18-01-2017, 18:28 | #1 |
Krucza Reputacja: 1 | [oWod, Vampire:DA] Kronika Denemearca - Rozdroża, 18+ To ask well, to answer rightly, Are the marks of a wise man. Men must speak of men’s deeds, What happens may not be hidden. Wise is he not who is never silent, Mouthing meaningless words, glin tongue that goes on chattering Sings to its own harm. ~Hávamál af Odin Słowa Vsevoloda przebrzmiały i w ciszę zmieniły się napiętą. |
28-01-2017, 21:46 | #2 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |
28-01-2017, 22:48 | #3 |
Reputacja: 1 | Elin Volva przebudziła się obolała nieco lecz całkiem syta i w pomieszczeniu przed zimnem chroniącym. Mimo to zapach ziemi i lasu wyczuć łatwo mogła. Upływu czasu pewna nie była. Wieszczka gdy tylko się zbudziła i świadomość ostatnich wydarzeń w pełni do niej dotarła oko szybko zamknęła udając, iż ciągle nieprzytomna jest. Skupiła się na nasłuchiwaniu czy ktoś jeszcze w pomieszczeniu się znajduje. Nie została zaatakowana tak jak Freyvind, więc raczej wykluczyć mogła iż to te monstra ją dopadły. Pozostawali więc ci, którzy jarla Erika przez trzy dni trzymali. Była syta. Czym ją nakarmiono? Ile czasu minęło? Co z jej braćmi? Te i wiele innych pytań przelatywało jej przez głowę, gdy starała się zorientować w swojej sytuacji na podstawie innych zmysłów niż wzrok. Przez nocy kilka samej sobie pozostawioną była. Później odwiedzin doświadczyła. Mąż jak się pojawił później sprawił, że martwe jej serce z ulgą niemal zabiło. W skromnej swej celi czuła się brudna i zakurzona, przybyły zdał się w tych warunkach panem wielkim a możnym. W bogatej szacie i płaszczu futrem lisów obszytym stanął nad Elin dłoń wypracowaną wyciągnąc ku niej. - Moja droga… - słowa te niemal balsamem jakowym się zdały volvie. Pierwsze dwie noce uciec z chatki próbowała. Krzyczała, by ją wypuszczono, waliła w drzwi bądź próbowała je wyszarpać, na nic jednak jej starania się nie zdały. Obawa o Freyvinda i Volunda ciężko siadła jej na sercu, gdy dreptała w niewielkim pomieszczeniu to w jedną, to w drugą stronę. Nie rozumiała dlaczego ktoś ją tu tak po prostu zostawił. Trzeciego dnia sięgnęła po moc Widzenia, by sprawdzić co z jej braćmi. Przegryzła swój nadgarstek i wypowiadając Pieśń Najwyższego skropiła posadzkę błagając bogów, by mogła zwiedzieć się co z nimi. Niewiele zdołała ujrzeć, gdyż ból okrutny ją dopadł wwiercając się w ciało i umysł. Krzyk przeraźliwy się z jej gardła wydobył, gdy wyczuła jak jej rodzeństwo krwi odzierane jest z godności i z własnej woli. Jak kawałek po kawałku uginają się przed mężem jakowymś, który jeno uśmiecha się nieznacznie. Wizja znów jej sił dodała, by wydrzeć się ze swego więzienia spróbować. To była jej wina! Nie powinni się rozdzielać! A teraz oni gdzieś cierpieli, a ona tkwiła tu zamknięta, niezdolna do niczego. Pomocy wzywała tak długo, aż gardło zupełnie jej ochrypło. Odpowiedź nie nadeszła nawet od Styggra. Gdy w końcu drzwi się otwarły i mąż nieznajomy się zjawił Elin w rozpaczy niczym otchłań głęboka już była. Łzy jej się dawno skończyły, siedziała więc jeno skulona w kącie w drzwi się wpatrując. Rękę jego nieśmiało ujęła, zawstydzona swoim stanem. - Witajcie, panie… - W głosie pytanie zabrzmiało, gdyż wiedzieć pragnęła jak do swego wybawcy się zwracać. - Jak zdrowie wasze, mości… - przez chwilę Vsevolod szukał w myśli odpowiedniego określenia - …. wiedząca? Czy wszelkie potrzeby spełnione? - Samotność doskwiera… - Zaczęła niepewnie nie chcąc rozgniewać tego możnego pana. - I obawa o mych braci… - Dokończyła cicho przyglądając się mężowi uważnie, badając mimikę jego twarzy. - Bracia wasi bezpieczni, żadno niebezpieczeństwo im nie grozi większe niż oni sami stanowią dla siebie. - gość postąpił krok bliżej - Ale i mnie łacno pomówić z wami, pani. Albowiem propozycję mam by …. trudnościom doświadczanym zapobiec. - uśmiechnął się uprzejmie spoglądając nieco w górę w zamyśleniu. Zaufałaby bezsprzecznie jego słowom, gdyby nie ból wizji ale nie odważyła się zaprzeczyć. Skinęła jedynie głową powoli i zapatrzyła na niego, gdy zbliżył się o krok. Zupełnie nie rozumiała tego co się z nią dzieje, ani tego czemu jej oszczędził tortur. - Wybaczcie.. - Jakby ocknęła się z namysłu. - Z przyjemnością podejmę rozmowę alem przyznać muszę, iż jak na razie niewiele rozumiem z tej sytuacji… - Rozejrzała się zawstydzona po pomieszczeniu. - I ugościć nie mam jak… - Dodała ciszej. - Zaraz wszystko wyjaśnię, pani - Rusin podszedł krok kolejny by dłoń volvy ująć w swoją i nakryć drugą. - Potrzebuję pomocy Twej, pani. Czy zgodziszże się dopomóc w ważnej sprawie? - zajrzał w oczy Elin. Zamarła od takiej bliskości i powoli pokiwała głową nie potrafiąc oderwać wzroku od mężczyzny. - Pomogę… - Rzekła i zaraz dodała spuszczając zawstydzona nagle spojrzenie. - Jeśli nikomu krzywda się przy tym nie stanie… - Krzywda? - Vsevolod spojrzał zaskoczony - Moja pani, jeśli czegoś się brzydzę najbardziej to przemoc fizyczna. I nigdy na umyślnie niesprowokowan jej nie stosuję. Po chwili milczenia i wzroku zatapiania w oku Elin: - A więc potrzebuję byś w podróż ruszyła. Opiece Twej poświęcić pragnę skalda wraz z berserkerem - Vsevolod smakował słowo ostatnie cmoknąwszy językiem - W krainę daleką lecz znaną im obu. Pragnieniem mym jest, byś ambasadorem była i zawiozła tę dwójkę ku kraju Franków. Volva zamrugała zaskoczona. - Ambasadorem? Twym… Panie? I… - Zawahała się szukając słów właściwych i walcząc z pragnieniem zgodzenia się natychmiast, wszak jej rodzeństwo nie planowało żadnej podróży do kraju Franków. - Zawieźć? Do kogoś? - Spojrzała niepewnie na Rusina. - Tak - uśmiechnął się mężczyzna gładząc lekko brodę - Uczynisz to? Dam Ci osobisty glejt, gwarantujący bezpieczeństwo. - Ale… oni chcą jechać? Wybaczcie… Po prostu tyle rzeczy jest ciągle niejasnych… Stąd me pytania. I dokąd mielibyśmy się udać? - Oni tak, zgodę wyrazili i z chęcią na wyprawę się udadzą. - zapewnił ją Rusin - A Ciebie, pani, wielkim szacunkiem darzę i wszelkimi szczegółami się podzielę, gdy wszystko będzie gotowe. Słowo twe starczy by wasza trójka na chwałę Danii się wielce przyczyniła i jej moc wzbogaciła. Mężczyzna przerażał ją i fascynował zarazem ale jeśli prawdę powiadał, a wszystko w niej pragnęło mu wierzyć, to niczym złym jej zgoda nie będzie. A w kraju Franków, może i pomoc zyska, by Źródło przebudzić? Miała wyjść z cienia, a teraz rolę Ambasadora bez jej starań nawet jej dają. Jedynym cieniem były te kilka dni w zamknięciu, choć przecie żadna krzywda się jej nie stała i wizja jej braci. A może Norny znów ją zwiodły? Nie byłoby to pierwszy raz. - Jeśli… tak sprawy się mają… - Zaczęła nieśmiało. - z chęcią się zgodzę, jeno wytłumaczcie mi proszę jeszcze jedną rzecz… Dlaczego… w tak niecodzienny sposób się poznajemy, panie? - Niemal skuliła się zadając to pytanie. - Dla twego bezpieczeństwa, pani. Wiem, jak cennaś dla Agvindura, jak cennaś dla swych braci. A ulice Aros mimo działań i wysiłków Einara niebezpieczne były. Lupini w okolicy widziani byli. I ktoś jeszcze kto o blond piękność wiedzącą wypytywał. - Vsevolod pogładził Elin lekko po policzku - I mimo, że dusza mi krwawe łzy roni, że jeno takie warunki zapewnił, bezpieczeństwo Twe dla pięknego kwiatu ludu Północy, ważniejsze było. Ujął dwie dłonie volvy: - A zatem… słowo Twe mam, pani? Dopomożesz? - Agvindur… - Rzekła zaniepokojna nagle ale dotyk Rusina na jej policzku sprawił, że wrażenie to uciekło. Wszak jarl nie chciał jej więcej widzieć, i jeśli usunie się jak najdalej, zapewne szczęśliwym będzie. Oko przymknęła muskając policzkiem dłoń Vsevoloda delikatnie. A może wizja ukazała tego wspaniałego męża, gdyż on pomógł jej braciom? Z pewnością tak musiało być. - Macie moje słowo, dopomogę. - Rzekła poważnie. Na słowa te twarz Vsevoloda się rozpogodziła: - Szczęsliwym słowa twe słyszeć, pani. Zaszczyt mój to będzie mieć w tobie ambasadora. Przy twej mądrości, Salomon zblednie, przy urodzie najpiękniejsze z gładkich zawiść odczują - skłonił się dwornie a na modę nieznaną Elin. - Chodźmy zatem, statek gotowy. Volva rozpromieniła się niczym słoneczko na te wszystkie komplementy. - Jesteście zbyt łaskawi, panie. - Rzekła zawstydzona i boleśnie świadoma swego niezbyt świeżego wyglądu. - Statek? - Zapytała zaskoczona. - To od razu ruszać będziem? Myślałam, że trochę czasu mieć będziemy… Naszych ludzi powiadomić chciałam… by się nie martwili. - Wytłumaczyła się niepewna. - I… - Spojrzała po sobie. - Wstyd się tak pokazać.... - Wszystkim się zajęto - stwierdził Rusin jakby to oczywiste było - O nic się nie martw. Odpoczniesz na statku, moja pani. Wiedząca skinęła głową uśmiechając się delikatnie do Vsevoloda. - Zatem ruszajmy, panie. *** Elin powiódł Vsevolod do wozu, którym chwil kilka jechali w ciszy by bramę Aros osiągnąć. Straże tym razem problemów nie robiły, gdy od wschodniej strony do miasta weszli. Volva zawiedziona została ku chacie blisko serca osady i kilku służkom oddana do obsługi. Te wnet rozbierać ją poczęły na modę cudzoziemską i do niewielkiej balii prowadzić poczęły by obmyć się zdołała. Pyszne szaty przygotowane były już z boku, czekając aż volva się oporządzi. Vsevolod obiecał wrócić niebawem i prosił wiedzącą by w swej łaskawości miejsca nie opuszczała. Czynił to patrząc jej z szacunkiem w oko niebieskie. Gdy ziemiankę opuszczali wieszczka z zaciekawieniem przyjrzała się miejscu, w którym przyszło jej spędzić kilka ostatnich dni. Nie trwało to jednak długo, gdyż zaraz została poprowadzona ku wozowi. W drodze milczała dłuższą chwilę wpatrując się w Vsevoloda nieśmiało i ciesząc jego bliskością, jednakże widok straży przepuszczających ich bez najmniejszych problemów skierował jej myśli na coś innego. - Panie… - Zaczęła nieśmiało cichym głosem nie chcąc by woźnica za wiele słyszał. - Ze słów Waszych wnioskuję, iż radą swą wspomagacie jarla Einara. Pozwólcie więc, iż Wam coś opowiem, by choć tak wspomóc Aros. - Słucham, pani - Rusin pochylił się by słów wysłuchać. Elin zamarła na moment, gdy mężczyzna tak blisko niej się znalazł, gdyby oddychała zapewne właśnie by przestała. Z trudem myśli w słowa ubierać zaczęła. - Jak wiecie Wiedzącą jestem… Widziałam… atak na Einara i jego hird. Coś, co to uczyniło potężnym niezwykle było i… - Tu volva wzdrygnęła się lekko. - niczym najgorsze potwory z otchłani Nilfheimu. Bądź od nich nawet straszniejsze, gdyż nie przynależące do żadnego ze światów Yggdrassila… - Potrząsnęła lekko głową otrząsając się ze wspomnienia wizji. - Nim nie ujrzałam jarla sądziłam, iż to już nastąpiło, on twierdzi, że jednak nikt go nie atakował… Zatem to dopiero nastąpi… - Nieśmiało dłonie Vsevoloda ujęła. - Uważajcie zatem proszę… Uważajcie na Einara i na siebie, panie. - Głowę spuściła zasmucona. - Skoro my pomóc nie możemy… w Waszych rękach bezpieczeństwo Aros. - Będę czujny, obiecuję - Vsevolod pokiwał głową i pogładził lekko Elin po włosach - Jestem pewien, że twe postępowanie jako ambasadora przyniesie mi dumę i zadowolenie. Ja tym czasem pieczę mieć tu będę byś mogła wrócić cała ku bezpiecznym stronom. - Rusin przemawiał łagodnie cały czas uwagę swą koncentrując na Elin. Dziewczyna uśmiechnęła się uspokojona, szczęśliwa iż pan tak wspaniały jej swą uwagę poświęca. - Dziękuję, panie. Powiedzcie mi zatem, proszę, wszystko co może mi pomóc w lepszym wypełnieniu misji. - Poprosiła. - Nie chciałabym Was zawieść. - Pojedziesz do kraju Franków, do osady ich głównej i spotkasz się z osobą przeze mnie wskazaną. Ona dalsze rozkazy będzie mieć dla was i dla Ciebie. Potrzeba mi kogoś kto lud Północy zna jak nikt. Kto radą będzie mógł wesprzeć i mowę znać będzie waszą, by wieści zbierać pośród lud waszego co w krainie tej żywie. - Rusin tłumaczył z wolna. Volva głową kiwała powoli słuchając Vsevoloda uważnie, choć sama melodia jego głosu sprawiała, iż miała ochotę zamknąć oko i go po prostu słuchać, niczym dzieci bajki na dobranoc. - Ta osoba zna nasz język na tyle byśmy porozumieć się mogli? - Zapytała bardziej po to, by udowodnić, iż go słucha niż interesując się odpowiedzią. - Zna, choć nie płynnie. Prozumieć się jednak zdołacie, dufnym w to. - Zatem tak pewnie będzie. - Elin pokiwała spokojnie głową. - A jakieś konkretne wieści panie wyczekiwać będziecie? - Upewnij się czy powrót planują, czy jednak zostać planują by żywot tam wieść. - spojrzał na Elin - Wiesz, że wojowie wasi nie wszyscy giną prawda? Mnogo was pozostaje, by za żony brać kobiety franków i w służbę iść… - zawiesił głos lekko. - Wojowie tam zostają? - Przekrzywiła lekko głowę zaskoczona. - Służbę, panie? Tamtejszemu jarlowi? - Nie tylko jednemu. Wielu, różnym. Życie tamtejsze przekładając nad chłody i trudy Północy… Pokiwała powoli głową nie mówiąc nic. Sama wszak z ziemi swej rodzinnej uciekła najpewniej, choć z innych powodów i tu znów jej myśli uciekły gdzie indziej. - Panie… rzecz jeszcze jedna… Ktoś śladem mym podąża… - Rzekła nie pamiętając, iż Rusin wspominał, że ktoś o nią rozpytuje. - Do kraju Franków pewnie nie zdoła lecz to większą jego złość jedynie wywoła. - Któż taki? - dopytał Vsevolod. - Ktoś znajomy CI? - Podobno mój stworzyciel… - Spuściła głowę zawstydzona. - Ribe spalić spróbował… Agvindura zaatakował i gdy tylko uświadomił sobie, iż wygrać nie jest w stanie podstępu użył, by mu uciec… Jeśli dojdą do niego słuchy, iż mi pomogliście panie… I Was na cel obrać może. - Spojrzała zatroskana na Vsevoloda. - Nie martw się tym, pani. Twe słowa pomocne nad wyraz. - sięgnał ku dłoni swej ściągając jeden z prostych sygentów z grawerunkiem misternym i zamknął go w dłoni volvy - Pokaż ten pierścień jako znak ode mnie osobie jaką spotkać macie. Ona wam schronienie i pożywienie zapewni. I miej się na baczeniu. Pamiętaj, że jesteś przedłużeniem mego ramienia… Pierścień ujęła z szacunkiem. - Postaram się Cie nie zawieść, panie. - Odrzekła patrząc mu uważnie w oczy. - Zdradźcie mi proszę Wasze imię, bym wiedziała komu dziękować za tą misję. - Jam Vsevolod pani. Wybaczcie uchybienie, żem wcześniej nie dopełnił przedstawienia się. Elin uśmiechnęła się ciepło. - Nie ma co wybaczać, okoliczności wszak niecodzienne. - Odparła spokojnie i zamyśliła się na chwilę potrzebną by akurat do chatki dotrzeć. |
29-01-2017, 13:41 | #4 |
Reputacja: 1 | V V
__________________ Nikt nie traktuje mnie poważnie! |
30-01-2017, 13:42 | #5 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |
02-02-2017, 13:55 | #6 |
Reputacja: 1 | Statek Przez bramy przewieziono ich potajemnie i osobno i przymusowi podróżni zobaczyli się dopiero na statek wstępując. Pierwsza Elin przybyła potem Volund na końcu zaś Freyvinda dowieziono. Skald poruszał się sztywno, bez iskry życia i niecierpliwości w gestach. Statek - znany im, ich własny - obsadzony był jednak ludźmi jakowych pierwszy raz widzieli. Nie było Geira, nie było smutnego Halfdana. Pokład przygotowań został by im niczego nie zbrakło, z zapasami ludzi siedzących u wioseł. Inaczej łódź wyglądała w pełni uposażona. Potężniej. Dostojniej. A i oni inaczej się czuli widząc siebie wzajem po długiej rozłące, gdy moc przejść i doświadczeń niejaką wyrwą się odznaczyła. Vsevolod znak dał by statek z portu ruszał i sternik spięty i skupiony kurs wyznaczył. Ich wyprawę jeszcze jedna osoba oglądała, co po odcumowaniu statku długą chwilę w porcie się stawiła. Karina w towarzystwie hirdmanów stała na nabrzeżu z dłonią uniesioną chcąc na siebie uwagę zwrócić. Sylwetka dziewczyny zniknęła jednak szybko w ciemności, gdy mocne ramiona ludzi wiosłami statkowi szybkości nadawały. Skald siedząc przy dziobie wpatrzony nieruchomo pustym wzrokiem w dechy pokładu nawet tego nie zauważył. Elin patrząca na nabrzeże za Vsevoldem tęsknym wzrokiem ku swemu zaskoczeniu dojrzała sylwetkę dziewczyny. - Freyvindzie! Karina na nabrzeżu! - Krzyknęła do brata swego krwi i machać poczęła do niej. Lenartsson jednak ani się nie poruszył, głowy nawet nie uniósł. Pogrobiec ostatni raz uniósł rękę, widząc Vsevoloda na nabrzeżu, od którego się oddalali. - Dziękuję. - powiedział - Teraz pamiętam. - i odwrócił się do tych, z którymi jeszcze niedawno łączyły go więzy krwi. Nie czuł nic. Czuł… nie. Czuł z dawną klarownością. Volund oczyma prędko po załodze łodzi powiódł, nim do Freyvinda podszedł, siadając mu naprzeciw i przyglądając się drobiazgowo. Volva nad obojgiem stanęła wyczuwając zmianę podświadomie, nie zmieniało to jednak jej niepokoju o nich, szczególnie o zachowanie skalda. Wargi przygryzła przypominając sobie z całą klarownością czego doświadczyli, gdy ona bezpieczna w ukryciu była. Klapnęła obok nich w swych pięknych sukniach prosto na pokład. - Ja… - Zaczęła niepewnie nie chcąc ich dumy urazić tym, iż wie przez co przeszli. Zamilkła szukając właściwych słów. Pogrobiec spostrzegłszy ją wówczas głowę odwrócił ku niej, jak gdydby pierwszy raz dostrzegł Widzącą w jej nowych sukniach. Widział ją już oczywiście przed chwilą. Oceniał ją chwilę w milczeniu, nim uśmiechnął się smutno, palec do ust przystawiając. - Tęsknij. - zalecił jeno z jakimś szaleństwem w oczach. Zaskoczenie i troska błysnęły w błękitnym oku, gdy na niego pojrzała choć w sercu już czuła rosnący ciężar wraz z każdym uderzeniem wiosła oddalającego ją od Vsevoloda. Sygnet musnęła nieświadoma nawet, iż to czyni i westchnęła cicho. - Wybaczcie, iż nie zdołałam nic uczynić… - Szepnęła w końcu podnosząc się i oddalając pośpiesznie. Następna noc Zostawili za sobą Kattegat i Aros. Odpoczynek dzienny co siły odzyskiwać zwykle pomagał, ulgi w cierpieniu całej trójki nie przyniósł. Obudzili się kolejno przy dźwiękach szumu wiatru, chybotania statku i poskrzypywania masztów. Rubaszne rozmowy załogi niosły się echem po wodzie…. Trzydziestu mężów, ciężkozbrojnych czas podróży zbijało opowieściami o wcześniejszych wyprawach i swych doświadczeniach w kraju Franków. Młodzików wśród nich nie było, wszyscy doświadczeni z trzema a i nawet czterema krzyżykami na karku. Szybkie oka zawieszenie ujawniło brak cudzoziemców wśród nich. Trzymali się z dala trójki aftergangerów, z obawą wyraźną i … przestrachem jakby na nich spoglądając. Kapitan włosy na blond rozjaśniane miał i zarost, widać było po ciemnych odrostach wokół głowy, prawa jego ręka mąż bez ucha, wciąż dopytujący i o powtórkę wypowiedzi proszący. Reszta wojów w jedno się aftergangerom zlała po ciężkich przeżyciach. Volva jak zwykle zbudziła się pierwsza, by zaraz odczuć tęsknotę szarpiącą jej wnętrzności niczym kruk poległych. Wstała ze swej skrzyni i snuć po pokładzie się zaczęła niczym zjawa jakowaś, we włosach rozwianych wiatrem i błędnym spojrzeniem w błękitnym oku. Znała to uczucie. Już kiedyś czuła podobnie, gdy odpływała bez wspomnień ze Skani. Wtedy jeno nie wiedziała skąd ta tęsknota i ból, dziś z pełną klarownością czuła, iż całe jej jestestwo ku Vsevoldowi się wyrywa. A wtedy? Stanęła przy rufie wpatrując się w dal przez dłuższą chwilę. Wtedy towarzyszyli jej niewolnicy, którzy ze wszystkich sił starali się jej myśli gdzie indziej skierować… Teraz… teraz miała swych braci… choć wydawali się bardziej odlegli niż pierwszego dnia, gdy się poznali. Freyvind, Volund. Elin szepnęła w wiatr starając się skupić jedynie na nich. Wycierpieli męki okrutne, ktoś musiał złamać ich wolę nim Vsevolod zdołał ich uratować. Zacisnęła dłonie na swej sukni. Nie zdołała przewidzieć, że zostaną schwytani, że grozi im niebezpieczeństwo… Podobnie było z Agvindurem. Choć powinna, prawda? Powinna wiedzieć, gdy coś złego grozi tym, którzy są jej bliscy, była wszak Wiedzącą! Więź..., więź musiała być za słaba w obu przypadkach. Tak słaba, iż teraz prawie kompletnie jej nie czuła… Nie odważyła się napić wtedy krwi jarla ale wszak od braci już piła. Jeśli się zgodzą… Wieszczka pojrzała w kierunku gdzie ich skrzynie leżały i doszło do niej łupnięcie. Ruszyła tam szybko. Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 02-02-2017 o 19:17. |
02-02-2017, 19:49 | #7 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 02-02-2017 o 19:52. |
04-02-2017, 00:27 | #8 |
Reputacja: 1 | Obute kroki drętwo kroczącego Pogrobca dosłyszeli, co musiał ze skrzyni powstać i szukać ich zacząć. Podchodził spokojnie, przysłuchując im się uważnie. Elin widząc, że kapitan nie wnosi więcej pretensji obróciła się w stronę, z której kroki Volunda rozbrzmiewały. A więc zbudzili się oboje, dobrze. Poczekała, aż berserker podejdzie i rzekła do obojga aftergangerów. - Chciałabym z Wami pomówić. - Rzekła oficjalnie próbując zapanować nad obawą, iż Vsevolod nie będzie zadowolony ze zwłoki w drodze ale z drugiej strony - mieli płynąć sami. Przecież nie wyrzucą Chlo za burtę! Skald prześlizgnął się wzrokiem po pięknej sylwetce berserkera, ale próżno było szukać w tym jakichś emocji. Wzrok miał półprzytomny wciąż, jakby trzymał się jednej myśli pozwalającej mu przełamywać apatię z poprzedniego wieczora. Zdecydowanie widoczne w rozmowie ze sternikiem i kapitanem drakkara jakby przeminęło, gdy smok został skierowany wedle jego woli na nowy kurs. Wróciło zagubienie, ale nie wyglądał tak jak gdy Vsevolod przyprowadzał go na nadbrzeże. Pozwolił się poprowadzić volvie jak dziecko, choć wciąż drzemała w nim ulotna nic woli. - Mówiły. - odparł ospale jak niedźwiedź berserker, choć na skalda wzrok jego spoczął. Na chwilę nim w jedno oko się wpatrzył. - To czego chcesz to mówić na osobności. - i ustąpił jej miejsca, by wrócili do ich skrzyń. Wieszczka powiodła więc Lenartasona za sobą próbując myśleć jedynie o tym co ma zamiar teraz zrobić i starać się nie zwracać uwagi na rosnącą dziurę w jej sercu. Gdy stanęli przy skrzyniach pokierowała skalda by usiadł i jeszcze raz pojrzała na obu zmartwiona, po czym westchnęła ciężko i zaczęła mówić. - Wiem co Wam uczyniono, nim pan Vsevolod Wam pomógł… - Spuściła głowę na chwilę dając im moment dla siebie, po czym kontynuowała. - Nie zdołałam tego przewidzieć… Tak samo jak nie zdołałam przewidzieć tego co stało się z jarlem Agvindurem… Nie chcę… Nie chcę więcej czuć się tak bezsilna. - Zacisnęła pięści. - Mamy nową wspólną misję i… chcę być pewna, że będziecie przy niej bezpieczni, że w porę zdołam przewidzieć, iż coś może Wam grozić, gdyż w końcu powinnam móc to uczynić… Dlatego mam prośbę. - Mówiła coraz szybciej bojąc się, że nie starczy jej odwagi lub, że jej przerwą. - Pozwólcie mi wypić znów swoją krew, by więzi zacieśnić i dzięki temu wzmocnić moje zdolności w wyczuwaniu Was. - Ostatnie słowa były szeptem, by nikt poza nimi z całą pewnością jej nie usłyszał. Głowę spuściła czekając na to co powiedzą. Skald nie odezwał się ani nie poruszył patrząc w fale. Pogrobiec natomiast przyglądał się jej ze zmęczonym uśmiechem i groźnym błyskiem w oku. - Kochasz Vsevoloda, czyż nie? Krwiś jegoś pełna? Spojrzała zaskoczona na berserkera. - Nie piłam jego krwi… - Odrzekła niepewnie po czym znów zawstydzona wzrok spuściła, gdyby mogła z pewnością by się zarumieniła niczym młódka. - Nie wiem… czy to co czuję… Za szybko by tak powiedzieć… Ale pan Vsevolod… jest dla mnie ważny. - A chronić chcesz to, co doń czujesz? - zapytał Pogrobiec. Wzrok od oka jednego oderwał, począł kręcić się szukając rzeczy na drogę. Pergaminu. Ubrań. Naczyń jakowychś. Pokiwała prędko jasną głową zerkając na niego. - Albowiem… - uniósł jaki pucharek, zerkając od spodu czy nie dziurawy - Gdybyś krwi naszej wypiła, umarłaby ta miłość. Na nas byś ją przerzuciła. - podszedł do Freyvinda, zerkając mu prosto w oczy. - Jeśli uczucie prawdziwe, to nawet więź krwi niczego nie zdziała! - Obruszyła się Elin. - Bestia w nas drzemiąca… - szepnął skald patrząc na Volunda, choc wzrok jego jakby ogniskował się jakby poza czaszką berserkera. - Krew i mord, dwie w sobie mam od dni kilku, juz nie jedną. - Wyglądał jakby miał zapłakać. - Przestań mię udawać. - Pogrobiec skomentował zapatrzonego w nicość i prawiącego jak szalony mistyk skalda - Potrzeba twej siły. Twego ognia. - od niechcenia,jak w każdym ruchu, brzegiem dłoni twarz skalda hańbiąco, a nie silnie uderzył. - Ogień. Niszczycielski żywioł ojca Fenrira. Płonie zawsze. chrustem jestem cały żywot. - Frey uniósł oczy i spojrzał bardziej przytomnie na berserkera. - To co każe mi mordować za krwią idąc znam i zwalczam od lat wielu. Ale… - zawahał sie i krew zagościła mu w kącikach oczu. - Kocham go. A drzemie we mnie bestia druga która chciałaby łeb jego w ręku oderwany od ciała widzieć. I ból mi sama mysl sprawia… Volva patrzyła, to na jednego to na drugiego nie bardzo rozumiejąc co się dzieje. - Kochasz pana Vsevoloda? - Zapytała zadziwiona. - Ale… jak to… Nie wiedziałam, że Ty za mężczyznami…. - TO KREW! - ryknął zniecierpliwiony Pogrobiec, a twarz jego wyraz przybrała, jakby gniew i żałość po równi go tliły - Krew to fałszywą miłość ściąga, pęta, jak do ojca, jak do brata, jak do matki i do niewiasty. Wielem niewiast kochał w swoim życiu. To co innego. I jam rozdarty jak ty, jeno… - oddychał głęboko - Dłużej żem nawykły nienawiść kryć. - WIEM CO TO KREW - ryknął Freyvind. Przy jego stanie było to tak znienacka, że dwóch wioślarzy siedzących na ławkach z zaskoczenia az wykopyrtnęło się. - Wiem dobrze! On mówił mi o bogu jedynym gdym po starciu z Erikiem zbieżył i gdy w Helheim mnie wtrącił. Ja nie mogę krwi sług Białego…. - urwał jakby ten przebłysk gniewu był czymś za wiele jak na ledwo budząca się stłamszona wolę. Pogrobiec usiadł ciężko, plecami o burtę się wspierając i pucharek w obie wielkie dłonie skrywając. - Wszystko to jest… wielce nostalgiczne. Elin na wybuch Volunda, gdyby mogła pewnie jeszcze bardziej by pobladła, krok przestraszona zrobiła, później Freyvind jeszcze wrzasnął. Krew? Ale ona przecież...? Obudziła się syta, nakarmili ją, gdy była nieprzytomna… Ręka jej do gardła podeszła. Tęsknota na statku ze Skanii, tęsknota tutaj… Wizja Vsevoloda uśmiechającego się nad udręczonymi jej braćmi. - Nie…. - Szepnęła siadając ciężko na pokład i złapała się za głowę chowając twarz w ramionach. - Nie.. nie nie… - Popłyniemy do Ribe, zostawię Chlo. Ona tam… oszaleje gdy sam brzeg zobaczy, a ze znanego rodu - Frey mówił cicho - rozeznaja ją… Uczynim co Pan kazał. Wrócimy. Po stokroć wrócić chcę… by usmiechnął się bym mógł sięgnąć, zabi… bym… - Frey opadł na deski obok volvy. - Nie dopłyniemy… - Szepnęła. - Wiecie… - zaczął Pogrobiec, gdy palce przejrzał co na nich szpony wyrastać poczęły powoli - Nakazał mi zabić was, jeśli misji zagrozicie… - Ale ja chcę płynąć do kraju Franków… - Spojrzała bardziej oburzona, że myśli, iż miałaby nie wykonać polecenia pana Vsevoloda niż przestraszona ostatnimi jego słowami. - Ja tylko chciałam… - W zasadzie już nie wiedziała co chciała. Słowa, myśli, uczucia wszystko tak skłębione i pogmatwane, że jak to się nie uspokoi to oszaleje… i ta ostatnia myśl była wybawieniem. Oszaleje? Przecież ona już była szalona. Zaczęła się śmiać przez łzy i podnosić na nogi. Kochała pana Vsevoloda i pragnęła bezpieczeństwa swych braci, nie wiedziała czemu jedno miałoby przeszkodzić w drugim. - Chciałam być pewna, że dzięki więzi lepiej wypełnię prośbę pana Vsevoloda. - Dokończyła uśmiechając się smutno. - I do Ribe pewnie nie dopłyniemy. Słyszałam co kapitan mówił… Mają na dzień odczekać i sobie wtedy poradzą… - Mruknęła lekko. - Nie wiem co wtedy się stanie… Wiem, że tęsknota zżera mnie coraz bardziej… Wzrok skalda skupił się na pazurach woja z rodu Odindisy jakby chłonął ten widok z radością, z oczekiwaniem. - Ból… - szepnął. - Ból walki z samym sobą. Pięć dziesiątek lat w nocy żyję, takiego nie zaznałem. - Uniósł głowę spoglądając na berserkera, ręką jakby w majaku zbłądził ku jego dłoni lekko muskając sękate palce z których wyrosły szpony. Siedział bezruchu jak w chwili kiedy oklapł na deskach pokładu, a zadzierając głowę by patrzeć mu w oczy bezbronnie odsłaniał gardło. - Ból wielki. Jeżelim zagrożeniem dla misji naszego pana, zrób bracie co musisz i co chcesz - powiedział cicho. - Przysięgnij mi jednak na to cośmy nad Engelsholm zawarli. Frankę na brzeg wysadzisz przed krajem Franków. Chocby sprzedasz ją dzikim Fryzom ku ich przyjemności. O to tylko cię proszę. Pogrobiec do przyucnięcia przeszedł i przybliżył się do Freyvinda. - Nim ukojenie podaruję, rzeknij mi jedno. - postukał ręką kielich. Wieszczka natychmiast znów na kolanach się znalazła rękę pomiędzy dwóch berserków kładąc. - To ja zaproponowałam ten szalony pomysł! On niczemu nie winien! - Spojrzała Volundowi w oczy z mieszaniną strachu i smutku. Odczekał chwilę. - Masz oko, ale nie widzisz. Nie lękaj się. Mówię jeno z bratem… ofiarować mu chcę co pragnie. - powiedział zmęczony, ale… przyjazny. Zdezorientowana już kompletnie przyglądała mu się jeszcze przez chwilę po czym cofnęła ręką siadając obok tak by ramiona mogły objąć jej kolana. Pan Vsevolod będzie zawiedziony… Wyprawa ledwo się zaczęła, a ona zagroziła jego planowi. Nieświadomie ale jednak… Ale czy to rzeczywiście była prawda? Pan Vsevolod spętał ich więzami krwi? Przecież on był taki dobry... Czoło o kolana swe oparła próbując poradzić sobie z tym co się z nią dzieje. - Co mam rzec? - spytał skald wpatrując się wciąż w berserkera. - Nigdy w życiu towarzyszy co krwią pojeni nie miałem… i o nią chcę zapytać i Bjarkiego. - zaczął Pogrobiec temat, który ileż razy prawie konflikt między nich zaprowadził - Drodzy ci. Najdrożsi w tym świecie. - chciał się upewnić. - O krew? Pytaj, co wiem powiem ci. - Lecz prawda to. Najdrożsi ci…? - naciskał, chcąc wiedzieć. - Krew… - Frey odwrócił na chwilę głowę. - Prawdę rzekłeś, krew niewolę niesie. - Znów wrócił spojrzeniem patrząc w oczy Volunda. - Krew niewoli wbrew woli. Ich kocham sobą. Jako i was za brata i siostrę mam nie przez krew nad jeziorem spitą, a za to że z woli swej przed Asami i Vanami się na to targneliśmy. A teraz… - Po policzkach skalda spłynęła krew.. - Najdroższy mi Vsevolod… - Tak. I wiesz to. Oni najdrożsi ci… i wolność ci droga, wiem to. Zatem… dlaczego? Dlaczego swobodę miłując i Chlo i Bjarkiego za rodzinę mając krwią ich poisz? - ostatnie słowo wybrzmiało jak “pętasz”, choć… Volund zapytał, bez osądu w głosie. Elin tymczasem w ogóle ich nie słuchała mówiąc coś do siebie pod nosem i kołysząc się lekko. Vsevolod pastwiący się nad jej braćmi i Vsevolod rozmawiający z nią łagodnie przekonany, iż jest w stanie dokonać rzeczy wielkich. Te dwa obrazy nijak do siebie nie pasowały. - Wiesz… wiesz że Bjarki byłby jednym z lepszych obdarowanych spuścizną Canarla? - Skald usmiechnął się jakby do siebie. Wzrok jego znów uciekł za czaszkę berserkera. - W prawie uczony. Pełny chęci pomocy słabszym, bezlitosny dla tych co tradycji nienawistni. Spokojny, wyważony. Byłby pierwszym… Lepszym niż ja. On słońce kocha. Nie mógłbym mu uczynić tego… dać mu dar. Wbrew. - Spojrzenie zogniskowało się. - Siedem lub osiem dziesiątek lat miał gdy pan jego zniszczony został. Bez mej krwi kości zostaną. Chlo zaś… - Bezwiednie uciekł wzrokiem ku dziurze jaką wybił w pokładzie nad swoją skrzynią. - Chlo po prostu tego chce, pożąda. Nie nasza w myśli, nie bogom hołubi… Pogrobiec pokiwał głową ze zrozumieniem. - Miałem onegdaj za brata krwi w gorącym źródle skąpanego woja. I… - zerknął na szepczącą Elin - Jako obcy przybyłem walczyć dla męża, z którym honor mię uwiązał. - Pamiętasz jak krew chciałem dać swą Gudrun? - Skald przerwał berserkerowi. - Gdy jako wilk poraniona pod głazy Jelling przyszła ledwo żywa. We mnie krew silna jotunów buzowała. Nie spętać chciałem. Uleczyć mocą co we mnie. Zła była. - Minę miał stropioną gdy to mówił. - Rzekłem jej, że ja bym z niej z woli swej wypił. Jako z was, nad Engelsholm. - Jak na jego stan dość hardo głową podrzucił. - Krew pęta. Sami wybieramy komu chcemy się spętać dać. Prawie zawsze… - Za potwarz to wzięła, jej wolność droższa nawet niż tobie. A ty… spętanyś wciąż przez Stwórcę twego? - zagaił Pogrobiec. - Eyjolf opuścił mnie. Opuscił gdym ledwie dziecięciem był w mroku. Agvindur mnie chował. Spętanym? Nie wiem. Od dziesięcioleci go nie widziałem. Co wazniejsze Volundzie? Uwiązanie honoru z bratem krwi w źródle gorącym skąpanym? Czy łyk krwi zwykły, bez chęci… - Obaj wiemy co ważniejsze, Freyvindzie. - złożył dłonie na pucharze, patrząc niewyraźnie na skalda - Lecz co silniejsze...? - Silniejsze… - Frey spojrzał na volvę miękkim wzrokiem, po czym przeniósł go na berserkera. - Silniejsze nasze przekleństwo co darem jest Odyna. - Czyim darem… przekleństwo Vsevoloda? - zapytał, ogniskując szkarłatne oczy na skaldzich. - Vsevolod… - skald powiedział jakoś dziwnie miękko, ale z jakimś ulotnym tonem wściekłości w głosie. - Przeciez nie mógł dać mi krwiii!!! - zawył. - Ja nie mogę. Próbowałem. Rzygam. Przeklęta chrześcijańska - toczył nieprzytomnym wzrokiem. - Tedy albo on nie krześcijan… albo ci ją wtłoczył prosto do żył, jak Bizanty robią gdy śmiertelnych ratują. - skwitował Pogrobiec - A byli tedy w mieście. Volva uniosła wzrok, na gwałtowniejszą reakcję skalda. - Pan… Vsevolod… Was… dręczył? - Zapytała nagle walcząc sama ze sobą. - Złamał nas. - wymruczał z umiłowaniem Volund, przymykając oczy - Uczynił swoimi… na ile mógł. - Obdarował. Ból niosąc. On… dobra naszego… - Frey znów złapał się za głowę. - On… - Spojrzał znów na berserkera. - Jeżeli krew… niewoli… chcę w niej być. I nie chcę. Nawet nie wiesz przez co przeszedłem… sprzeciwiałem sie. Jakby każde słowo wyrywało mi z ciała część. Volundzie… - ręka Freyvinda zacisnęła się na ręce Pogrobca nie bacząc że kaleczy się i krew spływa im po dłoniach. - Jakby co się zdarzyło. Tylko o to proszę. Chlothild nie dopuść do kraju Franków. - Nie wierzę… - Wyszeptała. - Nie chce wierzyć… ale i wierzę… - Pokręciła głową. - I nawet gdy wierzę to nie zmienia tego co czuję! - Wstała gwałtownie i odeszła kilka kroków wpatrując się w morze i próbując uspokoić. Powinna być wściekła za to co im zrobił, powinna wyć, a ona? Ona trzęsła się na samą myśl jakby pan Vsevolod zareagował, gdyby ich teraz usłyszał. Pogrobiec szybkim ruchem wyciągnął rękę ku twarzy Freyvinda, jakby chcąc ją rozpruć jednym ruchem pazurów… Dotknął palcami twarzy, ujmując w jedną rękę. Przez chwilę jak gdyby mierzył się z myślami. - Nic nigdy nie jest tak łatwe. - odmówił śmierci skaldowi. Zsunął rękę pod jego własną, krwawiącą, przyłożył raną nad kielich i bardziej jeszcze pazurami rozerwał. - Dwie tylko rzeczy są nad miłowanie... - wymamrotał, niedbale krwią Freyvinda puchar napełniając. Ten patrzył na to bez emocji po chwili głowę spuszczając. Berserker przerwał upuszczanie, rękę aftergangera układając mu na podołku i do volvy się obrócił. - Twoją również. - zażądał. Wzrok od fal odwróciła, by spojrzeć na Pogrobca dopiero teraz dostrzegając co czynił. - Ale… Mówiłeś, że to uczucia do pana Vsevoloda osłabi… - Rzekła cicho wpatrując się w naczynie niepewnie. - On tu przybył zabić bogów. - powiedział Vsevoloda opisując jak najgorzej potrafił. - Volvą jesteś. Winna jemu czy Najwyższemu posługę? - głos Pogrobca drżał z każdą sylabą sprzeciwu. - Ja…- Zawahała się choć słowa Volunda wstrząsnęły nią dogłębnie. Krok ku nim jeden uczyniła. - Ale nie możecie więcej mej krwi wypić... - Rzekła zmartwiona robiąc kolejny krok. - Będziemy pić i pić… - oczy Volunda błagały Elin o działanie - Aż więcej aniżeli jego nas samych w nas będzie. Aż my będziemy znów najważniejsi! - odstawił puchar i klęcząc nad nim rozpruł sobie przegub nad nim, dodając własnej krwi do Freyvindowej. - (...) Szósty krok z zaciśniętymi zębami, jako akt siły woli, na przekór tężejącym mięśniom. Siódmy, na sztywnych nogach, z potem na czole. Ósmy krok chwiejny, przedostatni. Z dzikim śmiechem na ustach (...) - Zanucił Freyvind o Thorze rażonym jadem Węża swiata w jego ostatecznym zwycięskim boju w Ragnarok. Patrzyła na nich i przyklękła ciągle z niepewnym wyrazem twarzy. Nie chciała widzieć w ich oczach tego co widziała teraz, przerażało ją to bardziej niż cokolwiek innego. Jeśli wspólne wypicie krwi mogło im pomóc… Jeśli w ten sposób odzyskają znów dumę i skradzioną im godność. Wieszczka drżała cała, gdy przegryzała swój nadgarstek i nadstawiła go nad naczynie. Pan Vsevolod kazał jej jechać do Franków. Nie wspominał, iż nie może pomóc swym braciom. Pogrobiec na kolanach wziął kielich w obydwie dłonie i uniósł nieco. Mierzył się z posoką wzrokiem. - Tak będzie lepiej. - wyszeptał do Norny wiedzą kogo i upił głęboki łyk, zatrając się w smaku krwi. Odstawił go po chwili, gdy posłuszeństwo ich mistrzowi walczyło z instynktem w imię desperackiego planu, który nie musiał zadziałać, a twarz o zamkniętych oczach, lico było wykrzywione grymasem. Otworzył szkarłatne oczy patrząc na Freya. Skald patrzył bez wiekszych emocji. Dopiero po chwili sięgnął po kielich. - Choćbym spętany, miłość i przyjaźń oddać mogę. - Patrzył na kielich i nie mógl się przemóc, jego wzrok powędrował ku dziurze w pokładzie. - Chichot Norn, pęta Fenrira. Szczek Garma niweczący łancuchy. Wierność. Przekleństwo. Braterstwo… - Spojrzał berserkerowi w oczy. - Prośba. Wychylił łyk z pucharu. Wieszczka obserwowała to z rosnącym przerażeniem i wszystkie swe siły skupiała by nie uciec ze swego miejsca. Z trudem wzięła kielich z rąk skalda i spojrzała w czarę. Szarpnęło nią, musiała ponownie na swych braci spojrzeć. Cierpieli gdy ona bezpieczna i bezsilna czekała aż ktoś raczy ją wypuścić. Dłoń z naczyniem powędrowała do ust. Złapano ich, bo się rozdzielili. Przechyliła kielich by upić głęboki łyk. To teraz się nie rozdzielą. Przełknęła krew i szybko odstawiła puchar na ziemię drżąc cała. Chwilę później Elin na swych braci krwi spojrzała przerażonym wzrokiem. - Co myśmy uczynili? - Wyszeptała. - Co my najlepszego zrobiliśmy? - Zerwała się na nogi i odeszła szybko od obu aftergangerów obejmując się. Zawiodła pana Vsevoloda… Chciała dobrze ale całą sobą czuła, że on nie byłby z tego zadowolony. A on był dla niej taki dobry… Zerknęła na pierścień, który jej podarował dostrzegając jakiś znajomy wzór ale otchłań rozpaczy zbyt szybko wciągała ją w swe głębiny, by ją to zainteresowało. Z błękitnego oka popłynęły krwawe łzy, gdy całowała sygnet. - Wybacz mi… - Szepnęła. - Nie chciałam… Nie mogłam patrzeć jak oni… - Za głowę się złapała. Zaufał jej. Zaufał, ważną misję powierzył. A ona znów zawiodła… Gdziekolwiek nie pójdzie… czegokolwiek się nie dotknie… wszystko w pył się zmienia. Przeklęta, jest przeklęta… Załoga musiała się jej dziwnie przyglądać, gdy miotała się po pokładzie to w jedną, to w drugę stronę. W końcu z jękiem niczym ranne zwierzę pobiegła do swej skrzyni, by tam się skryć. - Vsevolodzie… Vsevolodzie… - Znów chciała go ujrzeć, nawet jeśli miałby być zły, wściekły… Tylko nie rozczarowany… nie zawiedziony... Niech zrobi z nią co zechce… Niech ją dręczy i przynosi ból, tak jak to przyniósł go jej braciom... byle tylko ta tęsknota zniknęła, byle to poczucie winy nie rozrywało jej serca na pół. W najgłębszej ciemności swej rozpaczy nagle twarz Rusina jej się ukazała. Uśmiechnięta nieznacznie. Gdy rękę ku niemu wyciągnęła rozwiała się niczym mara, a w jej miejsce inne oblicze ujrzała. Kobietę… o oczach ciemnych i zimnych niczym lody Jotunheimu. O włosach kruczoczarnych i brwiach ciemniejszych niż u Vsevoloda. Zafascynowana volva na chwilę zapomniała o swym bólu. Jej Pan jest kobietą? Przypomniała sobie wypielęgnowaną dłoń Rusina, gdy ujął jej rękę witając się. Głębiej… więcej… Chciała wiedzieć więcej… Jeśli pozna ją lepiej… lepiej służyć będzie… Przesuwała przy tym po sygnecie pieszcząc go smukłymi palcami. Im głębiej w mroczne oczy wizja ją wciągała, tym bardziej miała wrażenie, że coś z drugiej strony do niej śpiewnie woła, wciąga, wsyssa niczym uroczyska, niczym bagno. I niczym piorunem trafiona nagle zamarła czując pod palcami coś czego wcześniej nie dostrzegło oko. Grawerunek na sygnecie… w maskę się układający… Maska, którą pierwszy raz ujrzała w tej dziwnej wizji o tronie, maska pod którą Leiknar gdzieś odpływał, maska, którą widziała za tronem Einara… A teraz tu… Na jej palcu… Kim jesteś? Zawyła chcąc utonąć w czerni Jej oczu. |
04-02-2017, 12:36 | #9 |
Reputacja: 1 | Pogrobiec chwilę wzrokiem wodził za zdesperowaną Widzącą aż mu z oczu znikła. Podniósł się ciężko, cały czas o burtę opierając. Prawie zataczał się do skrzyni swej zmierzając i chwiejnie o nią oparł, z trudem przestąpił jedną nogą i na chwilę w niej znikł. Mógłby Freyvind podejrzewać, że Gangrel ułożył się do pustego stuporu, ale po chwili usłyszał odgłos łamania i pękania podłoża skrzyni. Długie minuty później blada, upstrzona czarnymi witkami żył sylwetka wyłoniła się ponownie - z fragmentu deski dwa płaskawe kołki Gangrel pazurami ostrzył. - Chcę… - Znów przysiadł naprzeciwko, kłami wygryzając drewno jak berserkerzy co w sagach tarcze gryzą przed szałem. - ...byś w swej skrzyni się ułożył. Skald nie reagował jednak wpatrzony w fale. Poczuł po chwili jak wielki bladolicy unosi go prawie równie beznamiętnie pod ramię i ku skrzyni prowadzi. - Pewnego dnia… - sapnął, jeszcze trudniej idąc z bratem niż sam - ...w naszej obietnicy Ragnarok… Zgładzę cię. Lub ty zgładzisz mnie. Ale nie teraz. Nie tutaj. Nie tak. - odsunął denko jego skrzyni by skalda wewnątrz wygodnie ułożyć. W środku leżącą Frankę zobaczył co wciśnięta w bok skrzyni, niemal w pozycję dziecka zwiniętą była. W bladym świetle księżyca jej jasne włosy zalśniły srebrzyście. Przebudziła się nieco na dźwięki wyraźne i oczy uniosła na Volunda i skalda. - Och… zapomniałem o tobie. - rzucił berserker, ujrzawszy Frankę - Pomóż mi… - rzekł, w skrzynię skalda układając. - Do Ribe płyniem. Ale musim obaj kołki w sercu nosić. - wyszeptał. - Czemu? - wydęła usta w zaspanym zamyśleniu. Volva słysząc jakieś zamieszanie w pobliżu uniosła się ze swej skrzyni i pojrzała na Pogrobca składającego skalda jak do spoczynku. - Widziałam… - Zaczęła nagle. - Ujrzałam prawdę o naszym Panu! - Oznajmiła uroczyście gramoląc się ze swojego schronienia podekscytowana. - Brzmisz jak krześcijanka. - rzucił do volvy z grymasem Pogrobiec po czym do Chlo się zwrócił - Jesteśmy w mocy innego afterganger. Nie wiadomo co uczynim. Bacz byśmy do Ribe dotarli. - ułożywszy skalda, jeden z kołków dobył, oparł koniuszek o pierś skalda. - Teraz jest czas, Elin, jeśli co jeszcze chcesz Freyvindowi rzec nim dotrzemy. Wieszczka pojrzała kompletnie zszokowana na berserkera. - Co Ty… Volundzie… Co chcesz uczynić. - Rękę jego schwyciła. - Na co… to wszystko.. było… skoro teraz go kołkiem chcesz przebijać?! - Nie wiem. Nie czuję różnicy. Wpierw on, potem ja. - szczęka Pogrobca naprężona była do granicy - Więcej czasu nam trzeba… do Ribe. Nie wiem co zrobię jeśli… tego nam obu nie uczynię. Elin zamarła i ona nic nie czuła, prawda to była… - Vsevolod… - Zaczęła i pierwsza myśl jaka ją naszła to czy Pani życzyłaby sobie, żeby zdradziła jej prawdziwe oblicze. Wargi zagryzła i popatrzyła na obu mężczyzn. Co im da ta wiedza? Pogorszy jeno wszystko fakt, iż to kobieta zdołała złamać ich wolę. - Pierścień… pierścień, który otrzymałam… - Wskazała na sygnet. - Ma ten sam wizerunek, którym na żaglu Leiknara widziała… ten który był za tronem Einara. - ...dogłębna to prawda w tej chwili. - cynicznie skwitował Gangrel, przebijając pierś Jarla Bezdroży. Całe ciało naprężone miał z wysiłku. Walczył nie z oporem materii, ale własnych okowów uczuć. Drżącą dłonią przymknął jego skronie. Ostatni raz zerknął na Chlo. - Czegoś ci trzeba nim i ja... usnę? - Nie! - Próbowała go wstrzymać ale za późno już było, zamarła z ręką wyciągniętą w rozpaczliwym geście. - Oszalałeś… To moja wina… - Cofnęła się o krok przestraszona, a potem jeszcze jeden. Franka patrzyła jedynie z nienawiścią na Gangrela. Płonące oczy wyglądały strasznie w wychudłej twarzyczce. Wspięła się na ciało skalda i … zawarczała głosem nie swoim, wprawiając w osłupienie pobliskich wojów. Rysy twarzy napięły się naciągając skórę na delikatnych dotąd kościach policzkowych. Słów jakie padały z ust dziewczyny nie znał ni Volund ni Elin. Co gorliwsi norsmani po broń sięgać zaczęli… - Spokojnie… - Volva starała się by jej głos brzmiał opanowanie. - Odsuń się, to wyciągnę z niego ten kołek… - Stała jednak w miejscu nie chcąc prowokować demona. - Albo sama to zrób.. A Ty Volundzie lepiej się odsuń… Czarne oczy zwrócił się na Elin na ułamek sekundy, na jedno mrugnięcie oczu, po czym znów wzrok swój skupiła na Gangrelu. Wdrapała się przy tym i kucnęła jak pies stróżujący na ciele Freyvinda. Pogrobiec wtem Frankę na wyciągnięcie ręki mając potężnie krwią był mocny i naprzeciw będąc chwycić ją, przyciągając do siebie. Ucapiona przez Volunda Chlo odruchowo pociągnęła ciałem by wytrącić przeciwnika z równowagi. Gangrel zachwiał się siły dziewczyny nie doceniając. Franka kontynuowała ruch przeważając Volunda i wpadając wraz z nim na dno statku, gdzie atak przypuściła na Gangrela, co chwilę szamotał się, by móc ją do skrzyni przyszpilić, usta dłonią zakryć. Nim jednak to uczynił ostre kły dziewczyny w przedramię się jego wbiły i wyrwały kawał ciała. Zalane posoką usta dziewczyny przytłumił w końcu na chwilę, gdy blond demon wciąż miotał się szaleńczo pod nim, wprawiając statek w niebezpieczny ruch wahadłowy na boki. Tego było już za dużo dla wieszczki, szaleństwo, wszędzie gdzie się ruszyła dopadało ją przekleństwo jej krwi. Walka, którą z samą sobą jeszcze przed kilkoma chwilami musiała odbyć wystarczająco ją osłabiła, a scena, która rozgrywała się przed jej oczyma tylko ją dobiła. - Nie… - Szepnęła cofając się o jeszcze jeden krok i nagle jej błękitne oko ostrego wyrazu nabrało szybko obserwując całą sytuację. - Czyś Ty do szczętu oszalał Volundzie, dziewkę Freyvinda atakując! - Wrzasnęła wściekła przypadając do Pogrobca z sykiem i obnażonymi kłami. Volund, choć cieszył się z niezmierną ulgą gdy po kilku sekundach zrozumiał co słowa volvy znaczą, byłby spojrzał na nią z niezmierzonym zadziwieniem na jej interpretację sytuacji. Jednak walczył o życie. Przywołał pełnię mocy krwi do siebie by ręce i nogi dziewczyny jakoś przyszpilić, na niej się położyć byle ruchu z całą siłą demona nie mogła poczynić. Całego swego doświadczenia - mocy Eyolfa z krwi Freyvinda, tej samej co niewątpliwie problem czyniła - i szczęścia potrzebował by uspokoić sytuację. - OPIEKUŃCZA JEST - odkrzyknął volvie - Względem pana! Ale rozumie! - prawie wykrzyknął jej do ucha - Że to dla dobra jego! Już się… - sapnął, trafiony łokciem karolińskiej księżniczki w piękne oblicze - ...uspokaja. - syknął, próbując wszelkimi sposoby dopomóc jej w tym - by nawet ruchu poczynić nie mogła. Chociaż na chwilę, by oddech złapała i myśl jaka do niej dotarła. - PRZESTAŃCIE!!!!!!! - Wrzasnęła Helleven i wzrok jej padł na zakołkowanego Freyvinda. Klnąc niczym szewc doskoczyła do skalda i jednym mocny szarpnięciem wyciągnęła z jego piersi kołek. - JUŻ! Nie ma, Chlo! Już wszystko dobrze! Skald jęknął przeciągle gdy drewno z serca jego wyciągnięte zostało. Potoczył wokół nieprzytomnym spojrzeniem. Franka zamarła w końcu pod Gangrelem z palcami wbijanymi w delikatne miejsce na podbródku i nienawistne spojrzenie odwróciła ku skrzyni Lenartssona. - Złaź. Ze. Mnie - wywarczała ku Volundowi, z ust jej plwociny drobiny poleciały, rysy twarzy nieco wyłagodziły. - Volundzie… Słyszałeś… Oboje odsuniecie się od siebie. - Zakomenderowała volva wbijając spojrzenie w dziewczynę. - Nie ma potrzeby. - Pogrobiec spojrzeniem rozpoznał, że demon… zakończył furię Chlo. Wstał, dłoń dziewczynie ofiarując, zawczasu wiedząc, że ghoulica się nie zdecyduje. Zerknął na Freyvinda, który jeno leżał bez ruchu. Zerknął na kołek. - Nie proś mię potem bym dla niego znów to uczynił. - wymamrotał, ni to do Chlo, ni do Widzącej. Dziewczyna przypadła do skalda ocierając rękawem sukni nos i rozmazując przy tym krew. Zasłoniła go całą sobą. - No dobrze… - Volva wróciła spojrzeniem do berserkera. - Co tu się dzieje? - Rozejrzała się lekko załogi nie rozpoznając i brwi zmarszczyła. - Nic w świecie. Płyniemy do Ribe. - wyjaśnił Pogrobiec, drugi kołek co na pokładzie się walał zgarniając. Ruszył do swej skrzyni prędkim, nerwowym krokiem. - W Aros już skończyliśmy? - Zapytała zdziwiona, a widząc, iż nie zamierza z nią rozmawiać chwycić za rękę go spróbowała. - Co się dzieje Volundzie? - Głos zniżyła. Zatrzymał się, dłoń volvy czując na przedramieniu. Kołek pod ramię chwycił. Dłoń volvy własną ujął… drugą sięgnął po sygnet co nosiła, zasłaniając go sękatymi palcami i zsuwając spokojnie. - Pozwól… do snu wezmę. - po czym nachylił się blisko, prawie ustami muskając jej policzek. - W mocy krwi wrogów śmy. Do Ribe udaje się wrócić wbrew. Załoga najęta. Muszę… muszę… - próbował coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego ruszył raptownym krokiem do własnej skrzyni, już kołek do piersi własnej przykładając. Błękitne oko zwęziło się na te wieści. Dojrzała wewnętrzną walkę Volunda. Jeśli byli związani z kimś krwią… a on próbował zakołkować Freyvinda i teraz najwyraźniej desperacko chciał to samo ze sobą uczynić. Znaczy, iż przeszkodzić mogą w dotarciu do Ribe. - Nie dasz rady sam. - Odparła po chwili, nie zatrzymując go. - Nie takie rzeczy… sobie czyniłem… - odparł, obok skrzyni stając, jakby już planując obok niej upaść i szponem rubę rozciął i chwilę po mostku powiódł aż odnalazł punkt, gdzie mniemać można było serce. Po czym szpon zagłębił się w piersi, rozcinając skórę, ciała nieco, mostek i sękaty palec czynił otwór niejaki, jak gdyby osadzić tam chciał kołek nim nań upadnie… - Nie łatwiej pomoc przyjąć? - Zapytała jeszcze obserwując załogę, czy nie będą próbowali im przeszkodzić. Pogrobiec znowuż przerwał, głowę nieco opuszczając na to retoryczne pytanie. - Nie od wszystkich… jednakowo łatwo. - skrzywił się, wydrążywszy boleśnie i obrzydliwie otwór, do którego ze wstrętem począł kołek przymierzać. Kapitan zaś wystąpił przed stojącymi jak wryci ludźmi: - Uprzedzano nas, że różne rzeczy obaczyć możem. Ale to ja odpowiedzialnym za statek, i za ludzi. Chcecie się zarzynać, pomóc wam możem - wskazał wody po bokach tnącego fale drakkaru. Starszy mężczyzna nie zasypywał gruszek w popiele - i z Raan się spotkać możecie jeśli wola. - Więcej niepokoju nie uczynimy. Jako afterganger to co teraz czynię po to, by u kresu podróży dopiero się wybudzić. - przejechał pazurem po kołku - Wybacz nam. Za wasze kłopoty w srebrze Jarl Agvindur zwróci gdy do Ribe zawitamy, jeśli cokolwiek w drodze dalej… we Francji już. Lecz nie będzie potrzeby. Wieszczka w kapitana spojrzenie wbiła. - Nie martwcie się, na tym koniec widowiska. - Uśmiechnęła się leciutko, jej głos spokojny choć uwadze nie uszedł wspomniany cel podróży. Podeszła miękko do Pogrobca. - Jesteś pewien, że Ci nie pomóc? - Powiedziała głośno muskając jego ramię i szeptem zapytała. - Skoro Frankowie celem to po co do Ribe płyniem? - Chlotchild odstawić. Dla Freya i by we Francji kłopotu nie uczyniła. - powiedział i do wolnej i do zniewolonej części volvy. - Na pewno. - zakończył, delikatnie osadzając kołek w szczelinie z lękiem i walką wypisanymi na twarzy. Uśmiechnął się zgryźliwie, jakby chcąc dodać sobie animuszu makabrycznym żartem. - Możesz dotknąć mojego serca, jeśli chcesz. - powiedział i wzdrygnął się prawie, gdy kołek osiadł, w pół drogi… I upadł na pokład, aż drewno przebiło ciało. Głową mu z szacunkiem skinęła, gdy zapewnienie usłyszała i wzrok w załogę wbiła. Gdy ciało Pogrobca opadło na pokład jeno lekkim zaciśnięciem dłoni dała znać, iż ją to ruszyło. Przyklękła przy nim sprawdzając, czy rzeczywiście zdołał zrobić, co zamierzał. Bogowie chyba sami nad berserkerem czuwali, gdyż wyglądało na to, że mu się udało. Westchnęła cicho i wstała spoglądając spokojnie na załogę. - I po wszystkim… Koniec przedstawienia. Umieścić go trzeba w skrzyni jeno, by dotrwał do końca podróży. - Uśmiechnęła się leciutko i podeszła do Freyvinda i Chlothild sprawdzając w jakim są stanie oboje. Skald leżał lekko skulony obok dziewczyny obejmując ją ramieniem, ale oczy miał wrokiem nieobecnym przepełnione. Na twarzy wręcz promieniał brak woli do czegokolwiek, chocby może i do istnienia, krańcowa depresja paradoksalnie mieszała się z obojętnością. Chlo otulała nieobecnego skalda skórami, nucąc coś pod nosem, jakby scena przed chwilą nie miała w ogóle miejsca. Odsuwała włosy z twarzy Freya, gładziła twarz jego umorusaną we krwi Volunda dłonią. Uśmiechnęła do volvy niby lecz oczu z Lenartssona nie spuszczała. Helleven zauważyła zmiany w dziewczynie: schudła, drobna niczym ptak się zrobiła, zapadnięte policzki tylko podkreślały sine cienie pod oczami. Lecz wzrok miała trzeźwy - spojrzenie jej złapać można było. Wieszczka zacmokała na widok Franki i do kapitana się zwróciła. - Dziewczyna widać dawno w ustach nic nie miała. Znajdzie się coś dla niej do zjedzenia? - Zapytała również jakby wcześniejszej sytuacji nie było. - Zapasy mamy - bruknął jako jeden z wielu co tak szybko do stanu normalności nie przechodzili. Palnął jednego z wojów: - Daj chleba i sera - wskazał głową w kierunku Franki, co posiłek przyjęła. Nie rzuciła się jednak na żywność, skubiąc chleb i drobiąc niemrawo ser. - Freyvindzie? - Helleven w czasie, gdy na jedzenie czekali spróbowała wpierw do skalda przemówić. Nie odpowiedział jej wzroku nawet nie odwracając. Westchnęła cicho. Wiele musiało się wydarzyć, zbyt wiele, a ona tak mało wiedziała. - Chlothild… - Do dziewczyny się cicho zwróciła. - Będę Cie musiała o coś poprosić, dla dobra Twego pana. - O co? - dziewczyna spytała z pełnymi ustami. - Będziesz musiała w Ribe sama zejść z pokładu i spotkać się z jarlem Agvindurem. Opowiedzieć co się wydarzyło… i że my z dalszą misją ruszamy. Będziemy oczywiście czekać na Ciebie. Ale Ty sama iśc musisz, bo nie wiem czy my możemy. Rozumiesz? - Czemu nie moglibyście? Agvindura ostrzec, niech wojsko zbierze, Aros odbije - wzruszyła ramionami jakby dziecku małemu co tłumaczyła. - Skoro zwiad nie pomógł w niczym, z pustymi rękami mnie do niego ślecie? - Bośmy krwią związani… - Rzekła ostrożnie nie wiedząc, czy będzie mogła te słowa wymówić czy nie. Gdy jednak wypowiedziała z ulgą odetchnęła. - Ktoś nas krwią związał i z tego co słyszę nakazał gdzieś ruszać. Nie jesteśmy w stanie pomóc Agvindurowi… Ale… - Zagryzła wargi i zerknęła na załogę. - Nie wiem czy będę mogła zejść ze statku. - Dokąd? Po co? - Chlo brwi zmarszczyła - Jak was związał...to … Bjarki by wiedział co robić. - mruknęła smutno - Ale Agvindur też wiedzieć może. Może wam pomoże? Pokiwała powoli głową. - Ale my musimy płynąć, rozumiesz? - Zaakcentowała słowo “musimy” i wbiła spojrzenie w dziewczynę. - Ty możesz spytać, poprosić. My musimy płynąć. Rozumiesz? - Głos brzmiał ostrzej, nerwowo. - Rozumiem. A...aaa powiedziano wam kiedy macie płynąć? - Franka uśmiechnęła się cwanie. Tu volva zawahała się. - Nie wiem… - I przeklnęła cicho. - Za mało wiem. Słuchaj Chlo, nawet jeśli nie od razu… - Zerknęła na załogę. - Możemy spróbować… Posłuchaj uważnie. Jak będziemy w Ribe, ja mogę nie pamiętać tej rozmowy. Namów mnie, bym z Tobą poszła, rozumiesz? - Spojrzała Chlo w oczy. - Wymyślisz coś na pewno, co mnie przekona. Zrobisz to? - A co takiego może Cię przekonać? Bezpieczeństwo Aros? Bezpieczeństwo Freyvinda, brata Agvindura? Helleven się zamyśliła. Elin była słaba… Pewnie poddała się w pełni i będzie robić wszystko by misję wykonać ale jej troska o wszystko i wszystkich może się tu przydać. - Powiedz, że Agvindur nie uwierzy, jeśli nie przekonam go sama. By spokojnie misje wykonać, muszę go o jej słuszności przekonać. - Mmmhm - zamruczała zapchanymi usty Franka - Powiem. Zastanowiła się nad czymś przez chwilę. - Co to za misja? - odstawiła resztkę jedzenia na bok i otrzepała dłonie. - Nie znam jeszcze szczegółów. - Westchnęła cicho opierając się o skrzynię i z ukosa patrząc na Frankę. - Ale dla Ciebie będzie lepiej, jeśli Agvindur nam pomoże... . - Mruknęła. - Widzisz co z Twoim Panem się przez to wszystko stało. - On nie nawykł by mu kto cugle nakładał. - Franka stwierdziła prosto acz z czułością spoglądając na skalda - Nie nawykł też i do wielkiej polityki - westchnęła cicho - Szlag go trafia na to. Może lepiej jak wypłynie? - zastanowiła się przez chwilę. - Do Hedeby go zabrać - zachichotała - tam by miał używanie. - w głosie płacz skrywany ściśle usłyszeć się dało. - Może powinien ale wolny, Chlo. Musi być wolny, by działać w pełni. I w Twoich rękach znajduje się klucz do jego wolności. Pamiętaj o tym. - W moich? - Chlo zdziwiła się - Ale ja nie wiem jak więzy rozwiązywać. Mnie to nie ciekawiło, póki on mnie chciał. - Jeśli ja Agvindurowi nie będę w stanie powiedzieć co z nami zrobiono, to Ty będziesz naszą ostatnią nadzieją. - Odparła zniecierpliwiona. - Rozumiesz? Franka nerwowo paznokieć na kciuku obgryzła i wypluła. - Mhm… a ty nie masz żadnych sposobów? W końcuś bogów waszych głosem? Hm? - Widzisz Chlothild… Cena za podglądanie bogów jest wysoka. I czasami nie nadaję się do niczego tylko płakania, a czasami potrafię zrobić wszystko. Zależy od nocy… Niestety. - A nie chciałabyś móc zawsze? - pytanie padło z ust dziewczyny co czubek buta obstukiwała teraz o deski pokładu z jakichś brudów. Pod koniec pytania uśmiechnęła się do Helleven. - Każdy by chciał. - Uśmiechnęła się lekko. - Tylko wszystko ma swoją cenę. - Volva w oczy Franki zerknęła zastanawiając się z kim teraz rozmawia. - Pewnie - dziewczyna wzruszyła ramionami - To nie kwestia ceny. To kwestia ile jesteś w stanie zapłacić. - Chciałabyś? Zapłacić, volvo? - Uczono mnie, że w takich kwestiach cena zawsze jest wyższa niż na to wygląda. - Odrzekła ostrożnie - A tutaj wszak nie o małą sprawę chodzi, prawda? Może jednak byłabym skłonna zapłacić za coś innego. - Spojrzała na demonicę. - Małą, niemałą. Wszak mówim o nieumarłych. Co Cię interesuje. - Franka porzuciła skalda i podeszła do burty drakkaru, stanęła blisko wiedzącej. Morska bryza rozwiewała im obu jasne włosy, pryskając zimną wodą w twarze. Helleven popatrzyła na morze zastanawiając się dłuższą chwilę. Oczywiście,że chciałaby żeby Elin zniknęła, wszystko byłoby prostsze. Jednakże targowanie się ze złym duchem było głupotą, jeszcze większą powierzanie mu spraw tak ważnych. Więzy krwi jednak… Spojrzała ponownie na dziewczynę i westchnęła. - Zapytam jeno z ciekawości… Na więzy krwi? Znasz sposób, demonie? - Co dasz za tę informację, volvo? - ciemne oczy znalazły się blisko twarzy Helleven chwilę po tym jak w powietrzu rozniósł cichy śmiech. - Sama mówiłaś o cenie... Wieszczka uśmiechnęła się złośliwie. - Mogłam się domyślić. Cóż, nie dogadamy się. - Wzruszyła lekko ramionami jakby się tym w ogóle nie przejęła. - Trudno. Na was więzi spoczywają. Widać lubujecie się w byciu nieszczęśliwymi. - Chlo uśmiechnęła się uprzejmie. - Gdy zdanie zmienisz… wiesz gdzie mnie szukać.- dziewczyna zapatrzyła się w nocne niebo. - Na nas ale to Ty miałaś wizję wielkiego państwa północy, na którego czele miał stać on. - Wskazała na leżącego Freyvinda. - Jak narazie, to widzę kłodę drewna, a nie wielkiego władcę. W zasadzie, to zastanawiam się, co tu jeszcze robisz. - Stwierdziła wieszczka wzruszając ramionami i spokojnie podeszła do skrzyni z Volundem. Czemu berserker zabrał jej pierścień? Nachyliła się nad nim przyglądając się sygnetowi, dotykając grawerunku, próbując wyczuć wzór. Franka przyglądała się oparta leniwie o burtę: - Nie on pierwszy, nie on ostatni co upadli i spalili się zanim się wznieśli. - wzruszyła ramionami - A jak chcesz wiedzieć co tu jeszcze robię, to poznać byśmy musiały się nieco bliżej… - uśmiechnęła się niewinnie i kusząco jednocześnie. Helleven przyrzec by mogła, że u zwykłego śmiertelnika taki uśmiech możliwym być nie mógł. Volva przerwała badanie pierścienia i ponownie podeszła do dziewczyny muskając delikatnie jej policzek i nachylając się do jej ucha. - Niestety, nie gustuję w kobietach. - Szepnęła i odsunęła się lekko. Chwilowe osłupienie widoczne w twarzy Chlo zastąpiło szczere rozbawienie. Dała temu upust głośnym, lekko chrapliwym śmiechem. Mgnienie oka później, aftergangerka poczuła ujęcie w pasie i mocny, gwałtowny ruch co skrócił dystans miedzy dwiema blondynkami. - Poznawać można na wiele sposobów - czarne, przepastne oczy wpatrzone były nieruchomym spojrzeniem w twarz Helleven - a coś mi mówi, że tobie ciekawości nie brak. Mimo wszystko. - usta Chlo, gorące mimo chłodu wokół musnęły usta wampirzycy. Wiedząca nie była zaskoczona takim obrotem sprawy i sama objęła Frankę tyle, że za szyję oddając ulotny pocałunek i uśmiechając się z rozbawieniem. - Mogłabym Cie nawet polubić. - Och? Doprawdy? - palce dziewczyny lekko muskały plecy volvy - A cóż stoi Ci na przeszkodzie? On? - kiwnęła głową w kierunku gdzie leżał Freyvind - Czy on? - lekkim gestem podbródka kiwnęła ku Volunda skrzyni. Helleven parsknęła cicho. - Żaden z nich. Jeno to czym jesteś. - Dodała z udawanym smutkiem wplatając palce delikatnie we włosy Franki i bawiąc się nimi. - Wieczne chodzenie po krawędzi może w końcu zmęczyć. Chlo prychnęła: - Tak jakbyś sama tego nie robiła. Chodzisz, chodzisz a potem przestajesz. A potem znikasz. Nie boisz się, że znikniesz całkiem? Że tamta Cię odrzuci? Że o tobie nikt pamiętać nie będzie? - szept sączył się do ucha volvy. - I to niby ja Ci na przeszkodzie stoję? - Nie można odrzucić części siebie… Poza tym… Ona mnie potrzebuje i doskonale o tym wie. - Wiedząca uśmiechnęła się nostalgicznie i przybliżyła pukiel włosów dziewczyny do swych ust. - Nie stoisz mi na przeszkodzie. Jeszcze… I mam nadzieję, że tak zostanie. Szkoda by było… Nie sądzisz? - Zaczekam… - Chlo mrugnęła zawadiacko okiem - … ja mam czas… neony czasu… - uśmiech poszerzył się. - Nie śmiałabym stawać Ci na drodze. - Franka zacisnęła dłoń na pośladku wiedzącej w wyuzdanym geście. Helleven zaśmiała się przy ostatnim zdaniu. - Czynisz mi radość i zaszczyt. - Drugą ręką, która ciągle spoczywała w okolicy szyi Franki przycisnęła ją do siebie bliżej całując ją tym razem mocniej, po czym zwinnie wysunęła się z jej objęć. - Myślę, że obie możemy sobie nie wchodzić w drogę. - Uśmiechnęła się leciutko. Odwracając się napotkała kilkadziesiąt spojrzeń wbitych w nią z zaskoczeniem, wrogością, podnieceniem i podejrzliwością. Mieszanka uczuć … intensywna, pazernie otaczająca lecz jednocześnie ujarzmiona. Mężczyźni nie zbliżali się zafascynowani lecz zbyt ostrożni i przestraszeni by przerywać ich rozmowę. - Czyż to nie urocze? - usłyszała szept Franki - Nie chciałabyś by cię kochali i byli posłuszni twej woli? - kusicielski głos wypalał sylabę po sylabie w duszy aftergangerki. - By szanowali tak jak teraz? Hmm? Demonica uderzała w czułe struny, dlatego była tak niebezpieczna. Czyż nie pragnęła? Oczywiście, że pragnęła! Do tej pory wszyscy tylko Elin, Elin i Elin. Nawet Leiknar… Nawet on widział jedynie tą beksę. Wiedząca wyprostowała się dumnie podchodząc ponownie do skrzyni berserkera i dopiero z tego miejsca odezwała się do Chlo. - Nie potrzebuję ich. - Odrzekła i była w tych słowach prawda. Jedynym kogo potrzebowała był Loki… Zwykli mężowie nie mogli jej zadowolić. - Ale dziękuję za propozycję. - Uśmiechnęła się. - Kłamczucha… - usłyszała jeszcze radośnie rzucone nim Franka ponownie odwróciła się ku skaldowi. Volva odetchnęła cichutko i skupiła się w końcu na pierścieniu. Pogrobiec nie był głupi, w zasadzie, to szanowała go bardziej niż Freyvinda. Zatem jeśli zabrał jej ten pierścień miało to jakiś związek z ich wyprawą do Ribe. Ale o co mogło chodzić? Palce wiedzącej błądziły lekko po sygnecie z każdą chwilą coraz bardziej intensywnie, gdy aftergangera korzystając ze swej mocy widzenia przedzierała się przez liczne pytania i barierę tajemnicy. Pierwsze wrażenia subtelne były i ciężko było się volvie przebić. Jednak czytająca nie poddawała się łatwo. Nigdy. Poczuła w końcu nić połączenia. Siła i doświadczenie związane z pierścieniem były. Ciemnowłosa kobieta nie była jego pierwszym właścicielem. Dostała go w prezencie od starszego mężczyzny. Wysokiego, postawnego, z pociągłym obliczem i dość długą, zadbaną brodą. Stroskane spojrzenie szarych, dużych oczu i zacięte usta świadczyły o zmartwieniu i zatroskaniu. Królewskie niemal szaty świadczyły o wysokim statusie. Volva pociągnęła wizję mocniej chcąc więcej szczegółów poznać i uzupełnić luki w niewiedzy. Tuż obok obdarowanej pojawiła się druga postać. Blisko. Bardzo blisko. Obie cieniami otoczone, obie emocjami i siłą wewnętrzną połączone. Druga postać zdawała się zmieniać w zależności od światła natężenia, od ułożenia twarzy. Raz zdawała się być mężczyzną, raz kobietą. Drobna, niezpozorna, taka, co to dwa razy spojrzenia nie przyciągnie do siebie. Helleven znała takich ludzi, niejednego szaraka pogoniła by zapomnieć o nim w mgnieniu oka. Obie stojąc obok siebie sprawiły, że brodaty mąż się cofnął z przez chwile strachem i niepewnością na licu wymalowanym. Kolejna scenka jaka niecierpliwej i żądnej wiedzy Helleven się nasunęła powiązana z Einarem była. Einar wstrzymywanym przez macki wijące się na tronie swym, ciemnowłosej ramię na jego ramieniu oparte. Oboje przypatrujący się działaniom na modę męską ubranego towarzysza, któren stojąc w falujących cieniach tka, tworzy z nich żyjące istnienie. To ono atakuje hirdmanów, przerażenie w ich sercach wzbijając. To czego doświadcza unieruchomiony Einar to czyste przerażenie. Gdy sięga ono apogeum, macki oplątują go i … w świat szarości, drgań, obcości wrzucają. Wokół wiele istnień się kręci, lecz czarnowłosa niewiele sobie z nich robi. Odrzuca jarla pozostawiając w przerażającym miejscu, samej wracając i zajmując tron jego … Volva puściła pierścień mrużąc oko swe jedyne, ale na jej wargach błąkał się uśmiech. Była podekscytowana, ta która ich zniewoliła była mistrzynią w tym co czyniła. Godna przeci… godna uwagi, godna walki. Ach.. sprostać komuś takiemu... Uspokoiła się jednak i uwagę swą teraz skierowała na berserkera. - Miałeś być mi tarczą… - Szepnęła i ostrożnie dotknęła niegdyś tak pięknego lica, by po dłuższej chwili odskoczyć z cichutkim sykiem. Złość ją przepełniała, buzowała w niej, tym większa, iż zaczynała nić sympatii do Pogrobca odczuwać. Sygnet z jego dłoni wzięła i ponownie sama go założyła. Pytań jednak ciągle więcej miała niż odpowiedzi. Dlaczego zgodził się na więź krwi? Dlaczego teraz w zasadzie oddał się w jej ręce? Musnęła kołek, po czym ponownie policzek aftergangera. Niemal niewidoczny uśmiech przemknął po jej ustach, po czym wzrok jej stwardniał i skierowała się ku skaldzie i siedziącej przy nim Chlo. - Wybacz ale to konieczne… - Rzuciła do Franki po czym trzepnęła z rozmachem Freyvinda w twarz z otwartej dłoni. - Pobudka! Masz zamiar dalej tak leżeć i udawać wór mięsa? - Syknęła do aftergangera. Uniósł na nią wzrok, ale w jego oczach ni zainteresowania, ni woli nie zobaczyła. - Z drugiej strony to Ci się nie dziwię… Bo wygląda na to, że to kobieta Cie tak pięknie urządziła… - Uśmiechnęła się złośliwie. - Tego tak nie potrafisz znieść? Czy potrafił czy nie, czy słowa Elin dotarły do niego czy zagubiły się w drodze do jego umysłu, też stwierdzić nie można było. Wzrok bezwolny i udręczony przez chwilę spoczywał na wieszczce po czym z powrotem skierował się ku deskom pokładu. Wieszczka trzepnęła go tym razem w drugi policzek. Korciło ją by użyć mocy na nim ale ryzykowała wtedy,, że jeno zwiększy uczucie do tej, która ich spętała. - Pan wielki pogromca pomiotu Lokiego, Jarl Bezdroży, Nieprzyjaciel Jedynego Boga! Po prostu się poddał, bo mu kobieta tyłek skopała! Jakie to męskie zaprawdę! Milczał i na powrót głowy już nie podniósł. Prychnęła ale widząc, że i tak nic z tego nie będzie odeszła szukać jakiegoś noża bądź sztyletu, by wiadomość dla Elin wyryć na spodzie ich skrzyni. Wtedy też o mieczu sobie przypomniała i zaczęła przeszukiwać wściekle rzeczy, w które ich uposażono, nie odnalazła go jednak. Następna noc Helleven do przytomności wróciła w skrzyni i zamrugała zdziwiona. Czyżby Elin tak zgnębiona wszystkimi wydarzeniami była, iż nie miała zamiaru się budzić? Na ustach volvy zagościł wredny uśmiech. Nie, żeby ją to szczególnie martwiło. Wieko otwarła i rozejrzała się dostrzegając wokoło znajome otoczenie - drakkar z zeszłej nocy. Może beksa nie była taka głupia? Wieszczka wstała i przeszła się po pokładzie sprawdzając jak daleko od brzegu się znajdują. Gdy głosy ze skrzyni Freyvinda usłyszała przybliżyła się podsłuchując. Z Franką rozmawiali prawie niesłyszalnie, lecz volva domyślać się mogła o czym. Szloch dziewczyny wkrótce posłyszała ukrywany. |
05-02-2017, 03:08 | #10 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |