|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
23-06-2016, 17:54 | #221 |
Reputacja: 1 | Severus był słaby, ale mimo to postanowił wyjść na mały spacer. Coś nie dawało mu spokoju i czuł że musi podążyć w jedno miejsce. Musiał znaleźć komnatę arcymaga. Chciał upewnić się że jego rzeczy nie wpadną w niepowołane ręce. Domyślał się że i inny mogą tam podążyć, choć najbardziej bał się kapłana. Ten był zdolny do wszystkiego, a jego otwarta nienawiść do magii, mogła doprowadzić do katastrofy. Ci, którzy chcą się babrać w tym o czym pojęcia zielonego nie mają, sprowadzają na siebie tylko kłopoty. Marta, która już wcześniej gdzieś się ukryła dała znać wcześniej swojemu Panu, że woli poczekać w komnacie. Wydarzenia z góry, utwierdziły ją w przekonaniu, że lepiej trzymać się z daleka w pewnych sytuacjach. Idąc tak pustymi i dość strasznymi korytarzami, usłyszał rozmowę między dwójką “towarzyszy”. Zatrzymał się i dostrzegł rozmawiającego Sigmaritę z wiedźmą. Lambert chciał powiedzieć coś jeszcze, kiedy jego wzrok padł na nadchodzącego akolitę.Nie był to jednak w żadnym wypadku miły gest. - Jak tam ręka? Lepiej? Ciesz się, że to nie była noga, bowiem nie mógłbyś już tyle uciekać. Nie wiem co mnie pokusiło, by wybrać się w podróż z takim tchórzem. Nie jesteś godzien boga, któremu służysz, akolito - wypowiedział ociekające drwiną słowa, nie spuszczając przy tym gniewnego spojrzenia z Severusa. - Powinieneś był tam zginąć… - mruknął pod nosem. Severus spojrzał tylko smutno na Lamberta, ale nic nie odpowiedział. Zaczepki kapłana bitewnego i jego drwina nie robiły na młodym akolicie wrażenia. Żadnego. Może to jego obojętność emocjonalna, a może po prostu był przezorny. Widział w życiu paru takich fanatyków, którzy tylko z utęsknieniem czekali możliwości chwycenia za oręż. Podążył więc w milczeniu za Katariną, chcąc uniknąć ów sytuacji, gdzie Lambert miał by pretekst do użycia siły wobec słabszego akolity. Skinął tylko głową, schodząc z oczu porywczego Sigmarity. Podążając tak za Kislevitką, dotarli w końcu do komnaty arcymaga, którą poznali niemalże natychmiast. W przeciwieństwie do reszty pomieszczeń, ta była bogato udekorowana, z atłasowymi zasłonami na oknach, dużym, wygodnym łóżkiem, sporą biblioteką książek i kosztownymi, ręcznie rzeźbionymi meblami, które rozstawione były po bokach rozległej sypialni. Na jednym ze stolików, znajdował się przedziwny przedmiot, który swym kształtem przypominał globus, czasem spotykany na transoceanicznych statkach estalijskich konkwistadorów, lecz ten natchniony był magią. Planeta ukazana była w formie półprzezroczystej sfery, która unosiła się kilka centymetrów nad podporą. Spoglądając w nią można było przyjrzeć się uważnie wszystkim kontynentom, które odwzorowane były z niespotykaną dokładnością. Severus wszedł do komnaty rozglądając się po niej. Globus nie umknął jego oczom, ale postanowił na razie nie zajmować się nią. Swój wzrok i uwagę skupił na książkach. Dużej ilości książek. Chciał wiedzieć czym zajmował się i interesował ów mag. Był potężny, co wizja ukazała w pełnej okazałości, ale nie czuł że musi się spieszyć z czymkolwiek. Był też ciekaw co zrobi Katarina. Czy była mądra, czy głupia. Chciał wiedzieć, z kim ma do czynienia, i czy miało sens chcieć chronić ją przed Lambertem. Wertując wzrokiem księgi młodzieniec znalazł zapiski na temat Krwawego Głazu, w których to arcymag dokładnie opisywał potężny, poświęcony bogowi krwi ołtarz, który znajdował się pomiędzy szczytami Gór Środkowych. Zapisana była tam dokładnie ścieżka, wraz z koordynatami astronomicznymi, którą powinno się podążać, aby jak najszybciej dotrzeć do świętego dla kultystów miejsca. Wśród licznych notek i zapisków, które szybko kartkował, Severus wyczytał, że kilka razy w roku zbierają się tam hordy wyznawców Khorne’a, aby móc odprawić brutalny rytuał. Był tam bardzo dokładny opis całej ceremonii; arcymag wspominał o tuzinach niewinnych istot złożonych na czerwonym od zaschniętej krwi ołtarzu, o torturach i niewyobrażalnej brutalności owego rytuału. W swych zapiskach kilka razy zwracał uwagę, żeby nie ignorować ceremonii, bowiem wierzył, iż zwierzoludzie nie bez powodu składają w ofierze tuziny uprowadzonych ludzi i że musi działać tam jakaś starożytna, czarna magia, która dodatkowo wzmacnia wyznawców Chaosu. Arcymag wspomniał również o historii tego miejsca, datując wiek Krwawego Głazu na trzy lub cztery tysiąclecia i dostrzegając powiązanie między wzmożoną aktywnością wokół ołtarza, a ważnymi w historii Imperium wydarzeniami. Severus schował zapiski zabierając je ze sobą. Postanowił nad ranem podzielić się nimi z Lambertem. Kapłan być może znał podstawy astronomii i mógł zrobić z tego większy użytek. Akolita następnie skierował swój wzrok na globus przy którym stał Pyotr. Uśmiechnął się pod nosem tylko a sam zaczął szukać czegoś. Skupił się mocno. Bardzo mocno tak jakby chciał coś znaleźć. Coś co mogło należeć do arcymaga. Coś osobistego. Magicznego wręcz. Różdżkę albo kostur. Zamknął oczy na chwilę tak by móc pozwolić dostrzec energie która powinna oplatać to pomieszczenie. Gdyby nie znalazł zaczął przeszukiwać metodycznie pomieszczenie. Może były tu ukryte drzwi. Podczas dalszego przeszukiwania akolita trafił na dziwną skrzynkę, lecz nie był w stanie jej otworzyć. W pomieszczeniu nie było też żadnego klucza, zaś przedmiot nie miał nawet zamka czy innego rzucającego się w oczy mechanizmu otwierającego. Konstrukcja wyglądała dość ciekawie, i zaciekawiło to akolitę, który zaczął przyglądać się skrzyneczce. Nawet nią potrząsnął parę razy, a potem wziął ją w dłonie i skupił się. Chciał wyczuć czy przepływa przez nią moc. To było dość dziwne, że coś takiego w takim miejscu. Taka rzecz nie pasowała raczej do maga, chyba że trzymał w niej coś niebezpiecznego. Zawahał się na chwilę, a potem zdecydował że po prostu zajmie się nią później. Widząc że Pyotra bardzo pochłonął globus, podszedł do niego i wręczył mu notatki, które znalazł. Te dotyczące Krwawego Głazu. Nie powiedział mu ani słowa, po prostu odszedł zostawiając mu informacje. Liczył że Dziadek będzie wiedział co z nimi zrobić, i spożytkuje je prawidłowo. Wiedział już jedno. Każdy tutaj przechodził swój swoisty test. Dziadek, Lamber, Katarina czy on. Każde z nich miało do odegrania rolę w tym przedstawieniu. Szkoda tylko że nie którzy aktorzy nie zdawali sobie sprawy z pewnych rzeczy. Uśmiechnął się pod nosem, lecz czując nadchodzące zmęczenie, udał się na spoczynek. *** W pewnym momencie swojego snu, Severus przebudził się z krzykiem. O dziwo nadal żył. Niewiele pamiętał z tego co było po uderzeniu w twarz demona. Odważne, ale jakże głupie posunięcie. Podniósł się powoli, a właściwie tylko głowę, bo reszta bolała go jak cholera. Zobaczył że nie jest sam w komnacie. Lexa. Prawie się ucieszył. Ręka bolała go jak cholera, tak samo jak reszta ciała. Czuł się jakby chorągwia konnicy przejechała po nim. Spojrzał na Norsmenkę: - Postanowiłaś upewnić się że na pewno wykituję - zapytał z uśmiechem. Lekkim. Był to właściwie grymas. Ona jednak zerknęła tylko przez ramię, odwrócona tyłem, a przodem do swojego łóżka, które zdążyła już pościelić starannie. Ułożyła na nim swoją zbroję oraz topór i nowonabytą tarczę. - Så - odparła po norsku, plotąc ze swoich długich, blond włosów, warkocz. - Tappert kjempet - dodała kończąc pleść włosy sięgające niemal pośladków i odwróciła się przodem. Na twarzy Severusa dostrzegła niezrozumienie, choć może tylko jej się wydawało. Podeszła do łóżka, na którym spoczywał i podsunęła sobie pobliskie, blaszane krzesło, które częściowo zeżarte zostało przez rdzę. Usiadła ostrożnie, aby jego konstrukcja nie pękła i przyjrzała się ranie. - Fartowny kutasiarz z Severus - powiedziała już w znanym powszechnie języku i poczęła zdejmować bandaż oraz opatrunek, robiła to bardzo delikatnie… A mogła zabić. - Chwila jeszcza i demon by łeb upierdolić przy sama twoja chuda dupa - twardy, chłodny głos wyłonił się zza jej wąskich warg. Patrzyła wyłącznie na ranę. - Nowa założę. Bandaż - wyjaśniła krótko, oglądając odsłoniętą już ranę - Severus wygląda jak zdeptana goblin, która z dupska jelito wystrzelić i czerwona sraka upierdolić wszystko wkoło - nie do końca wiadomym było, czy to komplement. - A co tęskniła byś jak by mnie rozszarpał? - zapytał się jednocześnie szczerząc zęby - Niewiele wiem o Tobie i tym skąd pochodzisz, ale z tego co widzę jedyne co cenisz to siłę. Fizyczną siłę - zatrzymał się jakby ważył słowa, ale nic więcej nie powiedział na razie. Czekał co powie Lexa. - Lexa za nikt nie tęskni - odparła oschle wylewając pokaźną ilość mocnego alkoholu na ranę akolity, sprawiając mu tym samym mnóstwo bólu. Spojrzała na jego grymas jakby z zaciekawieniem, jednak na jej twarzy nie widniał uśmiech. Widać było, że wcale ją to nie bawi i nie zrobiła tego złośliwie. - Siła to ważna rzecz. Lexa walczyć i to jest cel życie. Chcieć zginąć w walka, nie uciekać. Gdyby Severus zginąć tam na dach, to dumna być mógł z siebie być. To dzielna walka, odważna. Taka śmierć chluba, nie uciekać i plecami do wroga być. Dobrze zrobił, stając twarz w twarz z demon. Nawet Lexa się zawahać przez chwila - mówiąc to przyłożyła duże ilości gazy do rozszarpanej tkanki i zaczęła niespiesznie owijać ranę bandażem Grymas bólu pojawił się na twarzy Severusa, gdy Lexa wylała alkohol na ranę. Jednak nie pisnął słowem. Słuchał jej uważnie. Co jednak myślał było ciężko odgadnąć z jego twarzy. - Siła nie zawsze musi być pokazywana od razu. Czasem warto poczekać. Czasem przychodzi moment właściwy gdy pokazujemy ile jesteśmy warci. Gdybym zginął nie mógł bym Ci się patrzeć w dekolt. Faktycznie to była by wielka strata - zaśmiał się, choć było widać że śmiech nie służy mu. - Severus pierdoli jak dziwka za garść złota - skomentowała obojętnie - Siła wystarcza pokazywać zawsza, bo zawsza się przydaja. Nie ma na co czekać, bo zawarzyć o życia może, a niewyczerpane jej pokłady. To nie jakaś magia plugawa, co kończy się kiedyś - mruknęła znużona kończąc wiązać bandaż, a na słowa o dekolcie, zacisnęła mocno pętle, ściskając tym samym bandażem jego rękę do granic silnego bólu. Uśmiechnęła się przy tym półgębkiem i zrobiła kokardkę na ramieniu. - Tu sia stuknij, Severus - powiedziała wcale nie groźnie i zastukała palcem wskazującym w jego czoło - Lexa nic ciekawe tam nie ma, Lexa to nie kobieta Imperium, lepsza widok se znajdź, Severus - zakończyła pouczająco, a w jej głosie nie czuć bylo oburzenia. Zaczęła niespiesznie na kolanie składać upaprany krwią, stary bandaż. Severus uśmiechnął się przez ból. Kobieta z północy miała swoją rację, i nie zamierzał wyprowadzać jej z błędu. Jej racja, jego spokój. - Stuknąłem demona w papę i widzisz jak skończył - odpysknął jej bo dziewczyna trochę go bawiła - To chyba wystarczy byś przestała uważać mnie za niedojdę? - zapytał retorycznie i z przekąsem - Teraz już nie skurwiała ladacznica, a babsko z kawałkiem jajka. Jeszcze trochę i moża drugie jajko też odrośnie - odpowiedziała na pytanie całkiem serio, nie zważając na to, czy go urazi czy nie. U niej takie odzywki były na porządku dziennym i bracia jakoś specjalnie się nie fochali za to. Bo fochy są dla panienek. Spojrzała na niego mrużąc lekko oczy. Severus uśmiechnął się. Gdyby mógł to by się zaśmiał, ale jednak ból zwyciężył. - Oba jajka są całkiem sprawne - odparł równie żartobliwie - Zawsze możesz zostać moim obrońcą - puścił do niej żartobliwe oko. - Niektóra baba bioro monety za swoja dupa i inna dziury - odparła wstajac z krzesła i patrząc na niego z góry - Lexa biere za swoja siła. Lexa nie naraża życia, bo mieć dobra serce. Nie mieć - zakończyła tym samym odstawiając krzesło pod ścianę i podchodząc do swojego łóżka, aby założyć swoją zbroję. Widać było że Harpia słabo zna się na żartach. Cóż, poważna z niej kobieta. Wojowniczka. Stal i mięśnie. To jedyne co do niej przemawiało. - Co stało się dokładnie, gdy uderzyłem demona w twarz ? - zapytał - Nie wszystko pamiętam - wzruszył ramionami. Wolał zmienić temat, a chciał się czegoś dowiedzieć jeszcze. - Han forsvant - twarda, norska mowa wyrwała się z jej ust - Zniknął - poprawiła się po chwili, zakładając na siebie coraz więcej wojowniczych elementów ubioru, które zasłaniały odkryty do tej pory brzuch, dekolt, ramiona i nogi. Trochę zajmowało to czasu. - Coś jeszta chce wiedzieć? - spytała odwracając głowę w bok, aby zerknąć na mężczyznę przez ramię. - Tak - zaczął spokojnie - Fajnie że, postanowiłaś mnie opatrzyć - miało to zabrzmieć jak podziękowanie - Wiesz, kiedyś chętnie zmierzę się z Tobą na miecze - zażartował. Lexa zaśmiała się krótko, acz głośno. Pierwszy raz podczas prowadzenia tej rozmowy - Lexa nie bije dama - rzuciła w odpowiedzi z pełnym w głosie rozbawieniem. Właśnie zakończyła ubieranie się, więc odwróciła się przodem w kierunku poszkodowanego. - Każda wojownik zasługuje na taka opieka. Lexa nie jest zbyt bystra, słabo leczyć - wzruszyła jednym ramieniem, a jej twarz wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia - Ciesza się, że Lexa się udało uleczyć twoja ręka. Być moża i humor - dodała po chwili i sięgnęła do plecaka po kawałek pieczywa, który podała Severusowi, nic przy tym nie mówiąc. - Ja też nie biję dam, choć wybacz ale Tobie daleko do damy. Bliżej do ogra, któremu burczy w brzuchu - skwitował wojowniczkę Severus. Na wspomnienie o ręce, podniósł ją by po raz pierwszy sobie ją obejrzeć. Ulga jaką odczuł ,gdy zobaczył ją w miarę całą, a nie jako ochłap mięsa, który do niczego się nie nadaje, ogarnął jego ciało. Wziął od Lexy kawałek pieczywa i włożył go sobie do ust. Przeżuwając zapytał: - Co zamierzasz zrobić jak to się wszystko skończy? Nie skomentowała wzmianki o ogrze, gdyż w sumie nie było to najgorsze porównanie. Ogry były duże, silne i każdy się ich bał. - Lexa będzia chlać i ruchać cała tydzień, a potam się zobacza - usiadła na swoim łóżku, żeby obwiązać sobie zdrowe dłonie niewielką warstwą bandażu. - O w końcu mówisz moim językiem - zaśmiał się młodzieniec - Jak to przeżyjemy to zabieram Cię do baru gdzie nakurwimy się niemilosiernie - rzucił luźno dodając - A jak nie padniesz za wcześnie to i wyruchac Cię mogę - Lexa moża Severus wyruchać. Lexy się nie rucha, Lexa dyma innych aż kutasy spuchną i jaja zamienią się w dwa, wysuszona rodzynka - rzuciła w odpowiedzi z rozbawieniem, ale i dumą jednocześnie. Skończyła obwiązywać jedną dłoń i zabrała się za drugą. Severus zaśmiał się, by po chwili spróbować wstać z łóżka. Chciał wyprostować nogi, bowiem te mu już zdrętwiały. Powoli, nie spiesząc się odrzucił nakrycie i delikatnie podniósł swoje plecy. Nogi delikatnie podkulił do siebie, a potem wyprostował ponownie. W końcu, troszkę podciągając się, opuścił nogi tak że te zwisały mu z łóżka. Siedział tak przez chwilę: - Widocznie słabych zawodników Lexa spotykała - zachichotał - I powiem Ci tak, nim odzyskamy kielich, albo umrzemy próbując będę ssał twój język - obiecał jej. Norsmanka przechyliła głowę na bok jak pies, który nie zrozumiał nietypowych dla ucha dźwięków. Po chwili jednak otrząsnęła się i zabrała swój bagaż,zarzucajac go na plecy. - Severus już lepiaj się czuć, więc Lexa pójdzie - oznajmiła chwilowo puszczając uwagę mimouszu, jednak kiedy tylko otworzyła drzwi pokoju, przystanęła w jego progu, odwrócona plecami do akolity - Już ktoś cię ubiec - rzuciła na odchodne przegryzając dolną wargę i opuściła pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. - Co nie znaczy, że go mieć nie będziesz - mruknął po cichu pod nosem akolita, zadowolony z takiego obrotu spraw. *** Poranek dla młodego akolity był niezbyt przyjemny. Ból przyszedł na nowo, bo choć został opatrzony i uleczony przez Lamberta, to jednak nie był on całkowicie zdrowy. Pochmurna i zamyślona twarz spoglądała przed siebie, a oczy Sigmarity były wpatrzone w jeden punkt. Dopiero ciche pukanie do drzwi i pojawienie się w nich Dziadka wywołało jakąś większą reakcję. - Witaj - rzucił sucho Severus - Nie ma tu Katriny, jeśli jej szukasz. Pyotr patrzył chłodno na rannego akolitę, po czym omiótł pomieszczenie wzrokiem, sprawdzając kto jeszcze jest obecny, lecz prócz nich nie było nikogo. - Ty też ją winisz. - stwierdził - szukałem jeno tego chłopca... Adama, Adara, choć na jedno wychodzi. - Mógł to być żart, zwracający uwagę na to jak oboje często przebywają razem, jednak twarz Pyotr pozostała poważna. Chciał już wyjść, lecz zaraz znów zwrócił się do Saverusa. - Też tam byłeś… Akolita delikatnie podniósł się do góry, opierając plecy o poduszkę. - Ją? Za co? - zapytał nie za bardzo rozumiejąc co miał na myśli Dziadek. - Nie ma znaczenia, jak było naprawdę. Słowa Lamberta zbiorą żniwa. Dziś, jutro Katarina będzie martwa, chyba że powiesz wszystkim co się wydarzyło. - Pyotr znów utkwił wzrok w akolicie. Nie pierwszy już raz patrzył tak nań, jakby widział w nim coś więcej niż ten sam chciał pokazać. - A według Ciebie co się wydarzyło? - nie dało się nie wyczuć kpiny w głosie Severusa - Oświeć mnie - lekko się zaśmiał, bowiem nawet to sprawiało mu ból. Pyotr nie odwzajemnił rozbawienia, jednak jego słowa świadczyły, że podjął tę grę. - Norsmenka i Lambert znieśli cię rannego z wieży. Lambert stale głosi, że dziewczyna przyzwała demona, jeno kiedy poszedłem na górę zobaczył żem jeno roztrzęsioną Katarinę i tego chłopca. Teraz stoję tu i to ja mam mówić jakie zdarzenia miały tam miejsce? - Gdybym wiedział co się wydarzyło to bym był szczęśliwszy ale nie wiem guślarzu. Wydaje Ci się że wiesz coś. Tej małej wydaje się że też wie coś, ale tak naprawdę jesteście niczym ślepiec i głuchy zamknięty w otwartej przestrzeni. - syknął Severus przez zęby - Labert jest zaślepiony, ale nie martw się. Nie dotknie Katariny - rzekł śmiertelnie poważnie tym razem. Nie było w tych słowach gniewu czy złości, po prostu zimna pewność siebie. Dziadek Rybak wyprostował się i wreszcie odszedł od drzwi by spocząć na siedzisku. Czas jakiś nie odpowiadał, jakby zastanawiając się nad czymś zupełnie innym. - Po co ta zabawa Severusie - wzrok Pyotra nabrał ostrości,a słowa jakich używał przestały pasować do zwykłego starca ze wsi - zagrajmy w otwarte karty. Kto przyzwał tego demona? Ty? Wiem, że tam był, wyczułem to. - Nie. Nie byłem to ja. To było coś innego - odparł, jakby nie wiedział jak to guślarzowi wytłumaczyć - Coś czego nie chcę nigdy spotkać. I ty też. Coś czego nie da się zatrzymać - dodał, a w jego głosie można było wyczuć strach - ...a jednak ktoś to zatrzymał. Coraz więcej wizji nachodzi mnie w nocy. Armie Chaosu, które zalewają świat ludzi. Bestie, które wychodzą z rozszarpanych w osnowie portali. Z jakimi siłami próbujemy walczyć? Co właściwie wydarzyło się przed moim przybyciem? - Ktoś? Faktycznie - mruknął tylko Severus - To co widzisz to jedna z tych możliwości, które się mogą wydarzyć. Jeśli Chaos wykorzysta kielich, to co widzisz przestanie być wizją a stanie się rzeczywistością Pyotrze - rzekł bardzo poważnie akolita. - Wiem jakimi prawami rządzą się wizje, akolito. Choć sam to wyczuwam, nie pojmuję dlaczego kielich jest tak ważny. - Czemu jest ważny? - powtórzył pytanie - Widzisz to co przynosi dobro, może przynosić zło. Tak to działa. A kielich...może przynieść wiele zła. Jakiego? Nie wiem i wolę się nie przekonywać o tym - rzekł poważnie - Pytasz czy miałem wizję. Tak miałem. Nie wiele z niej rozumiem. Wiem co widziałem, a był to sam Pan Zmian. Wiesz czym on jest ? - zapytał - Ten Który Zmienia Drogi, Władca Czasu i Pan Przemian, widzę do czego zmierzasz... Słyszałem opowieści. - Tak ale tym razem objawił nam się jego najwierniejszy Herold. Lord Zmian. Oko Tzeentcha. To on rozdarł kurtynę pomiędzy naszym światem, a swoją domeną. Widziałem armię chaosu. Widziałem jak to miejsce pada, wraz z arcymagiem, który postanowił zmierzyć się z Obserwatorem. Nie wiem czemu to widziałem, nie wiem czemu Sigmar obdarzył mnie tą łaską a może to miejsce tak działa na tych, którzy widzą i wiedzą więcej - kontynuował spokojnie - wiem jedno, zakłóciliśmy spokój zmarłych tu. To miejsce ma swoją historię i ma swoją moc. Bacz by nie zbudzić śpiących Pyotrze. Co zrobisz gdy Lambert postanowi skrzywdzić Katarinę? Będziesz stał spokojnie i patrzył, czy staniesz przeciw niemu ? - zapytał nagle akolita spoglądając zimno guślarzowi prosto w oczy. - Natenczas będę już w drodze do krainy Morra - odpowiedział niejasno Severus spojrzał dziwnie tym razem na guślarza jakby spodziewał się innej odpowiedzi. Rozczarowanie malowało się na młodej twarzy akolity. - No to lepiej będzie jak zaczniesz przygotowywać się do ostatniej podróży - zaśmiał się głucho Pyotr również się uśmiechnął i spoglądając na swego rozmówcę badawczo rzekł: - Myślę, że chodzi nam o to samo, akolito, a jednak nie darzę cię choćby krztyną zaufania, podobnie jak ty nie darzysz nim mnie. Obaj wiemy, jaką wagę niesie z sobą ta wyprawa, jednocześnie nie mając pomysłu co właściwie się dzieje. Jednak... lepiej dla jej powodzenia by Katarina dożyła jej końca. - To jej pilnuj !- warknął Severus - Tak by nie rzucała się w oczy Lambertowi. Kapłan musi dożyć do momentu aż, dotrzemy w miejsce naszego przeznaczenia. Co nie znaczy… - uśmiechnął się tylko nie dokończając zdania. Pyotr powoli wykonał ruch głową, który mógł oznaczać zgodę. - Czas na mnie. Zanim pójdę, potrzeba Ci czegoś? - Odpowiedzi na jedno pytanie Pyotrze. Czego tak naprawdę chciałeś ode mnie przychodząc tu? - zapytał sztywno akolita. Na twarzy Pyotra znów zagościł uśmiech. - Przenikliwy masz umysł. - starzec wstał i podszedł do drzwi - Pytań i odpowiedzi. Zdrowiej Severusie. - drzwi zamknęły się delikatnie, cicho skrzypiąc w zawiasach. *** Drzwi zamknęły się zostawiając samego Severusa. No może nie całkiem samego, bowiem Marta po chwili znalazła się tuż koło swego Pana. Wziął więc swoje zwierzątko na ręce i czule je pogłaskał. Nie spieszył się już z niczym. Powoli każdy wykładał swoje karty na stół. Ze swoimi zamierzał jeszcze poczekać. Mając trochę czasu postanowił dokładnie zbadać skrzynkę, którą znalazł. Początkowo się jej tylko przyglądał. Szukał na nich inskrypcji, symboli albo run. Gdy odwrócił szkatułkę do góry nogami, zobaczył pewną inskrypcję. Skrzynka upadła z łoskotem na ziemię. Znał te symbole. Widział je raz, może dwa razy w życiu. Wiedział co trzeba było zrobić. Owinął znalezisko w szmatę i schował ją do plecaka. Wiedział komu należy to przekazać. To było zbyt niebezpiecznie, by on sam się tym zajął. Gdy naszedł czas wyszedł z komnaty, by móc spotkać się z towarzyszami.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) Ostatnio edytowane przez valtharys : 25-06-2016 o 12:09. |
24-06-2016, 13:03 | #222 |
Administrator Reputacja: 1 | W życiu wojaka, wędrującego z kąta w kąt, imającego się przeróżnych zajęć, z czasem zaczynały się liczyć trzy rzeczy - seks i pieniądze. No i honor. Tego ostatniego Ernst miał akurat pod dostatkiem, natomiast reszta... Norsmenka, uważająca siebie za bardziej męską, niż wszyscy mężczyźni świata? Wiedźma, zimna niczym tchnienie serca zimy? Wolne żarty... Pozostawało złoto. Czy też inne dobra materialne. Goboczujka była wielką twierdzą, z pewnością kryjącą wiele sekretów, a Ernst miał cichą nadzieję, że jakiś z nich zdoła odkryć. Wyprawa do lochów twierdzy, która padła ofiarą wojny... i przeklętej magii Tzeentcha. Ernst z radością zrobiłby to w doborowym towarzystwie, w dobrze sobie znanej kompanii, ale... tej ostatniej akurat nie miał pod ręką. Od chwili, gdy Dieter zginął, był - nie da się ukryć - sam. Sam wśród tych, do których się przyłączył, z którymi stoczył kilka potyczek, lecz to nie zrobiło z niego jednego z tamtych. Czuł się obco, chociaż i tak pewnie było w tym nieco jego winy. Z drugiej strony... może to i lepiej. Patrzeć na śmierć przyjaciół - to nigdy nie było łatwe, nawet jeśli widziało się to nie raz i nie dwa. Lepiej było otoczyć się murem obojętności. W motywy Klausa, który się do niego przyłączył, Ernst nie wnikał, ale i nie miał nic przeciwko zwiedzaniu twierdzy w czyimś towarzystwie. Dwie pary oczu to więcej, niż jedna - zawsze była szansa, że jeden z nich dostrzeże coś, czego ten drugi nie zauważy. Najciekawszym obiektem, na jaki natrafili, była kolejna para poszukiwaczy skarbów (lub mocnych wrażeń - Ernst nie wypytywał) - Lexa i Wilhelm. Na szczęście w porę rozpoznani, więc nie zaowocowało to kolejnymi trupami, których i tak w tej przeklętej twierdzy było pod dostatkiem. A niektórzy, co gorsza, spokoju po śmierci zaznać nie mogli, i włóczyli się w charakterze zjaw, strasząc niewinnych przechodniów. A ze na dodatek niewrażliwa była na stal i ołów, nie tylko straszyła niektórych, ale i okrutnie denerwowała pozostałych. Trudno się dziwić, że wystrzał sprowadził kupę ludzi - co jeden, to mądrzejszy od drugiego. Jeden w drugiego niedowiarki, zadajacy mnóstwo bzdurnych pytań. - Zjawa tu była. Zaprasza nas, byśmy za nią poszli - powiedział Ernst. - Albo chce nam pokazać coś ciekawego, albo prosi o urządzenie pogrzebu. Wystarczający powód, byśmy skorzystali z zaproszenia. Ruszył za Lexą. A za nim inni. Albo gnani ciekawością, albo chęcią niesienia pomocy duchowi, albo też nie mając odwagi na własną rękę wracać przez nawiedzane przez zjawy zamczysko. W każdym razie nie skąpili, przynajmniej niektórzy, dobrych rad. Takich, jak szanowanie zmarłych. Rada była nieco spóźniona, bowiem powitanie, jakie Wilhelm zgotował zjawie, do najserdeczniejszych nie należało, ale cóż robić. Ernst nie był pewien, co by zrobił, gdyby nie to, że widok zjawy za bardzo go zaskoczył. - Oczywiście, pełen szacunek - zapewnił Kasa, w duchu robiąc równocześnie poprawkę na zbyt agresywnych zmarłych. Po co niektórzy się dołączyli, co chwila proponując rezygnację z poszukiwań? Kolejna rzecz, której Ernst nie wiedział. Być może nie mieli odwagi się wycofać... - Ona raczej nie wyglądała na taką, co nas chciała powstrzymać. Gdyby tak było, to by tutaj stała, na naszej drodze - Ernst skomentował wypowiedź jakiegoś mędrka. - A gdyby osiągnęła spokój, to by się nie włóczyła po twierdzy - odpowiedział na kolejne genialne pytanie. - Ale jeśli chodzi o prowokowanie, to się w pełni zgadzam. A był też dureń, co mu się zdało, że żarty ktoś sobie tutaj stroi i łazi w prześcieradło odziany... - Gadaj ze ślepym o kolorach - odpalił Ernst. - Zjawa, czyli duch. Metal jej nie tknął. Zobaczysz, to uwierzysz. Może zechce ci się pokazać. A może i dotknąć. Miałem wrażenie, że przeleciała przez Wilhelma, ale to już sam by musiał powiedzieć, czy mnie wzrok nie mylił. Na szczęście Wilhelm potwierdził słowa Ernsta i wątpiący mądrala się zamknął. Idąc w ślad za zjawą dotarli do okutych żelazem drzwi. Te krótki stawiły opór, by wpuścić wszystkich do sporych rozmiarów pustego pomieszczenia, w kącie którego znajdowały się oczyszczone przez szczury zwłoki kobiet, dzieci i starców. Zapewne cztery lata wcześniej szukali tu schronienia przed zbliżającą się hordą. Wszyscy stracili życie w jednej chwili; matki wciąż trzymały w objęciach swoje dzieci, które w przerażeniu wtulone były do ich piersi. Potężne zaklęcie, które wyzwolił Pan Zmian wydarło z ciał dusze, skazując je na wieczne nawiedzanie tego miejsca. Pozostały po jego przybyciu strach wciąż unosił się w powietrzu, będąc echem dawnych dni. - Gdzieś tu powinna być nasza zjawa - powiedział cicho Ernst. Nie sądził, by był to duch jednego z tych nieszczęśników. Zjawa miała łańcuchy. Najwyraźniej niektórym potrzebna była 'żywa' zjawa, bo nawet stosy trupów nie powstrzymały ich od przerzucania się "mądrymi" słowami. - Wolałbym tego nie wiedzieć - Ernst skomentował słowa Kasa, który ciekaw był, czego świadkiem były tutejsze mury. - I nie widzieć. Ale skoro już tu jesteśmy... trzeba by zobaczyć, skąd przyszła ta zjawa. Gdzieś powinien być jej szkielet. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... aż wreszcie magia tkwiąca w mieczu Adara ujawniła runy... Namalowane na ścianie magiczne runy, łączyły się ze sobą w skomplikowany wzór, który z większej odległości wydawał się być pentagramem. Oświetlone blaskiem Pobrzaska, glify wydawały się lśnić od nagromadzonej w nich mocy. Stojąc naprzeciw im, śmiałkowie zastanawiali się nad ich przeznaczeniem oraz sposobem w jaki mogły powstać. Pewni byli tylko jednego; ktokolwiek lub cokolwiek namalowało owe symbole na ścianie; z całą pewnością nie miało dobrych zamiarów. A zdaniem Pyotra twórca tych runów był sam Pan Zmian. - Rozwalmy ścianę? - zaproponował Ernst, usiłujący dojść do celu, jakim było usunięcie runów, na skróty. Który to projekt spotkał się z ironiczną odpowiedzią Dziadka. - Najlepiej wziąć dupę w troki i nic nie zrobić, tylko zwiać z podkulonym ogonem? - spytał Ernst. Najwyraźniej trafił w starnnie do tej pory ukrywane pragnienia Pyotra, który najchętnie by stąd uciekł. No i nie przemądrzały Pyotr znalazł sposób na runy, a Katarina. Ze zgubnym dla siebie skutkiem... Na szczęście bogowie jacyś czuwali nad wiedźmą i udało sie ją przywrócić do życia. Dziewczyna musiała się naprawdę cieszyć łaską bogów, bo mimo tego, jak ją traktowano, odzyskała wreszcie oddech. Dziw nad dziwy, skoro zamiast ją ratować, obrzucano się mądrymi radami i głupimi słowami. Nic dziwnego, że Norsmenka w koncu się nieźle zdenerwowała... chcociaż zdaniem Ernsta rzucać Katriną nie powinna, nawet jeśli ta ostatnia trafiła w czyjeś ramiona. Cud prawdziwy, zaiste, że dziewczyna po takich przejściach zdołała otworzyć oczy. Laboratorium alchemiczne? Tu Ernst nie miał nic do roboty. No i nie zamierzał dłużej siedzieć w tym miejscu. Z jego usług zrezygnowano, a tu nie bardzo miał co robić. Niech się inni przekopują przez stosy kości, on idzie spać. A jeśli ktoś postanowi zrobić tu porządek i sprawić nieszczęśnikom pogrzeb, to on się poświęci i pomoże, chociaż roboty było tu dla całej armii grabarzy. |
27-06-2016, 02:09 | #223 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Goboczujka, Wrzosowiska 10 Kaldezeit, 2526 K.I. Świt Hieronim Lambert wyjrzał w zbierającą się przed nim ciemność i odczuł coś czego nie zaznał od bardzo wielu lat. Uczucie tak silne i pierwotne w swej naturze, że potrafiła ulec mu nawet najpotężniejsza z armii. Uczucie będące nieodłącznym elementem życia, które znał każdy śmiertelnik - strach.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 |
28-06-2016, 22:50 | #224 | |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Rewik : 04-07-2016 o 14:34. Powód: interpunkcja | |
30-06-2016, 23:05 | #225 |
Administrator Reputacja: 1 | Walka... Po raz kolejny okazało się, że na brutalną siłę najlepsza jest brutalna siła. Jedna bomba, rzucona przez Wilhelma, wyrządziła więcej szkody, niż Ernst mógł sobie wyobrazić. On sam musiałby wystrzelać wszystkie naboje, a nie osiągnąłby takiego efektu. Zazdrość? Nie... raczej złość na siebie. Wszak zabrał ze zbrojowni takie same bomby, a nie pomyślał o tym, by ich użyć. Może dlatego, że nie był przyzwyczajony do takiej broni? Skrzesał ognia, a gdy lont zapłonął jasnym płomieniem, którego wiatr nie mógłby zdmuchnąć, rzucił bombę w sam środek grupy przeciwników, wśród których był ogr, do którego poprzednio strzelał. Ogłuszające BUM!, wycie bólu, przesłaniający wszystko dym... i parę trupów, gdy dym się rozwiał. A potem kolejny strzał. I następny... i nie ostał się żaden wróg prócz przywódcy, samego Ragusha. Tego też by się dało wykończyć, gdyby nie Schulz, który postanowił udowodnić całemu światu, jakim wspaniałym jest wojownikiem. I jakim głupcem. Jedno i drugie udało mu się wspaniale. Dziwić mogło tylko to, że przeżył, ale Ernst nie sądził, że w najbliższej przyszłości Schulz przyda się w walce. Każdy jednak wybiera swoją drogę życia płaci za swoje decyzje. Najważniejsze jednak było to, że zniszczyli Ragusha i jego bandę. Kolejny sukces na drodze do celu, chociaż okupiony stratami. Jeszcze trochę... |
01-07-2016, 01:15 | #226 |
Reputacja: 1 | Pierwsze blaski słońca wpadające przez okno komnaty wyrwały go z półsnu, w którym trwał przez całą noc. Adar przetarł knykciami sine od niewyspania oczy i wygrzebał się zza szafy. Był blady, a na włosach i ramionach miał uczepione mlecznobiałe pajęczyny. Z grymasem bólu rozruszał zastałe stawy i okręcił głową. Przez słaby sen czuł się wyczerpany i obolały. Choć to drugie zapewne zależało od wyboru miejsca spania.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
01-07-2016, 13:16 | #227 |
Reputacja: 1 | Młody łowca cieszył się na widok małej armii która nadeszła. Chłopi byli na lepszej pozycji, mieli mury, byli wypoczęci i dozbrojeni. Stawać z chaośnikami w otwartym polu byłoby niezwykle trudno, a tutaj to chłopi mieli przewagę i zamierzali z niej skorzystać. Klaus rozpoczął ostrzał i to dość skuteczny, czuł że podczas tej wyprawy znacznie polepszył swoją celność. Jego głównym przeciwnikiem był jednak Ragus. Tak jakby zwycięstwo nad całą armią potworów nie miało znaczenia gdyby sam ich lider nie poległ w walce. Klaus wiedział, że jeśli ten bydlak ucieknie, to nie przestanie nękać okolicznych wiosek, mordować i wyłapywać chłopów. Wiedział, że chaośnicy bez lidera zajęci są walką sami ze sobą i nie stanowią aż takiego zagrożenia. Tym bardziej zależało mu na zabiciu Ragusha, zwłaszcza że wciąż żywa była w Klausie pomsta za powieszonych mieszkańców jego wioski. Nie sposób było opisać radości jaka pojawiła się w sercu Klausa na widok martwego Ragusha. Ten potwór wreszcie dostał to na co zasłużył. Choć nie. Dostał o wiele za mało. Śmierć była zbyt szybka wobec tego co powinien otrzymać za tyle krzywd jakie wyrządził okolicznym wieśniakom. Wciąż żywe w pamięci było drzewo wisielców. Rannych wieśniaków pozostawił tym którzy znali się na opatrywaniu ran, sam nie był w stanie im pomóc, skupił się na tym co był w stanie zrobić... Gdy zszedł na dół wyłupił oczy Ragushowi, a potem swym nowym toporem odrąbał mu łeb. Użył też sznura by przywiązać jego głowę i ciągnąć ją za sobą. Nie obchodziło go co pomyślą inni. Ta głowa miała im się jeszcze przydać w nadchodzącym starciu. Ta głowa miała zasiać strach wśród następnej bandy chaośników i uświadomić im że ich wielki wódz, generał, padł. |
02-07-2016, 16:44 | #228 |
Reputacja: 1 | Kasimir wspiął się na mur i dudniącym sercem obserwował rozwój wydarzeń. Zobaczył w końcu Ragusha, mutanta który przysporzył im tyle cierpienia, zgodnie z przewidywaniami najbrzydszego skurwysyna po tej stronie Goboczujki, jeśli nie liczyć samego grabarza. Przedstawienie, w którym rolę aktorów zagrały głowy dwójki dzieci, a którego docelową publiczność stanowił biedny Albert Schultz, wycisnęło z oczu młodzieńca gorzkie łzy. - Jeśli ktoś nie wie! - Wydarł się chłopak, zwracając się do mieszkańców Muhlendorfu, którzy z przestrachem patrzyli na dziejąca się poniżej scenę. - Ten z dużymi rogami to Ragush Krwawy-Róg! Zasłynął podczas Burzy Chaosu tym, że sam jeden obsłużył wszystkie konie Wolfenburskich Kawalerzystów! Od dekady leczył swoją DUPĘ, ale teraz powrócił! Chyba znowu chce zostać wyruchanym! Tym razem jednak zrobimy to PORZĄDNIE, bez poprawek. Jego pan i władca wysłał go tutaj, bo BOI SIĘ że go powstrzymamy! Te krówska są tu tylko po to, żeby nas SPOWOLNIĆ! Słyszysz, Ragush!? Jak to jest być mięsem armatnim, ty krowia kurwo!? - Na twarzy i szyi grabarza pojawiły się tętniące żyły. - Zabija DZIECI jak najgorsze ścierwo, bo nigdy nie podoła ostlandzkim mężczyznom! CHODŹŻE TU, bydlaku! Zgiń pod moim butem! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! OSTLAND! OSTLAND! OSTLAAAND! - Chłopak zeskoczył z muru i wyglądało, jakby miał zamiar rzucić się na atakującą hordę. Powstrzymał go Lambert, ciężko kładąc młodzieńcowi dłoń na ramieniu. Kapłan bitewny nie mówił nic i nawet nie spojrzał na chłopaka, twardym jak stal wzrokiem obserwując szarżę zwierzoludzi. Kasimir zrobił minę i spojrzał po otaczających go wieśniakach z Muhlendorf. - Mamy mieć największą stertę kozich trucheł. Jeśli nasza będzie choć cal mniejsza niż przy drugiej wyrwie, każę Schultzowi nas wszystkich zastrzelić. A jeśli któryś z was zginie przed końcem, zejdę do piekieł, wywlekę go za szmaty i zaciągnę z powrotem na szaniec, zrozumiano? Nie wywiniecie się z tego obowiązku, z tej przyjemności. ZA IMPERIUM! Zarżnąć mutanta, spalić heretyka! - Kas łupnął toporem Duraka o swoją wyciągniętą ze zbrojowni tarczę. Herb Ostlandu, byczy łeb, patrzył groźnie na nacierające hordy. Młodzieniec przełknął ślinę i próbował uspokoić oddech, jakkolwiek nie było to łatwe w obliczu nieuniknionej śmierci. |
02-07-2016, 23:52 | #229 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
03-07-2016, 22:02 | #230 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu |