Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-02-2016, 16:06   #1
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
[Old WOD] Jaki tu spokój... "Girl Power"




JAKI TU SPOKÓJ... GIRL POWER

Prolog: OCHOTNICZKI





Polska Stacja Polarna im. Arctowskiego, Wyspa Króla Jerzego, Anktarktyka, popołudnie 8 listopada
Czasem wystarczy jedna pochopnie przekazana informacja, aby ruszyć lawinę jaka pochłania tego, kto nieopatrznie jej użył.
Paweł Karolak wpatrywał się w telefon satelitarny wciąż nie mogąc podjąć decyzji.
”Twoi wrócili do miasta” - grało mu w głowie od kiedy tylko to usłyszał.
Parę lat ukrywania się w Warszawie, od ponad roku siedzenie w miejscu o którym nie można było powiedzieć, że wrony tu zawracają.
Tu nie było nawet wron.
Pogodził się z myślą, że nigdy już nie wróci do miejsca gdzie się urodził i wychował. Pogodził się z myślą, że póki będzie mógł opuścić rejon gdzie nawet w lato panowały temperatury bliskie zeru, minie jeszcze trochę czasu.
Jedno zdanie dało mu nadzieję.
Gówno tam.
Przecież tak naprawdę nigdy się nie pogodził.

Przez chwilę zastanawiał się do kogo zadzwonić by nawiązać kontakt, aby wrócić do gry by znów walczyć. By zakończyć chybotliwy sojusz z wrogiem. Z czymś czym gardził, kimś kto był wynaturzeniem, komórką rakową na ciele ziemi lub społeczeństwa, zależy jak patrzeć.
Nawet jeżeli ocaliła mu życie, nienawidził jej i jej podobnych, współpracował głównie dlatego, że wiedział iż często działa ona przeciw swoim, to dawało mu moralne ukojenie sumienia. I był honorowy, miał u niej dług. Ale przecież są rzeczy ważniejsze, powinność na przykład. W Warszawie cała siatka została rozbita. On był ostatni, dorwali nawet Wieszczyckiego.
Do kogo miał dzwonić?
Sojusznicy pomagający rozpracować im te wynaturzenia dziesięć lat temu?
Do nowych “swoich” w mieście nie miał kontaktu, musiał zaryzykować. Przecież skoro pomagali wtedy - zapewne z nową grupą również współpracują.
Miał dwa telefony, wybrał na chybił trafił.

Wybrał źle.
Wszak sojusze się zmieniają.


* * *


Pałac Kultury i Nauki, Śródmieście, pl. Defilad, późny wieczór 8 listopada
Mężczyzna w mycce na głowie odebrał telefon z lekkim zaskoczeniem.
Nie dzwonili, kontaktowali się rzadko raczej przez tego irytującego gnoja jaki prowadził prywatną wojenkę z Ernestem.
- Halo? - odezwał się z zaciekawieniem.
- Dostałem właśnie telefon od Karolaka, stara się nawiązać kontakt z…
- SŁUCHAM? - głos mężczyzny był przepełniony zaskoczeniem.
- Widocznie nie wie o pewnych niuansach. Pewnych Zmianach w mieście.
- Przecież on NIE żyje.
- Widocznie zmartwychwstał pijawko, raz na prawie dwa tysiące lat może się zdarzyć, nie? - Głos w komórce był przepełniony cynizmem.
- Skąd dz… - mężczyzna w mycce nie skończył bo nie było sensu. Rozmówca rozłączył się.


* * *

Dom Klary, Józefów, ul. Zaciszna, noc 9 listopada
Minęły trzy dni, wypełniane od czasu do czasu rozmowami w których obie starały się wyczuwać nawzajem. Nie padały żadne pytania wprost, Klara podsuwała pewne tematy z których obie mogły odczytywać co skrywają w swoich głowach. Dla kruczowłosej było to bardziej interesujące. Coś jak polowanie i odkrywanie wiedzy o tym co kryje się w Lulu zamiast otrzymywania jasnych jednoznacznych odpowiedzi. Była tu górą, dysponowała o wiele lepszym zmysłem obserwacji emocji i empatią niż różowowłosa dziewczyna.
Ale Lulu też swoje z tego wynosiła.
Również z obserwacji zachowań z pozoru niewytłumaczalnych jakie Klara lekko niechętnie ale już bardziej wprost wyjaśniała dziewczynie.

Jak nadzwyczaj ciężki światłowstręt nabyty jeszcze w dzieciństwie objawiający się ciężką migreną, łzawieniem oczu wystawionych na światło słoneczne, oraz ogólnym stanem przy którym okres to przedszkole.
Jak wspomnienia dzieciństwa gdy pijany ojciec wracający w nocy do domu Klarę bił i… robił inne rzeczy, przez co kruczowłosa do dziś zamyka się w swoim pokoju na klucz, na dnie jakie przesypia po nocnej pracy i innych, przyjemniejszych zajęciach realizowanych na mieście gdy słońce nie gwałci jej oczu i samopoczucia. A sama świadomość iż ktoś kręci się po domu gdy śpi wzbudza w niej dyskomfort i alogiczną obawę.
Na to drugie potrzebowała czasu by przywyknąć do obecności kochanki.



Lulu nie naciskała, zresztą i tak dniami nadrabiała to co zaniedbała przez ostatnie dni permanentnej ucieczki. Uczelnia, ciężkie rozmowy z Danielem, sprawdzanie stanu Kajki jaki wywinął się śmierci dzięki Antoniemu odwożącego go do szpitala w ostatniej chwili. Zajęcie się sparaliżowanym dziadkiem chłopaka gdy ten leżał na intensywnej terapii i kontakt z jego rodzeństwem. Szukanie sobie jakiegoś zajęcia na boku by dorobić.
Nie widywały się bez przerwy nawet unikając tego.
Nie chciały się sobą znudzić, wciąż odnajdowały pokłady fascynacji sobą nawzajem.
Zaintrygowania spełnianego powolnym odkrywaniem siebie.
Klara obiecała Lulu, że następne polowanie odbędą razem, a może…
Z subtelnym uśmiechem rozmyślała o tym co by było gdyby zapolowały razem ale oddzielnie. Która pierwsza dopadnie…
Grażynka poczuła nawet podniecenie na te myśl. Dwie panie wilczek rywalizujące o to która dopadnie króliczka pierwsza.
Bo Lulu już nie była króliczkiem, chyba, że czasem w ustach kruczowłosej.
Zdecydowanie w innym sensie.
Tę noc znów spędziły na kafelkach łazienki i w łóżku.


* * *

Telefon zadzwonił gdy leżały obok siebie nagie na kanapie. Lulu drzemała, Klara rozmyślała od czasu do czasu gładząc udo dziewczyny.
Miała nad czym.
Dzwonek z tych rozmyślań ją wyrwał, a Grażynkę wybudził z płytkiego snu.
Leżąc obok doskonale słyszała obie strony.
W pierwszej chwili słysząc głos rozmówcy Klara chciała wyplątać się spod nogi dziewczyny by porozmawiać bez zagrożenia iż jakieś słowa Sebastiana poruszą lawinę, której nie da się zatrzymać, a na którą Lulu nie była jeszcze gotowa. Po dosłownie momencie uśmiechnęła się drapieżnie.
Ryzyko nakręcało ja, to było nawet ciekawe. Gotowa, czy nie gotowa, niech los zdecyduje.
- Pytałem: “Pamiętasz jak mi mówiłaś, że Karolaka nie udało się wziąć ŻYWCEM i niestety strzelił sobie w łeb zanim mu to uniemożliwiłaś?” - powtórzył głos w słuchawce.
- Mhm… - kruczowłosa odpowiedziała tyleż zdawkowo co leniwie. - Cieszę się, że mogłam wspomóc dotknięty demencją umysł. Czy coś jeszcze?
- Zasadniczo nic. Ale to CIEKAWE, że właśnie dzwonił do jednego kotka starając się nawiązać przez niego KONTAKT z zarazą jaka powróciła do miasta. Duchy nieczęsto używają telefonów KLARO.
Zawsze była blada, więc bardziej już nie mogła, tylko w kącikach oczu pojawiły się nutki strachu. Milczała.
- Pograłaś sobie ZE mną.
- Ja…
- Masz dwa dni, aby dostarczyć mi go w zębach. DWA dni i JEDNĄ noc.
- To niemożliwe - powiedziała wolno. Z pewnym napięciem.
- Nie zrozumieliśmy się. Albo dostanę SUKINSYNA jaki zabezpieczył serwery w pracowni WIESZCZYCKIEGO. Albo odbędą się łowy. Wiem jak je lubisz “króliczku”. Bo “WILCZKIEM” to ty w nich nie będziesz.
- Zlokalizowaliście...?
- Nie, Pawłowicz wciąż drepce w miejscu, SZUKA. Ale wpadł na obiecujący trop. Zresztą to nie TWOJA sprawa suko. Po dwóch dniach sam POSZUKAM Karolaka, nieśpiesznie, znajdę go, a jak nie jego to kogoś innego by mi się włamał do bazy danych tego martwego sukinsyna JEŻELI Pawłowicz da mi klucz. Dwa dni, są dla ciebie, daję CI szansę odpokutowania tego, że POLECIAŁAŚ ze mną w… - urwał.
- Nie jesteś moim “szefem”, nie jestem w twojej “firmie” - specyficznie zaakcentowała te dwa słowa by nie nazywać przy dziewczynie spraw po imieniu.
Wystarczyło, że ona sama była w bagnie po uszy.
Teraz ryzyko czy Lulu usłyszy czy nie usłyszy pewnych rzeczy już nie było motywem wesołego igrania z losem lub przeznaczeniem jak wydawało się wcześniej.
Za dwa dni różowowłosa mogła zostać sama z wiedzą jaka zabija gdy nikt jej nie uchroni.
- Nie samotny wilczku. ALE w “firmie” - zdecydował się przyjąć grę skojarzeń nie wiedząc skąd tak naprawdę się wzięła. - JEST parę osób które chętnie zapolują. Jak spuszczę ich ze smyczy. SMAKOWITY z ciebie kąsek. Dwa DNI.
Rozłączył się.
Klara patrzyła na telefon z wciąż tym samym nikłym przebłyskiem strachu w oczach.


* * *

Mieszkanie ojca Grażyny, Praga-Północ, ul. Jagiellońska, noc 11 listopada.
Lulu była po ciężkiej rozmowie z ojcem.
Rozmyślała nad tym co usłyszała i analizowała sytuację.
Z odrętwienia wyrwał ją dźwięk telefonu na numer jaki miał tylko Kajko, Daniel i…
- Cześć króliczku - odezwała się w słuchawce Klara gdy Lulu w końcu odebrała telefon. 1… 2...3…
- Hej - odezwała się.
- Możesz wyjść na chwilę? Zapukałabym… ale nie chcę niezręczności. Antoni. Nie w tym przypadku - powiedziała lekkim tonem jakby w innej sytuacji faktycznie nie sprawiało jej problemu pokazanie się mężczyźnie jakiemu zgwałciła mózg.
- Jasne - odparła po chwili analizy. Rozłączyła się i nie dala na siebie długo czekać, trzy minuty później wychodząc z domu.
Klara czekała na zewnątrz, szła powoli od teatru Baj widocznie rpzechadzając się ulica w ta i nazad. Gdy zrównała się z Lulu uśmiechnęła się lekko.
- Na ile wilczek może zaufać króliczkowi? - spytała, miała dość napięty wyraz twarzy, choć pod lekkim stresem wciąż miała ten sam stan.
“Co ma być to będzie”.
Jej króliczek wzruszył tylko ramionami. Odpowiedź wydawała się zbędna, Lulu raczej nie należała do tych co padną do stóp i będą wrzeszczeć “tak, tak ufaj mi ufaj będę wtedy na zawsze Twoja!”. Więc na wzruszeniu ramionami zaprzestała, czekając na ciąg dalszy.
- Masz ochotę na pewne polowanie? Na zwierzątko na jakie mało kto by się rzucił? - spytała Klara.
Grażynka na chwilę przymrużyła oczy przyglądając się kobiecie.
- Imię, nazwisko, numer telefonu, e-mail? - Rozłożyła ręce jakby w obronnym geście.
- Nie ma. Jest tylko komputer. - Oparła się lekko o ścianę budynku. - Którego zabezpieczenia robił… Mr. Antarktyda. - W jej oczach czaiły się wesołe iskierki, mimo przelotu stresu na twarzy jaki naprawdę ciężko było by znaleźć komuś, kto jej nie znał.
Lulu znalazła, choć znała (czy to dobre słowo?) ją zaledwie od kilku dni. Bardziej jednak niż przejmowanie się stresem na twarzy Klary poruszyło ją słowo “TYLKO komputer” jakby komputer to było zupełne przeciwieństwo słowa TYLKO. Gdy usłyszała o Mr. Antarktydzie… lekko się skrzywiła. Pieprzony Mr. który w jej mniemaniu nie mógł przecież siedzieć na Antarktydzie, a wszystko wskazywało na to, albo na to że był mega dobry, a Lulu go nie rozgryzła.
- Brzmi interesująco.
- Jest jedno miejsce gdzie jest komputer, serwer… cokolwiek - Klara potwierdziła brak swej wiedzy na temat komputerów jaki Lulu zauważyła już przez kamerę na Namysłowskiej.
- Mr. Antarktyda to genialny programista, zabezpieczył coś, po czym uciekł. Pomogłam mu Lulu. Służył za to mi, to z nim bawiłaś się w ciuciubabke. - Przekrzywiła lekko głowę patrząc na reakcje dziewczyny. Była lekko zaskoczona w momencie kiedy Klara powiedziała, że w czymś mu pomogła. Reszta nie była dla niej zaskoczeniem. Po za jednym…
- To dlaczego nie poprosisz go, by go odbezpieczył? - To wydawało się oczywiste.
- Bo on tego nie zrobi zdalnie. To raz. Dwa, że… cóż, to skomplikowane trochę, ale przestaliśmy się dogadywać. Wybrał inną ścieżkę. - wzruszyła ramionami. Grażynka patrzyła na nią lekko rozbawionym wzrokiem, ale Klara wiedziała już, choć znała (czy to dobre słowo?) ją zaledwie kilka dni, że Lulu analizuje, mocno analizuje. Przez chwilę mogła nawet pomyśleć, że analizuje ją samą?
- Zobaczmy, czy jestem tak dobra jak on. Gdzie jest ten komputer?
- W jednym dość ciężko ukrytym miejscu. Wierzysz w duchy?
Lulu uniosła lekko brwi.
- Wierzę w Świętego Mikołaja, ale nie wiem czemu zawsze zapomina zostawić mi prezent. Chyba jestem niegrzeczną dziewczynką.
- Mhm… jeżeli chcesz to będziesz mogła zweryfikować. Bo to duch powie gdzie jest serwer - uśmiechnęła się ładnie zapalając papierosa jakiego wsadziła w fifkę. Inaczej nie paliła. Grażynka pokiwała tylko głową na boki. Spojrzała na Klarę wzrokiem mówiącym “nie żartuj sobie”, po czym sama odpaliła papierosa.
- W każdym razie, muszę wziąć swój sprzęt.
Klara roześmiała się i strząsnęła te odrobinę popiołu jaka pojawiła się po zaledwie jednym zaciągnięciu.
- Nie będę cię przekonywać. Jedynie przestrzegam byś wiedziała i nie była zanadto zaskoczona. Z tego co wiem… - zamyśliła się. - Będzie tam ktoś kto widzi duchy, duch ma wskazać miejsce gdzie jest serwer, czy komputer. Ten jest zabezpieczony... Brzmi wystarczająco szalenie? Co by powiedział króliczek patrzący w kamery, gdyby ktoś mu powiedział, że następne trzy dni będzie uciekał? To samo co na “duchy”? - w oczach miała wesołe iskierki.
- No cóż. Tak czy inaczej, takie zjawiska da się logicznie wytłumaczyć. - Wzruszyła lekko ramionami. Porównanie brzmiało przekonująco, ale chyba nie chciała drążyć tematu duchów. - Bardziej interesują mnie zabezpieczenia. Dawno je robił?
- Z dziesięć lat temu.
Zrobiła duże oczy.
- Ooookej…
Klara wyglądała jakby nie zrozumiała reakcji dziewczyny. Zmrużyła oczy. Polowała, na odpowiedź. Lulu zastanawiała się przez chwilę… znów analizowała.
- Idziemy teraz? - zapytała wyrwana z zamyślenia i nieświadoma tego wskazała palcem mieszkanie ojca… w końcu miała zabrać rzeczy jakby co. - Chyba wiem, co jeszcze w takim razie się przyda… hmmm…
- Lulu - powiedziała miękko obejmując dziewczynę za ramię i ruszając, by prowadzić ją przed siebie, bez specjalnego celu. - Nie znam się na tym, są rzeczy w jakich nigdy nie dościgniesz mnie, są rzeczy w jakich nie tylko nie chcę… ale nie mam szans by doścignąć ciebie. Mr Anktarktyda zabezpieczył bazę danych, ale tylko profilując coś… co... - urwała nie wiedząc jak to określić. - Co być może jest poza twoim zasięgiem, nawet pisane w tych waszych śmiesznych programikach dziesięć lat temu.
Urwała odrzucając niedopałek z fifki.
- Ale ja czuję, króliczku, że będziesz takim wilczkiem jaki sobie z tym poradzi. Jednak - odwróciła Lulu ku sobie - nie traktuj tego jak spacer tylko dlatego, że u was 10 lat to dwie generacje czegoś tam. Możesz zginąć. Nie chcę tego.

Lulu przed chwilą miała jeszcze w głowię analizę zabezpieczeń jakie ktokolwiek mógł stosować DZIESIĘĆ LAT TEMU no i nadchodzącą dobrą zabawę teraz jakby wyrwana z kontekstu… nie rozumiała i była zdziwiona. Dlaczego miała by zginąć przez jakąś starą bazę danych?
- Klara… - starała się brzmieć poważnie, niezrozumienie i zdziwienie zastąpił wyraz analizowania… przypomniała coś sobie - w takim razie nie prosiłabyś, gdybyś nie musiała.
Kruczowłosa przez chwilę coś ważyła w głowie.
- Nie muszę Lulu. Ja NIC nie muszę. Ja nie chcę umrzeć.
- I co mam Ci powiedzieć? Nikt nie chce umierać.
- Pójdziesz?
- Pójdę. A jak już będę miała przed sobą ten komputer… sama wiesz. - Uśmiechnęła się lekko próbując rozładować napięcie.
Klara roześmiała się głośno, drapieżnie. Jakaś para idąca drugą stroną ulicy głębiej schowała swe głowy w kurtki i przyspieszyła kroku.
- Ktoś, ktoś potężny. Chce te dane co są na tym komputerze. Chce mocno. Bardzo mocno. - zbliżyła się do Grażynki twarzą w twarz. Mimo bliskości ust kruczowłosej Lulu nie czuła oddechu wydychanego na swej twarzy.
Klara pocałowała ją.
- Może trzeba będzie troszkę pouciekać - zadumała się jakby to była dla niej pierwszyzna. - Może kogoś pogonić. - wzruszyła lekko ramionami. - Jak wyciągniesz kochanie te dane, to kaliber polowania na sukinsynów będzie porównywalny do safari na T-Rexa, tylko że my będziemy trzymać w łapkach miniguny.
Lulu nie odpowiedziała, zamiast tego objęła Klarę, prawą dłonią przytrzymując ją za szyją i przyciągając jej twarz jeszcze raz do siebie, by znów pocałować.
Klara nie uważała za zasadne nic dodawać, przez chwile całowała Lulu budząc tym niesmak kolejnej pary idącej Jagiellońską. Gdy oderwały się od siebie Klara poprawiła skórzaną obcisłą kurtkę.
- Zostajesz? - spytała wskazując nieznacznie głowa na budynek.
- Tylko jeśli będę musiała. - Odpowiedziała jej z łobuzerskim uśmiechem.
- Noc jeszcze młoda - powiedziała kruczowłosa, choć było już koło drugiej. - Zabawmy się.
Pociągnęła Lulu w kierunku Parku Praskiego i dalej w kierunku Wisły, zaś dziewczyna nie protestowała. Gdzieś jeszcze przez chwilę mogło wydać się Klarze, że znów coś analizowała, myśli te jednak szybko musiała zastąpić myślą o nadchodzącym miło spędzonym czasie.




* * *

Na Jagiellońską wróciły z pół godziny przed świtem.
Noc zaiste była… ciekawa.
Klara spojrzała na Grażynkę spod zmrużonych powiek i raz jeszcze pocałowała ją.
- Gdyby ktoś powiedział mi to kilka dni temu… - potrząsnęła lekko głową nie tracąc uśmiechu. - 16:30. Pod wyjściem z sali kongresowej z pałacu kultury. - W oczach Grażynki pojawił się krótki błysk na wzmiankę o Pałacu Kultury - Będzie trochę ludzi jak znam tego typa. Powiesz temu, który wyda ci się największym skurwysynem, że jesteś ode mnie. Śmiesznie by było, gdybyś tak właśnie go nazwała, nic Ci nie zrobi bo skurwiel nie może. - wyglądała jakby sama chciała tak go przywitać. - Będę tam króliczku przez cały czas. Jak będę mogła to cie ochronię. - powiedziała pieszcząc dłonią jej szyję i odeszła. Przez ten cały czas w oczach miała lekkie ogniki jakie wtedy gdy goniła Lulu.

Powierzyła swe (nie)życie dziewczynie i napawało ją to humorem.
Ryzyko.
"Co jutro przyniesie los".
I tak nie miała już wyboru.

Grażynka przyglądała się jak odchodzi.
Gdy zniknęła, była już zbyt zmęczona by analizować…
Poszła spać.


* * *

Pod urzędem skarbowym, Praga-Północ, ul. Jagiellońska, przed świtem 11 listopada.
Klara wybrała numer i oczekiwała na głos gnoja, którego najchętniej by…
- Już? SZYBKO. Miałaś czas do wieczora. - Sebastian nie zdradzał żadnych emocji.
- Karolak jest poza moim zasięgiem, przynajmniej w skali kilku dni. Dorwanie go to robota na dłużej - powiedziała.
- Tedy nie powiem AU REVOIR króliczku, bo się już nie zobaczymy.
- Poczekaj chwilę. Karolaka potrzebujesz do wydostania danych z komputera, bo on zabezpieczał profilując system osłony - powiedziała szybko. - Dam ci na jutro kogoś kto będzie potrafił to złamać,a Karolaka na deser wystawię ci na później. Będziesz miał to czego pragniesz.
- Interesujące. TWÓJ haker da sobie radę.
- Da.
- Jesteś pewna?
- Tak - Nie była. Choć wierzyła w dziewczynę.
- DOBRZE.
- Ale chcę obietnicy.
- Słucham? Ty CZEGOŚ jeszcze chcesz? - w głosie miał autentyczne zdziwienie.
- Nie należę do was, nie uznaję twej władzy, nie potrzebuję pozwoleń. Chcę jednak jawnej deklaracji że akceptujesz iż uczynię z niej swe dziecko.
- JĄ?
Milczała.
- Cóż, CHYBA rozumiem - podjął Sebastian. - Interesujące… Możemy na to pójść, pod pewnym warunkiem. W noc pójdą wieści, że PROSIŁAŚ mnie o zgodę, ja łaskawie ją DAŁEM. Rozumiemy się?
- Nie będę ci służ…
- Wiem Klaro wiem, ale UKORZYSZ się przynajmniej ten jeden raz.
Milczała.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Zell : 24-02-2016 o 17:50.
Leoncoeur jest offline  
Stary 01-02-2016, 16:06   #2
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Pałac Kultury i Nauki, Śródmieście, pl. Defilad, popołudnie 11 listopada
Rano Indi wyszła z pokoju i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniach. Pod pretekstem szukania ubikacji chciała zorientować się w układzie pomieszczeń i znaleźć również śniadanie dla siebie i Alex. Nie udało się jej zrobić zbyt wiele, gdy została przechwycona przez służbę kręcącą się po piętrze. Obsługa zaprowadziła na śniadanie, nakarmiła i spełniała wszelkie zachcianki. Niemniej jednak, Indi nawykła do posiadania służby ORAZ ochrony, potrafiła rozróżnić, kiedy jest pod ścisłą obserwacją a kiedy nie. Teraz była.
Obswerując córeczkę zajadającą śniadanie jej skołowany umysł prowadził sam ze sobą dywagacje.
*Karmią Janka kr...? Czym? Co Janek pije? Gdzie oni teraz są? Czemu mamy czekać na popołudnie? Nie mogą wejść w pewne miejsca? Wieszczycki mówił po … łacinie? Nie… nie mówił… modlił się…. Ksiądz?
Indi zaczęła w pewnym momencie chichotać do własnych myśli, czując totalny absurd sytuacji. Już nie tylko prowadzi rozmowy z lustrem, prowadzi je nawet bez lustra i sama z sobą. Skoncentrowała się na córeczce, żeby wybić się z kręgu myśli.

Uniosła dłoń do góry wzywając na próbę osobę z ekipy obsługo-inwigilacyjnej:
- Chcę się widzieć z Sebastianem. Teraz. - nie pytała, nie prosiła. Stwierdzała. Czemu? Sama nie była pewna.
Brak reakcji, otworzyła drzwi widząc tam znudzonego typa w garniturze opartego o ścianę i czytającego gazetę.
Powtórzyła.
- Pan Sebastian jest teraz zajęty - odpowiedział jej ochroniarz.
- To ważne. - Indi uważnie obserwowała reakcje służby, udając jednak zajmowanie się Alex.
Ochroniarz przyjął do wiadomości, że to ważne. Ale żeby to jakoś się przerzucało na jakąkolwiek reakcje czy choćby szczyptę emocji… to już nie.
- Kiedy będzie wolny zatem? - spytała drążąc temat.
- Nie mówił… - ochroniarz bezradnie rozłożył ręce.
Indi dała spokój.
*Sebastian przyznał, że to co widzi Aleks to duchy. Jak porozumiewać się z duchami? Jak 4letnia dziewczynka ma przekonać ducha do czegokolwiek? Będzie chciał coś w zamian. Co możemy obiecać? - Indira sama nie wiedząc skubała jedzenie, bezwolnie mrucząc coś do siebie pod nosem - *Zaraz… on coś pilnuje… Reks go zabił zanim wydobył z niego informacje. Reks próbował zmusić go do współpracy torturując … sukinsyna nienawidzę!!! … wnuczki Wieszczyckiego… Może obiecać zemstę na Reksie? Może obiecać pomszczenie wnuczek? Czy duchy tak działaja? Myśl, Indi, myśl. - przy ostatnich kilku słowach miała wrażenie, że słyszy zachęcający i motywujący ją głos ojca. W oczach zalśniły łzy. Jej skołatany umysł podsuwał jej wspomnienia z dzieciństwa, gdy ojciec nie był jeszcze obcym człowiekiem. Był najdroższą istotą na świecie, nauczycielem, mentorem. Tak bardzo jej brakowało tej jego obecności. Tak bardzo ją zawiódł. Szybko zamrugała i odwróciła głowę, by Alex nie widziała toczącej się łzy. Starła ją ze złością. Czuła się kompletnie nieprzygotowana na duchy, na negocjacje z DUCHAMI! Cichy chichocik ponownie wyrwał się z jej gardła. A mała Alex opowiadająca ...o czymś… zawtórowała. Indi widząc śmiejącą się córeczkę roześmiała się głośno. Kilkanaście sekund beztroski.
*Jak ja mam ją przygotować? - panika wybuchła nagle, gwałtownie.
*Co oni wszyscy opowiadali? Próbowała przypomnieć sobie te wszystkie bajki, opowiastki, legendy z różnych krajów, w których mieszkali z ojcem. Traktowała je jako opowieści, które miały ją przestraszyć, zapełnić wieczór, może nieco uwrażliwić na inne płaszczyzny dostępne na świecie. W końcu z jakiegoś powodu wierzyła, że świat jest nie tylko dla ludzi - tak mówiła Marcinowi.
*Duchy… tak jak ta laska z Piwnej. Po coś zostają. Czegoś chcą, coś je tu trzyma. Dokąd odchodzą te, co nie zostają? Skup się! Czemu Wieszczycki został… czy wnuczki to wystarczający powód? Czy raczej został by chronić to COŚ przed nimi… - Indi zawahała się. - *Jeśli to drugie, to nie będzie chciał zdradzić miejsca ukrycia. Sebastian musi mi dać dodatkowe informacje.


Po śniadaniu wróciły z córeczką do pokoju po krótkim spacerku po piętrze. Liczyła, na krótkie spotkanie z Jankiem, udającym, że ma na nie oko. Potrzebowała broni. Może uda się mu ją załatwić. Chciała też zapytać czy jest karmiony. Męczyło ją to.
Napięta twarz Janka nie pozostawiała wątpliwości jak bardzo on sam jest udręczony. Indi chciała go jednocześnie przytulić i obić. Za głupotę, za naiwność, swoją, jego… nie ważne. Ale chciała zetrzeć rozpacz tlącą się gdzieś w jego oczach:
- Jeżeli ktoś z NICH dowie się, że dostałaś ode mnie broń, to mnie zabiją. Ale dam, jeżeli tego pragniesz. - odpowiedział cicho gdy wyjawiła swoją prośbę.
W zasadzie to stwierdzenie jej nie zdziwiło. Przez chwilę wpatrywała się w mięśniaka ważąc za i przeciw.



- Czym cię karmią? Czego odmówiłeś? - wyszeptała we włosy córeczki tuląc ją do siebie ochronnym gestem.
- Hambulgelami i flytkami z makdonalda, nie robiom chmurek, zjadlabym potworka…
Janek, ku rozczarowaniu Indi, nie odpowiedział Ale angielski nie dawał takich możliwości jak polski by odbiorcę swojej kwestii definiować odpowiednią końcówką zależną od jego płci.
Poszukała kogoś ze służby i zleciła przygotowanie na lunch spaghetti, najlepiej z prawdziwym sosem a nie takim ze słoika. Jeżeli obsługa nie umie, to Indi sama zrobi, potrzebuje dostęp do kuchni oraz produkty.
Znowu nie prośba, lecz zlecenie.
Ochroniarz zaczepiony przez Amerykankę stwierdził, że nie dostał instrukcji aby robić za tragarza zakupów. Zresztą z rozbrajająca szczerością przyznał, ze tu nie ma żadnej kuchni, Pan Sebastian stawia na catering.
Indira w takim razie zamówiła catering stwierdzając, że Sebastian z pewnościa wydał polecenia karmienia ich. Niekoniecznie McDonaldsem. Nagle się okazało, że jest dostępne i menu i czas realizacji to zaledwie godzina… czas wlókł się powoli w oczekiwaniu na 16:00.


Kwadrans po tej godzinie Janek po wcześniejszym zapukaniu wszedł do pokoju Alex.
- Indi? Sebastian chciałby z Wami porozmawiać. Są gotowi do… do tego o czym rozmawialiście wczoraj.

Indi wzięła Alex na rączki i ruszyła za Jankiem.
- Jedziesz z nami? - spytała siląc się na zimny spokój.
- Tak, poprosiłem o to Ernesta - zawahał się. Ale Indi, ja nie mogę wejść z wami za daleko w te budynki.
- Czemu? - nie zmieniała wyrazu twarzy: zimny i wyrażający zniechęcenie i niesmak. Rzuciła tylko jedno spojrzenie Jankowi. - Czemu żaden z nich nie może?
- Nie znam się na duchach - mruknął z niechęcią. - Istnieje obawa, że jeżeli to duch, to może wyczuwać kto służy Sebastianowi. W jakiś sposób. - Z miny można było wyczytać, że Janek chyba wie w “jaki”, kiepsko się maskował. - Mi “szefuje” Ernest. A to on zabił… Indi Sebastian bardzo nie lubi jak każe mu się czekać. Ma sporą megalomanię.
- No przecież idę. - Indi zrobiła dumną minę, na wypadek, gdyby jednak ktoś obserwował ich trójkę - Czego odmówiłeś? To jest to co może wyczuć duch?
Mężczyzna zawahał się.
- Pamiętasz jak mówiłem, ze zrobię tak byś była bezpieczna? - otworzył drzwi przepuszczając Indi i Alex. - Wiem, że możesz nie chcieć mi zaufać. Ale pracuję nad tym. Mimo tego wszystkiego co się dzieje. Będzie dobrze.
- Pamiętasz Sen o Victorii? - mruknęła tuląc Alex i spojrzała na Janka z wyrazem miłości i czułości w swych lodowoniebieskich oczach. To trwało ułamek sekundy, ale czasem i ułamek sekundy trwa dłużej niż wieczność. Odwróciła od niego spojrzenie, które na powrót stało się chłodne i pozbawione wszelkich pozytywnych uczuć. To akurat było łatwe… wystarczyło jej pomyśleć o Reksie.

W chwilę później byli w wielkim apartamencie Sebastiana. Na zewnątrz słońce już skryło się już za Wolą, na zewnątrz panowała szarówka. Kotary na oknach w apartamencie były zasłonięte.
W środku był Sebastian w Pork Pie Hat na głowie, Magda, Ernest i jeszcze cztery osoby jakich Indira nie kojarzyła, choć jednego z mężczyzn… może na bankiecie.
Ale nie była pewna, wszak jej obecność tam nie była ani długa ani intensywna.

Sebastian wskazał Indirze fotel, a Magda stojąca z kieliszkiem wina w ręku zrobiła z uśmiechem lekki ruch jakby chciała pomóc Indirze w spoczęciu, wszak dziewczyna jeszcze nie do końca doszła do siebie. Ta spojrzała tylko na nią wyniośle i zmroziła spojrzeniem na miejscu. Nie opanowała też wyrazu obrzydzenia na twarzy. Zerknęła na Sebastiana i siadając uśmiechnęła się lekko.
- Zdecydowanie lepiej. - Pokiwała lekko głową z uznaniem. - Pierwszy krok do udoskonalenia wizerunku.

Usadziła Alex wygodniej na kolanach i rozejrzała się po zebranych ignorując Reksa.
- To wszystko ochrona? - spytała.
- Przyjaciele, każdy był Pani CIEKAWY, każdy ma nadzieję na głębsze poznanie Pani - uśmiechnął się lekko. - Skupmy się na SZCZEGÓŁACH Pani… Alex zadania.
Urwał poprawiając kapelusik.
- Alex jest osobą, KTÓRA słyszy, a zapewne i widzi Wieszczyckiego. W tym kompleksie przeciwatomowym w JAKIM miała Pani przyjemność być jest gdzieś ukryty kompleks pomieszczeń mieszkalnych i LABORATORYJNYCH, który… cóż, powiedzmy że żywi nie wiedzą gdzie dokładnie. Czy to na razie dla PANI jasne? - zakończył pytaniem.
- Tak. Proszę mówić dalej. - powiedziała projektantka tuląc córeczkę do siebie - Mam parę pytań ale te mogą poczekać.
- Świetnie. - skinął głową. - W Tych pomieszczeniach jest KOMPUTER? Laptop? Serwer? nie wiemy, coś gdzie są zapisane pewne DANE. Będzie z panią PEWNA osoba, która … która da sobie radę (jak mniemamy) z informatycznymi zabezpieczeniami SYSTEMU. Nie chcę zanudzać szczegółami. Clue jest w tym, że tej osobie nie UFAMY. To co wyciągniecie z tego komputera, chcemy mieć. Jeżeli DZIĘKI Alex uzyska Pani wiedzę gdzie są te dane w kompleksie, są dwa wyjścia, rozumie Pani PEWNIE jakie.
- Zanim przejdziemy do kolejnej rundy pogróżek…
- To nie pogróżki, rozmawialiśmy o tym WCZORAJ. Dwie opcje: pani nam coś przynosi dzięki pomocy hakera, lub daje TYLKO informacje gdzie to jest. Nam i TYLKO nam, w tym drugim wypadku lokalizacji serwerowni hakerowi PANI wtedy nie zdradza.
- Zanim przejdziemy do przynoszenia. Nie znam się na duchach. Nie jestem zaznajomiona, z tym jak one działają. Ale zakładam, że podobnie do nie-duchów. Zatem Wieszczycki będzie coś chciał. Zakładam, że będzie chciał Reksa. Ale jak sam pan widzi to dużo założeń, zero konkretów i podejmowanie obciążenia za was. Żeby wygrać negocjacje muszę mieć choć jednego asa w rękawie. Proszę o tego asa. - spojrzała na Sebastiana.
- Pani Indiro... - Splótł dłonie w piramidkę. - Ja nie znam się ani na DUCHACH ani na dzieciach. Do dzieci wysyłam Ernesta, do duchów PANIĄ. To znaczy Alex i Panią. Jeżeli chce Pani jakieś asy, to mogę kazać Jankowi przynieść talię KART. Albo i więcej niż jedną. W każdej o ile się orientuję SĄ cztery.
- Panie Sebastianie, na duchach i dzieciach może się pan nie znać. Ale na negocjach już bardziej. Potrzebuję informacji, które pozwolą mi uzyskać od Wieszczyckiego, jego ducha, to czego wam się nie udało. To chyba niewielka prośba, która być może pozwoli na przeważenie szali. Rozumie pan o co mi chodzi? - spojrzała na Sebastiana uprzejmie, bez spiny.
Sebastian patrzył chwile na Indirę.
Ernest uśmiechnął sie lekko. Leciutko.
- Dobrze - mężczyzna poprawił kapelusik zamyślając się. - Wieszczycki chciał MNIE z… chciał mnie zabić. Jak i wszystkich moich przyjaciół. Knuł, DZIAŁAŁ, zbliżał się do celu. Dopadliśmy go wcześniej. Dokładniej: Ernest go DOPADŁ, ale jest impulsywny.
Przez chwilę patrzył na Indirę skupiając na sobie jej wzrok.
- Nawet zgwałcenie i obdarcie ze skóry wnuczek Wieszczyckiego na jego oczach nie dało rezultatów. Ernest się wkurwił, zabił go. Chce Pani jeszcze jakieś szczegóły? - Upił łyk wina z kieliszka.
Indira przez chwilę wpatrywała się w Sebastiana. Szok, zaskoczenie, nienawiść do Reksa - przemknęły przez jej oczy po czym… znowu nałożyła lodową czapę na wulkan emocji. Inaczej wstałaby i własnoręcznie wydrapałaby sukinsywnowi oczy.
- Mamo, a co to znaczy… zgworcić?
- Szkrabku, później Ci wytłumaczę dobrze? - Popatrzyła na małą
- Dooobrzee Mama.
Amerykanka spojrzała na Sebastiana.
- Niech Reks odda moją komórkę i słuchawki do niej. - Rzuciła spojrzeniem na Ernesta.
Sebastian chyba załapał o co chodzi ale skinął na Magdę, nie na niego.
Blondynka podeszła do mężczyzny i wzięła telefon ze słuchawkami w chwilę później podając go dziewczynie. Stała obok patrząc co Indira robi z telefonem i leniwie oparła się o jej fotel.
Ta zakładała słuchawki córeczce.
- Posłuchasz sobie bajeczki? To są takie nudne rozmowy dorosłych… - uśmiechnęła się i pogładziła mała po policzku.
- Dobzie mamo - Indira poczuła wzruszenie i dumę z dzielności i opanowania córki, choć… nie, nie przyjmowała do wiadomości że ma tylko cztery lata i nie rozumie. Była po prostu dumna.
Odszukała ulubiona bajkę Alex.
- Gotowa? - załaskotała córcię aż ta się roześmiała ciepło i włączyła odtwarzanie. Cmoknęła małą w czółko.
- Taaaak - Alex pogrążyła się w świecie bajek przytulając się do mamy.
Indi otoczyła córkę ramionami, obronnie i ochronnie.
- Kim był Wieszczycki za życia?
- Człowiekiem, jakich WIELU. - Sebastian pogłaskał się po kapelutku. - Pani Indiro, więcej informacji nie będzie. CZY to jasne?
No to nie dało wiele. W zasadzie nie dało nic. Bo tego, że Reks zrobił krzywdę duchowi i jego rodzinie już wiedziała. Przez chwilę mierzyła Sebastiana spojrzeniem.
- Potrzebuję jeszcze jedno. Słownik łaciński.
- Wieszczycki po ŁACINIE się jedynie modlił - odpowiedział Sebastian z lekkim uśmiechem w mig rozumiejąc o co chodzi Indirze. Wszak zanim Pawłowicz uciekł…
“Patel nostel...”
- Był Lefebrystą - dodał.
- I miał wnuczki? - zdziwiła się Indi.
- Pani Indiro. - Sebastian lekko się pochylił znów zaplatając ręce w piramidkę. - Mnie nie INTERESUJE jakiej wiedzy Pani potrzebuje. Mnie nie interesuje, że chce się Pani dobrze przygotować do ZADANIA. Choć… urzeka mnie to. - Znów się odchylił. - Nie mamy całej NOCY. Nie, Wieszczycki nie miał rodowitych wnuczek. To były dzieci jego BRATANICY jakie wychowywał od jej śmierci. Od małego - dlatego nazywał je WNUCZKAMI. Interesuje mnie tylko jedno. Czy Pani rozumie na czym polega ZADANIE Alex?
- Ta osoba… od komputerów… idzie z nami?
Sebastian nie odpowiadał, zerknął tylko na Ernesta.
- Czy. Zrozumiałaś. Na. Czym. Polega. Zadanie. Twej. Małej. Szmaty. Dziwko? - Wycedził znienawidzony przez Amerykankę mężczyzna. - Czy też ja mam jej to wytłumaczyć?
Indira wpatrzyła się w niego czerpiąc całą swoją dumną i lodowatą postawę ze… związku z ojcem. Była córką Maxwella Gemmera i żaden brudny PIES nie będzie tak jej traktował. Nienawiść i groźba błysnęły w jej oczach, gdy mierzyła pogardliwym wzrokiem Reksa.
- Ernest! - Magda obruszyła się.
Sebastian też spojrzał na niego ostrzej, chyba nie spodziewał się tego. Nie spodziewał się, że Ernest może tak Indi nienawidzieć. Przez chwile zamyślił się nad tym.
- Pani Indiro - powiedział po chwili ciszy. - Osoba od… KOMPUTERÓW nie cieszy się naszym zaufaniem. Jeżeli podejmie PANI decyzję by przynieść nam to na czym nam zależy - kooperujcie. JEŻELI nie, ani słowa tej małej hekerce, my w ciągu kilku dni znajdziemy kogoś innego, zaufanego kto pójdzie z nią po DANE. W tym przypadku liczymy tylko na INFORMACJĘ od Alex, jaką zweryfikujemy. Póki Pani i małej nie PUŚCIMY.
Indira skinęła bez słowa głową i podniosła się z fotela piastując córeczkę w ramionach.
- Potrzebuję...
- Podpasek? - przerwał z zimną twarzą Ernest.
- Zamilknij, Reks. - Spojrzała na niego ledwie kątem oka. - i nie przerywaj mi więcej. - Indira nie wiedziała skąd w niej się to brało. Może to faktycznie dążenie do autodestrukcji?
- Panie Sebastianie… butów na niższym obcasie.
- Moja garderoba jest do Twojejj dyspozycji. - Magda spróbowała pogłaskać Indi po głowie, lecz ta widząc to kątem oka z obrzydzeniem uchyliła się. - Na razie tylko garderoba…
- Którędy? - Indi nie puszczała córeczki z ramion.
- To później, PRZED wyjściem - Sebastian poprawił się w fotelu. - Czy ma Pani jakieś pytania dotyczące zadania. Tylko proszę… SENSOWNE, a nie obliczone na wykreowanie irytacji, co Pani MA od kilku minut na celu.
- Komu mam oddać informacje lub znalezisko? - Indi spytała lekko kołysząc Alex w ramionach.
- Ernestowi. BĘDZIE na miejscu.
Mina Indi mówiła jasno jak bardzo cieszy się na tę okoliczność. Chociaż po chwili wyluzowała. Cała mowa jej ciała i twarzy wyrażała … nic. Znowu usadziła emocje a la Mr. Gemmer.
- Jak duży jest ten obiekt? Nie widzieliśmy go całego z Pawłowiczem. - zmarszczyła lekko brwi. Czuła się obserwowana przez cała zgraję obecną w pomieszczeniu.
- Dobrze, jeżeli to WSZYSTKO - Sebastian spojrzał na Magdę. - Daj naszemu gościowi BUCIKI jakich pragnie.
Indi wzruszyła lekko ramionami na tę odpowiedź. Według niej to było sensowne pytanie. To ich problem jeśli poszukiwania zajmą dłużej niż planowali. Dla niej zaś może i lepiej. Jeżeli faktycznie nie są w stanie wejść w pewne miejsca to zaczeka w nich. Po prostu ich przeczekując.
Ruszyła za Magdą.

W apartamencie Magdy (widocznie tu mieszkała) zobaczyła pomieszczenie składające się z samych szaf. Każda ściana była szafą na ubrania, a na środku pokoju był jedynie materac okryty satynowym prześcieradłem. Czerwonym w różowe serca... W jednej szafie były buty. Może nie w jednej - jak pomyślała widząc ich ilość. Choć… gust miała nie najgorszy robaczywa suka. Ale jak na poziom Indiry… Amerykanka uśmiechnęła się z lekka pobłażliwością, nawet gdy chodziło o NIĄ. Rozmiar stopy miały podobny, Indi wybrała z dziesiątek butów te które miała za stosowne. Lekko uwierały. Gdy zakładała je, Magda rozebrała się z sukni do naga, pod spodem nie nosiła nic. Indi rzuciła buty i wcisnęła się między nagą Robaczywkę a córeczkę by zasłonić sobą “widoki”. Zastanawiała się przez krótki moment czy motyw stroju kelnerek i kelnerów na bankiecie był pomysłem gospodarza… czy tej pluskwy.
- Może chcesz inny strój? - wymruczała Magda, przeciągając się.
- Nie, tylko buty. Dziękuję - Indi posadziła Alex na ...materacu… i zaczęła wybierać obuwie na niższym obcasie. Nie patrzyła na Robaczywkę i starała się trzymać jak najdalej.
Magda zrazu chciała pogłaskać Alex po głowie. Indi zakładała wtedy buty, nie miała pola manewru… Choć pewnie wybrałaby wybicie sobie zębów zamiast dopuszczenia do tego by ta ręka…
Alex spojrzała tylko na Magdę tuląc Annę do piersi.
Blondynka zrezygnowała.
- Chodźmy - rzuciła.


* * *

Pałac Kultury i Nauki, Śródmieście, pl. Defilad, popołudnie 11 listopada.
Czwórka mężczyzn i dwie kobiety siedzieli w wielkim apartamencie czekając na powrót Magdy. Ci co nie rezydowali w kompleksie na jednym z pięter budynku przybyli jeszcze przed świtem lub dosłownie przed chwilą.
- To konieczne? - wykrzywiła się kobieta po trzydziestce rozsiewająca wokół siebie autorytet i splendor kobiety sukcesu - Po co mamy się taszczyć w te chaszcze? - Jak zwykle starała się podważać każdą decyzję Sebastiana.
- Przeczucie. Poza tym CHCĘ mieć pewność, że będzie dobrze. PEWNOŚĆ. Na wszelki wypadek.
- Pojedziemy tam całą grupą, z osłoną, twoimi ochroniarzami, mogą zauważyć nasz ruch. Wtedy sami im się wystawimy. Jeden samochód z medium i hakerem oraz dwoma ludźmi nie będą rzucać się w oczy.
- Dziś nic nie ZAUWAŻĄ. - Sebastian uśmiechnął się. Kotary były już rozsunięte, okno uchylone, dobiegał ich gwar, od czasu do czasu jakieś huki. W tym roku Marsz Niepodległości organizowano po południu. Nowa władza, nowe wytyczne dla policji, większy odpust kibolom i narodowym radykałom tworzącym kręgosłup pochodu jak co roku. A race najlepiej wyglądały gdy było ciemno. Tłum tysięcy a może i dziesiątek tysięcy osób gęstniał na placu Defilad, na błoniach pałacu od strony Stacji Warszawa-Śródmieście, w Parku Świętokrzyskim, wiele grupek przystawało i od strony Emili Plater. W marszu miał iść prezydent i członkowie nowego rządu, toteż tajniaków kręciło się sporo, prócz nich rzecz jasna BORowiki u UOPowcy dość licznie sprawdzający teren.
Faktycznie, kilka samochodów ze spora grupą szturmową była tu nie do rozpoznania i wypatrzenia.
- Jesteśmy pewni tej dwójki co mają zejść do Wieszczyckiego? - spytał młody smagłolicy mężczyzna z łotrowskim obliczem.
- Hakerki nie. ONA jest od Klary
- Plotki mówią, że z kogoś sobie zakpiła… - “Kobieta sukcesu” strąciła niewidoczny pyłek z rękawa.
- Przebaczysz jej? - spytał “Smagłolicy”.
- Nie, ZABIJĘ ją oczywiście. Ale wszystko w swoim czasie, podobno jej dziewczyna jest DOBRA, trzeba to wykorzystać. A później? KONSEKWENCJE. Ale ufać hakerowi nie możemy.
- A Karolak?
- Nie mogę skontaktować się z kotkiem z KAMPINOSU do którego dzwonił. Jak uda się namówić ich by wciągnęli Pawełka w PUŁAPKĘ sugerując przyjazd z powrotem, to pewnie się uda. Ale to może POTRWAĆ. Zresztą jemu przecież ZAUFAĆ nie można z wiadomych przyczyn.
- Czyli naszym pewniakiem jest ta druga? - “kobieta sukcesu" prychnęła spoglądając na Magdę jaka weszła do apartamentu. Indi czekała w pokoju Alex z Jankiem i dziewczynką. - Dało się to odczuć. - Dodała zgryźliwie.
- PEWNIAKIEM to ja bym jej nie nazwał. - Sebastian uśmiechnął się. - Ale ma MOTYWACJĘ, zrobi czego się od niej oczekuje. Co z Jankiem - zwrócił się do Ernesta.
- Wciąż odmawia. Ale przynajmniej ustaliłem o co mu chodzi. - “Zimny” uśmiechnął się jedynie oczami. - Boi się, że ją straci. Czy to my ją zabijemy czy to faktycznie puścimy, a ona wyjedzie. Poprosił byśmy ją postawili na równi z nim. Służąc nam będzie od nas bezpieczna i będzie tu. Sprytnie to sobie wykombinował.
- Interesujący POMYSŁ. Przedni nawet.
- Dacie ją mi? - spytała Magda.
- Ciekawym było by ODDAĆ ją do dyspozycji Ernesta. Chyba za tobą 'nie przepada' - “Smagłolicy” zwrócił się do “Reksa” jak nazywała go dziewczyna.
- Taaaak, to DOBRY pomysł, ale czy Magdzie, czy Ernestowi? TO po powrocie.
- Nie zamierzasz jej puścić?
- Janek nie jest NIEZASTĄPIONY ale jest cenny. Jak mu ta dziewczyna wyjedzie do STANÓW… Może mu odbić. Możliwe, że trzeba się go z czasem będzie pozbyć - Sebastian zamyślił się. - A skoro jest alternatywa… ZBIERAJCIE się.
Cała grupa powstała


* * *

Pałac Kultury i Nauki, Śródmieście, pl. Defilad, popołudnie 11 listopada
Zjechali do hallu, Sebastian im nie towarzyszył, ale cała reszta osób przebywających jeszcze kwadrans temu w apartamencie Sebastiana była razem z nią. Z Ernestem i Magdą na czele. Śliczna blondynka wybrała obcisły strój w formie jakiegoś kombinezonu. Samo to, że przebierała się przy Alex wywoływało u Indi skurcze szczęki.

W hallu czekało około dziesięciu osób, wszyscy jak klony w garniturach jakby wyjęci z filmów Bodyguard. Indi robiło się niedobrze.
- Ej, śmieciu? - usłyszała z lewej.
Jakiś mężczyzna w polarze z kapturem założonym na głowę i ciemnych okularach siedział na kontuarze jaki robił za szatnię. Słowa celował najwidoczniej do Ernesta.
Indi tylko raz widziała by sukinsyn stracił opanowanie. W szpitalu. Tu widziała po raz drugi.



- Mam info dla waszego szefa - powiedział typ zeskakując z kontuaru.
- Szukaliśmy cię - odpowiedział Ernest podchodząc do zakapturzonego. - Wyłączyłeś komórkę.
- Tak miewam. Jak jakaś laska chce do mnie dzwonić a mi się nie podoba - to wyłączam. Sebek… Wiesz, jakby się wydepilował…
- Masz wziąć swoich i osłonić teren wokół schronów.
- Poproś ładnie.
Indira roześmiała się głośno i radośnie. Zaczynała lubić takie momenty.
Ernestowi zagrały mięśnie na szczęce, choć minę zachował zimna.
- Powiedz. Swoim. Sierściuchu. Że. Mają. Zabezpieczyć. Schron. Dziś. Teraz. Do. Świtu.
- Wciąż nie poprosiłeś…
Indi zaczęła bić brawo. Specjalnie dolewając oliwy do gotującej się już porcji.
- Słuchaj skurw…
- To ty słuchaj, pijawko! - Człowiek w polarze spiął się widocznie. - Od dawna obiecujecie nam, że zrobicie rajd na pchlarzy. Będzie kurwa łam umowy. Kumasz, misiu?
Indira lekko osłupiała: “pijawko”? Spojrzała to na faceta w kapturze to na Reksa.
- Po tym. Sebastian ma to w planach ale są priorytety. - Ernest obejrzał się na Indi… Choć jakby nie przejmował się tym, że ona słyszy.
Z jakiegoś powodu.
Indi czuła stające włoski na karku. Powód mógł być tylko jeden. Nie zamierzają ich wypuścić. Przytuliła Alex mocniej kombinując gorączkowo.
- Mam w dupie co w priorytetach ma Sebastian. Obiecaliście coś i na razie chuj z tego mamy - odezwał się zakapturzony - Pchlarze jadą sobie ostro. Wam to nic, a u nas idzie o życie.
- Dał ci słowo.
- A ono coś znaczy?
Ernest się wkurwił.
Dał w pysk zakapturzonemu. Ten poleciał na podłogę, chciał się zerwać ale “Reks” kopnął go mocno w brzuch rzucając nim jak szmatką o kontuar. Dopadł zbierającego się człowieka i poprawił dwoma krótkimi, kaptur i okulary spadły obijanemu z głowy. Był on jednak nadzwyczaj zwinny, wywinął się przed następnym ciosem. Szybki wypad, przewrót, w chwilę później stał na nogach. Z rozbitego łuku brwiowego i z kącika warg leciała mu krew, jednak wyglądał na zadowolonego z siebie, że doprowadził Ernesta do takiego stanu.
Indira zatykała oczka Alex, co zaczęła robić od pierwszego ciosu, by ta nie widziała tej przemocy. Bajka jaka leciała w słuchawkach zapewniała, że mała odgłosów zajścia nie odbierała również fonią.
Sparaliżowało ją, wpatrywała się w pobitego mężczyznę.
- Będziemy. - powiedział ocierając krew z kącika ust. - Ale jak skrewicie z obietnicą, po tym. To koniec. Kumasz gnoju? Kooooo-nieeee-c. Twój mózg ogarnia proste słowa?
Skoczył ku wyjściu widząc że “Reks” rusza w jego stronę z zaciśniętymi pięściami.

Indi stała z otwartymi ustami.
Nie pamiętałaby go gdyby nie…
Spojrzała odruchowo na Alex.

- Woj… Wojtek? - wydukała przez zaskoczenie. Oczy miała jak spodki. Przytuliła dziecko do siebie.
- Mamo? - Alex odwzajemniła uścisk, choć była lekko rozkojarzona.
- WOJTEK! - Indira krzyknęła głośniej i zrobiła kilka kroków ku odchodzącemu.

Mężczyzna wstrzymał się odruchowo i lekko odwrócił wciąż zmierzając ku drzwiom.
Patrzył czujnie omiatając wzrokiem towarzystwo. Kobiecy głos niewiele mu mówił.
Jej ruch wywołał jednak odwrotny skutek. Mężczyzna odskoczył i śmignął do wyjścia. Na moment tuż zanim ochrona zamknęła mu drzwi przed nosem Indira widziała wyraz wahania, niepewności, zaskoczenia i szoku.
Indi przytuliła Alex po raz kolejny tego popołudnia, wstrząśnięta.
Ernest patrzył to na nią to na drzwi za którymi zniknął mężczyzna, twarz miał jak z kamienia ale w oczach zaskoczenie.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 01-02-2016 o 18:16.
Leoncoeur jest offline  
Stary 02-02-2016, 12:09   #3
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Pałac Kultury i Nauki, Śródmieście, pl. Defilad, popołudnie 11 listopada

Ernest poprowadził grupę na zewnątrz. Nie wychodzili jednak wszyscy razem. Po trochu.

Na pierwszą turę składali się goście Sebastiana. Każdy z nich miał własny transport. “Smagłolicy” Harleya, zaś pozostała trójka z “Kobietą sukcesu” na czele samochody z kierowcami i obstawą.

Nim przyszedł czas na drugą turę, na zewnątrz zaczęła czaić się pewna różowa osóbka. Najwyraźniej poznała Ernesta. Ciekawe dlaczego? Gdy druga tura składająca się z komanda Sebastiana zaczęła ładować się do furgonetki i osobówki, podeszła do niego.

Miała przy sobie plecak, zarzuconą na siebie - odpiętą szarą kurtkę. Pod spodem widać było za dużą o rozmiar granatową bluzę. Nosiła podarte na kolanach jeansy rurki i kolorowe trampki. Gdyby ktoś wnikał w style… ciuchy ewidentnie były z NewYorkera. Różowe włosy, dużo kolorowych kolczyków i bransoletek na dłoniach. W ustach ssała lizaka.
- Siemka. - Powiedziała do Ernesta totalnie wyluzowanym tonem. Wyjęła lizaka z ust. - To Ty jesteś tym skurwisynem któremu mam powiedzieć, że jestem od Klary?
Mężczyzna nie poruszył żadnym mięśniem na twarzy patrząc tylko zimnym wzrokiem na dziewczynę.
Wyciągnął rękę łapiąc ją za brodę i przekrzywiając głowę.
- Ładne kolczyki. Bardzo boli jak się je wyrywa? - Jego ton był nawet uprzejmy. Lulu uśmiechała się tylko zadziornie, nie poruszyła się pozwalając by się przyglądał, jak chciał. - Pakuj dupę do samochodu. - Przestał być. Ernest ruchem głowy wskazał srebrne alfa romeo przy którym stał niski przygarbiony człowieczek o fizjonomii budzącej skojarzenie ze szczurem.
Ciemnoskóra kobieta o oczach barwy lodu wpatrywała się w Lulu ponad wtuloną w jej ramiona malutką dziewuszką. Chłodnym spojrzeniem taksowała hakerkę od stóp po czubek głowy. Jej reakcja na zachowanie Reksa sprawiła, że w oczach coś błysnęło.
Magda i Ernest wsiedli do osobówki Sebastiana. Janek poprowadził Indirę, Alex i Lulu do wozu Krzyśka.
Po drodze, Indi pochyliła się do Janka:
- Musimy jeszcze coś po drodze kupić. - popatrzyła na mężczyznę jak w kuchni, gdy wyjadała resztki po kolacji. W jej oczach widać było lekki strach - Batoniki. Proszę. Nie dam rady inaczej. - czuła wewnętrzne drżenie. Zacisnęła mocniej szczęki. - Nie kontroluję tego. - spojrzała na mężczyznę raz jeszcze. Odwróciła spojrzenie by spróbować się ogarnąć. Spojrzała ponownie na różowowłosą dziewczynę. Uśmiechnęła się kurczowo. Zdawkowo. Ta odwzajemniła odruchowo uśmiech, ale to nie nią była teraz zainteresowana, Grażynka wydawała się ewidentnie zdziwiona towarzystwem dziecka. W drodze do auta spróbowała złapać wzrok dziewczynki i uśmiechnąć się do niej sympatycznie i wesoło. Mała odwzajemniła uśmiech była zaintrygowana włosami Lulu.
- Maaama, a ja mogem tes mieć rószofe włoski? - szepnęła konfidencjonalnie. W tym czasie Grażynka patrząc dalej na dziewczynkę wciągnęła mocno policzki, robiąc z ust coś na wzór dzióbka kaczki a z oczu małego zeza. Trwało to chwilę, po której mrugnęła do niej wesoło jednym okiem.
- Zobaczymy, szkrabku dobrze? - odpowiedziała Indi po angielsku.
Janek minę miał nietęgą.
- Indi, ale jak? Przecież jak zboczymy z trasy pomyślą, że pryskamy. Mam Ernesta pytać czy możemy w sześć samochodów na stacji się zatrzymać, bo potrzebujesz batoników? - Myślał przy tym intensywnie kombinując co tu wymyślić ale nic nie przychodziło mu na myśl.
- Zapomniałam o … tym - Indi faktycznie całkowicie zapomniała o opcji batonów. Do tej pory napędzała ją nienawiść i obrzydzenie. Starczało. Teraz zaczynało przestawać.

Spojrzała na Lulu:
- Ja ...pszykro… nie mówisz dopsze po.. - zająknęła się i zacisnęła zęby - polski. Do you speak English? - dukanie w obcym języku sprawiało, że denerwowała się coraz mocniej. Bała się paniki, bała się głodu.
- Żartujesz? W dzisiejszych czasach chyba każdy mówi po angielski, no nie? - Odpowiedziała jej z uśmiechem, no i po angielsku (wyuczonym i szkolnym). - Jestem Lulu.
- To jest Alessandra a ja jestem Indira. - kobieta przedstawiła siebie i dziecko poważnym tonem.
W oczach przebłyskiwała panika i coraz większy strach dzikiego zwierzątka zagonionego w róg. Tuliła do siebie dziecko ochronnym gestem, zaciskając dłonie na ubranku córeczki by pokryć ich drżenie. Widać było, że kontroluje się ostatkiem sił.
Grażynka analizowała ją przez chwilę wzrokiem, a może po prostu oceniała? W każdym razie, gdy zarys zamyślenia zniknął, różowowłosa znów się uśmiechnęła i tym razem schyliła lekko by móc spojrzeć małej w twarz.
- Cześć Alessandra. - Wyciągnęła do niej rękę, uśmiech połączony z kolorową aparycją dziewczyny wciąż nie schodził z jej twarzy. W przeciwieństwie do Indiri wyglądała wciąż na wyluzowaną… jakby miały iść na spacer czy coś. Wsadziła na powrót lizaka do ust.
Alex spojrzała najpierw na Mamę, a gdy ta kiwnęła lekko głową, wyciągnęła swoją małą, mięciutką łapkę i z powagą (ewidentnie naśladując większą wersję siebie) uścisnęła dłoń dziewczyny. - Cesc! A po co ci kolcyki?
- A skąd wiesz, że to kolczyki a nie cukierki? - Po uściśnięciu małej dłoni wyprostowała się, kątem oka tylko zerkając na to co się dzieje w około. Czekali aż wsiądą do auta.
Indi wraz z Alex wsiadły do alfy. Dziewczyna nie zważała już teraz na fotelik czy jego brak. Nie była w stanie puścić córeczki z ramion. Lulu przed wejściem do auta rozgryzła swojego lizaka i wywaliła patyczek pod auto. Nie miała specjalnych ambicji by zagadywać Indi podczas podróży, zwłaszcza że z jej analiz wychodziło kiepski stan psychiki kobiety, ale Małą… SZKRABA? Który cholera jedna wie co tu robi. Tak, na to ambicje miała i do dość pełne. Zaczęła od dokończenia dyskusji o kolczykach - cukierkach w końcu przyznając się do tego, że nosi je dla ozdoby, tak samo jak Alex może czasem dla ozdoby nosić spinki na włosach i że kolczyki można mieć dopiero jak się jest większym. Pokazała nawet o ile centymetrów, Alex trochę ich jeszcze brakowało. Później próbowała zająć ją grą w “łapki”, a jeśli to ją znudziło proponowała by sama dziewczynka wymyśliła jakąś zabawę.
Alex bawiła się z Lulu przez chwilę. Pokazała też dziewczynie swoją Anę i opowiadała o swojej ulubionej bajce. Ale wyglądała na lekko rozkojarzoną. Lulu wolała nie pytać dlaczego. Wypytując małą o bajkę, zerknęła śmiało na jej mamę.
Indi pochyliła się nieco jakby coś sprawdzając i spytała Lulu szeptem:
- Masz telefon? - rzuciła zaalarmowane spojrzenie na mężczyzn z przodu.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Nie wprost. Indi widziała jednak, jak powoli wsuwa dłoń do kieszeni. Wyjmuje z niej telefon…
- I która postać podoba Ci się najbardziej? - Wciąż zagadując dziewczynkę, powoli przesuwa dłoń z nim w stronę Indi.
Indi przesunęła córeczkę by ta siedziała tak, by zasłonić manewr wysyłania smsa.
Wyszeptała Alex do uszka:
- Szkrabku, zasłoń mamę. Nic się nie bój.
Dłoń powolutku przesunęła się po telefon Lulu. Udawała, że patrzy to wprost, to na boki, sprawdzając trasę. Nieopanowane drżenie wstrząsało jej ciałem. W końcu pochwyciła telefon i chowając go pod ubrankiem córeczki zaczęła pisać wiadomość:

Cytat:
Tato, mają nas. Jedziemy do Atomowej Kwatery Dowodzenia…. obiecali puścić, ale nie sądzę by… Ojciec A. pracuje dla nich. Nie wiem czy wyjdziemy żywe… Love, Indi.
Poczekała aż wiadomość została wysłana i skasowała ją.
Cmokając Alex i poprawiając ją na kolanach przesunęła telefon do Lulu, nakrywając go dłonią.
Różowa konspiracyjnie jedną dłonią akurat pogłaskała Anę, by drugą odebrać telefon i schować za pazuchą.
Gdy dziewczynka przestała na chwilę peplać, Lulu skupiła się na widoku za oknem. No i jechali dalej…


***


Atomowa Kwatera Dowodzenia, Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, późne popołudnie, 11.11
Samochody również nie ruszały spod Pałacu Kultury kawalkadą, tak jak uprzednio nie wychodzili z budynku hurtem. Sebastian był przezorny, a może to tylko zdrowa paranoja. Samochody spotkały się przed Łomiankami tworząc kawalkadę. Jednak samochód Ernesta i Magdy przez cały czas jechał za srebrnym Alfa Romeo. Puścili się dalej, z czego “Smagłolicy” na swoim Harleyu robił za ariergardę, a “Kobieta sukcesu” w swoim samochodzie jechała na czele. Ernest wciąż trzymał się blisko samochodu Indi i Lulu. I Alex, oczywiście!
Gdy dojechali na miejsce Lulu zaczęła rozglądać się po okolicy, jednak było ciemno, oświetlenia zero, nie miała tych widoków jakie Indi zaledwie wczoraj. Pod lasem czaiła się grupka ludzi wokół jakiegoś sporego ogniska. Chyba pili piwo i piekli kiełbaski. Ernest widząc to zareagował kolejnym skurczem szczęki gdy wysiadł z samochodu jaki zaparkował tuż obok Alfy Krzyśka.
- Grilla sobie zrobiły kocie skurwysyny. Dobre mi wsparcie - powiedział do Magdy jaka wysiadła z samochodu. Ernest dał znać, by wyszli, Janek posłusznie otworzył drzwi i wyłuskał swą zwalistą sylwetkę z miejsca pasażera.
Indi zaczęła się wygrzebywać z Alex z auta. Przy okazji rozglądała się po “grillowcach” szukając znajomej sylwetki. W zasadzie nie liczyła na wiele. Chciała się jednak przekonać, że wyobraźnia nie splatała jej wybryku. Postawiła Alex na ziemi i kucnęła przed nią:
- Kochanie, pamiętasz tego pana co mówił w innym języku? Pomożesz mi z nim porozmawiać, dobrze? Ja będę cały czas z tobą. I Lulu też. Nie bój się nic. - uśmiechnęła się do córeczki. - A potem posłuchamy sobie bajek i odpoczniemy tak? - pogładziła malutką po buzi i uśmiechnęła po raz kolejny. W tym czasie Grażynka też wyszła z auta i nie przestała się rozglądać. Zaciekawiły ją postacie wychodzące z innych aut, wcześniej z racji wychodzenia turami nie miała okazji ich… przeanalizować. Zawiesiła swój plecak na jedno ramię, no i czekała.
Ernast sprawnie rozmieścił ludzi wysyłając ich w różne rejony terenu wokół kompleksu. Indi wspomniała swoje słowa jakie wypowiedziała przy Sebastianie. Postrzeleniec miał jednak rację. Dwie osoby nie upilnowały by ich, mogła by prześlizgnąć się z córką i uciec… inna sprawa, że gdzie. No ale były w okolicy różne domostwa, zawsze lepsze błąkanie się z pół godziny niż pozostawać w ich łapach. Teraz wobec zaangażowanych sił i środków nie wyglądało to na możliwe. Ale nie łudziła się, że Sebastian wysłał tych wszystkich ludzi przez wzgląd na nią.
Lulu za to rozglądała się ciekawie. Klara mówiła o “duchach”, o komputerach (o TYLKO komputerach!) i kilku osobach, nie kilkunastu… i nie wspominała nic o niewinnych dzieciach.

W każdym razie nie o całej armii.

Łącznie z tymi przy ognisku, cała grupa liczyła co najmniej trzydzieści osób, a kilku “garniturowców” jacy jechali w vanach miało… w ciemności nie była pewna, ale wyglądało to jak karabiny szturmowe i to nie kałachy. Nowoczesne ‘zabaweczki’ do robienia bliźnim takiego miłowania, że…

Robiło to wrażenie.
Musiała policzyć w głowie do trzech.
Matka starała się osłaniać córeczkę przed widokiem broni, i atmosferą napięcia i agresji. Przykucnięta opowiadała małej różne opowiastki i ustalały jak będzie wyglądać jej sukienka na święta.

Indi nie potrafiła wypatrzeć znajomej sylwetki, choć… nie. Ale… pieprzony mrok, pieprzone odblaski ogniska. Pieprzona wyobraźnia. Nocą wszystkie koty są czarne. Od grupy “grillowiczów” odłączył się jakiś człowiek koło czterdziestki z solidnym piwnym brzuszyskiem. W ręku miał puszkę Harnasia. Ernest podszedł do niego i zaczęli o czymś rozmawiać. Przy ognisku zaczęła się bójka między dwoma “imprezowiczami”. Jeżeli to miało być jakieś wsparcie dla dość bojowo wyglądającej grupy Ernesta…
Jakaś dziewczyna przy ognisku zaczęła piszczeć dopingując bijących się.
- Indi… - Janek skorzystał z sytuacji, gdy i Ernesta i Magdy nie było przy nich. Poczuła na reku coś zimnego. Kolba pistoletu.
Szybko schwyciła i wcisnęła za pasek spodni. Nie patrzyła na Janka. Przyłożyła palec do ust, patrząc na córeczkę. Mrugnęła radośnie z uśmiechem choć w środku rozpadała się na kawałeczki. Modliła się do wszystkich znanych bogów, by nie pozwolili, aby jej dziecku stała się dzisiaj krzywda.

Lulu poczuła wibracje komórki w kieszeni. Odebrała odruchowo.
Klara…

Cytat:
Od [SMS] Klara: Lulu, jestem, obserwuję. Nie jesteś sama króliczku. Dasz im popalić? ]:>
Odpisała szybko.

Cytat:
Do [SMS] Klara: A już myślałam, że na serio mam być grzeczna. ;*
Na wszelki wypadek, skasowała. Przy okazji zerknęła czy Indi… cholera. Skasowała.

Cytat:
Od [SMS] Klara: Niegrzeczna malutka, to ja postaram się być mocniej niegrzeczna i popalić im dam bardziej. Pod żadnym pozorem nie wychodź przed końcem strzelaniny, a łup ukryj, albo kopię. W środku. ;*
Skasowała. Schowała…
Raz… dwa… cholera jasna trzy…
Spojrzała w stronę Indi i Alex.
Indi spojrzała na Lulu i zauważyła, że we wcześniejszej luzackiej postawie dziewczyny przebiegło coś niczym cień... Indi wyszeptała tylko:
- Później… tam ...bezpieczniej. - tuliła Alex do siebie, a mała przytulała się jej do uda, chowając się za swoją Aną.
Odwróciła od nich wzrok, jakby nigdy nic. Z braku lepszego pomysłu skupiła go na … Harleyu.
- Na co czekamy? - spytała głośno Indi - Alex robi się zmęczona. - dodała zanim Reks miał szansę powiedzieć znowu coś mądrego.

- Zaczynajcie. - powiedział Reks swoim uprzejmym tonem. Kiwnął głową i wraz z Indirą niosącą Alex na rękach ruszyło dwóch uzbrojonych mężczyzn. Uprzejmy ton nie zmylił nikogo z obserwujących: “napięta” relacja między dziewczyną a garniakiem skrzyła własnym życiem. Każde z nich nakładało własne maski. Na chwilę. Różowa też ruszyła, z początku analizowała uzbrojonych, później jednak zainteresowała się samym miejscem do którego szli.
Dziewczyna z córeczką krążyły między budynkami kompleksów i Indi co jakiś czas dopytywała małą, czy coś słyszy. Tylko gdy zrobiła to pierwszy raz Lulu wyglądała przez chwilę na zdziwioną. No ale, została przecież uprzedzona.
- Nie słysę, mamooo. - Alex od czasu do czasu ziewała sennie.
- Sprawdzimy jeszcze tutaj, dobrze, szkrabku? - spytała córeczkę Indi.
- Mhmm.- Alex ułożyła się na ramieniu Indiry i dała się nieść mamie.
Lulu postanowiła nie wtrącać się w to co robi Indi, przynajmniej póki co. Zajęła się czujną obserwacją miejsca po którym chodziły. Otwarte, zamknięte drzwi. Przedmioty w około nich. Miejsca w które można schować cokolwiek, małego, dużego, się, przynajmniej dziecko… w razie potrzeby. Starała się zapamiętać każdy istotny szczegół.

Kolejny budynek, kolejne pudło. Godzina łażenia z dzieckiem na rękach zaczynała męczyć Indi.
Indi pomachała obstawie na znak, że nic tu nie słychać.
Z oddali widziała krążącego wściekle Ernesta. Nie chciała tam podchodzić. Ruszyła jednak z wahaniem.
Wściekły garniak sprawiał, że ona sama też zaczynała gotować się z wściekłości.
- I co?
- I nic. - wzruszyła ramionami. - Macie coś do picia dla nas? - Indi spojrzała po Reksie i Robaczywce. - Ktoś chyba pomyślał o czymś takim dla małego dziecka, prawda?
Ernest machnął ręką na Janka. Mężczyzna wyciągnął butelkę z wodą. Indi dała się napić małej i sama się napiła. Butelki nie oddała.
- Idź sprawdzić miejscówkę, w której byliście z Pawłowiczem.
Indi cisnęło się na usta “Powiedz proszę” i przez chwilę świdrowała Reksa kpiącym spojrzeniem. Gdyby nie Alex w ramionach zapewne by się nie powstrzymała. Ale rozkoszny uśmieszek nie schodził jej z ust.
- Tak jest… - rzuciła i odwróciła się na pięcie. Powoli ruszyła z Alex śpiewając jej pod nosem jej ulubione pioseneczki.

Po dłuższym spacerze, doszła do budynku.
- Szkrabku.. a tu coś słyszysz?
- Nie wieeeeeeeeem, mamo…. - zamarudziła córeczka.
- No to nic, pokręcimy się tu troszkę. Może coś jednak się uda usłyszeć, co? Mój szkrabkowy potworek ma nastawione uszka na słuchanie, tak? - załaskotała małą.
- Nooo… troszke tak. - rozpogodziła się Alex - O pocekaj… chyba coś słyse… - Szkrabek uniósł główkę z ramienia mamy. Indi odwróciła się tak, by ułatwić córeczce “odbiór”.
- Noo… słyse… patel nostel…
Indi machnęła ręką z wystawionym kciukiem.
Reks zamarł w miejscu po czym coś warknął. Indi już nie słyszała co.
Poczekała aż dołączy do nich Lulu. Na twarzy dziewczyny malował się pytający wyraz. Z daleka dostrzegła, że Janek również zbliża się szybkim krokiem. Grażynka odwróciła się by zlustrować go spojrzeniem. Tuż przed schronem jednak zaczął zwalniać i wyhamowywać.
- Indi… - na twarzy “mięśniaka” malowała się walka. Indira widziała, że chce iść z nimi, ale w oczach widziała strach.
Dziewczyna upewniła się, że cienie i budynek zasłoniły ich i przyciągnęła Janka do siebie:
- Wracaj - przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Desperacko i jakby się żegnając. Janek przytulił się do niej i objął ramionami i Indi i Alex. Po chwili oderwali się od siebie. Indi oparła czoło o jego klatę. Janek gładził ją uspokajająco po policzku i włosach. Przez chwilę rozkoszowali się bliskością. Grażynka nie przeszkadzała im analizując przez chwilę otoczenie i samą zmęczoną dziewczynkę.
Indi podniosła głowę:
- Jeśli coś by nam się stało dzisiejszej nocy albo gdyby nas nie puścili cało… powiadom ambasadę. Niech dadzą znać mojemu ojcu. - pocałowała go raz jeszcze i wypchnęła… Nie dał się z początku:
- Indi, idę z wami. - Napięta twarz wskazywała na desperację.
- Nie. - dziewczyna popatrzyła na mięśniaka twardo. Po chwili jej spojrzenie złagodniało. - Nie, Janek.
- Nie zos… - zrobił kolejny krok w kierunku wejścia do schronu ale Indi położyła dłoń na jego ustach i pokręciła głową.
- Idź stąd. Nie chcę cię tu. - popatrzyła twardo i chłodno na mięśniaka.
Chyba nie przekonała go bo nadal się nie ruszył. Wpatrywał się tylko w jej twarz i nie puszczał uchwyconej dłoni.
- Janek, proszę. Pozwól mi zadbać o Ciebie. - położyła wolną dłoń płasko na jego piersi. Jego duże dłonie zakryły jej drobna dłoń, a szczęki zacisnęły się kurczowo. - Nie chcę musieć się martwić, czy i ty jesteś cały. Rozumiesz? Ja nie wiem co tu się stanie ale nie chcę, żeby Ci się stało coś złego. - wspięła się na palce, lecz zanim zdążyła go pocałować, jego usta gwałtownie opadły na jej wargi. Spazmatycznie wciągnął powietrze. Odsunęła się - Nie przeze mnie. Nie przez nią - spojrzała na córeczkę. - Idź już.
Gdy Janek odwrócił się by odejść, Lulu szybko naskrobała kolejnego smsa.

Cytat:
Do [SMS] Klara: Mała chyba coś słyszy. Schodzimy do schronu.
Gdy został wysłany skasowała go i włożyła telefon na powrót do kieszeni.
- Dlaczego przestali nas pilnować? - rzuciła szeptem do Indi, gdy zostały same.
- Z jakiegoś powodu nie mogą zejść tutaj. Boją się, że Wieszczycki ich dorwie. Nie wiem co to...chociaż... - Indi zmarszczyła brwi - Lulu… - zaczęła schodząc w głąb schronu. - Dla kogo ty pracujesz? - przystanęła, gdy zniknęły z widoku wszystkim obecnym. - Wiesz, że oni nas stąd nie wypuszczą? - szeptała, zasłaniając uszka małej.
- Dla nikogo Indi. - Odparła z rozbrajającą szczerością. - Przyszłam tu żeby kogoś uratować. Ostrzeżono mnie, że będzie… dziwnie. Ale nikt nic nie mówił, o porwanych dzieciach. - Ostatnie zdanie nosiło nutki złości.
-Nie pracujesz dla Sebastiana? Widziałam, jak potraktowałaś tego skur…. - Indira urwała ale w jej głosie słychać było nienawiść… gorącą i parującą - Lulu, proszę Cię, potrzebuję pomocy. Nie dla siebie, ale dla córki. Ona… słyszy duchy. - tłumaczyła, gorączkowo wpatrując się w Różową - Ten Wieszczycki to ich wróg. Chciał ich pozabijać i na dysku czy serwerze czy co to tam... znajdują się tego dowody. Jak im oddam lokację albo te dane, to nas… Ciebie też. Ja… ja muszę ochronić ją. Tak jak Ty masz ochronić tego kogoś. Za wszelką cenę. Proszę, pomożesz mi? Ona ma tylko cztery lata.... - wpijała spojrzenie lodowniebieskich oczu w oczy dziewczyny. Wiedziała, że stawia ją pod ścianą, ale one i tak były zapędzone w kozi róg. - Ja nawet nie wiem co mam robić, jak przekonać DUCHA - zaczęła się śmiać, krótko, histerycznie.
- Tylko spokojnie. - Uśmiechnęła się pokrzepiająco i położyła dziewczynie dłoń na ramieniu w równie pokrzepiającym geście. - Jesteś mamą, mamy zawsze wiedzą co robić. Nie wiem kim jest Sebastian. I wiesz… nie za bardzo wierzę w duchy. Wiem jedno, wygląda na to, że musimy dać im w takim razie to czego chcą. - Urwała na moment. - Może nie jest tak źle, jak na to wygląda, co?
- Widziałaś ich?
- spytała Indi z niedowierzaniem - W chwili gdy im oddamy dane, jest po n…. - sciszyła głos i pokołysała uspokajająco Alex - Jesteśmy im niepotrzebne. Żadna z nas. - pochyliła się do ucha dziewczyny - Wiesz co się stanie? - wyszeptała - Grozili gwałtem i obdarciem Al ze skóry… żywcem. Tak szantażowali Wieszczyckiego. Ja… - odsunęła się - … ja nie mogę do tego dopuścić. Nie dopuszczę. - w głowie błysnęła desperacka myśl. Broń, ona, Alex… zdusiła ją pod obcasem.
- Wymyślimy coś. - Upierała się przy swoim “nie jest tak źle”. - Wrogowie naszych wrogów bywają przyjaciółmi. Zobaczmy co powie nasz Kacperek. Indi… - zawahała się - dostałam wiadomość… Może, nie jesteśmy w tak złej sytuacji jak myślisz.
- Wiadomość?
- Indi zmarszczyła brwi dopytując się Lulu - Od kogo? Ufasz mu? Własnym życiem? - ostatnim rzutem na taśmę narzuciła sobie spokój. Taki z rodzaju mentalnego wrzasku przykrytego cienką płachtą. Odetchnęła. Wyprostowała się. Znowu sięgając do wspomnień o ojcu. - Ruszajmy… miejmy to już za sobą.
Grażynka ruszyła, pozostawiając pytania Indi w eterze. Czy ufała Klarze? Czy ufała jej własnym życiem… które Klara jeszcze tak niedawno bardzo chciała jej odebrać? Odpowiedziała sobie w myślach, a dziewczyny usłyszały tylko jak prychnęła coś pod nosem, sama do siebie.


Post by Wiła & corax & Leoncoeur
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Wila : 02-02-2016 o 12:31.
Wila jest offline  
Stary 03-02-2016, 00:47   #4
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Post by corax, Leoncoeur & Wiła

Ruszyły… mijając po drodze ledwo co już widoczny napis “Obiekt nr 1” wymalowany kiedyś białą farbą. Indira powoli i ostrożnie niosąc w ramionach śpiącą Alex. Próbowała cały czas zajmować córeczkę rozmową, by ta nie zasnęła. Przyświecała sobie i idącej obok Lulu drogę. Podczas gdy dziewczyna swoją latarkę kierowała na boki. Schron robił koszmarne wrażenie. Zaniedbany, rozwalający się, świecący co krok nagimi konstrukcjami, gdzieniegdzie kotwiami, rozwalonymi ścianami. Nie posiadał wylanej podłogi. Miejscami było widać pozostałości szalunków na ścianach. Wszędzie były pajęczyny. Jak w sennym koszmarze… Indi wzdrygnęła się na samą myśl, że miałaby przemierzać podobne korytarze jeszcze wielo, wielokrotnie.
Mimo, że obie dziewczyny starały się iść cicho by nie spłoszyć ducha, korytarz za nimi i przed nimi wypełniało echo ich kroków.
- To miejsce jest koszmarne. Czemu wybrał akurat to na schowek? - mruknęła cicho Indira, nakierowywując światło latarki na ściany, omiatając podłogi.
- Nie znam historii tego miejsca, jeśli o to pytasz. Na pewno skrywali w nim kiedyś wiele tajemnic. Ale tak, też wolałabym jakiś przytulny hotelik… Tam jest jakieś przejście. - Wskazała swoją prawą stronę przyświecając latarką. Przejście faktycznie było, kilka gruzów pod drzwiami, ale “do przeskoczenia”. Lulu nie ruszyła jednak w jego stronę, zamiast tego spojrzała na dziewczynkę. - Malutka słyszysz tu coś lepiej, czy gorzej? - Zapytała zmieniając ton na łagodny.
Alex uniosła główkę, ziewnęła i pokręciła głową.
- Nie słyse… - pokokosiła się w ramionach Indi, która zaczynała czuć zadyszkę po godzinie noszenia czterolatki po chaszczach.
- Idziemy dalej? - Indi zaczęła rozglądać się w głąb korytarza.
- Myślę, by nie błądzić tu bez sensu powinniśmy trzymać się miejsc, gdzie Alex słyszy lepiej w górę lub w dół. Lepiej słyszała bliżej wejścia?
- Ale nie ukrył serwera czy dysku przy wejściu raczej… - Indira zawahała się - Ale może masz rację. Lepiej pogadać najpierw z duchem niż szukać miejsca ukrycia danych.
Lulu wyglądała przez chwilę na zdziwioną.
- Bez niego raczej się nie obędzie. Skoro przy wejściu słyszała go lepiej, to może w górę lub w dół po linii prostej od tego miejsca. W górę się nie da, więc w dół? Proponuję poszukać zejścia. - urwała widząc na jednej z pajęczyn sporej wielkości krzyżaka. Bynajmniej nie rycerza doby XV wieku...

Indira zaczęła wracać do początku korytarza by poszukać zejścia. Zauważyła, że światło latarki Lulu nie porusza się dopiero po kilkunastu krokach. Postawiła Alex na podłodze i wyprostowała z ulgą. Położyła dziewczynce rękę na główce i oświetliła Lulu:
- Coś się stało? - rozglądając się po miejscu, w które wpatrywała się bez słowa nieruchoma hakerka.
- Tu… tu… - Indi słyszała strach w głosie Grażynki. Coś musiała zobaczyć, coś odkryć! Tak, to na pewno to… - … jest… - Dukała.
Indi odsunęła się lekko od Alex i wróciła do Lulu:
- Co? Duch? - jakoś nie była przekonana. Alex na pewno by już usłyszała i dała znać. - Lulu? - oświetliła swoją latarką wskazywane przez spanikowaną dziewczynę miejsce. - Co?...- zmrużyła oczy nie będąc pewna. - Ten pająk?! - spojrzała niedowierzająco na hakerkę. Przed oczami przemknęła jej Tereska i jej czaczo-makarena i jęknęła w duchu. "Tylko nie to!"
Podeszła ostrożnie do Lulu i stanęła przed dziewczyną zasłaniając jej widok. Spojrzała na różowowłosą z góry. - Hej, Lulu. - pstryknęła palcami przed nosem.
Przerażona dziewczyna jęknęła. Zasłonięty przez Indi pająk dalej TAM był. Dobrze widziała jak się na nią patrzył. Jak poruszył skrzętnie odnóżami, jakby miał zaraz zamiar… Już Lulu wiedziała jakie może mieć zamiary. Indi widziała panikę w jej oczach, gdy Lulu przełknęła głośno ślinę.
- Lósoooowa się boooooi pajonkówww - dziecięcy głosik zaśmiał się ledwo słyszalnie.
- Alex to nie ładnie się naśmiewać.
- Mama, ale to nie ja!
- Chodźmy dalej…
- szepnęła nadal rozdygotanym głosem.
- A kto Alex? Jest tu ktoś jeszcze? - Indi chwyciła Lulu za rękę i pociągnęła do Alex. Dziewczyna dała się pociągnąć, ale odwróciła wzrok zza pająkiem… musiała wiedzieć, czy nie pójdzie, czy nie skoczy (!) za nimi...
Pająk zaniepokojony drżeniami jakie wywoływały głosy przebiegł po pajęczynie. Znikając w ciemności. Teraz gdzieś był, ale nie było widać gdzie.
- Alex, jest tutaj ktoś jeszcze? - Indi rozglądała się wokół - Kto to mówił?
- Nie widzem, tu jest stlaśnie ciemno.

Indi omiotła korytarz światłem latarki:
- Hallo? Jest tu kto? - nie głośno… - Lulu słyszałaś to? - Indi ponownie wzięła córkę na ręce. Zmęczenie czy nie.
- Przepraszam… - szepnęła najpierw - Ja, tak słyszałam. Indi może… nie chcę się wtrącać, ale może to nie najlepszy pomysł byś cały czas niosła Alex? Zasypia w Twoich rękach, a Ty się bardziej męczysz. - Widać wracała do formy i trybu myślenia.
- Jak to możliwe, że … nie ważne. Chodźmy znaleźć to wejście. Z Alex na piechotę pójdzie znacznie dłużej. - popatrzyła na dziewczynę i kiwnęła głową. - Raczej się nie rozglądaj, bo wiesz tu nie było sprzątaczek od dawna. - zażartowała w kiepski sposób.
Nie odpowiedziała. Liczyła w głowie do trzech… i dalej.
- Szukajmy lepiej zejścia w dół. Może faktycznie tam? - Zaświeciła latarką w to samo miejsce, które znalazła wcześniej i wyglądało jak przejście. Dopiero gdy to powiedziała zdała sobie sprawę, że musiałyby przejść obok TEGO miejsca.
- Trzeba by to sprawdzić. Pojedynczo. Dasz radę pójść pierwsza? Nie daleko, ale by sprawdzić czy wogóle jest tam jakaś cześć dalsza?
- Dam radę.
- Odparła zdecydowanym tonem… w końcu jak to ona miała nie dać rady. W głowie miała już przygotowany plan… ominie pająka, nadrobi kilka kroków. Musi dać radę… w głowie próbowała sama siebie przekonywać, że to nie AŻ pająk, a TYLKO pająk. “Klara…”
Poszła więc, powoli. Czujnie obserwowała otoczenie, ale skupiając się przede wszystkim na tym co było pod jej nogami oraz miejscu w które miała dotrzeć. W końcu przekroczyła gruzowisko i zajrzała, co jest za potencjalnymi kiedyś drzwiami.
Światło latarki ukazało jakiś długi korytarz ciągnący się dalej niż jasność mogła ukazać jakieś szczegóły. Bystre oko dziewczyny wychwyciło tam, na skraju chyba ścianę. Albo ślepy (ale kto by robił ślepy korytarz pod ziemią tej długości, albo był tam zakręt. Bardziej niepokojące było to, że w chwile wcześniej… była pewna, że widziała jakiś ruch w głębi korytarza ale przed ścianą. Pewna? w tych rozświetlanych jedynie latarkami ciemnościach niczego nie można być pewnym. Ale przysięgłaby, że coś widziała…
Z oddali dobiegł ją cichy śmiech dziewczynki.
Odwróciła się by jeszcze raz oświetlić skraje pomieszczenia w którym były, czy nie przeoczyły innych przejść? W końcu miały iść w dół.
- Tu jest korytarz. Sprawdzę czy da się przejść. - Powiedziała cicho podczas oświetlania. Oczywiście, mówienie cicho nie było potrzebne, ale atmosfera miejsca jakoś sama za się nakłaniała do mówienia cicho.
- Ok, to daj znać - odpowiedziała Indi kucając przy córeczce. Zobaczyła jeszcze kątem oka jak Lulu znika za znalezionym przez nie przejściem. - Alex, kochanie. Chcesz się troszkę napić? - pomyślała, że woda orzeźwi małą nieco i przebudzi.
- Nieee, mamo. - Indi widziała, że córeczka robi się coraz bardziej marudna i zmęczona. I tak była bardzo dzielna cały ten czas.
Grażynka ruszyła do widzianego przez siebie “końca” korytarza, chcąc sprawdzić oczywiście, czy ten zakręca.
Latarka wyłuskała ciemność z prawej niedaleko przed (Lulu teraz widziała to jak na dłoni) zakrętem. Śmiech ucichł. Ciesząc się w duchu, że śmiech nie należy do pająka tylko do dziecka, zajrzała co kryje zakręt i zobaczyła podłużne pomieszczenie, z którego wyście prowadziło dalej i dalej i dalej. Było takich więcej. Jak korytarz podzielony na segmenty.

Jęknęła w duchu. Postanowiła wrócić do towarzyszek. Indi usłyszała jej kroki i zobaczyła światło latarki, później dopiero wyłaniającą się zza drzwi Różową.
- I co? - Indi podniosła się i wyprostowała - jest jakieś przejście?
- Długi korytarz, podzielony na takie jakby mniejsze.
- Lulu stanęła obok Dużej i Małej. - Hm… - Wyciągnęła z kieszeni telefon komórkowy. Przez chwilę, bardzo krótką chwilę coś grzebała. Zrobiła to raczej odruchowo, by choć upewnić się, że nic z tego. Byli w Kampinosie, w podziemiach tu przecież zasięg…
Był?! I to nawet nie najgorszy. Zaczęła bawić się telefonem z miną szczęśliwego dziecka, któremu pozwolono oglądać bajkę.
- Słuchaj tego, z Wikipedii… Obiekt nr 1 jest schronem odpornym na ładunki nuklearne… ble ble … o ciekawe, zaopatrzonym niegdyś we własne agregaty prądotwórcze. Oprócz tego posiadał niezależną hydrofornię z pompą i dwoma zbiornikami na wodę (poziom -3). Poziom minus trzy!
- Minus trzy? Jest tu zasięg? - Indira nie wiedziała czemu dziwić się pierwszemu. - Tam odciągał cię śmiech dziewczynki. Może to jakaś zmyłka. Wiesz… jakiś system dźwiękowy? Nie wiem, efekty specjalne? - Indi dała sobie mentalnego kopa. Efekty specjalne nie wiedziały o Lósofej. - Albo sama nie wiem… - zastanowiła się chwilę… Sebastian nigdy nie powiedział w jakim wieku były wnuczki Wieszczyckiego. Ścierpła jej skóra.
Lulu wzruszyła ramionami i pokręciła głową. Nie potrafiła przecież odpowiedzieć na to pytanie.
- Okej, trzy poziomy skoro trzeci to jakieś zbiorniki na wodę, oo jest - dziewczyna czytała dalej - wygłuszoną Salę Bojową (poziom -2), warsztaty, łazienki i INNE pomieszczenia. Inne pomieszczenia. Tylko jak tam się dostać? Dobra czytam dalej. Obiekt nr 2 posiadał w podziemiu pompy i hydrofory, połączony jest podziemnym korytarzem z obiektem nr 1. Znajduje się tutaj m. in. kuchnia z piecem, stołówka, izby żołnierskie i łazienki, "myjka" z podłogą ułatwiającą ściekanie wody, czy pomieszczenia magazynowe. Więc to pewnie ten korytarz który znalazłyśmy. - Uniosła wzrok z telefonu na Indi.
- No to chodźmy do tego korytarza i spróbujmy znaleźć jakieś przejście. - wzruszyła ramionami Indira.
- Okej, tylko doczytam do końca… - uparła się, widocznie wydawało jej się to istotne - Obiekt nr 3 to wielka podziemna hala, która nigdy nie została ukończona: nad dachem hali sterczą wysoko kominy wentylacyjne, ble, ble, ble … Prawdopodobnie miał służyć jako ukryty parking dla ciężarówek, dostarczających zaopatrzenie i tak dalej. I tak dalej…. - Wpatrywała się jeszcze w telefon, ale nie czytała już nic na głos. Bardziej jakby coś… analizowała.
Indi cierpliwie czekała koncentrując się na Szkrabku.
- Kochanie, jeszcze tylko troszkę. Znajdziemy pana i porozmawiamy a potem sobie odpoczniesz, dobrze? - powoli kierowała się w stronę korytarza.
Lulu zrobiła z dwa kroki z telefonem przy nosie, ale… uznała, że to nie miejsce w którym można tak chodzić. Schowała telefon i zaraz zrównała się z Indią. Gdy przeszły przez gruzowisko przy drzwiach… nawet spróbowała ją wyprzedzić o krok.
- Jak zobaczysz… pająka… to zabij. - Szepnęła konspiracyjnie.
- Zrobię co będę mogła - obiecała Indi solennie i kontynuowała marsz, mocno trzymając córeczkę za łapkę. Dziewczyny minęły podłużne pomieszczenie. Nim weszły do kolejnego Lulu poświeciła latarką, czy wszystko gra. Kolejne podłużne pomieszczenie i znów ten sam schemat. Droga wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Lulu nie patrzyła na krawędzie sufitu, wolała nie patrzyć. Czasami niewiedza jest błogosławieństwem.
- Lulu… dobrze, że jesteś tu z nami. - szepnęła Indi prowadząc Szkrabka i dopytując się cichutko, czy nie słyszy modlącego się pana.
- Nie słyse, mamusiu…
- No ok… to idziemy dalej. Ale przygoda co?
- Indi powoli zamieniała się w cheerleaderkę. - Szkrabku, a jaka ty dzielna jesteś! - powiedziała z podziwem. - Strrrrrrrasznie z ciebie jestem dumna, wiesz?
Szkrabek urósł nagle z 1,20 na 1,70 m wzrostu puchnąc z dumy. Jakby się też nieco ożywił, i przeskoczył przez leżący na ziemi kawałek betonu.
- Telas bieg s pseskodami - zaśmiała się mała - tak jak ty casem biegas…
- Dokładnie tak, córciu.
- zaśmiała się Indira i razem z Alex przeskoczyła przez kolejny, niewielki kawałek gruzu.
W trójkę człapały przed siebie szukając igły w stogu siana. W tym tempie, nie wiadomo kiedy znajdą cokolwiek. Na szczęście drużyna R&R została daleko za nimi.
Gdy przekroczyły kolejne przejście do kolejnego segmentu korytarza by wejść do kolejnego okrągłego pomieszczenia wyglądającego jak wszystkie poprzednie z drobną różnicą wśród grafik… na jednej z nich Lulu na moment zatrzymała latarkę. Przypomniała sobie jednak, że wśród nich jest mała dziewczynka i szybko ją odwróciła… to pomieszczenie, okazało się jednak inne pod jednym drobnym szczegółem. Gdy doszły do kolejnego czekającego na przeciwko nich otwóru na drzwi, okazało się, że po ich lewej stronie również jest otwór na drzwi jakich nigdy nie zdążono wstawić. No i nadszedł czas wyboru, prosto czy w lewo?
- Indi. Zaczekaj tu. Zobaczę co jest przed nami. Może tak będzie szybciej. Okej?
- Dobrze, ale nie odchodź zbyt daleko. Ja nie mam telefonu.
- kiwnęła głową dziewczyna.
Grażynka poszła sprawdzić co jest prosto. Lewo czekało i kusiło Indi.
- Chodź, kochanie, zobaczymy co jest tutaj? - poprowadziła ostrożnie córeczkę w lewe odgałęzienie.
Indi kierując Alex lekko w lewo przyświecając sobie latarką. Gęsty mrok niechętnie rozmywał się przed snopem światła, jednak dziewczyna już widziała, że pomieszczenie jest naprawdę wielkie. Samej szerokości pewnie więcej trzydzieści metrów, przeciwnej ściany widać nie było. Do tego prowadziły do niego schody w dół, znajdowały się z Alex zaledwie w połowie wysokości. Oświetlając teren widziała jakiś gruz, śmieci, dwie dziewczynki trzymające się za ręce, kilkanaście bute… co?!
Indira zatrzymała się jak wryta, wracając snopem światła od butelek do… pustki. W miejscu, gdzie przed chwilą wyraźnie widziała dwie sylwetki nic nie było.
- Alex widziałaś te dziewczynki? - spytała po chwili córeczkę. Gdy była pewna, że jej głos powrócił.
- Uhummm.
- Ale nic nie słyszałaś co?
- Nooo… one nicz nie mófiły… to nieeeee…
- Aha… dobrze…

Indira obejrzała się za siebie i wyszeptała:
- Lulu jesteś tam?
Indi usłyszała i zobaczyła blask latarki. Nie było jej zaledwie przez kilka chwil. Wracała, ba chyba nie zaszła za daleko.
- Ostatni segment jest ślepy. Możemy zawrócić, albo iść w lewo. - Oznajmiła. Chyba chciała powiedzieć coś jeszcze, ale jej wzrok przyciągnęło miejsce, w którym Indi z małą już były.
- Mam sfojego, nie cę wasego - Alex wydawała się lekko obruszona.
- A co one ci dają, Szkrabku? - spytała skonfudowana Indi.
Lulu powędrowała wzrokiem z Indi na Alex, z Alex na Indi. Uniosła lekko brwi. Postanowiła nie pytać. Zamiast tego zaświeciła latarką w głąb pomieszczenia, szukając co tu ciekawego jest, a przede wszystkim gdzie by można iść dalej.
- Stoi obok i septa mi w ucho że to ich dziatek i mam go zostafić w spokoju, mam dziatka psecies, prafda?
- Masz dziadka, oczywiście. I prababcię. Powiesz im, że my nie chcemy robić krzywdy? Potrzebujemy ich pomocy. - Indira ukucnęła koło Alex i obejmując ją ramionami zaczęła się rozglądać w ciemności. Alex otuliła szyję mamy rączką.
Lulu odruchowo zerknęła przed ramie słysząc tę rozmowę. Gdy z powrotem stąpając ostrożnie spojrzała przed siebie, stanęła oko w oko z ciemnowłosą dziewczynką na oko z końca podstawówki. Przyglądała jej się przez chwilkę.
- Cześć. - Spróbowała, a co tam. Przecież to nie pająk, nie zje jej. Wydawała się… zdziwiona, nie przestraszona.
Starsza dziewczynka stała i patrzyła na Lulu. Ze złością, wręcz nienawiścią, zaciskała lekko pięści patrząc spode łba.
- Zostawcie, dziadka! - wrzasnęła, aż wszystkie odruchowo skuliły się.
- A jak się nazywasz? - Indira usłyszała lekko za sobą. Stała tam za nią dziewczynka na oko 7-8 lat, patrzyła na Alex ze skupieniem, które Amerykance zdecydowanie się nie podobało.
- Szkrabku, nie mów - Indi jakoś instynktownie przypominała sobie zabobony na temat imion i ich znaczeniu. Coś o demonach, coś o przejmowaniu ciał, kołowrót informacji, jakimi była nasączana jak gąbka w dzieciństwie. - Jesteśmy tutaj by porozmawiać z waszym dziadkiem. Wiemy co się stało. Wiemy jaką krzywdę wam wyrządzono. Ale nie jesteśmy wrogami. Możemy wam pomóc. Panie Wieszczycki… wiem, że pan tam jest… - Indi zaczynała coś kminić. A co jeśli to dziadek jest tutaj więźniem? Jeśli musi odpokutować za to, że pozwolił zabić swoje wychowanki? - Dzieci, pozwólcie mu z nami pomówić. - Indi rozglądała się dokoła czekając na jakąkolwiek reakcję.
No dobra, tym razem Lulu musiała policzyć do trzech. Przez myśl przeszło jej, że nie ma czego się bać. Nie chciała przerywać Indi. Sama była ciekawa reakcji dzieci…
Mniejsza z dziewczynek wyciągnęła ręke do Alex.
- Dziiiifna dziewcynka, sama nie wie cy jes kotek cy piesek. - Sprawiała wrażenie jakby chciała dotknąć córki Amerykanki.
Indira zasłoniła córeczkę przed dotykiem dziewczynki i cofnęła się łapiąc Alex na ręce.
Tymczasem starsza z jeszcze większą nienawiścią wykrzywiła twarz i zaczęła iść w kierunku Lulu. Powoli, z pochyloną głową i zaciśniętymi pięściami. Różowowłosa poczuła jakby nic nie miało sensu. Szukanie czegokolwiek, kompleks, Klara, opuściła latarkę obojętniejąc na wszystko z każdą chwilą coraz bardziej.
- Indi… chodźmy stąd. To nie ma sensu. Nikogo nie uratujemy… one i tak nas nie rozumieją. To na nic…
- Lulu, chodź tu
- przerwała jej Indi. Lulu z pewną obojętnością w ruchach zaczęła podchodzić do Indi skoro tego chciała.
- Wiem, że trzymacie tu dziadka za karę. Za to co wam zrobiono. Że wam nie pomógł. Jeśli… - spoglądała na jedną to na drugą dziewczynkę. - jeśli obiecam wam zemstę na tym kto was skrzwydził, pomożecie mi? On czeka na zewnątrz. Chce tak samo skrzywdzić nas. Dlatego tu jesteśmy. Pomóżcie mi a zrobię wszystko by was pomścić. - spoglądała na dzieci. - Zasługujecie na zemstę, zasługujecie na spokój. - cały czas mówiła swoim “mamusiowym” tonem.
Gdy Lulu zbliżyła się do Indiry, jej zobojętnienie zaczynało się rozpraszać. Starsza dziewczynka zatrzymała się. Młodsza za to wciąż wyciągając rękę do Alex odwróciła się ku różowowłosej, na jej twarzyczce rozjaśnił się uśmiech radości. Przechodzący w gniew. Obie, z obu stron zbliżały się powoli do hakerki. Już nic nie mówiły.
- Lulu… ty coś piłaś… coś jadłaś…? - pytała nerwowo Indira - Od tego kogoś kogo masz ratować? Co to było? - szeptała gwałtowanie dziewczyna. Nagle ni z stąd ni z owąd powiedziała gniewnie, jak rozczarowana Mama - Dziewczynki, proszę natychmiast przestać. - ton był kategoryczny, jak matka strofująca dziecko - Co to za zachowanie? - zmarszczyła brwi - Ładnie to tak zachowywać się w stosunku do obcych? - odsunęła się tak by zasłonić nieco Lulu i wyjść z krzyżowego ognia.
- Nie, Indi. Nie narażaj się. Masz córkę… - Priorytetem było powstrzymanie Indi, ton był nieco błagalny. Lulu nie ruszyła się z miejsca. Nie miało to sensu. - Nie wiem o co chodzi. Nie piłam nic. Może Wy mi powiecie? - Spojrzała najpierw na jedną, później na drugą dziewczynkę. Tym razem analizowała je spojrzeniem… ektoplazma, ekhem.
“Starsza Ektoplazma” wyciągnęła rękę do Lulu, była raptem o krok. Wyglądała bardzo rzeczywiście fala przygnębienia i beznadziei praktycznie rzuciła dziewczyną na kolana. tymczasem młodsza z ‘dziewczynek’ wstrzymała się przed Indirą jakby ta faktycznie jakoś przeszkadzała jej w dopadnięciu Grażynki.
- Ty jus wies, choć chyba jesce nie wies. A ona - wskazała na Alex. - Nie wie fcale. Wcale a fcale.
Indira nie rozumiała, ale widziała Lulu walącą się na kolana, z nosa różowowłosej zaczęła płynąć cieniutka stróżka krwi a z oczu łzy.
- Co wiem, kochanie? - Indi popatrzyła na młodszą dziewczynkę i wyciągnęła lekko i powoli dłoń jakby to teraz ona chciała pogładzić dziecko po główce pieszczotliwym gestem. - Zobacz… ona krwawi i cierpi. Czemu ma cierpieć? Nic wam nie zrobiła.
Lulu w tym czasie, zaczęła delikatnie bujać się w do przodu i do tyłu, niczym skrzywdzone dziecko. Nadal płakała, chociaż robiła to bezgłośnie, gdzieś w środku siebie.
- Bo zabiła nam nasego - na ustach młodszej pojawił się wściekły grymas - DZIADKA! - wrzasnęła.
- To nie ona. To mężczyzna, który jest na zewnątrz. Chcecie go dopaść? Pomogę wam.
Starsza tylko stała nad Lulu jaka z jękiem opadła na czworaki, na kurz i pył spadały ciężkie krople krwi. A w jej głowie przewijały się i łączyły obrazy ojciec uderzający siekierą, Kajko leżący w szpitalu, ojciec uderzający dłonią gdzieś w innym czasie i znów, Kajko leżący na ziemi, z jego ust płynie krew, oraz w innym obrazie odwijający różowy kosmyk z zarumienionego policzka, Klara leżąca na niej w chwili spełnienia różowowłosej sięgająca ustami ku jej szyi i uczucie rozkoszy, spazmatyczne zagryzienie zębów na ramieniu kruczowłosej do krwi, Daniel z troską patrzący na przyjaciółkę, matka… matka która… Lulu jęknęła z bólu, chociaż nie był to ból fizyczny.
Indi weszła między starszą dziewczynkę a Lulu.
- Nie ona wam zabiła dziadka. Ona nawet nie wie, że… - Indi urwała - … że oni są inni. Nie możecie jej robić krzywdy. - Z resztą jeśli nie chcecie pozwolić nam porozmawiać z dziadkiem, to będę musiała zrobić tak, żeby on porozmawiał ze mną. Znaleźć to, co tu schował. I dla czego pozwolił was zabić i zabić siebie. - Indi twardo schwyciła Lulu - Wstawaj! JUŻ! - zakomenderowała władczo i arystokratycznie niemalże.
Lulu postanowiła gdzieś w głębi umysłu, że nie będzie ignorowała duchów. Próbowała posłuchać Indi, zwłaszcza słysząc jej ton… chociaż nie lubiła jak ktoś jej coś kazał.
Starsza patrzyła na Lulu, która uniosła głowę i wyprostowała ręce. Oczy miała błyszczące od łez, lecz była w nich dzika determinacja, walczyła jak lew. Targnęła głową patrząc w oczy dziewczynki, krople krwi z nosa poszybowały w powietrzu.
Dziewczynka spojrzała na Grażynkę, a rysy twarzy powoli wracały jej do normalności, patrzyła to na nią, to na krew jaka znaczyła podłogę.
Zaczęła się wycofywać.
- Zostawcie dziadka… - szepnęła, po czym rozpłakała się i rozpłynęła w mroku. Indi obracała głową to w jedną to w drugą stronę starając się chronić Alex przed młodszą dziewczynek i patrzeć co dzieje się z Lulu.
- Patel Nostel? - Alex zawahała się patrząc w kierunku jednego z bocznych pomieszczeń hali.
- Spraw by dziadek się uśmiechnął, kotopiesku - rozległ się głos, ale młodszej z dziewczynek już nie było.
Lulu oddychała ciężko, ale dochodziła do siebie, zbierała się powoli na nogi, obrazy jak sen rozpływały się w nicość jak po przebudzeniu. Z wdzięcznością w oczach popatrzyła na Indi, która dodała jej sił.
Indi skinęła Lulu głową bez słowa:
- Chodźmy - ruszyła do miejsca, które wskazywała Alex. “Kotopiesku?” - dźwięczało jej w głowie jak powtarzający się irytujący termin, który powinien coś jej mówić. Brakowało jej jednak informacji. Różowowłosa, a teraz także bladolica ruszyła razem z nimi. Co prawda nie myślała o psach a tym bardziej o kotach, ale wyglądała na równie zanurzoną w myślach. Chyba nawet nie tylko nie będzie ich ignorowała, co zacznie w nie wierzyć… hmmm… ektoplazma, cholerna ektoplazma.
We trójkę weszły do pomieszczenia… pustego pomieszczenia. Indi spojrzała na Szkrabka:
- Kochanie, gdzie słyszysz?
- O tam -
szkrabek wskazał paluszkiem - Nie widzis jego, mamusiu? Tam lezy i mówi “patel nostel kwi est i czelis”. - Alex pociągnęła Indirę ku Wieszczyckiemu. - O tu… całkiem niedaleko mamooooo. - Córeczka prowadziła Indirę - Lezy skulony.
W tym czasie Lulu wyciągnęła z kieszeni telefon i coś szybko w nim skrobnęła… wyglądało jakby coś pisała.
- Tutaj, szkrabku?
- Nom…
- Spytaj go, czy porozmawia z nami?
- Nasz ojciec w niebie krwi… hmm…
- I schowała telefon do kieszeni. Po scenach z dziewczynkami zachowywała czujność i bladość. W drodze wytarła krew z nosa w rękaw bluzy. Dziewczyny oczekiwały na odpowiedź Wieszczyckiego udzieloną małej Alex.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 03-02-2016 o 13:54.
corax jest offline  
Stary 09-02-2016, 00:57   #5
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację



JAKI TU SPOKÓJ... GIRL POWER

Rozdział 1: SPECJALISTKI


Atomowa Kwatera Dowodzenia (podziemia), Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, wczesny wieczór, 11.11
Widzenie zmarłych było dalekie od czegoś naturalnego. Gdyby nie dotyczyło to jej córki i nie widziała szkieletów w dole pod podłogą na Piwnej, może takie coś traktowała by jako chorobę psychiczną? Ale Indi przekroczyła już pewien próg akceptacji, że to co nie śniło się filozofom... czy jakoś tak.
Najdziwniejsze było to, że sama widziała i słyszała coś czego nie powinna - dwie zmarłe jakiś czas temu dziewczynki, a na podłodze w pomieszczeniu do jakiego weszły coś w rodzaju... cienia? Przebłysków obrazów zmaltretowanego mężczyzny? Słyszała też coś, echa modlitwy mówionej tonem strachu i goryczy, wypełnionej bólem. Ledwie jak szept na granicy słyszalności, ale nie było to coś co sobie wmawiała, to było realne, choć paradoksalnie tak bardzo nierealne wrażenie.

Lulu rozglądała się po pomieszczeniu nie widząc i nie słysząc niczego, ale była czujna. Jej analityczny umysł odrzucał pewne zabobony... to znaczy odrzucałby gdyby nie ta zmarła dziewczynka jaka sprawiła, że prawie zaczęła rzygać krwią i tak zraszając nią kamienie i kurz krwotokiem z nosa.
Trzymała się lekko z tyłu, nie mogła pomóc ani małej dziewczynce przestraszonej widokiem jaki rysował jej się przed oczyma, ani dziewczynie z jaką połączył ją los, która widziała i słyszała jedynie echo tego co jej córka.

Obie zdawały sobie sprawę, że są świadkami czegoś, czego świadkami być nie powinny. Jak w teatrze zanim podniesie się kurtyna. Widzieć aktorów przygotowujących się na scenie do pierwszego aktu? Miało to w sobie coś z wulgarności... Indi patrząc na cienie i słysząc echa "Pater Noster" czuła się jakby w jej teatrze nie wiadomo czemu ktoś aktorów oddzielił kurtyną zrobioną z cieniutkiej zasłony z muślinu.

Atomowa Kwatera Dowodzenia (teren naziemny), Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, wczesny wieczór, 11.11
Echo dzikiego wrzasku dobiegało z otworu jaki prowadził do podziemnej hali. Był to krzyk dziecka, jednak lekko nierealny jak odbicie. Ludzie obstawiający teren spojrzeli po sobie.. Ernest twarz miał kamienną ale też zwrócił na to uwagę.
- Chyba po wszystkim - rzuciła smutno Magda.
Zimnolicy mężczyzna tylko wzruszył ramionami.
- A co jak... - Blondynka zawahała się. - Jak je dopadły i nie będziemy mieć pewności, będziemy tak tu sterczeć, czekać? Jak wszystkie trzy jednak tam już... - zawiesiła głos.
Ernest wzruszył ramionami.
- Przed ranem pośle się tam któregoś z sierściuchów, żeby sprawdził - odrzekł.
- Jeżeli któryś z nas wejdzie tam na twoje polecenie pryszczu - mężczyzna w polarze pojawił się jakby znikąd i przysiadł przed wejściem w jakie weszła niedawno Indi z Alex i Lulu. Palił papierosa, patrzył na Ernesta kpiąco. - To osobiście zrobię laskę Georgowi Bushowi. Rajd na wilki złomie, obstawa was tu to ostatnie co robimy zanim Sebastian nie wywiąże się z umowy.
Ernest zacisnął pięści mając ochotę dokończyć to co zaczął w hallu PKiN. Magda fuknęła tylko na niego kierując go ku samochodom.
Janek, który stał obok był spięty i bez przerwy patrzył na wejście.
- Idź, wiesz co ci tam zrobią. - Mężczyzna w polarze zaciągnął się papierosem. - Ciemna, czy różowa?
Janek nie odpowiedział.
- A... czyli mała?
- Zamknij ryj.
- Mhm, jak tak mówisz, to matka małej, czyli ciemna. - strzelił niedopałkiem w mrok.
Wstał jakby nad czymś rozmyślając.
- Uderza do głowy, wiem. Jest piękniejsza niż kilka lat temu - dodał.
Janek już właściwie schodził po schodach w mrok, nie wiedząc, że dwie żądne krwi istoty tylko na to czekają, czając się tam od momentu gdy zrobił pierwsze dwa kroki w dół.
- Co? - rzekł odwracając się.
- Nic. Zginiesz jak tam wejdziesz.
Janek bezsilnie zacisnął pięści, ale spokojny rzeczowy ton otrzeźwił go.
Wiedział, że zapewne faktycznie zginie jak pogrąży się w mrok czający się na schodach.
- Nie mógłbyś? Wam nic nie zrobią... - rzekł ciężkim tonem. Nie kończył, prośba zawisła w powietrzu.
- Nie?- Uprzejmie zdziwił się mężczyzna w polarze odpalając kolejnego papierosa. - Jeżeli zagrożenie jest tylko dla was, to jej nic nie zrobią. Jeżeli zagrożenie jest też dla niej, to i mi mogą fiknąć z grubszej rury.
Z logiką walczyć się nie dało.
Janek uderzył pięścią w ścianę w bezsilnej wściekłości.
Mężczyzna w polarze uśmiechnął się tylko.
- Jak skończysz zamieniać sobie ręce w befsztyk, to przemyśl czemu jestem tu, a nie przy ognisku.
Janek nie wiedział, ale na powrót wyszedł ze schodów do pomieszczenia garażu.

Atomowa Kwatera Dowodzenia (las przy obiektach), Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, wczesny wieczór, 11.11
Klara patrzyła na wszystko z oddali kryjąc się na drzewie. Zastanawiała się czy już, czy jeszcze poczekać. Nie mogła czekać w nieskończoność, a nie wiedziała ile czasu różowowłosej zajmie walka z zabezpieczeniami komputera Wieszczyckiego. Nie znała się na tym wcale, a podejrzewała, że sama Lulu nie potrafiłaby ocenić czasu potrzebnego do walki z tym co ją czekało.
Z dwojga złego, lepiej żeby ci drudzy ogarnęli dziewczyny jakie wrócą z podziemi. Jej prośba wobec Sebastiana dotycząca Lulu... mydlenie oczu, dym, by uśpić czujność. Przecież dobrze wiedziała, że on nie odpuści i zabije ją za Karolaka, a wcześniej na jej oczach zeżre serce Grażynki. Ot by przed ostatecznym odejściem ją bardziej zabolało.
Wyjęła telefon ogarniając jeszcze raz cały teren.

Obiecała króliczkowi, że pozamiata sukinsynów? Obiecała. Ich było łącznie ze trzydziestu, mieli nowoczesną broń i... inne zalety. Ale ona miała telefon.
Uśmiechnęła się do siebie i wybrała połączenie.
Czekając na odzew w słuchawce popatrzyła na nich wszystkich zgromadzonych między budynkami.
- Papa... - wymruczała.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 10-02-2016 o 18:22.
Leoncoeur jest offline  
Stary 10-02-2016, 11:10   #6
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Indi tuląc Alessandrę do siebie czekała aż córeczka zada Wieszczyckiemu pytanie. Przez jej głowę przelatywało stado rozbieganych myśli. Miała wrażenie, że w strzępach informacji zaczyna się wyjawiać jakiś wzór. Że we mgle chaosu coś widać.
“Ty jus wies, choć chyba jesce nie wies.”
“Pijawko!”
“Kotopiesek”
“Ona nie wie fcale. Fcale a fcale.”

Duchy.
“Nie rozumiesz, że jesteśmy ponad to!”
Rozmawiała z cholernymi duchami!
Czemu jej nie skrzywdziły ani Alex, tylko koncentrowały się na Lulu.
Janek pijący coś…
Janek bez żadnych znaków bicia, w dzień po tym jak ledwo trzymał się na nogach…
Janek bojący się wejść do schronu
Wszyscy ONI bojący się wejść do schronu…
Wsparcie obdartusów dla 30 ciężkozbrojnych?
Wspólny mianownik umykał Indirze jak ogień św. Elma

“Zaraz… coś widać?!” - zaskoczona Indi wytężyła wzrok.
-Coś słychać?!

Skupiła się na wrażeniach...zamrugała próbując wyostrzyć wzrok… wyłowić szczegóły z cienistych majaków tuż na wyciągnięcie ręki.

Wojtek u Sebastiana… zaskoczenie jego widokiem, zaskoczenie, że pracuje dla Sebastiana... “Jak mogłam z nim pójść do łóżka?” - poczuła falę obrzydzenia do siebie samej i do Wojtka. A potem jej spojrzenie padło na główkę córeczki tulącej Anę i wtulającą się małym ciałkiem ufnie w ciało mamy. Tym razem zalała ją fala wstydu, że mogła tak pomyśleć, o akcie, który przyniósł jej Alex. I fala miłości tak wielkiej, że zabrakło jej tchu. Przytuliła ciaśniej szkrabka do siebie.

- Alex, nie bój się, szkrabeńku… spytaj, czy porozmawia z nami… - Indi odetchnęła wciągając zapach córeczki i odepchnęła wszystko inne. Wulkan szaleństwa musiał poczekać, musiała znaleźć sposób na wyciągnięcie dziecka z tego szamba. Spokój! - Powiedz, że potrzebujemy pomocy. - zachęcała córeczkę spokojnym tonem.
Grażynka oparła się ciężko o ścianę. Wzrok miała zamyślony i nieco nieobecny. Wolała zostać w tej kwestii póki co słuchaczem… zwłaszcza że w sprawę znów wchodziły duchy, a chyba nie miała w ich kwestii za bardzo wyczucia.
- Plosem pana…? - Alex spytała niepewnie czekając na odpowiedź. - Plosem paaanaaaa? Mama chce s panem polosmafiać, ale Pana nie wici… Plosem Paaaanaaaa?
- Maaama, ja siem troche bojem.
- Indi po raz pierwszy usłyszała to od córeczki. Nawet półnaga kobieta na Piwnej nie wywoływała w dziewczynce obawy i tak wielkiego zaniepokojenia. Ufna i wychowana w motywie otwartości na ludzi mała nie miała problemów z obcymi, a jej młodziutki umysł nie przerażał się casusem “duchów”. Z ‘dziewczynkami’ w hali podziemi też nie miała problemu. Tu jednak? Tuliła się do matki. - Ten pan wyglonda stlasnosciowo, bardzo pobity, ma duzo klewki na twazy. I nie odpowiada, mówi tylko toto Patel Nostel wcionz, nie kce nawet na nas popatseć.
- Kochanie, nic się nie martw. Nie musisz patrzeć. Chodź przytul się, tak? - odwróciła córeczkę od majaczącego kształtu. - Już jest lepiej? - dopytywała się córci, uspokajająco gładząc małą po pleckach i cmokając policzek. - Zobacz, Ana jest dzielna i Ty jesteś straaaaaaaasznie dzielna też. - uśmiechnęła się do szkrabka.
- Ja z nim spróbuję pomówić, a ty tylko słuchaj dobrze?
Alex pokiwała główką wtulając się ciasno w bezpieczną przystań mamusiowych rąk.
- Ojcze nasz, któryś jest w niebie… - zaczęła Indira, dołączając do ulotnego echa, które słyszała na pograniczu zmysłów. - ...święć się imię twoje, przyjdź królestwo Twoje… - kontynuowała wraz z duchem zakatowanego mężczyzny. - Panie Wieszczycki… nie ma ich tutaj. Nie mogą już pana skrzywdzić. Ani pana wnuczek. Ale to czego pan bronił waszym życiem jest zagrożone. Oni chcą odzyskać dane. Potrzebujemy pana pomocy.
Nasłuchiwała wraz z Alex na jakikolwiek znak, że duch przestał mamrotać jedynie modlitwę.
Ale dziewczynka nie reagowała jakby Wieszczycki nie robił nic innego tylko się modlił. Trwało to jakiś czas aż mała zmarszczyła lekko brwi.
- Mama telas to on nic nie mófi, tylko siedzi i siem kiwa.
- Panie Wieszczycki… ja nie wiem kim są ci…
- nie zdołała się pokusić o słowo ludzie - nie wiem kim jest Sebastian, Ernest, Magda i reszta. Wiem tylko tyle, że są niebezpieczni. Jeżeli te dane jakie pan zbierał mogą pomóc w … pozbyciu się ich… to proszę, proszę nam pomóc…Wiem, że był pan blisko… - znowu zamilkła nasłuchując.
- Jak mogę pomóc panu? Jak mogę pomóc pana wnuczkom? - dopytywała cicho wpatrując się pływający zarys sylwetki mężczyzny.
- Panie Wiscycki, Paaaanieee Wiscycki! - Alex starała się pomóc mamie. - On telas tylko płaka… - odwróciła się do Indi
Dziewczyna pogładziła córeczkę i ucałowała w policzek:
- Czy jest ktoś na kim panu zależy? Ktoś z rodziny? Ktoś pana szuka? - spróbowała Indira z innej beczki. - Gdzie jest grób pana i dziewczynek? Oni… coś musieli zrobić, gdzieś was złożyć… Wie pan gdzie?
- O mama, on coś innego mówi!

Indi pochyliła się próbując usłyszeć.
- A co mówi, kochanie? Słyszysz?
- Tak, ale nie losumiem
. - Mała skupiła się, by powtarzać w miarę precyzyjnie. - “Kyrjeljejson, hristlelejson, hristodinos, hristexodinos, peterdecelid deus... “ To jak wyliczanka w psedskolu, ale nie znam jej.
Indi zabrała telefon od Lulu i wstukała w wyszukiwarkę słowa podane jej przez córeczkę.
Wieszczycki błagał o łaskę bożą…
Boże zmiłowanie.
- Panie Wieszczycki… - ponowiła próbę Indi błądząc po omacku i nie mając zielonego pojecia jak pomóc duchowi faceta. Przemknęła jej wariacka myśl, że może obiecać jemu i wnuczkom zaprojekowanie szat do trumien. - Wnuczki się o pana martwią… wie pan o tym? Cała wasza trójka utknęła między tym światem a światem zmarłych. - Indi poklepała się mentalnie po głowie z przekąsem. Większych bzdur już chyba nie mogła opowiadać. Ale te wszystkie bajki, opowiastki i opowieści słyszane w dzieciństwie zostawiły takie ślady w jej umyśle. Ona sama nie miała jednak zielonego pojęcia czy to prawda - Nie możecie zostać tutaj na wieczność.
Skąd to wiesz?” spytała samą siebie ironizując lekko.
- Ozywił siem - sepce coś, ale cicho nie słycham stond.
- Panie Wieszczycki, proszę powtórzyć, proszę… - Indi zbliżyła się nieco do miejsca, w którym rysowała się sylwetka ducha. Alex trzymała z boku za sobą. Obie wyciągały szyjki i podchodziły ostrożnie.
- Septa by puscic w spokoju Moniczkę i Matyldę. By nie oglondaly… dalej nie jestem pewna.
- Panie Wieszczycki… Monika i Matylda nie żyją.
- powiedziała Indi. - Są tutaj. W tych bunkrach. Zostały tu. Tak jak pan. Za to Ernest nadal żyje. - palnęła Indi na próbę.
- “Nie psy nich, nie kaz im na to patsec” - tłumaczyła Alex kwestie jakich Indi nie słyszała, chyba że jako powiew wiatru. - I snów płace. O, telas Patelnosteluje.
- Nie ma ich tu w tej chwili, panie Wieszczycki. One błądzą po budynku. Trzeba im pomóc. Trzeba pomóc panu. Nie możecie tutaj zostać. Nawet w śmierci nie znajdujecie ukojenia.

Indi zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu próbując wyjaśnić, czemu akurat tutaj siedział i on i dziewczynki.
Przyświecając sobie latarką krążyła po pomieszczeniu wciąż trzymając córeczkę blisko siebie i zerkając na nią od czasu do czasu. Alex nasłuchiwała coraz bardziej zmęczona i źle się czująca całą tą sytuacją. Z początku wyspana i ciekawska świata traktowała to jak jakąś zabawę nawet jak w podziemnym schronie rozświetlanych mocnymi wojskowymi latarkami było dość ciemno i straszno. Teraz straciła wiele na rezonie pytając od czasu do czasu “kiedy stond pojciemy”.
Z Wieszczyckim wciąż nie było kontaktu, choć wedle relacji małej na słowa Indi o błądzących wnuczkach “saczoł płakac barciej”. Jakby docieralo do niego z lekka w jakiś niepojęty sposób, ale on sam…

Indi w końcu wyłuskała coś z mroku snopem światła. Ktoś tu kiedyś rozlał sporo krwi, jedna ze scian byla wręcz zachlapana zaciekami od góry do dołu.

Indi oglądnęła miejsce kaźni ze zmarszczonymi brwiami.
- Lulu, masz zapałki? - spytała Różową.
Grażynka poszperała w kieszeni wyciągając zapalniczkę i… najpierw odpalając papierosa, potem dopiero podając ją Amerykance.
Indira z namysłem popatrzyła na dziewczynę.
- To też - zabrała fajka nie czekając na pozwolenie. Nie wyjaśniając. Bała się, że jeśli wypowie na głos to, na co wpadła, nie przełamie się i nie wykona planu.
- Szkrabku, stój blisko ale zatkaj buzię i nosek. O tak - pokazała ramieniem zatykając swoją twarz.
Czuła się jak idiotka.
Konkursowa.
Te wszystkie zabobony.
Oczyszczania miejsc.
Oczadzanie.
Powinnam mieć szałwię…” - pojawiło się w jej głowie.
Spalanie złej karmy.
No ja pierdutu, trzeba żeby Rose mnie teraz zobaczyła”. - pomyślała o przyjaciółce, która głosiła te “objawienia” z godnością.
Zaciągnęła się fajką i z łzawiącymi oczami, przytrzymała dym w ustach. Zbliżyła się do zachlapanej ściany i przeganiając z głowy tysiące memów na temat debili, dmuchnęła powoli dymem na ścianę.
W myślach zaczęła powtarzać:
Oczyszczam to miejsce z nieczystości, zła i wszelkiej negatywnej energii” - jakaś część jej pękała ze śmiechu. Ale Indi z zacięciem kopnęła tę część mentalną szpilką między nogi i skoncentrowała się na naprędce organizowanym rytuale.
“Rytuale?!?!”
“Skoncentruj się, Indi”
Ponowne zaciągnięcie się dymem, ponowne dmuchnięcie.
“Oczyszczam to miejsce z nieczystości, zła i wszelkiej negatywnej energii”
Otworzyła butelkę z wodą i ulała nieco na dłoń.
Symbolicznie obmyła twarz i dłonie.
“Oczyszczam to miejsce z nieczystości, zła i wszelkiej negatywnej energii”
Odłożyła papierosa pod ścianę, by dymiąc okadzał ścianę i dodała jeszcze ognia podpalając papierosową “dupkę”.
I już na głos pod nosem zaczęła inkantować ułożoną naprędce regułkę prosząc kogokolwiek, kto słucha o pomoc.
- Oczyszczam to miejsce z nieczystości, zła i wszelkiej negatywnej energii…. - zamknęła oczy i powtarzała w kółko przytulając do siebie córeczkę i czerpiąc z jej obecności dobrą energię, miłość, czułość i poczucie jasności.

- Maaamaaaa?
- Co, kochanie?
- Indi powoli otworzyła oczy, rozglądając się.
- Co lobis? - Alex wyglądała na zaciekawioną.
- Modlę się, skarbie… żeby pomóc Wieszczyckiemu… chcesz mi pomóc? - pogładziła buzię córeczki z uśmiechem.
- Ceeeem! - mimo zmęczenia chyba naprawdę chciała. Indi spojrzała na córeczkę i ta dobra energia jakiej szukała chyba nawet wzrosła.
- To wspaniale, szkrabeńku. Zobacz… tutaj jest brudnościowo, prawda? Ja sobie wyobrażam, że myję tę ścianę i miejsce. Taka szczooooooooooootką wielką. A wiesz z czego ta szczota? - uśmiechnęła się do córeczki. - Z tych wszystkich fajowych rzeczy jakie czuję: że kocham tak mooooooooooocarnie mojego szkrabeczka, że lubię, jak się śmiejesz, i lubię widzieć jak tulisz Anę.
Indira kucnęła tłumacząc córeczce.
- Pomyśl o tym co lubisz najmocniej, najmocniej na calutkim świecie...daj mi rączkę - schwyciła łapkę malutkiej - i wyobraź sobie, że szorujemy, szorujemy, szorujemy to miejsce. I mów ze mną.
- Oczyszczam to miejsce z nieczystości, zła i wszelkiej negatywnej energii…
- Indi zaczęła mówić słowo po słowie, by Alex mogła dołączyć. Kiwała głową na wysiłki córeczki i z uśmiechem patrzyła w jej ufne oczka.
Alex zrobiła zaciętą minke i myślała mocno o najwspanialszych rzeczach na świecie.
Trwało to jakiś czas.
- Ocyscam to miejsse z niesystosci i sla i selkiej negatyfnej enelgi - powtarzała, ale po jakimś czasie widać było, że ją to nudzi.
- A co ty byś zrobiła, kochanie? - spytała Indii. - Może coś zaśpiewamy? Albo może zatańczymy? - Indi zaczęła przytupywać lekko w miejscu z córeczką. Nie chciała się poddawać.
- Ja to bym posła spaaac, i tu jest stlasnosciowo. - Alex rozejrzała się. - Pan jus nie płaka, mamroce patelnostel. Ale zaśpiewać mosemy. Ale Else.
- A może naszą kołysankę? Chodź, usiądź sobie u mnie na kolankach.
- Indi siadła na podłodze po turecku robiąc córeczce miejsce.
Alex usiadła i przytuliła się.
Dziewczyna otoczyła ramionami zmęczoną córcię i zaczęła nucić jej ulubioną kołysankę, powoli kołysząc się w przód i tył. Malutka i tak byla dzielna, tak dużo zniosła. Indira nie miała serca zmuszać jej do dalszych wysiłków. Cmoknęła czółko córeczki i nuciła i kołysała aż mała przysnęła.
Pierś małej unosiła się już wkrótce spokojnym oddechem, a oczy przymknęły się. Indi nie musiała długo czekać.
Indi przez jakiś czas ciągle nuciła powtarzając wciąż w myślach zdanie o oczyszczaniu.
Trwało to jakiś czas. Indi straciła jego poczucie.
- Monika? - szepnęła w końcu. - Matylda? - rozglądała się za dziewczynkami.
Amerykanka nawoływała przez chwile martwe dziewczynki lecz nie odpowiadały. Po raz kolejny chwyciła się na zwątpieniu, tym razem mocniej. Zwątpienie płynnie przeskoczyło na rozpacz. Zawiodła, nie ma tu czego szukać. Uczucia żeglowały ku beznadziei, po co to wszystko? Przez myśl przebiegło jej, że martwi powinni zostać pozostawieni w spokoju, ta jedna myśl eksplodowała w jej czaszce mocniej wypierając wszelkie inne…
Ale Indi poczuła, że to nie ona tak mmocno myślała o tym, to ktoś inny myślał za nią w jej własnej głowie. Jakby to absurdalnie nie brzmiało. To poczucie stłamsiło w duży sposób myśli o beznadziei
- Indiro… chodźmy stąd… - usłyszała pełen zrezygnowania głos Lulu. - To nie ma sensu.
- Nie! Nie poddamy się. To nie ty tak myślisz. To to miejsce, to dziewczynki. Chcą się nas pozbyć stąd. Tak jak poprzednio.


Absurdalnie pomyślała ponownie o ojcu. Jego dumie i sile. O jego “my jesteśmy stworzeni do większych rzeczy”. Czy to były te “większe” rzeczy? Był jej rycerzem tak długo. Potem zastąpił go Szkrabek. W jej życiu nie brakowało miłości. Dziewczynkom z tego co mówił Sebastian też nie. Mimo smutku i mimo wszystko. Wieszczycki je kochał. Spojrzała na główkę córki.
- Lulu… nie rozumiesz? To wszystko, tutaj, co się stało. Co się dzieje. To kwestia postrzegania. Szukaj w sobie tego co sprawia, że chce Ci się żyć. Kogo kochasz? Za kogo dokonałabyś najwyższego poświęcenia?
- ZooostaaaaaawwwWWW DZIAAADKAAA!
- coś wrzasnęło i Indi poczuła, że lekko odpływa.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 10-02-2016 o 19:57.
corax jest offline  
Stary 10-02-2016, 18:00   #7
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Atomowa Kwatera Dowodzenia (podziemia), Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, wczesny wieczór, 11.11
Wycie bólu wypełniało całe pomieszczenie, aż zmaltretowany człowiek zatchnął sie własnym krzykiem.
- Puść je - zaszlochał. - Niech nie patrzą, rób co chcesz, ale zabierz je stąAAAD! - szloch znów przeszedł we wrzask.
To Ernest przekręcił szczypce.

Indi płakała patrząc na to i nie mogąc odwrócić głowy. Mężczyzna za jej plecami twardo trzymał ją za włosy wymuszając patrzenie na kaźń. Jej starsza siostra klęcząca obok i również trzymana mocnym chwytem, kurczowo zamknęła oczy. Gdy mężczyzna znęcający się nad staruszkiem przyuważył to, odwinął się i brutalnie dał jej w twarz.
- Zostaw dziadka.... - z ust bitej wydobył się ni to jęk, ni to szloch, ni to pisk.
Indi nie zamykała oczu, dzięki temu zobaczyła jak dziadek przekrzywia lekko głowę i patrzy na nią, w oczach miał spokój, jakby chciał przekazać go wnuczce.
- Pater noster, qui es in caelis, sanctificetur nomen tuum... - zaczął mówić plując krwią - Adveniat regnum tuum. Fiat voluntas tua, sicut in caelo et in terra. Panem nostrum quotidianum da nobis hodie. Et dimitte nobis debita nostra...

Ernest odwrócił się ku torturowanemu, ale choć chciał przyskoczyć do niego to jakby nie mógł się ruszyć, jakby nie mógł zrobić kroku w kierunku starca. Zacisnął zatem palce na uchu starszej dziewczynki i przekręcił. Krzyknęła. Wybiła dziadka z półprzytomnej modlitwy.
- Gdzie wejście do pracowni - wycedził "Zimnolicy" mężczyzna pochylając się nad katowaną ofiarą. - Gdzie twoja dokumentacja.
- Błagam, zabierz je, nie każ im patrzeć.
- Zoooostaw... zostaw... - szloch - dziadka.
Dźwięk przenośnej wiertarki na baterie.

Indie poczuła, że krzyczy, choć nie był to jej krzyk. Zresztą i tak utonął w nieludzkim wyciu ofiary sadysty.
Tym razem zamknęła oczy nie mogąc na to patrzeć. Przynajmniej póki jakieś palce nie uniosły jej siłą powiek.
Krzyknęła głośniej na to co zobaczyła.
Kaźń trwała, długo. bardzo długo.

- Gdzie. Wejście. Do. Pracowni. - Ernest powtarzał beznamiętnie, zakrwawioną wiertarkę odrzucił.
- Kyrie, eleison. Christe, eleison. Kyrie, eleison. Christe, audi nos. Christe, exaudi nos. Pater de caelis, Deu...
Indi poczuła jak Ernest chwyta ją za włosy i mocno przyciąga do starca. Jej twarz do zmasakrowanej twarzy kochanego dziadka.
- Puść je... - szept spomiędzy rozbitych warg i resztek zębów.
- Zostaw dziadka... - błagalny jęk gdzieś z tyłu.
- Nie chce, nie chce, nie che, nie chc.. - z jej, choć nie jej gardła.
Poczuła ucisk czegoś metalowego na skroni.
- Gdzie. Pracownia.
- Pater noster...
Strzał, przebłysk bólu i ciemność.


* * *

Willa "Hotelu Moskwa", Las pod Rembertowem, wczesny wieczór
- Halo? - Kobieta jaka odebrała telefon głos miała nieprzyjemny, brutalny i agresywny.
I najwidoczniej nie lubiła telefonującej.
- Bałciu, Bałciu, taka zła? A wieczór taki piękny. - Klara roześmiała się.
- Czego chcesz pijawko. - Teraz to było wręcz warknięcie.
- Tak się zastanawiam... Gdyby Sebastian puścił sześcioro z nas, wraz z większością swoich garniturków, a nawet z kilkoma koteckami... - zawiesiła głos. - Gdzieś gdzie można ich capnąć? Chciała byś pewnie wiedzieć gdzie to jest, prawda?
"Bałcia" milczała.
- Czego chcesz? - odezwała się po chwili. Głos miała spokojniejszy, bawiła się nabojem do Dragunowa kurczowo zaciskając dłoń na słuchawce.
- Wiesz czego malutka, wiesz... - Klara wymruczała nie uznając za zasadne tłumaczyć.
- Dobrze. - Kobieta zwana "Bałałajką" odłożyła nabój i zabębniła palcami po blacie biurka. - Przyszykuję ludzi, ale jak mnie zwodzisz, to pojedziemy do Józefowa. Przetrzepię cały, ale Cie znajdę.
- Zadziorna bestyjka. - Kruczowłosa szepnęła patrząc ku samochodom, gdzie kręcił się Ernest. - Dam znać niedługo sms z lokalizacją i przygotuj się lepiej. On przeczuwa jak jest blisko, zgromadził tu całą pieprzoną armię. Zawiadom ich.
- Jakich "ich"?
Klara roześmiała się cicho.
- Sierściuszki zrobiły luźne przymierze z Sebastianem, a ty "nic" nie wiesz o tym, że następcy Wieszczyckiego chcący go dorwać działają w mieście. Oj biedna ty. Ot tak tylko zauważam, że sama możesz nie dać tu rady malutka. Ciaaaao... - rzuciła przeciągle tuż przed rozłączeniem

"Bałałajka" patrzyła przez chwilę na telefon, po czym zaklęła szpetnie.


* * *



Atomowa Kwatera Dowodzenia (las przy obiektach), Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, wczesny wieczór, 11.11
Kruczowłosa oderwała telefon od ucha i zaczęła przebiegać smukłymi palcami po klawiaturze.


Cytat:
Do Lulu [SMS]: daj znać, jak TYLKO znajdziecie ten cholerny serwer, to ja tutaj zacznę z nimi tańcować. Będę potrzebowała z godzinki.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 10-02-2016 o 18:06.
Leoncoeur jest offline  
Stary 10-02-2016, 19:51   #8
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Atomowa Kwatera Dowodzenia (podziemia), Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, wczesny wieczór, 11.11
Indi zachybotała się, niekontrolowane łzy spływały jej po twarzy, trzęsła się cała gdy obrazy wciąż wypełniały jej umysł. Zobaczyła starszą z dziewczynek spiętą, skuloną z grymasem gniewu na twarzy odgradzającą ją od cienia.
- Zostaw. Dziadka.
- Kochanie, nie chcę go krzywidzić. Ani żadnej z was, słoneczko. Jesteś bardzo, bardzo dzielna, że go bronisz, wiesz? - żal, współczucie, chęć niesienia pomocy i zapewnienia całej trójce spokoju. Uczucia zalały Indi a jej instynkt macierzyński wył i skomlał z żalu dla dziewczynek niewiele starszych od Alex - Ale wiesz, że nie możecie tu zostać? - spojrzała na dziewczynkę. - Nie należycie tu już. Jeśli chcesz troszczyć się o dziadka, musisz zabrać siostrzyczkę i dziadka stąd. Tam dokąd wierzył dziadek, że idzie się po śmierci. Wtedy dziadek i siostra i Ty będziecie bezpieczni. On tylko tego pragnął dla was.
- Dziadek odejcie w spokój - inny głos zza Indi - A my sostaniemy same.
- Nie zostaniecie. Cała wasza trójka odejdzie w spokój. Musicie być razem i się nawzajem sobą opiekować. Jesteście rodziną, a rodzina się o siebie troszczy nie ważne co się dzieje. A wiesz dlaczego? Bo rodzina się kocha, nie ważne co, nie ważne jak źle się dzieje. Tak jak dziadzio kochał was. Tak jak wy kochacie jego.
- Nic, nic, nic-nic nie wies. - Młodsza z dziewczynek stanęła przy siostrze również odgradzając Indi od cienia.
“Pater Noster…” - znów jak szept liści na wietrze.
- Dziadek jus nafet z nami nie rosmawia, on… ma inne mysli, ce cegos innego nis my. Nie cemy byc same.
- A jakie ma myśli? Wiecie? - spojrzała to na jedną to na drugą.
Starsza skulia się w sobie, lecz jakby do skoku. Młodsza była tylko smutna.
- Zaspiefaj to jesce raz, jak jej - wskazała Alex. - I srób jak robiłas wcesniej.
- Dobrze - kiwnęła głową Indi. - Usiądźcie sobie i przytulcie do siebie.
One sie jednak nie ruszały.
Indi zaczęła śpiewać kołysankę Alex, skupiając się na uczuciu miłości silniejszej niż śmierć. Miłości, dobroci, czułości, której źródło spało teraz beztrosko:


Indi nuciła, na jej głos dziewczynki nie reagowały niczym innym niż skupieniem. Starsza, ta agresywna lekko cofnęła się.
- Poswolis mi sie s nio pobafic? - mlodsza wskazala na Alex.
- Jak pobawić? - spytała Indi. - Ona śpi, jest zmęczona, słoneczko. A ja nie mogę się pobawić?
- A ces?
- Jeśli będę potrafić to pewnościowo. - uśmiechnęła się dziewczyna. - Co to za zabawa?
- Kółko graniaste - powiedziała po polsku.
- Musisz mi wyjaśnić, bo nie wiem co to za gra, słoneczko. Mam wstać?
Pokiwała głową.
- Czeba chfycic siem za rence i tanczyc wokół śpiewajonc: “Kółko graniaste, w koło kanciaste…” - mała zanuciła większą część piosenki.
Indi podała śpiącą Alex Lulu i wróciła do duszyczek. Wyciągnęła dłonie.


- Ja nie bardzo umiem po polsku ale wy śpiewajcie ja będę nucić, dobrze?
- Nje. - Młodsza zbliżyła się. - Musis śpiewać tes.
- Postaram się. - Indi pokiwała głową czując lekkie kombinacje ze strony duszyczki. Zaczęła tańczyć i mamrotać z wysiłkiem polskie słowa. Język jej się plątał na polskich słówkach i rymowankach więc to śpiewanie szło jej kiepsko. Sama to wiedziała. Postąpiła parę kroków naśladując ducha. “Tańczę z duchami!!!!!!!” - wrzeszczało jej w głowie.
Surrealizm sytuacji docierał do niej ale postanowiła przemyśleć obecne działania później. Była jednak pewna, że scena będzie nawiedzać ją w koszmarach przez dłuższy czas. Sama nie wiedziała co poczuła gdy młodsza dziewczynka zbliżyła nierealną dłoń ku jej ręce, wciąż jednak czuła sprzeczne... odczucia? Surrealizm był przy tym betką. Był zdjęciem nagiej piersi w galerii sąsiadującej z wystawa Andy’ego Warhola. Nie czuła strachu, czuła przerażenie, ale paradoksalnie była poza nim. Jakby było to coś co z jednej strony budzi nieopisywalną grozę, z drugiej zaś jest czymś co jest… naturalne? Jakkolwiek naturalne może być wspomnienie człowieka objawiające się w ten sposób. Czuła żal za dziewczynkami, jaki spotkał ten los, bardziej niż przerażenie czające sie na samą myśl o tym co robi. Jak ci, którzy stworzyli kołysankę jaką śpiewała Alex, gdy omamieni tańczyli z duchami wokół ogniska na placu okolonym tipi.

Jedno nie dawało jej spokoju bardziej niż ta cała sytuacja tak nienaturalna, że David Lynch wspólnie z Jimem Jarmushem zapłakaliby rzewnymi łzami, że nie mogą tego nakręcić.
Młodsza tańczyła z Indi w rytm melodii, starsza nie, wciąż odgradzając je od cienia.
- A ty w co chciałabyś się pobawić? - Indi lekko zdyszana i zamotana do imentu spytała starszą dziewczynkę.
Dziewczynka milczała.

- Co siostra lubi? - spytała Indi młodszą.
- Cekać pod schodami…
- Na co?
- As on wróci.... - Mała skończyła najwidoczniej zabawę, bo odsunęła się ku siostrze.
- Ernest? - spytała Indi, a w zasadzie stwierdziła. - On tu nie wróci, kochanie. - Spojrzała na starszą siostrę. - On się boi i nie wróci. Wie, że jesteś w stanie mu zrobić krzywdę i pomścić to, co się tu stało.
- Ja nie cę seby wrócił. Bojęm siem, ale nie chcem dlatego bo… - Młodsza dziewczynka była lekko zagubiona. - Matylda nie była taka, a teras ce tylko zabijać.
Starsza patrzyła skulona, jakby gotowa do skoku. Choć po tym co zrobiła Lulu w hali, wiedziała, że nie musi skakać.
- A ja nie cę by on z zadnym jus dziadkiem nie zrobił tego co z nasym.
Indira pokiwała głową.
- Dlatego zostałaś z Matyldą, chcesz jej pomóc?
Spojrzała na starszą z widmowych dziewczynek.
- Matyldo, kochanie… wiesz… wszyscy tacy jak on… oni tu nie wejdą. Jest ich dużo na zewnątrz. Wiesz ilu? Trzydziestu. Wiesz ile to jest? - wystawiła dłonie z palcami rozciapierzonymi i pomachała trzykrotnie - I każdy z nich wie, że nie może tu wejść bo zginie. Dlatego przysłali mnie i moją córeczkę i ją. - Nikt taki jak on tu nie wróci. Rozumiesz?
Indira dumała przez chwilę.
- Idź stąd - wysyczała starsza ze zmarłych dziewczynek. - Idź i nie wracaj. - Jakby sprężyła się, z tyłu Lulu jęknęła cicho. - On tu musi wrócić, chce. Idź, to przyjdzie.
- Mam go tu sprowadzić? Jeśli ja pójdę, to on przyśle kogoś innego. I innego. Mogę spróbować go tu ściągnąć. Jeśli mi się uda to wszyscy w trójkę przejdziecie do spokoju - postawiła warunek Indi.
Starsza nie odzywała się.
- Wies, że on tu nie psyjdzie… - powiedziała młodsza. - Ty wies.
- Przyjdzie! - warknęła ‘Matylda’ wstając i zbliżając się z zaciętą twarzą.

.
- Wiem… - Indi pokiwała ze smutkiem głową ale w reakcji na słowa małej ‘Moniki’. - Nie wiem, co musiałabym mu obiecać, żeby przyszedł. Ale… to jest tchórz. Potrafi tylko krzywdzić. Nie potrafi stawić czoła tym, których skrzywdził, kochanie. Jedynie co mogę zrobić to wykorzystać dane, jakie zebrał wasz dziadek i w ten sposób pomścić waszą trójkę. Tyle mogę zrobić. Jeśli mi pomożecie znaleźć to co schował wasz dziadek. Wtedy on i jego znajomi zapłacą.
- Wtedy dziadek sobie pójdzie, a my zostaniemy same. - Tym razem w głosie starszej słychać było oprócz złości również żal i nutkę strachu..
- Pójdziecie z dziadkiem. Tam gdzie spokój, dziadek nie będzie się tylko modlił. Będzie taki jak dawniej. Nie będzie mieć powodów, żeby się martwić, a spokój go uleczy. - Amerykanka akurat tego była pewna. Wierzyła w to głęboko.
- Matylda pójcie jak…. - Mała nie dokończyła. - Ja bez niej nie pójdem nigdzie.
- Jak zginie Ernest. - Indi spojrzała na Matyldę - Pomóżcie znaleźć te dane, dobrze? Wtedy go dopadnę.
- Ty? - spytała starsza.
- A ty możesz stąd wyjść? - dopytała Indi - Jeśli nie, ktoś to musi za Ciebie zrobić. - spojrzała poważnie na małą.
- OszukaSZZZZ - jej głos podniósł się. - Nie zrobisz.
- Nie. On groził mojej córeczce. Ona jest dla mnie najważniejsza. Chcę go dopaść i tak, by ona była bezpieczna. - czego jak czego ale tego akurat Indi była pewna. Czuła, że jej zapiekła nienawiść do Ernesta skamieniała na granit po tym co zobaczyła w wizji. Starała się by jej ostatnie słowa nie zabrzmiały jak syk węża. - Tutaj, Matyldo, jesteśmy zgodne.
- Zabijesz go?
Przez głowę Indi przeleciały wizję tego, co chciała zrobić Ernestowi ZANIM go zabije. Za to jak traktował ją. Jak groził córce. Jak odzywał się o niej. I nade wszystko, że zabił dwie małe dziewczynki i nie wiadomo ile jeszcze innych. I za to, że miał to gdzieś. I za to, że krzywdzenie sprawiało mu radość. Był w jej oczach brudem, który trzeba wydrapać, zniszczyć. Nienawiść niemalże bulgotała w niej. Chciała sprawić, by poczuł tę krzywdę i ból jaki czuły jego ofiary. Oko za oko, ząb za ząb. Prawo starsze niż ludzka pamięć.
- Tak - obietnica przyszła niezwykle łatwo. - Jeśli pomożesz, a potem odejdziesz bez protestu z siostrą i dziadkiem.
Dziewczynka milczała, skupiła ten widmowy przerażający wzrok na Indi. Odwróciła głowę ku ścianie gdzie Indi “opalała ją” karmiąc wszechświat dobrymi emocjami.
- Ja… ja tylko chcę do mamy… - wyrzekła ciężko.
- Mama na pewno czeka na ciebie z niecierpliwością, skarbie. Tęskni i martwi się o was. Wiem to na pewno. Mamusie tak mają. - Indi czuła łzy w oczach. Podeszła do ściany i zaczęła ją oglądać, szukając ukrytego zamka lub zapadki.

Dziewczynki patrzyły na nią przez chwilę…
- Przysięgnij na coś nawiększego co kochasz, że przyprowadzisz go lub..., a pokażemy ci dom dziadka. - W końcu starsza odezwała się. - I zostaniemy same, póki niee… - umilkła, choć Indi wiedziała o co jej chodzi.
- Przysięgam na moją córcię, że albo go przyprowadzę albo sama go zabiję. - Indi naprawdę nie miała problemów z wypowiedzeniem na głos końcówki. Zaskakiwała samą siebie. Chociaż … chyba poziom zaskoczenia przekroczyła jakieś tysiąc lat temu. - Byście mogły zgodnie z umową odejść do spokoju. Pokażcie, proszę.
Młodsza podpłynęła lekko do Indi i gestem dała znać by dziewczyna pochyliła się ku niej.
Indi ukucnęła a potem dla wygody uklękła.
- Zazdrascam jej, wies? - wskazała na Alex. - Barco.
Starsza tylko uniosła się i ruszyła w kierunku drzwi. Jej siostra podążyła za nią, odwracając się co jakiś czas.
- Czego, słoneczko? - spytała Indi podążając za duszkami. Dała znak Lulu by ta została z Alex na miejscu. Oświetlała sobie drogę latarką.
- Ciebie…. - usłyszała już na skraju słyszalności.
Dziewczynki, które zginęły gdzieś tutaj rozpłynęły się w ciemnościach lecz pozostawiły po sobie lekkie szepty, głosy jakie kierowały dziewczyną tam, gdzie zdecydowały się ją zabrać.
 
corax jest offline  
Stary 16-02-2016, 15:24   #9
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację



Atomowa Kwatera Dowodzenia (podziemia), Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, wczesny wieczór, 11.11
Grażynka wahała się chwilę. Rozejrzała się po pomieszczeniu kierując wzrok na ścianę spowitą krwią, miejsce gdzie Alex widziała ducha wariata… i na samą słodko śpiącą w jej ramionach Alex. Wtedy dopiero postanowiła.
- Indi. Zaczekaj. - Lulu chciała iść z nią, ale pozostawienie Alex samej tak samo jak niesienie jej nie wchodziło w grę. Dlatego nadal siedziała nieruchomo na ziemi trzymając dziewczynkę. - Nie chcę żebyś szła sama, i nie chcę żebyś nas TU zostawiła same. - W pół szeptała, jakby mówienie normalnym głosem mogło przebudzić zmarłych, albo co gorsza zwrócić na nią ich uwagę.
- Zaraz wracam. To nasza jedyna szansa. Nie bój się i pamiętaj, że sama mówiłaś: “wszystko będzie ok”. - Amerykanka uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Pilnuj jej. Zaraz wracam - obiecała ponownie i podreptała za umykającymi szeptami Matyldy i Moniki.
- Uważaj na siebie. - Zdążyła usłyszeć nim odeszła. Mogła zobaczyć też kątem oka, jak Lulu objęła troskliwie jej córeczkę.

Snop światła wyłuskiwał z mroków ściany, śmieci, gruz, puste wnęki w których kiedyś miały być pancerne drzwi - to wszystko co widziały idąc w tę stronę. Indi zdała sobie sprawę, że ukryte i dobrze zamaskowane wejście w tym kompleksie byłoby naprawdę niesamowicie ciężkie do odnalezienia. Ale przecież wykonalne... jeżeli ktoś wiedział gdzie szukać. Być może nakładem czasu i środków, odpowiednich urządzeń? Z mściwą satysfakcją poczuła rozlewającą się w jej głowie myśl, że to ten sukinsyn zapewne wszystko spieprzył. Sebastianowi śpieszyło się, Ernest chciał wyrwać od Wieszczyckiego lokalizację natychmiast. I brutal-sadysta przedobrzył, od mężnego starca nie dostał nic, a wykreował koszmar, jaki zamknął do podziemi drogę każdemu komu Sebastian mógłby zaufać. Koszmar nazywający się kiedyś Matylda.
Czy próbowali? Pomimo to? Czy dorwała kogoś i zrobiła mu to co zaczęła robić z Lulu w tej wielkiej hali? Dziewczyna wzdrygnęła się. Nie czuła nigdzie odoru rozkładających się zwłok ale to o niczym nie świadczyło.

Ciche szepty naprowadzały ją, a czasem widziała dziecięcą sylwetkę prowadzącą ją wgłąb, gdy się wahała czy dobrze idzie. Zeszła w dół, schodami w niewielkim pomieszczeniu do jakiego z Grażynką nie zajrzały bo przegapiły je nie eksplorując obiektu zbyt mocno i skupiając się na dość szybko odkrytym korytarzu prowadzącym do podziemnej hali.
W dół, potem dalej w dół kolejnymi schodami. Gdzieniegdzie ściany były osmalone jakby szalał tu ogień, gdzieniegdzie na ścianach widziała graffiti, często składające się z pojedynczych polskich słów. Monika czekała w przestronnym pomieszczeniu przeznaczonym pierwotnie zapewne na pompownie i zbiornik wody, korytarz prowadził gdzieś dalej przecinany otworami, jak grodziami.



Matylda stała głębiej, w mroku, widać było tylko jej nierzeczywistą niematerialną sylwetkę. Amerykance ciarki przebiegły po plecach, wydarzenia ostatnich dni sprawiły, że nie bała się duchów. Biedna dziewczyna z Piwnej, te dzieci bestialsko zamordowane przez tego zimnego skurwysyna. Płaczący szalony starzec. Zagubionym duchom należał się żal, zmiłowanie, nie strach. Ale niestety wiedziała, że starsza ze zmarłych dziewczynek jest bytem jaki z tym światem łączy tylko chęć mordu. Włoski Indi na karku stawały dęba pod wpływem samej podświadomości.

- Dziadek za tamtym otwolem icie w plawo, tam jest pokój w jakim mieskał i placował - odezwała się mniejsza z dziewczynek wskazując otwór, niby gródź na statku.
Indi zajrzała tam, lecz zobaczyła tylko ścianę, naparła, szukała czegoś... sama nie wiedziała czego.
Nic.
Twardy żelbeton nie poddawał się jej wysiłkom.
- Dziadek zawse psystaje psed tom scianom i coś mamrocze i siem żegna, jak w kościele. - Zmarła dziewczynka wskazała ścianę z jakiej wystawało kilka prętów i bloczki betonu.
- A nie wiesz co mamrocze? - spytała ostrożnie dziewczyna wciąż szukając wzrokiem starszej z sióstr czającej się w mroku.
- Pewnie modlitwe, klotka, barco klotka, kilka slow.
Indi zaklęła w duchu. Krótkich modlitw jest bez liku, a ona łaciny nie znała.
- Nie znasz ani jednego słówka? Nie pamiętasz? - zaczęła rozglądać się po “ścianie”.
- "In Nomine", jakoś tak siem zaczyna, kończyl na "Amen".


* * *

Indi wynurzyła się z mroku zaskakując Grażynkę.
Wróciła do Lulu po komórkę, dziękując temu kto załatwił tu internet. Gdy różowowłosa podała ją Amerykance, ta zaczęła wyszukiwać modlityw z In nomine. Znalazła dosłownie po chwili. Najprostsze co można było sobie wyobrazić.
"In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti. Amen"


* * *

Wróciła na dół i odbębniła ten sam rytuał, który powtarzał Wieszczycki. Czyli przeżegnała się po prostu jak chrześcijanka, a potem zaczęła oglądać ścianę szukając zapadek, przycisków. Obmacywała cegły/mur, próbowała ciągnąc za wystające ze ściany pręty lub je przekręcać. Same w sobie szpikulce wbite w żelbeton dawały się obracać, ale bardzo ciężko. Nie było ani jak takiego złapać wygodnie ani się zaprzeć ale ruch dookoła osi najwidoczniej był możliwy. Co ciekawe nie dawały się wyciągnąć, co widać po tym najbardziej na lewo (stojąc przodem do ściany), ktoś zapewne próbował go wyrwać, może na złom, ale nawet pomagając sobie blokiem betonu przytwierdzonym tymże prętem do ściany - najwidoczniej nie dał rady.
Spróbowała ułożyć szpile i bloki w jednej pozycji gdy odkryła, że obracanie blokiem pozwala łatwiej przekręcać prętami. Były do nich przytwierdzone. Ustawiła wszystkie równolegle i wlazła na gródź by sprawdzić, czy coś ze ścianą się stało.
Nic.

Indi zastanowiła się nad czymś patrząc na układ prętów i bloków.
In Nomine Patris, et Fili...
Sięgnęła ku najwyższemu z prętów przekręcając blok. "W imię ojca".
"I syna" - to samo uczyniła ze środkowym
"I Ducha..." zawahała się jakby nie wiedząc czy traktować układ tak jak patrzy, czy plecami do ściany, wybrała lewy.
"...Świętego" - prawy również poddał się choć ciężko wymuszonemu ruchowi.

Coś trzasnęło za grodzią.
Amerykanka rzuciła się by sprawdzić... lecz nie zobaczyła nic prócz tego co widziała wcześniej, odruchowo naparła na ścianę jeszcze raz... a ta powoli zaczęła ustępować.
Nie były to drzwi w ścianie jak w tanich filmach o podziemnych ukrytych przejściach, po prostu ruchoma była cała ściana, dlatego ktoś kto szukałby obrysu 'drzwi' nie miał szans osiągnąć sukcesu.
Ciemne pomieszczenie rozświetlił błysk latarki, stolik, komputer, biblioteczka z książkami, jakaś kanapa. Na podłodze jarzyło się światełko od rozgałęziacza, oraz drugie w jakimś stojącym obok urządzeniu. Świadczyło to o tym iż był tu prąd.

Indi odetchnęła z ulgą.
- Ty naprawdę chcesz go zabić - rozległo się obok, Amerykanka odruchowo odwróciła się i cofnęła. Matylda.
- Dziadek odszedł - dodała jakby to miało coś wyjaśnić.
- I sostałysmy same. - Dodał inny głosik, nierealny nierzeczywisty. - Nie chcemy być same.
Zjawa Matyldy rozwiała się w powietrzu.


* * *

- Lulu… - Amerykanka spojrzała na różowowłosą gdy wróciła po kwadransie od momentu w jakim sprawdzała coś na telefonie Lulu. - Musimy pogadać.
Grażynka skinęła głową w odpowiedzi.
- Dobrze - odparła. Tyle i nic więcej. Czekała aż Indi zacznie rozmowę, skoro najwidoczniej chciała ją zainicjować. Wyglądała na zmęczoną i trochę znudzoną. Wciąż troskliwie obejmowała śpiącą Alex i trochę jakby sama miała ochotę położyć się obok i zasnąć.
- Lulu, muszę dostać kopię danych - stwierdziła Amerykanka. - Zanim cię tam zaprowadzę, musisz przysiąc, że mi dasz kopię. Jedną. Jedna wystarczy.
Hakerka znów skinęła głową w odpowiedzi.
- Słyszałam co obiecałaś. Jeśli te dane mogą Ci pomóc dotrzymać obietnicy… - spojrzała na śpiącą Alex - … dostaniesz kopię. - Wróciła wzrokiem do Indi. - Obiecuję. - Nic nie wskazywało na to, że miałaby powody by kłamać.
- Dobrze. - Fashionistka jakoś nagle sflaczała - Wiem, że honor w dzisiejszym świecie to … kpina. Ale nie dla mnie. Liczę też, że nie dla Ciebie. - Schyliła się i uniosła córeczkę. - Chodźmy zatem.
Przyglądała się przez chwilę jak Indi unosi córeczkę. Gdy mała była już w objęciach matki, Lulu sama wstała, gotowa by podążyć za nią.
- Nie martw się. - Dodała tylko.
Grażynka powoli ożywiała się… w jej myśli wtargnęła wizja czekającego na nią komputera… o tak…
- Przestanę się martwić jak ten skurwiel zdechnie. - mruknęła jeszcze Indi.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 16-02-2016, 16:05   #10
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Wszystkie trzy weszły do pomieszczenia.
Komputer stojący na biurku wyglądał na stary, ale bez przesady. Klara myliła się co do “dziesięciu lat” Jednostka przypominała stację roboczą, na oko z początku tej dekady, na obudowie była nalepka Win7. Wyglądało na to, że ktoś po prostu wymienił sprzęt pod wyjście najnowszej “windy”.

Lulu wyciągnęła telefon i naskrobała szybko smsa do Klary.

Cytat:
Do [SMS] Klara: Serwer znaleziony. Zabieram się za niego.
Przymierzając się do rozkręcania obudowy dziewczyna zauważyła, że z tyłu świeciły się na zielono cztery diody, a kabli jest więcej niż powinno być. Zasilający podłączony do standardowego rozgałęziacza (z naprawdę solidnym UPS po drodze) był dublowany przez drugi jaki niknął w ścianie. Zdublowana była tęż łączność z Internetem bo oprócz kabla prowadzącego do gniazdka sieciowego był też zewnętrzny odbiornik do radiowego netu, podłączony do gniazda USB.
Dziewczyna majstrowała chwilę śrubokrętem przy śrubkach. Po zdjęciu płyty obudowy zobaczyła, że dysk był w tylnej części stacji roboczej wraz z dwoma zasilaczami wpakowany w jakąś metalową skrzynkę zabezpieczającą. Co ciekawe oba kable zasilania nie były wpięte w żaden z zasilaczy tylko w moduł dzielący zasilanie na cztery kable jakie niknęły w “skrzynce” na dwóch poziomach (stąd doszła do wniosku na temat dwóch niezależnych zasilaczy). Zapewne działały na zasadzie “jeden ON, gdy drugi OFF” dając pewność iż w przypadku spalenia jednego - drugi przejmie jego pracę. Cóż, zanim ktoś mógłby dojechać aby wymienić części hardware mogło to trochę potrwać, ale bez przesady.
Lulu Analizowała.
Wyjścia były dwa. Albo ktoś chciał zabezpieczyć się przed choćby chwilową przerwą pracy komputera, albo czekanie na ewentualny serwis miało być na tyle długie, że dla użytkownika byłoby to uciążliwe. Pierwsze odpadało, komp był wyłączony, nie chodziło zatem o utrzymanie go na permanentnym chodzie. Zatem albo nawet jeden dzień (pół!, przecież w Łomiankach też są informatycy!) braku sprzętu byłby dla właściciela nie do przyjęcia… Albo wymianę mógł zrobić tylko ktoś, kto nie mógł tu dotrzeć w miarę szybko. Wspomniała słowa Klary, że ktoś personalizował zabezpieczenia.
Hm...

Kabel do internetu, oraz tylne wejścia USB również prowadziły do jakiegoś modułu w skrzynce. Ta zresztą sama w sobie była pozbawiona jakichkolwiek śrubek, czy czegoś z czego pomocą dało by się ją wymontować. Była ‘otwarta’ jedynie na 4 gniazda USB, cztery od zasilania i jedno od internetu - z tyłu skrzynki przylegającej ta stroną do obudowy i posiadała otwór z przedniej strony z jakiego odchodziły kable łączące ją z płytą główną, DVD-romem i pozostałymi częściami potrzebującymi zasilania. Wejście VGA i HDMI wraz z niezłą (jak na 2010 rok, teraz już dno) kartą graficzną były poniżej poziomu “skrzynki”. Niezła (jak na tamte czasy) płyta główna, dobry (jak wyżej) procesor. Klawiatura i myszka za pomocą kabli podłączone były do przednich wejść USB.

Jakoś nie mogąc uwierzyć w niemożliwość rozkręcenia skrzynki zaczęła jej się dokładnie i uważnie przyglądać. Przecież ktoś jakoś musiał do niej włożyć dyski...
Jednak nie znalazła żadnych miejsc, gdzie mogłaby coś rozkręcić, jedyne co udało jej się ustalić po dłuższej i wnikliwej obserwacji, to fakt, iż od strony płyty jaką zdjęła skrzynka była bryłą metalu. Być może klapa umożliwiająca jej otwarcie była z drugiej strony? Ale to było by bez sensu… wszak z drugiej strony nie było doń dostępu nawet po zdjęciu płyty bliźniaczej do tej jaką zdjęła Lulu. Dostępu do skrzynki bronił tam metalowy szkielet jednostki centralnej, jak to często bywa w starych obudowach.
Lulu usiadła przed stacją roboczą “po turecku” i w milczeniu przyglądała jej się z wyrazem głębokiej analizy na twarzy. W końcu chyba postanowiła. Wyciągnęła z plecaka swojego laptopa. Już włączając go wetknęła do niego pendrive o kształcie różowej świnki… wyglądało na to, że system startuje z pendrive? W każdym razie… wetknęła w jedno z wolnych gniazdek metalowej skrzynki USB, jednocześnie podłączając je do swojego laptopa. Skoro dyski miały zasilanie… dobra jej. Do laptopa podłączyła też przenośny ruter. Gdy komputer zaczął już odpalać… nagle...
Ups… zdechł.
- Przykro mi świneczko. - Spojrzała przepraszająco na swojego pendrive.
Wyjęła USB z laptopa i świneczkę też. Spróbowała włączyć swój komputer, już odpięty od wszelkich dziwnych podłączeń.
Ale był zdechły.
ZDECHŁY!
Odłożyła laptopa obok siebie zachowując stoicki spokój… i znów przez chwilę przyglądała się metalowej skrzynce winiąc ją za wszystkie złe rzeczy świata. W końcu postanowiła. Usiadła przed klawiaturą stacji roboczej i włączyła. W myślach prosiła by nie wybuchał. Gdy komputer zaczął startować, jeszcze podczas bootowania systemu uruchomiła tryb konsolowy. Najpierw chciała sprawdzić listę dysków i to na którym z nich znajduje się system. Wykryła dwa, a ‘winda’ wisiała na głównym. Sprawdziła jeszcze listę dostępnych użytkowników znajdując o dziwo tylko jeden… profilu Administratora - nie było?
- What the fuck! - Wyrwało jej się…
Tak czy inaczej, chociaż w głowie brzmiało jej większe “niemożliwe” niż wtedy kiedy zobaczyła duchy… postanowiła sprawdzić jeszcze, czy na komputerze na pewno postawiono tylko jeden system. Wyglądało to dziwnie. Na dysku głównym był tylko Windows z kontem usera: “Wieszczycki”, konta administratora nie było wcale, choć pod Vistą, 7ką i 8ką bywały zwykle ukryte. Ale z poziomu konsoli gdy zaczęła grzebać w poszukiwaniu innych systemów (zasadniczo upewniając się że ich nie ma), nagle straciła widok na drugi dysk.
Zniknął.
Przeklinając w duchu samą siebie, w końcu było to dla niej jak pieprzony rzut monetą po tym co stało się z jej laptopem… musiała źle rzucić… odłączyła szybko dostęp stacji roboczej do Internetu. Sprawdziła czy zielone diody dające dyskom prąd nadal się świecą. Zauważyła, że gdy odłączyła kabel jedna z diod zgasła, za to druga zaczęła mrugać na żółto. Gdy odłączyła wtyczkę USB z odbiornikiem sygnału radiowego, zgasła w końcu i ta mrugająca. Pozostałe dwie jarzyły się wciąż zielonym światłem. Sprawdziła czy odzyskała widok na dysk jednak nie było go… przetarła oczy…
Komputer z poziomu konsoli właśnie wklepywał (jaaak!?!?) komendę shutdown’u. Sama postanowiła wyłączyć go z prądu. Jednego i drugiego prądu.
Wtyczka od kabla niknącego w ścianie padła na pierwszy ogień. Przedostatnia dioda zgasła, a ostatnia zaczęła jarzyć się na czerwono. Ostatni był kabel z UPSem biegnący do kontaktu. Diody zaczęły szaleć, mrugały równomiernie jak w alarmie. Spróbowała na powrót włączyć stację roboczą, jednak bez efektu. Bojąc się, że przy tak nielogicznych zabezpieczeniach i reakcjach komputera odłączenie go całkiem od prądu może spowodować utratę wszystkich danych. Oddała mu więc poprzednio wyjęte zasilanie i znów sprawdziła, czy się włączy.
Dioda/diody zajaśniały, komputer zainicjował start. Czekała grzecznie co będzie dalej aż jej oczom ukazał się znajomy (choć pomyślała o tym z lekkim uśmieszkiem, sama zwykle szalała na Linuxach) motyw inicjacji Windowsa 7. System poprosił o hasło użytkownika “Wieszczycki”. Będąc i tak w kompletnej kropce… spróbowała.
Brak hasła?
Ale próba ta spełzła na niczym. Hasło najwidoczniej było i miało się dobrze.
Admin? Śmiała się w duchu sama z siebie, po drodze coś tam jeszcze w głowie analizując… czego by tu się chwycić. Oczywiście to było również fiasko.
Dobra, przecież nie zgadnie po prostu hasła…
Wieszczycki? Spróbowała jeszcze raz, na szczęście Windowsy nie krzyczały na wielokrotność prób. Po tym wróciła do starego pomysłu. Uruchomiła jeszcze raz komputer znów wchodząc w tryb konsolowy. Jeśli ktoś miał zdalny dostęp, to właśnie go pozbawiła tego. Zakładała, że dysk nie mógł zostać odłączony całkiem… może ukryty? Postanowiła poszukać.
W trybie konsolowym znów zobaczyła dwa dyski, jeden główny z zainstalowanym systemem Windows 7, drugi…
DafaaaaQ!? Przez chwilę wydawało sobie jakby znalazła informację o systemie zainstalowanym na mniejszym, pobocznym dysku. Po prostu szybciej skupiła się na szczegółach niż ostatnio. Tej info już nie było. Sprawdziła łącze z netem - nope, a dwie diody wygaszone. Bijąc się w głowie z własnymi myślami uruchomiła komputer jeszcze raz … tym razem w trybie BIOS. Zmieniła rozruch kompa tak by startował z mniejszego dysku.
System, załadował się błyskawicznie ale Lulu go nie znała. Zasadniczo był to jedynie czarny ekran ze zdjęciem cieszącego się najwyraźniej owczarka niemieckiego. A raczej jego głowy.

Cytat:
Napisał ”Komputer”
God morgen mister Anders, hvor er du?
Dzień dobry Panie Anders, jak się Pan ma?
Pokazało się na ekranie złotą czcionka jakiej również nie kojarzyła.
Patrzyła tak szukając złotego pomysłu. Spojrzała w kierunki Indi jakby szukając u niej pomocy. Ta jednak tylko pokiwała głową. Złote litery zaczęły odpływać jak w parodii Gwiezdnych Wojen.

Cytat:
Napisał ”Komputer”
Mister Anders, er du der?
Panie Anders, jest Pan tam?
Wysunęła szybko telefon z kieszeni. Google Tłumacz… wyznałaby mu miłość…
Spróbowała napisać na klawiaturze komputera:

Cytat:
Napisał ”Lulu”
God aften. Jeg er i Polen.
Dobry wieczór. Jestem w Polsce.
Złote litery w tej samej czcionce, jednak w sporo mniejszej wielkości wpłynęły na ekran od prawej i przepłynęły poziomo do jego lewego skraju. Po chwili pojawiły się od lewej by znów zniknąć i tak dalej, ostatnia wiadomość użytkownika przepływała powtarzalnie przed oczami. Odpowiedź jednak była szybka, zanim Lulu skonstatowała ‘zachowanie’ treści wpisywanej przez nią za pomocą klawiatury:

Cytat:
Napisał ”Komputer”
Jeg er glad for å "se" deg, hva kan jeg gjøre for deg?
Cieszę się, że Cie “widzę”, co mogę dla Ciebie zrobić?
To był albo niesamowicie skomplikowany program oparty na… chyba że? Nie to niemożliwe. Sprawdziła jeszcze raz połączenia z Internetem, upewniając się, że je odłączyła. Ta maszyna sprawiała wrażenie jakby z nią rozmawiała… aż samo nasuwało się przeprowadzenie na niej testu Turinga… Lulu przemknęło przez głowę, że gdyby jej komputer tak robił… ojojoj…
Odpisała:

Cytat:
Napisał ”Lulu”
Ligeledes. Jeg har brug for hjælp af nogen stolede. Her i Polen.
Ja również. Potrzebuję pomocy kogoś zaufanego. Tu w Polsce.
Złote litery ułożyły się w odpowiedź:

Cytat:
Napisał ”Komputer”
Hvem er du? Du er ikke mr. Anders, ikke sant? Farvel og utlogging.
Kim jesteś? Ty nie jesteś Panem Andersem, prawda? Do widzenia i logout.
Komputer wyłączył się. Lulu siedziała przez chwilę nad swoim telefonem próbując wysunąć wnioski, co mogła zrobić nie tak. Tłumacz wykrył za pierwszym razem duński, za drugim razem… niemiecki, sugerując się jednak duńskim pisała po duńsku. Za trzecim razem… norweski… i w ostatniej wypowiedzi… też norweski. Po jakiemu więc pisał Pan Komputer? Chyba jednak nie po duńsku… ups. Zastukała palcami w klawiaturę rozmyślając… może to nie była baza danych, tylko po prostu system komunikacji? Ale jak? Bez neta?

*Klara… cholera…

Nie mogła się poddać. Jeśli komputer ma wbudowaną sztuczną inteligencję, musi mieć bazę odpowiedzi na pytania. Przez chwilę przemknęła jej w głowie myśl, że może w komputerze siedzi Kacperek… albo inna pieprzona ektoplazma…
Miała ochotę wypruć mu bebechy.
Może skoro Indi przekonała ducha… to ona powinna przekonać komputer? Zaśmiała się w myślach.

*Dobra, raz kozie…

Włączyła Pana Komputerka jeszcze raz, tak samo jak wcześniej licząc na to, że owczarek niemiecki znów się do niej uśmiechnie. Po włączeniu komputera ekran był wciąż czarny, widocznie nic z tego. Gdy zobaczyła jednak po chwili psią mordkę wstąpiła w nią nowa iskierka nadziei. Może? Czekała czy zobaczy też złote napisy...
Nie czekała długo:

Cytat:
Napisał ”Komputer”
Mister Anders er det deg? Jeg oppdaget et innbruddsforsøk.
Panie Anders czy to Pan? Odkryłem intruza.
Odpisała:

Cytat:
Napisał ”Lulu”
Jeg er ikke en mester Anders. Jeg er den "inntrengeren". Vennligst ikke slå av. Jeg trenger din hjelp.
Nie jestem Panem Anders. Jestem “intruzem”. Nie wyłączaj się. Potrzebuję Twojej pomocy.
I dostała odpowiedź:

Cytat:
Farvel og utlogging
Do widzenia i logout.
Shutdown.

- Dobra gnojku… - wyobraziła sobie przez chwilę samą siebie, jak uderza głową o ścianę wyłożoną materacem z wariackim uśmiechem na twarzy.
Włączyła znowu. Przechodząc do trybu konsolowego. Tym razem w głowie miała inny plan. Chciała wylistować dostępne na dyskach pliki, zaczynając od małego dysku. Szukała rozszerzeń baz danych. Tak jak poprzednio najpierw informacja o systemie “pieseczkowym”? Jakby się nie nazywał - zniknęła po krótkiej chwili. Wszędzie. W logach widocznych na ekranie (teraz Lulu uważniej obserwując widziała to) - była informacja, zaraz nie było. Po kolejnej chwili komputer na poziomie konsoli twierdził, że ma tyle innych dysków niż główny, co Bill Clinton przed komisją senatu o stosunkach seksualnych z Moniką Lewinsky. Drugi dysk stał się widmem, komputer go nie wykrywał zaprzeczał jego istnieniu.

Wybrała numer Klary. Liczyła sygnały.
Jeden, drugi, trzeci…
- Hm… króliczku? - odezwała się w końcu odbierając - Bałam się trochę o ciebie. Wszystko w porządku?
- Klara… - głos miała absolutnie zrezygnowany, ba nawet jakiś rozdygotany - … mam przed sobą ten jebany komputer… patrzy na mnie i się śmieje. Nie da się go stąd ruszyć. Myślę, że ma wbudowaną sztuczną inteligencję. Gada do mnie… myślałam, że po duńsku, ale to chyba norweski. Zrobiłam błąd.
- Błąd?
- Znasz kogoś takiego jak mister Anders?
- Nie. Ale… to dziwne. Karolak chyba nie zna norweskiego, a profilował ten system, tak jak ci mówiłam.
- Czy to możliwe, że zamiast bazy danych mam przed sobą system komunikacji?
- System komunikacji? -
Klara nie zrozumiała, wszak była z tyłu z techniką elektroniczną i tym podobnymi sprawami.
- Tak. Wiesz, tak jakby zamiast spisu telefonów… znaleźć telefon który sam dzwoni pod akurat dostępny numer.
- Wątpię, ale nie jestem ci w stanie na to odpowiedzieć.
- Zamyśliła się. - Wiem tylko, że ten kto tam rezydował zbierał dane, miał maile, listy kontaktów, pliki to one są cenne. Dane te miał na komputerze, nawet nie wnikałam czy stacjonarnym, czy jakimś sporym serwerze. Wiem, że jest zabezpieczony… - urwała. - Mocno Lulu. Pamiętasz jak mówiłam byś nie czuła się pewnie, bo to było z 10 lat temu a wcale nie oznacza, że to dwie generacje temu? To pewnie wykracza poza dzisiejsze standardy. Ostatnie co wiem, to że Karolak profilował te zabezpieczenia dla usera, właściciela. Nie wiem nic, absolutnie nic więcej Grażynko - głos miała lekko zgorzkniały.
- Okej. Gdybym chciała zadać odpowiednie pytanie o jakąś daną. Masz jakiekolwiek… na przykład nazwisko? Które mogłoby potencjalnie być w bazie?
- Tak.
- Zawahała się. - Króliczku...? - zaczęła pytanie cicho jakby się nad czymś zastanawiając. Zawiesiła głos.
- Hmm? - Lekka rezygnacja pomieszana z zamyśleniem i analizą, przemówiła przez głos Lulu.
- Powiem ci, ale obiecaj mi coś. Tak bez tych ślicznych, skrzyżowanych palców. Na poważnie, dobrze?
- Dobrze.
- Powiedziała tylko. Nie przemawiał przez nią nastrój do żartów.
- Jak będzie tam to nazwisko i uda ci się wydostać te dane. To nie czytaj ich… dopóki nie będę w stanie ci czegoś wyjaśnić.
- Klara… mam gdzieś co to są za dane. Nie potrzebuję ich czytać.
- I tak zrobisz jak chcesz. Klara Lipińska.
- Rozłączyła się.

Lulu schowała telefon do kieszeni. Z nowym błyskiem w oku włączyła Pana Komputera… a więc, może ochrona danych polegała na sztucznej inteligencji chroniącej bazę danych, tylko jak ją niby obejść? Rozmyślała czekając na uśmiechniętego pieska i złote literki.
Zerknęła na moment na Indi. Dziewczyna usnęła skulona przyciskając do siebie swoją małą córeczkę. Lulu przez chwilę wpatrywała się w nie…
Raz, dwa, trzy…
Wróciła wzrokiem do komputera, by ujrzeć złoty napis:

Cytat:
Napisał ”Komputer”
Mister Anders er det deg? Jeg oppdaget et innbruddsforsøk. To.
Panie Anders, czy to Pan? Odkryłem intruzów. Dwóch.
Odpisała, tym razem dwa razy upewniając się, czy tłumacz ustawiony jest na norweski:
Cytat:
Napisał ”Lulu”
Det er meg. Intruders likvidert.
To ja. Intruzi zlikwidowani.
Od razu otrzymała odpowiedź:
Cytat:
Napisał ”Komputer”
Jeg er glad for å "se" deg, hva kan jeg gjøre for deg?
Cieszę się, że Cie “widzę”, co mogę dla Ciebie zrobić?
Zastanowiła się przez krótką chwilę, musiała spróbować:

Cytat:
Napisał ”Lulu”
Vise informasjon om Klara Lipińska.
Wyświetl informacje o Klara Lipińska.
Cytat:
Napisał ”Komputer”
Søker filer, kan du stå ved…

"Klara Lipińska" Folder finne, tre-fil.

Wyszukiwanie plików, proszę czekać…
“Klara Lipińska” folder znaleziony, trzy pliki.
Cytat:
Napisał ”Lulu”
Vise informasjon om filnavn.
Wyświetl informacje o plikach.
Cytat:
Napisał ”Komputer”
1. Klara Lipińska.jpg, 2. Klara Lipińska.doc, 3. Klara Lipińska2.doc
Cytat:
Napisał ”Lulu”
Åpen Klara Lipińska.doc
Otwórz Klara Lipińska.doc
Cytat:
Napisał ”Komputer”
Jeg kan ikke Mister Anders. Jeg har ikke muligheten til å vise data i en mappe "Klara Lipińska"
Vennligst logge på windows operativ system.
Nie mogę Panie Anders. Nie mam możliwości wyświetlenia danych z folderu “Klara Lipińska”. Zaloguj się do systemu operacyjnego Windows.
Cytat:
Napisał ”Lulu”
Tillate innsetting av en USB-enhet til å rippe filer.
Umożliw włożenie urządzenia USB w celu zgrania plików
Cytat:
Napisał ”Komputer”
Avstengt sikkerhetssystem nummer tre, må du skrive inn passordet ditt.
Wyłączanie systemu zabezpieczeń nr 3, proszę podać hasło.


- Patel Nostel, kurwa… okej… myśl… - jęknęła sama do siebie.

Cytat:
Napisał ”Lulu”
Angre forrige kommando
Opprett en ny Windows administratorkonto, passord Patel Nostel
Cofnij poprzednie polecenie
Utwórz na Windows nowe konto administrator, hasło Patel Nostel

Cytat:
Napisał ”Komputer”
Opprettelsen av en administratorkonto på C-stasjonen, må du skrive inn passordet ditt Mister Anders.
Utworzenie konta administratora na dysku C, proszę podać hasło panie Anders

Cytat:
Napisał ”Lulu”
Slå av datamaskinen
Wyłącz komputer
Cytat:
Napisał ”Komputer”
Farvel og utlogging
Do widzenia i logout
Lulu włączyła komputer zaraz po tym jak się wyłączył. Tym razem najpierw zmieniła w BIOSie dysk z którego ma startować. Wyłączyła i włączyła go jeszcze raz wywołując uruchomienie systemu w trybie awaryjnym z wierszem poleceń. Wpisała odpowiednie polecenie, które powinno spowodować włączenie się domyślnego konta Administratora. Niespodzianka jednak stała tuż za progiem. Komputer twierdził, że konto administratora jest aktywne. Lulu grzebała chwilę w ustawieniach by odkryć w sumie to o czym już myślała, ale uznawała za mało realne… a jednak. Ktoś przerobił Windowsa w taki sposób, aby konto administratora znajdowało się na zewnętrznym dysku z dodatkowym autorskim systemem oznakowanym uśmiechniętym pieskiem.
Podjęła kolejną próbę, kolejny pomysł, coś czemu na początku zaniechała. Może jednak? Wyłączyła. Włączyła w trybie konsolowym. Spróbowała po prostu dostać się do plików systemowych i podmienić hasło usera Wieszczycki.

Zorientowała się w chwilę później.

Rozpracowywała to bardzo żmudnie i powoli, ale z każdą próbą dowiadywała się więcej o tym systemie. Gdy ogarniała całość wspomniała “pętlę” podczas śledzenia IP osób wchodzących na kamerki. Wirtuozeria...
Jej wiedza poszerzyła się o schemat działania zewnętrznego systemu na mniejszym dysku podpiętego jako ADM dla “windy”, która własnego nie miała. Schemat działania w przypadku prób wejścia w system “od strony” bootowania z C w sposób inny niż normalny log usera po włączeniu kompa:
  1. Wymazanie info o obecności innych systemów
  2. Wymazanie info o obecności innych dysków
  3. Inicjacja shutdown
Zanim dobrała się do plików systemowych z poziomu konsoli - komputer zgasł.

Kliknij w miniaturkę

Lulu zastukała palcami w klawiaturę…
Chyba totalnie kończyły jej się pomysły…
Włączyła znów komputer, znów ustawiając go by startował z mniejszego dysku, chciała pomówić sobie z uśmiechniętym pieskiem jeszcze raz… wyglądało na to, że to jedyna słuszna droga… a może po prostu próbowała jeszcze czepiać się ostatnich nawet najgłupszych pomysłów? Czekała na złote literki…

Cytat:
Napisał ”Komputer”
God morgen mister Anders, hvor er du?
Dzień dobry Panie Anders, jak się pan ma?

Cytat:
Do [SMS] Klara: Imię Karolaka?
Cytat:
Od [SMS] Klara: Paweł.
Cytat:
Napisał ”Lulu”
Dzień dobry. Tu Paweł Karolak. Jak się masz?
Napisała PO POLSKU.

Cytat:
Napisał ”Komputer”
Good morning mister Karolak, how are You?
Dzień dobry Panie Karolak, jak się pan ma?
Cytat:
Napisał ”Lulu”
Good. Very good.
Dobrze. Bardzo dobrze.
Odpisała uprzejmie… analizując. No bo w sumie co z tego… zmieniła język, hura!

Cytat:
Napisał ”Lulu”
Change user password
User Wieszczycki
New password Patel Nostel
Zmień hasło użytkownika.
Użytkownik Wieszczycki
Nowe hasło Patel Nostel
Cytat:
Napisał ”Komputer”
Check the permissions of subadmin…
Turn of security system of microbomb: Negative
Turn of security system of hard drive cover: Negative
Turn of security system of USB port: Negative
Create account: remains 0 attempts to use
Change password of account…
Sprawdzanie uprawnień sub admina
Wyłączanie systemu zabezpieczeń dla mikrobomby: negatywne
Wyłączanie systemu zabezpieczeń dla pokrywy dysku twardego: negatywne
Wyłączanie systemu zabezpieczeń dla portów USB: negatywne
Tworzenie użytkowników: pozostało 0 podejść do wykorzystania
Zmiana hasła użytkownika...
Dziewczyna wzięła głębszy oddech...

Cytat:
Napisał ”Komputer”
… Positive.
Change pasword of “Wieszczycki” account: processing


...Pozytywne.
Zmiana hasła dla użytkownika “Wieszczycki”: w trakcie.
Czekała cierpliwie wpatrując się w napis “processing”.
Cytat:
Napisał ”Komputer”
Password “Wieszczycki” account changed to “Patel Nostel”

Hasło użytkownika “Wieszczycki” zmienione na “Patel Nostel”
Cytat:
Napisał ”Lulu”
Turn of security system of USB port.

Wyłącz zabezpieczenia systemu dla portów USB
Cytat:
Napisał ”Komputer”
You not have permission to turn of security system of USB port.

Nie masz uprawnień do wyłączenia systemu bezpieczeństwa dla portów USB.
Lulu powiedziała komputerowi co o nim myśli… a mówiła bardzo, bardzo brzydko… no i cicho, by nie obudzić śpiących dziewczyn. Gdy już się nieco wygadała.
Wyłączyła.
Podłączyła Internet.
Włączyła tak by uruchomił się Windows 7.
Użytkownik Wieszczycki.
Hasło Patel Nostel.

Charakterystyczny dźwięk wymyślony może przez samego Billa, brzmiał jak najpiękniejsza muzyka, a tapeta odpalonego pulpitu była piękniejsza niż największe dzieła sztuki.
Pulpit był lekko zaśmiecony, lecz wzrok Lulu skupił się na kilku ikonach. 3 Turn offy… i folder “Biblioteczka Leopolidna”.

Cytat:
Do [SMS] Klara: Twój króliczek był niegrzeczny! Najgorsze za mną… teraz musi pójść z górki.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Content Relevant URLs by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172