Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-01-2016, 01:30   #1
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
[Old WOD] Jaki tu spokój... - Jerycho Czarnecki

"Anita i Aldona", Powiśle, Bulwar nad Wisłą, późne popołudnie
Właściciel hostelu “Na Wodzie Anita i Aldona” nie zagłębiał się w sprawy swojej klienteli. Dawniej gdy Stadion Dziesięciolecia był jednym z największych bazarów w Europie, blisko 100% obłożenia mieli “biznesmeni ze wschodu” taszczący co rano swoje kraciaste torby vis-a-vis, na druga stronę rzeki gdzie warszawska perła mikroprzedsiębiorstwa kwitła w najlepsze.
Dziś… było gorzej ale dało się z tego żyć. Tanio, na uboczu, a jednocześnie paradoksalnie w centrum miasta. Ot casus Warszawy przez dziesięciolecia odcinającej się od przepływającej przez miasto rzeki. Gorzej było poza sezonem, jak teraz. Kilka naprawdę niskiej klasy prostytutek, pokoje najmowane na dzień w jakichś szemranych sprawach, robotnicy budowlani spoza miasta do domów wracający tylko na weekendy... Ale to tutaj najlepiej było się ukryć, a właściciel miał jakiś układ z policją, nigdy nie nachodzili.

Bilski skuty kajdankami z początku nie był skory do rozmowy, ale pękł gdy Cyrus raptem rozpoczął rozgrzewkę w dawaniu mu wycisku. Amerykanin lał mocno, boleśnie i nie w twarz. Któreś charknięcie zakneblowanego i proszące pełne przerażenie jeńca zostało w końcu odczytane jako chęć do współpracy. Były Marines dla pewności przywalił jeszcze dwa razy co by “rozmówca” się nie rozmyślił.
- Where is my sister?! - wycedził wyciągając knebel i przystawiając mężczyźnie pistolet z tłumikiem do czoła.
- Jaka siostra, człowieku!! - spanikowany Bilski szybko odpowiedział również w języku Shakespeara.
- Yakuza porwała mi siostrę, oni na tym zadupiu nie operują, trafiliśmy na związki żółtków ze stanów z twoimi kolegami. “Moskov Hotel”. Coś ci to mówi wszarzu? - Cyrus pochwycił przesłuchiwanego za włosy i zwiększył nacisk tłumika na czaszkę, jakby chciał przedziurawić ją bez naciskania na spust.
Jerycho stał na razie z boku.

- Ja nigdy się z nimi nie zadawałem - Bilski aż się zadławił swoim przerażeniem. - Ja robiłem z Chudym, a jak przejęli nas Ruscy odbiłem, nigdy nic. - Zajazgotał.
Cyrus pokręcił głową.
- So, Goodbye faggot. - naprężył mięśnie ręki trzymającej pistolet.
- Ale mam paru kumpli co przystali na ruskich nad sobą - dodał szybko Bilski - I co nieco mnie słuchy dochodzą. Faktycznie porwali jakąś pannę, faktycznie gadają ze skosami, ale czy to ma związek? Nie wiem. - wypluwał słowa niczym uzi pociski, wciąż panicznie zezując na lufę. - Może mieć to związek, bo to Amerykanka, ale na sto procent to nie wiem - zakończył płaczliwie.
Cyrus spojrzał na Jerycho, położenia pistoletu nie zmienił.

- Imiona. Imiona… Potrzebujemy imion. Potrzebujemy śladów, haczyków. - Do 'rozmowy' włączył się Jerycho. - Jesteś dla nas tyle wart o ile przybliżysz nas do odbicia jej. Uwierz mi, nie chcemy cię zabijać. Nie chcemy robić nikomu krzywdy, ani torturami wymuszać zeznań. Przez lata będziemy się za to nienawidzić, ale Sara… dla niej od pół roku maszerujemy przez piekło. Dla niej zabijamy i sprawiamy ból. Pomóż nam. Nie z powodu kija. Skuś się na marchewkę. Za informacje dzięki którym ją wyciągniemy jestem w stanie, dosyć szybko, uciułać pięćdziesiąt tysięcy patyków. Potem, kolejne pięćdziesiąt. To ładna kasa która pozwoli Ci zniknąć gdzieś w Tybecie, gdzie dolar ma taką moc, że do końca życia będziesz żył jak król. Co ty na to?

- Mam wydawać kumpli co zostali pod ruskimi? Za pięćdziesiąt patyków? - Typ wahał się. - Przecież jak się dowiedzą to mnie zabiją.
- Ty chyba nie rozumiesz pojebie swojej sytuacji - Cyrus zdenerwował się nie na żarty i tak docisnął tłumik do czoła jeńca, że ten musiał odchylić głowę do tyłu prawie łamiąc sobie kark.
- Komórka - zakwilił - mogę umówić spotkanie z jednym typem, ale jak go zgarniecie to puścicie mnie wolno z kasą. - Wciąż zezował na pistolet.
- Niestety. Nie tak pieknie - odmówił Jerycho - Nie mamy środków aby takie marchewki rozdawać za każdą poszlakę. Pięćdziesiąt tysięcy na szybko. Kolejne pięćdziesiąt w ciągu pięciu, sześciu miesięcy i to już wszystko co mamy. I tych marchewek musi starczyć dla wszystkich którzy po drodze będą ich wymagać. Jeśli to jest najlepsze co możesz zrobić… to umówisz to spotkanie. A potem zostaniesz tutaj. Solidnie związany i zakneblowany. Pokój jest opłacony na trzy dni i przez ten czas właściciel go nie ruszy. To oznacza, że jeśli coś się nie uda i nas kropną to się ponudzisz, ale nic Ci nie będzie. Jeśli nas w jakieś maliny wpuścisz, to lepiej abyś zrobił to skuteczniej niż Yakuza odwala mi od półtora roku. Im, jak na razie, się nie powiodło. Ale kto wie… może twoi koledzy będą mieli więcej szczęścia. Ale jeśli pójdziemy tam i bezpośrednio dzięki temu odzyskamy Sarę. Dostajesz kasę i robisz co chcesz. Jeśli uznasz, że chcesz uciekać to jeszcze ci osobiście doradzę, pomogę i podzielę się wiedzą którą sam zyskałem in the hard way. Aby ukoić twoje sumienie. Jeśli nie życzysz źle temu typowi… będziemy się starać aby podjął taką samą decyzję jak ty… by nam pomógł za marchewkę.
- Wybierzcie numer z mojej komórki - powiedział zrezygnowany. - “Zając” - uszczegółowił nazwę zapisaną w książce adresowej.
- Tylko proszę. Nie kombinuj. Na prawdę chcę abyśmy wszyscy z tego wyszli cało - poprosił Jerycho wybierając numeri przyłożył jeńcowi słuchawkę do ucha.
- Strzałka Zając, masz chwilę? - Bilski odezwał się do trzymanej przez Jerycho słuchawki. Normalny człowiek nie słyszałby pewnie całej rozmowy ale słuch Jerrego mógł iść w szranki z nietoperzami.
- No co tam Bill? - usłyszał w słuchawce przyciśniętej do ucha przez jeńca.
- Sprawę mam, spotkamy się?
- Średnio.
- Nawet na chwilę?
- Amunicję dla chłopaków na marsz robię.
- Anna pewnie wniebowzięta? - Bilski rzucił do słuchawki i potoczył wzrokiem po swoich oprawcach kiwając lekko przecząco głową.
- Posrało cię? W mieszkaniu po dziadku siedzę, nie będę przecież mołotowów robił przy dzieciakach. A co się stało? Brzmisz kiepawo.
Bilski nabrał powietrza i leciutko je z siebie spuścił, by się uspokoić i wyeliminować lekko zdenerwowanie.
- A po co wam te koktajle bro? - odezwał się po chwili udając zdziwienie i zmieniając temat rozmowy.
- Nowa władza to policja będzie pierdzieć w nogawki by tylko nie dostać czapy za pacyfikację “Marszu Patriotów” jedenastego - “Zając” rozrechotał się do słuchawki. - Większy luz będzie to “Syrenka” i “Przychodnia” zaliczą trochę trafień, można poszaleć mocniej niż kamykami.
- Kumam, ale jak Ty w mieszkaniu dziadka, to może tam wpadnę?
- No zapraszam.
- Będę niedługo. Uważaj na siebie z tą benzyną.
- Taaaaa... Strzała.
Połączenie zostało zakończone ze strony “Zająca”.

- Aleja Chruściela 48 mieszkanie numer 4. - Bilski odezwał się po chwili po angielsku aby obaj go zrozumieli. - Jest sam.
- Ten twój kumpel nawija po angielsku? - spytał Cyrus.
- Tak. W miarę.
- Jadę. - Brat Sary otworzył laptopa by sprawdzić na google-map dokładną lokalizację. Miał z tym problem, nie wiedział jak wpisać “Chruściela”.
- Czekaj chwilę - zastopował go Jerycho. Poprawił węzły, aby Bilski się nie uwolnił, a potem zakneblował go solidnie - Mam nadzieję, że wszystko pójdzie jak chcemy i jutro wrócimy tu po ciebie z twoimi pieniędzmi - potem zwrócił się do Cyrusa - Ok, jedziom.
- Jadę sam. - Pokręcił głową Cyrus - Typ może nas wystawiać, wtedy lepiej nie wpaść w zasadzkę obaj. Z drugiej strony może uczciwie wystawił tego swego znajomka, a tamten zechce przedzwonić. Choćby że musi na chwilę wyjść i żeby spotkali się gdzie indziej. Gnój musi być pod komórką na taki wypadek, a jak zostanę ja a ty pojedziesz to ja tu nie ogarnę o czym on po polsku świergoli. Dam sobie radę.
Jerycho potrzebował chwili aby przemysleć plan Cyrusa. Ale, ostatecznie, nie mógł odmówić mu rozsądku.
- Jeśli dasz się zastrzelić to ci naszczam, na grób. Wiesz co… - Podszedł bliżej by porozmawiać na osobności. - Zanim wkroczysz zadzwoń do mnie. Ustawisz głośnomówiący, abym słyszał co się w środku dzieje. I wyłączysz głos w swojej komórce aby z mojej strony nic tam nie docierało. W ten sposób będę przynajmniej wiedział co się dzieje.
Cyrus tylko kiwnął głową i wyszedł.


* * *

Jerycho czekał i denerwował się.
Gdy usłyszał dźwięk komórki poderwał się niepokojąc tym Bilskiego.
- Na słuchawkowym jestem - powiedział Cyrus. - Podkręciłem czułość. - Widocznie nie chciał zajmować sobie ręki trzymaniem telefonu, a gdyby schował do kieszeni efekt byłby gorszy.

Dobiegło go stłumione pukanie, po czym jeszcze bardziej stłumiony okrzyk pochodzący ze środka mieszkania.
- Właź Bill!
Jerycho szybko przetłumaczył Cyrusowi co tamten zakomunikował, jego słuch pozwalał to zidentyfikować, normalny człowiek pewnie by nie zrozumiał. Amerykanin tylko mruknął coś na to zdziwiony. Zapewne jadąc na Rembertów taksówką kombinował kilka różnych wariantów jak dostać się do mieszkania, co powiedzieć na “kto tam” i tak dalej. Prostota całej sytuacji zaskoczyła go.
Drzwi zaskrzypiały lekko ten sam głos lekko wyraźniejszy powtórzył się.
- W pokoju jestem! Wchodź.

I wtedy wszystko zaczęło iść źle.

- Rączki do góry jełopie - rozległo się na granicy słyszalności, “Zając” pewnie stał Amerykaninowi za plecami.
- I’m from Mr. Bilski… - zaczął Cyrus lecz głos mu przerwał, już wyraźniej.
- Yeah, and Bill told me about danger alert in our chit-chat slang. Who are You motherfucker and what’s with Bill?
Jerycho nie usłyszał odpowiedzi tylko szamotaninę i huk wystrzału.
Nie przerwał on jednak najwidoczniej rodzącej się bójki, wyczulony słuch zdenerwowanego pół-polaka rejestrował jakieś ciężkie oddechy i stukot przewracanych sprzętów. W pewnej chwili rozległ się jakiś nagły szum i dziki wrzask.
- Oh fuck! - jęknął Cyrus najwidoczniej przerażony. Jerycho usłyszał jeszcze tylko dwa ciche “splunięcia” pistoletu z tłumikiem Amerykanina, po czym krzyk urwał się, trzasnęły jakieś drzwi, słychać było ciężki oddech i tupot biegu po schodach.
- Koleś nie żyje, wracam! - rzucił Cyrus po angielsku do słuchawki po czym rozłączył się.

Jerycho warknął i potężnym, prostym kopnięciem w tors posłał Bilskiego na ścianę razem z krzesłem, które rozpadło się od siły uderzenia. Jednak to było dosyć nieszkodliwe kopnięcie. Jerycho wiedział jak uderzyć by zabolało i wyglądało paskudnie ale by nie uszkodzić za bardzo.
- To był błąd. Twój kumpel teraz gryzie piach przez ciebie. I wiesz co? Teraz nie mam zamiaru powstrzymywać Cyrusa przed wyciągnięciem z ciebie informacji jego sposobem. Słyszałeś historie o Guantanamo?
Jeszcze raz przyjrzał się czy więzień wciąż jest solidnie związany i stanął na czatach czekając na towarzysza w malutkim pokoju.




* * *

Cyrus wrócił po jakimś czasie wkurwiony dość mocno. Z miejsca dał Bilskiemu w pysk i wyciągnął pistolet.
- Koleś był ostrzeżony, czekał na mnie z gnatem - powiedział zdając relację choć Jerycho słyszał prawie wszystko to na samych dźwiękach ciężko budować wizję wydarzeń. - Strzelił gdy się na niego rzuciłem, uchyliłem się trafił w komputer, poszły jakieś iskry ale zaczęliśmy się szamotać. Odrzuciłem go pod ścianę, wylądował na butelkach, coś spadło, coś się rozbiło, przewrócił jakiś baniak. Fuck! W jednej chwili fajczył się jak pochodnia, bracie… pieprzone piekło. Wrzeszczał to dobiłem. Uciekłem, nie wiem czy ktoś mnie widział, ale zdziwiłbym się gdyby nie. FUCK!!! - wcisnął tłumik mocno w czoło Bilskiego.
- Wciąż może się nam przydać. Pamiętaj o priorytetach. Nie pierwszy raz wpadliśmy i, pewnie, nie ostatni - potem zwrócił się do jeńca - Bilski. Sądzisz, że mam rację i możesz być nam jeszcze przydatny?
Cyrus drugą ręką zdjął mężczyźnie knebel.
- Daj jeden powód dla którego mam nie odstrzelić ci łba - warknął.

Jeniec skulił się choć już nie aktorzył i nie grał jak wcześniej przerażonego typa gotowego za wszelką cenę iść na rękę swym oprawcom. Starej daty twardy gangster, z ekipy której nie potrafił swego czasu pozamiatać nawet “Wołomin” po ustaleniu stref wpływu z “Pruszkowem”. Typ który miał jaja by powiedzieć Rosjanom by się gonili i odejść z bandy gdy organizacja zza wschodniej granicy ją przejęła. Miał nadzieję udupić Cyrusa w Rembertowie ostrzegając “Zająca”, może ten wziąłby Amerykanina żywcem i drugiego tutaj pozamiatałaby ekipa “Hotelu Moskwa” przysłana jeszcze tego wieczora.
Oczywiście odbijając go przy okazji. Plan (dosłownie) spalił na panewce. Trup “Zająca” właśnie radośnie skwierczał niczym frytka w lokalu po jego dziadku, a ci dwaj już wiedzieli że Bilskiego nie tak łatwo zastraszyć i potrafi się odgryźć nawet skrępowany i traktowany tłumikiem przy czole. Nie był jednak głupi, wiedział, że jest tym dwóm potrzebny, inaczej już by zginął. Jawnym się wydawało, że był jedynym łącznikiem tych wykolejeńców z Hotelem. Z drugiej strony zbyt harda gra mogła doprowadzić oprawców do jasnej konkluzji iż dalsza współpraca z nim i nadzieje na przydatność jeńca nie mają sensu. Jankes zastrzelił “Zająca”, ale raczej skracając cierpienie płonącego żywcem człowieka. Na ile mieli jaja? Czy ich cohones były na tyle duże by oddać strzał w łeb kogoś kto wydawał się już niepotrzebny? Tybet zimny biedny i daleki, za pięćdziesiąt tysięcy baksów nie da się budować nowego życia poza krajem. A trzeba było by gdyby Bałałajka dowiedziała się, że Bilski wystawił Hotel tym wariatom, sam motyw zdrady i wydania kumpli przez kogoś kto w imię zasad potrafił nawet nie kwiknąć przez 5 lat podnosząc mydła w więzieniu na Rakowieckiej za “druhów z ulicy” był przy tym już tylko szczegółem.

W ciszy jaka zapadła to wszystko zdawało się być jasne. On zdawał sobie sprawę z ich determinacji, oni z tego co dzieje się w głowie jeńca. Pozostawały z obu stron jedynie pewne niewiadome. Czy oni mają jaja by go w razie czego wykończyć, czy on jednak potrafi się złamać i wydać kolegów.

W życiu wiele zależy od czasem bzdurnych zbiegów okoliczności.
Cienkie ściany i nieszczelne okna łajby stanowiącej część “Aldony i Anity” wielokrotnie dawały się we znaki. Głośne śpiewy i krzyki pijanych typów łażących pod motelem po Bulwarach Wiślanych były stałą atrakcją klientów hostelu, szczególnie jak ktoś (tak jak oni) miał kajutę z oknami od strony brzegu.
- Przecież mówię ci do cholery, że ogarnę jeszcze dziś wieczorem, z typem mam się nad Wisłą spotkać. Na chwilę tylko i wracam, debilu - ktoś się wydarł przechodząc obok co samo w sobie nie było niczym szczególnym.
Bilski zesztywniał lekko, na jego twarzy pojawiło się w pierwszej chwili zdumienie, potem zaciętość. Przeżegnał się w duchu.
Korzystając z tego, że nie był już przywiązany do krzesła jakie Jerycho rozwalił w odruchowym akcie zdenerwowania, jeniec rzucił się lekko w bok ku oknu. Przywalił głową w szybę rozwalając ją w drobny mak.
- Freeeed! Uciekaj, powiedz reszcie że… - Więcej nie zdążył. Pierwszy strzał Cyrus oddał raczej odruchowo widząc reakcję jeńca, lecz głowa tegoż już nie znajdowała się przed tłumikiem i lufą. Kula przedziurawiła poszycie łodzi. Drugi i trzeci też bazowały na pewnej dozie odruchu jednak…
Jakie jaja miał Cyrus to wiedziały tylko dziewuchy z jakimi się zadawał. Był jednak zdesperowany. Jego siostra gniła gdzieś u Ruskich czekając na to czy wyląduje w burdelu czy w łapach Yakuzy. Dwie kule trafiły Bilskiego w plecy.
Jerycho w tym czasie odruchowo spojrzał za okno gdzie jakis typ odruchowo zastygł z komórką przy uchu.
- O kur…. - wyrwało się gościowi jakiego Bilski tuż przed swą śmiercią nazwał Fredem, po czym rzucił się do ucieczki bulwarem w stronę mostu średnicowego wraz z biegiem rzeki.

- Nigdzie nie idziesz - rzucił Jerycho, jakby sam do siebie, rozpędzając się. Strzelaniny to działka Cyrusa. Pościgi i mordobicie - to już Czarnecki. Pochylił się nisko by nie pociąć zbitym oknem, nogę wyciągną daleko opierając na framudze okna i, nie do końca wiadomo jakim sposobem, dwumetrowiec przeleciał przez niedużą dziurę w wybitej szybie nawet nie rozpruwając koszuli.


* * *

Było ciemno, ale latarnie przy Wisłostradzie rozjaśniały mrok bulwaru, niestety uciekiniera nie było nigdzie widać. Zapadł się jak pod ziemię choć Jerycho stracił go z oczu jedynie na moment gdy skupiał się na wyskoczeniu przez okno. Obok kępy krzewów rosnących samotnie wychwycił jakiś ruch, ktoś wypadł na Wisłostradę starając się dopaść drugiej strony i wspiąć na dość niski nasyp aby czmychnąć dalej. Czarnecki wystartował jak uderzony prądem biegnąć w stronę uciekiniera. Był szybki co też “Fred” ocenił oglądając się za siebie wbiegając po nasypie i przeskakując barierkę ciągnącą się na górze.
Jerycho nie odpuszczał, wszak ten sukinsyn po odstrzeleniu Bilskiego był ostatnim tropem, nie mógł sobie pozwolić na to by go zgubić. Uciekający biegnąc po trawniku pomiędzy jezdniami znów się obejrzał i chyba zdał sobie sprawę, że nie ujdzie ścigającemu go wielkoludowi. By zyskać na czsie rzucił się przed samochód przebiegając drugą jezdnię Wisłostrady, tę w stronę Czerniakowa.

- Policja! Na pomooc! - zaczął wrzeszczeć, lecz chyba bardziej z desperacji. Nie bardzo wierzył w skuteczną interwencję stróżów prawa i porządku w ciągu tych kilku chwil zanim pościg w postaci Jerycha nie zniweluje tych dzielących ich paru metrów. Bo o tej porze roku policja tu nie bywała za ciężko. W lato i owszem gdy bulwary nadwiślane tętniły życiem. W listopadzie obecność mundurowych mijała się tu z celem.
Dlatego tym bardziej się zdziwił.
- Stój - rzucił półgębkiem policjant w mundurze patrolowym wyłaniając się z krzaków gdzie stał sprytnie zakamuflowany radiowóz z doskonałym widokiem na podmoście przeprawy kolejowej. Fred stanął jak wryty prawie wpadając na gliniarza, Jerycho przystanął odruchowo klnąc z bezsilności. Policjant dał znać by podszedł, Jerycho może przyzwyczajony do autorytetu i praw jakie ma amerykańska policja odruchowo zrobił to wobec ‘polskiego krawężnika’. Fred też nie uciekał choć odsunął się odruchowo przed Czarneckim.
- Dokumenty - warknął gliniarz, jego partner wciąż siedział w samochodzie czegoś wypatrując i spoglądając na zegarek.
“Fred” podał dowód osobisty, Jerycho zaś zaczął modlić się by paszport był w jego kieszeni, gdyby policjant musiał iść z nim na łajbę po dokumenty… Cóż, mieli tam trupa.
Na szczęście był.

- Co tam? - Drugi z mundurowych wychylił się ze swojego siedzenia do uchylonych drzwi.
- Bójka chyba, w tym jeden amerykaniec, choć nazwisko niby nasze.
- A zaraz się zacznie. Cholera...

Jerycho słuchał wymiany zdań ale skupiał się raczej na rekach policjanta, który najpierw otworzył paszport a potem obracał dowodem “Freda”. Bystry wzrok Czarneckiego mógł iść w konkury z jego słuchem.
Krzysztof Stec, zameldowany: ul Grochowska 170 mieszkania 86 albo 88… policjant za szybko przekręcił plastikową kartę. Spisał jedynie podstawowe dane w notatniku służbowym.

- Powiem wam co zrobimy, uznajcie to za pouczenie. Ty - wskazał na “Freda” podając mu dokument tożsamości - won, a Ty jankesie za dwie minuty, w przeciwnym kierunku. I jak was dziś jeszcze zobaczę to bekniecie za tą gonitwę, czy to zrozumiałe?
Fred nie odpowiedział, wziął swój dowód i pobiegł w jakieś chaszcze.
Policjant zerknął na zegarek, Jerycho uczynił to samo.
21:56.
- Puść go do cholery robotę mamy - syknął policjant z samochodu raptem po minucie.
Jego partner skrzywił się ale podał paszport Jerycho jego właścicielowi.
- W tamtą stronę - pokazał kierunek ku Wiśle skąd obaj przybiegli, przeciwny do tego jaki wybrał Krzysztof Stec zwany Fredem. - Przez ulicę. Mandatu nie dostaniesz.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 11-01-2016 o 16:18.
Leoncoeur jest offline  
Stary 21-01-2016, 01:20   #2
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
*Temat do zamknięcia i do przesunięcia w archiwum.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Content Relevant URLs by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172