Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-09-2007, 19:32   #1
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[Wampir: Maskarada] DELIRIUM

DELIRIUM

CZYLI SEN SZALEŃCA


Wiedeń… piękne miejsce będące od lat kolebką europejskiej kultury. Miasto to pełne jest nie tylko cudownych zabytków i pomników przeszłości, ale także stanowi jeden z ośrodków kwitnącej młodej kultury. Począwszy od wspaniałego barokowego pałacu Schönbrunn przez Muzeum Historii Sztuki aż po aktualną architekturę w Dzielnicy Muzealnej MuseumsQuartier… Wiedeń jawi się w różnych barwach i wymiarach. Żyło tu więcej słynnych kompozytorów niż w jakimkolwiek innym zakątku świata…
Wiedeń pulsuje, tętni życiem niczym żywa istota…
Może to właśnie przyciąga doń wampiry?

Jaka by nie była odpowiedź, faktem jest, że to w Wiedniu właśnie zbiera się potężna Rada Camarilli, złożona z najbardziej wpływowych Kainitów Świata Mroku.

I oto Ty – już nie młodzik, lecz wciąż pacholę wobec kilkusetletnich patriarchów – masz stanąć przed obliczem Rady. Czego chcą? Ponoć pragną nagrodzić Cię za Twe osiągnięcia… Ponoć.

Idziesz długim, zimnym korytarzem, a echo Twych kroków jest niczym dudnienie gongu, wybijającego raz po raz wezwanie.

Stajesz przed mosiężnymi drzwiami, zastanawiając się czy ta staroć przetrwałaby atak na siedzibę Camarilli. Jak znasz tych podstępnych starców, zabytkowe wrota skrywają pewnie nowoczesną technologię. Może nawet są pancerne… Wyciągasz dłoń, by dotknąć ich powierzchni, lecz strażnik zbija twą rękę dość brutalnym uderzeniem włóczni – kolejny archaizm. Patrzycie na siebie z gniewem, mierząc się wzrokiem.

- Wejdziesz, kiedy Cię wyczytają. Nie wcześniej. – rzuca krótko strażnik.

Zapewne celowo pominął jakiekolwiek formy grzecznościowe. Chcesz już coś odpowiedzieć, lecz słowa zamierają ci w gardle, gdy słyszysz jak ktoś przez megafon wymawia Twoje nazwisko.

Drzwi otwierają się, a Ty, gdybyś był człowiekiem, zapewne wstrzymałbyś dech w piersiach. To jednak nie spodziewany przepych Cię zdumiewa, lecz fakt, że sala wizytacyjna Camarilli wygląda jak… pokój przesłuchań (?!).

Niepewnie wchodzisz do środka, a strażnik zamyka za Tobą drzwi. W słabym świetle, przywodzącym na myśl policyjne jarzeniówki, dostrzegasz stojący na środku pomieszczenia skórzany fotel, a naprzeciw niego ogromne lustro. I to wszystko.

W końcu decydujesz się usiąść na krześle. Przez chwilę nic się nie dzieje. Chcesz już wstać, gdy światło gaśnie. Siedząc w ciemnościach zastanawiasz się czy to aby na pewno nie spisek, a obiecana nagroda nie jest przypadkiem wyrokiem na Ciebie.

Zauważasz, że lustro przed Tobą zaczyna połyskiwać delikatnym blaskiem. Twoje odbicie rozmywa się, a zamiast niego widzisz ogromną komnatę. Patrzysz głodnym wzrokiem przez szybę, która jeszcze minutę temu była tylko jednolitą taflą, w której odbijała się Twoja sylwetka i ów skórzany fotel.

Oto przed Tobą roztacza się widok na iście królewską salę audiencyjną, pośród której na wysokich, pozłacanych tronach zasiadają oni – Rada Camarilli.
Twoją uwagę zwraca fakt, że fotel pośrodku – większy niźli pozostałe - jest pusty. To prowokacja? A może kolejna tradycja?

Mężczyzna siedzący z lewej strony pustego tronu, wstał. Jego ascetyczna sylwetka była jakaś nienaturalnie wysoka, a ręce i nogi za długie – jakby ponaciągane.

- Witajcie. – do Twych uszu dotarł jego ciepły, silny głos.

Ów wampir, zapewne słynny Etrius z klanu Tremere, rozejrzał się powoli, przez moment patrząc ci prosto w oczy. Od spojrzenia jego szarych tęczówek przeszył cię zimny dreszcz, jak gdyby ktoś wpuścił do Twej głowy oślizgłego węża, który miał wykraść Ci wszystkie tajemnice.

- Zostaliście wezwani do Wiednia, by od samej Rady odebrać podziękowania za Wasze dokonania…. – kontynuował mężczyzna, mówiąc wyraźnie nie tylko do Ciebie. – Camarilla jest z Was dumna! Pragnę zatem w imieniu nas wszystkich, jak tu zasiadamy, nagrodzić Was, wyznaczając specjalna misję.

No tak… typowe działanie tych staruchów. Tworzą otoczkę chwały i zasługi po to tylko, byś bardziej się przyłożył do sprzątania ich podwórka…

- Oto w Wasze ręce oddane zostaniem miasto! Jeden z Was zaś stanie na jego straży jako Książę lub Księżna i decydować będzie o życiu i śmierci pozostałych dzieci Kaina! – Etrius zrobił dramatyczną pauzę, po czym kontynuował. – Reszta spośród Was nie zostanie jednak bez niczego, utworzycie bowiem Radę, by wesprzeć władzę tego, który pierścień Camarilli będzie nosił.

„Asceta” zasiadł na swym tronie i jakby na umówiony znak zaraz wstała nieduża kobieta o orientalnych rysach twarzy… czyżby Anna Magdalena znalazła sobie nowe ciało? Słysząc naprawdę wiele o jej brzydocie, można być tylko wdzięcznym za takie rozwiązanie.

- Wierzymy w Was córy i synowie… - przemówiła lekko zachrypniętym głosem. – Wierzymy, że zjednoczycie się, by zaradzić chorobom islandzkiej stolicy – miastu Reykjavik. Jednym z owych problemów jest władza nieudolnego księcia Rolanda, który widać nie radzi sobie z ciężarem odpowiedzialności i przestrzeganiem zasad Maskarady. Waszym najpierwszym zadaniem będzie obalenie niekompetentnego Kainity. Jak to zrobicie oraz jaki los mu zgotujecie – to już zależeć będzie od nowego Księcia. A kto nim zostanie? O tym zadecydujemy już wkrótce, uhonorować bowiem chcemy tego, który największą się wykazał lojalnością wobec swych ojców…

Kobieta uśmiechnęła się przebiegle. Ciężar spojrzenia jej piwnych oczu niemal wtłaczał Cię w fotel. Cóż to mogło być?

- Wybrani! – otrzeźwił Cię dźwięk jej głosu. – Przejdziecie teraz do Błękitnego Salonu, gdzie poznacie się. Tam też decyzja Rady, co do wyboru Księcia, zostanie Wam przedstawiona. Idźcie w pokoju.

Nagle obraz kobiety rozpłynął się, a zamiast niego „wróciło” lustro. Znów widzisz swoją twarz… zdziwioną? Zaniepokojoną?

Drzwi za plecami otworzyły się, snop ostrego światła z korytarza oślepił Cię na moment. Mrugasz oczami kilka razy, po czym podnosisz wzrok. Strażnik stoi u wejścia, czyniąc zapraszający gest dłonią.
Czas na Ciebie…


* * *


Błękitny Salon to ulubione miejsce Rady do zapraszania gości. Był to pokój bardzo wystawny, urządzony ze smakiem, a na dodatek w ciekawy sposób otwarty. Czyżby starcy z Camarilli chcieli zasugerować, że nie mają niczego do ukrycia?

W sześciu nawach stanęło sześć postaci. Odległości miedzy nimi były jednak zbyt wielkie, by mogli dokładnie się dojrzeć fizjonomie pozostałych. Mieli czekać na wezwanie, więc stali bezczynnie, przyglądając się niezwykłemu sklepieniu pomieszczenia. Na szczęście nie trwało to długo.

Niewiadomo kiedy, na środek, pomiędzy dwa stoły wystąpił przystojny mężczyzna o nienagannej aparycji i - jak się miało okazać – równie poprawnym sposobie wysławiania się.

- Raz jeszcze pragnę powitać szanownych gości! - zaczął głośno, by wszyscy go usłyszeli, mówiąc przy tym jednak przyjemnym w brzmieniu tenorem. – Witam was w imieniu znakomitych gospodarzy i proszę uprzejmie do Błękitnego Salonu na chwilę odpoczynku. Rada Camarilli w chwili obecnej obraduje, mając jednakże nadzieję, że tę odrobinę czasu, jaką potrzebują na podjęcie decyzji, spożytkujecie na wzajemne zapoznanie się. Zapraszam zatem!

Jegomość zwrócił się w stronę pierwszej nawy z prawej strony ściennego obrazu.

- Ciebie Andrzeju Dereszu z Ventrue… - rzekł bez zająknięcia.

Ukłonił się, po czym zwrócił swe oblicze w kierunku kolejnej wnęki.

- Ciebie Karolu Lipiński z Nosferatu

- Ciebie Macho Komarenko z Malkavian

- Ciebie Jacku Borowiczu z Gangreli

- Oraz ciebie Robercie Aligarii z Ventrue.

Za każdym razem człowiek powtarzał procedurę witania, by oddać każdemu należyte honory. Następnie zaś skierował się do wyjścia z sali. Stanął jeszcze przy wielkich dębowych drzwiach i pokłonił się jakoby wszystkim.

- Rozgośćcie się. Nasi patriarchowie niedługo skończą naradę i przedstawią wam jej wynik. Tymczasem zaś…

Klasnął dwa razy w dłonie i dębowe drzwi rozwarły się. Do salonu weszli dwaj służący niosąc srebrne tace. Na każdej z nich można było dostrzec kryształowe kielichy i butelkę wina.

- … napijcie się za ich i wasze zdrowie.

Służący postawili tace na stolikach i rozlali do sześciu kieliszków zawartość butelek. Teraz w święte lamp wytrawne oczy wampirów mogły dostrzec, że to nie wino, lecz krew.

Kelnerzy wraz z mężczyzną, który wprowadził Kainitów do Błękitnego Salonu, opuścili pomieszczenie, przymykając za sobą ciężkie drzwi.
Wywołani zostali sami…
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 22-09-2007, 23:04   #2
 
Fanael's Avatar
 
Reputacja: 1 Fanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodze
Wampir z pierwszej nawy przełamał się pierwszy. Skłonił lekko głowę w stronę pozostałych i ruszył w stronę kielichów. Widać było, że nie pierwszy raz znajduje się w podobnym miejscu. Pewny krok, wyprostowana postawa. Stukot jego obcasów niósł się w absolutnej ciszy jaka pozostała po wyjściu obsługi.
Ubrany był w elegancki długi garnitur, połyskujący w świetle lamp czerwonym poblaskiem. Styl poruszania się i drobnych gestów, wybitnie wskazywał na to, że jest to strój niemal codzienny i chodzenie w odpowiedni sposób jest dla tego wampira czymś naturalnym. Długie włosy spięte na karku kokardą przechodziły w warkocz, z którego wymykały się niesforne kosmyki blond włosów. Powaga klanu Ventrue w całej okazałości, gdyby nie figlarny, uwydatniający pewność siebie uśmiech błądzący po ustach i oczach. Zawadiacka bródka pasująca raczej do motocyklisty na harley'u, w ujmujący sposób komponowała się jednak z resztą aparycji.
Zatrzymał się spoglądając na pełne czerwieni naczynia świdrując je wzrokiem
- I co teraz? - mruknął pod nosem - mam próbować, żeby sprawdzić, czy jest tu ta, którą preferuję? Nie mogli po prostu podać wina?
Delikatnie odchylił głowę wdychając zapach vitae. Jeszcze raz spojrzał na stolik, po czym usiadł w jednym z foteli.
- Zachęcam państwa to uczynienia podobnie.- zwrócił się do pozostałych - Obrady jakiegokolwiek większego konwentu Camarilli mają to do siebie, że trwają dość długo.
 
__________________
Księciu nigdy nie powinno brakować powodów, by złamać daną obietnicę.

Ostatnio edytowane przez Fanael : 22-09-2007 o 23:19.
Fanael jest offline  
Stary 23-09-2007, 18:49   #3
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Maskarada, książę i Reykjavik, miasto na końcu świata... Interesujące, co też wydarzy się dalej? Czas pokaże...

Brian drgnął usłyszawszy swoje prawdziwe nazwisko. Skąd oni... Od tak dawna nie słyszałem go już w cudzych ustach. Ile to może być już lat...?

Brian westchnął cicho, rozglądając się po pokoju. Salonie. Podobało mu się tu, jak w każdym miejscu urządzonym ze smakiem, z dbałością o detal, z tym "czymś" zawieszonym w powietrzu. Przerażała go jedynie nieco ta cała przestrzeń zamknięta w tym pokoju.
Kroki pierwszego z wampirów zabrzmiały nienaturalnie donośnie w tej pustej sali. Ventrue, Ventrue... Widać to było w każdym jego kroku. Usiadł naprzeciw niego, po drugiej stronie stołu. Brian uśmiechnął sie lekko, pod nosem.

- Ano, mają - zgodził się Gangrel wychodząc ze swojej nawy. Mógł mieć jakieś 18 lat, wyglądał bardziej na chłopca niż na mężczyznę. Miał na sobie czarny płaszcz, który poruszał się lekko w rytm jego ruchów i koszulę wypuszczoną ze spodni. Poruszał się lekko, niewymuszenie. Czarne włosy opadały mu za uszy.
Jednak najdziwniejsze były jego oczy. Niemal nienaturalnie zielone. Kocie.
Chłopak podszedł do stolika i sięgnął po butelkę.
- W niezwykłych okolicznościach się spotykamy, czyż nie? - zaczął jak gdyby nigdy nic - Ciekaw jestem, co też jeszcze z tego wyniknie...
Mówiąc, odkorkował butelkę i nalał napoju do kieliszka. Uniósł go do góry, jak w geście toastu, skłaniając się lekko w kierunku pozostałych spokrewnionych.
- Na imię mi Brian - wymówił swe imię tak jak się je pisze - No, a przynajmniej tak na mnie mówią.
Gangrel uśmiechnął się przyjaźnie.
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...
Hael jest offline  
Stary 23-09-2007, 19:05   #4
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Powolnym krokiem z następnej nawy wyszedł kolejny z wampirów. Stukot stóp był zagłuszany przez miarowe uderzenia laski, długiej, smukłej i z pewnością przynajmniej z wierzchu złotej, o ziemię. Ruch ten w pierwszej chwili przywodził na myśl bardziej chęć pochwalenia się zabytkowym przedmiotem niż rzeczywistą potrzebę stosowania go przez kainitę, lecz już po chwili wydawał się być naturalną, nieodłączną częścią postaci.

Postaci, co trzeba dodać, dość nietypowej. Każdy bowiem, kto bliżej zainteresował się Radą, słyszał o wiekowym błaźnie, odnalezionym w letargu na początku XX wieku. Była to postać na tyle tajemnicza, że chociaż niejeden nosferatu próbował się dowiedzieć o błaźnie czegoś więcej- nieznane były żadne fakty z jego wcześniejszej egzystencji. Tym razem jednak Stańczyk, bo tak nazywano Roberta tutaj, w siedzibie Rady Camarilii, nie pojawił się w stroju błazeńskim- na sobie miał bowiem czarny frak, białą koszulę z wymyślnym kołnierzykiem, a w drugiej dłoni dzierżył przed chwilą zdjęty cylinder, co w połączeniu z laską dawało interesujący obraz wiktoriańskiego dżentelmena. Dorzucając do tego długie, delikatnie kręcone, choć odrobinę już wypłowiałe jasnobrązowe włosy i skromny zarost kreował nam się obraz owego Ventrue- szlachcica z dawnych lat.

Usiadł na miejscu obok pierwszego z wampirów, przez chwilę wbijając w niego swój wzrok- chłodne, zamglone i zamyślone spojrzenie. Tym samym uraczył drugiego z nowych "towarzyszy", który już w tym czasie zdążył przedstawić się jako Brian.

- Robert Aligarii, do usług.- odezwał się w końcu, głosem wystudiowanym przez wieki- chłodnym, niezdradzającym żadnych uczuć, a zarazem nieodrzucającym rozmówców. Typowy ton dyplomaty.

- Młody Brianie, w towarzystwie jak i w życiu niemile widziane jest dolewanie do niemal pełnego kieliszka- czy to dosłownie, czy metaforycznie.- rzucił jakby od niechcenia, podnosząc swój kieliszek i delikatnie unosząc go w kierunku Gangrela. Twarz wciąż miał kamienną.

Swym wyczulonym powonieniem ocenił bukiet vitae. Cóż, zrodziło się w jego myślach stwierdzenie, jeżeli całe to zadanie będzie tak wyśmienite, jak ta krew, to czekają mnie naprawdę cudowne noce...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.

Ostatnio edytowane przez Kutak : 23-09-2007 o 19:12.
Kutak jest offline  
Stary 24-09-2007, 00:37   #5
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Zapach silnych perfum nieudolnie maskujących odór ścieków doleciał do trójki wampirów zebranych przy stole. W ich kierunku powoli kuśtykał kolejny umarły. Stanowił ponurą karykaturę swojego poprzednika. Zgarbiony w spranym i połatanym w wielu miejscach fraku oraz sterczącymi we wszystkie strony włosami bardziej przypominał stracha na wróble niż człowieka, którym kiedyś był.

Jednak najgorsza…najgorsza była jego twarz. Naciągnięta sina skóra, napięta do granic możliwości i wyłupiaste oczy, zamknięte do połowy dopełniały koszmarny obraz Nosferatu.
Sprawiał wrażenie nieobecnego, pogrążonego w śnie na jawie. Dosiadając się do stołu nie zaszczycił pozostałych nawet jednym spojrzeniem. Wsłuchiwał się jednak w każde słowo, każdy najmniejszy dźwięk i szmer, jaki dotarł do jego uszu.

Dopiero, gdy zapadła cisza, po raz pierwszy omiótł wzrokiem zebranych. Ci, którzy zdenerwowali się jego lekceważącym zachowaniem szybko pożałowali swoich myśli. Widok szeroko otwartych, przekrwionych oczu monstra nie należał do najprzyjemniejszych. Nienaturalnej wielkości uśmiech obnażający wszystkie kły - o dziwo niedotknięte żadną choroba- wypełzł na twarz Nosferatu, gdy ten przypatrywał się ubiorowi Roberta.

- Nazywam się Karol Lipiński, to przyjemność poznać tak zacne osoby. – Powiedział pięknym melodyjnym głosem, zupełnie niepasującym do właściciela.

Rzeczywiście są to niezwykłe okoliczności – Zwrócił się do Briana więc zapewne wynikną z tego niezwykłe kłopoty jak mniemam. Wypijmy, więc aby ich było jak najmniej.

Karol przyłączył się do toastu unosząc swój kielich. Traktował go z wielką czcią, gdyż nie pamiętał, kiedy ostatni raz kosztował czegoś tak wspaniałego.
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 24-09-2007 o 00:45. Powód: bo czcionka była za mała:P
mataichi jest offline  
Stary 24-09-2007, 01:50   #6
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Z mroku nawy wyłoniła się drobna sylwetka, szczupła kobieta ubrana była w czarny tęcz, ciasno spięty w tali szerokim pasem. O marmurową posadzkę zastukały obcasy wysokich kozaków. Rzeczą wręcz nadnaturalną było to jak pewnie i zgrabnie dziewczyna poruszała się na tak niebotycznie wysokich obcasach. Nagle ni stąd ni z owąd siedzących przy stole owionął zimny powiew wiatru, zebrani odruchowo popatrzyli na okna w poszukiwaniu, źródła przeciągu, jednak wszystkie były szczelnie zamknięte. Kobieta przenosiła powoli spojrzenie z jednego wampira na drugiego, jej wielkie oczy patrzyły na nich z mieszaniną strachu i odrazy, pełne usta były mocno zaciśnięte, jakby hamowała się przed powiedzeniem czegoś. Malkavianka nerwowo sięgnęła do wisiorka, zawieszonego na szyi.



Mankiet płaszcza zsunął się, ukazując okrwawiony nadgarstek, po salonie rozeszła się słodka woń świeżej vitae.

- Macha Komarenko, doktor Macha Komarenko – przedstawiła się zwięźle, jej wzrok spoczął gdzieś ponad głowami siedzących przy stole wampirów, dziewczyna podeszła do ściany i delikatnie dotknęła zawieszonego na niej płótna.



Na jej twarzy odmalował się najpierw wyraz ekstazy, który po krótkiej chwili przeszedł w grymas strachu, aby w końcu zamienić się w smutek, jedna krwawa łza spłynęła po jej policzku.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 24-09-2007 o 02:49.
MigdaelETher jest offline  
Stary 25-09-2007, 09:36   #7
 
Fanael's Avatar
 
Reputacja: 1 Fanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodze
Widząc płaczącą kobietę wyraz twarzy młodszego Ventrue zmienił się. Na chwilę zniknął sztubacki uśmiech, zastąpiony wyrazem troski. Przechylił lekko głowę czekając czy ktokolwiek zareaguje.
Płynnym ruchem powstał z krzesła i rzucając pełne pogardy spojrzenie na współklanowca podszedł cicho do Malkavianki. W jego prawej dłoni pojawiła się biała chusteczka z wyszytym na czarno znakiem klanu.

-Proszę. - powiedział podając ją kobiecie - Pozwoli Pani, że się przedstawię, Andrzej Deresz z klanu Ventrue. - Jego niebieskie oczy budziły zaufanie i roztaczały aurę łagodności - Czy będzie wielkim nietaktem, jeżeli spytam, czy mogę odprowadzić Panią do stolika, Pani doktor? -powiedział nadstawiając lewe ramię i skłaniając głowę.
 
__________________
Księciu nigdy nie powinno brakować powodów, by złamać daną obietnicę.
Fanael jest offline  
Stary 25-09-2007, 17:26   #8
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Musiał przyznać, iż ostatnia z postaci pojawiających się w salonie mocno go zaintrygowała. Nawet nie tyle sama kobieta, bo Malkavianek podczas mieszkania u Borysa poznał naprawdę wiele- każda inna, każda równie dziwaczna. W tej jednak pociągał go jeden z najpierwotniejszych instynktów jego gatunku- zapach krwi... Nie otwierając nawet ust przeleciał językach po swych zębach, na dłuższą chwilę zatrzymując się przy kłach.

- Tak więc jesteśmy już wszystkich. Teraz pozostało nam poczekać na szczegóły i werdykt. Miejmy nadzieje, iż zbyt wielu z nas nie odejdzie do niebytu po wyborze księcia...- uśmiechnął się delikatnie i bardzo tajemniczo, po chwili zakrył jednak usta kieliszkiem krwi.

Obserwował wszystkich obecnych, starał się określić ich zestawem prostych cech w swoim umyśle, szukał już okazji do współpracy z każdym z nich... Cóż, musiał przyznać, iż rada wybrała bardzo odmienne klany, typy charakteru i, jak mógł się tylko domyślać, style pracy. Czy to dobrze, czy źle- dopiero się okaże.

Przełknął krew i rozparł się w fotelu. Robercie Aligarii, znów odezwał się w myślach, tak zaczyna się twój wielki powrót...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 25-09-2007, 18:07   #9
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Robert Aligarii... Oczywiście, że Brian słyszał o Stańczyku. Dokładał starań, żeby dużo słyszeć.
Ciekawe, czy pozostali słyszeli coś o nim samym? O nie lubiącym dużo mówić o sobie gangrelu, bywalcu europejskich eklezji? O mniej i bardziej drobnych przysługach, jakie oddawał Starym i Możnym?
- Niekiedy - skłonił się lekko staremu Ventrue, gdy ten odezwał sie po raz pierwszy - kielich nigdy nie jest pełny. Ale tak, wypijmy - uśmiechając się szczerze w kierunku Lipińskiego podniósł kieliszek do ust. Pozwolił sobie przy tym na krótki rzut oka po kolejnym ze swych towarzyszy.
Nosferatu... Nie widział ich wiele. Teraz, mając jednego tuż przed sobą, wcale tego nie żałował. Karol był odrażający, w każdym calu. Jednak ten głos... Brian był ciekaw, co też może się jeszcze kryć w zdeformowanym kainicie.
Macha Kamarenko. Doktor. Z całą pewnością najbardziej interesująca ze wszystkich tu obecnych... Jak to Malkawianie.
Młodszy Ventrue, który jeszcze nie raczył się przedstawić, pospieszył ku pani doktor. Ach, gest godzien przyszłego księcia... Brian z nostalgią spojrzał na drzwi salonu.
On sam nie przypuszczał, że to on mógłby zostać księciem. Chyba nawet nie miał na to ochoty...
- Pozostaje tylko czekać... - odpowiedział, patrząc w powietrze, na stwierdzenie Aligari'ego.
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...
Hael jest offline  
Stary 29-09-2007, 23:55   #10
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński

Wyborna...po prostu wyborna…Nosferatu delektował się smakiem podanej krwi. Pojawienie się pani doktor skwitował jedynie cichym chrząknięciem. Nie ufał, żadnemu Malkavianowi…byli zbyt nieprzewidywalni i chaotyczni w skutek czego byli bardzo odporni na manipulacje. Dla Karola mogło to oznaczać jedynie kłopoty.

Na powrót przymknął oczy wsłuchując się w słowa pozostałych. Nauczył się, że słuchając uważnie innych można się było wiele o nich dowiedzieć…więcej niżby tego chcieli.

Robert Aligarii, tak… jego słowa zdradzały nadmierną pewność siebie połączoną z zarozumiałością, cechy, które zgubiły już wielu takich jak on. Książe? Być może, ale nie zdobędzie sobie wielu sympatyków wśród reszty. Deresz nie był lepszy…typowi Ventrue i to oni mieli największe szanse na tytuł.

Jedynie Brian wydawał mu się godny zaufania, mówił to, co myślał i nie wyglądał na osobę pragnącą władzy - podobnie jak Karol.

- Nie widzę potrzeby żeby ktokolwiek musiał odchodzić do niebytu drogi Robercie. – Jego piękny donośny głos znów wypełnił salę. – Nie po to zostaliśmy wybrani przez Radę, aby toczyć z sobą spory, czyż nie mam racji? – Posłał kolejny paskudny uśmiech w stronę Stańczyka.

Zapowiada się ciekawy koncert, ciekawe kto będzie grał pierwsze skrzypce…
 
mataichi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Content Relevant URLs by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172