Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-05-2014, 01:18   #211
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Ulice Tempelhof, Sylvania
32 Vorgeheim
Północ


Wciąż wstrząśnięci nagłym atakiem upiorów wędrowcy zebrali się przed płonącymi zgliszczami Szemranego Kruka oddając ostatni hołd martwemu już bohaterowi z Volkenplatz. Nie chcąc pozostawać zbyt długo na otwartej przestrzeni, po krótkiej chwili dość nerwowej ciszy zatopili się w mrok wąskiej uliczki. Prowadziła ona w kierunku Twierdzy Tempelhof.
Szli w milczeniu, trzęsąc się nie z zimna, lecz ze strachu o własne życie. Sytuacji nie poprawiały potężne kule ognia, które rozświetlały na ułamki sekund nocne niebo, by zaraz spać na okoliczne chaty niszcząc je z dziecinną łatwością. Miasto powoli zmieniało się w jedno wielkie ognisko wypełnione agonalnymi krzykami umierających, które echem niosły się po ulicach stłumione przez odgłosy wciąż stawiających opór mieszkańców miasta.
Chcąc uniknąć bezpośredniej konfrontacji z przytłaczającymi liczebnie upiorami starali się poruszać wąskimi alejami z dala od większych ulic, gdzie toczyły się najbardziej zażarte walki. Po kilku nerwowych minutach, które wydawały się dłużyć w nieskończoność, dotarli niezauważeni do głównego placu miasta. Lyndis mijała to miejsce już wcześniej przy akompaniamencie stada hałaśliwych kruków, lecz teraz było ono odmienione nie do poznania. Okalające plac zrujnowane chaty trawiła nieokiełznana pożoga pochłaniająca budynek po budynku. W samym centrum agory znajdowała się nadgryziona zębem czasu studnia, która niczym moździerz pluła na wysokość kilkudziesięciu pięter kulami rozżarzonego ognia. To właśnie ona była źródłem ogarniającego Tempelhof pożaru, lecz nikt z zaprawionych w bojach najemników nie potrafił zebrać w sobie tyle odwagi by podejść i przyjrzeć się z bliska osobliwej anomalii. Żaden z nich nie chciał mieć do czynienia z czarną magią, nawet Eusebio.
Przyparci do rozgrzanych szalejącą pożogą ścian walących się budynków wędrowcy obeszli piekielną studnie i ruszyli ścieżką prowadzącą w kierunku Twierdzy Tempelhof. Po drodze, na niewielkim wzniesieniu spostrzegli starą zrujnowaną świątynię połyskującą intensywnym czerwonym blaskiem.


Zwabieni mieszanką strachu i ciekawości zbliżyli się do dawnej świątyni Morra na odległość kilkunastu kroków. Schowani za grobowcem i licznymi nagrobkami okalającymi starą budowlę wsłuchiwali się w nocną ciszę w nadziei, że zaraz coś się wyłoni z ciemności.
Siedzieli nieruchomo przez dłuższą chwilę zastanawiając się kogo wysłać na zwiad, lecz ich niemalże bezgłośną sprzeczkę przerwało charakterystyczne brzęczenie kolczugi dobiegające ze świątyni. W spowitym krwistą mgłą głównym wejściu zrujnowanej budowli pojawiła się mała przygarbiona sylwetka okryta karmazynowym płaszczem. Był to Fritz, którego Borys miał nieprzyjemność poznać nieco bliżej w Ponurym Lesie. Schowani za grobowcem najemnicy wraz z rodziną Kastnerów rozpoznali w nim znanego z wioski znachora dopiero po kilku dłuższych chwilach wnikliwych obserwacji.
Fritz wyszedł na otaczający świątynię Morra cmentarz dzierżąc smolistoczarny kostur zakończony upiorną dłonią. Tuż za nim pojawił się liczący siedmiu wojowników orszak ożywionych za pomocą czarnej magii szkieletów. Upiory rzucały ukradkowe spojrzenia w stronę nekromanty i poszczękiwały orężem o tarcze domagając się w ten sposób upuszczenia świeżej krwi, lecz Fritz wydawał się kompletnie ignorować ten niepotrzebny hałas. Stał pochylony na środku cmentarza rozglądając się wokół mocno zaintrygowany. Do uszu skulonej za nagrobkiem Lyndis dotarło głośne węszenie wydobywające się spod kaptura starca, który zbliżał się do niej nieuchronnie.
Fritz stanął tuż przed schowanymi za grobowcem uciekinierami. Nie mieli o tym zielonego pojęcia, ale sędziwy nekromanta wyczuwał ich obecność.
- Wiem, że tu jesteście. Czuję wasz strach, którym ociekacie niczym świnie błotem! Pokażcie swoją twarz! - powiedział władczym tonem opierając dłonie na kamiennym nagrobku, za którym schowała się Lyndis. Nie widział jej, ale słyszał rozkołatane do granic możliwości serce niewiasty znajdującej się gdzieś w pobliżu. Nie czekając za odpowiedzią odwrócił głowę w bok, by warknąć przez ramię w stronę zebranych za nim upiorów następujące słowa - Mamy niechcianych gości. Znajdźcie ich i nie miejcie żadnej litości.
Powtarzać drugi raz już nie musiał. Dzierżące okrągłe tarcze i długie miecze upiory rzuciły się w stronę najbliższych nagrobków.

 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 07-05-2014 o 13:57.
Warlock jest offline  
Stary 08-05-2014, 11:16   #212
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Ucieszył się na widok, całej i zdrowej Lyndis. Gdyby nie jej znajomy głos, Eusebio zastanawiałby się czy to, aby na pewno ona. Przez ostatnie dni oglądał ją bowiem mizerną, zaniedbaną i brudną. Teraz zaś dziewczyna prezentowała się ekstraordynaryjnie, jakby wkrótce wybierała się na upiorny bal... Czaszka na sukni zwróciła uwagę pokutnika i szczególnie przypadła mu do gustu, przypomniała o ludzkim przeznaczeniu...

Walbrecht prowadził ich uliczkami przeklętego miasta. Fanatyk po niedługim czasie, przestał zwracać uwagę na koszmarne odgłosy i zobojętniał na wszechobecną pożogę.
Zamiast tego pogrążył się w gorliwej modlitwie, sięgając pamięcią po słowa, które były z nim przez większą część żywota... Choćbym przechodził przez dolinę śmierci, zła się nie ulęknę... Bo jesteś ze mną! Od świtu po czarną jak smoła noc, stąpam po twych ścieżkach Sigmarze!
Święta Księga goręła jak jego serce oddane bez końca Młotodzierżcy.

Infernalna studnia na moment przeszyła jego serce grozą. Czuł, że są to te piekielne siły o których wspominał łowca potworów. Dochodzący z trzewi sylvańskiej ziemi pomruk i feeria ognia, kazały przypuszczać, że źródło czystego zła i mrocznej magii jest niewyczerpane. Będzie spadać na mieszkańców, dopóki nie pochłonie wszystkiego plugawym ogniem.

Świątynia Morra przykuła nie tylko jego uwagę. Zrujnowana brama tonęła w krwistej poświacie, wabiąc jakimś nieokreślonym magnetyzmem. Wrota do królestwa Śmierci, były zawsze otwarte...
Biczownik nie wybierał się na zwiad, mimo szczypty ciekawości instynkt podpowiadał mu, że będzie to droga w jedną stronę, bez możliwości powrotu... Przeczucie go nie zawiodło.

Po niedługiej chwili ze świątyni wyłoniła się pokraczna postać w otoczeniu kościotrupów. Morr z pewnością nie był zadowolony, że bezczeszczono miejsce jego kultu, łamiąc prawa ustalone u początku istnienia świata... Eusebio wpatrywał się zafascynowany w tajemniczą postać. Zdradzała pewne podobieństwo do... starca z Volkenplatz! Ten niepozorny, poczciwy znachor pokonał potężną śmierć i był sprawcą zagłady wioski, a teraz niszczył miasto? Trudno było to pojąć, ale zelota jak nikt inny wiedział, iż zło potrafi maskować swoją prawdziwą, szkaradną naturę... Przylgnął do zmurszałego nagrobka, kiedy wróg zbliżył się do miejsca, w którym schroniła się drużyna.

Słowa Fritza, uświadomiły mu, że czeka go nieuchronna walka nie tylko o życie, ale również o ocalenie duszy... Kiedy szkielety zbliżyły się niebezpiecznie blisko, Eusebio był gotowy dać im odpór, korzystając z osłony wiekowych pomników i obelisków.

Serce przepełniał gniew pomieszany ze strachem. Sił dodawała mu świadomość, że jeśli polegnie nikt nie pochowa jego ciała. Zostanie splugawione przez nieczyste siły. Wierzył, że Sigmar nie opuści swego wiernego sługi w tym odwiecznym starciu... Wymawiał jego święte imię, ściskając broń i tarczę...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 08-05-2014 o 13:47.
Deszatie jest offline  
Stary 09-05-2014, 01:27   #213
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Wspomnienie bólu i bezradności gdy śmierć tuliła ich w lesie wróciło już na sam widok upiornego maga i Borys jako jedyny nie potrzebował nawet słyszeć jego słów. Ciało zapiekło go jak gdyby ognie objęły je przed jednym westchnięciem a nie kilkoma dniami, jak gdyby wszystko co zadziało się po dramatycznej scenie porzucenia Niedźwiedzia nigdy nie miało dość czasu by nastąpić. Tkwił nieruchomy, niezdolny do najmniejszego choć ruchu...

- Wiem, że tu jesteście. Czuję wasz strach, którym ociekacie niczym świnie błotem! Pokażcie swoją twarz! - władczy ton dorównujący temu jakim zwracał się do nich Walbrecht nie pozostawiał wątpliwości, że wypowiadający je mężczyzna nie zamierza przebierać w półśrodkach. - Mamy niechcianych gości. Znajdźcie ich i nie miejcie żadnej litości!

Borys wciąż przygnieciony potęgą czarnej magii kulił się za potężną nagrobną płytą, czuł jak posłuszne rozkazom swojego pana upiory rzuciły się w stronę najbliższych nagrobków bo dokończyć to co nie udało im się w lesie...

Spokojna twarz Fanatyka, jego dłonie pewnie dzierżące broń i tarczę, usta bezdźwięcznie wymawiające imię jego boga... ICH BOGA!

Poderwał się w tej samej chwili gdy jeden z trupich wojowników mijał bazaltową płytę, do której jeszcze przed chwilą tulił twarz starając się stopić z kamieniem. Uczucie które paraliżowało go, wstrzymując niemal serce mężczyzny było już jednak tak odległe jak wszystkie popełnione przez kłusownika grzechy. W jednej chwili zrozumiał, że przeżył tak długo dzięki woli bogów i przeżył dla tej właśnie chwili. Iskra gorliwego żaru tak skrzętnie pielęgnowanego przez Biczownika w jedno uderzenie serca wystrzeliła w stronę Borysa wypełniając wypaloną już niemal skorupę, odganiając lęki i pompując w jego żyły gorącą krew.

Borys nie wahał się ani chwili wiedząc, że reszta pójdzie za moment w ich ślady. Prawa dłoń powędrowała prostopadle w bok, dokładnie na wysokości szyi rozpędzonego potwora. Chrzęst łamanych kości wydawał się melodią dla uszu kłusownika. W jednej chwili potęgujący się i niknący zaraz po tym napór, gdy obdarty z mięsa szkielet gwałtownie zatrzymany runął na ziemię, spowodował delikatny uśmiech tryumfu na twarzy mężczyzny.
Drugi ze stworów zmierzający jeszcze przed chwilą w stronę nagrobka Kastnerów skręcił niemal w miejscu, odbijając się i nacierając z impetem na jedynego ujawnionego przeciwnika.

Borys, który zdążył już przykucnąć nad ciałem powalonego stwora nie liczył na nic innego.

Szarpnięcie za rękojeść długiego miecza spoczywającego wciąż w prawicy stwora wyhamowało delikatnie jego ruch, lecz tylko do momentu gdy chrupnięcie odrywanych od reszty korpusu dzierżących stal kości po raz wtóry popieściło jego uszy. Miecz zatoczył w powietrzu koło pozwalając by kości przedramienia odpadły od niego jedna po drugiej. Nim przeciwnik zmniejszył dzielący ich dystans o połowę, kłusownik parł już w na spotkanie starając się wymanewrować połamane płyty kolejnych nagrobków...


Nauczka jaką poniósł w lesie choć kosztowna, nie została zapomniana. Fritz był jedynym liczącym się przeciwnikiem, a jego szanse rosły gdy oni tkwili na nieruchomych pozycjach. Musiał się ruszać zmuszając czarnoksiężnika do kontrolowania celów z wielu stron. Nie bał się śmierci, wiedząc, że oszukał ją raz, a to i tak więcej niż udawało się innym. Teraz spłacał dług wobec Sigmara...
 
Akwus jest offline  
Stary 09-05-2014, 12:05   #214
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Poczynania Borysa, który z szaleńczą odwagą rzucił się na przeciwników, zaskoczyły fanatyka. Nie przypuszczał, że w tym niepozornym człowieku kryło się tak mężne serce. Uprzedził zamiary pokutnika, nie pozostawało więc nic innego, jak wesprzeć go w walce. Eusebio ruszył w przeciwnym kierunku, chcąc odciągnąć szkielety od grobowca, gdzie kryły się kobiety i dzieci. Zwinnie lawirował między nagrobkami, będąc zdecydowanie szybszym niż bezwolne sługi nekromanty. Przystanął za pokrytym mchem obeliskiem, okrzykami zachęcając wrogów do zbliżenia się i posmakowania gniewu Sigmara. Pod bosymi stopami czuł wilgoć i chłód rozmiękłej ziemi. Reszta jego ciała była rozpalona zbliżającą się walką.
- Później przyjdzie czas i na ciebie, starcze. - pomyślał, spoglądając na okrytego szkarłatem maga.
 
Deszatie jest offline  
Stary 09-05-2014, 19:12   #215
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Otto zobaczył jak Fanatyk i Borys rozbiegają się po cmentarzu ciągnąc za sobą zgraje szkieletów. Doskonale zrozumiał co musi zrobić w takiej sytuacji. Jedynym sposobem na pokonanie armii nieumarłych było zabicie nekromanty. Kiedy go zabraknie ożywiency przestaną stanowić zagrożenie. Przynajmniej tak mu się wydaje.

Wstał odpychając rodzine, dając im znak żeby schowali się za innym grobowcem, troche dalej od walki, Napiął uratowany z pożogi łuk i wypuścił strzałę prosto w czarnoksiężnika. Potem nie czekając na efekt wyciągnął z za paska siekierke i ruszył w jego kierunku z mordem w oczach.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 10-05-2014, 17:52   #216
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Obrzydliwy obraz wypełnionych szczynami uliczek rozświetliła panicznie przestraszona niewiasta. Piękna suknia jaką otrzymała na zamku Walbrecht wychwycił od razu gdy pojawiła się na końcu zaciemnionej uliczki. Oczy zapaliły mu się bardziej aby mógł dostrzec piękno kobiety, która przeszła metamorfozę. Zapamiętał ją doskonale przy pierwszym spotkaniu, jednak nie spodziewał się tego, aby zwykła służka mogła wywrzeć aż takie wrażenie. Stał dłuższą chwilę przyglądając się dziewce(czego nie mogła nie zauważyć), szczęśliwej z powrotu do kompanii.

Mroczne inkantacje zakłóciły spokój na ulicy. Czarna magia wylała się czerwienią na ulice obok świątyni. Zrujnowany budynek ożył w pewnym sensie, tętniąc pewną odmianą życia. Cala drużyna pochowała się za nagrobkami nim mag zdążył dostrzec ich wzrokiem.

Orszak żywych inaczej stąpał pomiędzy grobami. Miejsce tętniło złem, przesiąkło mroczną magią do takiego stopnia, że i bez specjalnych zdolności była ona wyczuwalna. Walbrecht siedział schowany za większym nagrobkiem wyczekując dogodnego momentu. Strzała przefrunęła nad jego głową, ze świstem przeszyła powietrze jednakże szczęk oręża nie pozwolił usłyszeć upragnionego mlaśnięcia rozrywanej skóry oraz mięśni. Szlachcic przeprowadził szybkie rozeznanie czy aby ma dostatecznie dużo czasu na strzał. Obelisku strzegł fanatyk, w boskiej furii wymachując korbaczem na lewo i prawo, skutecznie trzymając ożywieńców na dystans. Borys z zadowoleniem łamał odsłonięte karki, kości słyszalnie pękały w jego rękach. Walbrecht wychylił się ukradkiem zza marmurowej tarczy, wyprostowana ręka znów dzierżyła zdobiony uchwyt naładowanego wcześniej pistoletu. Tym razem nie spudłuję – pomyślał mierząc w postać maga spowitego mroczną tajemnicą swej obecności tutaj. Pistolet znów wystrzelił wzbijając kłębu dymu. Szlachcic zmrużył oczy by resztki prochu wzbite w powietrze ich nie podrażniły. Nie patrząc czy trafił, szybko zmienił broń i ruszył pędem przed siebie by upewnić się czy posłany przez niego morderca wykonał powierzone zadanie.
 
__________________
Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn.
Tiras Marekul jest offline  
Stary 12-05-2014, 21:20   #217
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Z podkulonym ogonem podążała za grupą żywych. Drżała cała ze strachu jak i z zimna. Gorący pot, który pojawiał się na jej twarzy w stresujących chwilach teraz zamienił się niemalże w kostki lodu. Rękawami starała się zetrzeć to, co niepotrzebne, jednak z czasem już nie wiedziała, czy nadal miała do czynienia z lodem, czy może sama tak przemarzła.

Była zmarznięta, mocno zmęczona, piekielnie głodna i przeraźliwie wystraszona.

Przywarcie do siebie ramion nie dawało za wiele. Jedynie odrobinę otuchy, choć i tak nieznaczącej. Mając przy sobie paru uzbrojonych ludzi mogła opuścić gardę i dać sobie chwilę wytchnienia przynajmniej od niebezpieczeństwa. Mimo wszystko i tak nerwowo się rozglądała we wszystkie strony.

Ze studnią ani z cmentarzem nie miała zamiarów mieć żadnych kontaktów. Podświadomie się ociągała, by jak najdłużej nie zbliżać się do takowych miejsc. W ten nieszczęsny sposób znalazła się najdalej wejścia do świątyni, najdalej od grupy a najbliżej osoby, gdzie uświadomienie sobie kim jest zajęło jej sporo czasu. Nie mogła poukładać sobie w głowie rzeczy, które w sprzeczności ze sobą walczyły. Przecież… W jaki sposób sędziwy starszyzna wioski mógł być odpowiedzialny za taką masakrę? Jak… Czemu? Czemu na ludzi, których chronił teraz podnosił rękę? Do tego nie była w stanie dojść. Strach odebrał jej rozum.

Podkuliła się pod nagrobkiem przywierając mocno do płyty. Serce waliło tak mocno, że niemal doprowadziło ją to do zawału albo i nie wyskoczyło by samo z klatki piersiowej i nie uciekło o własnych siłach. Płuca i gardło zacisnęły się strasznie w konwulsjach. Nabrane powietrze zostało uwięzione w środku i nie mogło ani się wydostać ani zaczerpnąć świeżego tlenu. Dłonie przywarły do ust niemalże wtapiając się w jeden kawałek ciała nie zwracając uwagi, że nawet uniemożliwiają oddychanie. Z drugiej strony było to dobre, bo te dźwięki mógłby zdradzić jej niezwykle bliską pozycje. Oczy były zamglone i załzawione od paniki. Jej wzrok tak wyraźny, jakby miała nimi krzyczeć na całe gardło nie mogąc się zdecydować, czy z samego strachu, czy z potrzeby pomocy.

Dzielnie trzymała wszystko, choć i tak na ostatnim włosku, i tak było to za dużo. Było pewnym, że w końcu to się skończy. Tym momentem był strzał wykonany przez Walbrechta. Mimo wszelkich starań z jego strony kula nie doleciała do celu. Pomknęła jedynie w jego kierunku i uderzyła w nagrobek. Huk, uderzenie i rozprysk prawie na twarzy Lyn był czymś, czego znieść w ciszy już nie mogła. Puściła usta w krzyku a rękoma objęła obronnie głowę kładąc się z wrażenia przy ziemi. Nie wiedziała nawet, czy sama oberwała, czy tylko odpryski zakuły ją od boku a małe kawałeczki wplotły się we włosy i suknię.

Gdyby strach nie odebrał jej rozumu, doszłaby do wniosku, że w Sylvani nie można znaleźć nic innego jak właśnie śmierć i strach. Uświadomiłaby sobie, że gdziekolwiek się nie pojawiła spotykało ją coś złego. Teraz nie wiedziała co się w okół niej dzieje. Była w jednym miejscu, nie wiedziała nawet czy uciekać i gdzie. Była już bliska obłędu, który zatraci wszystko, co rozumne.
 
Proxy jest offline  
Stary 14-05-2014, 04:29   #218
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację


Świątynia Morra, Sylvania
32 Vorgeheim
Północ


Noc była wyjątkowo zimna, zdecydowanie zimniejsza niż poprzednie spędzone u boku barona Christofa Rotenstada. Wicher zawodził żałośnie pośród kruszejących ruin, przyczajonych martwo i cicho pośród jałowych wzgórz Tempelhof.
Lyndis owinięła się szczelniej swoją piękną suknią, lecz nawet to nie było wstanie powstrzymać drgawek. Dygotała cały czas nie bardzo wiedząc czy to z zimna, czy też ze strachu.


Skulona za kamiennym nagrobkiem schowała twarz w swych delikatnych dłoniach pozwalając by pojedyncze ciepłe łzy spłynęły ku spaczonej przemocą sylvańskiej ziemi. Modliła się w duchu, aby to piekło już ustało, lecz nic nie zwiastowało końca jej cierpienia. Przerażona zamknęła oczy wracając myślami do dawnych dni. Tak bardzo pragnęła ciepła swego domu, że przez moment zapomniała gdzie się znajduje. Wszystko sprawiało wrażenie sceny wyciągniętej z jakiegoś surrealistycznego horroru, lecz ona nie była oczarowanym spektaklem widzem, a kukłą grającą jedną z głównych ról. Robiąc kilka szybkich i głębokich oddechów zmusiła się by wyjrzeć za kamienny nagrobek.

Zza grobowca wybiegł Eusebio torując sobie potężnym korbaczem drogę przez zastępy uzbrojonych po zęby szkieletów. Obwieszona długim łańcuchem żelazna kula skutecznie trzymała na dystans przeciwników, którzy wydawali się mieć więcej oleju w głowie niż potwory, które wcześniej napotkali. Obserwująca to wszystko dziewczyna szybko pojęła, że za nagłym przebłyskiem inteligencji ożywionych istot stoi nie kto inny niż Fritz Einthal, który stał kilka kroków od niej.
Borys ze swym krótkim ostrzem z początku sprawnie przedarł się przez pierwszą linię obrony niszcząc po drodze pierwszego upiora, ale chwilę później jego brawurowa szarża spotkała się z niemałym oporem ze strony ogarniętego nieludzką żądzą mordu przeciwnika. Drogę do Einthala zastąpił mu szkielet uzbrojony w miecz oburęczny, którym posługiwał się nadzwyczaj wprawnie. Niespodziewanie szybkie cięcie wykonane z półobrotu niemalże wytrąciło broń z ręki myśliwego, który pod wpływem silnego uderzenia skrzywił się z bólu czując jak okryta skórą rękojeść jego krótkiego miecza wgryzła się w dłoń parząc ją niemiłosiernie.

Świst strzały przelatującej tuż ponad głową Lyn zjeżył jej włosy i wyrwał ją z bitewnego amoku. Otto celował we Fritza, ale na jego nieszczęście pocisk przyjęła tarcza ożywieńca, który w tamtej chwili skracał dystans dzielący go od dzierżącego rapier Walbrechta. Poirytowany brakiem rezultatu niemowa raz jeszcze naciągnął długi myśliwski łuk, który zatrzeszczał głośno w proteście. Teraz to on był drapieżcą, a nieświadomy zagrożenia nekromanta był jego ofiarą. Łowca zrobił głęboki wdech zdając się na swój strzelecki instynkt, kiedy nagle spostrzegł skuloną pod nagrobkiem Lyndis wykrzykującą coś w jego stronę. Wśród zgiełku panującego na cmentarzu; ogłuszającego szczęku oręża i bitewnych okrzyków nie był w stanie wychwycić pojedynczych słów. Drżąca z przerażenia dziewczyna widząc brak efektu wskazywała palcem jego osobę, a może… coś co znajdowało się tuż za nim. Nim zdążył się obrócić poczuł przeszywający wybuch bólu w okolicy podbrzusza, któremu towarzyszył głośny syk powietrza wydartego z płuc samą siłą uderzenia. Obserwował w zwolnionym tempie jak pokryty rdzą miecz przeszywa go na wylot unosząc go na stopę lub dwie w powietrze, by następnie zostać zepchniętym z ostrza prosto na zbrukaną jego własną krwią cmentarną ziemię. Otto z wysiłkiem przewrócił się na plecy, by ujrzeć stojącego stojącego nad nim upiora, który wykorzystując zamieszenie przed świątynią Morra chyłkiem podkradł się do niego nie zwracając na siebie większej uwagi.
Ożywieniec spoglądał na leżącego u jego stóp mężczyznę z pozbawionym emocji wyrazem przeżartej przez robactwo twarzy. Był maszyną służącą do zabijania i niczego więcej. Miecz raz jeszcze błysnął w powietrzu z zamiarem dobicia śmiertelnie rannego mężczyzny, lecz Otto w nagłym przypływie sił sięgnął po sztylet ukryty głęboko w bucie i cisnął nim w miejsce, gdzie kiedyś znajdowała się krtań potwora. Broń wbiła się aż po rękojeść, lecz nawet ten atak nie powstrzymał rozpędzonego w natarciu potwora, który przed upadkiem zdążył zatopić swój miecz w sercu myśliwego.
Lyndis obserwowała tą krwawy spektakl dygocząc z przerażenia. Widziała jak ten sam upiór, który zabił Otto Kastnera z pozbawionym emocji wyrafinowaniem dopada także resztę jego rodziny. Ich kryjówkę zdradziły pełne rozpaczy krzyki dzieci, które musiały obserwować potworną scenę śmierci ich ojca. Matka zasłoniła je swym własnym ciałem, ale na nie wiele to się zdało, bo chwilę później spotkał je ten sam okrutny los.

Lyn nie potrafiła ani chwili dłużej przyglądać się temu wszystkiemu. Czuła się potwornie bezradna, gdy jej towarzysze jeden po drugim byli mordowani przez istoty z piekła rodem. Musiała jakoś zadziałać, ale nie miała przy sobie żadnej broni.

“Do licha ciężkiego, jesteś z rodu Kratenborg! Myśl, Lyn, myśl!”

Upiory ominęły ją nie zwracając większej uwagi na kryjącą się za nagrobkiem bezbronną dziewczynę i teraz były mocno pochłonięte walką z resztą pozostałych przy życiu najemników. Pozostała tylko ona i Fritz, który był mocno pogrążony w cichym tkaniu kolejnego piekielnego zaklęcia. Nie bardzo rozumiejąc co czyni chwyciła za leżący nieopodal oderwany kawałek nagrobka, ścisnęła go pewnie w dłoni, po czym ruszyła na pochłoniętego głęboką medytacją nekromanty, który wydawał się nie zwracać uwagi na szybko zbliżającą się dziewczynę. Stojąc tuż przed nim zamachnęła się całym ciałem trafiając kamieniem prosto w ohydnie bladą twarz starca. Siła uderzenia złamała nos Einhalowi i odrzuciła go mocno w tył.
Nekromanta zakołysał się niebezpiecznie, ale w porę zdążył złapać równowagę podtrzymując się na zakończonym szponiastą dłonią kosturze. Lyndis włożyła w ten brawurowy cios sporo siły czerpiąc energię za wszystkie wyrządzone jej dotąd krzywdy. W efekcie rytuał, który starzeć odprawiał został przerwany.

- Tyyyy!... - zaskrzeczał Fritz głosem przywodzącym na myśl fałszywie grające stare skrzypce. - Zapłacisz mi za to, suko! Poczujesz ból, który nie śnił się nawet bogom! - Z tymi słowami rzucił się na dziewczynę łapiąc ją za szyję swymi długimi żylastymi palcami zakończonymi ostrymi paznokciami. Jego oczy zapłonęły żywym ogniem, a Lyndis poczuła jak z każą upływającą sekundą wysysa z niej energię życiową.

Dziewczyna próbowała się wyszarpnąć z morderczego uścisku, ale starzec okazał się niespodziewanie silny jak na tak wątłą posturę. Drapanie i okładanie pięściami Fritza po twarzy nie przynosiło żadnych skutków, a Lyn z każdą chwilą słabła coraz bardziej, aż w końcu przestała mieć siły by nawet podnieść rękę.
Wszystko nagle przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Wraz z wyssaną z niej energią dziewczyna straciła wolę życia i powoli odpływała w stronę połyskujących złotem bram Ogrodów Morra. Ogarnęły ją przytłaczające ciemności, słyszała już tylko bardzo odległy okrzyk, który wydawał się dobiegać z innego świata. Potem poczuła jak lega na usłanej trupami ziemi przez mgłę obserwując walkę fanatyka z otaczającymi go wrogami. Jej oczy zaszkliły się...

Eusebio toczył zacięty bój z dwoma przeciwnikami jednocześnie. Ogarnięty fanatycznym szałem zatoczył łuk korbaczem trafiając w czerep najbliższego kościotrupa. Jego łeb eksplodował na dziesiątki kawałków, lecz ten potężny cios zachwiał równowagą fanatyka. Moment słabości wykorzystał drugi przeciwnik, który wcisnął swój miecz między żebra najemnika, kiedy ten znajdował się w półobrocie. Broń wbiła się aż po rękojeść, lecz ogarnięty gniewem swego pana Eusebio nie poczuł wiele. W rozpędzie zdmuchnął także i tego przeciwnika, który pod siłą uderzenia rozsypał się na drobne kawałeczki. Dopiero kiedy opadła adrenalina pokutnik odczuł przeszywający go ból.

Stojący kilka kroków dalej Walbrecht zręcznie pokonał pierwszego przeciwnika wykonując fintę rapierem, by zaraz wyprowadzić kopniaka w jego podbrzusze. Powalony na ziemię ożywieniec poczuł na własnej skórze gniew szlachty Tempelhof.
Mając za sobą pierwszego przeciwnika arystokrata rzucił się z pomocą Borysowi, który miał coraz więcej kłopotów z dzierżącym oburęczny miecz wojownikiem.

Śmiertelnie ranny Eusobio oparł się o przewrócony kamienny obelisk smagany kompulsywnymi wstrząsami. Z każdym kaszlnięciem wypluwał z ust strugi krwi na pokrytą szkarłatem trawę.
- Wybacz mi… moje… grzechy… panie… - wykrztusił z siebie spoglądając w dół na swe drżące w przedśmiertnej agonii dłonie. Ileż istot wysłały one w zaświaty? Odpowiedź na to ponure pytanie znali tylko bogowie.
Pokutnik oglądał jak przez mgłę zmagania towarzyszy z otaczającymi ich wrogami wypowiadając ostatnią pożegnalna litanię do Sigmara.

~ Tobie składam dziś hołd, Sigmarze… ~

Arystokrata natarł szaleńczo na walczącego z myśliwym ożywieńca. Starał się za wszelką cenę odciągnąć jego uwagę od rannego towarzysza, lecz nawet rapierem nie był w stanie wiele zwojować przeciwko tak wprawnie posługującemu się wielkim mieczem wojownikowi wskrzeszonemu za pomocą czarnej magii. Przypominało to nieco pojedynek z niedźwiedziem - krótką włócznią trzeba było trzymać swojego wroga na dystans i na każdy cios przeciwnika odpowiadać dwoma kolejnymi.
Borys wykorzystując okazję rzucił się z obnażonym nożem wbijając go w czaszkę przeciwnika, która zatrzeszczała w proteście. Skończywszy ze swymi niedoszłymi oprawcą Walbrecht i Borys ruszyli z bojowym okrzykiem na Fritza ignorując stojących im na drodze przeciwników.

~ Przyjmij go, gdy ze swymi braćmi zasiądę przy tronie twym. Na ziemiach Imperium nasz dom, złączony z Tobą od wieków, moją wiarą oddam ci hołd… ~

Przedzierając się przez zastępy ożywieńców zostali kilka razy potraktowani żelazem, lecz nie zatrzymali się widząc Lyndis w opałach. Wystawione w defensywnie miecze odpychały natrętne ataki przeciwników, podczas gdy ich właściciele próbowali utorować sobie drogę do torturowanej czarną magią dziewczyny.

~ Prawą ścieżką Twej siły pokonam przeszkody i trud, daj nam znak, niechaj grzmi niebo jak i ląd… ~

Zaciskając zęby by zignorować nieludzki ból w miejscu gdzie swe krwawe piętno pozostawiły miecze strzegących Fritza upiorów, szlachcic wraz z myśliwym przedarli się przez ścianę otaczających ich przeciwników dopadając starca, który na ich oczach pozbawił życia młodą dziewczynę.

~ Przeznaczenie wzywa, nieśmiertelnej chwały głos! Dzisiaj heretyków krew przeleje nasza stal, ogień wiary pokrzepi serca nam, myśmy lud Sigmara! ~

Ogarnięci furią i nagłym zastrzykiem adrenaliny wbili jednocześnie swój oręż w serce pochłoniętego tkaniem zaklęcia Fritza Einhala. Starzec wyprostował się jakby rażony gromem. Jego oczy wybałuszyły się wstrząśnięte niespodziewanym wybuchem przeszywającego bólu, tak bardzo rzeczywistego. Nekromanta spojrzał w dół na wystające z jego piersi ostrza nie potrafiąc zrozumieć jak zwykli śmiertelnicy zdołali pokonać jednego z najpotężniejszych magów Starego Świata, który wiele razy wcześniej zdołał oszukać śmierć.

Teraz, będąc przeszyty ostrzami zgromadzona siła magiczna została uwolniona. Skorupa człowieka, jaką udało mu się sztucznie podtrzymywać przez te wszystkie lata legła w gruzach niczym domek z kart. Wytrącając jeden element wszystko zaczęło się sypać. Począwszy od jego skóry i twarzy.
Jedyni stojący mogli obserwować dziesiątki lat upływające w ułamkach sekundy na jego ciele. W mgnieniu oka skóra wysychała, marszczyła się i rogowaciała. Ciało traciło na objętości pozostawiając tylko kościste zarysy dawnej postaci. Sam Fritz jeszcze w agonii uniósł swój kostur na najbliższego mężczyznę chcąc pociągnąć za sobą przynajmniej jeszcze jedną ofiarę, lecz szarpnięcie wbitymi ostrzami spowodowało jedynie szybszy rozpad jego ciała. Jego skóra tracąc wcześniej swój koloryt przypominała teraz barwą pobliskie nagrobki, by w kolejnych ułamkach sekund zamienić się w smolistą czerń i niczym popiół rozsypać się pod własnym ciężarem i lekkim podmuchem wiatru. Po jego dawnej postaci został jedynie szkielet odziany w smolistą szatę. Kosmyki pozwijanych i wysuszonych włosów, starych jak pobliska świątynia, opadały z gołej czaszki. W jej środku złowrogie światło czystej czarnej magii ukazało się tym, którym Sigmar sprzyjał. Mogli na własne oczy zobaczyć jak powoli gaśnie umęczona dusza, a upiorny kostur rozpada się w tym samym momencie jakby ktoś magicznie pstryknął palcami, jeszcze przed tym jak nekromanta zdążył się zamachnąć.

Fritz Einhal zginął z ich ręki. Zdradziła go jego własna pycha.


Pobliskie dźwięki wzmożyły ich czujność. Upiory, które otoczyły teraz już przypartych plecami do siebie wojowników zbliżały się niebezpiecznie z mieczami zadartymi do przodu. Jeden z nich uniósł kościstą rękę do góry wyprowadzając niechybne uderzenie, jednak w momencie kulminacyjnym ciężar miecza przeważył go, a jego ramie przekręciło się nienaturalnie. Łączenia kości utrzymywane przez czarną magię słabły, a żywi nie czekali ani chwili dłużej nie mając zamiaru wystawiać się na kolejną próbę. Szybka riposta wykrzywiła posturę jednego z nich. Kolejne uderzenia wykręciły pozostałości chrząstek i połamały słabsze spróchniałe kości. Kilka chwil później na ziemi legły już rozczłonkowane nieklejące się do siebie fragmenty. Ku ironii teraz było to proste jak połamanie niewielkiego krzesła. Jednakowoż upiory zdążyły odegrać już swą rolę. Zabrały ze sobą parę istnień same związując swój koniec wraz ze śmiercią swego pana.

~ Sigmar wiedzie mnie przez honoru trakt... Krew heretyków bryzga na świętego Imperium grunt… Gdzie Sigmarycki krzyż triumfuje tam też Sigmar zapanuje… ~

Z każdym wypowiadanym zdaniem umysł fanatyka pogłębiał się w coraz większych ciemnościach. Przestał już widzieć na oczy czując zbliżającą się światłość jego boga.

~ Zawsze wznoś ku niebu swój miecz… ~

Pokutnik zsunął się z krawędzi obelisku opierając się całym ciałem o stojący obok nagrobek. Nie czuł już hańby, ni bólu. Wiedział, że w tych ostatnich chwilach okrytego cierpieniem życia Sigmar przemawiał jego ustami wspierając wciąż walczących towarzyszy. Nie miał już żadnych wątpliwości, że bóg istnieje i otacza go swą opieką. Utulony do wiecznego snu zamknął oczy gasząc ostatnie iskry życia.

~ Jam Eusebio “Pokutnik” ~

~ Twój najwierniejszy sługa ~

~ Amen ~
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 18-05-2014 o 17:15.
Warlock jest offline  
Stary 19-05-2014, 19:54   #219
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Wypuścił ostrze zbrukane krwią nieumarłych jak gdyby sam jego dotyk mógł nadal splugawić dzierżącą je dłoń. Powietrze łapane z ogromnym trudem wpadało do płuc wypełniając je nieprzyjemnym posmakiem pyłu, w powietrzu unosiło się do tyle, że nie sposób było stwierdzić, czy to ten wzburzony stopami walczących czy również pozostałości czarnoksiężnikia. Czuł jak pod piersią rozszalałe wciąż serce pompuje kolejne porcje krwi wyciekającej gdzieś dalej otwartymi ranami.

Przekroczył znacznie dany mu dawniej przez bogów czas jaki każdy powinien spędzić na tym padole, lecz teraz nie miało to już znaczenia - wiedział, że dokonał więcej niż było mu pisane. Nie było trzeba dowodów wystarczyło że on stał, a mag, który mógł spopielić ich jednym skinieniem dłoni rozsypał się niesiony piekielnym wiatrem. Żaden śmiertelnik nie mógł tego dokonać własnymi siłami. Jedynym, który mógł wesprzeć go w tej walce był Sigmar i jemu teraz w duszy dziękował za utrzymanie wiary w swego nowego sługę.
- Nie prosiłeś o poświęcenie, lecz byliśmy gotowi na nie. Nie pragnąłeś śmierci, lecz gotów byłem dać ci śmierć twych wrogów, lun opłacić to własną. Wzmocniłeś me ramie, pozwalając by niosło ono twą wolę. Stoję oto nad ciałami tych, którzy wystąpili przeciw twej chwale...

Ostatnie słowa przypomniały Borysowi o wszystkich, którzy stanęli do tej walki razem z nim. Rozejrzał się szukając wokół towarzyszy...

Szlachcic z Tempelhof był jednak jedynym, który stał wciąż na nogach. Cała reszta, spływała krwią, która stopniowo przestawała już sączyć się z martwych ciał. Sylvańska ziemia chłonęła zaś ją do ostatniej kropli. Bez względu na to ilu byłoby poległych, cmentarny grunt cierpliwie chłonął kolejne jej porcje...

- Lyn. - Imię stanęło mu w głowie nie wywołując niemal cienia emocji. Kobieta, która jeszcze kilka dni temu samą swoją obecnością doprowadziła do walki pomiędzy nim a Kurtem leżała teraz martwa niemal u jego stóp a on nie czuł niemal nic. Jej oprawca zginął z ręki kłusownika, lecz to również nie powodowało w nim choć cienia emocji - co się stało, czemu to wszystko nie ma znaczenia...

Walka, którą dopiero co skończyli, choć zwycięska okazywała się brzemienną w skutkach. Miało się okazać, że kosztowała ich więcej niż mogli zakładać. Stawienie czoła żywej śmierci wyssało z nich uczucia, wycisnęło całe człowieczeństwo pozostawiając tylko powłoki, tak bardzo potrzebujące teraz wypełnienia. Borys pragnął by Sigmar zszedł na niego w pełni, tak jak musiał uczynić to z Eusebiem, nic jednak nie nastawało i najemnik czuł się coraz bardziej zagubiony.

- Uczyniłeś mnie swym mieczem, bym szerzył chwałę twoją. Nie porzucaj mnie teraz gdy ufny w twoją siłę lecz pozbawiony w bycie sensu stoję nad urwiskiem.

Po raz kolejny spojrzał na Lyn niczym szmaciankę rzuconą pomiędzy nagrobki. Oderwana od materiału trupia główka zdobiąca wcześniej jej suknię spoczywała w otwartej dłoni dziewczyny i do połowy umazana w jej własnej krwi szczerzyła do niego swoje zęby. Upadł na kolana czując jak jego ciało słabnie z każdą chwilą. Jej osłabło jednak znacznie bardziej, za bardzo. Tak młode i piękne, tak niewinne i szukające ochrony, której nie potrafił jej zapewnić. - Czemu nie zabrałeś mnie - zapytał po cichu - Wiesz jakie pędziłem życie, jak oszukiwałem i kradłem. Wiesz ile żyć odebrałem i że rzadko wynikało to z konieczności!
Osunął się na pięty podnosząc sobie na kolana głowę dziewczyny. Na jej twarzy zastygł grymas strachu, kilka kropli krwi dodało jej jeszcze bardziej złowrogiego wyglądu. Odsunął włosy spadające na blady policzek Lyn. - Mogła być tak piękna...

Kiedyś decydował o tym kto miał żyć, kto zaś winien umrzeć. Ważył jego własny osąd, czasem potrzeba chwili, chęć zysku, lub ratowanie własnego życia. Te czasy były już jednak daleko za nim. Teraz tym kto winien żyć mieli decydować bogowie. Decyzja by utrzymać jego pozwalając jej odejść była jednak dla Borysa niezrozumiała, gdyby tylko Sigmar zechciał go wysłuchać, gdyby dał jej szansę tak samo jak dał ją jemu...

Pojedyncze kaszlnięcie przyciskanego do piersi ciała wstrząsnęło nim niczym piorun spadający z nieba i przenikający w głębokie czeluście ziemi. Niczym boska iskra zesłana na ziemię, by nieść życie tym, którzy ginęli w ich imię. Przymknął oczy bojąc się choć spojrzeć na dzieło Sigmara, usta same zaczęły układać mu się w słowa modlitwy, której nie powinien nawet pamiętać...
 
Akwus jest offline  
Stary 21-05-2014, 15:04   #220
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Borys…? - wydobyło się cicho z ust młodej dziewczyny. Ona sama była blada prawie tak samo jak wcześniej Fritz. Wyssana energia życiowa pozostawiła swoje ślady. Niewielka ilość krwi, gdzie ciężko rozstrzygnąć było jej właściciela, lekko dekorowała zwiotczałe ciało. Czarna magia sprawiła, że jej skóra była sucha jak pergamin, usta ledwie zaznaczone a oczy… Borys nie widział, co z nimi się działo. Dostrzegał, że były minimalnie otwarte. Najwidoczniej na więcej nie było jej stać. Przynajmniej jeszcze dychała.

- Dzięki ci Sigmarze - wyszeptał w duszy. - Hej, dzierlatko, jak się czujesz - wyszeptał do kobiety ganiąc się od razu w myślach za infantylność jedynych słów jakie przyszły mu teraz do głowy.

Czuł jej oddech na swojej dłoni, tak delikatny, że niemal można było go pominąć. Patrzył na drżące powieki usilnie starające się dopuścić do źrenic choć trochę świata. Sam był na krawędzi życia, lecz Lyn znajdowała się jeszcze dalej na ostrzu, właściwie na samym jego czubku.

- Już po wszystkim, wygraliśmy. Już nic ci nie grozi...

- Widziałam Kurta… U cyrulika… - przeciskała tak cicho, że mężczyzna musiał wstrzymać oddech, by zrozumieć każde ze słów. Jej serce biło tak delikatnie, że razem z oddechem można było faktycznie je pominąć biorąc za lekki powiew wiatru.

- Kurt? Przecież on zginął jeszcze w Volkenplatz - Szybka myśl Kłusownika pociagnęła za sobą kolejne - Goblińska strzała posłała go na tamten świat. Zakopaliśmy go wraz z innymi… Z innymi, którzy teraz przyszli zniszczyć Tempelhof. Gdyby wiedzieli, gdyby to przewidzieli wtedy…

- Czemu mi nie powiedziałeś…? Cały czas trzymałeś go z dala ode mnie… Ten wzrok… - mamrotała pod nosem zdołając otworzyć oczy w połowie.

Dopiero drugie zdanie uświadomiło mu sens jej pytania. Co jednak miał odpowiedzieć. Że jego brat był perwersyjnym sadystą, który gdyby mógł wziąłby ją siłą już pierwszego dnia, zaraz po tam jak poznali się na dziedzińcu Rotenstadta. Że przez całą wspólną podróż do Silvanii musiał hamować jego zapędy wobec Lyn, że łatwiej było trzymać go z dala od grupy, by nikt nie zauważył jego wzroku. Mógłby się do tego przyznać bo Kurt nie żył, lecz musiałby wtedy przyznać jednocześnie, że powstrzymywał brata nie ze względu na jej dobro, lecz w o obawie o swoje bezpieczeństwo. Chronił doskonałą przykrywkę jaką zapewniała im służba w orszaku Barona Essen. Gdyby pozwolił Kurtowi na pofolgowanie, po raz kolejny musieliby walczyć o życie uciekając przed prawem.
Nie tą jednak starał się odepchać od siebie najbardziej, a tą do której bał się przyznać nawet sam przed sobą. Pragnął jej tak samo jak Kurt i gdyby tylko miał możliwość, gdyby choć raz zostali sam na sam, gdyby miał pewność, że nikt z orszaku nie usłyszy jej krzyków...

Lyn wpatrywała się przez dłuższą chwilę w mężczyznę. Milczeli wspólnie. Borys czuł chłód jej ciała a ona czuła ciepłotę jego ramion. Nie miał pojęcia, jakie myśli kłębią się w jej głowie. Oczy w końcu zeszły z jego osoby na rzecz okolicy. Ile była w stanie objąć wzrokiem bez poruszenia głowy. Wydawało się, że nic dalej nie widzi. Nie kontaktowała już a ostatnie chwilę agonii przygasały.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=quUlDR1Fd1U[/media]

Wytrzymał jej wzrok, choć czuł, że każde uderzenie serca odmierza czas potrzebny jej na rozszyfrowanie jego natury. Choć z wyglądu zupełnie inny, w środku był odbiciem swojego brata. Coś co było dotychczas gwarantem ich przetrwania, co dawało im siłę przebijać się przez życie ignorując wrogów, teraz okazywało się jego największą wadą, dyskredytującą go jako osobę, której powinna zaufać.
Wiara z jaką zatapiała się w jego ramionach świadczyła jednak o tym, że potrzebowała zaufać, a on nie potrafił zebrać się na odwagę, by odbierać jej jedyną szansę na odnalezienie spokoju. Nie wiedział, na ile poważne są ich rany i czy pomimo tego zwycięstwa dożyją świtu otoczeni przez ognie trawiące Tempelhof. Wiedział jednak, że wolą bogów, z całej grupy pozostali tylko oni dwoje.
- Już dobrze, oni wszyscy nie żyją, Kurt, Fritz, Niedźwiedź, wszyscy. - Spojrzał wokół jakby szukając potwierdzenia dla swoich słów. Dopiero teraz uświadomił sobie, że prócz nich na cmentarzu był jeszcze Walbrecht. Mężczyzna stał o dwa krok od nich, a mimo to nie wyczuł wczesniej jego obecności.
- Zabiorę cię stąd - wyszeptał odwracając się ponownie w jej stronę. - Gdzieś daleko, gdzie nie ma tyle śmierci i zniszczenia, gdzie ci którzy umarli pozostają tam gdzie ich miejsce, gdzie będziesz bezpieczna.
Słowa, które same składały się w jego głowie, były mu tak obce, że niemal sam się dziwił, że je wypowiada, a jednak czuł, że to właśnie powinien powiedzieć, że ta zniszczona ostatnimi dniami dziewczyna, właśnie to powinna usłyszeć. Nie tylko jednak chciał to powiedzieć, lecz jednocześnie święcie wierzył, że powinien to zrobić.
- Poszedłem na koniec świata, na tą przeklętą ziemię szukając ucieczki, mając nadzieję, że moje dawne życie mnie tu nie znajdzie. - Otarł łzę jaka pociekła po jej wątłej twarzy - Nie pomyliłem się. Wszystko co było za mną, co składało się na to kim byłem umarło na Sylvańskiej ziemi wraz z Kurtem, Eusebiem, wraz z tymi wieśniakami i wszystkimi, którzy dziś zginęli. Nie chce byś stała się jedną z tych, które odeszły wraz z moim dawnym życiem…

Czuł, że życie dziewczyny przelatuje mu powoli między palcami, oddychała coraz wolniej i płycej. Jej dłoń nie zaciskała się już na jego, a niemal bezwiednie spoczywała pomiędzy palcami mężczyzny. Oczy otwierały się z widocznym wysiłkiem nie ukazując w zamglonych źrenicach dawnej iskry. Sylvania zabiła jego towarzyszy i nie zamierzała poddać walki o tę ostatnią duszę.
- Jeśli bogowie oddali cię i teraz chcą odebrać niech będą przeklęci po wieki - wyszeptał bluźnierstwo tak cicho jak potrafił.

- Umieram prawda…? - wypowiedziała jeszcze poruszając ledwie ustami a wracając wzrokiem na Borysa. Jej ostatnia łza właśnie została wytłumaczona. Ciężko było stwierdzić, czy pogodziła się ze swym losem, czy nie ma sił by stawić mu czoła.

- Zaraz po nas przyjdą - rzucił pierwszym kłamstwem jakie nasunęło mu się na myśl - przyjdą i zabiorą do zamku. Widzisz - wskazał strzelistą sylwetkę budowli na wzgórzu - Tam jest bezpiecznie, przyjdą i zabiorą nas tam. Wyleczą i nakarmią. Tylko wytrzymaj jeszcze chwilę.

Wpatrywała się w niego a on mógł tylko liczyć na to, że był to wzrok pełny nadziei. Mimo szczerych chęci, pokazania kierunku z którego było widać zamek, Lyn nie popatrzyła się w tamtym kierunku. Zaaferowany całą sytuacją i emocjami, gdy wymieniał to, co może ich tam spotkać nie zwrócił uwagi jeszcze przez parę chwil, że wbity w niego wzrok trwa za długo. Lyn nie odzywała się tylko wpijała na wpółotwartymi oczyma jakby głęboko w jego duszę. Już miał sam podnieść jej głowę, by ułatwić w dojrzeniu zamku gdy w końcu dotarło do niego, że dziewczyna nie reaguje.

Usta drżały mu w rytm drgających powiek. Palce zaciskały się na ciele dziewczyny jak gdyby pragnąc zatrzymać choć resztki ciepła jakie w nim pozostało. Kilkukrotnie otwierał usta by wyszeptać jej imię lecz za każdym razem umysł przepełniało mu uczucie porażki tłumiąc jakąkolwiek inną myśl, jakąkolwiek chęć. - Bądźcie przeklęci - wyszeptał przyciskając do siebie je głowę po raz ostatni. - Pozwoliliście mi uwierzyć, że mogę coś zmienić w swoim życiu, że mogę żyć w zgodzie z waszymi prawami. Że ześlecie na mnie swą łaskę i siłę jeśli będę postępował ku chwale waszego imienia. Poświęciłem dla waszej sprawy tak wiele! Zostawiłem za sobą wszystko co było ważne! Walczyłem w walce, której wygrać nie powiniem a mimo to stoję tu nadal podczas gdy przeciwnicy leżą po raz wtóry pozbawieni życia!
Puścił ciało dziewczyny pozwalając mu opaść na ziemię zroszoną pierwszymi kroplami zimnego deszczu. - Sigmarze! Postanowiłeś zadrwić ze mnie? Chciałeś poddać mnie próbie? Zobaczyć, czy jestem godzien? Ile wytrzymam, ile można mi odebrać?!

Deszcz stopniowo nasilał się coraz bardziej, a mimo to szalejące w całym mieście płomienie nie traciły nawet trochę na intensywności jak gdyby podsycane wręcz rozchodzącym się właśnie gromem. Budynki okalające cmentarz płonęły już na tyle, że obaj stojący na jego środku mężczyźni czuli żar ognia. Kolejny grom uderzył w tym samym momencie, w którym lodowobiała błyskawica przecięła niebo tuż nad ich głowami.

- Dość tego! - Borys nabierał pełne płuca powietrza starając się przekrzyczeć płomienie i grzmoty - Nie chciałem wiele w zamian za Twe uznanie! Postanowiłeś jednak okrutnie zadrwić dając mi fałszywą nadzieję by napawać się mym nieszczęściem! Pluję na ciebie! Przeklinam ten dzień gdy dałem się oszukać twej fałszywej miłości! Przeklinam ciebie!

Gromy uderzały jeden za drugim by nagle ucichnąć całkowicie. Zimne strugi deszczu chłostały jeszcze przez chwilę twarz kłusownika zmywając z niego wszelkie emocje i uczucia. Poranione ciało hartowało się zapominając jak odczuwa się ból. Umysł zapamiętał nienawiść. Duch żądzę zemsty...
 
Proxy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Content Relevant URLs by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172