niej prawie jak zwykły śmietelnik. I kto wie, może nawet powie jej kiedyś prawdę, łamiąc jedną z Tradycji? A może nawet ją przemieni. Któż to może wiedzieć...
Rozmyślania o przyjaciółce(zabawne, chyba jedyna śmiertelniczka, której nie okryślał mianem bydła, a tu jeszcze ją awansował do rangi przyjaciółki) przerwał mu automat, który, jak się zdawało Kanderze przybrał nico złośliwszy ton niż zwykle.
- Wiadomość czwarta: Naszym życzeniem jest spotkać się z Panem dzisiejszej nocy o godzinie 23:00 w Elizjum.
- Co, do cholery? - zapytał Wampir, jednak telefon uparcie milczał. On, który starał się trzymać z dala od wszystkiego, co mogłoby mu zaszkodzić, nagle dostaje wezwanie do Elizjum. A mówiąc o Elizjum "centrum nie-życia wszystkich wampirów z okolicy" nie mijało się z prawdą, przynajmniej w jego miewaniu. Spojrzał na zegarek, miał jeszcze trochę czasu, jednak wolałby się nie spóźniać. Założył więc buty i płaszcz, obwinął szyję szalikiem i wyłączywszy wszystkie urządzenia wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Wrócił się tylko na moment, by wziąć sztylet, który schował do wewnętrznej kieszeni płaszcza.

Na klatce schodowej spotkał jedną ze starszycg sąsiadek, panią Petrackową.
- Dobry wieczór! - przywitała się z usmiechem na pomarszczonej twarzy. - Zdrowo pan dzisiaj wygląda.
- A dziękuję. Ale proszę mi wybaczyć, śpieszę się. - odparł tylko, zaglądając do skrzynki pocztowej. Jeden list. Poznał go - to ten sam, który wysłał Annie, swojej Matce. Nawet nie odwarty. Wsunął go więc do kieszeni i wyszedł z kamienicy.

Przed kamienicą stał jego nowy samochód, czerwony citroen c5.

- Cześć malutki. - powiedział do niego czule, otwierając drzwi i wsiadając do środka. Otworzył schowek na rękawiczki, by sprawdzić, czy jest tam jego broń. na szczęście, beretta 92 była na swoim miejscu.
***

Do Elizjum jechał naokoło. Nie chciało mu się jechać do celu najprostszą drogą z prostej przyczyny: dla samej radości jazdy. Po drodze zauważył Audi Szeryfa, jednak nie zareagował na niego w żaden sposób. Nie miał żadnego interesu do Czarnego, więc równie dobrze mógł nawet samochodu nie zauważyć. A i ten nie dał po sobie poznać, że w chwili obecnej bardzo potrzebuje antoninowego towarzystwa. Pojechał więc dalej, po drodze zahaczając o kwiaciarnię, gdzie nabył bukiet kwiatów wszelakich dla Janny. Bez dalszych przystanków i niezwykłych przygód zawitał wreszcie pod Elizjum. Zostawił w samochodzie sztylet i bez słowa wkroczył do budynku.
O dziwo, Toreadora nie powitała Elena. Nie powitał go nawet żaden wampir. No cóż, najwidoczniej zaproszenie było od samego księcia. Ale ghoula, który wyszedł mu na przeciw, poznał od razu. Ten cały artysta.
- Gdzie jest Twoja pani? -postanowił zapytać.
- Elena wyjechała cztery dni temu tutaj nic się nie miało dziać... - ghoul wydawał się zaskoczony całą sytuacją - Spotkanie odbywa się w sali Imresjonistycznej. Tędy proszę. - dodał, jakby zapominając, że Antoni nie gościł tu po raz pierwszy.
Trudno. Gdy wróci, pozdrów ją ode mnie. I wiem, gdzie mam iść. - odpowiedział wampir, tracąc zainteresowanie śmiertelnikiem.
- Ależ tak, oczywiście.
Antoni nie oglądając się już na nic, wkroczył do sali, by stanąć obok Aljura. Najpierw skinieniem głowy powitał księcia, później każdego z osobna. Podczas całej przemowy nie odezwał się ani słowem. Miał dziwne wrażenie, że równie dobrze mogłoby go nie być i że nie tylko on ma takie odczucie.
 

Ostatnio edytowane przez Lechun : 02-10-2011 o 22:11.
Lechun jest offline  
Stary 03-10-2011, 20:27   #5
 
Lokstar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lokstar nie jest za bardzo znany
Jak każdego wieczora od ponad 100 lat, Augustus przebudził się , przeciągając się na swoim szerokim łóżku z baldachimem. Sen był dla niego swoistym rytuałem, który celebrował odkąd stał się członkiem Rodziny. Leniwie wysunąwszy się z łóżka, ubrał satynowy, bordowy szlafrok i zapalił świece na kandelabrze. Jego sypialnia, będąca również jego gabinetem-samotnią posiadała oczywiście oświetlenie elektryczne, ale odkąd Shacklebot nie musiał przejmować się wzrokiem, wolał pracować przy świecach, co było jednym z wielu ekscentrycznych wybryków wampira.
Sam pokój również był dosyć niezwykły. Przy każdej ścianie stały zrobione z wiśniowego drewna regały, po sufit wypełnione książkami. Większość z nich była znanymi tytułami okultystycznymi takimi jak Der Vermis Mysteeris, czy jego cudem zdobyta kopia Necronomiconu. Jednak na "honorowym" miejscu, w samym środku regału, leżała tak pogardzana przez same wampiry saga "Zmierzch" autorstwa S. Meyer. Augustus uważał to za swoisty prywatny żart, którym uwielbiał szokować nieliczne osoby, które ten pokój odwiedzały.
Kolejną nietypową rzeczą, jaką charakteryzował się ów pokój, był całkowity brak okien. Do spółki z drzwiami z ogromną ilością zamków, pokrytymi w całości ochronnymi symbolami, stanowiły one ucieleśnienie paranoicznej natury Shacklebota.
Augustus podszedł do biurka i począł przeglądać opasłe tomiszcze, które miał w planach dzisiaj opracować, gdy ktoś zapukał do drzwi. Gdy wampir je otworzył, stała przed nim drobna kobietka z wydatnym biustem. Karolina, jego ghul, była nieocenioną pomocą w jego pracy, jak i również wspaniałym kompanem.
-Witaj Mistrzu! Mam nadzieje, że sen przebiegł bez zakłóceń?- zapytała grzecznie dziewczyna.
-A i owszem moja droga. Co mamy dzisiaj w planach ?- odpowiedział jej Augustus.
-Obawiam się, że nasze plany, jakiekolwiek by nie były, muszą poczekać. - powiedziała Karolina.- Przed chwilą nadeszła wiadomość, że ma pan się stawić w Elizjum o 23.00. - dodała, po czym podała mu do ręki kopertę.
Augustus nie lubił przebywać w Elizjum. Większość z członków Rodziny, którzy tam przesiadywali, nadawała na całkiem innych falach niż on. A z całą pewnością nie lubił aktualnie urzędującego księcia. Pomimo, iż był całym sercem za Camarillą, zwłaszcza po niezbyt przyjemnych przeżyciach z Sabatem, których doznał, Marius von Schogenborg był zdecydowanie zbyt Czerwony jak na jego gust. A jako, że gardził wszelkiego rodzaju socjalistami, nie pałał również zbyt wielką estymą do Księcia.
-Dobrze.. Zadzwoń do Petra. Niech przyjedzie wozem. I ubierz się wyzywająco. Będę miał dla Ciebie zadanie. - rzucił Shacklebot, po czym udał się do garderoby.
Garderoba była niewielkim pomieszczeniem z mnóstwem ubrań w różnych odcieniach czerwieni. Augustus sięgnął do gramofonu i puścił muzykę.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0I8zUXLfnGI[/MEDIA]

Wsłuchując się w kojące dźwięki saksofonu, wybrał garnitur w prążki w kolorze burgundu, oraz pasujące pod kolor pantofle. Ubrawszy się , związał włosy i włożył na nos okulary lennonki z czerwonymi szkłami. Wychodząc złapał za laskę z rzeźbioną głową smoka na rączce.
Gdy wyszedł z garderoby, skierował się ku schodom. Na dole czekała na niego, wystrojona w czerwoną sukienkę z dużym dekoltem, Karolina.
-Czy Petr już jest, moja droga ?- zapytał Augustus.
- Tak, czeka w samochodzie.- odpowiedziała grzecznie dziewczyna.

Na zewnątrz czekał na nich wyglancowany Ford Mustang, będący dumą drugiego ghula Augustusa.
Petr był wysokim, długowłosym młodzieńcem, z zawadiackim wyrazem twarzy.
Jego głównymi zaletami była bystrość i znajomości w półświatku pilzeńskim. Pomimo dosyć niefortunnego początku ich znajomości, Augustus bardzo cenił chłopaka i wiedział, że może na niego liczyć.
- Dokąd jedziemy, Mistrzu?- zapytał Petr.
- Do Elizjum.- odparł krótko Shacklebot.
Podczas jazdy, Augustus postanowił podzielić się swoim planem z ghulami.
- Karolina, pogadasz z ghulem Zvielitkovej. Użyj swojego czaru, który jak dobrze wiem posiadasz.- rzucił szybko do dziewczyny.
- Ty zaś, Petr, zasięgnij języka u swoich przyjaciół, wypytuj czy stało się ostatnio coś niezwykłego w mieście.- dodał po chwili.
- Liczę na was, nie zwiedźcie mnie. - dodał na zakończenie.
- Tak jest Mistrzu !- odparli niemal równocześnie.
Gdy dojechali na miejsce, wysiadł z Karoliną i idąc z nią pod rękę, skierował się do drzwi galerii Visio. W hallu stał zdenerwowany ghul Zvielitkovej, Kolous. Augustus skinął mu głową i poszedł dalej, zostawiając z nim Karolinę.
W pokoju spotkań widać było, iż spotkanie zostało nagrane pośpiesznie. Jako, że był chwilę przed czasem, udało mi się zająć wolne miejsce siedzące. Z niecierpliwością oczekiwał co Książe ma im takiego do powiedzenia.
 
__________________
nothing is true everything is permitted
Lokstar jest offline  
Stary 04-10-2011, 10:05   #6
DrD
 
DrD's Avatar
 
Reputacja: 1 DrD nie jest za bardzo znany
Powolne uniesienie powiek. Ból zastałych mięśni falami rozchodził się po martwym ciele. Ból, rozkosz, po tylu latach nie robi większej różnicy, które z nich odczuwa. Grunt, że w ogóle jest zdolny jeszcze cokolwiek odczuwać. Wysoki mężczyzna powoli wstaje z krzesła i odkłada broń, którą trzymał w rękach na stolik. Kilka minut potrzebnych na rozciągniecie stawów i ścięgien później podchodzi do szafy i odsuwa drzwi z zamontowanym w nich wielkim lustrem. Smukłe palce muskają tkaninę, gdy wybiera odpowiedni strój. W końcu decyduje się na stalowoszary garnitur, wciąż pachnący nowością. Powoli, każdym ruchem przezwyciężając marazm ubiera białą koszulę, krawat, spodnie, marynarkę. Zamyka szafę i krytycznie przygląda się swemu odbiciu w lustrze. Delikatnym ruchem poprawia krawat. Twarz, którą widzi w lustrze przypomina oblicze autentycznego trupa. Blada, pozbawiona wyrazu czy choćby cienia emocji. W końcu, po szeregu poprawek stan ubioru zdaje się satysfakcjonować mężczyznę. Odwraca się i przechodzi na drugą stronę łóżka, do misy pełnej sygnetów. Zanurza w niej dłoń i na jego twarzy pojawia się cień emocji. Zadowolenia? Satysfakcji? Ekscytacji? Gości ona na martwym obliczu zbyt krótko, by dało się ją dokładnie zidentyfikować. Rozlega się głuche kaszlnięcie, które słuchaczowi mogłoby nasunąć skojarzenia z pecyną mokrej gleby opuszczającą ściśnięte, skurczone gardło. Gdyby oczywiście znajdował się w pobliżu jakikolwiek słuchacz. Czuły szept dziwnie brzmi w głuchej ciszy pomieszczenia
- Dobry wieczór, moje Skarby. O tak, naprawdę dobry. W taki wieczór jak ten, chce się wyjść tam gdzie życie i gwar, zanurzyć się w nim i przez chwilę zapomnieć, na nowo umieć rozkoszować się tak prostymi przyjemnościami. - głos mężczyzny obojętnieje – ale co Wy możecie o tym wiedzieć, hm, Skarby? Czy któreś z Was w ogóle jeszcze to pamięta – w jego głosie zaczyna pobrzmiewać rozdrażnienie – Ehh Skarby, w ogóle nie doceniacie tego, co Wam ofiarowałem. Przyjdzie czas, że zatęsknicie nawet do tego – w końcu dłoń wyciąga jeden z sygnetów, który natychmiast ląduje na serdecznym palcu. Lucjusz Dunsirn, już w ewidentnie dobrym humorze, opuszcza sypialnię.

***

W salonie, podnosi ze stołu słuchawkę bluetooth i umieszcza ją w uchu. Przechodząc przez pokój w stronę kuchni rzuca krótko - Sprawdź wiadomości. - słuchawka po chwili milczenia, odwdzięczyła się równie lakonicznie - Naszym życzeniem jest spotkać się z Panem dzisiejszej nocy o godzinie 23:00 w Elizjum. - No tak, polityka. Przeglądając w myślach plan dzisiejszej nocy wyciąga z półki pokaźnych rozmiarów worek karmy i wychodzi z nim do ogrodu. Zawartość ląduje w czterech stalowych miskach, a opakowanie wraca do kuchni i ląduje w koszu. Lucjusz mógłby oczywiście zatrudnić kogoś, kto karmiłby psy, przycinał trawnik czy sprzątał mieszkanie. Mógłby, ale żal mu świadomie pozbawiać się tych malutkich drobiazgów, którymi wciąż podtrzymuje nieubłaganie umykające człowieczeństwo. Opiera się o blat kuchennego stołu i rzuca w przestrzeń – Dzwoń Jebany Kretyn – kilkanaście sekund później w słuchawce rozlega się wesoły, męski głos
– Lucjusz? Cieszę się, że dzwonisz, właśnie zabierałem się do tego żeby samemu do Ciebie przekręcić. Słuchaj, czy sprawiłoby Ci wielki kłopot wpaść do Lodziarni tak z pół godzinki wcześniej? Mamy trochę roboty i przydałbyś się tutaj. - Lucjusz zdusił cisnące się na usta przekleństwo i zdobył się na uprzejmy ton – Wybacz szefie, ale nie dam rady. Więcej, chyba w ogóle się nie pojawię. Nie najlepiej się czuję – To akurat było prawdą. Rozmówca Lucjusza wydał z siebie głębokie westchnienie – Widzisz, wiedziałem, że w końcu się rozłożysz. Ostatnio robisz się coraz bardziej blady. To przez to zarywanie nocy i ciągłe branie zmiany- zombie. Wykończysz się przez tą robotę. Wiesz co, najlepiej weź cały tydzień wolnego. Wykuruj się i pojedź na parę dni w jakieś wesołe miejsce. Bóg mi świadkiem, wykorzystaj wreszcie choć dzień urlopu. - Lucjusz niezwykłym wysiłkiem woli zachował uprzejmy ton głosu – Niczego nie mogę obiecać Bedrich. Niczego nie mogę obiecać. Dobrej nocy – szybko rozłączył się zanim jego rozmówca zdążył cokolwiek jeszcze dodać. - Ta praca byłaby naprawdę świetna, gdyby nie ten skurwiel. Ehh w kościach czuję że to się kiedyś skończy Szałem i złamaniem Maskarady. - westchnął, po czym szybko dodał uspokajającym tonem – Nie bój się nic Skarbie, Tobie to wiele nie zaszkodzi. - Zerknął na zegarek i skierował się ku łazience. Kilka psiknięć wody toaletowej później opuszczał dom w swoim ulubionym samochodzie.

***

Lokalna stacja informacyjna nadawała jakiś bzdurny program, Lucjusz nie poświęcał mu zbyt wiele uwagi. Jego głowę zaprzątało rozważanie czego może chcieć Książę, który ostatnimi czasy okazywał temu miastu i jego sprawom ostentacyjne lekceważenie. Czyżby potrzebował usług Lucjusza? Jeżeli tak, to czemu wzywał go do Elizjum? Nie, sprawa musi dotyczyć czegoś innego. Szybki rzut oka na zegarek upewnił go, że czasu ma w zanadrzu. Spokojnie zaparkował przed Elizjum i ruszył w stronę budynku, podchodząc wprost do Ghula oczekującego gości. Jego twarz, zamieniła się w maskę uprzejmej dobrotliwości
- Miroslav, dobrze Cię widzieć - złapał Ghula za ramię i lekko je ścisnął - świetnie wyglądasz! Jak się trzymasz, co u Ciebie? Szefowa wciąż Cię zajeżdża? - Lucjusz, wciąż zwrócony twarzą w stronę Ghula ruszył powoli w głąb budynku, zmuszając go do podążania za nim.
- W czymś mogę pomóc? - zapytał uprzejmie jednocześnie zręcznie wysuwając ramię z uścisku. - Spotkanie odbywa się w Sali Impresjonistycznej.
- Ha! Przyznam, że to zazwyczaj ja zadaję to pytanie - tym razem był już autentycznie rozbawiony - Myślę, że trafię tam bez problemów aczkolwiek twoje towarzystwo sprawiłoby mi przyjemność. Zwłaszcza, że zdaję się jestem dość wcześnie. - Lucjusz wciąż powoli szedł naprzód narzucając formę swobodnej konwersacji - Powiedz mi mój drogi, ostatnio nurtowała mnie pewna myśl. Nie byłbyś może zainteresowany sprzedażą jednej czy dwóch swoich prac? Wyobraź sobie że jeden z moich krewnych, mający kompletnego fioła na punkcie rzeźb, usłyszał o Tobie i Twoich pracach. Oczywiście dowiedziawszy się że pracujesz i mieszkasz w Pilznie nie mógł przepuścić takiej okazji i zobligował mnie abym zdobył coś, co wyszło spod Twoich palców - Lucjusz przystaną i zwrócił się w stronę Ghula, nachylając się lekko i patrząc mu prosto w oczy - Byłbyś zainteresowany?
- Oczywiście, każdy artysta jest zainteresowany ukazaniem swojego poglądu na otaczającą rzeczywistość jak największej ilości osób...
Lucjusz nie pozwolił mu dokończyć - To świetnie, po prostu wspaniale! Weź moją wizytówką - rzekł wręczając Ghulowi czarny kartonik - i zdzwonimy się jakoś, znam świetną kawiarnię, czynną do późna w nocy. Tylko chyba nie dam rady załatwić tej sprawy dziś - rzucił znaczącym spojrzeniem na drzwi do Sali Impresjonistycznej, przed którą stanęli - Tak w ogóle, wiesz może dlaczego Książę mnie tu zaprosił? Z pewnością sam mi to powie, ale wolałbym wiedzieć czego się spodziewać, sam rozumiesz - popatrzył na Ghula z porozumiewawczym spojrzeniem.
- Książę nie poinformował mnie o temacie spotkania.
- No cóż, w takim razie będę musiał dać się zaskoczyć - zaśmiał się lekko i skinieniem głowy podziękował Ghulowi. Ruszył w stronę drzwi i przeszedł przez nie. Na widok księcia, odchrząknął i zwróciwszy na siebie jego uwagę głęboko się skłonił - Witaj Książę, przybywam zgodnie z Twym wezwaniem - Lucjusz pozostaje w ukłonie tak długo, aż Książę nie odpowie.
- A, tak, witaj - wzrok Mariusa zaledwie prześlizgnął się po postaci - czekam jeszcze na kogoś. - Dodał siadając w fotelu. Praktycznie natychmiast jego palce zaczęły bębnić w oparcie. Z początku niezgrabnie - takich ludzkich odruchów widocznie dawno nie wykonywał. Po chwili najwyraźniej zaczęło go to bawić i wystukiwał jakąś melodię.
Lucjusz na kilka sekund pogłębił ukłon zaznaczając, że zrozumiał po czym stanął na samym końcu pokoju, niedaleko drzwi, oparł się o ścianę i zamarł w całkowitym bezruchu, do jakiego zdolne jest chyba tylko martwe ciało.

***

Po przemówieniu Księcia Lucjusz zabrał głos jako pierwszy, zaskakując lekko swoją obecnością tych, którzy go dotąd nie zauważyli - Oczywiście Panie, możesz uznać tę sprawę za rozwiązaną - Uśmiechnął się nieco arogancko i odprowadziwszy Księcia oczami powiódł spojrzeniem po zebranych
- Witajcie moi drodzy. Piękna noc na śmierć. Oby tylko nie naszą - zaśmiał się kipiąc dookoła pewnością siebie.
 
__________________
I saw what you did there.
DrD jest offline  
Stary 04-10-2011, 21:31   #7
 
Iakovich's Avatar
 
Reputacja: 1 Iakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skał
Jan przebudził się jak zawsze skoro noc takie nawyki się nie zmieniają. Na monitory wskazywały że na zewnątrz jest piękny zachód słońca. Kilka podciąg nieć na drążku seria brzuszków i pompek prysznic. Tak to go zawsze uspokajało sprawiało mu swoistą radość, tak jak kiedyś wspinaczka w słoneczne czy wylegiwanie się na jakiejś plaży w San Trope .I cały czas ta sama myśl co ja miałem zrobić , "cóż pewnie nic pilnego" I nagle jak piorun
-CHOLERA Hansa. Wybiegł z łazienki dobrze że na tyle świadomie by w biegu do telefonu założyć jeszcze maskę, nie był pewien czy Agnieszka jest czy już wyszła a wolał jej nie tłumaczyć czemu wygląda szkaradniej niż zwykle. I całe szczęście byłą w domu.
- Jan ktoś do ciebie dzwonił powiedział że masz być na jakimś spotkani w elizjim.
- Poczekaj tylko wykonam telefonco spotkanie Elizjum kto poco?? wybierając numer do HansaWróć może ta spraw od Agnieszka być ważniejsza
Odkładając słuchawkę – Agnieszka możesz jeszcze raz kto dzwonił i co dokładnie powiedział.
-Nie przestawił się i mówił coś że Naszym życzeniem jest spotkać się z Panem dzisiejszej nocy o godzinie 23:00 w Elizjum. Nic więcej potem się rozłączył to coś ważnego bo może byś mnie podrzucił tylko nie w tym stroju. Nawet samczy z niego kąsek jak na taki wiek nieźle się dziadzio trzyma tylko ta twarz muszę go namówić na operacje plastyczną
Cholera kiedy mi spadł ręcznik –pewni podrzucę ale jak wychodzę najpóźniej o 22 bo musze zdążyć na spotkanie. Nie martw się pojadę skodą.
Jan poszedł do swojego pokoju w piwnicy i ubrał się w jakiś lepszy garnitur. co ona widzi we mnie?? 15 minut później był gotowy do drogi sprawdził jeszcze raz ubiór i nieodłącznego Walltehra P99 i będąc pewnym że wszystko gotowe udał się do samochodu.
- Agnieszka ja już wychodzę masz 2 minuty na znalezienie się w samochodzie jak chcesz darmową podwózkę.
2mintu później Jan podjeżdża pod bramy ostanie zerknięcie w lusterko i widzi biegnącą Agę
– CZEKAJ TY DRANIU
W drodze do centrum rozmowa była jednostronna Aga mówiła Jan zastanawiał się co jest tak pilnego że musiał odłożyć plany na dzisiejszą noc. cholera i znowu zapomniałem zadzwonić do Hansa a on też miał coś pilnego
Przyjechali do centrum na tyle wcześnie że zdążył wysadzić Agę przy jednym z klubów i udał się na miejsce spotkanie. Auto zostawił na parkingu przed Elizjum jakoś nie do końca ufał przechowalni i broń zostawił w aucie.

Drzwi jak zawsze otwarł ten sam ghul opiekunki co zawsze – Witam zostałem wezwany w jakiejś pilnej sprawi nie wiesz przypadkiem co się dzieje. – Nie panie Willhelm. Niestety nie zostałem wtajemniczony w tą sprawę. Mam jedynie pana doprowadzić do Sali Impresjonistycznej tam dowie się pan więcej.
Po wejściu do sali ukłonił się już obecnym i zajął miejsce w rogu sali tak by wszystkich widzieć i słyszeć samemu będąc ukrytym od reszty oczu.
 
__________________
" Blood blood for the BLOOD GOD"

" Jack ty znowu w mieście?? Księżna już wie??... rok minął i chyba wszyscy zapomnieli już o wieżowcu "

Ostatnio edytowane przez Iakovich : 04-10-2011 o 21:33.
Iakovich jest offline  
Stary 04-10-2011, 22:46   #8
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Były dwie siostry: noc i śmierć
Śmierć większa, a noc mniejsza
Noc była piękna jak sen, a śmierć
Śmierć była jeszcze piękniejsza.

Ballada o dwóch siostrach
K. I. Gałczyński




Pozornie niewinnym ciałem młodej kobiety, która już nigdy nie miała się zestarzeć, przeszedł dreszcz, tak jak każdego wieczoru, kiedy słońce uciekało za horyzont, a pomarańcz nieba ustępowała nocy. Długie kosmyki jasnych, blond włosów okalały piękną martwą twarz, tworząc swoiste dzieło sztuki. Wydawało się to być zjawiskiem wiecznym i nieskończonym aż do czasu, gdy pewna nienaturalna siła, pochodząca być może od diabła, a może i Boga wprawiała w ruch zastygłe ścięgna i mięśnie, a powieki rozchylały się.

Adela za każdym razem lubiła jeszcze chwilę zatracać się w reminescencji requiem balansując pomiędzy życiem i śmiercią, lecz tym razem nie trwało to tak długo, jak zazwyczaj. Szybko postanowiła wstać, mając wrażenie, że coś się nie zgadza w mieszaninie zapachów i dźwięków.


Ześlizgnęła stopy na podłogę dochodząc do wniosku, że mniej intensywny zapach Andreja oraz brak hałasu, który zwykle nieustannie wokół niego rozbrzmiewał wskazują na to, że musiał po prostu gdzieś wyjść. Wampirzyca poczuła się lekko urażona, myśląc, że mógł ją o tym wcześniej poinformować, ale uznała, że bardziej jej się nie podoba nie sama w sobie jego nieobecność, lecz zaskoczenie z nią związane i nie ma czym się emocjonować.

Rozsunęła zasłony i otworzyła na oścież okna inspirując się deszczowym, majowym powietrzem, po czym zsunęła z siebie jedwabną koszulę nocną i wkroczyła do łazienki, by rozgrzać kości gorącą wodą. Po skończonym prysznicu usłyszała kliknięcie windy. Doszła do wniosku, że być może wrócił jej współlokator.

***

Andrej zdjął płaszcz, zawiesił na wieszaku i wyjął z torby zawieszonej przez ramię schludną, białą kopertę.

- Witaj, Adelo. Mam nadzieję, że dobrze spałaś...? - na końcu wypowiedzi intonacja się nieco podwyższyła, nieznacznie, lecz wystarczająco, by zostawić wrażenie pytania.
- Ty mi powiedz - mruknęła zirytowana. - Gdzie byłeś?
- Wybacz mi...
- Nie przesadzaj, nic się nie zdarzyło... Po prostu mnie poinformuj o tym następnym razem - westchnęła. Podeszła do szafy i zaczęła się ubierać do pracy w swój uniform pielęgniarki.
- Przyszedł do ciebie list.
- List? Od kogo?
- Od Mariusa Klicka...
Jęknęła.
- I jesteś pewny, że to ja jestem adresatem, tak...? Pokaż mi go.

Szybko otworzyła kopertę przecinając ją wzdłuż dłuższej krawędzi paznokciem, wyjęła kartkę i zaczęła czytać.

Naszym życzeniem jest spotkać się z Panią dzisiejszej nocy o godzinie 23:00 w Elizjum.


Pod spodem widniał zamaszysty podpis Mariusa, księcia von Schogonborg.
Adela chwilę się przy nim zatrzymała, lekko pocierając go kciukiem. Wydawał się nieco zbyt... dokładny? Zbyt wyraźny...? Adela jeszcze chwilę się mu przypatrywała, po czym sprawdziła datę wysłania listu upewniając się, że „dzisiejsza noc” jest dzisiaj.

Wróciła do szafy, zdjęła czepek pielęgniarski, po czym zaczęła szukać czegoś elegantszego.

***

Andrej umiał całkiem dobrze prowadzić, ale Adela za każdym razem widząc człowieka za kierownicą swojego samochodu czuła niepokój i unikała takich sytuacji. Wolała nie dopuścić do scenariusza, w którym coś nagle zacznie go swędzieć, poskrobie się, trafią w drzewo, a ona skończy jako kupka popiołu.

Dlatego wolała bardziej polegać na własnych umiejętnościach i skierowała samochód w stronę szpitala, pod którym się zatrzymała. Wysiadła z maszyny rozkazując Andrejowi jej nie opuszczać.

Recepcja, jak zwykle, była obsługiwana przez dwie japońskie imigrantki. Cały czas odnosiły się do wszystkich z nigdy niegasnącym entuzjazmem zarezerwowanym dla osób bez prawdziwych problemów, i Havel wielokrotnie się zastanawiała się jak to możliwe, że dyrektor w ogóle je zatrudnił. Nie roztaczały ani trochę wrażenia profesjonalistek, a ta mniejsza na początku swojej pracy była dopiero w trakcie nauki czeskiego. Adela nigdy nie mogła spamiętać ich imion, dla niej brzmiących zupełnie tak samo, a na dodatek niespecjalnie ją to interesowało.


- Adelcia, witaj, złotko! - jedna z nich podskoczyła i zaczęła machać rękoma. W połączeniu z azjatyckim akcentem wyglądało to komicznie.
Adela nie skomentowała codziennego rytuału, przez który przechodziła każdego dnia.
- Muszę dzisiaj wziąć wolne.
- Rozmawiaj z kierowniczką - Azjatka pokręciła głową i wydęła policzki. - Nie wróżę ci powodzenia... Sama dzisiaj próbowałam się stąd wyrwać. Przyjeżdża dzisiaj do mnie kuzynka z maleńkim Nobuyukim, nie uwierzysz, wczoraj podobno maluszek bez zająknięcia wyrecytował...
Havel stłumiła warknięcie.
- Później ci o tym opowiem - zająknęła się, po czym skierowała Adelę do gabinetu kierowniczki.

***

- O. Mój. Boże - niższa z Japonek starannie artykułowała każde słowo. - Kochana, jak ty to zrobiłaś?!
Adela nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Trzeba mieć to coś, prawda...?
Druga zaczęła się zastanawiać, dlaczego ona nie ma tego czegoś.
Zza rogu korytarza wybiegła kierowniczka:
-Adelko, nie zapomnij ucałować ode mnie każdego szczeniaczka z osobna! To wspaniałe, że zapisałaś się na wolontariat! Dużo buziaczków! - pomachała, po czym zastygła w bezruchu wgapiając się z uwielbieniem w wampirzycę.
- Słyszysz, Chiyoko?! - głos recepcjonistki zbliżył się do szeptu. - Nawet nasza szefowa jest pod wrażeniem tego, jak Adelcia udziela się charytatywnie... Chciałabym być taka jak ona...
Chinatsu pokiwała głową ze zrozumieniem.
Adela uznała, że tyle prania mózgów starczy jak na jeden dzień i czym prędzej opuściła szpital w akompaniamencie zawodzącego chóru jęków i błagań, by z nimi została.

***

Wampirzyca spokojnie skręciła na zakręcie i jechała dalej prosto dochodząc do wniosku, że na miejsce przybędzie parę minut przed czasem i nie musi się specjalnie spieszyć.
- Adela... ale nie robisz tym kobietom jakiejś... krzywdy tak nimi sterując? - Andrej wykrztusił niepewny, czy pytanie jest na miejscu.
- Tobie jakoś nic nie jest, więc im też nie będzie - skwitowała. - I nie przeszkadza się kierowcy w trakcie jazdy.

Zatrzymała się pod fasadę galerii Visio, po czym podeszła z Andrejem do drzwi, które otworzyły się, zanim zdążyła zapukać.
W przejściu stał i spoglądał na nią z góry wysoki szatyn, ghoul Eleny. Nieco bledszy niż zwykle.
- Miroslav, witaj! - Adela posłała mu ciepły uśmiech i delikatnie cmoknęła w policzek. - Coś się stało?
Zmarszczyła lekko brwi ze zdziwienia widząc, jak ręce chłopaka drżą ze zdenerwowania.
- Właściwie nie. Pani również na spotkanie? - zapytał zdziwiony.
- Skoro tu jestem, to raczej tak. Nie pytaj głupio. Czy Andrej może ze mną wejść?
- Nie wiem w jakim celu przychodzi pani do Elizjum - odparł. - Być może po prostu podziwiać sztukę. Na spotkanie z księciem nie może wejść.
Adela przez chwilę sprawiała wrażenie, jakby przestała go słuchać i nad czymś się zastanawiała.
- Czekaj... co to znaczy „pani również na spotkanie”? Myślałam, że jest to osobiste zaproszenie... Ktoś jeszcze oprócz mnie je otrzymał...? - powiedziała, po czym chwilę poszperała w torebce, znalazła kopertę, po czym przystawiła jej zawartość ghoulowi pod nos. - Czy teraz mogę zobaczyć się z księciem? - dodała spokojnym tonem.
- Pani może się zobaczyć z księciem, Andrej nie - odparł sucho, po czym kontynuował. - Książę zaznaczył, że oczekuje osób, nie osoby; stąd moje założenie.
Adela zastanowiła się jak to możliwe, że Elena wybrała sobie za ghoula człowieka tak sztywnego i pozbawionego krzty humoru.
- No dobrze, nieważne - ściągnęła torebkę, po czym podała ją Andrejowi. - Czekaj na mnie w samochodzie. - A ty prowadź, Kolous - mruknęła. - Rozumiem, że jestem pierwsza, skoro swoje założenie podpierasz jedynie na wytycznych księcia...?
- Niestety nie, jest pani trzecia - uśmiechnął się delikatnie.
- Mogłeś od razu powiedzieć, że przede mną wprowadziłeś dwie osoby - odgarnęła włosy za ucho. - I mam dla ciebie radę na przyszłość: nie informuj każdego przypadkowego człowieka wchodzącego do galerii o spotkaniu, jeśli nie wiesz, kto został zaproszony. Gdybym nie była, właściwie przypadkiem dowiedziałabym się, że nie dość, że jakieś ma miejsce, to jeszcze, że gospodarzem jest sam książę.

Kolous zamilkł.

***

Adela podążyła za ghoulem do pomieszczenia, w którym czekała już wcześniej wspomniana dwójka. Zamierzała zapytać się ich, czy wiedzą może co ma być tematem spotkania, ale uznała, że atmosfera nie jest sprzyjająca rozmowom i za chwilę i tak przekona się sama z pierwszej ręki.

Sama w sobie sala wydawała się być przygotowana przez osobę, która albo się bardzo spieszyła, albo była wyjątkowo niestaranna. Pomyślała, że to kolejny gwóźdź do trumny Kolousa, wbity przez jego niedbałość, i że ten chłopak nie skończy dobrze. Nie, żeby jej to przeszkadzało.

Jedyne dwa fotele były zajęte, jeden przez księcia, drugi przez Augustusa. Cicho stanęła obok dochodząc do wniosku, że nie oczekuje wielkich kurtuazji, zwłaszcza od księcia o wyższym od niej statusie, ale mimo wszystko od mężczyzn w garniturach, zwłaszcza wychowanych w dawnych czasach, powinno się czegoś wymagać.

Skoncentrowała się na księciu, który rozpoczął swoją przemowę dopiero wtedy, gdy sala się zapełniła. Po chwili uznała, że jeżeli nie uda im się złapać mordercy, nie będzie rozpaczać, gdy władze z Pragi przybędą i odbiorą Mariusowi władzę. Może wtedy księciem zostanie ktoś, kto nie będzie cały czas poza granicami miasta. Dla Adeli to był właściwie cud, że przez cały ten czas nie znalazł się nikt dostatecznie odważny, kto podczas jego nieobecności ułożyłby sprawy w Pilznie po swojemu.

Zastanowiła się też, czy książę naprawdę musiał prosić o pomoc aż tak duże grono niezaufanych wampirów, z czego na pewno któryś przekaże dalej informację o pogwałceniu Maskarady i wkrótce w Elizjach w całych Czechach, jak nie dalej, będzie się przekazywać plotki o niekompetencji pilźnieńskiego Primogenu.

Nawet jeśli sprawa zostanie rozwiązana, nikt o niej nie zapomni, a wtedy stosunkowo łatwo będzie usunąć księcia z tronu. Właściwie nie przeszkadzała Adeli większa swoboda, którą dawała codzienna nieobecność księcia w mieście, ale nie podobało jej się, jak Marius sam nie pilnuje własnego podwórka, a później całą winę chce zwalić na Szeryfa. Poza tym Amanda na tronie, nawet jeśli tymczasowym, to wielka porażka. W ogóle, Amanda sama w sobie to wielka porażka.

Natomiast ta część o wynagrodzeniu, wsparciu i wyposażeniu stanowczo spodobała się Havel. Nie mogła się doczekać obejrzenia zawartości kasety oraz szczegółów, które miały być zdradzone przez Hansa.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 26-01-2013 o 09:05.
Ombrose jest offline  
Stary 09-10-2011, 08:56   #9
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Post wspólny

Ciche stuknięcie dębowego drewna obwieściło wyjście Jego Książęcej Mości Pana Pilźnieńskiego jak oficjalnie Marius lubiał być i był tytułowany. Atmosfera była co najmniej napięta, czy może raczej należałoby powiedzieć za młodym pokoleniem: “What the fuck?”. Na sali, poza primogenami, rodziną książęcą i kilkoma mało znaczącymi pionkami byli wszyscy, którzy w Pilźnie się liczyli, mogli się liczyć lub chcieli się liczyć.
Pozostawiona przez Mariusa płyta leżała na stole. Przypominając o... no właśnie - czym? Prośbie, rozkazie, zleceniu? Słowa o rozwiązaniu sprawy nie zdążyły jeszcze przebrzmieć na dobre, kiedy Lucjusz kontynuował:
- Witajcie moi drodzy. Piękna noc na śmierć. Oby tylko nie naszą - zaśmiał się kipiąc dookoła pewnością siebie.
- Oby w ogóle niczyją - Havel skontrowała. - Jak na razie wystarczy nam ta jedna na płycie.

Loki w tym czasie podszedł do stolika i podniósł leżące DVD. Wyjął płytę i wsunął ją do odtwarzacza. Na ekranie ukazał się obraz z jednej z kamer miejskiego monitoringu. Nagranie zawierające datę sprzed dwu dni i godzinę lekko po północy ukazywało chodnik przy jednym z miejskich parków, czy moze raczej należało powiedzieć - zieleńcy. Chodnikiem szedł mężczyzna około trzydziestu lat, w ręce niósł papierową torbę, której zawartością najprawdopodobniej była butelka jakiegoś alkoholu. Zupełnie niespodziewanie została zaatakowany przez postać, która wyskoczyła z parku - jednym długim skokiem znajdując się przy ofierze. Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Ręka ofiary została oderwana od tułowia, następny cios spowodował, że pięść napastnika znalazła się głęboko w klatce piersiowej. Bezwładne zwłoki upadły na kolana, a napastnik kopniakiem z półobrotu uderzył w głowę, która oderwana siłą ciosu od tułowia poleciała w stronę parku. Zupełnie tracąc zainteresowanie zwłokami napastnik wrócił do parku po drodze odrzucając urwaną rękę. Z nagrania o samym napastniku ciężko było coś powiedzieć - dość dobrze zbudowany, prawdopodobnie około metra dziewięćdziesięciu, może dwu metrów wzrostu; ubrany w szerokie dresowe spodnie, koszulkę z krótkim rękawem i czapkę z daszkiem. Prawdopodobnie doskonale zdawał sobie sprawę z obecności kamery - praktycznie cały czas ustawiony do niej tyłem nie pozwolił obiektywowi na zarejestrowanie twarzy czy jakichś bliższych, czy charakterystycznych, szczegółów swej osoby. Jedyne co da się powiedzieć o napastniku to to, że prawie na pewno był to mężczyzna.

Aljur uśmiechnął się lekko i zerknął na ekran, po czym usiadł w fotelu, które przed chwilą zajmował książę, założył nogę na nogę i zaczął z ciekawością wpatrywać się w nagranie.
Loki odsłonił ekran siedzącym stając przy Adeli. Odgarniając włosy rozpoczął cichą rozmowę.
- Cześć. Jak w pracy? Nie będą mówić nic na temat twojej nieobecności na dyżurze?
Spokrewniona uciszyła Lokiego i wskazała na ekran.
Augustus ze stoickim spokojem oglądał film. W pewnym momencie wyjął ubitą tytoniem , drewnianą fajkę i zapalił, nie zważając na kose spojrzenia innych przeistoczonych. Sprawa wyglądała na coraz bardziej interesującą.
Jan wyszedł z kąta sali i przyglądał się uważniej filmowi.
- Możecie powtórzyć ten fragment jak przebija mu klatkę nie wiem czy dobrze zauważyłem, ale on chyba miał szpony a nie palce albo dość długie paznokcie.
Antonin również z uwagą przyglądał się nagraniu. Nie odzywał się ani słowem, nawet nie wyglądał na zainteresowanego obecnymi, przynajmniej do momentu, gdy tajemnicy napastnik nie skończył swojego “dzieła”:
- Pomyslcie: widzieliście już kiedykolwiek coś takiego? - zapytał, powoli odwracając się w stronę innych Spokrewnionych.

- A nasz miłośnik osób martwych nie dostał od kucharza tego tam z nagrania żeby go przebadać? - zapytał Loki odwracając głowę do patologa - I tak wydaje mi się to niecodzienne. Chociaż tak ładnie mu główka odpadła...
- Ładnie? Ja bym powiedział że precyzyjnie. I to dość szybko - odparł Jan
- A jak obstawiacie? Ktoś z Naszych czy może sierściuchy się pojawiły?
- A może Sabat się zaczął kręcić po okolicy? - pytanie Lokiego zostało uzupełnione przez Jana o trzecią z możliwości
- Od kiedy Sabat zabija dla samej sztuki zabijania? Nie jestem pewien, czy to aby na pewno był ktoś z Kainitów... - Toreador pokręcił głową z dezaprobatą i miną nauczyciela karcącego ucznia za złą odpowiedź.
- Daje tylko kolejne pomysły do rozważenia.I czekam na jakieś argumenty za lub przeciw może ktoś ma jakieś inne pomysły które warto rozważyć. - skontrował Jan uwagę Kandery
- Cóż... mnie to wygląda na dosyć sprytną prowokację. Zobaczcie, mamy istotę, która genialnie przygotowana, tj. zamaskowana oraz neutralnie ubrana, zabija kogoś w drastyczny sposób w publicznym miejscu, na dodatek pod samym okiem kamery. Nie wygląda to wam podejrzanie? - rzucił od niechcenia Augustus i dogasił fajkę.

- Obstawiam Fearie albo Lupina, nie sądzę, by Wampir od tak zabiłby kogoś dla samej radości zabijania. Nawet opętany przez Bestię. - Kandera westchnął ciężko, drapiąc się po głowie. - Pozostaje jeszcze kwestia tożsamości ofiary. Zwykłe bydło, czy ktoś połączony z Maskaradą?
- Opętany przez bestię na pewno nie pamiętałby o tym, by nie zdradzić swojej twarzy kamerze...
- To prawda. - Loki przyznał rację Adeli. - A co do Twojej wiary w członków Rodziny, Antoninie, niestety za dużo widziałem, aby móc ją podzielić... - rzucił tonem zgorzkniałego starca.
- I uważam, że nawet Lupini nie zabijają bez swoich powodów. Na dodatku w środku miasta; to po prostu nie jest ich terytorium. Możecie mi wierzyć, wiem coś na ten temat... - Adela zatrzymała się na chwilę jakby pogrążając się w wspomnieniach. - Chyba, że chcieli po prostu przysporzyć kłopotów spokrewnionym, co byłoby niezwykle dziecinne i bezcelowe, ale nie wydaje mi się, żeby było ich stać na takie przebiegłe... złośliwości. Niezbyt prawdopodobne.

- Czy ktoś ma dostęp do ciał tej ofiary można by je zbadać i ewentualnie dowiemy się czegoś więcej . Bo trzeba znaleźć jakiś punkt zaczepienia. - zaproponował Jan
- Ja i Loki powinniśmy mieć dostęp do takich danych. Myślę, że możemy się tym zająć. - odparła Adela.
- Skoro mamy się tym zająć to powinniśmy mieć jakiś kontakt ze sobą chyba że każdy na własną rękę próbuje ale to raczej na dobre nie wyjdzie. - kontynuował Willhelm
- Jest nas zbyt dużo, by każdy mógł działać na własną rękę - Havel pokręciła głową. - W pewnym momencie wszyscy zaczęlibyśmy wchodzić sobie nawzajem w drogę.
- Ja nie mogę ufać każdemu Spokrewnionemu. Po prostu to wszystko jest bez sensu... - Antonin znów pokręcił głową. - Wydaje mi się, że to może być nieco głębsza sprawa niż jakiś odmieniec, który stara się zepsuć wszystko, co tworzyliśmy od setek lat.

- Adelo, czy jest szansa, że mógłbym z wami obejrzeć ciało? - Augustus zapytał wampirzycy. - Mam pewne doświadczenie medyczne, jednak obawiam się, że mój patent wygasł jakieś sto lat temu i mógłbym nim wzbudzić zbędną sensację... - dodał z uśmiechem.
- Oczywiście, że tak - weszła w słowo Shacklebotowi. - Ja również posiadam odpowiednie wykształcenie, i jestem przekonana, że wspólnymi siłami coś odkryjemy.
- Osobiście zgodzę i nie zgodzę się z Adelą, owszem mamy dostęp do kliniki ale najwięcej zabawy jest w kostnicy. A tam dostępu tak łatwo mieć nie będę. - odparł Loki.
- Nie wiem na czym miałby polegać problem w uzyskaniu dostępu. - Adela wyglądała na naprawdę zdziwioną.
- Jeśli mógłbym w czymś pomóc, również się zgłaszam. Swojego czasu zdobyłem odpowiednie przeszkolenie i trochę się na tym znam. - Toreador uśmiechnął się samymi kącikami ust
- Antoninie.. swego czasu w Warszawie, Sabat robił wszystko, aby nas zniszczyć. Wliczając w to bezsensowne mordy. - zwrócił się do wampira. Zastanawiało go, skąd taka naiwność w jego myśleniu.- zaś co do ciała, myślę że ja i Loki moglibyśmy też sprawdzić je na “inne okoliczności”.- rzucił , kiwając porozumiewawczo głową w kierunku wysokiego Tremere.
- Zaraz, zaraz nie wszyscy na raz, aż tylu patologów nam nie trzeba. Mój ojciec wspominał mi że jest pewna umiejętność sprawdzenie czyja to jest krew i jak dobra ona jest. Wiem że od zdążenia minęły już 2 dnia ale warto by może spróbować tej metody to dowiemy się przy najmniej z kim walczymy Wampir czy Lupin.

- Problem z dostępem moja kochana polega na tym, że JESTEŚMY pracownikami działów nie powiązanych z cielesnymi puzzlami. No chyba, że chcesz obwieścić pracodawcom naszą historię. Ale dziwnie by to brzmiało. “Ej sorki, jestem wampirzycą i zmasakrowali jednego gościa podając się za nas. Mogę sprawdzić kto dokładnie to zrobił? Potrzebuję tylko tych zwłok do oględzin”. Wybacz ale mnie to nie rusza. - odpowiedział Loki na pytanie Adeli.
- Jestem pewna, że mogę po prostu zdobyć klucz do kostnicy. Nie trzeba nikogo informować.
- Jeśli to nie problem, zwróćcie uwagę, czy czegoś nie brakuje. Równie dobrze cała sprawa może mieć podłoże okultystyczne, czy coś podobnego. - Kandera kierował te słowa to tej części drużyny, która wybierała się do szpitala.
 
Aschaar jest offline  
Stary 09-10-2011, 14:01   #10
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Nie musiał się odwracać by wiedzieć do kogo należał ten głos. "Wielki ważniak i nekrofil. Chociaż włażenie na siłę tam gdzie cię nie chcą to chyba zdolność zawodowa. Tylko mógłby łaskawie zauważyć, że większość łącznie z opiekunem tego miejsca są zdekoncentrowani lub lepiej wkurzeni. No dobra, zobaczmy co dziadyga nam chce pokazać." Loki uśmiechając się do Adeli, jedynej wampirzycy w tym gronie, którą darzył dużym szacunkiem ze względu na wspólne miejsce pracy, przesunął swą nie-martwą osobę odsłaniając najbliższym wampirom widok na ekran. Bawiąc się wykałaczką w zębach obserwował nagranie oraz reakcje pozostałych. Spokojnie i powoli przysunął się do Toreadorki. Odgarnął wiecznie włażący "tam gdzie nie trzeba" kosmyk włosów i uśmiechnął się lekko.

- Cześć. Jak pacjenci? Nie powiedzą nic na twoją dzisiejszą nieobecność? - szepnął by nie zagłuszać dziwnych dźwięków dochodzących z nagrania.
Spokrewniona jedynie uśmiechnęła się i przytykając palec do ust wskazała wzrokiem ekran.

"Ale jatka. Ha, ten pali fajkę, tamten się uśmiecha, a mnie naszłą ochota na czerninę. Może by tak namówić Honzę... Niby jeść nie można ale spróbować poczuć smak i zapach nie zaszkodzi. Hmm, ciekawie ta głowa odleciała, tylko po co wsadzać dłoń w żebra? Reka rozumiem, głowa również ale bez sensu wciskać dłoń w coś żyjącego? I do tego bez zamiaru sprawienia przyjemności? To nieludzkie" Loki stłumił kaszlnięciem parsknięcie śmiechem z powodu swoich myśli. Wyszczerzył kły do tych co na niego spojrzeli zajął się oglądaniem. "Krótko, zwięźle i na temat. Albo wampir albo świeży sierściuch. Chociaż, świeżątko nie unikałoby kamer tak zgrabnie. Ciekawe czy nasz zwierzęcy kochaś wie o tym. Właściwie czego on tak szukał na placu?" Loki zdał sobie sprawę, że stoi gapiąc się w ekran z dziwną miną przypominającą rozbawienie.
Spojrzał nie zmieniając wyrazu twarzy na Adelę. - Co o tym myślisz moja droga? - rozejrzał się po sali rejestrując zaczątki innych rozmów - Nie wezwano was do tej sprawy? Nikt nie zgłaszał rozlewu krwi w klinice? -zaplótł ręce - A nasz miłośnik osób martwych nie dostał od kucharza tego tam z nagrania żeby go przebadać? - zapytał odwracając głowę do patologa.
Zrobił się mały huragan gdyż każdy chciał dodać swoje trzy grosze do sprawy. "Ludzie, uspokójcie się do cholery, jestem zmęczony i nie bawi mnie gonienie za jakimiś wróżkami czy nawet jebanymi łowcami chcącymi nas wywabić z kryjówek." Loki po chwili jednak wdał się w bezsensowną kłótnię

- Osobiście zgodzę i nie zgodzę się z Adelą, owszem mamy dostęp do kliniki ale najwięcej zabawy jest w kostnicy. A tam dostępu tak łatwo mieć nie będę
Adela dziwnie na niego spojrzała - Nie wiem na czym miałby polegać problem w uzyskaniu dostępu.
Skrzywił się na tę uwagę
- Problem z dostępem moja kochana polega na tym, że JESTEŚMY pracownikami działów nie powiązanych z cielesnymi puzzlami. No chyba, że chcesz obwieścić pracodawcom naszą historię. Ale dziwnie by to brzmiało. “Ej sorki, jestem wampirzycą i zmasakrowali jednego gościa podając się za nas. Mogę sprawdzić kto dokładnie to zrobił? Potrzebuję tylko tych zwłok do oględzin”. Wybacz ale mnie to nie rusza.
- Jestem pewna, że mogę po prostu zdobyć klucz do kostnicy. Nie trzeba nikogo informować - wampirzyca prawie warknęła, a Loki podniósł brwi w nagłym olśnieniu
- Punkt dla ciebie moja droga. Nie pomyślałem o tym, chyba jako jeden z nielicznych tutaj poruszam się komunikacją miejską i nie lubię gdy rujnują mi plany na wieczór. Mogę pogadać z ochroną i zabrać klucz. I nikt się nie dowie. A przy okazji zapraszam na małe RH+.

"Cholera, chcesz zaprosić ją na drinka, a tutaj cały tłum się zrzuca. Mogłem poczekać z tym zapraszaniem." Loki wypluł wykałaczkę w kąt pomieszczenia mając nadzieję, że nikt nie zwrócił uwagi, odgarnął włosy i spiął je luźno gumką. "Spadamy stąd bo jeszcze gotowi rozdzierać koszule i pokazywać który jest bardziej martwy. Czas się ukłonić."
- Jeśli pozwolicie, ja udam się na małego drinka i ogarnę sprawę z kliniką. A na ten... czas żegnam - to powiedziawszy Loki wyminął dyskutujących i wyszedł z pomieszczenia w drzwiach mijając następną wchodzącą postać jednak ku zdziwieniu wampira nie był to Samuel.

- No to zabawa odbędzie się beze mnie - mruknął podchodząc do Miroslava - Nie masz mi za złe tego małego zamachu? Spieszyłem się i nie chciałem czekać, akurat zaczęli wykład gdy wpadłem. A tak w ogóle to poproszę nóż z powrotem. - uśmiechnął się - I powiedz mi jeszcze czy ostatnio spod twych dłoni wyszedł na świat jakiś ciekawy akt lub scenka erotyczna? Brakuje mi czegoś na ścianie za łóżkiem, a niczego jeszcze nie wypatrzyłem.
- Nie, nic nowego ostatnio nie malowałem. - wyjął z jednej z szafek własność Lokiego.
- Cóż, szkoda ale daj znać jakby naszła Cię wena - odparł - Żegnam.
Na koniec rzucił jeszcze okiem w lustro lekko rozbawiony. Oczywiście niczego nie zauważył poza ścianą za sobą.
- Czasem mnie to wkurza - powiedział bezgłośnie w stronę odbijającej się ściany.

* * *
Wyszedł z Elizjum bawiąc się nożem. Dziwiło go wszystko, od zmieszania gospodarza i naprędce skrzykniętej sali po zadziwiającą ilość odpicowanych samochodów stojących przed budynkiem. Równym krokiem, również przyzwyczajeniem z jego pierwszej pracy po przeistoczeniu, skierował się w stronę swojego ulubionego klubu.
- Ciekawe czy Anezka się wścieknie że dziś poza normą wpadam. - mruknął do siebie - Trzeba będzie ją nieco obłaskawić, na szczęście przyzwyczaiła się do moich zimnych dłoni i braku wyczuwalnego pulsu. Poza tym zgłodniałem, a na mały głód najlepsze RH+ przyprawione drinkami.

Uliczki jak zwykle o tej porze w większości zostały opuszczone, a jedynymi nocnymi turystami były koty, szczury, bezdomne psy i wszyscy jemu podobni - Dzieci Nocy. Tych, których sen nie zmorzył Loki widział przez okna restauracji, słyszał z otwartych drzwi pubów lub mijał po drodze z drwiącym uśmiechem patrząc na ich splecione ręce lub zataczające się ciała. Rynek w porównaniu z tym co działo się kilka godzin temu oraz tego co przedstawiają na zdjęciach w internecie.

Loki przeszedł przez zaśmiecony plac i wszedł w jedną z zaciemnionych uliczek. Odgłos elektrycznej muzyki dotarł do uszu Tremera, a przez drzwi chwiejnym krokiem wyszła czerwonowłosa dziewczyna w bardzo interesującym stroju.

Wampir minął ją chłonąc zapach jej krwi wydobywający się z małej ranki na szyi, prawdopodobnie zadrapania. Opary dymu, perfum, ludzkiego potu i wszelkich drinków wprawiły go w dobry nastrój.
- Anezka jest u siebie? - spytał szatniarza przekrzykując lekko muzykę na co ten skinął głową. Loki nie zdejmując płaszcza - i tak nie odczuwał temperatury w taki sposób jak śmiertelni - rozpoczął lawirowanie między powoli rzednącą tłuszczą. Mrugnął barmance w kusej spódniczce i prześwitującej bluzeczce wchodząc na zaplecze. Tam, oddzielone od hałasu sali dało się słyszeć jęki bydła zaznającego cielesnych przyjemności. Anezka siedziała w pokoju pełnym poduch i różnych zadziwiających bibelotów.

-Cóż moja droga - powiedział widząc karcące spojrzenie dziewczyny - Wypadły mi doś ważne i skomplikowane sprawy. Chyba nie jesteś bardzo zła?
- Miałeś być punktualnie - wyrzuciła z siebie seksownym głębokim głosem - obiecałeś mi to ostatnio.
- Pamiętam, niestety nie ja dziś zarządzałem - Loki począł się wpatrywać uważnie w piwne oczy Anezki - Na pewno nie jesteś zła, jeszcze zdążysz mi dogodzić.
Oczęta damy stały się delikatnie szkliste i nieobecne - Owszem, czasu jest wystarczająco - język oblizał lubieżnie wargi wystrojone pomadką. Loki z uśmiechem począł zdejmować płaszcz...
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Content Relevant URLs by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172